Let's pretend nothing happened, I agree
But you're a much better actor than me
Opuścił tor z uśmiechem na ustach i chociaż nie pozował do żadnego ze zdjęć, był pewny, że fotografowie uchwycili te najlepsze ujęcia, podczas których Jay emanował spokojem i pewnością siebie (tymi dwoma cechami, których brakowało mu przez ostatnie kilka dni). Gdzieś wzrokiem szukał Bowiego, którego zgubił, kiedy przeszedł już do szatni, w której oczekiwał z trenerem na swoją kolej. Był pewny podium, nie interesowało go, które miejsce zajmie, a liczyło się tylko to, by po prostu wrócić z medalem, który i tak wyląduje w pudle, ukrytym na strychu domu. Nienawidził tych nagród i pewnie, gdyby mógł, wyrzucałby je od razu do śmieci po opuszczeniu stadionu.
Kiedy dostrzegł Bowiego, posłał mu lekki uśmiech i pomachał, zapewne chcąc mu tym samym dać do zrozumienia, że cały czas o nim pamięta. Nie mógł się doczekać ponownego spotkania z chłopakiem. Zawsze, po tych kłótniach, które przechodzili, przychodził ten dziwny czas, gdy Baudet zachowywał się jak zakochana nastolatka i jedyne, o czym myślał, to jak spędzić najwięcej czasu ze swoim chłopakiem.
Odwrócił wzrok niemalże natychmiastowo, jak usłyszał swoje imię, które padło z ust trenera. Skierował się zaraz za nim do szatni, by tam omówić wszystko to, co poszło dobrze, a co poszło źle (bo dla starego Williama, nawet milimetrowe odchylenia od idealnego wyniku, były powodem do zbesztania Jaydena, za zbyt duże odbieganie myślami od najważniejszego celu, jakim dla grubawego mężczyzny było pierwsze miejsce). Ostatnio co raz to częściej kłócili się po zawodach i chcąc czy nie, oboje doszli do wniosku, że wraz z kolejnymi mistrzostwami świata, zakończą wspólną karierę, a pieczę nad młodym olimpijczykiem, przejmie znacznie młodszy trener, który jeszcze dwa lata temu reprezentował Francję.
Po ogłoszeniu wyników i wciśnięciu złotego medalu na szyję Jaydena, ten zszedł powoli na murawę, aby fałszywie uśmiechać się do fotoreporterów, którzy prosili o to, by ten spojrzał akurat w ich kierunku. Nienawidził kamer i szczerze liczył, że uda mu się ominąć te wszystkie dziennikarskie hieny. Miał prosty plan: uciec do szatni, szybko się przebrać i odnaleźć Bowiego na parkingu, gdzie umówili się jeszcze w wysyłanych rano wiadomościach. A potem? Może dać upust romantycznym emocjom.
Odpowiedział coś jednemu z dziennikarzy, kiedy kątem oka dostrzegł, jak znana mu sylwetka podbiega w jego stronę. Za nim – ku zaskoczeniu nie tylko samego Jay’a, ale też kilku innych zawodników, biegło dwóch ochroniarzy. Nie miał teraz czasu na to, aby rozmyślać, jak Vance przedostał się na arenę, ani tym bardziej jaki był tego powodu. Zerwał się natomiast do biegu, wymijając tym samym ciemnowłosego, odcinając tym samym dwóm osiłkom drogę w jego kierunku.
— Hej, hej, hej! Spokojnie! On jest ze mną — odpowiedział, chociaż każdy, kto znał go wystarczająco długo, wiedział że ten wcale nie był spokojny. Zmarszczone brwi, lekko uniesione ramiona… pewnie gdyby nie śledziły go oczy kilkudziesięciu kamer, gotowy byłby do tego, aby pogrozić ochroniarzom. — Zaraz z nim pogadam i opuści arenę, przecież nikomu nie zagraża, tak? — ignorował natrętne spojrzenia współzawodników, ignorował też wzrok trenera, który widocznie po raz pierwszy dostrzegł, co, a właściwie kto, rozpraszał Baudeta przez ostatnie miesiące, co przełożyło się na jego opuszczanie treningów. Nie zareagował, a jedynie przyglądał się, jak rozwinie się cała sytuacja.
Kiedy ochroniarze odeszli, a Jay miał pewność, że nie rzucą się na nikomu winnego Bowiego, odwrócił się w jego kierunku, wbijając przy tym w niego pytające spojrzenie. Pociągnął go w kierunku barierek, widocznie chcąc jakkolwiek zejść ze środka murawy, gdzie byliby wystawieni na widok innych. Nie tak się umawiali, przecież dosłownie za kilka minut widzieliby się na parkingu i nikt by im nie przeszkadzał. Kusiło go w tym momencie dotknąć chłopaka, być może złapać za rękę i przysunąć bliżej. Pocałować na oczach świata, pokazać, kim tak naprawdę jest. Mimo to świadomość, że obserwują go dziennikarze z portali plotkarskich, dość dobitnie powstrzymywała go przed tymi ruchami.
Ściszył nieco głos, tak, jakby to, co teraz powie, miało zostać tylko pomiędzy nimi. Wzrok umieścił nie na oczach, a ustach Bowiego.
— Aż tak się stęskniłeś przez te kilka godzin, że nie mogłeś wytrzymać? — mruknął prosto w jego usta, nie tylko ściszając głos, ale również obniżając ton, a wzrok podnosząc na oczy Bowiego, szukając w nich odpowiedzi na zadane pytanie. W końcu były one zwierciadłem duszy, prawda?
Bowie Vance