34 y/o, 184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
postać
autor

- trzy -


W soboty Emptiness pękało w szwach.
Dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem, ciężko było znaleźć na parkiecie wolne miejsce. Z głośników leciała klubowa muzyka, DJ, który siedział przy konsoli porywał cały tłum. Muzyka dudniła w uszach i ścianach. Na parkiecie było naprawdę dużo ludzi. Ciało przy ciele.
Dlaczego więc na barze była tylko jedna barmanka? Dziewczyna uwijała się jak mogła, a i tak kolejka do baru wydłużała się.
Przy drzwiach od zaplecza, tych z zakazem wstępu stało dwóch ochroniarzy.
A w środku...
Na podłodze leżało ciało w kałuży krwi, z czarnym workiem na głowie, wciąż jeszcze przywiązane do krzesła. W powietrzu unosił się ciężki, metaliczny zapach. Przy jakimś niewielkim stoliku siedziała drobna ciemnowłosa dziewczyna, szlochała chowając twarz w dłoniach. Stał nad nią Madox, był wściekły, jego ciemne oczy utkwione były w tej dziewuszce, podniósł rękę, jakby chciał ją walnąć otwartą dłonią w tył głowy, kiedy znowu zaniosła się płaczem, ale tego nie zrobił. Zacisnął dłoń w pięść i uderzył nią w stolik, przy którym siedziała, aż wszystkie kufle na czarnej tacy zadzwoniły.
- Co ja wam kurwa mówiłem? Żebyś do chuja nie ufała policji, ze wszystkim macie najpierw przychodzić do mnie. A Ty co kurwa zrobiłaś Ruby? - wysyczał przez zaciśnięte zęby pochylając się nad nią, bardzo blisko.
Ruby znowu zaniosła się szlochem.

To Ruby znalazła ciało, weszła na zaplecze z kuflami, bo szukała jebanych wiśni w syropie. Jej pisk odbił się echem od ścian, w klubie dudniła muzyka, czuć ją było nawet tutaj, dudniący, ciężki rytm. Nikt jej nie usłyszał, a Ruby zamiast iść po szefa z kieszeni czerwonego fartuszka wysupłała telefon, wykręciła numer alarmowy, a później ciężko dysząc i płacząc przedstawiła się jako barmanka z Emptiness. Kobieta po drugiej stronie słuchawki już pytała ją co się stało, gdzie jest, czy potrzebuje pomocy, kiedy na zaplecze wszedł jeden z ochroniarzy. Przynajmniej on znał procedury, zawołał szefa.
Ale kiedy Madox zszedł na dół, to Ruby od razu zaniosła się płaczem i zaczęła przepraszać.

- Co im powiedziałaś? - zapytał najpierw spokojnie, ale kiedy Ruby zaczęła opowiadać, kiedy przyznała się do tego, że powiedziała gdzie pracuje, to Madox miał ochotę naprawdę ją walnąć. Nie zrobił tego, zamiast tego napisał do Pilar. Mogła mu wreszcie wyświadczyć przysługę.
Nie potrzebował tutaj policji, a może właśnie powinien ich wezwać?
Tylko, że problem tkwił w tym, że na stoliku leżała jego broń, miał na rękach krew tego gościa, ale przecież go nie zabił, nie było go tutaj kiedy weszła Ruby, tylko kto w to uwierzy?
Pilar też mogła nie uwierzyć, ale z drugiej strony to była właśnie jej wina. Wszystko jej wina.
Niech się teraz z tego spowiada na komendzie, bo Noriega nie miał zamiaru. Umył ręce w metalowym zlewie i wytarł je w kuchenną ścierkę, a kiedy Ruby znowu zaczęła płakać skrzywił się.
- Zamknij ryj - nie miał już do niej nerwów - weźcie ją na górę, bo nie wytrzymam - rozkazał. Dwóch osiłków, którzy do tej pory stali z boku, wzięło dziewczynę za bety i wyprowadzili ją z zaplecza, tym sposobem Madox Noriega został sam, z tym trupem na podłodze. Usiadł na stołku, na którym jeszcze przed chwilą łkała Ruby i czekał.
Kiedy do pomieszczenia weszła Stewart, to nawet nie ruszył się z miejsca, wbił w nią spojrzenie.
- Zadzwoń na posterunek i powiedz, że jesteś w Emptiness i nic się tutaj nie dzieje, zanim tu kogoś przyślą - powiedział spokojnie. Chociaż mogli już kogoś wysłać, jebana Ruby, co to za pomysł, żeby w takiej sytuacji dzwonić na policję?
Chociaż Madox też przecież miał przed sobą policjantkę i jeszcze namawiał ją do takich rzeczy. Nie zdziwiłby się, gdyby zaraz wyciągnęła kajdanki i go skuła. Odchylił się na krześle do tyłu. Tylko, że to był jej trup, nie jego.
Kiedy drewniane nogi dotknęły podłogi, to Noriega poderwał się z miejsca i stanął przy zwłokach. Na przeciwko Pilar, obok tej szkarłatnej kałuży krwi, która błyszczała w mocnym świetle jarzeniówek.

Pilar Stewart
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

008.

Nigdy do niej nie pisał.
Madox Noriega chociaż miał jej numer, nigdy wcześniej do niej nie napisał. Kiedy potrzebował się skontaktować, po prostu dzwonił, bo bez podsłuchu po rozmowach nie było śladu, jedynie wykaz połączeń, jeśli chodziło o wiadomości — to już zupełnie inna historia. Dlatego nigdy do niej nie napisał. A jednak tego wieczoru to zrobił.
Pilar siedziała na komisariacie, spoglądając na wielką tablicę korkową wiszącą na ścianie tuż przy jej biurku. Minę miała nietęgą, gdy tak przyglądała się zdjęciom trupów z kontenerów tuż obok twarzy Galena Wyatta, wciąż uważanego za głównego podejrzanego. A przynajmniej oficjalnie. Bo to był dzień, w którym Piłat Stewart w końcu wzięła Milesa na rozmowę i przyznała mu się do wszystkiego, co o d j e b a ł a przez ostatnie dwa tygodnie. Że przez cały ten czas, gdy jeździła z nim puste poszlaki, doskonale wiedziała, w którą stronę naprawdę trzeba było się przemieszczać. Opowiedziała mu o wizycie w burdelu, wizycie w domu u Seelya, podsłuchu i nazwiskach, które udało jej się pozyskać. Jedyne co ominęła w tej historii to fakt, że to właśnie Galen był jej facetem na wypożyczenie. Bo akurat z tych wszystkich rzeczy, tej jednej Waits mógł jej faktycznie nie wybaczyć. Był zły. Bardzo. Ale czy mogła mu się dziwić? Była na to przygotowana. Jedyne na co się nie przygotowała, to skwaszony humor i nieprzyjemne poczucie winny. Wciąż uważała, że postąpiła dobrze i zrobiłaby to ponownie dokładnie tak samo, ale jednak widząc ten zawód w oczach Milesa.. jakoś nie mogła tego przetrawić. A przecież najgorsze i tak wciąż przed nią. Musiała się przyznać jeszcze naczelnikowi. Ale to był akurat problem jutra.
I kiedy tak siedziała cała poirytowana na samą siebie dostała pierwszą wiadomość od Madoxa. Potem drugą. A zanim nawet na nią odpisała, już zrywała się z krzesła, fucząc pod nosem i przelotnie zastanawiając co jeszcze mogło się dzisiaj spierdolić. Bo przecież Madox n i g d y nie pisał.
Władowała się do samochodu, a dokładnie jedenaście minut póżniej przechodziła już przez wielkie drzwi Emptiness. Muzyka dudniła z głośników, alkohol lał się w najlepsze, a zapach potu i drogich wrażeń unosił w powietrzu. Pilar w pierwszej kolejności ruszyła do baru, nie za bardzo wiedząc, gdzie powinna się udać. Przyjdzie tu po nią? A może jednak ona powinna iść na górę? Nim zdążyła odpowiedzieć sobie na to pytanie, tuż przed nią wyrosła Maddie. W jednej dłoni trzymała tackę z shotami, podczas gdy w drugiej mieściła na otwartej dłoni dwie szklanki z drinkiem.
Na zapleczu — rzuciła zanim Pilar zdążyła ją zapytać o cokolwiek. Oczywiście. Ona wiedziała wszystko. I już była gotowa odejść, kompletnie niewzruszona, nie dając jej jakichkolwiek więcej informacji, kiedy Pilar uświadomiła sobie jedną ważna rzecz.
A gd—
Za barem w lewo i do końca — nawet nie dała jej dokończyć, jakby czytała w myślach. Jebana. Dobra była. Nic dziwnego, że Madox trzymał ją przy sobie.
Nawet jej nie podziękowała. Ruszyła w odpowiednim kierunku, a kiedy przeszła przez drzwi do zaplecza, to tylko zamrugała. Bo tego widoku to zdecydowanie nie było w jej bingo na ten rok. Ani kurwa żaden przyszły. Noriega siedział na krześle tuż obok kałuży krwi i …ciała.
Coś ty kurwa zrobił?! — momentalnie sięgnęła do kabury po pistolet. Szkoda tylko, że go przy sobie kurwa nie miała. Bo przecież nie miała pojęcia, że będzie go potrzebować. W jebanym klubie. W środku nocy. — Madox, kurwa — ponownie omiotła wzorkiem trupa. Ja pierdole. Wyglądało to conajmniej tragicznie. A już na pewno nie wyglądało jak wypadek. W pierwszej chwili chciała podejść do niego i zakuć w kajdany. Tylko że kajdanów też nie miała przy sobie. A kiedy rzucił w jej stronę poleceniem, by zadzwonić na policje, spojrzała na niego jak na wariata.
Chyba cię popierdoliło, Noriega — wymarzyła w niego palcem. Twarz miała stanowczą i gniewną. I gdyby stała nieco bliżej, pewnie rozważyłaby wymierzenie mu z otwartej dłoni w twarz. Zamiast tego jednak złapała za telefon i kurwując przy tym niemiłosiernie zadzwoniła pod odpowiedni numer, wybierając potrzebny kod wewnętrzny.
Tu Stewart… — zaczęła już o wiele bardziej łagodnym głosem lecz wciąż cholernie profesjonalnym. Jak z nut skłamała o tym, że była akurat w klubie, kiedy składano zgłoszenie bo akurat ZBIERAŁA INFORMACJE i że już zajmuje się sprawą. Giulia dopytywała o co dokładnie chodzi i czy Pilar potrzebuje wparcie, jednak ta zwinnie zbyła ją, upewniając, że jak tylko się wszystkiego dowie, to na pewno się odezwie w przeciągu kilku minut, ale nie wygląda to na nic poważnego. Chociaż wyglądało. I to kurwa BARDZO.
Nic więc dziwnego, że kiedy tylko się rozłączyła, podszyła do Madoxa, próbując ominąć ogromną kałużę krwi, przy okazji desperacko walcząc z chęcią pociągnięcia go za fraki. Zamiast tego stanęła przed nim. Blisko. I wbiła w niego absolutnie w k u r w i o n e spojrzenie.
Gadaj — wysyczała przez zęby, zaciskając telefon w dłoni tak mocno, że jeszcze trochę i strzeliłby jej ekran. — I lepiej, żebyś miał kurwa jakieś dobre wyjaśnianie, dlaczego leży tutaj trup z workiem na głowie, który padł EWIDENTNĄ ofiarą morderstwa.

Madox A. Noriega
34 y/o, 184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
postać
autor

Wstał i może nawet gotów był podnieś ręce, żeby ta loca chica go nie zastrzeliła, ale chyba nie miała czym. Kajdanek też nie miała, czyli tyle z jakiegoś powalania na ziemie i skuwania... A mogło być tak ciekawie...
- Ja? - zapytał tylko unosząc jedną brew, no tak, miał nawet na koszuli trochę tej krwi, niepotrzebnie w ogóle dotykał tego trupa. JEJ trupa.
- To jest kurwa Twój zwłok Pilar - warknął, on wcale nie ruszał się z miejsca, stał tak, że te jego eleganckie buty, które błyszczały w tym świetle jarzeniówek jakby przed chwilą je wypastował i wypolerował, zatrzymały się na równo z tą plamą krwi, tuż obok, ale nie w niej.
- Zrób to Pilar, na razie ładnie Cię proszę... - powiedział powoli kiedy jeszcze się stawaiała, rzeczywiście jakimś takim błagalnym tonem. Chociaż błagalnym, to może odrobinę za duże słowo. Prosił ją, po prostu.
Wstrzymał powietrze, kiedy zaczęła rozmawiać przez telefon. Nie musiała tego dla niego robić. Mogła mu teraz ściągnąć na głowę policję, tylko, że nie miała broni, ani kajdanek, szarpali by się, póki ktoś by tutaj nie wszedł. Może nawet polałoby się więcej krwi. Madox był na to przygotowany.
Spojrzał na nią spod na wpół przymkniętych powiek, kiedy do niego podeszła, tak blisko, że znowu czuł zapach jej perfum, ale widział też każdą zmarszczkę na jej czole, kiedy posłała mu to absolutnie wkurwione spojrzenie.
- Co mam Ci kurwa powiedzieć Pilar? Też się zdziwiłem. Nie było mnie dzisiaj w klubie, a to jest mój jebany pistolet i Twój pierdolony... - urwał spuszczając wzrok na ciało. Nie ściągał worka, ale poznał go od razu. Rano z nim rozmawiał, w swoim gabinecie na górze, te same jebane lakierki, ta sama koszula w leopardzie wzory i marynarka, źle skrojona, ale droga. Madox poznał go od razu.
A najgorsze jest to, że kiedy tutaj ktoś zakładał mu na łeb ten worek i przywiązywał go do krzesła, to on z Maddie rozmawiali na jego temat z bardzo niewłaściwymi ludźmi.
- Natalio Espinoza, mówi Ci to coś? - zapytał i zrobił krok w jej kierunku, tak, że teraz jej zaciśnięta z telefonem ręka dotknęła jego klatki piersiowej, która unosiła się w niespokojnym, płytkim oddechu. Może kojarzyła to nazwisko, bo w policyjnej bazie było podpięte z handlem ludźmi, tylko, że kurwa na pewno nie kojarzyła go z tą facjatą ukrytą pod czarnym workiem, bo to była morda Marco. Marco od koksu, a nie od handlu ludźmi, Natalio Espinozy, który zniknął kilka lat temu, a teraz wracał... Nie, on już nigdzie nie wróci. Bo już teraz był po prostu martwym Marco.
- To... załatwiłem Ci jeden na jeden z Marco, ale gościu jest trochę sztywny - rzucił, a potem kucnął, żeby w końcu szarpnąć ten czarny worek i zdjąć mu go z głowy. Nie pomylił się wcale, to był Marco, w ustach miał jakiś knebel, oczy szeroko otwarte, a włosy ulizane do tyłu, z dużą ilością żelu, podobna stylówa do Seeleya.
- A właściwie to nie ja ci załatwiłem, ale ktoś zrobił to moją bronią, wyniesioną z mojego gabinetu, z mojego sejfu... Więc teraz powstaje pytanie, kto chciał mnie w to wjebać i kto sobie tutaj tak bezkarnie łazi jak u siebie. A wiesz co jest ciekawe? Że dzisiaj rano, kiedy jeszcze Marco pił ze mną whisky, to wszystkie kamery w klubie nagle się spierdoliły, bo zawiódł jakiś system - to nie mógł być zbieg okoliczności, ktoś to dobrze zaplanował, wcześniej. Ktoś kto albo chciał pogrążyć Madoxa, albo pozbyć się Marco? A może nawet upiec dwie pieczenie na jednym ruszcie? Noriega miał wrogów, nie był święty, a jednak nikt, jeszcze nigdy, nie chciał się go pozbyć w jego własnym klubie. Bo w Emptiness wszystko działało jak w szwajcarskim zegarku. A dzisiaj wszystko zawiodło, kamery, ochrona, a nawet ta jebana barmanka.
A przecież Madox nie mógł nagle zwolnić wszystkim, nie mógł wymienić całej swojej ekipy, która jednak na co dzień wiedziała jak wygląda życie w Emptiness. Teraz to nawet nie wiedział czy może zwolnić Ruby, czy powinien ją w ogóle stąd wypuścić? A jak jej znowu odpierdoli i pójdzie na policję? Tylko, że policja stała przed nim.
Tylko chyba tak samo zdezorientowana jak on?

Pilar Stewart
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Była zła. Ja pierdole, jaka ona była zła.
Bo nie dość, że stała właśnie obok trupa,to jeszcze właśnie powiedziała na komendzie, że się tym zajmie. I co ona miała teraz kurwa zrobić? Pomóc Madoxowi zakopać to ciało? Kurwa. W sekundę pożałowała, że złapała z ten telefon i faktycznie zadzwoniła do Guili. Co ona sobie myślała? Jakim cudem wystarczyło, żeby ją poprosił, by to zrobiła? Bez wyjaśnień, bez niczego. A teraz jeszcze miał czelność stać przed nią i mówić, że to JEJ trup? No chyba Madoxa Noriege delikatnie mówiąc popierdoliło.
No chyba, kurwa, żartujesz — wymierzyła w niego palcem i w ułamku sekundy jeszcze raz pożałowała, że wykonała ten telefon. Chciał ją to w to wrobić? No bo tak to właśnie wyglądało, jeśliby wziąć pod uwagę fakt, że kazał jej powiedzieć, że zajmie się sprawą, a potem jeszcze nazywał tego trupa jej. No teraz to już naprawdę była gotowa się na niego rzucić. I wcale nie w ten przyjemny, gorący sposób.
Zanim jednak to zrobiła, postanowiła wysłuchać, co miał do powiedzenia. Tak w razie wypadku, gdyby jednak chciał się w jakikolwiek sposób obronić nim Pilar będzie musiała powalić go na ziemie i zadzwonić po wsparcie. I kiedy tak bredził o swoim pistolecie i…
Jeszcze raz nazwiesz go moim, a przysięgam, Noriega, uderzę cię — a uderzenie to ona miała mocne. I celne. A Madox raczej nie chciał mieć pod okiem wielkiego lima, które nie zeszłoby mu przez następne dwa tygodnie, nie mówiąc nawet o potencjalnie złamanym nosie i straconym zębie. I Pilar naprawdę była gotowa to zrobić, jakby to ich ostatnie spotkanie nie miało nawet miejsca. Chociaż za to, że zostawił ją na tym parkiecie, mogłaby jeszcze przywalić w drugi policzek.
Kiedy wymienił nazwisko Espinozy, spojrzała na niego jak na wariata (jakby wcześniej patrzyła inaczej) i ściągnęła brwi do siebie. W co on pogrywał?
A co ma do tego wszystkiego Natalio Espinoza? — nadział się na jej telefon, a ona intencjonalnie jeszcze mocniej wcisnęła urządzenie w jego klatkę piersiową. Ta jej również unosiła się nierówno, szczególnie kiedy by spojrzeć mu w oczy, musiała zadzierać wysoko głowę w górę, bo przecież dzisiaj nie miała na sobie wysokich szpilek. Ani giwery w torebce. Chyba pierwszy raz stała przed nim w adidasach i luźnych ciuchach, które nie opinały każdego milimetra jej ciała. No ale przede wszystkim problemem były buty. Bo jednak brakowało jej tych dwunastu centymetrów. — Przecież on jes—
A potem padło imię Marco. I to był pierwszy raz tego dnia, kiedy Pilar Stewart w końcu zamilkła. Autentycznie złączyła usta i ściągnęła brwi, obserwując jak Madox zrywa czarny worek z głowy ofiary. Nie znała tej twarzy. Nigdy wcześniej nie widziała jej na oczy. A jednak była w stanie sobie wyobrazić, że tak właśnie wyglądał człowiek, który był ścigany za handel ludźmi, a przyjął nową tożsamość, mącąc tuż pod nosem policji.
Nie mów mi kurwa, że mój jedyny punkt zaczepienia w sprawie leży właśnie martwy na TWOJEJ zasranej podłodze — przeczesała włosy i odwróciła się na pięcie. Musiała to rozchodzić. Cokolwiek. A najchętniej to zapaliłaby szluga. Zawsze pomagały jej oczyścić umysł i zebrać myśli. A przydałoby się, bo jej myśli w tamtym momencie były bardzo — ale to bardzo — zszargane i chaotyczne. — Ja pierdole — tylko tyle dodała, stojąc już po drugiej stronie trupa, a następnie przykucnęła przy nim, przyglądając się uważnie. Z rany po postrzale wylało się już chyba z dobre dwa litry krwi. Biorąc pod uwagę uszkodzenie dużej tętnicy dwa litry mogły wypłynąć w zaledwie kilka minut. No chyba, że było to krwawienie żylne wtedy mogło to znaczyć, że Marco nie żył już o kilkunastu do nawet kilkudziesięciu minut. Pilar na oko nie potrafiła ocenić czasu zgonu. Do togo potrzebowałaby Zaylee lub innego koronera. Którego swoją drogą POWINNA wezwać według protokołu przy tego typu śmierci. Ale przecież teraz tego nie zrobi. No bo jak?
Uniosła spojrzenie na Madoxa, gdy tak mówił o tej broni w jego sejfie i że sam osobiście rozmawiał dzisiaj z denatem. Czuła jak złość wzbiera się w niej coraz bardziej. I to nie tylko na niego i sytuację, ale również na samą siebie, że w ogóle mu zaufała. Nie powinna. No kurwa, nie powinna.
Chcesz mi powiedzieć… — wstała powoli i ostrożnie przeszłą na drugą stronę, z powrotem do Madoxa, wbijając spojrzenie w jego ciemne oczy. — ..że zginał z twojej broni? — krok bliżej. — Wyniesionej z twojego gabinetu? — wstawiła palec wskazujący w jego kierunku i wbiła w jego pierś. — Zabranego z twojego sejfu? — i jeszcze raz. Tym razem przepychając go do tylu. — Madox kurwa, oboje dobrze wiemy, że to niemożliwe. Ty masz tu oczy dookoła głowy, a ja mam uwierzyć, że ktoś tak po prostu zapierdolił ci broń z sejfu? I nie został przy okazji zjedzony przez Sombę? A do tego wyłączył ci kamery, złapał Marco, przywlekł go tutaj, gdzie jedyną drogą jest przejcie obok baru niezauważenie i czego odstrzelił? — nic się jej w tej historii nie dodawało. No kurwa nic. Większe dziury miał chyba tylko fancuski ser. Nawet jej plan z wyjazdem do burdelu miał więcej sensu niż… ten nonsens. No chyba, że była to Maddie. Jak już ktoś miałby znać kod do jego sejfu i przejść niezauważalnie przy psie, to musiała być ona. Ona albo Madox naprawdę z nią pogrywał i właśnie robił z niej idiotkę. Coż lepiej dla niego, żeby jednak nie.
Madox, przysięgam, że jak mnie oszukujesz, to kurwa nie ręczę za siebie — przysunęła się jeszcze bliżej. Tak, że ten palec, który miała w niego wbity był jedynym co dzieliło ich ciała od siebie. A spojrzenie wwierciła w niego mocno i intensywnie. Chyba nawet przestała mrugać. Potrzebowała, żeby spojrzał jej głęboko w oczy i przyznał, że naprawdę nie miał z tym nic wspólnego. Bo jeśli chociaż w najmniejszym stopniu wyczuje w tym blef, to krew Marco nie będzie jedyną, która się tego wieczoru rozleje w zaciemnionym zapleczu.

Madox A. Noriega
34 y/o, 184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
postać
autor

Liczył się z tym, że go uderzy, liczył się nawet z tym, że sam będzie musiał to zrobić, oddać jej i spierdalać za granicę zanim zjadą się tutaj psy. Mieli miedzy sobą jakieś układy, może nawet mieli do siebie słabość, on do niej miał na pewno, ale...
Przede wszystkim pilnuj własnej dupy, z takiego założenia wychodził Madox i jeśli Pilar by mu odmówiła i nie odesłała tej policji, to musiałby działać inaczej, zawsze miał jakiś plan B, a potem nawet C i D. Dzisiaj też miał, ale wolał, naprawdę, żeby jednak wypalił ten A, był prostszy, a w zasadzie Pilar miała w nim tylko odwołać policję. Bo same zwłoki już nie były takim problemem, nie pierwsze, nie ostatnie w Emptiness. Tutaj... czasem ludzie znikali.
Madox też by zniknął gdyby to nie poszło po jego myśli, chociaż... nie tak jak Marco, albo Natalio.
- To właśnie Ci mówię. TWÓJ punkt zaczepienia, na MOJEJ podłodze - powtórzył po niej i powiódł za nią spojrzeniem. Ja pierdole - równie mocno cisnęło się na jego usta, oraz jeszcze wiele innych słów, większość przekleństw. Ale też dużo pytań. Czy zrobił to kurwa Seeley? A może Galen Wyatt? Kto jeszcze chciałby tak bardzo uciszyć Marco? A do tego wjebać w to wszystko Madoxa?
Kiedy tak wbijała mu w klatę palec, to też nie ruszył się z miejsca. Stał cały czas, jakby kurwa ktoś posmarował mu te eleganckie buciki klejem i przykleił do podłogi.
- Mam, ale dzisiaj te moje oczy były poza lokalem, Maddie ze mną, Sombra w domu... - zaczął, ale urwał, bo do niego dotarło, że Pilar ma rację, że musiał to zrobić ktoś z klubu. Bo kto inny? Galen Wyatt?
Nie, to musiał być ktoś, kto doskonale wiedział, że nie ma dzisiaj szefa, że Maddie jedzie z nim, że nie ma psa, ani nie ma kamer, ale skąd znał kod do sejfu. Myślał, myślał intensywnie ze spojrzeniem zawieszonym na brązowych oczach Stewart.
- Co mam Ci powiedzieć Pilar? Mam ci przysięgać, że to nie ja? - wciąż patrzył jej w oczy i teraz to on zrobił krok do przodu, tak, że musiała się cofnąć, a jeśli tego nie zrobiła, to ten jej palec zniknął między nimi, bo ich ciała się teraz stykały, a oddechy mieszały w jeden, kiedy Madox patrzył na nią z góry. Ale po kilku sekundach to Noriega się odwrócił, przeszedł wzdłuż pomieszczenia, zatrzymał się przy tym stoliku, przy którym siedziała Ruby.
- Kto to kurwa zrobił? Seeley? Wyatt? Kto chciał uciszyć Marco i pogrążyć mnie tylko dlatego, że miałem jego prawdziwe nazwisko... Dla Ciebie? - postukał palcami w blat. To był ktoś z klubu - te słowa cały czas odbijały mu się echem pod czaszką, ale Madox chyba za bardzo nie chciał w nie uwierzyć. A jednak wiedział już kto dzisiaj był na zmianie, kto się tutaj kręcił, kto poinformował go o kamerach, te wszystkie twarze miał już przed oczami. Sam był kretem, a teraz jeszcze miał kreta w Emptiness i tego nie zauważył. Na pewno nie Maddie, jej ufał bezgranicznie, ochroniarzom też, zresztą oni zawsze chodzili po dwóch, takie były zasady, jeden patrzył na ręce drugiego. Dwóch przekupionych ochroniarzy? Nie wydawało mu się. Odsunął sobie krzesło i usiadł na nim, oparł łokcie na kolanach pochylając się do przodu.
- To musiał zrobić ktoś z klubu, myślisz, że zrobiła to ta... - urwał, bo wtedy drzwi od zaplecza się otworzyły i stanęła w nich Maddie. Trup nie zrobił na niej wrażenia, zerknęła tylko na dół i wydęła usta, zrobił krok do przodu, tak, że stanęła ramię w ramię z Pilar.
- Ładny był - stwierdziła zerkając na brunetkę, ale później podniosła głowę, żeby spojrzeć na Madoxa. Po jej plastikowej twarzy widać było, że coś jest nie tak, Noriega to widział, gdzieś w tym jak ściągała te wymalowane brwi.
- Szefie jakiś facet wypytuje... - zaczęła, a Madox wstał, wbił w nią spojrzenie - o nią - dokończyła, a tym razem spojrzenie zarówno blondynki, jak i właściciela Emptiness padło na Pilar.
- Kto to jest? - warknął Madox, ale Maddie wzruszyła ramionami.
- Powiedział tylko, że chce rozmawiać z Pilar i że mam ją natychmiast przyprowadzić - blondynka patrzyła na Stewart tak intensywnie, jakby chciała ją tymi swoimi niebieskimi oczami prześwietlić na wylot, albo... wywiercić jej dziurę w czaszce. Madox wyminął trupa, wyminął też Maddie i znowu stanął nad brunetką, ale krok dalej, zachowując bezpieczną odległość.
- Kto tu za Tobą przylazł Pilar? - wysyczał przez zęby - psy? - zapytał, a Maddie pokręciła głową.
- Nie wyglądał na policjanta... - stwierdziła, a Madox zacisnął obie dłonie w pięści, nabrał do płuc powietrze i zwrócił się do blondynki.
- A na kogo Ci wygląda? - Maddie chwilę myślała opierając palce na napuchniętych ustach, w końcu znowu spojrzała na Stewart.
- Miał drogi zegarek - tylko za wiele to mu nie mówiło. Jebany i martwy Marco też miał drogi zegarek. Sam Madox Noriega miał drogi zegarek. Pewnie połowa tego miasta nosiła drogie zegarki, zaczynając od dupków prezesów, a kończąc na kryminalistach pokroju Natalio Espinozy.
- Więcej szczegółów Maddie - warknął Noriega, a Maddie ściągnęła brwi na tyle, na ile to możliwe w jej przypadku.
- Też jest ładny - no to kurwa zawęża krąg, ładny pan z drogim zegarkiem. Jakby takich było tutaj mało. Na samym jebanym parkiecie Emptiness było tutaj dzisiaj takich co najmniej pięćdziesięciu, może więcej, z różnych środowisk, zaczynając od prawników, a kończąc na alfonsach. Maddie może i była niezawodna, w wielu sprawach, ale nie był z niej najlepszy detektyw.
- Ja jebie Maddie, zamiast oceniać go czy jest ładny, to trzeba było zwrócić uwagę na jakieś inne szczegóły... To nie jest kurwa randka w ciemno - warknął, ale Maddie tylko wzruszyła ramionami.

Pilar Stewart
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Takie waśnie rzeczy działy się, kiedy Madox opuszczał Emptiness? Kurwa, w takim razie ktoś powinien przywiązać go do jebanego krzesła jak Marco i nigdy z niego nie wypuszczać. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby faktycznie gdzieś wyjechał, a nie tylko wyszedł na kilka godzin. Coż, Pilar na pewno nie miała głowy, bym o tym myśleć. Normalnie nawet stwierdziłaby, że i ten trup nie był jej problemem, tylko problem w tym, że kurwa był. I to bardziej niż z początku mogło się wydawać. Bo to już nawet nie chodziło o to zgłoszenie, czy fakt, że ślad w śledztwie był martwy, a bardziej o to, że jakby na to nie spojrzeć miała jego krew na dłoniach. To ona poprosiła Madoxa, żeby więcej się o nim dowiedział i przez to szperanie, facet leżał teraz martwy. Jak tak o tym myślała, to jednak trochę ją to ruszyło. Jednak nie na tyle, by odpuścić sobie interakcję z Noriegą.
Tak, właśnie tak, Madox — skinęła głową w tej samej sekundzie, gdy usłyszała jego pytanie. — Masz przysiąc, że nie miałeś z tym nie wspólnego i przy okazji możesz mi jeszcze wyjaśnić, jakim cudem TY w ogóle jeszcze żyjesz, skoro tak c h u j o w o wykonujesz swoją pracę? — podszedł bliżej, ale Pilar wcale się nie cofnęła. Oboje mieli silne charaktery. Żadne z nich nie chciało wykonać kroku w tył i okazać słabości, bo gdyby ustąpiła, dobrze wiedziała, że dałaby mu tym przewagę. Więc schowała palec i pozwoliła mu dokleić klatkę piersiową to tej jej. — Nie dość, że cały klub sypie ci się w dłoniach, to jeszcze nawet informacji nie potraficie kurwa zdobyć dyskretnie, żeby nie zabijali mi podejrzanego! — podniosła głos. Jej oczy wwiercały się w te Madoxa ze złością i poirytowaniem. Chociaż to poirytowanie to bardziej tyczyło się jego zapachu, który wywołany ich bliskością, bezczelnie rozpraszał Pilar, kiedy ta próbowała myśleć. I już była gotowa go od siebie odepchnąć, by mogła w skupieniu i spokoju po nim krzyczeć, kiedy Noriega sam odwrócił się na pięcie, dając jej nieco oddechu.
Seeley? — prychnęła głośno, słysząc to irracjonalnie podejrzenie. — Seeely jest durny jak but. Na pewno uknułby tak szczegółowo dopracowany plan. A poza tym nie ma o niczym pojęcia. Nawet po akcji z klubem, prowadzi te same rozmowy przez telefon, wiec nie ma opcji, że chociażby połączył te sytuacje ze sobą. Jedyne co ten facet umie to napierdalać własną żonę i gwałcić biedne kobiety — podsumowała, chociaż na te ostatnie słowa skrzywiła się nieznacznie. Pomimo tego gdzieś w głowie już pogodziła się z tym faktem, jakoś wciąż ją bolał. Akurat w tej sprawie Pilar nie potrafiło tak po prostu przestać zależeć.
Wyatt na pewno nie — tu akurat nie miała żadnych watpliwości. Po pierwsze gdyby cokolwiek się stało, Galen z pewnością by się do niej odezwał. Biorąc pod uwagę te kilka spotkań, Pilar z czystym sumieniem mogła stwierdzić, że nabrali do siebie zaufania i nie zrobiłby niczego na własną rękę. Poza tym, dobrze wiedziała, jak świecili mu się oczy na jej pistolet w torebce, co mogło sugerować, że nie miewał go za często w dłoni, a strzał, który został oddany z pistoletu Madoxa był celny. Nie wykonany przez amatora.
Przestań rzucać nazwiskami na oślep jak jakiś amator i skup się, Noriega — podeszła do niego i złapała skrawek jego koszuli, by przeniósł wzrok z trupa na jej twarz. — Kto mógł mieć kod do twojego se—
No i nawet nie dokończyła, bo drzwi do zaplecza się otworzyły, a w progu stanęła Maddie. Przez moment Pilar miała ochotę zabić ją wzrokiem, chociaż kogo nie chciała? Opuściła dłoń, zostawiając koszule Madoxa w spokoju i wykonała taktyczny krok w tył. Rzuciła okiem na trupa, gdy wymieniali zdania. Dopiero kiedy padło jej imię, podniosła energicznie głowę, otwierając szeroko oczy.
Co ty kurwa pierdolisz? — podeszła do Maddie, przyglądając się tej jej wytapetowanej twarzy. — Jak ze mną? Mnie nikt tutaj nie szuka. I oczywiście, że kurwa nikt tu ze mną nie przyjechał! — to ostatnie rzuciła do Madoxa, który ciągle się wtrącał, ewidentnie równe ruszony sytuacją. Bo to nie było normalne. Pilar przychodziła do klubu zawsze pod przykrywką, nigdy nikomu się nie przedstawiała z zawodu ani nawet z imienia. Jedynie barmanki Emptiness mogły wiedzieć jak się nazywała. I tyle. Nikt więcej.
Zamiast patrzeć na jego zegarki, trzeba było mu kurwa powiedzieć, że mnie tu nie ma, a nie tu kurwa przychodzić — głupia była ta Maddie? No chyba kurwa nawet bardzo. Bo wystarczyło faceta zbyć i powiedzieć ochronie, żeby się go pozbyła, bo pierdoli głupoty. Zamiast tego ona przyszła tutaj, dając mu jasno do zrozumienia, że po nią poszła. Idiotka. No kurwa idiotka.
Pilar popatrzyła na nią przez krótką chwile, zastanawiając się, czy jeśli powie jej o kilka sów za dużo, to faktycznie ją posłucha, czy może jednak spłynie to po niej jak po kaczce, a kiedy doszła do wniosku, że to drugie, odeszła na bok i przeszła się kawałek. Lepiej myślała, kiedy chodziła. Tylko tu kurwa nie było co myśleć. Tam trzeba było wyjść.
Dobra, zamknijcie się już, co — jęknęła, gdy tak dyskutowali o tym, czy facet był ładny, czy może jednak można było się dowiedzieć o nim czegokolwiek innego. Nie dość, że to nie prowadziło to niczego, to jeszcze tylko rozpraszało. Podniosła spojrzenie na Madoxa. — Pójdę z nią — oznajmiła stanowczo, bo chyba oboje wiedzieli, to było jedyne wyjście. — I ogarnę ten temat, ktokolwiek to nie jest. Ty w tym czasie przydaj się na coś i sprawdź, czy NASZ trup ma cokolwiek w kieszeniach — bo teraz Marco nie był już tylko JEJ czy JEGO. Był wspólny. Bo każde z nich dołożyło się do tego wyroku. — Dopiero potem możesz tam wyjść i do nas dołączyć.
Nie chciała nawet słuchać jakichkolwiek sprzeciwów, a jej spojrzenie idealnie to podkreślało. No więc ruszyła za Maddie, w przejściu jeszcze poprawiła poszarpane włosy i wypięła pierś w górę, czując ja serce tuż pod nią, zaczyna bić nerwowo. Nie miała pojęcia czego się spodziewać. Chociaż z tych wszystkich opcji, które miała w głowie, chyba najbardziej ucieszyły ją Galen. Może teraz trochę poprosiła o niego w myślach?
No tylko Pilar Stewart nie chodziła po tym świecie od wczoraj i powinna wiedzieć, że jej modły to akurat wszechświat miał głęboko w dupie. Oczywiście, że nie był to Galen. Kurwa nie był to nawet Miles. Gdy tylko przeszły z Maddie wzdłuż baru jej oczom ukazał się nie kto inny jak Nick Dalton z działu narkotykowego. Pilar w pierwszej kolejności uniosła brwi w szczerym zdziwieniu, a zaraz potem ściągnęła je do siebie w konsternacji. Bo to, że urzędował w Emptiness wcale nie dziwiło, biorąc pod uwagę jego specjalizację, ale dlaczego, do cholery, wypytywał o Pilar?
Dalton? — podeszła do niego niepewnie, przyglądając się temu, co miał na sobie. Jego strój nie sugerował, jakby przyszedł tutaj się bawić, chociaż jak zawsze wyglądał dobrze. Stanęła tuż przed nim, wyczekująco. Nie miała czasu na small talk, biorą pod uwagę, że za ścianą czekał na nią trup.
Pilar — uśmiechnął się blado, ale minę miał jakby intensywnie nad czymś myślał. — Wszystko w porządku? — jaja sobie z niej robił? Drgnęła nieznacznie, przechylając głowę do przodu, jasno sugerując mu, że nie ma pojęcia skąd to jego niedorzeczne pytanie. — Byłem w biurze jak wychodziłaś. Zerwałaś się tak nagle.. chciałem sprawdzić, czy wszystko okej. Zmartwiłaś mnie — ciągle mówił, a Pilar autentycznie miała wrażenie, że jest w jakiejś ukrytej kamerze. Zamrugała kilkakrotnie, a potem jej wyraz twarzy spochmurniał.
Chcesz mi powiedzieć, że śledziłeś mnie aż tutaj? — świetnie, jeszcze jedna osoba do kolekcji, którą Pilar chciała zabić. Tu i teraz. Przy barze, podczas gdy w tle leciała głośna muzyka. Chociaż gdzieś w środku wciąż miała nadzieje, że lada moment NIck zacznie się śmiać i powie, że tylko żartował. Że jedynie zobaczył ją jak wchodziła podczas gdy sam był tu na misji i tak chciał zagadać. Jej niedoczekanie.
Nie śledziłem, tylko pojechałem sprawdzić, czy wszystko okej. Pilar, ja.. — zawiesił głos, wbijając spojrzenie w jej ciemne oczy. I chyba nawet drgnął ręką, by złapać ją za ramie, jednak Stewart go ubiegła i wykonała pół kroku w tył, na co Dalton ściągnął brwi. — Tęsknie za tobą. Przecież wiesz. I myślałem, że może tut—
Już ci mówiłam, że temat zamknięty — przerwała mu. Nie chciała, żeby kończył. Jeszcze tego jej brakowało w tamtej chwili, by facet z którym poszła do łózka całe dwa razy i ani razu więcej, śledził ją po klubach i chciał zgrywać księcia na białym koniu. Kurwa. Gdyby wiedziała ile z tego będzie problemów, w życiu by nie poleciała na te zielone oczy i bujne, kręcone włosy.
Ja wcale tak nie uważam — znowu wykonał krok w jej stronę, jednak tym razem Stewart ani drgnęła. Nie będzie się przecież ciągle cofać, nie była aż takim mięczakiem. Nawet kiedy położył dłoń nad jej łokciem, dzielnie to przetrzymała.
Ale ja tak.
Bo co? Czemu, Pilar? — zapytał z desperacją i dziwną troską w głosie, chociaż kiedy jego spojrzenie uniosło się gdzieś nad jej głową, twarz Nicka zmieniła nastrój o sto, osiemdziesiąt stopni. — Bo teraz z nim się pieprzysz? — zadał to pytanie tak głośno, że Madox zbliżający się w ich kierunku z pewnością mógł je usłyszeć. I chociaż Pilar miała w sobie prawdziwe chęci mordu z drugiej strony dla sprawy i tego ich trupa było to prawdziwe zbawienie. Bo to znaczyło, że Nick był tu dla niej, a nie dlatego, że wiedział o czymkolwiek, co czekało na nich na zapleczu. Tylko trzeba to było teraz rozegrać jakoś z głową.

Madox A. Noriega
34 y/o, 184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
postać
autor

A najgorzej, że właściciel Emptiness zamierzał na te kilka dni wyjechać, chyba będzie musiał sprawę jeszcze przemyśleć, z drugiej strony jak zostawi tu Maddie, to powinna dać sobie radę. Maddie była tępa, ale była też wścibska, upierdliwa i uwielbiała czepiać się drobnostek, to ona była tym wkurwiającym cieniem szefa, który pilnował porządku, ale dzisiaj jej też nie było. Dzisiaj Emptiness było jak jakaś dzicz pozbawiona króla, pozbawiona... królowej? Dzika dzicz, w której ludzie dostawali małpiego rozumu, jak na przykład Ruby z tym swoim telefonem na policję.
Otworzył usta i może nawet miał jej przysięgać, chociaż... powiedzmy sobie szczerze, że jego przysięgi można rozbić o kant... stołu? Madox kłamał bez najmniejszego drgnięcia powieki. Nie powiedział jednak nic, gdy stwierdziła, że chujowo wykonuje swoją pracę, na ostatnim spotkaniu wykonywał ją cudownie, a dzisiaj już tragicznie. Chociaż, czy można się z tym kłócić, skoro na podłodze wciąż leżał ten trup z otwartymi oczami. Czemu kurwa nikt jeszcze nie zamknął mu oczu?
Nabrał powietrze w płuca i wypuścił je nosem, mogła to poczuć na twarzy, ciepłe powietrze, szybki, głęboki oddech. Wkurwiła go, delikatnie mówiąc. Emptiness działa od lat, ale jeszcze nikt do tej pory nie wszedł mu na zaplecze i nie zabił kogoś z jego broni, póki nie wypytywał o jakiegoś handlarza narkotyków, czy tam kobiet, który podobno był martwy. To przecież nie była jego sprawa, tylko Galena Wyatta, mógł się do tego nie wtrącać, a teraz nie dość, że będzie musiał sprzątać, to będzie musiał szukać zdrajcy i jeszcze do tego uważać, żeby jego nie odstrzelili następnego.
- No i co Stewart wolałabyś tu stać nad moim trupem? O co Ci kurwa chodzi? - mruknął tylko, też nie był zadowolony, był wściekły. Klub sypał mu się w rękach, nie mógł na to pozwolić. Był dyskretny, tak mu się wydawało, szedł tymi samymi ścieżkami co zawsze, po cichu, bez rzucania się w oczy, a i tak ktoś był krok przed nim.
Zrobił kilka kroków w przód, a później odwrócił się znowu patrząc na Pilar, może to ona komuś się wygadała, a może ten cały Galen Wyatt, skoro z nim współpracowała, a facet zadawał się z Cherry, musiał być zdrowo popierdolony.
No i jeszcze Stewart tak go broniła, czym ten Galen Wyatt tak się wyróżniał, że takie kobiety stały za nim murem, Madox będzie musiał to sprawdzić.
Ale teraz zastanawiał się nad czymś innym, nad tym kodem do sejfu, nawet Maddie go nie znała. Nikt go nie znał, oficjalnie, bo nieoficjalnie jebnięty Madox Noriega czasem wyjmował z niego różne rzeczy przy gościach. Ktoś mógł go zapamiętać, nawet Maddie go zapamiętała. Prawie, bo brakowało jej jednej cyfry, o którą czasem grali z Madoxem w karty, ale Maddie zawsze przegrywała.
Teraz też Maddie okazała się słabo przydatna, powinien ją wyjebać i znaleźć sobie lepszego menadżera, ale z drugiej strony Maddie była przy nim kiedy Emptiness było jeszcze spelunką, a nie tak porządnym klubem. Nie pozbyłby się jej.
Kiedy Pilar powiedziała, że pójdzie z Maddie, to Madox wzruszył jedynie ramionami.
- Naprawdę mogę tam wyjść? Łaskawa Pani, to dla mnie za wiele - rzucił i teatralnie wywrócił oczami parskając do tego, Maddie zachichotała - nie traktuj mnie jak swojego psa Pilar, bo jesteś u mnie - warknął, ale kucnął przy zwłokach, tylko najpierw zamiast przeszukać mu kieszenie, to w końcu zamknął mu te oczy i się przeżegnał. Marco mógł być mendą, ale teraz to już był trupem...
Później pewnie i tak Noriega przeszukał mu kieszenie.
Maddie poszła przodem jakimś takim wesołym krokiem, jakby szła na grzyby, albo na ryby, albo jak ta jakaś dzieweczka, co szła do laseczka. Może liczyła, że to jakiś kochanek Pilar i będzie miała darmowe przedstawienie, no i nie pomyliła się za wiele.
Stanęła z boku, oparła się o bar i słuchała tej wymiany zdań między Pilar, a Daltonem. Niby oglądała swoje paznokcie, niby nie zwracała uwagi, ale kiedy Dalton powiedział, że się zmartwił, to wbiła w niego wzrok. Taki ładniutki i taki głupiutki - pomyślała sobie Maddie.
A kiedy Dalton powiedział, że tęsknił, to aż wstrzymała powietrze i teraz patrzyła na Pilar, gdyby stała obok, to pewnie by ją popchnęła w jego ramiona.
- Nie bądź taką zimną suką Pilar, tęsknił za Tobą... - mruknęła Maddie pod nosem, ale bardziej do siebie niż do nich, a potem... się ewakuowała, bo z daleka zobaczyła swojego szefa, a dzisiaj był w takim humorze, że nawet tępa Maddie wiedziała, że lepiej mu się nie narażać.
Madox stanął za Pilar w momencie, w którym padło to zdanie bo teraz z nim się pieprzysz, w środku się trochę zdziwił, bo nie do końca jeszcze łapał o co tutaj chodzi, ale nie dał tego po sobie poznać, nawet brew mu się nie ruszyła, po prostu stanął za Pilar w jakiejś czarnej koszuli z logo klubu, którą znalazł na zapleczu, bo ta jego była cała upierdolona we krwi. więc musiał ją zmienić.
Stał tak blisko, że Stewart znowu mogła oprzeć się plecami o jego klatkę piersiową, mogła mu dać też jakiś znak, czy się z nim pieprzy, czy nie. Przechylił na bok głowę patrząc na tego faceta, kojarzył go, rozmawiał z nim kiedyś, ale za cholerę nie mógł sobie przypomnieć jego nazwiska.
- No i to jest dla Ciebie jakiś problem... Nick? - w ostatniej chwili sobie przypomniał jego imię, Madox jednak miał dobrą pamięć do imion i do twarzy. Chociaż ta Nicka jakoś za specjalnie się nie wyróżniała, Maddie powiedziałaby, że jest ładna, dla Madoxa była po prostu przeciętna, ciężka do zapamiętania.
Żeby jeszcze trochę zdenerwować Nicka, albo po prostu podkręcić atmosferę, to sięgnął dłonią do ramienia Pilar, oparł na nim palce, a później zjechał nią na dół, do jej dekoltu, żeby przyciągnąć ją do siebie i zaznaczyć jego terytorium.
Nick zerwał się z krzesła i zrobił krok w ich kierunku i teraz stali wszyscy blisko siebie, a Pilar między nimi.
- Zabieraj łapę - rzucił Nick i rękę oparł na broni pod marynarką.
Cu-do-wnie. Jeszcze tego brakowało, żeby jakiś Romeo z odznaką groził mu tutaj bronią, bo sobie obrał za swoją Julię, Stewart. Przecież jak się zaczną szarpać, to zaraz się tutaj zjawi stado glin. Nie potrzebowali tutaj psów, bo na zapleczu wciąż leżał Marco... W zasadzie Madox też nie potrzebował już Pilar, skoro odwołała to zgłoszenie, to teraz zostało tylko pozbyć się ciała i udawać, że nic się nie wydarzyło. Liczyć, że ktoś mu wybaczy...
Nie no kurwa, nie mógł na to liczyć, bo jak ten ktoś się dowie, że go dzisiaj nie zamknęli, to będzie się go chciał pozbyć w inny sposób. Pilar była mu jednak potrzebna, żeby teraz to Madox był krok przed tym całym zabójcą.
Nie zabrał ręki, ale zamiast tego, Maddie która ich bacznie obserwowała i wyłapała gest Daltona dała znać ochronie i po chwili koło Nick wyrosło dwóch rosłych gości, którzy też mieli spluwy, a przede wszystkim ze dwa metry wzrostu i bary szerokie jak dwudrzwiowe szafy.
- Nick, nie chcemy tu dzisiaj jakiejś krwawej vendetty z powodu Twojego złamanego serduszka - rzucił Madox wywracając przy tym oczami, a potem powoli zabrał wreszcie rękę, nawet zrobił krok w tył, zostawiając Stewart tak między nimi, w dość równej odległości. Spojrzał ponad jej ramieniem na Nicka.
- Pilar jest dużą dziewczynką, niech sama stwierdzi kto się lepiej pierdoli i będziemy mieć to z głowy - jej kochanek, niech ona to rozwiązuje, no chyba, że goryle Noriegi mają mu rzeczywiście spuścić łomot, tylko, że później te zeznania, a dzisiaj nie mają kamer, kto uwierzy takiemu gabinetowi osobliwości, że Nick taki śliczny, dobrze ubrany policjant pierwszy sięgnął po broń i dlatego został spacyfikowany? No nikt.

Pilar Stewart
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Czy coś mogło się jeszcze wypierdolić tego wieczoru? No jak widać mogło. Zupełnie jakby wszystko, co do tej pory stało się z Marco na zapleczu było niewystarczające. Jakby los miał wewnętrzną potrzebę dopierdolić jej jeszcze bardziej, żeby przypadkiem nie poczuła, że znowu miała wszystko pod kontrolą. A może jednak próbował jej pomóc? Bo kto wie, jak skończyłaby się ta wymiana zdań między nią a Madoxem, gdyby do pokoju nie weszła Maddie. A mogło być różnie. Zawsze mówiło się, że to walka różnych żywiołów potrafiła siać spustoszenie, a jakoś nikt nie mówił o tym, co działo się, kiedy spotkały się dwa ognie, a każde ich słowo było jak polanie tego wszystkiego benzyną. Oni to dopiero mogli wybuchnąć i zniszczyć wszystko dookoła. A wcale nie byli od tego tak daleko. Atmosfera miedzy nimi była tak gęsta, że można było ją ciąć nożem. Więc może ten pieprzony Nick przy barze, wyznający miłość, to wcale nie był taki zły przerywnik? Przynajmniej się na tym zapleczu nie pozabijali. Chociaż z drugiej strony, wszystko przecież jeszcze przed nimi..
Kiedy tak stała przed Nickiem i wysłuchała tych niedorzecznych oskarżeń w pierwszej kolejności miała ochotę go spoliczkować. Najzwyczajniej w świecie, z otwartej dłoni uderzyć w jego idealnie ogolony policzek, a potem wyprosić go z klubu, jakby miała do tego jakiekolwiek prawa. I już nawet zabierała się do tego, napinając rękę, gdy tuż za jej plecami wyrósł Madox. Nawet nie musiała się odwracać. Znała ten zapach. Wszędzie by to rozpoznała. Coś szybko mu poszło to przeszukanie kieszeni Marco. A może wcale tego nie zrobił? Zamiast tego, coś co na pewno zrobił, to otworzył usta. Kiedy kurwa nie powinien.
A potem jeszcze miał czelność ją objąć. Wciąż była na niego zła, więc pierwszym instynktem była chęć strzepania jego ręki ze swojego ramienia. Mocno. Tak żeby najlepiej mu cała odpadła. Ale przecież nie mogła. Jeśli da Nickowi jakiekolwiek podstawy do tego, by myśleć, że Pilar wcale nie przyszła tu dla Madoxa, Dalton mógł zacząć węszyć i chcieć wiedzieć więcej. A przecież na to nie mogli sobie pozwolić. Ona nie mogła na to pozwolić. Bo przecież to z jej winy to wszystko co złe tak właściwie miało miejsce. Dlatego pozwoliła Madoxowi się przyciągnąć, a jedyne w czym odnalazła chociaż trochę ulgi było wbicie mu łokcia prosto w brzuch, gdy jej ciało zetknęło się z tym jego. Wcisnęła je tak mocno, jakby chciała przebić mu śledzionę. I miała szczerą nadzieje, że to kurwa poczuł. To za wcześniej. Chociaż to jak zareagował Nick zdziwiło ją jeszcze bardziej niż jakiekolwiek słowa Noriegi tego wieczoru.
No chyba cię w tym momencie pojebało — zerwała się w ułamku sekundy, wyrywając z uścisku szefa klubu i sama podskoczyła do Nicka, zanim tego cokolwiek zdążył zrobić. Dopiero po chwili pojawiły się też goryle Madoxa. Normalnie Pilar byłaby pod wrażeniem ich szybkiego refleksu, jednak była zbyć zajęta patrzeniem na Nicka, jak na ostatniego wariata. — I co? Jaki masz plan? Postrzelisz go przy tych wszystkich ludziach? — wwiercała w niego gniewne spojrzenie, próbując jakoś przemówić do rozumu. Ostatnie czego teraz potrzebowali, to jeszcze strzelaniny, która ściągnęła by do klubu faktyczne posiłki. A wtedy to już na sto procent znaleźliby ciało Marco. I dopiero zaczęłoby się piekło.
Pilar, ja.. — jego zielone oczy patrzyły na nią w dziwnym zamyśleniu, jakby dopiero dochodziło do niego, co właśnie chciał zrobić. Bo przecież Dalton nie był głupi, dobrze wiedział, jak ważne były relacje policji z Madoxem oraz jak istotny dla wielu spraw — także tych jego — było Emptiness. Nie mógł przecież liczyć na to, że po jakimkolwiek większym okazie agresji wobec szefa, będzie tu wciąż mile widziany. I chyba faktycznie tego po chwili pożałował. Tak przynajmniej się jej wydawało. Ale w sumie potem już sama nie wiedziała, bo Madox ponownie się odezwał i dopiero dojebał po pieca.
Na ten tekst o pieprzeniu Pilar aż się wyprostowała. Jak struna. I po raz pierwszy stojąc przy tym barze, odwróciła za siebie. Ciemne spojrzenie Madoxa uderzyło ją w ułamku sekundy. Zacisnęła dłonie w pięści i na moment wbiła mocno paznokcie w skórę, próbując, chociaż minimalnie spuścić tą parę irytacji z ciała, bo to wszystko już powoli naprawdę wymykało się spod kontroli.
Wy to tylko chujami myślicie — stwierdziła wkurwiona, spoglądając z jednego na drugiego. — Mózgu czasami kurwa używacie? — jeden o pieprzeniu, drugi o pieprzeniu i tak tylko sprowadzali sobie obecność Pilar do tego z kim się pieprzy, kto robi to lepiej i kogo w następnej kolejności chciałaby sobie dalej pieprzyć, jakby była jakąś wywłokądziwką na wynajem. No kurwa.
Miała ochotę rzucić jeszcze kilka epitetów i swoich poglądów na temat tego ich przedmiotowego taktowania kobiet, ale przecież nie było na to czasu. Musieli jak najszybciej wrócić na to pieprzone zaplecze, zanim kolejna barmanka znowu wejdzie tam przez przypadek i znowu zadzwoni na policje — albo co gorzej — zacznie się drzeć, tak że usłyszy ją pół sali. Nick musiał i ś ć.
Dobra, kurwa — westchnęła i zwróciła się do Daltona, podchodząc nieco bliżej. — Posłuchaj mnie teraz uważnie — wbiła spojrzenie w jego zielone oczy, a palec wskazujący wystawiła w stronę drzwi wyjściowych. — Chce, żebyś poszedł.
Ale Pilar..
Chciałeś sprawdzić, czy wszystko ze mną okej, tak? No to sprawdziłeś. Jestem cała i zdrowa. A teraz proszę cię, żebyś poszedł — mówiła jakoś spokojniej, chociaż wciąż stanowczo. Doszła do wniosku, że im więcej będzie się na niego wydzierać, tym bardziej ten idiota będzie chciał tu zostać. A przecież nie o to im chodziło. I nawet Nick wydawał się rozumieć, bo skinął głową, ale potem jego wzrok uniósł się gdzieś nad Pilar i znowu ściągnął brwi.
A co z nim?
On tu zostaje. To jego lokal.
A co z nami? — spytał w końcu i wrócił do niej spojrzeniem. Dłoń uniósł do jej twarzy, a Pilar chociaż chciała ją od razu strącić, nie zrobiła tego. Bo przecież inaczej się go nigdy nie pozbędzie. Odczekała kilka sekund, a następnie złapała tą jego dłoń w swoją i zdjęła z policzka, zamykając ją gdzieś pomiędzy ich ciałami w uścisku.
Pogadamy o tym jutro. Okej? — złożyła mu obietnicę, której wcale nie chciała. Do tego wszystkiego ciągle czuła na sobie spojrzenie Madoxa. A to zaś wcale w niczym nie pomagało.
Na pewno?
Tak
Chwile jeszcze tak stali, chociaż Pilar aż przebierała nogami, nie mogąc się odczekać aż będzie mogła wrócić na to pieprzone zaplecze. No dalej Nick, wypierdalaj, błagała go w myślach. I chyba w końcu usłyszał, bo posłał ostatnie mordercze spojrzenie nad jej głową, a następnie udał się do wyjścia w towarzystwie goryli Madoxa.
W tym czasie Stewart wykonała dwa kroki w tył, stając tuż obok Noriegi i z założonymi rękami, wspólnie obserwowali jak sylwetka Daltona znika za drzwiami. Pilar i Madox jeden wszechświat zero. Chociaż nie. Biorąc pod uwagę trupa było solidne jeden-jeden.
Ja pierdole — w końcu wypuściła z siebie powietrze i wciąż poirytowana odwróciła się na pięcie i nawet nie czekając na Madoxa wróciła na zaplecze, żałując, że przy okazji nie poprosiła kogokolwiek z baru o jakiś alkohol. Bo przecież tego wieczoru nie dało się wziąć na trzeźwo.
Przeszła przez drzwi, krzywiąc się na ilość krwi, po czym podeszła do stołu i sobie nim usiadła. Bo przecież po chuj używać krzesła? Ze stolika był o wiele lepszy widok na ten cały bałagan. Przetarła twarz dłońmi, a potem schowała je w włosach, próbując jakoś zebrać myśli.
Kiedy Madox wszedł do pomieszczenia, uniosła na niego spojrzenie w milczeniu, jakby wyczekiwała, co będzie chciał powiedzieć, a następnie sama się w końcu odezwała.
Proponuje ogarnąć pierwsze temat tego trupa, a potem zastanowimy się, kto może za tym stać — zaproponowała w końcu jakiś plan działania. Już bez wytykania palcami błędów i wydzierania się z poirytowania. Dobra kolejność. Dobra strategia. Bo do tego trzeba było podejść po kolei. A nie na wariata. Przyjrzała mu się uważnie. — Znalazłeś coś w tych zakrwawionych kieszeniach?

Madox A. Noriega
34 y/o, 184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
postać
autor

Poczuł, ten łokieć wbijający się w jego śledzionę, bolało, ale nawet się nie skrzywił, wypuścił tylko powietrze nosem prosto w jej szyję. Z Pilar nawet jakaś gra pozorów była bolesna, trochę mu ulżyło kiedy doskoczyła do Nicka. Nie dlatego, że teraz była mniejsza szansa, że wyciągnie spluwę, ale dlatego, że zabrała ten łokieć, który czuł na wątrobie.
Madox zawiesił spojrzenie na jej plecach, ale później przeniósł je na Nicka, bo był ciekawy co siedziało w tej głowie, pod tymi brązowymi loczkami, czy jakby posunął się dalej, może przechylił Pilar na bok i ją pocałował, to loczek wyjąłby broń i rozwalił mu łeb. Madox to jednak czasem lubił testować ludzi, ich wytrzymałość i sprawdzać, co też im siedzi pod kopułą. Dobrze, że tym razem nie sprawdzał, bo najpierw na pewno dostałby w łeb od Pilar, a potem może jeszcze od Nicka. Niby taki ładny, a jednak już sięgał po pistolet.
Już mu się trochę nudziło i trochę się niecierpliwił, więc ten tekst o pierdoleniu przyszedł jak jakieś takie wybawienie. Ale Pilar tego nie kupiła, więc wbił w nią wzrok tylko na moment unosząc brwi, jakby chciał jej zapytać, to co miał powiedzieć?
No bo co... może jeszcze coś o tym serduszku?
Jeden kącik jego ust uniósł się minimalnie do góry, kiedy zarzuciła im, obu, że myślą tylko chujami. No bo co ona sobie myślała, że będą myśleć tymi serduszkami?
Właściwie to Madox teraz myślał tylko o tym, żeby wrócić na zaplecze, szybko, bez zbędnego wdawania się w dyskusje z Nickiem. Ale bardzo się przeliczył, bo kiedy Pilar podeszła do Nicka, to ten zrobił jakąś minę zbitego psa. Sombra robi taką minę kiedy Madox go wywala z kanapy. Identyczną. A potem się prosi, żeby mógł na nią wejść. Nick też pewnie zaraz będzie się prosił, tragedia.
Noriega skrzyżował ręce na piersi i czekał na rozwój wydarzeń, a kiedy Nick zapytał co z nim, to już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale jednak je zamknął, bo Pilar wyjaśniła to za niego. Chyba dość dosadnie. Chyba zrozumiał, chociaż widział jak przez tę jego twarz przemknął jakiś grymas.
Na to dramatyczne Nicka co z nami - to parsknął, ale cicho i może Nick wcale tego nie słyszał. Oby. Bo nie mieli czasu, żeby się jeszcze o to dochodzić, a Nick znowu posyłał jakieś złe spojrzenie w kierunku Madoxa.
Kiedy oni tak sobie stali, to Noriega zerknął na zegarek, no ile to kurwa może trwać? Jak na jakimś kiepskim filmie, trzy minuty trzymania się za rękę, serio?
Na szczęście nie trwało już długo, bo do Nicka chyba dotarło, że musi iść. Kiedy Pilar stanęła koło niego, to Madox od razu się uśmiechnął.
- Wzruszyłem się, piękna scena... - stwierdził, a później zerknął na nią z ukosa - ale szybciej by było, jakbyś powiedziała, że wolisz się pierdolić ze mną - i tym razem to parsknął śmiechem, ale... wiedział też żeby się uchylić, żeby znowu nie dostać od niej z łokcia w bok.
Kiedy Pilar sobie poszła, to Noriega zatrzymał się jeszcze przy barze, wymienił kilka słów z ochroniarzami, wziął od barmanki flaszkę rumu, ale nie tego swojego specjalnego, zwykłego i poszedł na zaplecze. Odkręcił butelkę i pociągnął z niej łyka stojąc nad zwłokami i patrząc na tę kałuże krwi. Zastanawiał się czy nie wżarła się już w płytki. Jak będzie musiał je wymieniać, to potrąci to z wypłaty Ruby… chociaż i tak pewnie ją zwolni.
A no właśnie Ruby. Pewnie wciąż łkała w jego gabinecie, a przecież musiał coś z nią zrobić, tylko, że on wcale dzisiaj nie miał do niej nerwów. Okazała się głupsza od Maddie.
- Najpierw trzeba coś zrobić z tą gówniarą, która zadzwoniła na policję - powiedział i dał butelkę Stewart - siedzi u mnie w gabinecie i pilnują ją chłopaki, potrzebuje ich, zresztą Ty musisz z nią pogadać, bo ja mogę ją niechcący zapierdolić - dodał i ciemne oczy wbił w Pilar. Nie żartował, Ruby sprawiała, że miał ochotę walnąć ją w łeb, żeby się otrząsnęła. Kiedyś ją nawet lubił, bo była najmłodsza z całego Emptiness i Madox traktował ją trochę pobłażliwie, ale dzisiaj to go wkurwiła tą policją. Skończył się dzień dziecka. Liczył, że Pilar mu troszkę pomoże ją uspokoić, bo Maddie mogła być jeszcze mniej empatyczna niż on. Maddie po prostu nienawidziła zdrady, już mu nawet gdzieś wspomniała, że może się pozbyć Ruby, ale Madox jej powiedział, że nie trzeba. Jeszcze nie, bo jeśli Ruby jednak się nie zgodzi współpracować i nie przestanie ryczeć, to jeszcze mogło być różnie.
- Zwłoki i tak możemy stad wynieść dopiero, jak zamkniemy klub - znowu spojrzał na zegarek. Dochodziła dwunasta, a klub w weekendy działał do czwartej. Jeszcze długa noc przed nimi...
- Chyba, że go w coś zawiniemy... - zaczął się głośno zastanawiać gapiąc na trupa i drapiąc po brodzie, ale w co? Na pewno nie w jego dywan. W czarne worki? No na pewno nie byłoby to podejrzane. Wcale. W ogóle taki spacer z trupem przez salę pełną ludzi... Co mogło pójść nie tak?
Madox zerknął na okno od zaplecza, ale było dość małe, chociaż może trupa by przez nie wyciągnęli. Zawiesił się zastanawiając nad tym i mierząc czy Marco by przez nie przelazł.
Dopiero kiedy Stewart zapytała czy coś znalazł to znowu wbił w nią ciemne tęczówki, stanął obok i sięgnął do tylnej kieszeni spodni, żeby wyjąć z niej... małą samarkę z białym proszkiem. Nie było go dużo, może na jakieś dwie kreski, Madox też nie miał pewności co to jest, ale łudził się, że może ten koks, który Marco mu przecież proponował. Może nosił przy sobie jakieś darmowe próbki, czy coś?
- To, ale mogę to chyba zatrzymać, co? - zapytał unosząc jedną brew, ale później wyjął coś jeszcze wizytówkę ze złotymi literami i nazwą jakiegoś hotelu... w Quebec, był na niej zapisany jakiś numer, nie podpisany, sam numer. Obrócił ją w palcach oglądając z obu stron, a później wcisnął ją w rękę Pilar.
- A to możesz sobie wziąć Ty, ale nie wiem czy Ci się to przyda - wzruszył ramionami. Dla niego był to śmieć, przecież nie zadzwonią pod ten numer i nie zapytają kto mówi. chociaż Pilar mogła go sprawdzić na komisariacie, ale coś mu się wydawało, że taki numer zapisany na wizytówce, która w kieszeni miał Natalio Espinoza nie żyjący od kilku lat mógł w ogóle nie być zarejestrowany w bazie. Zmrużył powieki i oparł się obok niej o stolik, blisko, bo jednak stolik był mały, tyłek koło tyłka.
- No to co? Pogadasz z Ruby? Kazać ją tu przyprowadzić? - zapytał i tym razem on ją lekko szturchnął łokciem - żeby nie rozpowiadała co się tutaj stało, bo nie ręczę za siebie - to już nie były jakieś żarty, czy groźby bez pokrycia, więc lepiej niech Ruby się ogarnie. Bo z tego co ochroniarze powiedzieli szefowi przy barze, to cały czas płakała. Ile łez może wylać taka jedna, drobna dziewuszka?
Madoxowi nawet się nie chciało o tym myśleć.

Pilar Stewart
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Niby pojawienie się Nicka było tak nieistotnym epizodem tej całej historii, a jednak przyczyniło się do tego, że Pilar przynajmniej zeszła na ziemię i nieco ochłonęła. Bo jednak gdyby spojrzeć na te jej reakcje na trupa, czy wszystkie sposoby, na jakie chciała rozszarpać Madoxa, to możnaby stwierdzić, że nie myślała racjonalnie, a bardziej emocjami. A emocji to ona miała w sobie dużo. Czasami aż za dużo. Szczególnie kiedy tak bardzo chciała już rozwiązać tą sprawę.
Gdy odprowadzali Nicka wzrokiem, Pilar wręcz czekała na jakiś komentarz od Madoxa. Trochę już go znała i wiedziała, że nie przeszedłby obojętnie obok takiej okazji. I wcale się nie pomyliła. Te tekst o tym wzruszeniu przewróciła jedynie oczami, chociaż kiedy wspomniał wybraniu jego to już musiała prychnąć i odwrócić się w jego stronę.
Żeby to stwierdzić, musiałabym mieć chociaż jakieś porównanie — zajrzała w jego ciemne oczy, wodząc między jednym a drugim, jakby nie mogła się zdecydować któremu dać większą atencję i chcąc sprawdzić jego reakcje. A potem nachyliła się do jego policzka. — A Nick pieprzy się całkiem nieźle — wyszeptała prosto do ucha Madoxa jeszcze nim odeszła na zaplecze, by przyglądać się Marco i zachodząc w głowę co takiego wiedział i kim dokładnie był, że w momencie, gdy ktokolwiek zaczął o niego pytać, od razu go odcięli. Bo skoro aż tak zależało komuś, by go uciszyć, musiał posiadać naprawdę kluczowe informacje dla sprawy.
I znowu była zła, kiedy o tym myślała. Nawet strzeliła otwarta dłonią w blat stołu. Czy dało się to zrobić lepiej? Czy istniał plan, w którym nie mieliby trupa na podłodze? Cóż, teraz to i tak nie miało większego znaczenia, chociaż Pilar jeszcze przez chwile torturowała się tymi myślami. Dokładnie do momentu aż Madox nie stanął tuż przed nią z butelką rumu.
Jakaś gówniara go znalazła? — praktycznie powtórzyła jego słowa, unosząc brew i przejmując od niego butelkę. To by wyjaśniało czemu Pilar musiała na starcie odwołać zlecenie. Swoją drogą jakim cudem on to robił, że czasami zachowywał się, jakby czytał w jej myślach? Jakby wiedział dokładnie, czego potrzebowała. Jak na przykład teraz alkoholu. Upiła łyk rumu, czując przyjemne drapanie po gardle. — To akurat nie będzie problem. Pogadam z nią. Nawet mogę jej pokazać odznakę, jakby ją to uspokoiło, że finalnie pogadała z psami — machnęła ręką. Bo akurat Pilar w całej tej chujowej sytuacji najmniej przejmowała jakaś młoda pracownica, która pierwszy raz w życiu zobaczy trupa. Trochę posiedzi z nią ten widok, ale finalnie będzie musiała się oswoić z tą traumą. Pierwsze trupy zawsze są ciężkie. Pamiętała dokładnie tego swojego. Nie miał głowy. Leżała kilka metrów dalej. Okropny widok, ale taka praca. Z czasem człowiek robił się jakiś taki mniej… czuły.
Ja mam ci mówić jak się trupów pozbywać? — prychnęła na jego kolejne słowa i spojrzała na niego jak na wariata. Może i naginali BARDZO DUŻO granic, których nie powinni, ale ta to była już chyba ponad skalę. Pilar wykonała swoją część: pozbyła się zgłoszenia, pozmawia z jego barmanką i do tego spróbuje pomóc mu ustalić, kto chciał go upierdolić. Brudna robota powinna zostać po stronie Madoxa. Niech wprawi w ruch swoich najlepszych ludzi i pozbędzie się ciała. Na pewno nie byłby to pierwszy raz. — Madox Noriega na pewno ma swoje sposoby — zajrzała w jego ciemne oczy, trochę wyzywająco, a trochę dając znać, że przecież wiedziała, jak ludzie potrafili magicznie ginąć bez śladu w Emptiness. A Marco? Cóż, jest tego idealnym przykładem. Ten który wiedział za dużo.
Przyglądała mu się uważnie, gdy zaczął grzebać w swoich kieszeniach. Po cichy naprawdę liczyła na jakiś konkret. Coś, co dałoby kolejną poszlakę. Żeby ta śmierć Marco nie poszła jednak w stu procentach na marne. Na widok kokusu aż się zaśmiała.
Możesz — przywróciła oczami. — Tylko weź mi to sprzed oczu — uniosła w górę dłoń, która trzymała upitą butelkę rumu i delikatnie strąciła jego rękę z proszkiem. Jak chciał sobie wciągać towar, który należał do trupa i jeszcze był Bóg wie czym tak naprawdę, to już jego sprawa, ale Pilar nie chciała wiedzieć. Już i tak czasami wiedziała i widziała za dużo. A potem wyciągnął tą wizytówkę i Stewart aż się wyprostowała.
Le Bonne Entente — przeczytała na głos nazwę hotelu, którą i tak znała na pamięć, podczas gdy place przejechały po szorstkim papierze. — To hotel, w którym trzymają te dziewczyny z kontenerów. Właśnie tam byliśmy z Wyattem — wyjaśniła, bo przecież Madox znał już tą historię, a był to jakiś tam brakujący element układanki do pełnej historii. No i oczywiście było to potwierdzenie, że Pilar była na właściwym tropie. Chociaż tyle. Numer znajdujący się na drugiej stronie również mogła prześwietlić w bazie. Może kiedy w końcu przyzna się naczelnemu do tych wszystkich postępów w śledztwie, będzie mogła w końcu poprosić specjalistów o namierzenie właściciela i ewentualnych powiązań.
Dobra, co jeszcze masz? — wbiła w niego wyczekujące spojrzenie, gdy już schowała wizytówkę do tylnej kieszeni spodni. Tyle twarz Madoxa nie wygladała, jakby było coś jeszcze. — Żadnego telefonu? — dopytała jeszcze, trochę bardziej życzeniowo. Telefon byłby nieoceniony, ale przecież skoro ktoś przeszedł przez cała tą fatygę by go uciszyć, musiałby być prawdziwym amatorem, żeby zostawić tak kluczowy element jak komórka w spodniach denata. — No nic, trudno — wzruszyła ramionami i zgarnęła jeszcze dwa duże łyki rumu. Dopiero jak Madox usadowił się tuż obok niej, przekazała mu butelkę.
Weź to ode mnie, bo jeszcze się upiję — a tego by nie chcieli, bo przecież była jeszcze robota do wykonania. A kto wie, może jakby Pilar się upiła, to sama chciałaby zatłuc tą płaczącą dziewczynkę? Ktoś musiał być delikatny i wyrozumiały w tym duecie, a skoro dziś nie był to Madox, to była jej kolej by się odwdzięczyć. Bo kto wie, może to dzięki niemu, Seleey jeszcze chodzi po tej planecie.
No pogadam z nią — kiwnęła głową. — Tylko na pewno nie tutaj — wskazała gestem głowy na trupa i wielką kałuże krwi. — Skoro do teraz płacze, raczej nie chcemy dokładać jej traum. Na sali też pewnie średnio, bo chyba nie chcesz, żeby twoi goście widzieli zapłakane barmanki, jakby ktoś obdzierał je tu ze skóry? — dobrze wiedziała, jak Madox dbał o reputacje Emptiness. Wszystko chodziło tu jak w zegarku do dzisiaj i raczej nie było co kusić losu, żeby coś jeszcze się wyjebało. — Wiec to chyba ten dzień, w którym zaprosisz mnie na górę — przekręciła głowę, by na niego spojrzeć. Niby wiedziała, że siedzieli ramię w ramię, a jednak przeceniła odległość, w jakiej ich głowy znajdywały się od siebie, bo teraz czuła jego oddech na swojej twarzy. — …a ja się zgodzę — dodała już pół tonu ciszej. Przecież i tak był b l i s k o, mógł ją doskonale usłyszeć. Co prawda okoliczności tej wycieczki na piętro miały być zupełnie inne od tych, jakie Madox wspominał podczas ich poprzednich rozmów, ale to przecież nie powstrzymało Pilar od rzucenia małej aluzji. Charakteru z człowieka przecież nie wydłubiesz. Nawet jeśli tuż obok leżał trup, a oni mieli jeszcze dużo do zrobienia.

Madox A. Noriega
ODPOWIEDZ

Wróć do „Emptiness”