ODPOWIEDZ
27 y/o, 181 cm
strzela z łuku do celu dla kanadyjskiej reprezentacji
Awatar użytkownika
I'm slamming the door, but I'm staying I make up my mind then I change it It's you that I want when we're breaking Every time I tell you that we're done, I'm fakin'
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
postać
autor

And I tried to hide the feeling
But it just won't go away
Let's pretend nothing happened, I agree
But you're a much better actor than me
Ostatnia strzała, którą wypuścił tego popołudnia, poszybowała z niebywałą prędkością prosto w środek tarczy. Turniej, na który zapisał go jego trener, był tak naprawdę ostatnim sprawdzianem przed mistrzostwami świata w Gwangju w Korei Południowej. Miał już zagwarantowany start, posiadał odpowiednią liczbę punktów, a będąc też w kadrze narodowej Kanady, posiadał pierwszeństwo w tego typu zawodach. Owszem, jechali też jego koledzy, koleżanki, ale oni, w przeciwieństwie do Jaydena nie byli nastawieni na walkę, a raczej, aby się pokazać, być może coś wygrać. Baudet nie tylko chciał udowodnić samemu sobie, że nadaje się na kolejne igrzyska olimpijskie, ale również prasie, która – jak się okazało – od samego rana uważnie śledziła każdy krok łucznika. I co go najbardziej przerażało w tym wszystkim, pojawili się tam dziennikarze, których nigdy nie widział na oczy i mógłby przysiąc, że żaden z nich nie był dziennikarzem sportowym.
Opuścił tor z uśmiechem na ustach i chociaż nie pozował do żadnego ze zdjęć, był pewny, że fotografowie uchwycili te najlepsze ujęcia, podczas których Jay emanował spokojem i pewnością siebie (tymi dwoma cechami, których brakowało mu przez ostatnie kilka dni). Gdzieś wzrokiem szukał Bowiego, którego zgubił, kiedy przeszedł już do szatni, w której oczekiwał z trenerem na swoją kolej. Był pewny podium, nie interesowało go, które miejsce zajmie, a liczyło się tylko to, by po prostu wrócić z medalem, który i tak wyląduje w pudle, ukrytym na strychu domu. Nienawidził tych nagród i pewnie, gdyby mógł, wyrzucałby je od razu do śmieci po opuszczeniu stadionu.
Kiedy dostrzegł Bowiego, posłał mu lekki uśmiech i pomachał, zapewne chcąc mu tym samym dać do zrozumienia, że cały czas o nim pamięta. Nie mógł się doczekać ponownego spotkania z chłopakiem. Zawsze, po tych kłótniach, które przechodzili, przychodził ten dziwny czas, gdy Baudet zachowywał się jak zakochana nastolatka i jedyne, o czym myślał, to jak spędzić najwięcej czasu ze swoim chłopakiem.
Odwrócił wzrok niemalże natychmiastowo, jak usłyszał swoje imię, które padło z ust trenera. Skierował się zaraz za nim do szatni, by tam omówić wszystko to, co poszło dobrze, a co poszło źle (bo dla starego Williama, nawet milimetrowe odchylenia od idealnego wyniku, były powodem do zbesztania Jaydena, za zbyt duże odbieganie myślami od najważniejszego celu, jakim dla grubawego mężczyzny było pierwsze miejsce). Ostatnio co raz to częściej kłócili się po zawodach i chcąc czy nie, oboje doszli do wniosku, że wraz z kolejnymi mistrzostwami świata, zakończą wspólną karierę, a pieczę nad młodym olimpijczykiem, przejmie znacznie młodszy trener, który jeszcze dwa lata temu reprezentował Francję.

Po ogłoszeniu wyników i wciśnięciu złotego medalu na szyję Jaydena, ten zszedł powoli na murawę, aby fałszywie uśmiechać się do fotoreporterów, którzy prosili o to, by ten spojrzał akurat w ich kierunku. Nienawidził kamer i szczerze liczył, że uda mu się ominąć te wszystkie dziennikarskie hieny. Miał prosty plan: uciec do szatni, szybko się przebrać i odnaleźć Bowiego na parkingu, gdzie umówili się jeszcze w wysyłanych rano wiadomościach. A potem? Może dać upust romantycznym emocjom.

Odpowiedział coś jednemu z dziennikarzy, kiedy kątem oka dostrzegł, jak znana mu sylwetka podbiega w jego stronę. Za nim – ku zaskoczeniu nie tylko samego Jay’a, ale też kilku innych zawodników, biegło dwóch ochroniarzy. Nie miał teraz czasu na to, aby rozmyślać, jak Vance przedostał się na arenę, ani tym bardziej jaki był tego powodu. Zerwał się natomiast do biegu, wymijając tym samym ciemnowłosego, odcinając tym samym dwóm osiłkom drogę w jego kierunku.
Hej, hej, hej! Spokojnie! On jest ze mną — odpowiedział, chociaż każdy, kto znał go wystarczająco długo, wiedział że ten wcale nie był spokojny. Zmarszczone brwi, lekko uniesione ramiona… pewnie gdyby nie śledziły go oczy kilkudziesięciu kamer, gotowy byłby do tego, aby pogrozić ochroniarzom. — Zaraz z nim pogadam i opuści arenę, przecież nikomu nie zagraża, tak? — ignorował natrętne spojrzenia współzawodników, ignorował też wzrok trenera, który widocznie po raz pierwszy dostrzegł, co, a właściwie kto, rozpraszał Baudeta przez ostatnie miesiące, co przełożyło się na jego opuszczanie treningów. Nie zareagował, a jedynie przyglądał się, jak rozwinie się cała sytuacja.
Kiedy ochroniarze odeszli, a Jay miał pewność, że nie rzucą się na nikomu winnego Bowiego, odwrócił się w jego kierunku, wbijając przy tym w niego pytające spojrzenie. Pociągnął go w kierunku barierek, widocznie chcąc jakkolwiek zejść ze środka murawy, gdzie byliby wystawieni na widok innych. Nie tak się umawiali, przecież dosłownie za kilka minut widzieliby się na parkingu i nikt by im nie przeszkadzał. Kusiło go w tym momencie dotknąć chłopaka, być może złapać za rękę i przysunąć bliżej. Pocałować na oczach świata, pokazać, kim tak naprawdę jest. Mimo to świadomość, że obserwują go dziennikarze z portali plotkarskich, dość dobitnie powstrzymywała go przed tymi ruchami.
Ściszył nieco głos, tak, jakby to, co teraz powie, miało zostać tylko pomiędzy nimi. Wzrok umieścił nie na oczach, a ustach Bowiego.
Aż tak się stęskniłeś przez te kilka godzin, że nie mogłeś wytrzymać? — mruknął prosto w jego usta, nie tylko ściszając głos, ale również obniżając ton, a wzrok podnosząc na oczy Bowiego, szukając w nich odpowiedzi na zadane pytanie. W końcu były one zwierciadłem duszy, prawda?

Bowie Vance
23 y/o, 183 cm
You make me money I'll make you laugh
Awatar użytkownika
Too cool to hustle, too wild to give a damn.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

   Ostatnie kilka dni spędził w studiu nagraniowym ojca, częściowo zaciągnięty tam siłą, chociaż tym razem tak nie do końca. Ostatnio odkrył w sobie nowe pokłady weny, co wiązało się z większą motywacją z przesuwania palców po strunach i czerpania z tego dodatkowej przyjemności. Przez chwilę wszystko zdawało się płynąć, a melodia, słowa i dźwięki przychodziły naturalnie i nawet jego ojciec spoglądał w zastanowieniu na to co robił, bo jednocześnie zamiast skupiać się na sobie, angażował w swój własny projekt i innych muzyków. Być może miało to związek z tym, że pogodził się z Jaydenem i to upewniło go w pewien sposób, że może naprawdę im na sobie zależy. Może Jay tak łatwo jednak nie zniknie? Może okaże się jego stałą i czymś w rodzaju kotwicy? Bardzo trudno było mu dłużej ignorować fakt, że po kłótniach i podczas cichych dni 一 bo tak łatwiej było to nazywać, niż rozstaniem, skoro teoretycznie nigdy nie powiedzieli sobie, że są w związku 一 czuł się coraz gorzej. Rzeczy, którymi wcześniej poprawiał sobie humor już go tak nie cieszyły, a seks… chyba od roku nie przespał się z nikim oprócz Jaya i to nie tak, że nie miał okazji. Po prostu nie miał ochoty, bo zawsze coś było nie tak, bo jak ktoś nie był Jayem, to nie był już taki interesujący i podniecający (chociaż po pijaku kleił się do kogo popadnie, ale i tak nie szedł na całość). Trochę go to przybijało, bo czasami miał wrażenie, że coś z nim jest nie tak.
   Coraz częściej było to więc źródłem weny. Im więcej emocji, tym więcej dobrych tekstów. Nagrał coś, po raz pierwszy od dawna, ale nie miał zamiaru tego narazie nigdzie publikować, bo nie miał planu na karierę muzyczną. Nie miał pojęcie czy chce iść w ślady ojca, czy może nagle zmieni zdanie i zrobi coś zupełnie innego. Mimo wszystko rozpierała go energia, a nuda zabijała, więc nie potrafił usiedzieć na miejscu.
   Z jego Jaydenem umówił się na turnieju łuczniczym i Bowie nie miał zamiaru tego przeoczyć. Nawet nie imprezował za bardzo w tym tygodniu, a jego mieszkanie w downtown dawno nie zaznało aż tyle spokoju. W dodatku było naprawdę czysto, bo sprzątaczka, która przychodziła dwa razy w tygodniu w końcu nadążała za ogarnianiem mu chaty, skoro niewiele się tam działo. Nawet zamówiła pranie kanapy i mycie przeszklonych ścian, za co dostała spory dodatek do pensji. Bowie ją lubił, bo nie plotkowała i czasami zostawiała mu domowy posiłek na kuchence albo w lodówce.
   Ryk motoru przeciął ciepłe, parne powietrze gwałtownie, nie pozostawiając wątpliwości, że ktokolwiek się zbliżał, robił to szybko. Może nawet zbyt szybko na takie okoliczności. W nocy musiało padać, bo dalej było czuć wilgoć, pomimo ciepłych promieni słońca, lejących się z nieba razem z żarem.    Chłopak zajechał na parking, ostro przecinając jeden z zakrętów i mijając się z jakimś wozem terenowym zaledwie o milimetry. Zaparkował i postawił maszynę, schodząc z niej nonszalancko, jednocześnie zdejmując kask, tym samym uwalniając burzę loków w dwóch kolorach. Odłożył nakrycie głowy, podciągnął dziurawe jeansy i rozpiął skórzaną kurtkę, pochylając się zaraz do lusterka, żeby spojrzeć na swoje odbicie, otrzeć kciukiem kącik ust i przetrzeć opuszkiem palca małą smugę od tuszu pod okiem. Rozmazywanie było w porządku, ale co za dużo, to niezdrowo. Wyszczerzył się do własnego odbicia, sprawdzając jeszcze czy nie ma czegoś między zębami i dopiero wtedy wyprostował się, po czym ruszył w stronę trybun.
   Nie zwracał uwagi na dziennikarzy, chociaż oni na niego chyba już tak. Wypił drinka 一 a może dwa? 一 siedząc rozwalony na wygodniejszym miejscu z oparciem i to w cieniu, chociaż nawet tam nie zdjął z nosa przeciwsłonecznych okularów. Kilka osób rozpoznało go i zagadało, ale on nie był tym szczególnie zainteresowany i pod koniec zwinął się i zszedł niżej, wrzucając do ust dwie miętowe gumy do żucia.
   Jasne, umówili się po wszystkim na parkingu, ale czy to było aż tak ważne? Miał lepszy pomysł, całkiem zabawny, chociaż może i ryzykowny (czyli na plus).
   Poza tym, kiedy patrzył jak Jay wygrywa czuł się z niego naprawdę strasznie dumny i chyba trochę nie mógł się doczekać, aż mu pogratuluje. Poza tym wyglądał z tym łukiem strasznie seksownie i aż żal było nie zobaczyć go z bliska. Zbliżył się do wejścia na pole zawodów i ukradkiem rozejrzał się na boki, lokalizując ochroniarzy. Byli wystarczająco daleko, aby dał radę dojść do Jaya, zanim zdołają go wyrzucić. A co potem? Coś się wymyśli.
   Szedł dosyć szybkim krokiem, poruszając szczęką podczas żucia gumy, spoglądając zza ciemnych szkieł głównie na Baudeta, który prezentował się cholernie dobrze. Dziennikarzy w ogóle ignorował, jakby zapomniał o ich obecności, a ochroniarze… Dopiero w połowie drogi zorientował się, że są za blisko i wtedy przyspieszył z miną wyrażającą bardziej rozbawienie, niż jakiekolwiek przejęcie. Wpadł za Jaya, gdy ten go wyminął, a wtedy zatrzymał się i przekręcił głowę, spoglądając na zatrzymaną ochronę z lekko kpiącym uśmiechem. To, że nikomu nie zagrażał było trochę podkolorowane, ale w tej konkretnej sekundzie faktycznie nie robił nic złego. Teoretycznie.
   Dał się odciągnąć, chociaż po drodze zdążył pozdrowić gestem kilku współzawodników Jaya, jego trenera i grupkę dziennikarzy. Zaśmiał się cicho pod nosem, a gdy łucznik się odezwał, skupił na nim swoje spojrzenie, a widząc że ten nie jest zły, nachylił się i zbliżył wargi do jego ucha.
   一 Chodź do szatni, weźmiemy razem prysznic 一 mruknął cicho, opierając dłoń na jego przedramieniu. 一 Nikogo tam jeszcze nie ma, a chciałby już teraz zacząć ci gratulować wygranej 一 dodał, cały czas lekko się uśmiechając. Wyglądało jednak na to, że wzbudzili większą sensację, niż przypuszczali, bo nagle im przerwano.
   一 Bowie Vance i Jayden Baudet? Ile to już trwa? Potwierdzacie, że się spotykacie? Dopiero zaczęliście randkować czy to coś poważnego? Bowie przyszedłeś wspierać swojego chłopaka? Cieszysz się, że wygrał? Jayden czy to miłość dodaje ci tej pewności siebie podczas napinania cięciwy? 一 mówiło naraz kilkoro dziennikarzy, którzy podeszli zdecydowanie zbyt blisko. Niektórzy z nich robili zdjęcia.
   Bowie odsunął się powoli od Jaya, przekręcając głowę do zebranego tłumu i zmarszczył lekko brwi, a uśmiech uciekł z jego twarzy tak szybko, jak się pojawił.
   一 Co ile trwa? Na głowę upadliście? Opuść aparat 一 warknął, chociaż już unosił dłoń, aby sam to zrobić. Zazwyczaj niezbyt się przejmował paparazzi i plotkami ani tym, co zamieszczają portale plotkarskie, ale tym razem było inaczej. Zirytował się, że skupiają się nie na tym, co trzeba i że w ogóle wyciągają temat ich relacji i to w taki sposób, jakby już sami wszystko dobrze wiedzieli.

jayden baudet
Myre
nie lubię postów wygenerowanych przez ai, braku interpunkcji i inicjatywy
27 y/o, 181 cm
strzela z łuku do celu dla kanadyjskiej reprezentacji
Awatar użytkownika
I'm slamming the door, but I'm staying I make up my mind then I change it It's you that I want when we're breaking Every time I tell you that we're done, I'm fakin'
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
postać
autor

Nad wszystko przekładał od ostatnich kilku miesięcy dobro Bowiego. Miał dziwny nawyk sprawdzania nie tylko tego, czy ten przypadkiem znowu nie imprezował w podejrzanym dla Jaydena towarzystwie (w którym obracali się zarówno ci, którzy zażywali narkotyki, jak i ci, co niejednokrotnie rozkręcali domówki u Vance'a, które trwały kilka dni), ale także czy na pewno jest bezpieczny. Nic dziwnego, że gotowy był nawet naskoczyć na ochroniarzy, gdyby ci jednak postanowiliby dalej gonić ciemnowłosego. Nawet kiedy ten na niego wpadł, gotowy był bronić go własnym ciałem lub liczyć się z ewentualnymi konsekwencjami w postaci usunięcia z zawodów. Skoro było już po oficjalnej części, mógł być spokojny, że w najgorszym wypadku, ukarano by go jakąś karą porządkową.
Przeszedł go przyjemny dreszcz, kiedy poczuł, jak Bowie odkłada dłoń na jego przedramię. Nawet jeżeli starał się tego nie okazywać, ten drobny gest w połączeniu z cichym szeptem, który zaplątał się gdzieś koło jego ucha, dość jednoznacznie nakierował jego umysł na to, co mogłoby się wydarzyć pod prysznicem. Drobne uniesienie ramion, a także dłoń, która zaledwie dwie sekundy później miała znaleźć się na talii młodszego mężczyzny, były jedynymi oznakami tego, co tak naprawdę ukrywało się w głowie szatyna.
Prysznic, wpadłeś na to teraz, czy... 一 i wszystko by się udało, gdyby nie ci wścibscy dziennikarze i ich przeklęte aparaty z fleszem. Oślepiony blaskiem lampy zasłonił swoją twarz dłonią, chcąc przy tym przyzwyczaić oczy do nowego oświetlenia, jakie zapanowała dookoła nich. Słyszał kolejne trzaski lamp, a także kątem oka dostrzegł, jak sylwetka Bowiego oddala się od niego. Nie była to wielka odległość, raptem dwa, w porywach trzy kroki, ale wystarczyła, aby do głowy Jaydena napłynęły niepokojące myśli.

Nie zareagował na pytania dziennikarzy, właściwie pozwolił im rzucać kolejnymi kwestiami, jakby chcąc wyhaczyć chociaż jedną, na którą mógłby odpowiedzieć. Nawet jeżeli pytali o rzeczy prywatne, to był pewny, że prędzej czy później i tak musieliby się z Bowiem jakoś określić. I przeraziło go to, że nigdy tego nie zrobili. Baudet jak na wiarę przyjął, że są razem. Przecież robili wszystko razem, często spędzali wspólnie czas, a ich wzajemna obecność była czymś naturalnym, w każdym miejscu, w którym się pojawiali. Mógł śmiało przysiąc, że pomimo tych licznych kłótni, jakie zdarzały się w przeciągu ostatniego roku, zawsze do siebie wracali, zawsze znajdowali wspólny język i potrafili wrócić do normalności. Chociaż Jayden w tym momencie nie wiedział, czym owa normalność była.
一 Jayden! Bowie! Czy macie jakieś plany na mistrzostwa świata? Czy plotki o waszym związku z Paryża są prawdziwe? Możecie razem zapozować? Chcecie powiedzieć, co znaczą wasze nowe sygnety? To jakiś rodzaj oświadczyn? 一 dziennikarze nie odpuszczali, a co raz to śmielej zaczęli przekraczać pewną granicę, wręcz wpychając obiektyw apartu prosto w twarz Bowiego. Jay - chcąc widocznie utorować sobie drogę (a tak naprawdę jakoś ochronić młodszego mężczyznę) - odsunął dłonią aparat, co nie spotkało się z dobrym odbiorem ze strony fotografa, który zaczął coś fukać w kierunku Baudeta.
Nawet jeżeli słyszał te pytania, to w jego głowie rozbrzmiewała odpowiedź, jaką Vance rzucił w kierunku jednego z dziennikarzy. Co ile trwa? Na głowę upadliście? Te dwa pytania stale zajmowały jego myśli, a on po prostu nie potrafił się na niczym skupić. Finalnie tylko zasłonił swoją twarz dłonią i szybkim krokiem przeszedł w kierunku zejścia ze stadionu i szatni, które były ukryte pod trybunami. Nie interesowało go nawet to, czy Bowie za nim idzie. Nie chciał w żadnym stopniu dawać pożywki dla dziennikarskich hien, więc kiedy tylko zniknął za drzwiami szatni, momentalnie na jego twarzy zagościła dziwna mieszanka irytacji i zakłopotania.
Słysząc kroki, zbyt znane i o zbyt charakterystycznym dźwięku, nawet się nie odwrócił. Stał przed swoją szafką, a na drewnianej ławce znajdowała się jego sportowa torba, w której znajdowały się ubrania na zmianę. I chociaż starał się panować nad swoim głosem, to wiedział, że prędzej czy później i tak Bowie padnie ofiarą jego zszarganych nerwów.
Zastanów się dwa razy, co chcesz powiedzieć 一 burknął, nerwowo rozpinając torbę, której zamek jak na złość postanowił wciąć się w czarny materiał. Szarpnął mocniej, ale kiedy to nie podziałało, odrzucił zirytowany torbę na ławkę, przechodząc kilka kroków w bok, by zaraz, nawet nie zwracając żadnej uwagi na swojego chłopaka, przejść w kierunku wyjścia. Trzasnął drzwiami od szatni, odcinając dziennikarzom, trenerowi, a także pozostałym zawodnikom dostęp do pomieszczenia. Jeżeli już w swojej głowie układał kolejne etapy tej rozmowy, to chciał, aby nikt im nie przeszkadzał. Ten jeden raz chciał być sam na sam z Bowiem i wyjaśnić sobie wszystko to, co było niedopowiedziane.
Ile trwa, co? 一 prychnął, wymijając ukochanego, by usiąść na ławce i ponownie zabrać się za rozbrajanie zamka od torby. Stara, nieco podniszczona materiałowa torba, która zapewne pamiętała jeszcze wyjazd na Igrzyska Olimpijskie w Paryżu, finalnie puściła i pozwoliła na to, by Jay zaczął wypakowywać jej zawartość na drewnianą ławkę. 一 Mam ci powiedzieć? Dwa lata i trzy miesiące. Od Mistrzostw Kanady 一 dopiero teraz zdecydował się spojrzeć prosto na twarz Vance'a. Nigdy nie usłyszał od niego tego, kim dla siebie są. Może on nie musiał tego robić, wiedział, że kochał Bowiego, że zrobiłby dla niego wszystko. W końcu wstał z ławki i ściągnął koszulkę, widocznie chcąc zakończyć tę rozmowę jak najszybciej. Dał sobie tyle czasu, ile wynosiło przebranie się w codzienne ciuchy. Co będzie potem? Tego jeszcze nie wiedział, chociaż jego przeczucie mówiło, że będzie tak, jak było zawsze.
Chyba że dla ciebie to było spotykanie się dla samego seksu. Friends with benefits? Jak TY byś to nazwał? 一 zapytał wprost, finalnie przenosząc spojrzenie na oczy Bowiego. Nawet zmniejszył dystans, który ich dzielił, jakby chciał tym samym, aby to, co teraz odpowie ciemnowłosy, było wiążące i dotyczyło tylko ich dwójki.

Bowie Vance
23 y/o, 183 cm
You make me money I'll make you laugh
Awatar użytkownika
Too cool to hustle, too wild to give a damn.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

   Bowie obracał się w trudnym towarzystwie odkąd tylko pamiętał. Jego świat składał się z muzyki i imprez, a ze względu na swoje pochodzenie i status, zarówno on, jak i jego znajomi, mieli dostęp do dosłownie wszystkiego i nie wahali się, aby z tego nie korzystać. Jedyne, co różniło Bowiego od innych pogubionych, nieodpowiednich osób, było to, że wpadł Jaydenowi w oko. A Jay wpadł jemu. Zazębili się ze sobą, wpadając w wir intensywnych uczuć, w którym złość, zazdrość, pożądanie i przywiązanie przeplatały się ze sobą tak często i intensywnie, że czasami Bowie mylił jedno z drugim. Sam nadużywał alkoholu i narkotyków, co wcale nie było dla niego czymś złym, bo wychodził z założenia, że każdy tak robił, do tego właśnie przywykł. Ojciec z blantem między zębami albo prochami pod nosem i szklanką czegoś mocniejszego w dłoni i matka ze swoimi magicznymi kroplami i kolorowymi pastylkami na każdą okazję. Jego przyjaciółmi, często były dzieciaki innych bogatych rodziców, którzy żyli w takim samym trybie i pojawiali się tak szybko, jak znikali, a Bowie często nawet nie trudził się, aby zapamiętać ich imiona.
   Relacje, które utrzymały się dłużej, niż kilka miesięcy mógłby policzyć na palcach jednej ręki. Nagle jedną z nich stała się znajomość z Jaydenem i to trochę zaburzyło jego skrzętnie pielęgnowany, odkąd pamiętał, obraz świata. Zapamiętał jego imię, potem zapamiętał uśmiech, niewielki tatuaż na jego piersi i pieprzyk na plecach, a pościel zdecydowanie zbyt często zapamiętywała jego zapach.
   Był jednak za bardzo zaślepiony, żeby tak naprawdę docierał do niego sens tego wszystkiego. Jego system obronny był tak silny, że nie dopuszczał do siebie myśli, że to mogłoby być coś trwałego. Cały czas w napięciu wyczekiwał końca i przy każdej kłótni, do których często nieświadomie sam doprowadzał, mówił sobie, że miał rację, że przecież tak musiało być i to normalne. Tylko, że Jay za każdym razem wracał. Problem polegał na tym, że Bowie dzięki temu nie zmądrzał, a przynajmniej nie tak szybko, żeby dzisiaj znowu tego nie spierdolić i dodatkowo kompletnie tego nie widząc.
   Kompletnie nie zauważył, że Jayden odebrał jego odsunięcie się negatywnie, wręcz przeciwnie. Był święcie przekonany, że ten stoi po jego stronie i mają do wszystkiego takie same podejście. Nawet upewnił się w tym, kiedy sportowiec pomógł mu, odpychając dziennikarza z aparatem, który podszedł zdecydowanie za blisko.
   Kolejne słowa rzucane przez dziennikarzy rozwścieczyły go tylko jeszcze bardziej, do tego stopnia, że agresywnie odepchnął jednego z fotografów, a przy tym nie zauważył, że Jay ulotnił się do szatni. Wtrącił komuś z ręki telefon, a potem uniósł dłoń i wystawił do niewielkiego tłumu środkowy palec.
   一 Tak wam mogę, kurwa zapozować 一 warknął, ale już odwracał głowę, szukając spojrzeniem Baudeta. Zacisnął zęby, spinając mięśnie szczęki, czując palącą falę irytacji, że mężczyzna zostawił go tutaj samego. Przeklął w myślach, odwrócił się i zbiegł po schodach, prześlizgując się ochroniarzom, którzy skupieni byli na wypraszaniu paparazzi.
   Wpadł do szatni, oddychając ciężko, zaraz wbijając wzrok w plecy Jaya. Przesunął kciukiem po wilgotnym kąciku swoich ust, a potem poprawił kurtkę i przełknął ślinę, marszcząc lekko nos w wyrazie niezadowolenia.
   一 Co jest, mogłeś dać mi znać, że się zwijasz 一 warknął nieprzyjemnie, a potem rozszerzył oczy w zdumieniu, słysząc jego słowa. Nie miał zielonego pojęcia o co mu chodziło i patrzył tylko ze zmarszczonymi brwiami, jak ten całym sobą wyraża złość, chociaż według Bowiego, tylko on miał prawo być w tej sytuacji zły. Chyba, że chodziło o dziennikarzy.
   一 To nie moja wina, że się zlecieli. Nie zaprosiłem ich tutaj 一 dodał, stając w lekkim rozkroku i splatając dłonie na klatce piersiowej. To chyba było oczywiste i powinno do niego dotrzeć. Czekał więc nieprzyjemnie nabuzowany, zbyt wkurwiony żeby podejść bliżej niego. Przekręcił się, obserwując jak ten zamyka drzwi, a potem niezadowolony wraca na swoje miejsce, wymijając go, jakby był powietrzem. Już chciał rzucić coś złośliwego, ale wtedy sportowiec znowu się odezwał.
   一 Co? O czym ty… 一 zaczął trochę zbity z tropu, opuszczając dłonie wzdłuż ciała i nabierając powietrza w płuca energicznie przez nos, kiedy Jay kontynuował wypowiedź. Przyglądał się mu, przesuwając językiem po swoich zębach wewnątrz ust, jakby z całych sił powstrzymał się, żeby czegoś nie palnąć. Co on mu teraz wypominał? Co wyliczał?
   一 Nagle chcesz wielkich słów i deklaracji? Nigdy nic ci nie obiecywałem 一 powiedział beznamiętnym tonem, patrząc prosto w jego oczy, jakby to, co się działo, nic dla niego nie znaczyło. Prawda była taka, że potwornie się bał, ale nie potrafił się do tego przyznać i jedyną reakcją w takiej sytuacji, jaką znał, jedynym schematem, była ucieczka. Wycofywał się ze wszystkiego, żeby tylko się nie odsłonić. Musiał zranić innych pierwszy, żeby oni nie zranili jego.
   一 Przyjaciele? 一 zapytał nagle, unosząc kącik ust w drwiącym uśmiechu. 一 Chyba mierzyłeś za wysoko. Upadek musi boleć 一 dodał, przyglądając mu się badawczo, prawie całą siłę wkładając teraz w to, żeby nie rozpaść się na milion kawałków. Wyciągnął dłoń i pogładził kciukiem policzek chłopaka, przekrzywiając lekko głowę.
   一 Ale jesteś dużym chłopcem. Poradzisz sobie 一 dodał lekkim tonem, a jego twarz przypominała okrutną maskę. Nie było śladu po łagodnym spojrzeniu, pełnym oddania i czułości, które rzucał mu w ostatnich miesiącach coraz częściej, nie było beztroskiego uśmiechu, który pojawiał się na jego twarzy pomiędzy delikatnymi pocałunkami, a dotyk nie przypominał tego, kiedy palce zagłębiały się w skórę Baudeta, głaszcząc ochoczo każdy jej fragment, jakby tworzyła najpiękniejsze i najdelikatniejsze dzieło sztuki. Bowie był chłodny i zdystansowany i cholernie żałował, że Jay nie mógł po prostu pozwolić temu wszystkiemu na pozostanie nienazwanym.

jayden baudet
Myre
nie lubię postów wygenerowanych przez ai, braku interpunkcji i inicjatywy
27 y/o, 181 cm
strzela z łuku do celu dla kanadyjskiej reprezentacji
Awatar użytkownika
I'm slamming the door, but I'm staying I make up my mind then I change it It's you that I want when we're breaking Every time I tell you that we're done, I'm fakin'
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
postać
autor

Cała ta sytuacja była jak kubeł zimnej wody, którą ktoś wylał na głowę Jaydena. Owszem, przecież nie raz, nie dwa jego dobrzy znajomi powtarzali mu, że związek z Vancem to najgorsze, na co może się pisać. Przecież to dzieciak, prędzej czy później się znudzi, że przecież nie wiadomo, czy nie podłapał jakiejś choroby przez ten imprezowy styl życia, albo że nie ma kogoś na boku. Szatyn jednak żył w przekonaniu, że przynajmniej w tym czasie, kiedy oboje do siebie wracali, Bowie był z nim szczery i faktycznie nie zdradzał go, a przynajmniej do żadnej zdrady się nie przyznał. Jay też nie drążył tego tematu, uważał, że skoro są razem, to powinni sobie ufać. I ufał mu bezgranicznie, zawierzając zdecydowanie zbyt bardzo temu, że tak naprawdę Bowie go kocha.
Co prawda muzyk nie był jego pierwszym poważnym związkiem, być może nawet daleko było do takiego stwierdzenia, które jakkolwiek zmieniłoby rzeczywistość dookoła tej dwójki, ale to właśnie wobec niego Jay miał nie tylko największe oczekiwania, ale również i zobowiązania. Cholernie zależało mu na tym dzieciaku, jeszcze bardziej na tym, by w końcu może mogli pójść o krok dalej. Marzył o wspólnym mieszkaniu, być może jakiś dalekosiężnych planach, a nawet i jednym, może dwóch psach, które biegałyby po domu, podczas gdy on i Bowie byliby zajęci sobą. Przyjmował więc trochę na wiarę, że byli razem, że mimo wszystko mogli się nazywać parą (i tak też o statusie tego, kim są, mówił innym).
Targały nim niepotrzebne emocje, a zazdrość, która momentami była aż chorobliwa, stanowiła podstawę ich "relacji". Być może gdyby się chociaż trochę określili, mogliby zapobiec większości kłótni. Zdarzało się, że nawet kiedy Jay był poinformowany o tym, że Bowie idzie na jakąś imprezę, potrafił nie spać przez większość nocy. Projektował w swojej głowie niezliczoną liczbę obrazów, w których ktoś znacznie bardziej atrakcyjny, albo po prostu bardziej kompatybilny z Vancem, byłby gotowy odbić mu chłopaka. Ten paniczny strach przed utratą jedynej osoby, która jakkolwiek była stałym elementem w jego życiu, paraliżował mężczyznę na tyle, że czasami nie potrafił robić nic innego, niż bezcelowo wpatrywać się w ekran telefonu. Niektóre kłótnie przekładały się też na jego karierę sportową, podczas gorszych momentów po prostu nie potrafił się skupić na dalszym rozwoju, co skutkowało osunięciem w tabeli punktacyjnej.

Nie dowierzał w to, co usłyszał z ust Bowiego. Nawet jeżeli kiedykolwiek kłócili się o jakieś błahostki, nigdy praktycznie nie musieli dookreślać tego, kim dla siebie są. Przyjęty przez Baudeta fakt, stanowił podstawę jego dalszego rozumowania od ponad pół roku. Właściwie od zimy czuł, że tworzą razem coś więcej. Że jednak coś sobie obiecywali. Utrzymywał kontakt wzrokowy, chociaż było to niezwykle bolesne i z każdą chwilą walczył, aby nie okazać żadnego smutku na swojej twarzy. Wiedział jednak, że prędzej czy później tę walkę przegra. Chciał jednak wiedzieć, na czym tak naprawdę stał przez ostatnie dwa lata.
Może i lepiej. Jeszcze byś się niepotrzebnie przywiązał, co? 一 fuknął w jego kierunku, widocznie zbyt pochłonięty tym, by jak najszybciej opuścić pomieszczenie. Na co dzień ważył słowa, potrafił je dobierać tak, aby przekazać wszystko to, co pojawiało się w jego myślach. Teraz było inaczej, pierw mówił, potem dopiero docierało do niego, co powiedział i jakby mógł to zrobić lepiej. 一 Łatwiej jest spierdolić, niż raz szczerze porozmawiać? Albo dopowiedzieć coś, co nie miało miejsca? 一 wygarnął mu kolejną kwestię, która od kilku miesięcy nurtowała jego myśli. Miał dość tego, że wystarczyła byle błahostka, byle mała informacja, która mogła w jakiś sposób sprawić, że Bowie podważał prawdomówność Jaya. I w tej sytuacji sportowiec był też ogromnym hipokrytą. Nie raz, nie dwa zarzucał swojemu chłopakowi nieprawdę, finalnie jednak przystając na jego wersję. Nie dlatego, że się zgadzał, a dlatego, że chciał mieć namiastkę prawdziwej, szczerej relacji. I chociaż nie kwestionował potem jego słów, tak teraz wyimaginowane przez niego sytuacje zaczęły raz po raz powracać do jego pamięci.
Przyjaciele? Gdyby serce Jaydena mogło jakkolwiek teraz coś powiedzieć, zapewne zaczęłoby krzyczeć z bólu, jakie odczuwało po usłyszeniu słów z ust Bowiego. Nawet jeżeli nie miłość, to liczył, że było w tej relacji coś prawdziwego, że mogliby mimo wszystko nazwać to przyjaźnią. Im dłużej jednak słuchał Vance'a, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, jak łatwowierny był. Jak bardzo uległ mu i jak bardzo próbował sobie zracjonalizować uczucia, jakimi darzył młodszego mężczyznę.

Tylko że był ich pewny. On wiedział, co czuje do Bowiego i nie bał się tego nazwać.

Wiesz co? 一 złapał go za nadgarstek i odsunął jego dłoń od swojego policzka. Chwyt, który raczej powinien być delikatny, przez moment zdecydowanie był zbyt mocny. Zbyt inny niż ten, który znał Bowie. Tam, gdzie jeszcze chwilę temu była złość, teraz był prawdziwy smutek. Być może i żal, połączony ze złamanym sercem, które ktoś roztrzaskał na milion kawałków. 一 Zostałem w Toronto dla ciebie 一 wycedził prosto w jego twarz, ostatni raz tego dnia patrząc mu w oczy. I chociaż jego własne, co raz to bardziej szkliły się z napływu wszelkich emocji, Jay starał się ostatkami sił na to, by się nie rozpłakać. 一 Nie żałuję tego. Żałuję tego, że zakochałem się w kimś, kto nawet nie potrafi docenić, co się dla niego robi. Przynajmniej ja będę z tobą szczery i ci to powiem. Tak Bowie, kochałem cię. I może dlatego to tak cholernie boli.
Odsunął się od niego, idąc powoli w kierunku szafek, gdzie zaczął jedynie składać ubrania, które jeszcze chwilę temu miał na sobie. Nawet jeżeli wygrał, nawet jeżeli ten złoty medal coś mógł dla niego znaczyć, teraz był jedynie pamiątką rozstania, bolesnych chwil i okropnego samopoczucia. Nie spojrzał już na Bowiego, unikał jego wzroku, być może i nawet odpowiedzi, która kryłaby się w jego oczach.
一 Masz rację. Poradzę sobie. Miło jednak usłyszeć coś prawdziwego z twoich ust 一 rzucił przez zęby, wciskając koszulkę do materiałowej torby, którą zaraz zrzucił na ziemię. Usiadł na ławce, sięgając po buty, które schowane były pod szafkami. Prysznic weźmie w domu, być może i pozostanie tam dłuższy czas, nim wszystkiego sobie nie poukłada w głowie. 一 Po swoje rzeczy przyjadę w środę.

Bowie Vance
23 y/o, 183 cm
You make me money I'll make you laugh
Awatar użytkownika
Too cool to hustle, too wild to give a damn.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

   Bowie doskonale wiedział co sądzili o nim znajomi Jaydena i głównie miał to w dupie, chociaż skłamałby, jeżeli powiedziałby, że gdzieś tam nie dopadała go niepewność, że może Jay w końcu ich posłucha i go zostawi. W zasadzie bardzo często myślał, że w taki, czy inny sposób ich relacjach dobiegnie końca, a im dłużej ze sobą byli i im bardziej zaczynało mu zależeć, tym bardziej się bał i więcej powodów wymyślał. Czuł się wtedy coraz bardziej zdemotywowany, bezradny i przybity, a to wywoływało w nim chęć ucieczki, byle jak najdalej od tych negatywnych emocji i czarnych scenariuszy.
   Serce go b o l a ł o.
   Bolało na każdą myśl, że Jay w końcu będzie miał go dosyć, a im robiło się poważniej, tym większe nachodziły go wątpliwości. Mdliło go, kiedy zdawał sobie sprawę w jakim kierunku to zmierzało i w pewnym momencie drażniła go każda wzmianka o stałości, obietnicach i zobowiązaniach. Przyjmował pozycję dzikiego zwierzęcia, w każdej chwili gotowego na ucieczkę w obawie o swoje życie.
   Ta chwila właśnie nadeszła i chyba nic i nikt nie mógłby przemówić mu do rozumu. Patrzył na Jaya beznamiętnym spojrzeniem i widział tylko to, co mogło pójść nie tak i właśnie szło. Sam się sabotował, ale nie potrafił inaczej. Już był pewien, że Baudet go nienawidzi, bo jak mogłoby być inaczej? Już nawet nie myślał, że cokolwiek było do naprawienia, bo tak było z a w s z e.
   Zawsze to, co dobre, rozpadało mu się w dłoniach i chciał po prostu już uciec i pozwolić sobie zapomnieć. Zamiast tego stał jeszcze i słuchał słów, których przecież się spodziewał. Dlaczego więc dalej tak bardzo bolało? Uśmiechnął się tylko krzywo i pokręcił głową, jakby w ogóle nie brał słów mężczyzny na poważnie. Przecież Bowie był tylko tępym gówniarzem, który za nic ma jakąkolwiek powagę sytuacji.
   一 I ty mówisz o szczerości? 一 zapytał i parsknął nieszczerym rozbawieniem połączonym z kpiną, nie pozwalając sobie nawet na lekki grymas dyskomfortu, kiedy Jay chwycił go za rękę. 一 Złapiesz się każdej ściemy, żebym został, co? Chcesz mnie wziąć na litość. A jeżeli to nie pomoże, to co? Zaczniesz rzucać groźbami? Uderzysz mnie? 一 rzucał, na koniec szarpnięciem wyswobadzając z jego uścisku swój nadgarstek.
   一 Nie wierzę w żadne twoje słowo. Pewnie całej reszcie mówisz to samo. Sven, ten cały Milo i twój zjebany kolega Zane, myślisz że nie wiem? 一 mruknął, wywracając oczami i przechodząc obok niego, czując przyspieszone bicie serca. Już chciał wyjść, kiedy Jay wspomniał o swoich rzeczach. Zatrzymał się w połowie drogi do wyjścia i odwrócił, posyłając mu ostre spojrzenie.
   一 Pewnie, przenieś je do swojej innej dupy. Nie będzie mnie w domu. Zostaw klucze na blacie w kuchni i nie pokazuj mi się więcej na oczy 一 warknął, starając się opanować na tyle, aby głos mu nie drżał. Był tym przejęty zdecydowanie bardziej, niż chciał. Dlatego dawał sobie prawo do bycia okrutnym i chamskim, do wyciągania rzeczy, które nie było prawdą, do rzucania oszczerstw i podważania prawdomówności Jaydena, chociaż ten przecież nigdy go nie okłamał. Był bardziej szczery, wierny i oddany, niż Bowie być może kiedykolwiek zdołałby być.
   Prawda była taka, że znajomi Baudeta mieli rację. Nie zasłużył sobie na kogoś takiego, jak Bowie. Nigdy nie powinien był mu zaufać, nigdy nie powinien był się zakochać i wiązać z nim jakichkolwiek planów na przyszłość. To była tylko jedna wielka strata czasu. Tak właśnie o sobie myślał, a jednocześnie nigdy by się do tego nie przyznał. Żeby poczuć się lepiej był w stanie sprawić, żeby Jay poczuł się gorzej. Tego też w sobie nienawidził. Był samolubny i żałował, że kiedykolwiek się poznali, bo gdyby nie to, nie krzywdziłby teraz jedynej osoby, która zdołała dotknąć jego serca.


jayden baudet
Myre
nie lubię postów wygenerowanych przez ai, braku interpunkcji i inicjatywy
27 y/o, 181 cm
strzela z łuku do celu dla kanadyjskiej reprezentacji
Awatar użytkownika
I'm slamming the door, but I'm staying I make up my mind then I change it It's you that I want when we're breaking Every time I tell you that we're done, I'm fakin'
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
postać
autor

Jayden po cichu liczył, że związek z Bowiem będzie tym jedynym. I chociaż początkowo interesował go czysto fizycznie, być może pobudzając jakieś ukryte w podświadomości pragnienia mężczyzny, tak z biegiem miesięcy stał się najważniejszą osobą w jego życiu. Starał się go nie przytłaczać swoimi uczuciami, starał się dawać pewną przestrzeń, którą jak podejrzewał, Bowie potrzebował. Nawet jak irytowało go jego imprezowanie, nawet jak czasem był problem z dotarciem do chłopaka, to i tak pozwalał mu na wszystko. Nie chciał zamykać go w złotej klatce, wiedział zresztą, że prędzej czy później ten by nie wytrzymał i przy pierwszej lepszej okazji odszedł od Jaydena. A ten nie chciał do tego doprowadzić.
Tak myślał przez większość czasu. Nawet jeżeli kiedyś pojawiały się jakieś wątpliwości, były one tak błahe, że Jay nie zaprzątał sobie nimi głowy. Przecież oni zawsze do siebie wracali, przecież ich rozstania nigdy nie trwały dłużej niż tydzień. I Baudet żył w tym przeświadczeniu od ponad pół roku, odkąd w ich relacji zaczęły się jakieś problemy. Być może różnica charakterów, być może różnica zdań dotycząca codziennego funkcjonowania, albo właśnie to niedopowiedzenie, którego żadna ze stron nie chciała zmienić.
Pomimo całej złości, całego smutku, jaki go wypełniał, nadal darzył Bowiego szczerym uczuciem. Nie mógł się wyzbyć miłości do tego dzieciaka, nie mógł też zaprzeczyć, że nadal mu zależy. I pewnie będzie zależeć przez długi czas. Taki już był Jay - nawet kiedy rozstał się ze swoją pierwszą dziewczyną, długo nie tylko odreagowywał rozstanie, ale również przez długi czas nie potrafił demonizować kobiety (pomimo tego, że to ona go zdradziła). Nie mógł też patrzeć inaczej na Vance'a, który przecież ani razu go nie zdradziła. A przynajmniej w to Jayden wierzył bezgranicznie, bo gdyby coś takiego faktycznie się zdarzyło, nie potrafił wyobrazić sobie, jakby zareagował.
Pierwszy raz podczas jakiejkolwiek wymiany zdań z Bowiem go dosłownie zatkało. Nawet jeżeli faktycznie użył teraz więcej siły, niż zakładał, tak w życiu by go nie uderzył. Brzydził się przemocą i na palcach jednej dłoni można policzyć bójki, w jakie wdał się podczas całego swojego życia. Ciemnowłosy był chyba ostatnią osobą, na którą Baudet podniósłby rękę. Sama myśl, że mógłby kiedyś uderzyć kogoś, kogo darzy szczerym uczuciem, nie potrafiła w pełni wybrzmieć w jego głowie. To nie było... w jego stylu.
Co? 一 zapytał całkowicie zdezorientowany, marszcząc przy tym brwi i opuszczając rękę bezwładnie wzdłuż własnego ciała, kiedy Bowie wyrwał się z jego uścisku. Nie doceniało teraz do niego nic, co ten wcześniej powiedział. 一 Kiedykolwiek cię uderzyłem? Czy teraz będziesz sobie dopowiadać niestworzone historie? 一 prychnął zdecydowanie zbyt głośno, kręcąc głową na boki. Jakiś mały, wredny głosik z tyłu jego głowy mówił, że to aż nie możliwe, że był tak zaślepiony uczuciem do Bowiego. Przecież dostrzegał jego wady, przecież widział, że ten nie był wcale tak idealny, jak na początku ich znajomości.
Siedział na ławce, wpatrując się w martwy punkt, jaki upatrzył sobie w błękitnych kafelkach, jakimi wyłożona była podłoga w szatni. Depresyjne kolory, które raczej jedynie utrudniały mu skupienie się na całej sytuacji, sprawiały, że siły, jakie jeszcze kilka chwil temu miał, aby walczyć o tę relację, uleciały wraz z kolejnym oskarżeniem, jakie padło z ust Bowiego.
Nie wiesz czego? No czego nie wiesz, pochwal się. Tego, że też mam prawo mieć znajomych, z którymi rozmawiam? A może według ciebie nagle z każdym z kim mam kontakt to mój kochanek albo kochanka? 一 zapytał siląc się na spojrzenie na plecy Vance'a, by zaraz - o zgrozo - kolejny raz prychnąć pod nosem. Nawet jeżeli Jay był hipokrytą, to tym bardziej dostrzegał źdźbło w oku Bowiego. 一 I mówi to ktoś, kto na każdej imprezie obmacuje połowę klubu. Jak już jesteśmy szczerzy, to ile razy mnie zdradziłeś? A nie, przepraszam. Nie byliśmy razem, więc żadnej zdrady nie było.
Miał ochotę wyjść, trzasnąć drzwiami i nigdy nie wracać do tej rozmowy. Nie potrafił i jeszcze przez długie godziny i dni, będzie rozpamiętywać to, co tutaj powiedział. I nawet gdyby chciał, nie potrafił też teraz racjonalnie przeprowadzić tej rozmowy, bez rzucania w siebie przysłowiowym mięsem i bez ciągłych oskarżeń, jakie co chwile podsuwał mu umysł.
No tak. Było ci ze mną tak źle, że teraz nie chcesz mnie widzieć na oczy. Pierwszy dzwoniłeś do mnie po pijaku, bym do ciebie przyjeżdżał. Ale pewnie, nie pamiętasz tego 一 rzucił w jego kierunku, zaraz też zapinając torbę, kiedy już finalnie się przebrał. 一 Następnym razem może nie dawaj komuś nadziei, że coś z tego będzie 一 upchnął też medal, gdzieś na samo dno, by nie przypominał mu o jego największym upadku.
Bo Jayden Baudet nie bał się upadku w karierze sportowej, wiedział, że tutaj liczyła się rywalizacja i zapewne za chwilę pojawi się ktoś, kto będzie lepszy od niego. Bał się upadku w życiu prywatnym, że zostanie sam i nikt nigdy z nim nie będzie. Samotność, która rozpoczęła się już w dzieciństwie, ciągnęła się za nim aż do dorosłego życia. Być może powinien to przepracować z psychologiem, być może powinien z kimś o tym porozmawiać. Tylko że jemu wystarczał Bowie - jego Bowie, który dawał mu wszystko to, czego tak naprawdę potrzebował do szczęścia.
A dzisiaj to szczęście uleciało z jego rąk i być może nigdy nie powróci.

Bowie Vance
23 y/o, 183 cm
You make me money I'll make you laugh
Awatar użytkownika
Too cool to hustle, too wild to give a damn.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

   Bowie był rozkojarzony, uwięziony gdzieś pomiędzy tym czego tak naprawdę pragnął, a tym, czego panicznie się bał i nie potrafił sobie poradzić, bo przez jedno tracił drugie i najpierw robił, a potem myślał. Narazie zdawał się być całkowicie zaślepiony, reagując stresowo na wszystko, co się działo. Prawdziwe przemyślenia i dochodzenie do odpowiednich wniosków rozpocznie się za dni, może tygodnie, kiedy emocje już opadną, a mgła wyuczonych schematów działań opadnie i zobaczy jak to wszystko wyglądało naprawdę.
   Zacisnął zęby, słysząc jak Jay odpowiada na pytanie pytaniem i prawie zacisnął dłonie w pięści i gdyby nie zaczął drżeć ze złości, to pewnie tupnąłby nogą jak obrażone dziecko. Wpatrywał się w niego gniewnym wzrokiem, wiercąc nim dziurę w jego oczach, które też błyszczały całą gamą sprzecznych emocji.
   一 Przecież tego nie powiedziałem. Nic sobie nie dopowiadam! Mówię tylko, że pewnie mógłbyś się do tego posunąć, skoro mówisz nawet o jakiejś bzdurnej miłości. Ja się nie zakochuje i we mnie też nie radzę się zakochiwać, nikomu, nigdy 一 warknął, oddychając ciężko, czując adrenalinę i przyspieszone bicie serca, tłukące się bezradnie o wątłą klatkę piersiową.
   Nie mógł znieść jego rozczarowanego spojrzenia, przez to tylko bardziej się złościł, ledwo wytrzymując ten ładunek emocjonalny w swoim wnętrzu. Nabrał powietrza przez nos i wypuścił je ustami, kiedy Jay znowu mu przerwał i zaczął na niego najeżdżać, ponownie atakując. Miał dosyć, tak bardzo dosyć. Zupełnie nie widział w tym wszystkim swojej winy, przynajmniej jeszcze nie.
   一 Tak! Właśnie tak myślę! Oni wszyscy zawsze ci przecież mówią jaki to jestem chujowy i że powinieneś już dawno przestać ze mną sypiać, no to proszę bardzo. Właśnie ci to, kurwa, ułatwiam. Będą mogli cię zatrzymać 一 powiedział podniesionym głosem, robiąc krok w jego stronę, ale zaraz znowu się zatrzymał i fuknął cicho pod nosem. Najpierw znowu zeźlił się na nowe zarzuty, ale przy końcówce uśmiechnął się lekko, jakby znowu odzyskując rezon.
   一 Szybko łapiesz, co? Nie było związku, nie było zdrady. Po prostu pieprzyłem kogo chciałem, kiedy chciałem i gdzie chciałem i za każdym razem było mi zajebiście 一 rzucił, patrząc na niego wyzywająco. Zrobił kolejny krok w jego stronę, dalej unosząc lekko kącik ust, chociaż spojrzenie miał już pozbawione jakichkolwiek emocji.
   一 Oczywiście, że pamiętam. Wtedy jakoś nie narzekałeś, szczególnie, kiedy potem dawałem ci dupy, nie? 一 mruknął ciszej, bo znalazł się już obok niego na tyle blisko, że mógł go usłyszeć bez podnoszenia głosu. 一 Nigdy nie robiłem ci nadziei. To nie jest moja wina, że biedactwo się przywiązało. A może po prostu szkoda ci kolejnego kochanka na boku, hm? Na pewno znajdziesz sobie nowego. Z taką buźką to nie będzie problem 一 ciągnął wywód, pochylając się nad nim, a potem przesuwając językiem po dolnej wardze i dotykając nim kącika swoich ust.
   一 Czemu jeszcze nie wyszedłeś i nie trzasnąłeś drzwiami, jak zwykle? Czekasz na prezent pożegnalny? Chcesz mnie posunąć ostatni raz? Mam się rozebrać, czy może chcesz to zrobić sam? 一 mówił dalej, coraz bardziej jadowitym tonem, patrząc na niego z pogardą, jakby nie widział Jaydena, tylko każdego kolegę lub koleżankę jego rodziców, którzy bardzo chętnie podrywali go i sypiali z nim na domowych imprezach i każdego pijanego kolesia na domówkach lub imprezach po galach, koncertach i innych wydarzeniach dla celebrytów, którzy ciągnęli go do łazienek, aut i swoich domów, bez względu na to, w jakim był stanie.
   Wyprostował się, zsunął kurtkę ze szczupłych ramion i rzucił ją na ławkę obok Jaya, a potem zaczął rozpinać swoje spodnie, nie spuszczając z niego spojrzenia. Wątpił, że mężczyzna skorzysta z zaproszenia, ale gdyby tak się stało, to na pewno by się nie wycofał. Po prostu by się odwrócił, pozwolił mu zrobić swoje bez protestów, a potem odjechałby i dopilnował, aby ich drogi już nigdy więcej się nie przecięły.
   Gdzieś pod spodem, tak naprawdę, był tym wszystkim już wyczerpany. Przez chwilę zechciał pojechać do matki, żeby wsypać sobie do gardła trochę jej prochów i przespać co najmniej dobę. Chciał się gdzieś zaszyć, schować przed wszystkim i wszystkimi i po prostu na jakiś czas zniknąć. Może nawet przed samym sobą.

jayden baudet
Myre
nie lubię postów wygenerowanych przez ai, braku interpunkcji i inicjatywy
27 y/o, 181 cm
strzela z łuku do celu dla kanadyjskiej reprezentacji
Awatar użytkownika
I'm slamming the door, but I'm staying I make up my mind then I change it It's you that I want when we're breaking Every time I tell you that we're done, I'm fakin'
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
postać
autor

Prychnął w momencie, w którym Bowie porównał jego wyznanie miłości do impulsywnych reakcji Baudeta. Owszem, potrafił czasem rozładować negatywne emocje (nie bez powodu zaczął uczęszczać na siłownie), ale nigdy nie miał jeszcze okazji wdać się w prawdziwą bójkę i z premedytacją kogoś uderzył. Nie liczył bowiem tych dziecięcych przepychanek w podstawówce, kiedy to walczył o uwagę jednej z koleżanek, która potem zostawiła go dla kolegi, który pochwalił się nowym rowerem. Awersja do tego środka transportu pozostała po dziś dzień, a wiadomość od owej dziewczyny dalej znajdowała się nieodczytana na jednej z aplikacji.
O, dzięki za ostrzeżenie po fakcie. Mogłeś o tym wspomnieć trochę wcześniej. Może, zanim zacząłem ustawiać życie pod ciebie. Bo ty raczej do czegoś takiego zdolny nie jesteś 一 uśmiechnął się sztucznie, nie mając nawet ochoty na dalsze wymiany zdań. Wystarczyło już mu kolejnych oszczerstw, które nijak miały się do stanu faktycznego. Owszem, przyjąłby krytykę, gdyby miała jakieś podstawy, gdyby Bowie nie mówił tego, co by mu ślina na język przynosiła. I może gdyby myślał racjonalnie, również dostrzegałby swoje wady, które podczas tej rozmowy uzewnętrzniały się raz po raz. Coś z tyłu jego głowy krzyczało, aby nie był takim debilem, że może warto jednak przedyskutować to na spokojnie, bez szału emocji i niepotrzebnych słów. A jednak Jay brnął w to dalej, jakby jakaś destrukcyjna siła kierowała jego poczynaniami. Jakby on nigdy nie miał mieć szczęśliwego zakończenia.
I wiesz co? Putain, w końcu ich posłucham! Bo mam dość tych twoich ciągłych scen, ciągłych kłótni i kolejnych wymyślonych przez ciebie powodów do kłótni. Może powinieneś zostać aktorem, co? Byłbyś w tym całkiem dobry 一 na usta cisnęły mu się również słowa na temat muzyki Vance'a, może gdyby zawiść, która w nim powoli kwitła była nieco większa, Jayden faktycznie skupiłby się na atakowaniu słabszych punktów chłopaka. Nawet jeżeli nie byłoby to w jego stylu, wiedział, że właściwie nie tak powinien zakończyć tę relację.
Mimo wszystko były to dwa lata, podczas których wielokrotnie czuł się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. Taki, który nie widział konieczności nawet dookreślania tego, kim dla siebie byli. On przyjmował za fakt, że byli razem. Na dobre i na złe, nawet pomimo tych kłótni, potrafili do siebie wrócić. Teraz jednak czuł coś zupełnie odmiennego. Jego serce i umysł zalewała dziwna pustka, uczucie, którego nie potrafił nawet nazwać. Czuł się jednocześnie zły i smutny, miał ochotę krzyczeć i zaszyć się gdzieś głęboko we własnym domu. Miał też ochotę w coś walnąć i potem nie odzywać się do nikogo przez cały dzień. A mimo wszystko stał i słuchał słów, które niczym ostrza rozcinały jego serce.
Mam ci z tego powodu gratulować? Czy może zazdrościć, że musiałeś aż tak... 一 uśmiechnął się jedynie lekko, zaraz rozmasowując policzek, jakby właśnie ugryzł się przysłowiowo w język. Musiał się opanować. Nawet jeżeli miało mu przestać zależeć na Bowiem, nie chciał obarczać go żadnym negatywnym bagażem. Chciał wyjść z czystą kartą, może nawet pozwolić młodszemu na to, by sam napisał ich historię. I Jay zgodziłby się na każdą wersję, nawet tę, w której byłby czarnym charakterem. Bo tak się teraz czuł, jak najgorsze zło, które próbowało na swój sposób doprowadzić drugiego mężczyznę do upadku.
Sam siebie tak określiłeś, więc nawet nie próbuj rozpowiadać, że ja tak uważam. Mimo wszystko byłeś mi bliski, na swój pojebany sposób, ale byłeś. I nie, w przeciwieństwie do ciebie nie sypiałem z nikim na boku 一 wycedził przez zęby, zaraz tylko marszcząc brwi, kiedy Bowie zdjął kurtkę i zaczął coś robić z paskiem u swoich spodni. Baudet nie mógł uwierzyć (a może bardziej nie chciał), że to, co się tutaj dzieje, jest prawdziwe. Może nie chciał uwierzyć w słowa Bowiego, w których sprowadzał ich relację jedynie do seksu. Poczuł dziwny ścisk w żołądku i zapewne gdyby nie cały obraz tej sytuacji, poszedłby z ciemnowłosym pod prysznic, oddając się namiętności i pożądaniu. A mimo to stał jak słup soli, dopóki nie zdał sobie sprawy, że właśnie dał na to nieme przyzwolenie.
Odwrócił się łapiąc za kurtkę Vance'a, by zaraz wcisnąć ją w jego dłonie, jednocześnie odsuwając go od siebie na "bezpieczną" odległość. Jego oddech stał się nierówny, aż w końcu po prostu zabrał torbę i skierował się do wyjścia. Na odchodne, bardziej od niechcenia, albo w geście całkowitej rezygnacji odezwał się ostatni raz.
一 Rób, co chcesz w życiu. Tylko nie dzwoń do mnie, jak znów się naćpasz. Znajdź sobie kogoś innego, kto będzie cię ogarniać. Może kogoś, kto się nie przywiąże.
I tym razem Jay wyszedł z pomieszczenia, pierwszy raz nie trzaskając drzwiami. Bo ten jeden raz, zwyczajnie nie miał na to siły. Poddał się, wiedząc, że nie uratuje ich obu. Jedyne, co mógł teraz zrobić, to pozwolić Bowiemu odejść. Nawet jak to tak cholernie bolało.

Bowie Vance
23 y/o, 183 cm
You make me money I'll make you laugh
Awatar użytkownika
Too cool to hustle, too wild to give a damn.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

   Chłonął każdą jego reakcje, każde westchnienie, prychnięcie i każdy grymas na przystojnej twarzy. Czuł się trochę tak, jakby usilnie próbował wywołać w Jaydenie jak najmocniejszą reakcję i nieważne było dla niego czy negatywną, czy pozytywną, dlatego szedł za ciosem i zachowywał się coraz gorzej, mówiąc najgorsze rzeczy, które przyszły mu do głowy.
   一 Skąd miałem wiedzieć, że zabujałeś się jak szczeniak? Sam mogłeś o tym pomyśleć i zapytać, zanim zacząłeś cokolwiek planować. Żałosne, że teraz obwiniasz o to mnie一 mruknął, unosząc jedną z brwi w wyrazie pewnego rodzaju zniesmaczenia. Nie był taki i gdyby tylko zobaczył się z boku, to na pewno poczułby się zaskoczony i nie tylko tym, że było go stać na takie podłości, ale że w ogóle traktuje tak samego Jaydena.
   Pewnie przeraziłby się jak bardzo w tym momencie podobny był do swoich własnych rodziców i tego, w jaki sposób kłócili się oni. Nigdy nie chciał taki być i z natury był dużo łagodniejszy, zazwyczaj dosyć radosny. To strach i mała samoświadomość robiły z niego potwora. Byłby na siebie wściekły i pewnie w końcu będzie. Później.
   Narazie był pewien, że złość którą czuł skierowana była do Baudeta, co jednak nie było prawdą. Chronił się przed byciem zranionym raniąc miłość swojego życia i tracił to wszystko tylko dlatego, że nie miał w sobie dość odwagi, żeby tę miłość przeżyć, z całym ryzykiem, jakie ze sobą wnosiła.
   一 Świetnie! 一 prawie krzyknął, rozkładając dłonie. 一 I dzięki za zajebistą radę, może i zostanę 一 dodał w odpowiedzi na wzmiankę o aktorstwie. Oczywiście powiedział to na złość, bo wcale nie rozważał zostanie aktorem, to nigdy nie wchodziło w grę. Kiedyś zaproponowano jego ojcu wzięcie udziału w jakimś show z rejestrowaniem jego życia rodzinnego, ale Bowie zrobił wtedy taką awanturę, że rodzice posłuchali go chociaż ten jeden raz i odmówili. Miał może szesnaście lat.
   Przemilczał wzmiankę o sypianiu z innymi na boku, tylko wpatrywał się w niego gniewnie. Prawda była taka, że odkąd dał Jaydenowi klucze faktycznie sypiał z kim, gdzie i kiedy chciał, ale jedyną osobą, z którą chciał był Jay. Może poszedł po pijaku z kimś w ślinę na imprezie albo złapał kogoś za dupę, ale seks uprawiał jedynie z Jaydenem, chociaż był teraz tak wkurwiony, że zapytany o to wprost pewnie by skłamał. Ostatecznie nie powiedział już nic.
   Kiedy wysunął pasek z klamry z charakterystycznym kliknięciem, uniósł na niego spojrzenie. Zauważył, że go to zaskoczyło, ale jednocześnie być może podnieciło. Znał go już na tyle dobrze, że zauważył ten krótki moment zawahania i poczuł satysfakcję. Parsknął rozbawiony, kiedy Jay rzucił mu kurtkę i zostawił swoje spodnie, żeby zacisnąć dłonie na skórzanym materiale okrycia, a potem odprowadził go wzrokiem, słuchając ostatnich słów.
   一 Nie zadzwonię 一 mruknął pod nosem, bardziej do siebie, niż do niego. Nie odwracał się, nie gonił za nim, przez chwilę po prostu stał, zaciskając palce na materiale swojej kurtki i patrząc pod nogi. Oddychał coraz ciężej, ale w pewnym momencie dotarło do niego, że musi stąd wyjść, bo w każdej chwili może wejść ktoś z personelu, kadry sportowej albo jakiś dziennikarz. Zapiął pasek i ulotnił się, po drodze zakładając kurtkę. Nie zatrzymywał się pod drodze do motoru. Wsiadł na niego pospiesznie, a do swojego mieszkania jechał szybko i nieostrożnie, jakby było mu wszystko jedno czy po drodze skrzywdzi siebie lub innych.
   Pod prysznicem spędził dobrą godzinę, drżąc i zaciskając dłonie na szczupłych ramionach, chociaż woda była ciepła. Oczy miał szeroko otwarte, wargi lekko rozchylone i czuł się, jakby nie potrafił nabrać dostatecznie dużo powietrza w płuca. Nie miał pojęcia co ze sobą zrobić, dlatego nie robił nic. Nie ruszał się, słuchając tylko szumu wody, która skutecznie zagłuszała rozpędzone serce i szalejącą w żyłach krew. W tej chwili nie było na świecie osoby, której nienawidziłby bardziej od samego siebie. Wiedział też, że wyrzuci tę myśl z głowy, kiedy tylko opuści kabinę prysznicową. Gdyby zatracił się w tym uczuciu, mógłby zrobić coś głupiego. A chciał tylko zniknąć.
   Spakował trochę rzeczy w dużą torbę sportową, nie siląc się na utrzymanie porządku i pojechał do posiadłości matki, gdzie spędził ponad tydzień. Tyle potrzebował, żeby zebrać w sobie siły na nowy początek, chociaż tak naprawdę z nowością nie miał nic wspólnego. Wrócił do popełniania starych błędów, czyli tego, co może nie była dla niego najlepsze, ale było znane, więc w pewnym sensie bardziej komfortowe.
Koniec ♥
Myre
nie lubię postów wygenerowanych przez ai, braku interpunkcji i inicjatywy
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Kanadzie”