- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Wyszła bez słowa, gdy tylko zjawił się lekarz.
Jedynie kątem oka jeszcze na niego spojrzała, zastanawiając się w głowie, czy to ten sam mężczyzna, którego pokochała?
Pod kliniką czekało na nią jej auto. O tyle zdążyła poprosić ojca, by mogła w spokoju wrócić do domu. Nie chciała wracać jego porsche. Za dużo dobrych wspomnień w nich biło, które ją rozbijało. Co z tego wszystkiego, co się działo między nimi było prawdą? Czy chociażby Lanzarote nią była? Tamta opowieść o jego siostrze, wyznawanie uczuć, a nawet... a nawet zaręczyny. We wszystko zaczęła wątpić. Każdy kawałek ich wspólnego życia.
Skoro ją kochał, to mógłby poczuć się szczęśliwy przy innej?
Szybkim krokiem wsiadła do auta, zatrzaskując je za sobą. Dopiero w nim kiedy była już sama, wrzasnęła z bezsilności. Po czym chwyciła za kierownicę, jakby była jej jedynym łącznikiem ze światem i zaczęła głośno płakać. Przecież wiedziała. Miała z nim o tym porozmawiać. Madox coś jej powiedział, a ona nie chciała w to wierzyć. Tylko teraz bolało ją to bardziej, mocniej, głębiej... W takiej chwili to musiało być coś ważnego, wartościowego, a mimo to miał on odwagę, by móc wyznać jej uczucia? Już w to nie wierzyła. Odjechała z piskiem opon.
Odwiedzała go, ale tylko wtedy gdy spał. Nie chciała mierzyć się z jego spojrzeniem, a nawet słowami. Była codziennie, zostawiając małe gesty, by mógł czuć jej obecność. Bała się rozmowy, która ich czekała. Zostawił ją z wieloma niedopowiedzeniami, które doprowadzały ją głośno do rozpaczy. Gdy nie spędzała czasu w poczekalni, siedziała w biurze. Tylko tam pod natłokiem obowiązków mogła uspokoić myśli. Choć zdarzyła się jej chwila, że... zdjęła pierścionek i zaczęła nim obracać. Pamiętała tamte gwiazdy, ich wspólną konstelację.
Tylko już nie wierzyła, że jest prawdziwa.
Finalnie dostała SMS'a z informacją o przeniesieniu do szpitala i prośbą o rzeczy. Zgodziła się, choć przekroczenie progu jego apartamentu jeszcze bardziej ją zdołowało. Przypomniała sobie wszystkie myśli, wszystkie próbowała uporządkować na nowo. Już wcześniej miała ten strach, że nie jest jedyną, a on go tylko potwierdził. Brała wszystkie rzeczy z listy, pakując je do walizki, a gdy... weszła do łazienki zwymiotowała z nerwów. To miało być dobre wspomnienie, a czuła się jak popsuta zabawka, jakaś szmata. Nic nie warta.
Wychodząc od niego, podeszła jeszcze do siebie i wzięła kilka tabletek na uspokojenie. Miała go nie martwić, na tym postanowiła się skupić, odrzucając wszystkie myśli, które panowały jak dotąd w jej głowie. Nie mógł zginąć, bo nawet jeśli był największym Królem Dupków, to... dalej czuła, jakby był jej. Poprawiła makijaż, ubrała spodnie i jakąś czarną koszulę. Nie pozwoliła samej sobie na lepszy wygląd. Blond kolor zaczął jej przeszkadzać, będzie musiała go zmienić.
Finalnie stanęła przed jego salą. Jeszcze raz unosząc brodę do góry, miała dosyć. Nie mogła pozwolić sobie na chwilę słabości, ani jakikolwiek nerwów. Nawet nie przekroczyła progu jego sali, a już odliczała w myślach, co do dziesięciu, by móc uspokoić myśli. Weszła, ale nawet na niego nie spojrzała.
— Cześć, Galen — powiedziała oschłym tonem, zastanawiając się, jak w ogóle powinno wyglądać to spotkanie — przyniosłam Ci laptopa, ubrania, kosmetyki i... — zajechała walizką pod jego łóżko — odrobinę rozrywki — dodała, próbując być mniej spiętą, chłodną. Starała się. Chciała, by wszystko z nim było w porządku, ale poczuła się zbyt zraniona — proszę, możesz rozpakować — położyła mu karton zawinięty w papier prezentowy w pudle, a w środku czekało na niego jego własne porsche w wersji Lego.
Przynajmniej takim będzie mógł pojeździć.
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
but it truly flatlined when you looked at me
like you didn’t love me anymore.
Na początku rzeczywiście najgorsza była ta kurewska niemoc i uczucie bycie bezużytecznym... Łóżko, które przypominało tylko o chorym sercu, o tym, że już nigdy nie będzie jak wcześniej, bo to się właśnie zaczęło, to się nie cofnie. Potem najgorszy był lekarz, który bardzo dużo mówił, który wciąż powtarzał jak bardzo trzeba uważać na to serce, który wciąż mówił o prognozach i porównywał wyniki badań, wciąż gorsze, zamiast lepszych.
Ale teraz w tej chwili, kiedy już siedział w tej szpitalnej sali, kiedy widział na korytarzach ludzi, trzymających się za ręce, wspierających się, to gorsze chyba było to, że Cherry nie było obok. Była. Bywała, ale tak jakby go unikała.
Przecież wiedział, że to robiła i wcale nie miał jej tego za złe. Jak mógł mieć jej to za złe, kiedy ją skrzywdził?
Zdawał sobie z tego sprawę, a te wszystkie momenty, kiedy leżał i gapił się w ścianę czekając na nią pozwoliły mu aż za dobitnie to sobie uświadomić.
Nie kochał innej, ale ją zranił, może nawet bardziej tym wyznaniem niż jakimkolwiek czynem, bo przecież nic nie zrobił. Starał się nic nie zrobić, nie przekroczyć jakieś granicy. Już za wiele razy ją przekroczył, pozwolił sobie na za wiele i już za wiele razy później tego żałował.
Tak było z Marcie, z Meeną, z Cherry, teraz tak mogłoby być z Pilar. Ale nie było.
Bo jego serce, chociaż stanęło w pewnym momencie, chociaż odmówiło posłuszeństwa, to wciąż należało do Cherry. Całe.
Siedział w tej sali i trochę żałował, że jako pacjent specjalny dostał tą jedynkę, nie miał do kogo otworzyć ust, może dlatego zagadywał po kolei już wszystkie pielęgniarki, dlatego też zezwolił na te odwiedziny z firmy, żeby chociaż chwilę pobyć z ludźmi.
Tylko, że on wcale nie chciał być z ludźmi, bo chciał być z nią. Chciał się wypisać na własne życzenie, ale lekarze wciąż dobierali mu leki. Dobrze dobrane lekarstwa mogą uratować mu życie. Będzie żył, leki powinny mu pomóc, ale żeby tak było trzeba jeszcze kilka rzeczy sprawdzić. Sprawdzali je codziennie, robiąc mu kolejne testy wydolnościowe, podając coraz to nowsze kroplówki.
Serce pracowało lepiej, ale co z tego, kiedy Galen czuł, że jest złamane na pół?
Że tylko Cherry mogłaby je posklejać, ale ona już chyba nawet nie chciała.
Siedział na łóżku, wciąż jeszcze z ekg podpiętym do klatki piersiowej, wciąż jeszcze z wąsami tlenowymi, tymi cieniutkimi kabelkami, dzięki którym mógł lepiej oddychać. Czytał książkę, którą przyniosła mu sekretarka, coś o ekonomii, stare wydanie, które i tak było już odrobinę przedawnione, ale lepsze to niż patrzenie w drzwi. Kiedy Cherry weszła do sali, to podniósł na nią spojrzenie znad tych ciągów liter, zamknął książkę odkładając ją na szafkę obok łóżka.
- Jeśli nie chcesz nawet na mnie spojrzeć Cherry, to mogłaś wysłać Lucitę - powiedział i spuścił wzrok na ten karton, chciał go od razu otworzyć, ale najpierw chciał porozmawiać z Cherry, więc kiedy do niego podeszła, to sięgnął do jej ręki, żeby ją za nią chwycić, mocno, ale to zaowocowało tym, że znowu naruszył te wszystkie kable i na monitorze pojawiła się ta jednostajna linia. Piiiiiiiiii…
- Ja pierdole - mruknął i zszedł z tego łóżka, żeby przyciągnąć do siebie Cherry, bo pewnie miał pół minuty zanim przyjdzie pielęgniarka i go zajebie, że te wszystkie kable wiszą i myślała, że znowu umarł. Średnio umierał na dobę ze trzy razy, bo po prostu Galen już nie umiał usiedzieć w miejscu, kręcił się, przewracał na tym łóżku.
A teraz ściskał jej rękę, zawieszając ją tuż koło jego klatki piersiowej i serca, które jeszcze biło, a na monitorze pokazywało, jakby już stało.
- Cherry spójrz na mnie, jeśli mnie już w ogóle nie kochasz, to nie musisz tu przychodzić - powiedział chcąc odszukać spojrzeniem jej oczy, ale ona wciąż na niego nie patrzyła, a do sali wpadł pielęgniarka grożąc mu palcem.
- Panie Wyatt co ja mówiłam o aparaturze! Musi nas Pan bez przerwy straszyć? - mruknęła, a później odsunęła Cherry - przepraszam Panią, muszę to poprawić. Powinna Pani porozmawiać z narzeczonym, żeby był trochę spokojniejszy - poprosiła, a Galen wydał z siebie jakiś jęk zawodu. Usiadł na łóżku, a siostra znowu poprzyklejała mu te diody, spojrzała na monitor.
- Chyba leki działają - stwierdziła i wyszła z sali jeszcze raz grożąc Galenowi palcem.
Wyatt tylko skrzyżował ręce na piersi i oparł się plecami o poduszkę, która i tak była podniesiona tak, że siedział na tym łóżku. Niby już wcale nie był do niego przykuty, a jednak wciąż ograniczała go ta cała aparatura.
- Co to jest? - zapytał i sięgnął dopiero do tej paczki, żeby zerwać z niej papier - Porsche? - uniósł jedną brew, a jego niebieskie tęczówki spoczęły na twarzy Cherry - za nim też tęskniłem - ale czym było to tęsknienie za samochodem, w porównaniu z tym... za nią?
Cherry Marshall
- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Oglądanie słabego Galena nie było dla niej łatwe. Pamiętała go jako lwa, który był w stanie ją zniszczyć, wyzywał od puszczalskich, a później zmienił się w jej partnera życiowego. Choć ich relacja trwała krótko. Dopiero dobijała do pierwszego miesiąca... jakby jej nie było. Bała się na niego spojrzeć, bała się go dotknąć, bo mogłaby mu ulec. Zbyt wiele niewyjaśnionych spraw miała w głowie, by móc oddać mu się tak łatwo.
Kochał ją, ale prawie-po-łożu-śmierci mówił jej o innej kobiecie.
Wiedział, jaka jest. Zazdrosna jak pies ogrodnika, tyle że ona brała. Ofiarowywała mu każdą cząstkę siebie. Chciała dać mu dziecko, wziąć z nim ślub, a w pewnym momencie nawet, kurwa, zmienić nazwisko. I po co to było? Żeby w momencie największej słabości powiedział jej o innej. Pragnęła móc się nim zaopiekować. Położyć się obok niego na szpitalnym łóżku, samodzielnie słuchając jego serca. Tylko że poczułaby zdradę wobec samej siebie. Przecież mówiła mu swoich uczuciach, że ma być tylko jej, ale nie był. Może to wszystko było iluzją?
Nawet nie chciało się jej komentować wysłania Lucity. Nie spojrzała na niego, a na twarzy wymalował się jej grymas. No tak dupku, jeszcze myśl, że będę wspierała Cię na każdym kroku. Była pewna, że każdy dookoła mu mówi o jej obecności. Tylko wolała się upewniać, gdy był tego nieświadomy. Pielęgniarki ganiły ją, mówiły, że powinna go wspierać, ale co z tego miała, kiedy on tego nie robił? Nabrała powietrza do swoich płuc, próbując złożyć zdanie.
Otworzyła spanikowane oczy w stronę aparatury. Głośne piknięcie było dla niej udręką, bo znów wrócił ten strach o jego stracie. Może dlatego nawet nie zauważyła, kiedy miała dłoń na jego torsie. Patrzyła w nią w ciszy kilka sekund, zanim zdołała na niego spojrzeć.
— Galen... — głos jej zadrżał, bo chciała mu powiedzieć, że przecież go kocha. Bała się o niego, a jednocześnie sama bała się zranienia. Przełknęła nerwowo ślinę, miała go nie denerwować... — nie mogę udawać, że mi nic nie powiedziałeś... Że nie było innej — powiedziała finalnie chłodnym tonem. Zmarszczyła swoje brwi, spoglądając mu w oczy — ale nie potrafię Cię zostawić — nie teraz, gdy dalej jej potrzebował. Chociaż wyglądał w porządku, mówił normalnie i coś z tego lwa, którego poznała, jakby wróciło. Wzięła głęboki oddech, odwracając przez moment głowę. Szybko wróciła do jego oczu, w tych które mogłaby wpatrywać się całymi godzinami.
— Dobrze — odpowiedziała bardziej radosnym tonem, dalej trzymając swoją dłoń. Nie uciekała, choć chciała. Jednocześnie jego dotyk był parzący i kojący. Nie potrafiła tylko stwierdzić, które bardziej — dziękuję pani za opiekę nad nim, z Galenem trzeba jak z dzieckiem, za szybko się nudzi... — była uprzejma, stonowana, a między słowami mu dokopała. Odprowadziła pielęgniarkę wzrokiem, finalnie zabierając swoją dłoń.
Usiadła przy jego łóżku na taborecie.
— Chciałam, żebyś miał się czym zająć, ko- — nie, nie powie tego. Ugryzła się szybko w język. Nie nazwie go kochanym, bo nie był. Nie zasługiwał na takie słowa — jak wolisz, następnym razem wyślę Lucitę — a doskonale wiedziała, jakby to się skończyło. Próbowała ją tu wysłać, ale ona uparcie odmawiała, mówiąc o swoich dzieciach. Aż Charity nie miała siły, zgodziła się na to. Miała w sobie pełno dwojakich uczuć.
Chciała i nie chciała tu być.
— Jak twoje leczenie? — zmiana tematu. Z lekarzem nie rozmawiała, jedynie pielęgniarki unosiły kciuki w górę, mówiąc, że idzie ku dobremu. Chciała dowiedzieć się więcej, potrzebowała tego, przynajmniej jeden kryzys byłby zażegnany — przyjechałam na chwilę, mam sporo spotkań przez mój urlop — kolejka szpilka, kolejne przypomnienie sobie o ich wspólnej przyszłości, która już nie nadejdzie.
Sama już nie wiedziała, czy mogła się jeszcze raz do niego zbliżyć.
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
Nie patrzyła. Wciąż i wciąż unikała jego spojrzenia.
Kiedy pielęgniarka wyszła i zamknęła za sobą drzwi, to wbił wzrok w Cherry.
- Uważasz, że się Tobą znudziłem? Że dlatego to się stało? - zapytał, ale nie ruszył się z miejsca, chociaż każda komórka jego ciała chciała by znaleźć się przy niej, poczuć ciepło jej ciała, jej oddech na policzku, zapach jej perfum i to przyjemne mrowienie wzdłuż kręgosłupa, kiedy jej usta dotykały tych jego. Chciałby ją złapać, przyciągnąć do siebie, ale ona się od niego odsuwała, uciekała. Była obok, a jakby daleko stąd.
- Możesz mnie zostawić Cherry, pozwalam Ci, bo to co Cię teraz przy mnie trzyma, to jest tylko litość, sama o tym wiesz - a nie chciał, żeby była przy nim z litości, wbrew sobie, bo on też już nie chciał żyć wbrew sobie. Dlatego jej powiedział, żeby być z nią szczerym, ale też żeby nie mieć już tego na sumieniu, żeby mu to nie ciążyło tak cholernie. Za to teraz ciążyło jej. Nie taki był zamiar. To nie tak miało wyglądać.
Jemu teraz zamiast tego ciążyło coś innego, to, że ją skrzywdził, ale nie umiał jej poskładać, w momencie, w którym nawet nie mógł jej dotknąć, kiedy ona tak trzymała go na dystans.
- Wyślij, nie chcę, żebyś się męczyła przychodząc tutaj - powiedział nawet na moment nie odrywając od niej spojrzenia. Starając się wciąż znaleźć to jej, starając się cokolwiek z niego wyczytać.
Czyli przekreślił to wszystko tym wyznaniem?
Przekreślił, bo już nawet nie potrafiła powiedzieć do niego kochanie.
- Słyszałaś leki działają - powiedział spokojnie, ale te jej kolejne słowa sprawiły, że ten cały spokój nagle się z niego ulotnił. Serce zabiło szybciej, nie ponad normę, a jednak te wykresy podniosły się do góry.
- Skończ pierdolić Cherry - mruknął, bo tak, teraz Galen wcale się nie bał przekląć, kiedy sytuacja tego wymagała - tu nie chodzi o Twoje spotkania, oboje dobrze o tym wiemy, że Ty po prostu nie możesz już na mnie patrzeć - bo nie patrzyła, bo wciąż unikała jego spojrzenia. Siedziała w tej bezpiecznej odległości, żeby tylko nie za blisko, żeby tylko nie poczuć... już nic więcej.
A on sam tak bardzo chciał ją poczuć, chciał, żeby weszła tutaj w butach, do niego do łóżka, żeby chociaż na moment się do niego przytuliła. Żeby została...
A jednak powiedział.
- Jeśli kogoś kochasz, to pozwól mu odejść, Cherry. Pozwalam Ci - bo ją kochał, i chociaż ją skrzywdził, to nie chciał już dłużej patrzeć na jej cierpienie, za każdym razem gdy tutaj przychodziła. To nie tak miało wyglądać. Już mieli się nie ranić, a każda jej wizyta tu była jak szpilka wbita prosto w serce, jej, jego też. Bo znowu czuł tę niemoc, znowu czuł, że ona nie może nawet na niego patrzeć, a co dopiero go dalej kochać.
Może to rzeczywiście był koniec?
Cherry Marshall
- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Prychnęła. Jakby cała jej mantra przestała mieć znaczenie. Jak miała go nie denerwować? Tylko tyle miał jej do powiedzenia? Zacisnęła pięści, usta ułożyły się we wąską linię, a w niej coś finalnie się otworzyło. Ten cały jad, który miała w sobie, odkąd jej o wszystkim powiedział, w końcu złapał ujście.
— A dlaczego to się stało? — wydusiła w końcu z siebie, czując, jak ogarnia ją furia. To chciał zobaczyć? Chciała być wspierająca, kochana, ale najgorszy rodzaj kobiety, który możesz spotkać to ten upokorzony — dlaczego znalazłeś inną, skoro mi się oświadczałeś? Po co to zrobiłeś, skoro myślami byłeś gdzieś indziej? — spytała finalnie to, co głęboko siedziało w jej głowie. Nie zbliżyła się do niego, za to finalnie była w stanie na niego spojrzeć. Powiedzieć mu to, co tak naprawdę jej siedziało gdzieś głęboko w sercu, co próbowała ukryć, widząc go podłączonego do maszyn — z nią też ruchałeś się pod prysznicem? Tylko różnica między nami była taka, że ze mną wpadłeś, co? — czuła, jak głos jej drży ze złości. Jakby w końcu wszystkie jej uczucia znalazły ujście, mogły pokazać się światłu dnia codziennego.
Jednak nie, nie skończyła.
Każde kolejne słowa Galena było dla niej jak płachta na byka.
— Kurwa, nie potrzebuję twojego pozwolenia. Straciłeś do niego prawo wraz z uczuciami do innej — warknęła, wbijała w niego intensywne spojrzenie, a gdyby tylko mogła... uderzyłaby go. Zamiast tego wbijała swoje długie paznokcie w dłoń, byle całkowicie nie zatracić się w złości. Jakby to była jedyna rzecz, która jeszcze trzymała ją trzeźwo.
— Sama chciałam przyjść, więc daruj sobie — odwróciła na moment głowę. Wolałaby to rozchodzić. Mogła wysłać Lucitę, ale ta usilnie chciała, by to ona się tu pojawiła. Tylko teraz... nie potrafiła na niego spojrzeć ze współczuciem. Rozluźniła dłonie. Piekły ją, bo wewnątrz pojawiły się małe rany. Wszystko przez złość, którą teraz nosiła w sobie. Przestała być już niezauważalna. Wychodziła na prawo i lewo.
— To dobrze — mruknęła, ale przestało już ją to interesować. Długo przed nim siedziała, czekała prawie cały dzień w poczekalni, bo nie chciał jej widzieć. Powiedział jej to, a ona chciała o nich walczyć. Wtedy spuścił bombę, może... po prostu przyszła do niego karma? Za zwodzenie za nos nie tylko jej, ale też tej drugiej. Nie, nie chciała myśleć o tym, że mogłaby nie być winna. Była. Przecież w mediach ich pokazywali.
— Zasłużyłeś sobie na to — mruknęła pod nosem, odwracając finalnie od niego wzrok — jak mam na Ciebie patrzeć, skoro wciąż myślę o tej innej. Nawet będąc w twoim pierdolonym apartamencie, myślałam tylko o tym, jak się z nią zabawiałeś, kiedy ja pracowałam. Albo zastanawiając się, czy na nią patrzyłeś w taki sam sposób — nie potrafiła mu tego wybaczyć. W jej głowie przechodziły różne obrazy. Zasada muzeum nie zadziałała. Za to jej wyobraźnia robiła kolejne fikołki, jakby nie chciała zatrzymać tej karuzeli rozpaczy, którą trzymała w sobie Cherry.
— Zabawny jesteś — znowu prychnęła. On ją kochał? Dobry żart, gdyby tak było, nawet nie pomyślałby o nikim innym. — twierdzisz, że mnie kochasz, a... miałeś inną — powtórzyła mu to jeszcze raz, by w końcu zrozumiał — i jeszcze kurwa powiedziałeś mi o tym na łożu śmierci, jakby faktycznie miała znaczenie — jeśli by nie miała, nic by o tym nie usłyszała. Może wspomniałby jej o niej przy innej okazji, gdzie nie bałby się jej gniewu i wściekłości. Teraz uważała go za skończonego tchórza — potrafisz upokorzyć kobietę — wolałaby zostać jego jedno nocną przygodą, o której później zapomni. Byłoby łatwiej, bo nie podarowałaby mu całego serca — nawet nie próbujesz o mnie walczyć, tylko gdy nie spodobała Ci się moja reakcja, odsyłasz mnie — to bolało ją najbardziej. Znów uciekał, dał sobie spokój. Nie zasługiwała na wytłumaczenia. Kurwa, na pierdolone przepraszam, nawet nie zasłużyła. Cokolwiek, jakikolwiek gest, przeprosinowe kwiaty z bukiecikiem.
— Może faktycznie powinnam sobie pójść — podeszła do niego bliżej, by ostatni raz spojrzeć mu w oczy — może ona się lepiej Tobą zajmie — dodała, patrząc ostatni raz w niebieskie oczy. Może w końcu zrozumie ból, który miała w sobie. Chociaż wątpiła w to.
Galen profesjonalnie uciekał, gdy zaczynały dziać się problemy.
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
Kiedy zaczęła to te wykresy wskazujące pracę serca drgały niebezpiecznie, jakby za chwilę miały wyskoczyć poza skalę. Ale jakby to serce które przyspieszyło pozwoliło mu lepiej nabrać powietrza w płuca, zdjął te tlenowe wąsy.
- Cherry, ja jej wcale nie znalazłem, ja o niej nie myślałem, nie ruchałem jej, ja jej kurwa nawet nie dotknąłem - rzucił prawie na jednym oddechu. Takim głębokim, że trochę bardziej poczuł, że żyje. Bo nagle się okazało, że ona to wszystko opacznie zrozumiała. No tak, Galen nie wyjaśnił jej wtedy za wiele, a Cherry miała tendencję do koloryzowania. Do wyolbrzymiania.
- Pojebało Cię Cherry, skoro pomyślałaś, że mógłby Cię zdradzić - chciał na nią krzyknąć, ale jednak wciąż byli w szpitalu, a jak będą się wydzierać to zaraz przyjdzie pielęgniarka i każe mu iść spać, wczoraj już mu kazała i podała leki nasenne. Chciał się też ruszyć, ale bał się, że znowu te kable się poplątają.
- Jakimi uczuciami? Przecież Ci mówiłem, że ja jej nie kocham - czy to, że czujesz się przy kimś dobrze, szczęśliwie, to oznacza, że już tę osobę kochasz? Galen nie wiedział. Nie wiedział też do końca co poczuł do Pilar, bo zanim to w ogóle zdążyło się jakkolwiek rozwinąć, to ona go odepchnęła. Może i dobrze, bo może teraz oboje by tego żałowali? Na pewno tak by było. Bo teraz nie tłumaczyłby się Cherry z tego, że poznał kobietę, tylko może z czegoś zupełnie innego.
Może miała rację, może to właśnie była ta karma, która go dopadła za wszystkie grzechy. Najpierw Śmierć oparła mu dłoń na piersi i zacisnęła swoje szpony, a później, kiedy wydawało mu się, że go uratowali, to to bijące serce miażdżyła w proch. Śmierci Ty kurwo.
- Zapewne tak - zapracował sobie na ten zawał, tym za szybkim życiem, tymi godzinami w pracy i piekielnie drogim whisky, tym Porsche, które rzadko schodziło z najwyższych obrotów, a przede wszystkim tym jak traktował te wszystkie kobiety. Wszystkie, przed Cherry, przed Pilar, przed Meeną i przed Marcie nawet też.
- Ona nawet nigdy nie była w moim apartamencie. Ani ja nie byłem u niej, to były trzy spotkania, nic więcej... - trzy spotkania, które potrafiły sprawić, że serce zabiło mu mocniej. Może to ta adrenalina? A może to, że...
- Ja jej nigdy nie miałem Cherry, ja po prostu przez chwilę poczułem się przy niej normalnie. Poczułem, że ktoś mi ufa, że we mnie wierzy, kiedy Ty tak kurewsko nie wierzyłaś - kiedy ona wcale nie potrafiła mu zaufać - bo miała znaczenie, dlatego Ci o niej powiedziałem. Nie takie jak Ty, ale nie była mi obojętna - może nie powinien jej tego mówić, ale przecież tak było, przecież gdyby nie poczuł czegoś więcej, to nigdy nie poruszyłby tego tematu, nie wspomniał o innej, a jednak to zrobił. Żeby być w stosunku do niej fair, do siebie też.
- A jak mam o Ciebie walczyć, z tym? - szarpnął te kable, ale na szczęście ich nie obruszył, bo monitor nadal wskazywał rytm, niespokojny, ale jednak nie zagrażający życiu - jak mam o Ciebie walczyć Cherry, kiedy cały czas jeszcze walczę o siebie? - chciał o nią zawalczyć, chciał, żeby do niego wróciła, znowu była przy nim, ale kiedy on próbował wstać z łóżka to spotykał się ze sprzeciwem, to od razu pielęgniarki go cofały. Kiedy chciał wyjść ze szpitala mówiąc lekarzowi, że przecież żyje, to ten straszył, że w każdej chwili to może się zmienić.
Bo może mogło?
Przez chwilę patrzył jej w oczy, kiedy podeszła do niego bliżej. A później ostrożnie, bo zważając na te kable, ale jednak zdecydowanie, sięgnął do niej, żeby złapać ją za rękę, pociągnąć do siebie, tak, że chciała tego, czy nie, to musiała się do niego zbliżyć, musiała się oprzeć o jego obolałą klatkę piersiową z tym całym sprzętem. Na szczęście go nie naruszyła, na szczęście one wciąż pracowały.
- A może właśnie powinnaś zostać Cherry? Bo może to serce bije jeszcze tylko dla Ciebie, a jak odejdziesz to może w końcu przestać - dramatycznie to brzmiało, ale nie chciał, żeby odchodziła, nie chciał nawet żeby się od niego odsuwała, bo teraz tak cholernie pragnął, tak bardzo potrzebował jej bliskości. Jej ciepła na swoim zbrakowanym sercu, jej zapachu w nosie, zamiast tych pieprzonych rurek z tlenem. Potrzebował jej całej, i tego, żeby mu troszeczkę... zaufała.
Cherry Marshall
- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Spojrzała krótko na te wykresy. Próbowała się uspokoić, ale w środku cała drżała. Dopiero wraz z kolejnymi słowami zaczęła się uspokajać. Jakby powoli zaczynała łapać sytuację. Nie było AŻ tak źle, jak myślała. Tylko dalej nie było idealnie. Czuła jak coś pulsuje, jakby chciało uciec. Przymknęła mocno oczy, zastanawiając się, co powinna zrobić. Tylko... nie miała zielonego pojęcia. Dalej w jej głowie huczało. Z jakiegoś powodu jej o niej powiedział, a ona przez to czuła się zdradzona.
— Ale czułeś się przy niej szczęśliwy i bezpieczny. No Galen, ile brakowało, żebyś się w niej zakochał? — czy robiła z igły widły? Owszem, była tego świadoma w pełnej krasie. Nie kochał jej. Tylko czy by nie pokochał, gdyby nie otarł się o śmierć? Dalej nie dostała żadnych, ważnych informacji. Dalej brew niebezpiecznie jej drgała. Miała ochotę wyskoczyć przez okno, by spotkać się z twardą ziemią. Ona byłaby w stanie, choć na moment spacyfikować jej myśli. Te które rozdzierały ją na pół i nie dawały spokoju. Nie skomentowała tego, że karma go dogoniła. Wolała pozostawić to samej sobie. Może w poprzednim wcieleniu Charity zgrzeszyła tak, że teraz cały świat ją niszczył?
— Trzy spotkania?! — uniosła głos, wpatrując się w niego wściekłym wzrokiem. Sami nie byli długo stażowym związkiem, tym bardziej ją to ugodziło — kurwa, tyle Ci wystarczyło? Trzy, jebane spotkania — dla niej nie było to nic więcej. Sama o Madoxie planowała mu powiedzieć, bo choć flirtowała z nim to nic to dla niej nie znaczyło. Od razu powiedziała o narzeczonym, odepchnęła i wykrzyczała, że jest przecież tylko Galena.
A kolejne jego słowa były jak plaskacz w jej stronę. Przez kilka sekund nic nie powiedziała, a brew jej tylko delikatnie drgnęła. Żyłka pojawiła się na jej czole i zaczęła pulsować niebezpiecznie szybko.
Tak jej jeszcze nie opluł.
— Kiedy w Ciebie nie wierzyłam? — zabrzmiała jak typowa matka, która właśnie daje dzieciakowi prawdziwy wykład. Galen go dostanie zawiązanego w przepięknej kokardce. Miał czelność mówić jej, że w niego wierzyła. Aż się zaśmiała gorzko — wtedy w areszcie? Kiedy mi się zaręczałeś, czy kiedy straciłam dziecko, a zamiast poświęcać mi czas wy-by-wa-łeś i byłeś nieobecny. Może bawiłeś się z nią właśnie wtedy, jak ja przeżywałam żałobę, co? — i to ją chyba najbardziej zabolało. Odwróciła od niego wzrok, pociągając delikatnie nosem. Oczywiście, pierdolony Galen Wyatt i jego emocje, zawsze najważniejszy, zawsze na piedestale, a ona? Ona w ogóle się dla niego nie liczyła, nawet w takiej chwili jak utrata dziecka, bo bawił się wtedy z inną, gdy powinien być przy jej boku — chcesz wiedzieć, jak się wtedy czułam? — spytała, wbijając w niego spojrzenie tych przeszklonych oczu. Była bliska rozpłakania się, nawet jak się tłumaczył ranił ją raz, za razem — bałam Ci się patrzeć w oczy, bo nawet moje ciało nie jest wystarczające, by dać Ci jebane dziecko — spojrzała na niego, tylko po to by zdawał sobie sprawę jak bardzo, jej serce teraz krwawiło — trzy spotkania i miała znaczenie... Może po prostu znudziłam Ci się po tym, jak dowiedziałeś się, że dziecka nie będzie, albo wtedy gdy najbardziej potrzebowałam twojego wsparcia? — kiedyś musiał się z nią spotykać. Skoro potrafiła go pocieszyć, zapewnić mu komfort, a on? On się wtedy bawił, kiedy Cherry próbowała wyłączyć własne myśli, by nie skoczyć z tego piekielnie drogiego apartamentu. Gdy zastanawiała się, dlaczego nawet takiej rzeczy nie mogła mu dać.
To samo pytanie zadawała już sobie wcześniej. Gdy ojciec jej pytał, dlaczego nie jest chłopcem.
— Zaczynając od rozmowy, próby wyjaśnień, powiedzenia, że mnie kochasz i PRZEPROSZENIA, bo zasługuję na to — naprawdę musiała go uczyć tak najprostszych rzeczy? Zaśmiała się gorzko, wywracając teatralnie oczyma — walka o czyjeś uczucia nigdy nie jest heroiczna Galen, polega na małych gestach i byciu przy drugiej osobie, kiedy ona tego potrzebuje — stwierdziła gorzko Charity, bo zdała sobie sprawę... że on mógł wcale jej nie kochać. Ona była w każdym momencie, gdy on jej potrzebował. Broniła go w każdej możliwej sytuacji, rozpaczała, kiedy zabierali go na reanimację. Czy on nie zdawał sobie sprawy, ile dla niego poświęciła? — ja walczyłam o Ciebie. Widziałam, jak biorą Cię na reanimację, czekałam, mimo że mnie nie chciałeś. Byłam, gdy spałeś. Byłam. Mogłeś zrobić cokolwiek, poprosić pielęgniarki, by przyszły zmienić Ci kroplówki, żebyś mógł ze mną porozmawiać. Poprosić kogoś, by do mnie napisać... Zamiast tego wybrałeś bezczynność — nikt jej nie powie, że Galen który chce szuka sposobu, a nie wymówki. Tu jednak jej pokazał, ile tak naprawdę dla niego znaczyła. Teraz miała zamiar mu to jeszcze bardziej wypomnieć. Ona trwała przy jego boku, niczym najwierniejszy pies, a on z a b a w i a ł się z inną kobietą— a kiedy ty byłeś uszczęśliwiany przez inną, ja krwawiłam. Brzuch mnie cały czas bolał, a Ciebie nie było. Zagłuszałam ból alkoholem. Cały czas plamiłam krwią, kręciło mi się w głowie, a ty byłeś w pracy. Nie Galen, lepiej, ty byłeś uszczęśliwiany przez inną kobietę, kiedy powinieneś być ze mną i walczyć o normalność — patrzyła w jego oczy, zastanawiając się, czy ogarnął — rozumiesz teraz, czy nie? — bo kiedy on się bawił, zostawił ją samą sobie w apartamencie. Za to gdy on potrzebował pomocy zawsze przy nim trwała. Nieważne, co się działo, była przy nim, nieważne co sie działo. Nawet po przyznaniu się do innej, ona... obserwowała go z boku, sprawdzając, czy wszystko jest w porządku.
Dała mu się pociągnąć. Znalazła się zbyt blisko. Nie czuła znajomych perfum, a zapach szpitala. Jednak jego ciepło ani na moment się nie zmieniło. Nie potrafił jej zrozumieć. Jako kobiety, jako jego partnerki, a nawet matki nienarodzonego dziecka. Gdy serce mu stanęło, w niej finalnie też coś umarło. Ich dziecko. Mogła czuć się lepiej, choć dalej była osłabiona.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że jego bliskość powodowała, że była w stanie się uspokoić.
— Skąd mam wiedzieć, że twoje serce należy tylko do mnie? — spytała krótko, a jej całe ciało było spięte, gotowe do ucieczki. Chciała stąd uciec, odejść, a głęboko w środku jednocześnie chciała zostać przy nim i dla niego.
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
Przecież w tej chwili był zakochany w Cherry, zawsze był zakochany w Cherry, może nie zawsze to okazywał, ale jednak jego serce biło dla niej. Jednak walczył o nią na Lanzarote, później, odpychał ją od siebie, a później do siebie ją przyciągał.
- Cherry, ale jaki ja miałem na to wpływ? Ja się z nią nie spotykałem po to, żeby się w niej zakochać, jak z Tobą - no bo taka była prawda, każde jego spotkanie z Pilar było po coś, bo to było śledztwo. A kiedy spotykał się z Chery to przecież już na Lanzarote sam to prowokował, sam zaprosił ją na wycieczkę, sam pragnął jej obecności, jej, całej.
Kiedy tak krzyknęła o tych trzech spotkaniach to nabrał głęboko w płuca powietrze, z tych rurek, które wcześniej wyjął, spojrzał na drzwi. Ale na szczęście pozostały zamknięte.
- Trzy jebane spotkania i na żadne z nich nie nalegałem, tak po prostu wyszło, bo pierwszy raz ona przyszła do mnie do biura, żeby ze mną porozmawiać, drugi raz pojechaliśmy do Quebec - zamknął na moment oczy, bo wspominał jej o Quebec, tylko nie wspominał z kim jedzie - i trzecie spotkanie to była kolacja u Seeleya, mojego dyrektora logistycznego - a potem w Wendy's, tylko Galen to nie wiedział nawet czy Cherry wiedziała co to jest Wendy's, bo on do niedawno to nie wiedział, albo wiedział, ale nie wiedział czym się tak zachwycać, póki nie zjadł ich kurczaka.
Słuchał jej słów, kiedy mówiła o tych momentach, kiedy go przecież wspierała, nie mógł temu zaprzeczyć, była przy nim. To on nie był przy niej, tylko, że na pewno się nie bawił właśnie z nią, bo po stracie dziecka to on po prostu pracował, dużo pracował, więcej niż powinien i nawet przez chwilę nie myślał wtedy o Pilar, myślał o Cherry.
- Cherry to nie tak, bo to między mną, a nią było już wcześniej skończone, jeszcze przed... no wiesz - przed tym jak stracili dziecko. Każde z nich tę stratę przeżywało na swój sposób, ale to nie znaczy, że Galen jej nie przeżywał, przeżywał też, ale nie potrafił wtedy jej tak wesprzeć, potrafił tylko czytać te raporty i prowadzić spotkania służbowe. Teraz je wszystkie wymieniłby na czas spędzony z nią. Dopiero teraz to zrozumiał.
Znowu zamknął oczy, na moment, znowu wciągnął do płuc powietrze, bo to akurat też go raniło, to, że wciąż wytykała mu to, jakby miał jej za złe to, że stracili dziecko. A nie miał, w żadnym momencie to nawet nie przeszło mu przez myśl, ani wtedy gdy siedział z nią w gabinecie u ginekologa, ani wtedy kiedy w apartamencie pilnował, żeby zażyła tę tabletkę, ani nawet wtedy kiedy zbierał butelki po winie do kosza, bo pojawiła się jego matka.
- Cherry, przecież wiesz, że ja nigdy nie uważałem, że to jest Twoja wina, ja... wiesz, że ja nie chciałem stracić Ciebie, a to dziecko, ono już było nieważne, tak po prostu musiało być - powiedział jej to wtedy, że nie może jej stracić, a później z dnia na dzień tracił, kiedy wracał do apartamentu, a ona była pijana, a on uciekał w pracę. Tam po prostu coś nie zadziałało jak powinno. Do tej pory nie działało.
- Przecież cały czas mówię, że Cię kocham Cherry, ale wydaje mi się, że Ty już nie kochasz mnie - powiedział znowu zawieszając na niej spojrzenie - to dlaczego teraz ode mnie uciekasz? Teraz kiedy ja potrzebuję Ciebie najbardziej w życiu - to ona go unikała, to przychodziła gdy spał, a dużo spał, bo wciąż był zmęczony. A kiedy się budził to się dowiadywał, że Cherry już tu była, że już poszła, bo miała ważne spotkania. Zastanawiał się wtedy czy ona mu jeszcze wybaczy, czy jeszcze go kocha, nie zastanawiał się nad tym czy do niej napisać, czy do niej zadzwonić, bo przecież tu przychodziła, przecież gdyby chciała z nim być to miała ku temu okazję, tylko... ona chyba wcale nie chciała.
- Bardzo źle to brzmi, kiedy mówisz, że byłem uszczęśliwiany przez inną kobietę - stwierdził krzywiąc się - ale nic mi nie powiedziałaś, że źle się czujesz, mogłaś mi wszystko powiedzieć - bo Galen to jednak był czasem jak dziecko we mgle, błądził, uczył się relacji, nie potrafił się wszystkiego domyśleć, bo po prostu niektórych rzeczy nie znał. Nie był wychowywany w szczęśliwej, kochającej rodzinie, więc dla niego zbudowanie czegoś takiego było... naprawdę trudne.
Kiedy już była tak blisko, to przytulił ją do siebie, bo tego chciał od samego początku, od tego momentu, kiedy wrócił do żywych, to chciał ją po prostu przytulić, mieć obok siebie, tak blisko, żeby poczuć jej znajomy zapach perfum, jej bliskość, nieznajoma była tylko ta chęć ucieczki od niego.
- Przepraszam Cię Cherry, nie chcę Cię stracić, bo Cię kocham, musisz mi tylko... zaufać, że należy do Ciebie - nie wiedział czy ona mu jeszcze zaufa, ale na pewno będzie o nią walczył, nie da jej teraz tak łatwo uciec, bo akurat to, że ją kocha to była najprawdziwsza prawda. Nawet przez chwilę nie przestał.
Cherry Marshall
- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
— A jaka jest między nami różnica? Ze mną też na spotykałeś się, by się zakochać. Dwa pierwsze spotkanie były biznesowe, a trzecie przypadkowe — spytała finalnie, czując, jak serce zaczyna ją naprawdę boleć. Czy tak nie było? Pierwsze dwa spotkanie, a wraz z nimi wspólne patrzenie w tą samą stronę były całkowicie przypadkowe. Nie wydawały się być na tyle ważne. Teraz gdy na niego spoglądała, bała się, że znowu zostanie zgaszona.
— Pojechałeś z nią do burdelu? — brew jej niebezpiecznie drgnęła — czyli mnie okłamywałeś, tak? Kto to jest? — nie mogła udawać, że tego nie było. Nabrała powietrza do płuc, próbując się uspokoić. Czyli ryzykował, już wtedy ryzykował o swoje życie, gdy ona prosiła go, by tego nie robił... Miał w głębokim poważaniu jej zdanie, a teraz dopiero mierzył się z konsekwencjami — czyli co? Zabrałeś ją jako towarzyszkę na spotkanie biznesowe? Była bardziej twarzowa niż twoja życiowa partnerka? — ugodziło tam, gdzie powinno. Czuła, jakby zaczynała płonąć znowu od środka. Sama nie wiedziała, czego chciała teraz bardziej. Uderzyć go prosto w kroczy, czy rozpłakać się? Czy on naprawdę nie rozumiał, jak bardzo dla niej było to trudne?
Zaraz zacznie zasłaniać się tajemnica śledztwa. Była tego pewna. Kolejne nabranie powietrza. Mogła to być policjantka, albo ktoś inny kto prowadził śledztwo.
Trzeba było się przespać z pierdolonym Madoxem, przynajmniej wiedziałaby, jaką latawicę powinna udusić.
— To kiedy to było? — kolejne niebezpieczne drgnięcie. Nie po dziecku? To kiedy w niego nie wierzyła? W jej oczach pojawił się prawdziwy ogień złości, która mogła strawić ich oboje — przed, czy po zaręczynach? Kurwa Galen, nie mów, że po... — głos się jej załamał. Przejechała dłońmi nerwowo przy oczach. Nie był wart jej łez — ja Ci chciałam oddać rękę, a ty wtedy... — znowu się odwróciła, zaciskając oczy. Nie warto było dla niego płakać. To było jeszcze gorsze. W momencie w którym powinien być najbardziej szczęśliwy z nią, gdy ona wybierała sukienkę dla niego, zaczęła poszukiwania najlepszej działki, on tak po prostu najzwyczajniej w świecie jej nie szanował.
— Było ważne. Bez niego nie byłoby całej tej kłótni, może nie leżałbyś teraz tutaj — oto też była zła. Może dziecko nie istniało długo, zaledwie miesiąc, ale... kurwa było ono ważne. Tyle przez nie udało im się zrobić, przede wszystkim dostrzec własne uczucia — przestań, mówić cały czas, że nie było... — mruknęła raz jeszcze. Ich historia na nowo się połączyła, przez to szczęście, które mieli, zanim lekarze postanowili ich go pozbawić.
— Przestań pierdolić o moich uczuciach, jakbyś wiedział, co czuję — warknęła Charity, wbijając w niego wściekły wzrok. Pokręciła głową — a co zrobiłby wielki Galen Wyatt, słysząc, że inny mnie uszczęśliwił? Powiedz mi — uciekłby, pewnie nawet nie przyszedłby do szpitala — ja przynajmniej nie uciekam, próbuję być cały czas — doglądała go, sprawdzała, a gdy jasno przekazał jej prośbę, to przecież wykonała ją bez żadnego gadania. Zrobiła wszystko, byle było mu łatwiej. Na własne możliwości złamanego serca.
— To pomyśl sobie, jak źle to brzmiało, gdy mi o tym powiedziałeś — skwitowała krótko, a chwilę później zaśmiała się gorzko — a kiedy miałam? Byłeś w pracy, a ja jestem na tyle domyślna, że to też jest ważne. Sama prowadzę firmę — poprosiła, a on i tak musiał chodzić do pracy. Wtedy po matce spędzili trochę czasu razem, a później wrócił do normalnego trybu. Charity nigdy nie pokazywała słabości. Tego nauczył ją ojciec. Sama była trudną jednostką, ale czy to by zmieniło to, co czuła w tym momencie? Wątpliwe.
Jednocześnie miała ochotę zatopić się w jego ramionach, jeszcze raz w nich zniknąć, ale z taką samą chęcią chciała ich uciec.
Tylko nie uciekła.
Wystarczyło to przepraszam, by wola jej walki, chociaż na ten moment się złamała. Dalej czuła się upokorzona jak bura suka, ale... dalej go kochała.
— Chciałabym móc Ci uwierzyć, tylko to nie będzie łatwe — mruknęła, czując, jak jego ciepło ją łamie. Robiło to za każdym razem, kiedy tylko go dotykała — a jedno przepraszam i mówienie mi o uczuciach wszystkiego nie zmieni, dopóki ty nie spróbujesz mnie zrozumieć, poczuć tego, co ja — przynajmniej w tym jednym krótkim momencie próbowała nie uciekać. Sama potrzebowała jego ciepła, zwłaszcza gdy bała się go stracić raz na zawsze.
Nawet jeśli jej ciało dalej było spięte i gotowe do ucieczki. Zaufania to nie jest rzecz, którą łatwo się odbudowuje.
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
Kiedy zapytała o ten burdel, to podrapał się po potylicy, okłamał ją, obie okłamał, temu nawet nie dało się zaprzeczyć. Niby wmawiał sobie, że robi to dla dobra sprawy, ale tak naprawdę robił to chyba tylko i wyłącznie dla swojego dobra, kierując się swoim egoizmem. Niczym więcej.
- To nie tak Cherry - zaprzeczył, kiedy zaczęła mu zarzucać, że nie zabrał jej bo była nie dość twarzowa. Przecież Cherry była piękna, nie brakowało jej niczego, a na pewno nie prezencji. Chwilę myślał, ale chyba należały jej się wyjaśnienia, skoro już to zaczął, to musiał to odprowadzić do końca, chociaż czuł, że jak jej powiem kim jest ta kobieta, to Marshall nie zareaguje najlepiej. A może zareaguje? No bo to jednak znaczyło, że on to robił żeby oczyścić nazwisko, a nie kierując się tylko i wyłącznie jakąś przyjemnością.
- To jest... ta policjantka która prowadzi śledztwo w sprawie kontenerów - powiedział to jakoś spokojnie i zawiesił na niej spojrzenie - i te wszystkie spotkania były jakby kierowane tym śledztwem, ta wizyta w burdelu i kolacja u mojego dyrektora logistycznego, bo on może być w to zamieszany - nie chciał jej zdradzać wszystkiego, ale cokolwiek, żeby ona też mogła to ułożyć w głowie, żeby nie zarzucała mu wciąż i ciągle, że ją zdradził. Że wybrał tę drugą ze względu na jej prezencję. Co to w ogóle za pomysł? Nie ujmując niczego Pilar, która również była piękna, ale Galen nauczył się już, że czasem najpiękniejsze na świecie nogi, czy oczy to nie wszystko.
- Wiesz kiedy jechałem do Quebec - stwierdził, a później znowu przez dłuższą chwilę myślał co jej powiedzieć, ale przecież kurwa postawił na szczerość - a kolacja była po zaręczynach - po tym jak się zgodziła zostać jego żoną. Ale przecież Galen wcale nie szedł na tę kolację z zamiarem jakiegoś bawienia się świetnie z Pilar.
- Tylko chcę, żebyś wiedziała, że to nie była... przyjemna kolacja z inwestorem, to nawet nie było jak... - zaczął i chciał powiedzieć, że to nawet nie było jak to ich udawanie przyjaciół przy Winstonie, ale właśnie trochę takie to było - to dotyczyło śledztwa, to była taka gra - do momentu aż nie wypił za dużo whisky i nie walnął Seeleya, to była gra. Bo później to już wszystko poszło trochę innym torem. Ale to wciąż było tylko czucie, a nie zdrada, uczucie, na które nie masz większego wpływu, a przynajmniej Galen tak uważał.
Zacisnął usta w wąską linię, kiedy to powiedziała, że może bez dziecka nie leżałby teraz tutaj. Może bez niej też by nie leżał, bo jednak jakoś przez te przeszło trzydzieści lat życia jego serce dawało sobie radę.
A wtedy pojawiła się Chery, wywróciła wszystko do góry nogami i sprawiła, że zwariował na jej punkcie i serce tego nie wytrzymało.
Westchnął ciężko.
Kiedy z jej ust padło to kolejne trudne pytanie, co by zrobił, gdyby dowiedział się, że ktoś inny ją uszczęśliwia, to spuścił wzrok gdzieś na podłogę. Co by zrobił?
Walczył o nią, czy uciekł?
Nie był pewny, bo jednak Galen nigdy wcześniej nie kochał nikogo na tyle, żeby tę walkę podejmować. O nią może by walczył? A może uwierzył od razu, że jednak nie byli sobie pisani? Bo jednak Galen wciąż jeszcze wahał się i zastanawiał, czy coś takiego jak miłość jest dla niego? Bo może jednak nie? Może to wszystko zmierza do tego, że jednak Cherry ma rację i powinna go zostawić.
Kochał ją, ale może rzeczywiście nie potrafił jej dać tego na co zasługiwała? Może Elliott miał rację i ona teraz też ma? Bo może Galen jest naprawdę beznadziejnym przypadkiem?
Jak w jednej chwili sprawić, że Galen Wyatt przestaje w siebie kompletnie wierzyć i zastanawia się gdzie w nim tkwi problem?
Wystarczy postawić przed nim Charity Marshall.
- Wolałabyś, żebym Ci o tym nie powiedział? - już sam nie wiedział, czy lepiej by było, jakby się jednak nie odzywał? On zawsze za dużo gadał. Ale to go gniotło, w tej chwili, gdy to przykre życie stanęło mu przed oczami, postanowił, że musi coś z tym zrobić. Robił.
Tylko może jakimś złym sposobem.
- Ja... teraz będę mniej pracował - kolejne postanowienie, które zamierzał spełnić. Mniej pracować, wiedział, że to się nie stanie z dnia na dzień, ale może kiedy znajdzie sobie jakiś bardziej zaufanych ludzi, ze trzy zaufane asystentki, może wtedy byłoby to wykonalne.
Znowu zamknął na moment oczy, ale jej nie puścił, chociaż teraz to tak dobitnie poczuł, że to nie będzie łatwe, że u nich nic nie jest łatwe. Wszystko tak cholernie trudne, a gdzie to szczęście, które towarzyszyło im na Lanzarote, albo podczas zaręczyn? Nie mogło być go więcej?
- Zawsze staram się Ciebie zrozumieć Cherry - tylko nie zawsze mu to wychodzi. Albo wychodzi z tego później tylko to, że on znowu obwinia siebie i znowu w siebie nie wierzy i ciągle myśli o tym, że mógłby być dla niej lepszy, że powinien być dla niej lepszy, ale chyba po prostu nie potrafi. Może teraz też nie potrafił? Na tyle, na ile zasługiwała?
- Co ja mam zrobić Cherry, żeby było dobrze? - zapytał głaszcząc jej włosy, no bo co by Galen nie zrobił, to zawsze było źle. Zły egzemplarz jej się trafił po prostu. Chyba.
Cherry Marshall

