ODPOWIEDZ
27 y/o
For good luck!
181 cm
strzela z łuku do celu dla kanadyjskiej reprezentacji
Awatar użytkownika
I'm slamming the door, but I'm staying I make up my mind then I change it It's you that I want when we're breaking Every time I tell you that we're done, I'm fakin'
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Que restera-t-il après ton départ
Un dernier sourire sur un quai de gare
Que restera-t-il après ton silence
Quelques souvenirs malgré la distance
outfit


Jay? Hej, tu Cass. Ta Cass od Bowiego... 一 kobiecy głos rozbrzmiał w słuchawce, powoli przerywając głuchą ciszę w mieszkaniu Baudeta. Odkąd rozstał się z Vancem unikał niepotrzebnych rozmów, może nawet i zaszył się pośród czterech ścian, starając się zapomnieć. Tylko tyle mógł zrobić, tylko tyle mu pozostało w tym wszystkim. Liczne powiadomienia, które dochodziły z telefonu za każdym razem, jak w mediach społecznościowych było głośno na temat jego związku z Bowiem, zaczynały już go powoli irytować. Ignorował je, tak było w końcu najłatwiej. Tak jak ignorował płaczące serce.
Wiem, nie powinnam była dzwonić. Tylko... 一 głos dziewczyny odbijał się echem w jego głowie. Właściwie nie wiedział, dlaczego odebrał ten telefon, zupełnie tak, jakby zrobił to mimowolnie. Jakby jego podświadomość przeczuwała, że mogło się zdarzyć coś złego. Umysł zareagował z opóźnieniem, a Baudetowi głupio byłoby się teraz rozłączyć. Pozwolił jej mówić, aby potem jeszcze raz rozpamiętywać każde ze słów, jakie wypowiedział tamtego popołudnia w szatni.
Ktoś mu coś dosypał. Znaczy, nie jestem pewna, to plotki, ale... ludzie na imprezie zauważyli, że Bowie się dziwnie zachowuje... 一 oprzytomniał, dopiero kiedy usłyszał coś o narkotykach. Właściwie nie wiedział, dlaczego tak bardzo go to zaniepokoiło. Mimo wszystko poderwał się z łóżka, zabierając za sobą na wpół rozładowany telefon, z którego dalej dobiegał dźwięk kobiecego głosu. 一 Ja wiem. Wiem, że nic was nie łączy, ale... 一 nie zdążyła dokończyć, bo Jay się rozłączył. Zaraz jednak wystukał na klawiaturze, że będzie za piętnaście minut. Tyle zajęłaby mu podróż samochodem, gdyby jechał przepisowo.
Ubrał pierwsze lepsze ubrania, nie zależało mu teraz na tym, by wyglądać dobrze, albo w ogóle, by jakkolwiek wpasować się w towarzystwo na imprezie. To nie były jego klimaty, nigdy nie były i nawet wtedy, kiedy jeszcze rozmawiali, zawsze słyszał, że mógłby się bardziej postarać. Starał się, ale tylko dla niego. Bo wtedy wszystko miało sens. I nawet jak teraz przeżywał to rozstanie jak rozemocjonowana nastolatka, to gdzieś nadal zależało mu na tym dzieciaku. Mógł zaprzeczać, mógł ukrywać to przed innymi, ale teraz, raptem po dwunastu dniach, ośmiu godzinach i czterdziestu trzech minutach, nadal w głębi serca go kochał. I za szybko raczej nie przestanie.

Przekroczył prędkość raz, drugi i trzeci. Był gotowy na to, że być może dostanie mandat, ale w tej sytuacji liczyła się każda minuta. Sportowe Camaro, tak bardzo znienawidzone przez Baudeta, teraz było najlepszym środkiem transportu, o jakim mógł marzyć. Stary Ford miałby problem z pokonaniem tej odległości w tak krótkim czasie. Nerwowo zaciskał dłonie na kierownicy, która lepiła się od potu. Zawsze się to działo, kiedy się denerwował. Strach przyćmiewał jego zmysły, zdawało mu się, że nawet piosenka, która leciała z radia, wcale nie docierała do jego uszu. Cały czas słyszał zdanie, które powiedziała Cass.
Z jednej strony nie rozumiał, dlaczego akurat do niego zadzwonił ktoś z paczki Bowiego. Przecież mogli się skontaktować między sobą, a mimo to, dziewczyna wybrała akurat jego. Vance na pewno powiedział im wszystko na temat ich kłótni, pewnie wprost dookreślił, że tak naprawdę zakończyli już wszelkie kontakty. A mimo to wybrała jego.
Zaparkował na podziemnym garażu, ciesząc się, że zapomniał pozostawić w apartamencie muzyka kluczyka do bramy. Wszystkie inne rzeczy, zgodnie z obietnicą odwiózł kilka dni po ich rozstaniu, by jak najszybciej zapomnieć o tym, który przecież nic dla niego nie znaczył. Przynajmniej tak sobie wmawiał przez te wszystkie dni.
Drogę do mieszkania pokonał chyba w rekordowym tempie. Nawet jeżeli musiał czekać kilka sekund na windę, tak będąc już na górze, wszystkie jego przytłumione zmysły zdawały się ożywiać. Odór palonego zioła, mieszanka najróżniejszych alkoholi i widok tych wszystkich porobionych dorosłych sprawił, że Jay spodziewał się najgorszego. Zakładał najczarniejsze ze scenariuszy, zwłaszcza kiedy jego wzrok nie był w stanie odnaleźć nigdzie Bowiego.
Przeciskał się pomiędzy ludźmi, przepraszając ich raz po raz i zbywając alkoholowe propozycje wyuczonym uśmiechem. Szukał wzrokiem tej jednej, znanej mu twarzy, której głos tonął pomiędzy krzykami innych imprezowiczów i dźwiękami rockowej muzyki dobywającej się z zamontowanych w ścianach głośników. Kobieta, która wpadła na niego całkowitym przypadkiem (a może było to jakieś dziwne zrządzenie losu) o mało nie wylała na niego drinka. Widząc jednak niespokojny wyraz twarzy Baudeta od razu odstawiła kolorowy napój na pierwszy lepszy mebel, by zaciągnąć go w nieco spokojniejsze miejsce.
Jay! Wiem, nie mamy najlepszych wspomnień ze sobą, ale... Bowie dzisiaj cały czas był z takim chłopakiem. Wiesz, nieco dłuższe włosy... 一 tu wskazała jedynie na okolice swoich ramion, próbując najwyraźniej opisać amanta, który skorzystał z okazji i zaczął jakkolwiek przystawiać się do Vance'a. Słuchał jej z uwagą, co raz to bardziej marszcząc brwi w konsternacji, kiedy obraz, o jakim opowiadała, zaczął mu przypominać osobę, z którą spotykał się niemalże codziennie na torze łuczniczym. 一 ... No i Katie mi mówiła, że on coś mu dosypał do drin....
Gdzie on jest? 一 spytał krótko, ale wystarczająco donośnym tonem, by zwrócić uwagę kilku osób, które rozmawiały na mało znaczące tematy pod schodami. Dziewczyna nie była zrażona jego zachowaniem, na swój sposób na jej twarzy malował się spokój, kiedy dostrzegła, że Baudetowi dalej zależy. Wskazała jedynie palcem w kierunku zamkniętych drzwi, które prowadziły do sypialni.
I pewnie Jay by to zignorował, pewnie by uznał to za kolejny sposób Bowiego, by ten do niego przyleciał jak wytresowany pies. Otworzył jedynie drzwi na oścież, zaraz też zaciskając dłonie w pięści. Czuł, jak zalewa go fala wściekłości i jak pierwszy raz w życiu, byłby gotowy zrobić coś, co mogłoby na zawsze zaważyć o jego dalszej karierze. Z ust dało się usłyszeć tylko jedno zdanie, które wypowiedział jednak tak, jakby zaraz miało dojść tutaj do największej zbrodni, o której słyszałoby tej nocy Toronto.
一 Chyba sobie kurwa żartujesz.

Bowie Vance
23 y/o
For good luck!
183 cm
You make me money I'll make you laugh
Awatar użytkownika
Thinkin' how the fuck you want me in your life - even on Christmas.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
typ narracji3 osoba
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Lot of regrets
I apologize for all of the stress
That's not what I meant to do, you know I love you to death
outfit
   Jego głośny śmiech dotarł do uszu wszystkich osób, przebywającym w dużym, przestronnym salonie, otulonym z dwóch stron ogromnymi oknami, z których składały się ściany. Na zewnątrz królowała ciemność, a niebo usiane było gwiazdami, za to wnętrze oświetlone światłem podwieszonych pod sufitem żarówek 一 świecących na tyle mocno, aby wszystko w miarę dobrze widzieć, ale nie na tyle, aby było zbyt jasno.
   Nie napisał.
   Przez dwanaście dni i osiem godzin nie napisał do Jaydena ani jednej wiadomość, również nie dzwonił. Z resztą nie tylko do niego. Wręcz zapadł się pod ziemię, aż do wczorajszego wieczora. Kiedy ogłosił na jednej z grup dla bananowych dzieciaków, takich jak on, że znowu organizuje na chacie imprezę. Zupełnie jak kiedyś. Informacja okazała się wzbudzić entuzjazm, co Bowiego całkiem ucieszyło. To miał być jego powrót i narazie starał się zachowywać, jakby dalej uważał, że to zajebisty pomysł, chociaż gdzieś tam w głębi dalej czuł ucisk wyrzutów sumienia, żalu i tęsknoty.
   Zapijał go kolejnymi drinkami i uśmierzał kreską, wciągniętą prosto z płaskiego brzucha Sary. Tej samej, którą kwadrans później złapał za kark, żeby odchylić jej głowę i przesunąć językiem po szyi posypanej solą, kiedy tylko wypił kolejny kieliszek tequili. Zatopił zęby w plastrze cytryny, a gdy kwaśny sok spłynął po jego gardle, oblizał powoli swoje zaróżowione wargi i uniósł wzrok na wpatrującego się w niego chłopaka. Uniósł kącik ust i przeszedł po kanapie na czworaka 一 nad Sarą 一 w jego stronę. Wiedział, że to jakiś znajomy Jaydena, też łucznik, ale udawał przed sobą i wszystkimi wokół, że absolutnie go to nie obchodzi.
   一 Zgubiłeś się? 一 zapytał, kiedy przerzucił długie nogi przez oparcie i usiadł tam w rozkroku, opierając dłonie między swoimi udami i nachylając się odrobinę w jego stronę. Błysnął zębami w zadziornym uśmiechu i przekrzywił lekko głowę, nie spuszczając z niego lekko zamglonego spojrzenia. Terrence, wysoki dobrze zbudowany chłopak z jasnymi włosami do ramion i piwnymi oczami patrzył na Bowiego dużo trzeźwiejszym wzrokiem, tak jakby coś, lub jego samego, oceniał. W końcu również się uśmiechnął i pokręcił głową.
   一Słyszałem plotki. Wpadłem zapytać czy wszystko w porządku. Jak się trzymasz, Bo?一 rzucił swobodnie, przesuwając się odrobinę na fotelu w jego stronę, Wsunął dłoń na jego udo, na co muzyk zacmokał z dezaprobatą i tym razem to on pokręcił przy tym głową. Coś go tknęło, ale był już zbyt zrobiony, żeby łączyć kropki, widzieć fakty i generalnie ogarniać co właściwie się tak naprawdę działo. Kontaktował jednak jeszcze na tyle, żeby móc odmówić, chociaż nie chciał robić sceny na własnej imprezie i to o tak wczesnej porze.
   一 Nie widać? Zajebiście, przestań marudzić 一 rzucił niby rozbawiony, chociaż zsunął jego łapę ze swojego kolana, niby pod pretekstem chęci sięgnięcie do kieszeni po zapalniczkę. Wsunął sobie papierosa między wargi i spróbował go podpalić, chociaż coś mu z tym nie wychodziło. Terry wykorzystał moment i pomógł mu, znowu skupiając na sobie całą uwagę. Vance przytrzymał filter palcem wskazującym i środkowym, po czym zaciągnął się mocno i odjął papierosa od ust, aby zaraz powoli wypuścić w bok stróżki siwego dymu. Popiół strzepnął niedbale na podłogę.
   Później wszystko potoczyło się dosyć szybko. Rozmowa zaczęła się im kleić, szczególnie kiedy Terry wyczuł, że powinien być ostrożniejszy, jeżeli chce osiągnąć swój cel. Przykleił się do tego stopnia, że Vance w pewnym momencie przestał zwracać większą uwagę na to, co robił. Był z nim, kiedy grał na gitarze, był obok, kiedy tańczył i to on pomagał mu zejść z blatu, gdzie Bowie wdrapał się, żeby coś zaśpiewać.
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


jayden baudet
Myre
nie lubię postów wygenerowanych przez ai, braku interpunkcji i inicjatywy
27 y/o
For good luck!
181 cm
strzela z łuku do celu dla kanadyjskiej reprezentacji
Awatar użytkownika
I'm slamming the door, but I'm staying I make up my mind then I change it It's you that I want when we're breaking Every time I tell you that we're done, I'm fakin'
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


Salon opustoszał po dziesięciu minutach od całego zajścia. Cass opuściła apartament jako ostatnia, dziękując jeszcze raz Jay'owi, że ten się zjawił. Nawet jeżeli faktycznie nie mieli wcześniej zbyt dobrych interakcji, tak teraz zyskała w oczach Baudeta całkiem sporo. Pożegnał ją z uśmiechem, aby potem powrócić do sypialni, gdzie zasiadając w jednym z foteli, pilnować przez całą noc Bowiego. Nie spał, nie potrafił zasnąć, zwłaszcza kiedy jego głowę wypełniły myśli dotyczące tego, jak wiele zaryzykował i jak wiele może stracić tej nocy: karierę i być może jedyną szansę na to, by żyć szczęśliwe.

Bowie Vance
23 y/o
For good luck!
183 cm
You make me money I'll make you laugh
Awatar użytkownika
Thinkin' how the fuck you want me in your life - even on Christmas.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
typ narracji3 osoba
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  Cass starała się, chociaż trochę nieporadnie, uczestniczyć w całej akcji, nawet jeżeli gdzieś całkiem poza Jaydenem i drugim chłopakiem, którego nie znała z imienia. Prześlizgnęła się między krzyczącą ze strachu i zaskoczenia dziewczyną, a młodym chłopakiem, wyglądającym jej zza ramienia i zanurkowała w dół, patrząc tylko na leżącego na łóżku Bowiego. Nie zwracała aż tak dużej uwagi na bójkę, bo poczuła strach, patrząc na bezwładne ciało. Nigdy nie uczestniczyła w podobnym wypadku i nie udzielała pierwszej pomocy, a teraz nawet nie wiedziała czy jest to w ogóle potrzebne. A mimo wszystko chciała sprawdzić co z Bowiem. Zrobiłaby to niezależnie od tego, kto znajdowałby się w tej sytuacji.
  Puls był słaby, ale wyczuwalny i wydawało się, że to tylko głęboki sen. Głęboki, zły sen, z którego można obudzić się gwałtownie i nieprzyjemnie, ale zapomnieć, gdy tylko zamknie się ponownie oczy. Bowie tej nocy budził się i tracił przytomność jeszcze kilka razy, ale to już głównie wtedy, kiedy w mieszkaniu został tylko Jayden. Raz doczołgał się do łazienki, żeby zwymiotować i wziąć prysznic, ale to już z pomocą Jaya. Czyste wilgotne włosy zaczesano mu do tyłu, a na ciało narzucono wygodne spodnie od piżamy i cienką, czystą bluzkę z długim rękawem.
  Od tamtego momentu spał spokojniej. Nawet Jaydenowi udało się w końcu zmrużyć oczy, bo kiedy Bowie ocknął się około południa następnego dnia, ten spał na fotelu, skulony trochę tak, jakby zrobiło mu się chłodno. Vince za to otworzył szeroko oczy, czując silne pulsowanie w skroniach, przyspieszone tętno i suchość w ustach, po czym usiadł na łóżku, walcząc z zawrotami głowy i wpatrzył się w Baudeta. Nie miał zielonego pojęcia co on tam robił. Nie pamiętał nic od rozpoczęcia imprezy i musiał przyznać, że od dawna nie czuł się tak zdezorientowany. Skrzywił się, przeklinając pod nosem i już chciał wstać ze swoim telefonem i po prostu udać się do kuchni, żeby zaparzyć kawę, ale zamarł w pewnym momencie i zanim to zrobił, przykrył Jaya kocem. Dobrze było go widzieć, niezależnie od okoliczności. Zawiesił spojrzenie na jego twarzy i przygryzł wargę, spoglądając zaraz na swój strój. Niczego nie pamiętał i zaczynał być z tego powodu coraz bardziej sfrustrowany. W pewnym momencie chciał pogłaskać go po posiniaczonym policzku, ale powstrzymał się. Nie miał pojęcia co mu powie, gdy się obudzi.
  Powlókł się w końcu do kuchni, raz po drodze zataczając, a potem przygotował sobie pospiesznie kawę i usiadł przy blacie kuchennym, wdychając aromatyczny zapach. Tak bardzo bolała go głowa, że chciał po prostu wrócić do łóżka. Powstrzymały go sygnały telefonu, obwieszczające ponaglające alarmy, świadczące o kolejnych powiadomieniach. Komentarze, newsy, wiadomości i nieodebrane połączenia. W końcu zdał sobie sprawę, że jest tego dużo więcej, niż zwykle.
  Zmarszczył brwi i odblokował ekran, a potem zaczął scrollować.
  Zaskoczył go ten szum i zaczął czytać coraz bardziej niepokojące rzeczy, odrzucając przy tym kolejne połączenia od matki i ojca. Czemu tak zasypywali go telefonami, nie robili tego nigdy, chyba, że… W pewnym momencie natknął się na link z tagiem z jego własnym imieniem i nazwiskiem. Podciągnął nogi na siedzisko krzesła i objął kolana ręką, unosząc telefon na wysokość oczu i odtwarzając film
  Nie był pewien ile razy go obejrzał i w którym momencie po jego policzku spłynęła gorąca, słona łza. Była gorzka i podstępna, bo w żadnym momencie nie pozwolił się jej pokazać. Przyszła sama, nieproszona, a on trwał tak w tej jednej, skulonej pozycji, oglądając swój upadek. Ze wszystkich rzeczy i wszystkich przypadłości, nie spodziewał się, że kiedykolwiek spotka go coś takiego. Oddychał coraz niespokojniej, odrzucając kolejne połączenia. Czego oni wszyscy nagle od niego chcieli. Wiedzieli już? Oglądali to? Na pewno.
  Nie zauważył, kiedy w kuchni zjawił się Jay. Nie słyszał ani jego kroków, ani oddechów. Bowie wyglądał niewinnie, bez makijażu, z gładkimi kosmykami włosów i wyrazem twarzy, który wyraźnie mówił, że coś jest nie tak. Drżał lekko, trudno powiedzieć czy przez kaca, stres, złość, czy wszystko naraz. Jak to się mogło stać i czemu nic z tego nie pamiętał? Nie miał pojęcia co działo się w nocy i czemu nie może sobie przypomnieć chociażby pięciu minut.
  Rzucił telefon na blat i dopiero, kiedy zakrył uszy dłońmi, spojrzał na Jaya i zdał sobie sprawę z jego obecności. Nie patrzył na niego jednak tak, jakby chciał go obwinić. Patrzył tak, jakby desperacko szukał czegokolwiek, czego mógłby się w tej chwili przytrzymać.
  一 Co się dzieje? 一 rzucił, tuż po tym, kiedy energicznie podniósł się z krzesła i opadł ciężko na kolana tuż przed Baudetem, przytrzymując dłońmi jego kostki, policzek przytulając do podudzia. Demonstrował swoją uległość, bo na nic innego nie miał siły, nic innego nie był w stanie wymyślić. To nie on, głos na filmie był inny. Co wiedział łucznik? Czemu tu był? Co to wszystko znaczyło? Czuł się tak źle, fizycznie i psychicznie, że chciał tylko poznać prawdę, a ufał tylko Jayowi.
Myre
nie lubię postów wygenerowanych przez ai, braku interpunkcji i inicjatywy
27 y/o
For good luck!
181 cm
strzela z łuku do celu dla kanadyjskiej reprezentacji
Awatar użytkownika
I'm slamming the door, but I'm staying I make up my mind then I change it It's you that I want when we're breaking Every time I tell you that we're done, I'm fakin'
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Sen miał niespokojny, a każda kolejna minuta spędzona w nim, utwierdzała go w przekonaniu, że zapobiegł najgorszemu widokowi w swoim życiu. Wiercił się w więc w fotelu za każdym razem, kiedy jego wyobraźnia kreowała mu kolejne niechciane obrazy, odbierając mu tym samym chwilę spokojnego snu. Nie odważył się położyć koło Bowiego, mimo tego, że podświadomie pragnął jego bliskości, zadbać o to, by nic mu się nie stało, tak zwyczajnie wiedział, że nie byłoby to właściwe. Starał się przez cały czas być czujnym, ale gdzieś w okolicy godzin porannych zasnął na dobre. Nie obudziło go ani przyjemne ciepło, ani tym bardziej obciążenie koca, w który zawinął się na fotelu, aby zyskać odrobinę spokojnego snu.
Ocknął się dopiero koło południa i zanim zorientował się, nie tylko w tym, gdzie się znajduje, ale również co tutaj robi, zajęło mu to kilka dobrych sekund. Znajomy pokój jak i charakterystyczny zapach, który przenikał do jego umysłu, utwierdził go w przekonaniu, że znowu znajdował się w pokoju Bowiego. I właśnie wtedy dość szybko poderwał się z krzesła, aby po chwili przejść do pozostałych pomieszczeń. Poruszał się szybko, jakby znowu każda sekunda mogła być znacząca, jakby nawet odrobina spóźnienia mogła skończyć się tragedią.
Zatrzymał się jednak w pół kroku, kiedy dostrzegł sylwetkę Bowiego, siedzącego przy kuchennym blacie. Jego napięte ze stresu mięśnie powoli się rozluźniały, a na twarzy pojawił się długo wyczekiwany spokój. Widok mężczyzny, który o własnych siłach (niekoniecznie w ich pełni) dotarł do innego miejsca i który po całej tej okropnej nocy dalej żył, był dla Baudeta najlepszym, co mogło go spotkać. Nie znał się na działaniu narkotyków, właściwie nigdy nie miał z nimi styczności, a te, z którymi widział Bowiego, nigdy nie doprowadziło go do takiego stanu, jak po tym, co dosypał mu Terrence. I ów wyczekiwany spokój utrzymywał się do momentu, w którym nie dostrzegł spojrzenia Vance'a.
Serce mu zamarło, bo nawet jeżeli kiedykolwiek się kłócili, swój własny smutek, żal i inne podobne emocje, zachowywali tylko dla siebie. Dźwięk, który wydobywał się z głośnika telefonu, jedynie utwierdził go w tym, że nadzieja na to, że drugi łucznik usunie film, była jedynie zwykłą naiwnością Baudeta. Nie widział go, nie chciał nawet wiedzieć, co tam się znajdowało. Sama myśl o tym, że ktoś próbował zwyczajnie zgwałcić Bowiego, budziła w nim najgorsze instynkty, o których nawet nie miał pojęcia. Czuł jednocześnie gniew i odrazę, nie myślał racjonalnie i nie potrafił przewidzieć konsekwencji swoich działań. Wiedział natomiast, że jeżeli tylko Terrence pojawi się na torze łuczniczym, prawdopodobnie złamany nos będzie jego najmniejszym problemem.
Czując, jak Bowie opiera się policzkiem o jego podudzie, przez krótką chwilę nie zareagował tak, jak robił to zazwyczaj po kłótni. Stał niewzruszony, być może nadal kotłowały się w nim sprzeczne emocje sprzed dwóch tygodni, albo zwyczajnie nie potrafił zareagować odpowiedni. Ostatnia kłótnia dość mocno zmusiła go do myślenia, że to, jak postrzega świat, wcale nie było prawdziwe.
Dopiero po krótkiej chwili przykucnął przed nim, odsuwając go od swoich nóg. Trzymał go za ramiona, delikatnie i niepewnie zaciskając palce na materiale jego koszulki. Nawet jeżeli szansa na ich wspólną przyszłość zniknęła wraz z wydarzeniami z szatni, nie mógł oszukiwać ani siebie, ani tym bardziej innych, że dalej zależy mu na ciemnowłosym. Kciukiem prawej dłoni przejechał po jego policzku, chcąc widocznie zwrócić jego uwagę. A może po prostu potrzebował tej odrobiny bliskości, aby nie pogrążyć się we własnych myślach.
Zajmę się tym, jasne? Obiecuję 一 odpowiedział cicho, jednak w jego wypowiedzi brzmiała pewność, której dawno temu już sam nie słyszał. Miał wrażenie, że wszystko to, co działo się przez ostatnie dwa tygodnie, sprawiło, że niczego nie mógł być pewny. Wysilił się na blady uśmiech, doskonale wiedząc, że tym razem próbuje oszukać Bowiego, że wszystko ma pod kontrolą.
Złapał mocniej mężczyznę za ramię, podciągając go jednocześnie do góry. Trzymał go pewnie, bojąc się, że być może w napływie emocji i po tak burzliwej nocy, znów mógłby upaść na ziemię. Oparł podbródek na jego ramieniu, dając też upust własnej potrzebie bliskości.
Cass wczoraj do mnie zadzwoniła... 一 odpowiedział cicho, zupełnie tak, jakby sam nie do końca jeszcze przetrawił całą tę sytuację. 一 Ktoś ci coś dosypał, znaczy... to pewnie Terrence, nie mam dowodów, ale to on... 一 tu tylko chciał skinąć głową do telefonu, ale zamiast tego wypuścił tylko powietrze z ust, pozbywając się kolejnej fali złości, jaka powoli zaczynała pojawiać się w jego głowie. Przytulił się mocniej do Bowiego, cały czas tłumacząc się sobie chęcią niesienia pomocy.
Odsunął się lekko prowadząc jedynie Vance'a w kierunku kanapy, gdzie posadził go na jednym z końców. Wrócił na chwilę do kuchni, skąd zabrał nie tylko przygotowaną wcześniej kawę, ale również szklankę z wodą. Oba naczynia odłożył na stolik, by finalnie przykucnąć przed Bowiem, delikatnie łapiąc jego dłonie w swoje.
Przyjechałem za późno, może gdybym był te 10 minut szybciej... 一 odpowiedział cicho, poddając się myśli, że i on był jakoś temu winny. Mimo że przyjechał tutaj najszybciej, jak tylko mógł, to i tak nie potrafił odrzucić tych wszystkich, negatywnych myśli. W końcu zebrał się w sobie, by opowiedzieć całą historię. 一 Nakryłem Terrence'a, jak już próbował cię rozebrać, miał telefon w dłoni, myślałem, że robił zdjęcie, ale... no. Do niczego więcej nie doszło, ten zjeb uciekł, ale dopadnę go na treningu. Zajmę się nim 一 i ta groźba, która padła z ust Baudeta, nawet w tej cichej wersji, była nowością. Pierwszy raz w życiu, Jay nie tylko komuś otwarcie groził, ale też był pewny tego, że nie może tej sprawy tak zostawić. I kiedy tak to powiedział, przypomniał sobie o obolałym policzku, na którym malował się całkiem spory krwiak.
Potrzebujesz czegoś? Jeżeli chcesz, to zostanę dzisiaj z tobą. Albo zadzwonimy po Cass... 一 w końcu odważył się spojrzeć w oczy Bowiego, z których chciał wyczytać coś więcej. Ponownie przejechał kciukiem po wierzchu jego dłoni, chcąc, chociaż w ten sposób dać mu wsparcie. Nie liczyła się teraz kariera, nie liczyło się także to, że jego telefon szalał od powiadomień, w których co rusz ktoś próbował dowiedzieć się czegoś więcej od Baudeta. Były też takie, w których wprost sugerowano, że być może to on wrzucił filmik do sieci. A Jay jedyne co teraz chciał, to zadbać o bezpieczeństwo Bowiego. Bo w jego życiu tylko on się liczył.

Bowie Vance
23 y/o
For good luck!
183 cm
You make me money I'll make you laugh
Awatar użytkownika
Thinkin' how the fuck you want me in your life - even on Christmas.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
typ narracji3 osoba
czas narracjiprzeszły
postać
autor

   Nie mógł w to wszystko uwierzyć, nawet nie docierało jeszcze do niego w pełni, że właśnie walił się cały jego świat. Ciało drżało, szeroko otwarte oczy lśniły od łez, których nawet nie czuł na policzkach. Wydawało się, jakby jego ciało dużo lepiej dopasowywało się do sytuacji, niż zamroczony i słaby umysł. Jednocześnie czuł się gorzej, jak na kacu, jakby najmniejsza czynność miała mu sprawić dyskomfort i ból. Jak dobrze, że Jayden go przytulił, bo mógł się go przytrzymać i zrobił to bez wahania, co więcej uczepił się go mocno, desperacko, wraz z cichym pomrukiem, który też wydał mimowolnie, jakby w panice. Nie miał pojęcia co robić, a na samą myśl rozmowy z rodzicami znowu robiło mu się niedobrze. Nie ogarniał jeszcze nawet całokształtu tego, do czego to mogło doprowadzić. Czy będą go zmuszać do jakich badań? Do kontaktu z policją? Do odwyku albo terapii? Co powie Dylan albo Elena?
   Pociągnął nosem, zaciskając ręce wokół ramion Baudeta i mocniej przylgnął do jego ciała, nie potrafiąc się jednak rozluźnić. Czemu on dalej tu był i to po tym wszystkim? Po tym jak go potraktował i okłamał. Jeszcze właśnie obiecywał mu, że się tym zajmie.
   Nie miał pojęcia co to oznaczało, ale dotarli w końcu do momentu, w którym Jayden mu to wyjaśnił. Zadrżał, kiedy jego ciałem wstrząsnął bezgłośny płacz, wyraz niedowierzania, złości i bezsilności. Jak Terrence śmiał go tak potraktować, jak śmiał go tak wykorzystać. Nigdy nie sądził, że coś takiego mogłoby mu się przydarzyć. Czasami nadużywał alkoholu i brał narkotyki, ale to były jego własne decyzje i błędy oraz ryzyko, które podejmował świadomie. Terrence zrobił coś niewybaczalnego, coś obrzydliwego i nie mógł znieść myśli, że dotykał go, kiedy ten był niczego nieświadomy.
   Nie był pewien kiedy dokładnie znalazł się na kanapie, wszystko mu się rozmazywało i mieszało. Wszystko było takie, jakie nie powinno być. Z trudem zdołał skupić rozbiegane, niespokojne spojrzenie zaczerwienionych oczu na kucającym przed nim chłopaku. Zacisnął lodowate, odrętwiałe dłoni na jego miękkich i ciepłych i z całych sił starał się zrozumieć resztę wypowiedzianych do niego słów. Przelotnie zerknął na kawę i szklankę wody, po czym pokręcił powoli głową, nie poruszając się nawet na milimetr, obawiając, że Jay znowu zaraz gdzieś pójdzie. Dlatego trzymał go za dłonie tak, jakby ktoś chciał je od niego oderwać.
   一 Nie, nie 一 wymruczał, chociaż nawet nie wiedział do czego to była myśl. Co by się stało, gdyby Jay w ogóle nie przyjechał? Czy doszłoby do gwałtu? To chciał mu powiedzieć? Zakołysał się nieznacznie, fizycznie nie potrafią wytrzymać tych myśli. Znowu pokręcił głową i uśmiechnął się nerwowo, mrugając, żeby ostrzej widzieć, bo obraz lekko mu się rozmazywał.
   一 Dlaczego to zrobił, Jay? Dlaczego to nagrał i udostępnił? 一 mówił słabym, drżącym głosem, znowu zaczynając się trząść. Chyba nigdy nie był w podobnym stanie i nawet nie potrafił go nazwać. Ataki paniki zdarzały się jego matce, ale kiedy znalazł się w takim położeniu sam, nawet nie potrafił połączyć kropek. Był odwodniony i strasznie bolała go głowa, a przyspieszony puls sprawiał, że trudno mu było oddychać, dlatego co chwilę nabierał głębszych, mocniejszych oddechów.
   一 Nie chcę Cass, chcę ciebie. Nie zostawiaj mnie samego, proszę 一 powiedział nagle, podnosząc nieco głos i otwierając szerzej oczy. Miał wrażenie, że bez niego mógłby zapomnieć nawet jak się oddycha. A co, jeżeli Terrence wróci? A co, jeśli przyjdzie ktoś inny, ktokolwiek, aby wypytywać o tę sytuację? Nie czuł się tu bezpiecznie, może nigdy nie będzie się czuł. Nie powinien go o nic prosić, nie po tym, co mu powiedział, kiedy widzieli się ostatnim razem. A jednak zrobił to, jeszcze zanim pomyślał.
   Zsunął się z kanapy na podłogę w przestrzeni między Jayem i kanapą, po czym objął go mocno w pasie i przycisnął policzek do jego ramienia, układając długie nogi byle jak, żeby tylko jak najbardziej się skulić i najlepiej zniknąć w ramionach sportowca, To dalej przy nim czuł się najbezpieczniej, to że sam sabotował ich związek, sącząc do jego uszu kłamstwa i nie dając im, przede wszystkim samemu sobie, szansy na szczęście, bo był zwyczajnym tchórzem, nie znaczyło, że przestał go kochać.
   一 Przepraszam 一 szepnął w pewnym momencie, zaciskając zesztywniałe palce dłoni na jego koszuli na plecach. 一 Przepraszam, przepraszam 一 powtórzył, zaciskając ręce na tyle, na ile pozwalał mu jego słaby stan fizyczny. Potraktował go bardzo źle, ale nie potrafił inaczej, nie wtedy. Zmarnował tyle czasu, powstrzymując się przed zaangażowaniem i nie miał pojęcia czy dało się to jeszcze naprawić. Teraz nie miał nawet pomysłu na to, jak naprawić swoje własne życie, jak w ogóle żyć dalej z tym, co się stało.
   一 Skrzywdziłem cię i zasłużyłem na to wszystko 一 powiedział po dłuższej chwili i odchylił głowę, zerkając za krwiaka na jego twarzy. Był świeży i mógł się domyślić, że powstał w nocy. Ułożył dłoń na jego policzku, delikatnie dotykając siniaki i wykrzywił usta w grymasie żalu, że znowu musieli cierpieć przez niego też inni. Czasami źle oceniał sytuację, był uparty jak osioł, zaborczy i popieprzony w głowie, ale gdzieś pod tym całym bałaganem i za wysokim murem, który sam wybudował, nie chciał nikogo skrzywdzić. Szczególnie tych, na których najbardziej mu zależało. To zawsze oni obrywali jednak najbardziej i szczerze się za to nienawidził.

jayden baudet
Myre
nie lubię postów wygenerowanych przez ai, braku interpunkcji i inicjatywy
27 y/o
For good luck!
181 cm
strzela z łuku do celu dla kanadyjskiej reprezentacji
Awatar użytkownika
I'm slamming the door, but I'm staying I make up my mind then I change it It's you that I want when we're breaking Every time I tell you that we're done, I'm fakin'
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
typ narracji
czas narracji
postać
autor

To nie był czas ani na racjonalizowanie własnych działań, ani tym bardziej wartościowanie ich, czy robi dobrze, czy robi źle. Po prostu musiał tutaj być dla Bowiego, nie pozwalał sobie nawet myśleć w kategoriach "Co by było, gdyby...". W kompletną niepamięć porzucił więc wszelkie kłótnie, zapomniał też o każdym złym słowie, jakie mógł usłyszeć od niego poprzednio, a także o tych wszystkich nieprzespanych nocach, podczas których projektował różne możliwości ich ostatniego spotkania.
Liczyło się, że Bowie był tu i teraz. Być może była przed nimi długa droga, wyboista i kręta, niejedna kłótnia, być może jeszcze kilka trzaśnięć drzwiami. Jay był jednak pełen nadziei, że nawet jeżeli Vance nie odwzajemnia jego uczuć, to przynajmniej pozostaną na przyjacielskim gruncie. I nawet jeżeli w jego duszy tlił się słaby żar, wiara w to, że może, jest jeszcze szansa na to, by nazwać to, co ich łączyło miłością, tak w tym momencie, nie liczyło się jego własne szczęście. Liczyło się to, by doprowadzić tę sprawę do końca, aby Bowie chociaż raz jeszcze się uśmiechnął.
Nie wiem. Chciałbym ci odpowiedzieć na to pytanie, ale nie wiem co siedzi temu zjebowi w głowie 一 odpowiedział równie cicho, jakby niepewny swoich słów. Po części czuł się winny, być może to była jakaś personalna zemsta blondyna, który postanowił dopiec Baudetowi. Wykorzystał jego największą słabość, być może jedyną, odkąd poznał Bowiego. Nie potrzeba było wcale wiele, wystarczyło raptem zaobserwować, jak ten zachowywał się w okresach, kiedy akurat był pogodzony z muzykiem, a kiedy był po mniejszej lub większej kłótni. Być może Terrence był dobrym obserwatorem, być może zauważył coś, co umknęło Jayowi. A może po prostu był chujem. Tej opcji też nie wykluczał.
Czując na sobie ciężar Bowiego, przeniósł dłoń na jego bok, aby przytrzymać ich od ewentualnego upadku. Znów wykazywał się samolubnością. Chciał go mieć blisko, dla siebie, być może nigdy już nie wypuścić z uścisku. Chronić przed światem, zamknąć w złotej klatce. Ale wiedział doskonale, że Bowie potrzebował wolności i gdyby mu to zrobił, niczym nie różniłby się od Terrence'a. Podstawą udanej relacji — o ile ta miałaby na nowo się pojawić — miała być szczerość i komunikacja. Baudet wierzył, że jeżeli te dwie cechy zajdą, być może uda się nazwać ich relację czymś więcej, niż jedynie przypadkowym splotem dwóch żyć.
Hej... 一 mruknął ciszej, opierając podbródek na czubku jego głowy. Na krótki moment przymknął oczy, by jedynie po chwili wtulić się mocniej w ciało Bowiego. 一 Jestem. Nigdzie nie zniknę, dopóki sam tego nie powiesz. Daruję sobie trening po południu, po prostu... 一 zawahał się, nie wiedząc, czy powinien przekazać mu informacje o tym, że prawdopodobnie spotkałby tam Terrence'a, któremu ponownie rozkwasiłby nos. Miast jednak skończyć jakkolwiek poprzednią wypowiedź, złożył na czubku głowy Vance'a delikatny, nieco nieśmiały pocałunek. Zupełnie tak, jakby bał się, że ta odrobina czułości spowoduje, że ten ucieknie od niego, albo co gorsza, przyrówna go do drugiego mężczyzny. A jednak ta odrobina bliskości, dała mu coś, co utwierdziło go w przekonaniu, że nie wszystko stracone.
Nawet jeżeli Bowie zamierzał mu towarzyszyć na podłodze, Jay nie mógł na to pozwolić. Ostrożnie, jakby drugi mężczyzna był z porcelany, podniósł go i usiadł z nim na kanapie, podciągając się tak, aby im obojgu było wygodnie. Nie zanotował nawet momentu, kiedy siad przeszedł w pozycję półleżącą, a on wplótł dłoń pomiędzy włosy Vance'a. Obracał pojedyncze czarne kosmyki pomiędzy palcami, wsłuchując się w jego kolejne słowa.
Nie przepraszaj. Było minęło. Widocznie... po prostu za mało rozmawialiśmy 一 mruknął, gdzieś w przestrzeń, widocznie nie chcąc więcej rozpamiętywać tej jednej, okropnej kłótni. Nie chciał też dokładać kolejnych zmartwień Bowiemu, widząc, w jakim ten jest stanie. Nieśmiało przesuwał dłonią w jego kierunku wodę, nie chcąc jednak ograniczać jego wolności poprzez kolejne nakazy i zakazy, jak to miał w zwyczaju. 一 Nie zadręczaj się tym teraz. Jeżeli chcesz, możemy się przenieść do mnie. Jest tam ciszej i... myślę, że zmiana otoczenia dobrze ci zrobi. Nawet jeżeli to tylko kilkanaście przecznic.
Dopiero ostatnie słowa Vance'a spowodowały, że Jay momentalnie poczuł spięcie w mięśniach. Zacisnął mocniej dłoń na koszulce Bowiego, przestając tym samym kreślić na niej znane tylko mu symbole. Podniósł się wraz z nim do siadu, powoli przenosząc spojrzenie na twarz młodszego mężczyzny.
Nigdy tak nie mów. Nie zasłużyłeś na takie coś i proszę cię, nie obwiniaj się za to 一 ujął jego twarz w obie dłonie, tak, jakby chciał wymusić spojrzenie na swoje oczy. 一 Obiecaj mi, że nigdy już nie pomyślisz podobnie. Nawet jeżeli byłem przez ciebie smutny czy zły, nie zasłużyłeś na nic okropnego, jasne? 一 zapytał, po chwili tylko lekko zaciskając zęby, gdy Bowie dotknął siniaka na jego twarzy. Przymknął na chwilę oczy, zaraz jednak siląc się na delikatny, nieco pocieszający uśmiech. Nawet jeżeli odczuwał dyskomfort, czuł ulgę, że Vance nie unikał aż tak mocno dotyku.
Nie boli cię nic? Głowa? Może mam ci poszukać jakichś leków? Zostawmy rozmowę o... właściwie nie musimy o nas rozmawiać, po prostu... Jesteś głodny? Mogę coś ugotować, albo zamówić. Musisz coś jeść, zwłaszcza, że wyglądasz na osłabionego... 一 popadł w lekki słowotok, zaraz też odwracając wzrok, jakby chciał uspokoić własne uczucia, może w jakiś sposób tez poukładać natłok myśli we własnej głowie. W końcu odłożył czoło na prawe ramię Bowiego, jakby tym razem to on chciał wyrzucić coś z siebie. Szept, zdecydowanie zbyt cichy, zbyt intymny. Taki, który był przeznaczony jedynie dla uszu drugiego mężczyzny. 一 Nie wiem, czy kiedykolwiek przestanę cię kochać. Nie wiem, czy chcę to zrobić.

Bowie Vance
23 y/o
For good luck!
183 cm
You make me money I'll make you laugh
Awatar użytkownika
Thinkin' how the fuck you want me in your life - even on Christmas.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
typ narracji3 osoba
czas narracjiprzeszły
postać
autor

   Czuł się niesamowicie osłabiony; skronie pulsowały jedynie lekkim bólem, bo jak tylko wstał łyknął dwie silne tabletki przeciwbólowe, znając już ten stan (silnego kaca, bo wcześniej nikt go nie odurzył do nieprzytomności). Mimo wszystko duża dawka alkoholu i narkotyków znacznie osłabiła go i fizycznie i emocjonalnie, raniąc jego psychikę. Do tego dochodziła sama świadomość tego, co się stało, bo dalej nie mógł pozbyć się z głowy filmiku, który obejrzał i słów Jaydena, który trochę mu to wyjaśnił. Ile osób już to widziało? Ile osób to udostępniło? Prawdopodobnie będzie się to za nim ciągnąć przez długie lata i mógł zapomnieć o rozwijaniu kariery muzycznie, w ogóle jakiejkolwiek, która wiązałaby się z wizerunkiem publicznym. Był skreślony. Niby oficjalnie nigdy mu na tym tak bardzo nie zależało, ale gdzieś tam w głębi chciał się mimo wszystko rozwijać i tworzyć ścieżki dźwiękowe i animacje, może całe muzyczne opowieści. Teraz nie był nawet pewien czy w ogóle chce robić cokolwiek. Wszystko wydawało się bez sensu, najbardziej pragnął po prostu zniknąć.
   Obecność Jaydena była jak słaby promień słońca w jego czarnej jak smoła przestrzeni. Widział go przez ten czarno biały obraz jako jedynego w kolorach. Były trochę przyblakłe, ale na tyle wyraźne, żeby nie przestawał jeszcze wątpić w to, że kolory w ogóle istnieją. Czując pocałunek, który Jay złożył na jego głowie, czując jego silne ramiona i ciepło ciała, jego myśli coraz bardziej zostawiały w spokoju zmiętą pościel z ostatniej nocy, wśród której leżał, kiedy dotykał go Terrence, uciekając do tego, co wydarzyło się ponad tydzień temu w opustoszałej szatni, w której się pokłócili. Przypominał sobie każde słowo, które zostało wypowiedziane i dopiero teraz tak naprawdę to poczuł; mdlące uczucie żalu. W tej chwili największej słabości przyszły do niego uczucia, od których uciekał, odkąd z jego ust padło pierwsze kłamstwo.
   Poczuł ulgę, słysząc że Baudet z nim zostanie, a jednocześnie złość na samego siebie, bo chociaż bardzo często był nieświadomy swoich zachowań, to czasem nachodziła go refleksja i to nie tak, że nie wiedział jakim jest upierdliwym, irytującym smarkaczem, on po prostu przez większość czasu miał to gdzieś. Bywał zarozumiały, samolubny, skrajnie nieodpowiedzialny i impulsywny, a Jay tak po prostu to wszystko znosił i zawsze go wspierał, zawsze wracał. Nieważne ile razy upił się prawie do nieprzytomności albo zaćpał i robił coś, albo mówił, czego nie powinien 一 Jay zawsze wybaczał. Nie miał pojęcia czym sobie na to zasłużył i czemu sportowiec chciał, żeby był częścią jego życia. Nawet wyznanie uczuć Bowie musiał zjebać, psując chwilę, która powinna być piękna. Nigdy już tego nie naprawi.
   Nie protestował, kiedy starszy chłopak pozbierał go z podłogi, nie chciał, a nawet gdyby, to i tak nie miał na to siły. Tak, jak Jay go ułożył, tak już został, w pozycji pół leżącej, częściowo na boku, zwrócony przodem do Jaya i przytulony do niego, nogi opierając o jego bok, zgięte w kolanach. Pokręcił głową, na jego słowa i pociągnął krótko i żałośnie nosem, kiedy pierwsza z łez zatańczyła na jego ciemnych rzęsach.
   一 Wcale nie minęło 一 powiedział i odchrząknął krótko, przytrzymując się jego ramienia, chociaż tak słabo, że to generalnie Jay podtrzymywał jego. Patrzył na niego, kiedy ten mówił mu to wszystko, co sprawiało, że jednocześnie czuł się i lepiej i gorzej. Znowu pociągnął nosem, przesuwając wilgotnymi oczami, kiedy wodził wzrokiem po jego twarzy. Zebrał językiem kilka słonych łez z górnej wargi i odetchnął, kompletnie nie wiedząc co zrobić ze sobą i z tym wszystkim, w czym aktualnie tkwił. Nie miał pojęcia czy znowu zaprzeczyć, czy zgodzić się na to, żeby Jay zabrał go do siebie, żeby mu ugotował i żeby chociaż udawali, że wszystko jest znowu w porządku, czy brnąć dalej w swoje kłamstwa nie tylko dlatego, że bał się zaangażować, ale i dlatego, że Jay nie zasłużył sobie na to, jak muzyk go traktował.
   一 Niczego nie przełknę teraz 一 powiedział, po czym nabrał głęboko powietrza, jakby zaczynało mu go brakować 一 I ja nie mogę ci nic obiecać. Nie mogę, bo ty nie wiesz… Ja nawet nie byłem z tobą szczery. Mówiłem to wszystko umyślnie, żeby cię zranić, rozumiesz? 一 mówił, zacinając się gdzieś po drodze i unosząc dłoń, żeby przetrzeć mokre policzki. Znowu pociągnął nosem i krótko odchrząknął. 一 Ściemniałem, bo się wystraszyłem. Bo cały czas się bałem, że jak to wszystko się skończy, to nie dam rady. Nie było nikogo innego od ponad roku, Jay. Nie chcę nikogo innego… 一 powiedział ciszej, przesuwając palcami po brzegu jego koszulki, tuż przy szyi.
   Automatycznie objął go, kiedy ten ułożył głowę na jego ramieniu i przytulił, wsuwając palce w jego włosy. Serce zabiło mu mocniej, kiedy usłyszał szept i rozszerzył trochę oczy, przez chwilę nie mając pojęcia co zrobić. Nie miał siły na nic, również nie na to, żeby walczyć z własnymi uczuciami. Tym bardziej, że wszystko mu mówiło, że powinien je zaakceptować.
   一 Nie chcę żebyś przestał 一 odszepnął, układając policzek na boku jego głowy i przymykając oczy. 一 Ale przynoszę tylko kłopoty. Jestem jak pieprzone tornado, które zostawia za sobą tylko zniszczenie. Nie zasługujesz na to 一 dodał, czując jak drżą mu dłonie. Perspektywa utraty Jaydena bardzo bolała. Gdyby on miał już nie wrócić, gdyby mieli się już nigdy nie pogodzić, Bowie sam nie wiedział co miałby ze sobą zrobić. Kochał go tak bardzo, że nawet walcząc z całych siłach już nie potrafił temu zaprzeczyć.


jayden baudet
Myre
nie lubię postów wygenerowanych przez ai, braku interpunkcji i inicjatywy
27 y/o
For good luck!
181 cm
strzela z łuku do celu dla kanadyjskiej reprezentacji
Awatar użytkownika
I'm slamming the door, but I'm staying I make up my mind then I change it It's you that I want when we're breaking Every time I tell you that we're done, I'm fakin'
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkion/jego
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Z jednej strony całkowicie rozumiał Bowiego, sam by pewnie nie podniósł się po takim ciosie, a jego publiczna persona ległaby w gruzach. Nie udałoby mu się w żadnym stopniu odbudować dawnej sławy, a po ich dość głośnej kłótni, nadal wrzało w Internecie na jego temat. Nie miał ani sił, ani tym bardziej ochoty na żadne, publiczne oświadczenia, toteż siłą rzeczy zdecydował się na to, by po prostu przemilczeć całą tę sytuację. I chociaż jego rodzice odzywali się do niego kilkukrotnie, zbywał ich krótkim: "Wszystko jest okej". Wiedział natomiast jak wielkie miejsce w sercu Bowiego odgrywa muzyka. Wiedział też, że musi być obok niego, na dobre i złe, nawet jeżeli ten za dwa dni znów trzaśnie drzwiami. Był mu to winny, a przynajmniej tak uważał.
Nie chciał natomiast się narzucać Bowiemu, wiedział, znał już jego potrzeby, a tym bardziej to, że nie zawsze był skory do rozmów na poważne i intymne tematy. Nie chciał go o nic wypytywać, nie chciał też przyciągać złych wspomnień. Przez krótką chwilę jego myśli kierowały się ku temu, aby przekonać bruneta, by poszli na policję, by to służby zajęły się tą sprawą. Wiedział jednak, że nawet sugestia na ten temat, jedno słowo, mogło spłoszyć Vance'a, a tym samym obniżyć jego samopoczucie i zaufanie do zera.
Przerzucił swoją nogę nad jego, jakby chciał przez to uchronić ich od ewentualnego upadku z kanapy. Nie było mu zbyt wygodnie, czuł lekkie spięcie w prawej łopatce, ale na ten moment liczyło się tylko to, by to Bowie czuł się, chociaż odrobinę lepiej. Nie poczuł z jego strony żadnego, większego ruchu. To wystarczyło, by przyjął za niepodważalny fakt, że młodszy mężczyzna będzie mógł chociaż przez chwilę zapomnieć o tym, co przydarzyło się ostatniej nocy. Chociaż i to wydawało się nazbyt pozytywnym myśleniem.
Zignorował jego odpowiedź, jakby to, co on sam zasugerował, było najświętszą z prawd. Miast jednak wdawać się w bezsensowne dyskusje, wolał skupić się na tym, aby po prostu, w jakiś sposób, wspierać Bowiego w tym trudnym dla niego momencie. I chociaż kierowała nim chęć zemsty na Terrencie, nie mógł zostawić teraz Vance'a. Nie teraz kiedy ta krucha istota ledwo trzymała się na własnych nogach. Nie słysząc odpowiedzi na pytanie dotyczące zmiany miejsca, postanowił na chwilę porzucić ten pomysł, jakby bojąc się, że zbytnia presja mogłaby przynieść odwrotny, niż zamierzany skutek. Kciukiem przejechał po jego kościach policzkowych, ścierając jedną, samotną łzę, którą dostrzegł na jego twarzy. Nie znosił płaczu, nie raz też wstydził się tego, że zdarzało mu się uronić kilka łez. A mimo to łzy Bowiego, bolały go najbardziej.
Wiesz, miałeś rację 一 przyznał całkowicie szczerze, nie mając jednak sił na to, by posłać w kierunku młodszego mężczyzny pocieszającego uśmiechu. Nawet jeżeli zajęło mu ponad dwa tygodnie, musiał to w końcu przed sobą przyznać. Bowie miał stuprocentową rację. 一 Nic sobie nie obiecywaliśmy, a już na pewno nie to, że będziemy dla siebie jedyni 一 to była bolesna prawda, która jednak w końcu ujrzała światło dzienne. Gdzieś tam, wewnątrz, poczuł ulgę, że był tym jedynym, że przez ostatni rok nie pojawił się nikt inny. Owszem, spotykali się dłużej, ale nawet wtedy, naiwnemu i nieco zbyt nieogarniętemu uczuciowo Baudetowi, nie przeszło przez myśl, że Bowie traktował go inaczej. Czuł, że jego serce jest rozrywane na małe kawałki, że i jemu zbiera się na płacz, a mimo tego zachował spokój na twarzy. On, który jeszcze kilkanaście dni temu gotowy był uderzyć w metalową szafkę, kopnąć w kosz na śmieci czy nawet uderzyć kogoś w twarz, teraz był spokojny. Chłonął natomiast kolejne słowa, gładząc delikatnie Bowiego po plecach, jakby chcąc mu pokazać, że mimo wszystko, nadal jest obok.
Hej, to i tak... ja też ściemniałem. Ten cały czas wypierałem z głowy, że mam co do nas większe plany, myślałem, że to wyjdzie samo. Jestem tragiczny w wyznawaniu uczuć, a jeszcze gorszy w tych wszystkich rozmowach 一 dodał, rozluźniając nieco uścisk na koszulce Vance'a, kiedy ten wplótł dłoń w jego włosy. Mruknął jeszcze coś niezrozumiale w jego ramię, na krótką chwilę pozwalając ciszy na wypełnienie pomieszczenia. Nie chciał jednak zostawiać młodszego mężczyzny bez żadnych odpowiedzi, zwłaszcza że usłyszał kolejne słowa, które sprawiły, że jego małe serce zabiło mocniej.
Uniósł nieco swoje spojrzenie, aby móc spojrzeć w przeszklone oczy Bowiego. Złączył swoje czoło z jego, na krótki moment też sprawiając, że ich nosy po raz pierwszy tego poranka również się złączyły. Uśmiechnął się delikatnie, pozwalając uzewnętrznić się pewnym emocjom.
Nawet jeżeli będziesz tornadem w moim życiu, to będę odbudowywać wszystko za każdym razem. Mam propozycję 一 tu dopiero otworzył oczy, odsuwając się na krótki moment od Vance'a i łapiąc z nim kontakt wzrokowy. 一 Zacznijmy raz jeszcze. Skończmy tę ciągłą walkę, te ciągłe kłótnie i trzaskania drzwiami. Pójdźmy na randkę, spróbujmy... zrobić to jak trzeba. Na naszych zasadach, z doświadczeniem, jakie już mamy. Okej?
Pytanie w zamyśle było retorycznym, a sam Jay nie oczekiwał odpowiedzi. Dalej delikatnie gładził plecy Bowiego, odciągając jego myśli od wczorajszych wydarzeń. Nie chciał go pospieszać, nie chciał też sprawić, że ten jakkolwiek będzie czuł presję. Zamiast tego, jedną dłonią odszukał jego, splatając ich palce w delikatnym, aczkolwiek czułym uścisku.
Nawet jeżeli będę musiał czekać na ciebie rok, to tak zrobię. Jesteś tego wart, nie wmawiaj sobie inaczej 一 uniósł lekko kącik ust, powoli też rozluźniając własne, spięte mięśnie. 一 A dzisiaj... spędźmy ten dzień pod kocem, może pojedźmy gdzieś razem. Nadal mam dwa bilety do Korei na mistrzostwa świata, więc... chciałbyś?

Bowie Vance
23 y/o
For good luck!
183 cm
You make me money I'll make you laugh
Awatar użytkownika
Thinkin' how the fuck you want me in your life - even on Christmas.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
typ narracji3 osoba
czas narracjiprzeszły
postać
autor

   Był beznadziejnie rozstrojony, jak gitara zamknięta w szafie, na której nie grał od miesięcy. Z jednej strony bardzo się bał, czuł się jak wystraszone zwierzę zapędzone w kąt; nie miał pojęcia co będzie dalej, co powiedzą jego rodzice, co będzie z jego karierą, którą przecież chciał pewnego dnia rozwinąć, a teraz… Teraz nie miał pojęcia czy powinien w ogóle pokazywać się gdzieś publicznie. Jednocześnie bał się kolejnych podobnych sytuacji. A co, jeżeli przez ten filmik więcej osób nada sobie prawo, żeby postępować z nim w ten lub podobny sposób? Albo żeby znęcać się nad nim na żywo lub w sieci? Bowie był bardzo lekkomyślny, czasami arogancki i raczej sprawiał wrażenie kogoś, po kim wszystko spływa i faktycznie zazwyczaj nie przejmował się otoczeniem, ale wszystko miało pewne granice. Tym razem poczuł się na poważnie zagrożony, w dodatku był tak słaby, że wszystko wydawało się kilka razy gorsze, niż było w rzeczywistości.
   Z drugiej strony przez otępienie i silnego kaca starał się trochę stać z boku i patrzeć na wszystko w taki sposób, jakby wcale go nie dotyczyło. To była mieszanka, nad którą nie potrafił zapanować i momentami wszystko mu się mieszało, a jedyna stała, która w jakiś sposób przytrzymywała go przy ziemi, to obecność Jaydena. Gdyby nie on, to sam nie wiedział co stałoby się z nim wczoraj i jak poradziłby sobie z tym dzisiaj, czy w ogóle by sobie poradził. Znowu pomyślał o rodzicach, którzy pewnie dalej do niego wydzwaniali nie wiedząc co właściwie się stało. Był bardzo samolubny nie chcąc z nimi rozmawiać, ale po prostu nie był w stanie przez to teraz przechodzić. Obawiał się też, że niedługo mogą przyjechać tutaj osobiście, to byłaby uzasadniona interwencja.
   Pokręcił powoli głową, bo już sam powoli się w tym wszystkim gubił. Wiedział co powiedział wtedy, podczas kłótni, i to, że sobie nic oficjalnie nie obiecywali było faktem, ale to chyba była też wymówka, bo czy naprawdę potrzebowali deklaracji? Przecież byli parą, byli w związku, to tylko Bowie zachowywał się, jakby niby było inaczej, bo bał się stracić wolność, jednocześnie bojąc się utracić na poważnie Jaya i próbował trzymać przy sobie obie rzeczy naraz, co ostatecznie musiało się przecież wykoleić. Nadszedł czas, żeby się zdecydował. Od roku był wierny i to sam z siebie i to też dało mu do myślenia. Dwa tygodnie bez Jaya dały mu do myślenia i fakt, że wczoraj ten nie wahał się, żeby przyjechać dał mu do myślenia.
   Każde gwałtowne rozstanie i fakt, że jak nie był z nim, to coraz bardziej się gubił dawały mu do myślenia. Rozpadał się coraz częściej i czasami nienawidził tego uczucia, ale nie tak bardzo, jak nienawidził być bez niego. Czasami miał myśli, o których nikomu nie mówił, bo zwyczajnie nie potrafił. Otępiały szukał czegokolwiek, co sprawiłoby, że znowu by coś poczuł; wsiadał za kółko albo na motor żeby pobawić się w pirata drogowego, skakał z imprezy na imprezę, pijąc, ćpając i udając, że wyrywanie innych ludzi i wpychanie im języka do gardła to właśnie to, co lubi. Prawda była taka, że już nic nie dawało mu takie haju, jak bliskość Baudeta, jak jego zapach, smak jego ust i czuły dotyk ciepłych dłoni.
   一 Przepraszam 一 szepnął, kiedy z palcami wplecionymi w jego włosy, przymknął na chwilę oczy w chwili bliskości, kiedy dotknęli się czołami i otarli delikatnie nosami. Był tak zmęczony, że sprawiło mu to na tyle dużą przyjemność, że mógłby teraz usnąć. Nie mógł jednak, szczególnie słysząc kolejne słowa, które sprawiły, że otworzył oczy i spojrzał na chłopaka z większej odległości, trochę tak, jakby przez chwilę nie dowierzał, że po tym wszystkim on naprawdę chciał. Że jego miłość była prawdziwa, że istniała. Im dłużej mówił, proponował nowy start, wyznawał jak mu zależało i że się nie podda, tym bardziej Bowie zaczynał wierzyć, że Jay jest osobą, która naprawdę przy nim będzie. Z resztą czy też tego nie udowodnił? I to nie raz. Już był lepszym partnerem, niż Bowie być może kiedykolwiek będzie, chociaż bardzo by chciał.
   Kiedy powiedział mu, że będzie czekał ile trzeba, że to zniesie, muzyk odetchnął głęboko, czując jak mocno bije mu serce. Opuścił dłoń z głowy Jaye, otarł niecierpliwym ruchem łzy, rozmazując je po twarzy i trochę niezdarnie podniósł się, a potem przełożył nogę przez biodra sportowca, usiadł na nim i pochylił się, łącząc ich usta w krótkim, delikatnym pocałunku.
   一 Chcę. Wyjedźmy na jakiś czas, tylko we dwoje 一 powiedział cicho i przesunął językiem po wargach, opierając dłonie na ramionach Jaya, który mógł ułożyć się na kanapie trochę wygodniej. Wtedy Bowie zsunął się odrobinę i położył na nim, głowę opierając na ramieniu, zamykając oczy i wtulając usta w zagłębienie w jego szyi. Ciepło i zapach Baudeta koiły jego nerwy. 一 Zabierz mnie do siebie, nie chcę tu teraz być. Tylko za chwilę 一 wymruczał, normując swój oddech i powoli coraz bardziej się uspokajając.
   一 Też cię kocham 一 szepnął na granicy snu, odpowiadając na wszystkie deklaracje, obietnice i wyznania, które dzisiaj usłyszał. Powiedział to pierwszy raz, nie tylko do Jaya, ale do kogokolwiek i to było nie tylko wyznanie uczuć, to była obietnica, że postara się, żeby było lepiej. To było przyznanie się do swojej słabości, wyjście naprzeciw strachowi i podziękowanie za wszystko, co Jay dla niego zrobił i co mu powiedział. Po chwili już spał, dużo spokojniej, niż w nocy.
   Kilka godzin później, kiedy już się obudził i wziął coś na kaca, wstał żeby spakować do torby sportowej swój laptop, ładowarkę, trochę ciuchów i drobiazgów z łazienki. Chciał to zrobić jak najszybciej, żeby nie natknąć się na starych. Nie sprawdził też telefonu, prosząc Jaya, żeby go wyłączył i przez jakiś czas w ogóle mu nie dawał.
   Kiedy zjeżdżali windą na parking, naciągnął na głowę kaptur bluzy a potem zerknął na Jaya i uśmiechnął się lekko, kącikiem warg. Dalej był blady jak ściana, ale przynajmniej utrzymywał się na swoich nogach. Poczuł nawet głód, co było chyba dobrym znakiem i miał nadzieję, że naprawdę coś przełknie, a mdłości, które czuł rano już nie wrócą.
   一 Zajedźmy po drodze po jakąś pizze albo burgery 一 odezwał się, zaciskając palce na jego dłoni, co dodawało mu otuchy. Z resztą zawsze lubił bliskość, lubił dotykać i być dotykany, to się nie zmieniło. Przy nim było lepiej, miał wrażenie, że naprawdę będzie lepiej i poradzi sobie nie tylko z problemami w ich relacji, ale i z każdym innym gównem, które przykleiło się do podeszwy jego butów. Przez następne godziny i dni próbował się pocieszać myślą, że najgorsze to chyba już ma za sobą.
koniec ♡
Myre
nie lubię postów wygenerowanych przez ai, braku interpunkcji i inicjatywy
ODPOWIEDZ

Wróć do „#5”