Que restera-t-il après ton silence
Quelques souvenirs malgré la distance
一 Jay? Hej, tu Cass. Ta Cass od Bowiego... 一 kobiecy głos rozbrzmiał w słuchawce, powoli przerywając głuchą ciszę w mieszkaniu Baudeta. Odkąd rozstał się z Vancem unikał niepotrzebnych rozmów, może nawet i zaszył się pośród czterech ścian, starając się zapomnieć. Tylko tyle mógł zrobić, tylko tyle mu pozostało w tym wszystkim. Liczne powiadomienia, które dochodziły z telefonu za każdym razem, jak w mediach społecznościowych było głośno na temat jego związku z Bowiem, zaczynały już go powoli irytować. Ignorował je, tak było w końcu najłatwiej. Tak jak ignorował płaczące serce.
一 Wiem, nie powinnam była dzwonić. Tylko... 一 głos dziewczyny odbijał się echem w jego głowie. Właściwie nie wiedział, dlaczego odebrał ten telefon, zupełnie tak, jakby zrobił to mimowolnie. Jakby jego podświadomość przeczuwała, że mogło się zdarzyć coś złego. Umysł zareagował z opóźnieniem, a Baudetowi głupio byłoby się teraz rozłączyć. Pozwolił jej mówić, aby potem jeszcze raz rozpamiętywać każde ze słów, jakie wypowiedział tamtego popołudnia w szatni.
一 Ktoś mu coś dosypał. Znaczy, nie jestem pewna, to plotki, ale... ludzie na imprezie zauważyli, że Bowie się dziwnie zachowuje... 一 oprzytomniał, dopiero kiedy usłyszał coś o narkotykach. Właściwie nie wiedział, dlaczego tak bardzo go to zaniepokoiło. Mimo wszystko poderwał się z łóżka, zabierając za sobą na wpół rozładowany telefon, z którego dalej dobiegał dźwięk kobiecego głosu. 一 Ja wiem. Wiem, że nic was nie łączy, ale... 一 nie zdążyła dokończyć, bo Jay się rozłączył. Zaraz jednak wystukał na klawiaturze, że będzie za piętnaście minut. Tyle zajęłaby mu podróż samochodem, gdyby jechał przepisowo.
Ubrał pierwsze lepsze ubrania, nie zależało mu teraz na tym, by wyglądać dobrze, albo w ogóle, by jakkolwiek wpasować się w towarzystwo na imprezie. To nie były jego klimaty, nigdy nie były i nawet wtedy, kiedy jeszcze rozmawiali, zawsze słyszał, że mógłby się bardziej postarać. Starał się, ale tylko dla niego. Bo wtedy wszystko miało sens. I nawet jak teraz przeżywał to rozstanie jak rozemocjonowana nastolatka, to gdzieś nadal zależało mu na tym dzieciaku. Mógł zaprzeczać, mógł ukrywać to przed innymi, ale teraz, raptem po dwunastu dniach, ośmiu godzinach i czterdziestu trzech minutach, nadal w głębi serca go kochał. I za szybko raczej nie przestanie.
Przekroczył prędkość raz, drugi i trzeci. Był gotowy na to, że być może dostanie mandat, ale w tej sytuacji liczyła się każda minuta. Sportowe Camaro, tak bardzo znienawidzone przez Baudeta, teraz było najlepszym środkiem transportu, o jakim mógł marzyć. Stary Ford miałby problem z pokonaniem tej odległości w tak krótkim czasie. Nerwowo zaciskał dłonie na kierownicy, która lepiła się od potu. Zawsze się to działo, kiedy się denerwował. Strach przyćmiewał jego zmysły, zdawało mu się, że nawet piosenka, która leciała z radia, wcale nie docierała do jego uszu. Cały czas słyszał zdanie, które powiedziała Cass.
Z jednej strony nie rozumiał, dlaczego akurat do niego zadzwonił ktoś z paczki Bowiego. Przecież mogli się skontaktować między sobą, a mimo to, dziewczyna wybrała akurat jego. Vance na pewno powiedział im wszystko na temat ich kłótni, pewnie wprost dookreślił, że tak naprawdę zakończyli już wszelkie kontakty. A mimo to wybrała jego.
Zaparkował na podziemnym garażu, ciesząc się, że zapomniał pozostawić w apartamencie muzyka kluczyka do bramy. Wszystkie inne rzeczy, zgodnie z obietnicą odwiózł kilka dni po ich rozstaniu, by jak najszybciej zapomnieć o tym, który przecież nic dla niego nie znaczył. Przynajmniej tak sobie wmawiał przez te wszystkie dni.
Drogę do mieszkania pokonał chyba w rekordowym tempie. Nawet jeżeli musiał czekać kilka sekund na windę, tak będąc już na górze, wszystkie jego przytłumione zmysły zdawały się ożywiać. Odór palonego zioła, mieszanka najróżniejszych alkoholi i widok tych wszystkich porobionych dorosłych sprawił, że Jay spodziewał się najgorszego. Zakładał najczarniejsze ze scenariuszy, zwłaszcza kiedy jego wzrok nie był w stanie odnaleźć nigdzie Bowiego.
Przeciskał się pomiędzy ludźmi, przepraszając ich raz po raz i zbywając alkoholowe propozycje wyuczonym uśmiechem. Szukał wzrokiem tej jednej, znanej mu twarzy, której głos tonął pomiędzy krzykami innych imprezowiczów i dźwiękami rockowej muzyki dobywającej się z zamontowanych w ścianach głośników. Kobieta, która wpadła na niego całkowitym przypadkiem (a może było to jakieś dziwne zrządzenie losu) o mało nie wylała na niego drinka. Widząc jednak niespokojny wyraz twarzy Baudeta od razu odstawiła kolorowy napój na pierwszy lepszy mebel, by zaciągnąć go w nieco spokojniejsze miejsce.
一 Jay! Wiem, nie mamy najlepszych wspomnień ze sobą, ale... Bowie dzisiaj cały czas był z takim chłopakiem. Wiesz, nieco dłuższe włosy... 一 tu wskazała jedynie na okolice swoich ramion, próbując najwyraźniej opisać amanta, który skorzystał z okazji i zaczął jakkolwiek przystawiać się do Vance'a. Słuchał jej z uwagą, co raz to bardziej marszcząc brwi w konsternacji, kiedy obraz, o jakim opowiadała, zaczął mu przypominać osobę, z którą spotykał się niemalże codziennie na torze łuczniczym. 一 ... No i Katie mi mówiła, że on coś mu dosypał do drin....
一 Gdzie on jest? 一 spytał krótko, ale wystarczająco donośnym tonem, by zwrócić uwagę kilku osób, które rozmawiały na mało znaczące tematy pod schodami. Dziewczyna nie była zrażona jego zachowaniem, na swój sposób na jej twarzy malował się spokój, kiedy dostrzegła, że Baudetowi dalej zależy. Wskazała jedynie palcem w kierunku zamkniętych drzwi, które prowadziły do sypialni.
I pewnie Jay by to zignorował, pewnie by uznał to za kolejny sposób Bowiego, by ten do niego przyleciał jak wytresowany pies. Otworzył jedynie drzwi na oścież, zaraz też zaciskając dłonie w pięści. Czuł, jak zalewa go fala wściekłości i jak pierwszy raz w życiu, byłby gotowy zrobić coś, co mogłoby na zawsze zaważyć o jego dalszej karierze. Z ust dało się usłyszeć tylko jedno zdanie, które wypowiedział jednak tak, jakby zaraz miało dojść tutaj do największej zbrodni, o której słyszałoby tej nocy Toronto.
一 Chyba sobie kurwa żartujesz.
Bowie Vance

 
				
 
									 
				
