- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor
- Yhm… akurat Ty w wymyślaniu takich wymówek jesteś dobra - stwierdził, no bo on też czasem miał dziwne pomysły i lubił improwizować, ale na zespół Touretta by chyba nie wpadł. Ale trzeba jej to przyznać, że pasowało to do Madoxa, bo on i tak dużo przeklinał, a czasem się wiercił, jakby rzeczywiście miał jakieś nerwowe tiki.
Chociaż teraz jak sobie tak siedzieli na tych masujących fotelach, to noga nawet już mu tak nie chodziła, ale może to też zasługa dwóch lampek szampana, które delikatnie zaszumiały w głowie.
Kiedy się tak pochyliła w jego kierunku, to on zrobił to samo, żeby ten dystans miedzy nimi jeszcze skrócić, zamknąć go znowu w tych dzielących ich centymetrach, uśmiechnął się do niej łobuzersko.
- To mam nadzieję, że na tym wyjeździe się troszeczkę odprężysz - powiedział powoli - a ja na ile będę mógł, to Ci to zapewnię Pilar - nawet puścił do niej oczko, ale wtedy podeszła ta stewardessa i tym razem Noriega znowu się spiął. Rozmasował kolano, którym walnął o stolik i przez chwilę przyglądał się to dziewczynie, to Pilar. Mogła sobie zażyczyć więcej opasek na oczy, bo Madox zgubił tę swoją, albo chociaż orzeszków. Stewardessa skinęła głową i sobie poszła i w zasadzie dobrze, bo jak jeszcze raz się tak zaczaić, to Noriega mógł się jej odwinąć. Ostatnio chodził zestresowany, a dzisiaj jeszcze na tym zjeździe miał jakieś dziwne paranoidalne lęki, chociaż i tak trochę mu przeszło. Bo cały czas sobie mówił, że przecież lecą do Kolumbii, a tam nikt nie chce go zatłuc. Tak, na pewno.
Obracał w palcach pusty już kieliszek po szampanie, kiedy Pilar tak na niego patrzyła, jego spojrzenie również zawieszone było na jej twarzy.
- Uśniesz? - rzucił, ale ona wtedy go zapytała o tę rodzinę. Powieka mu lekko drgnęła, bo Madox Noriega nie lubił wracać myślami do jego dzieciństwa w Medellín, ale z drugiej strony to właśnie tam leciał, a do tego zabrał ze sobą Stewart, więc może jej się należało... cokolwiek?
Odłożył kieliszek na stolik, nogę zarzucił na nogę, a ręce skrzyżował na piersi. Czyli jednak pozycja obronna. Może nie powie jej nic?
Przez chwilę patrzył w jej twarz, Madox o sobie nie mówił, bo jednak był kretem, a każde jego słowo mogło być wykorzystane przeciwko niemu. Ale może Pilar by tego nie wykorzystała? Sam nie wiedział dlaczego tak jej ufa, może to te jej piękne, duże, ciemne oczy? Albo te zmysłowe usta, na których teraz na moment zatrzymał wzrok.
Opuścił ręce opierając jeden łokieć na podłokietniku.
- Wychowanie to trochę za dużo powiedziane. Tam się urodziłem, ale w Medellín bardzo szybko trzeba... dorosnąć, a do tego moi rodzice chyba trochę zapominali, że mają dzieciaka - no bo jednak jego ojciec robił interesy z bardzo złymi ludźmi, w dupie miał swoją rodzinę, a matka... ona dużo się modliła i udawała gwiazdę, którą nigdy nie była, Madox im się po prostu przydarzył. Kiedy to mówił to nawet się nie skrzywił, jego twarz w zasadzie nie zdradzała żadnych emocji, chociaż te wspomnienia z "rodzinnego domu" zawsze były trudne - trzymałem się razem z moimi kuzynami i to ich matka mnie doglądała, właśnie lecimy na wesele jednego z nich - tym razem delikatnie się uśmiechnął. Chociaż to też było trochę skomplikowane. Przez chwilę patrzył na Pilar w jakimś takim zamyśleniu. Wcale nie powiedział jej dużo, może nawet nie chciał więcej, ale z drugiej strony wiedział, że i tak pewnie na tym weselu się dowie, może i kuzyni wraz z ciotką postanowili go przyjąć, ale dla wielu tam był pewnie jeszcze wciąż synem zdrajczyni.
Wypuścił powietrze z płuc ze świstem, a potem się pochylił w kierunku Stewart, ale nie żeby ją znowu zaczepiać, po prostu żeby się do niej odezwać ciszej, bo właśnie zamierzał jej powiedzieć coś, o czym nie wiedział nikt w Toronto. Jak samym Medellín się chwalił i wspominał swoją rodzinę, która tam miał, tak nigdy, nikomu, nie powiedział dlaczego właściwie stamtąd wyjechał.
- Chyba powinnaś to wiedzieć... - zaczął, a jego ciemne tęczówki odszukały jej oczy - mój ojciec siedzi w więzieniu, nie mam z nim kontaktu, z matką zresztą też nie - na moment spuścił wzrok, ale skoro już zaczął to chyba powinien to dokończyć - moja matka sprzedała mojego ojca, a później okradła jego rodzinę i uciekła, więc nie zdziw się, jeśli ktoś tam po prostu... nie przyjmie nas dobrze - musiał ją uprzedzić, sam też się tego spodziewał - ja ich spłaciłem, ale to już nie chodzi o pieniądze, tylko o honor, syn zdrajczyni - wzruszył ramionami, ale co mógł na to poradzić? Mógł jedynie oddać pieniądze, które ukradła jego matka i tyrał na to w Toronto przez wiele lat.
- A ten kuzyn, który się żeni zawsze był mi jak brat, już jako gnoje obiecaliśmy sobie, że kiedyś będziemy na swoich ślubach świadkami - chyba należało jej się też to wyjaśnić, dlaczego w ogóle tam jadą, skoro Madox nie ma tam jednak najlepszej opinii. Ale rzeczywiście z Ticiano zawsze trzymali się razem i jako te dzieciaki, gdy jeszcze było dobrze, gdy rodzice Madoxa bawili się na weselu z rodzicami Ticiano, to oni wtedy sobie obiecywali, że zawsze będą się trzymać razem. Trochę nie wyszło, ale Ticiano miał być świadkiem na ślubie Madoxa, który nie doszedł jednak do skutku, i teraz poprosił go o to samo, więc Noriega nie mógł mu odmówić.
Pilar Stewart
- 
				 lepiej strzela niż gotuje. lepiej strzela niż gotuje. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Na pytanie czy uśnie, jedynie pokiwała przecząco głową. Może i była zmęczona, ale ta cała akcja z ruchaniem przez dresy i przejściem do pierwszej klasy tak podniosła jej ciśnienie i adrenalinę, że narazie ani jej się śniło łapać jakąkolwiek drzemkę. Poza tym chciała wyciągnąć z niego jakiekolwiek informacje. Wciąż jeszcze nie zdecydowała, czy zgadzając się na ten cały wyjazd, podjęła dobrą decyzję. I chociaż na całe podsumowanie pewnie przyjdzie czas jeszcze po powrocie do Toronto, tak miała wrażenie, że dała się zaciągnąć w zbyt wielką nieznajomą. A Pilar lubiła wiedzieć. Zresztą jak on. Wiec kiedy Noriega tak zamknął się na nią, krzyżując ręce na klatce piersiowej, jedynie wwierciła w niego spojrzenie i czekała. Cierpliwie. Bo przecież nie mogł jej tak ignorować przez cały lot. A kiedy w końcu zaczął mówić, uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.
— Jak szybko trzeba było dorosnąć? — spytała praktycznie od razu. Ona w swoim życiu również bardzo szybko musiała dorosnąć, ale ze zdecydowanie innych powodów niż Madox. Chociaż z tego co mówił, w jego życiu rodzice chyba też nie odgrywali jakoś bardzo dużej roli, skoro chwilami zapominali o jego istnieniu. Z drugiej strony, przynajmniej ich miał, a to przecież nie mogło być aż takie złe, prawda? Bo ona akurat często zastanawiała się, czy gdyby ktoś dał jej wybór, wolałaby ich wcale nie mieć czy mieć mocno chujowych. I może była mało bezstronna, ale zawsze jednak kończyła przy tej drugiej opcji.
— Tam też zadawałeś się z gangusami? — dopytała jeszcze w ramach tego dorastania. Pilar może i nigdy nie była w Kolumbii, jednak swoje o niej wiedziała. A szczególnie o Medellin. W kocu jak można nie wiedzieć o mieście, które swego czasu miało renomę jednego z najbardziej niebezpiecznych na całym świecie? Liczne gangi uliczne, handel, wymuszanie haraczu i używanie siły nad cokolwiek innego. Nie wspominając o wskaźniku morderstw. Szczególnie w latach dziewięćdziesiątych. Siedem tysięcy osiemset. Tyle ludzi zostało zamordowanych w Medeliin w zaledwie jednym roku. Pamiętała to z wykładów w szkole policyjnej.
I znowu mu się przyjrzała. Miała tak wiele pytań. Tak wiele chciała wiedzieć. Trochę bo po prostu była ciekawska, ale jednak trochę dlatego, że Madox zawsze był dla niej interesujący, tylko nigdy nie miała okazji faktycznie poznać go lepiej. A teraz, kiedy miała go tylko dla siebie, fotel w fotel i bez możliwości ucieczki, miała zamiar z tego skorzystać. Już otworzyła usta, by coś powiedzieć, kiedy to on nachylił się bliżej w jej stronę i zawisnął tuż przy jej twarzy. Pilar ani drgnęła. Spoglądała na niego z wyjątkowym spokojem, z tymi dłońmi wsadzonymi pod głowę, podbijającymi policzek. Dopiero kiedy wspomniał, że jego ojciec siedzi w więzieniu, ściągnęła brwi do środka.
— Za co siedzi? — spróbowała. Musiała spróbować się dowiedzieć. Chociaż przecież mogła się domyślać, ale jakoś ostatnio życie nauczyło ją, żeby nie zakładać rzeczy z góry, tylko dać im wybrzmieć (jak na przykład myślałby człowiek, że skoro facet idzie z tobą na dwie udawane randki i robi do ciebie maślane oczy, to jednak nie ma w domu narzeczonej i dziecka w drodze). Dlatego właśnie wolała się dowiedzieć od niego.
A potem chciała jeszcze zapytać o tą matkę, ale już ugryzła się w język. Pilar nie była głupia i zdawała sobie sprawę, że powinna zdawkować to zainteresowanie. Widać było na pierwszy rzut oka, że pewnie nie był to najłatwiejszy temat do rozmowy. Zresztą kurwa, dla kogo by był? Matka, która zdradza własną rodzinę i do tego jeszcze ją okrada? Zdecydowanie nie brzmiało to jak życie w normalnej rodzinie. A Pilar ze swoją potrzebą rozbijania wszystkiego na czynniki pierwsze nagle zapragnęła wiedzieć, dlaczego to zrobiła. Chciała się po prostu od niego uwolnić? Od tego świata? Tylko czemu nie wzięła ze sobą Madoxa? A może wzięła? Te wszystkie niewiadome kręciły się w jej głowie i mnożyły w zastraszającym tempie i zapewne było to też widać na jej twarzy, gdy tak przyglądała mu się z wielką uwagą, jakby chciała wszystko wyczytać z tych ciemnych, brązowych oczu.
— Czyli wychodzi na to, że może jednak nie będzie tak kolorowo i spokojnie — stwierdziła, gdy powiedział już wszystko. Ta salsa do rana i drinki z palemką brzmiały jakoś za dobrze. Czuła to. Przecież ich dwójka nie mogła tak po prostu odizolować się od kłopotów. One ciągnęły się za nimi, jakby były conajmniej przywiązane niewidzialnymi nićmi. Ale czy się tego bała? Niekoniecznie. Ale Pilar Stewart była też pierdolnięta, wiec to może dlatego. Uśmiechnęła się delikatnie. — Cóż, przynajmniej nie będzie nudno — tak właśnie podsumowała fakt, że mogą nie być za miło widziani. No ale z drugiej strony, co miała zrobić? Przejąć się tym? I co wtedy? Wyskoczyć z samolotu? No już teraz kurwa nie za bardzo. Trzeba to było robić, kiedy mieli okazje tam w drugiej klasie i wszyscy chwieli ich z niego wyjebać. Teraz nie było odwrotu, więc zamiast się zamartwiać, trzeba to było wziąć na klatę. Proste? Proste. — Dawno się z nikim nie biłam — uśmiechnęła się i poprawiła nieco na tym fotelu, przeciągając głowę. Tylko chyba na moment zapomniała, że Madox wciąż się nad nią nachylał i jakoś tak skończyła jeszcze bliżej jego twarzy niż wcześniej. Wiadomo, że nie chciała tam nikogo napierdalać, ale chciała też tą odpowiedzią dać mu znać, że mógł na nią liczyć. Że gdyby coś się wyjebało, to przecież stanie po jego stronie i nie będzie go oceniać. A jak będzie trzeba to i przywali. Może nie przez przypadek zabrał właśnie ją?
Madox A. Noriega
- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor
Nie ma w tym nic dziwnego, że kiedy tylko mógł, to Madox wylądował na ulicy, ze swoimi kuzynami, starszymi, młodszymi, z innymi, którzy tak jak on nie mieli w tym świecie swojego miejsca. A jak młody, gniewny nie ma w świecie miejsca, to też wcale nie jest dziwne, że szybko trafia w złe towarzystwo i tak było z Madoxem i Ticiano. Może nie wsiąknęli w ten najgorszy rodzaj półświatka jak jego stary, ale święci też nie byli. Zresztą kto w Medellín był święty? Chyba tylko jego matka, a to też tylko na pokaz, bo w końcu wyszła z niej prawdziwa suka, która uciekła zostawiając swoje dziecko. Chociaż Madox już wtedy nie był dzieckiem, więc może się nie liczy? Nie był też nigdy po jej stronie. Może to dlatego?
Na pytanie czy tam też zadawał się z gangusami wzruszył ramionami.
- Tak wyszło, ale nie tylko - uśmiechnął się jakoś tajemniczo i przez chwilę zastanawiał się, czy jej to powiedzieć, patrząc prosto w jej oczy, był to też taki rozdział jego życia, o którym nikt nie miał pojęcia - skończyłem tam szkołę aktorską i jakby mojej starej nie odjebało, to teraz może siedzielibyśmy w pierwszej klasie od początku i pili drinki, bo był bym jakąś gwiazdą kina - parsknął śmiechem, bo chyba nigdy nie miał aspiracji na aktora, ale jednak... lubił wejść na scenę i udawać kogoś kim nie jest, być w centrum uwagi, i to wszystko chyba zostało mu do tej pory. Bo nawet w tej łobuzerskiej koszulce trochę rzucał się w oczy. No i grę aktorską miał we krwi po prostu, można nawet powiedzieć, że wyssał ją z mlekiem matki, chociaż jego matka była w tym dość słaba, ale z drugiej strony zrobiła w chuja gangsterów, zawinęła im pieniądze i uciekła z kraju, chyba nie była aż tak słabą aktorką, albo po prostu miała dużo szczęścia.
- Za niewinność - rzucił, ale później przechylił głowę na bok, no akurat jego ojciec to nigdy nie był niewinny, miał ciężką rękę i był bardzo wybuchowy - kilka morderstw - powiedział spokojnie, jakby właśnie rozmawiali o pogodzie, albo tym co zjedzą dzisiaj na obiad. Chyba po tym ojcu właśnie Madox był chyba taki nerwowy, popierdolony, chociaż po matce może też? Nie ma się co dziwić w ogóle, że był jaki był, skoro powstał z połączenia tak specyficznej, jebniętej pary. I tak można się pokusić o stwierdzenie, że wyszedł na ludzi. Nie siedział w pace, spłacił gangsterów i prowadził swój klub. A to, że czasem dał się ponieść, że często był wciągany w dziwne akcje, to czy to jest jego wina?
Tak, jest, bo on po prostu przyciągał kłopoty, a czasem... po prostu je prowokował, z nudy.
Oparł głowę na nadgarstku tej ręki, którą wspierał o podłokietnik, między nim a Pilar i znowu spojrzał jej w oczy.
- No... kolorowo będzie na pewno, ale spokojnie zdecydowanie nie. Dzisiaj wieczór kawalerski i panieński, a jutro ślub, a śluby w Kolumbii to prawdziwa impreza - jeden kącik jego ust uniósł się ku górze, bo rzeczywiście czuł w kościach, że będzie się działo i ta salsa do rana też wchodziła w grę, gorzej może z drinkami z palemką, bo tam raczej wszyscy walą rum bez przepitki, ale... dadzą jakoś radę. Zwłaszcza, że już oboje pili ten rum z Medellín.
- A czy ze mną jest kiedyś nudno? - zapytał, chociaż nie czekał wcale na żadną odpowiedź, bo ona też była prosta. Nie. Ale z Pilar też nie. Oni właśnie jakby oboje przyciągali kłopoty, jakby czuwał nad nimi jakiś zły duch (albo dwa), który cały czas stawiał na ich drodze jakieś dziwne wyzwania. Nie można im jednak odbierać tego, że radzili sobie z nimi świetnie. Z każdej sytuacji znajdowali jakieś wyjście.
- Mam nadzieję, że nie będzie trzeba się bić - stwierdził, ale też się uśmiechnął - bo jeśli tak, to będę żałował, że nie wziąłem jednak Maddie - rzucił, ale chyba raczej nie żałował, zwłaszcza, że on też znowu się do niej przysunął, kiedy tak oparł się na swoim ramieniu, a jego twarz znowu zawisła niebezpiecznie blisko tej jej, tak, że mogła poczuć na swoich wargach jego ciepły oddech. Spuścił spojrzenie na jej pełne usta, zmrużył oczy, a później odezwał się powoli, jakby specjalnie chciał każdym tym słowem wedrzeć się pomiędzy jej rozchylone, gorące wargi.
- To teraz Ty mi coś opowiedz Pilar, żeby było sprawiedliwie - od kiedy Madox był taki sprawiedliwy? Chociaż jeśli chodzi o wymianę informacji, to zawsze był, coś za coś, nie ma nic za darmo. A on się tutaj za dramo uzewnętrznia przed Stewart, chociaż może nie tak za darmo, bo w końcu siedziała z nim w samolocie i leciała daleko od domu i szła na niezbyt bezpieczne, gangsterskie wesele. W najgorszym wypadku mógł tu siedzieć z Maddie, albo Ruby, albo zupełnie sam. A tak... zawsze miał na kogo liczyć.
Pilar Stewart
- 
				 lepiej strzela niż gotuje. lepiej strzela niż gotuje. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Madox Noriega skończył szkołę aktorską? — prychnęła tuż przy jego twarzy i aż musiała to przepić szampanem. Tak ją zaskoczył, że dziewczynie aż zaschło w gardle. Wyzerowała całe szkło i szybko wróciła opadła na miejsce. — To by wyjaśniało, czemu z ciebie tak dobry kłamca — uniosła brew, przyglądając mu się uważnie. Ale to przecież nie była żadna tajemnica, że Noriega potrafił kłamać jak z nut. W końcu balansował gdzieś pomiędzy półświatkiem a policją przez bardzo długi czas, a przecież do tego potrzeba było mieć naprawdę nerwy ze stali i umiejętność dostosowania się do sytuacji. No i nie zapominajmy o tym pięknym przedstawieniu z chorobą touretta, bo tego to sam Leonardo DiCaprio by tak dobrze nie rozegrał. — Chociaż jakbyś był światowej klasy gwiazdą, to pewnie leciałbyś na wesele w tej pierwszej klasie z jakąś piękną aktoreczką, a nie psem śledczym — stwierdziła bez najmniejszych ogródek. Bo to chyba nie podlegało nawet dyskusji, że jakby powiodło mu się w życiu, to z Pilar nie spotkałby się nigdy. No chyba, że ktoś próbowały go wrobić w jakieś morderstwo i Stewart musiałaby go wziąć na jakaś kolację, by podłożyć podsłuch. Ale to tak tylko przy dobrych wiatrach.
O tych morderstwach ojca powiedział tak zdawkowo i w dwóch słowach, że Pilar jedynie skinęła na to głową. Nie miała zamiaru naciskać. Poza tym, co tu dużo mówić, biorąc pod uwagę, że mieszkali wtedy w Medellin? Morderstwa w takich miejscach były chyba na porządku dziennym i raczej nikt nie dopytywał kogo, po co i za co. Jedyne co Stewart mogła chcieć wiedzieć, to jak to wpłynęło na Madoxa, ale to raczej nie był jeszcze czas na takie pytania.
— Nigdy nie jest z tobą nudno — akurat to trzeba mu było przyznać. — I to główny powód, dla którego zgodziłam się z tobą polecieć — przyznała. Bo przecież Pilar nie była normalna. A jak już czymkolwiek była, to uzależnioną od adrenaliny. Wiecznie łaknęła nowych wrażeń, lubiła jak coś się działo i nie potrafiła znieść przeciętności. Nawet nie tyle co ona, a jej ciało. Jakby było wtedy na zjeździe po narkotykach i zaraz miała dostać drgawek, jeśli nie podniesie sobie ciśnienia. I temu się zgodziła. Bo przebywanie blisko Madoxa zapewniało jej to przyjemne uczucie przyśpieszonego oddechu i mocniejszego bicia serca.
Nawet wtedy, gdy znowu podważał jej umiejętności walki wręcz.
— Przysięgam, że kiedyś w końcu skopie ci tyłek — wwierciła w niego ciemne spojrzenie i nawet wyciągnęła jedną dłoń spod głowy, by wbić palec w jego klatkę piersiową. — Do tego stopnia, że będziesz żałować, że kiedykolwiek stawiałeś na Maddie — obiecała mu. Pilar może i nie bywała zazdrosna, ale lubiła wyzwania. A ta cała sytuacja z prawą ręką Madoxa trochę w takie zwanie się zamieniła, bo przecież to już nie pierwszy raz, kiedy o tym rozmawiali. I dobrze wiedziała, że i teraz przytoczył to specjalnie.
Pozwoliła mu przysunąć się bliżej. Chociaż był już naprawdę blisko. Wystarczył bardziej energiczny ruch głową w przód, by wyjść na spotkanie z jego ustami. Czuła na sobie jego oddech, dogłębnie, gdy wypowiadał swoje następne słowa. Gdy tak ładnie prosił ją, by teraz to ona powiedziała mu coś o sobie. Tylko co jeśli ona wciąż chciała słuchać jego? Czy tej opcji już wcale nie było na stole? Ciepły prąd przeszedł przez jej ciało, gdy spojrzenie Noriegi zawisło na jej ustach. Uniosła ostrożnie głowę, przechylając ją nieco na bok, chociaż odległość wciąż zachowywała tą samą. A może przysunęła się jeszcze minimalnie do przodu? Kto by to liczył. A co do jakiegoś faktu o niej..
— Mam zajebisty tatuaż na wysokości linii bikini — rzuciła prosto w jego usta. Zupełnie w taki sam sposób jak on — powoli, słowo po słowie, osadzając każde z nich na jego rozchylonych wargach, przyglądając mu się uważnie. Wiedziała, że przecież nie o to pytał. Raczej mało interesowały go takie ciekawostki (chociaż może?), ale przecież Pilar nie byłaby sobą, gdyby się trochę z nim nie pobawiła. Szczególnie kiedy był tak blisko, a jej serce zabiło nieco mocniej. — Chociaż mało kto ma szanse go zobaczyć — uśmiechnęła się delikatnie, wodząc wzrokiem po jego twarzy. Pilar tak naprawdę miała dość sporo tatuaży, chociaż większość z nich była pochowana i mocno minimalistyczna. Nie mogła przecież mieć za dużo elementów charakterystycznych na ciele jako śledcza, bo to tylko mogło ułatwiać jej zidentyfikowanie. Dlatego chowała je w miejscach, które normalnie przysłaniały ciuchy i przede wszystkim bielizna. Na przykład między piersiami miała całkiem ładnego węża. Już miała dodać tą informacje do rozmowy, kiedy gdzieś z tyłu poleciały talerze. A zaraz potem jeszcze obok wyrosła Stewardessa, tym razem pierwsze chrząkając głośno nim podeszła bliżej, zapewne by znowu przypadkiem nie wystraszyć Madox. A istniało bardzo duże tego prawdopodobieństwo, biorąc od uwagę w jakiej sytuacji się znajdowali.
— Najmocniej przepraszam. Przyniosłam Państwu nową butelkę szampana. Widzę, że ta jest już pusta — uśmiechnęła się delikatnie, po czym niepewnie nachyliła się, by podmienić butelki, podczas gdy Pilar niechętnie odsunęła się do Noriegi i opadła głową na poduszkę. Oczywiście nie omieszkała przy okazji posłać kobiecie poirytowanego spojrzenia za takie przerwanie rozmowy. Bo chyba BYŁO WIDAĆ, że byli w trakcie czegoś ważnego, tak? To po chuj przeszkadzała. Swoją drogą jakim cudem już wyzerowali cała butelkę szampana?
Poczekała aż kobieta w końcu się oddaliła i spojrzała na Madoxa. Patrzył na nią jakoś wyczekująco.
— No co? — spytała, chociaż ona już dobrze wiedziała co. Nakarmił ją tak istotnymi informacjami na temat swojego życia, że naturalnym było, że oczekiwał czegoś w zamian. I chyba faktycznie na to zasłużył. Bo przecież ryzykował naprawdę wiele, dzieląc się z Pilar tymi wszystkimi szczegółami, będąc kretem. Gdyby chciała, mogłaby spokojnie to użyć przeciwko niemu. Westchnęła głośno. Całe życie prawie z nikim nie dzieliła się tymi rzeczami, a jakimś cudem w przeciągu ostatnich kilku tygodni, miała zamiar otworzyć się przed kolejnym facetem. Co się kurwa działo. — No co ja ci mogę powiedzieć? — wzruszyła ramionami. — Nawet nie wiem, czy moi starzy byli jakimiś ciekawymi ludźmi, łamiącymi prawo albo kochającymi Boga, bo nigdy ich nie poznałam — prychnęła żałośnie, jak to zwykle miała w zwyczaju, gdy rozmawiała o sobie. A on patrzył. Czekał. Bo przecież dało się domyślić, że nie była to satysfakcjonująca odpowiedź. — Matka rzuciła mnie na wycieraczkę do sierocińca zaraz po porodzie. Tyle wiem. Jedynie imię mi zapisała na brudnej serwetce i wsadziła gdzieś pomiędzy szmaty. No i co, całe życie w bidulu, bo nikt nie chciał takiej ciemnoskórej, kudłatej, pyskatej dziewczynki — uśmiechnęła się blado. — Ogólnie straszna chujnia — nie lubiła mówić o sobie, Zdecydowanie bardziej wolała słuchać innych. Może też dlatego wyprostowała się po chwili i nalała im tego nowego szampana, przyniesionego przez stewardessę. A swojego wypiła prawie na raz. — I to tam nauczyłam się bić. A nie w policji.
Madox A. Noriega
- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor
Wywrócił oczami, kiedy tak prychnęła na jego szkołę aktorską, ale trochę się jej nie dziwił, brakowało mu do natchnionego artysty, sporo, chociaż trzeba przyznać, że za czasów, kiedy mieszkał w Kolumbii to jednak dobrze się odnajdywał w takim środowisku artystycznej bohemy, może nawet lepiej niż w gangsterskim, chociaż te dwa światy też trochę się przeplatały w jego rodzinnym miasteczku, może za sprawą teatru, który był jakimś takim miejscem spotkań półświatka. Prawie jak Emptiness, tylko trochę bardziej eleganckim. Stąd też Madox liznął sobie tego prowadzenia podwójnej gry i specyficznego lokalu. Nie uczył się wszystkiego od zera on przyjechał do tej Kanady już z jakimiś predyspozycjami.
A później to wyszło jak wyszło, że on znowu wylądował między najgorszymi gnidami.
- Myślisz, że w szkołach aktorskich uczą kłamać? - zapytał i on tez uniósł jedną brew, ale zaraz się uśmiechnął - chociaż w tej w Medellín uczyli, i tego jak udawać, że nic się nie widzi - mrugnął do nim jednym okiem, bo to też potrafił świetnie, w ogóle dużo się nauczył w tej szkole aktorskiej, takich rzeczy, które rzeczywiście później wykorzystywał. A kuzyni się z niego śmiali, że chce zostać gwiazdą i podrywać aktorki, a później jak przyszło co do czego, to Madox zawsze był pierwszy, żeby zagadać do jakiejś dziewczyny w klubie. To też pewnie dzięki tej swojej szkole, albo może dzięki wrodzonemu urokowi osobistemu?
- No to może jednak lepiej, że nie zostałem tym aktorem, aktorki są pierdolnięte - rzucił, tak jakby oni dwoje wcale nie byli. W OGÓLE. Najnormalniejsi ludzie na świecie, siedzą sobie w samolocie w pierwszej klasie, zaglądają głęboko w oczy i rozmawiają o gangsterach, aktorstwie i biciu się, normalka.
Kiedy powiedziała, że poleciała z nim, bo nigdy nie jest z nim nudno to zamrugał kilka razy znowu wbijając w nią intensywne spojrzenie.
- A ja myślałem, że to przez moje piękne oczy - skrzywił się teatralnie. Mógł się krzywić, ale prawda jest taka, że przy niej mimowolnie się uśmiechał, po prostu lubił na nią patrzeć, lubił się też z nią droczyć. Nie mógł sobie odmówić, żeby znowu nie wtrącić tego tekstu o Maddie.
Spojrzał w dół na ten palec wbijający się w jego klatkę piersiową, ale wcale się nie cofnął, uniósł tylko jedną brew.
- Trzymam Cię za słowo Pilar i wciąż na to czekam - może Madox nie był grzecznym chłopcem, ale z kobietami się nie bił, no chyba, że bardzo chciały. Z Maddie raz sobie zrobili sparing... i przegrał. On twierdzi, że się zagapił na jej cycki w tej obcisłej koszulce, ale prawda jest taka, że Maddie go dobrze walnęła, bo ona była urodzonym MORDERCĄ.
Kiedy powiedziała o tym tatuażu na wysokości linii bioder to wypuścił powietrze nosem, mogło ją połaskotać w te pełne usta, wciąż tak blisko tych jego. No nie zupełnie o to mu chodziło, chociaż...
- Musze go zobaczyć, bo inaczej nie uwierzę - stwierdził i spuścił spojrzenie niżej, prześlizgując się nim powoli po jej sylwetce - to tym bardziej muszę go zobaczyć - dodał na jej kolejne słowa i wrócił spojrzeniem do jej twarzy. Jeszcze przez chwilę tak na nią patrzył z bardzo bliska, w szczególności na te jej usta, które prawie... Prawie czuł na swoich. Zaciągnął się zapachem jej perfum, a póxniej to już jakoś tak odruchowo sięgnął dłonią do jej policzka, musnął go kciukiem i przesunął ją na jej kark, palce wplatając we włosy, gdyby te talerze nie spadły to by to zrobił. Wpił się w jej usta i wcale jej nie puścił, nie pozwolił jej się odsunąć, ale słysząc ten szczęk zabrał tylko rękę i dobrze, bo już za nim stała ta stewardessa, jakaś napastliwa była.
- Maldito infierno - przeklął siarczyście, ale ona chyba nie zrozumiała, tylko może pomyślała, że to znowu jakiś tik. Noriega wyprostował się na fotelu i wbił w nią spojrzenie, ale jakieś takie gniewne, chociaż ten nowy szampan jednak odrobinę poprawił mu humor.
- No i kurwa świetnie... To znaczy dziękujemy, akurat będę miał czym popić leki - uśmiechnął się do dziewczyny tak ładnie, że chyba nawet nie za bardzo zrozumiała te jego słowa, albo pomyślała, że przez chorobę on tak bredzi i podmieniła im tę pustą butelkę, a później się wycofała.
Madox oparł się o oparcie, ale już nie obok Pilar, tylko dalej, wygodniej, przekręcił tylko głowę w jej kierunku i wbił w nią to wyczekujące spojrzenie. Skoro już klimat prysł jak mydlana bańka, czy głowa Marco, kiedy ktoś wpakował w nią kulkę, no to mogła mu chociaż powiedzieć o sobie coś więcej niż o tych tatuażach.
Słuchał jej słów, ale w sumie jego twarz nie zdradzała żadnej emocji, dopiero kiedy powiedziała o tym bidulu, to powieka lekko mu drgnęła. Nie spodziewał się tego? Może nie, chociaż też nie wyobrażał sobie małej Pilar jako jakiejś ślicznej dziewuszki w rajstopkach, którą prowadzali co niedzielę do kościółka. A jego matka prowadzała.
- Przykro mi - powiedział gdzieś pomiędzy tymi jej słowami nie spuszczając z niej spojrzenia. Może i on też nie miał szczęśliwego dzieciństwa, ale miał tych swoich kuzynów, miał ciotkę, miał rodzinę, jakąkolwiek, wyobrażał sobie, że nie mieć jej wcale musi być naprawdę... chujnia.
- Kanadyjczycy mają zjebany gust, że też nikt nie dostrzegł jaka z Ciebie ślicznotka - pokręcił głową, chociaż prawda jest taka, że mogła się trochę wyróżniać, taka dzika czarnulka. Kiedy nalała im szampana, to zaraz sięgnął po kieliszek upił łyk i zerknął na zegarek, w zasadzie to trochę czasu im już zleciało na tych kłótniach z pasażerami i teraz na tych rozmowach.
Zmarszczył nos na te jej kolejne słowa.
- Policja wcale tego nie uczy - stwierdził jakby coś o tym wiedział - napierdalałaś dzieciaki w sierocińcu? Nie wystarczyło, że ktoś je tam umieścił? - zmarszczył brwi i zrobił jakąś taką teatralnie smutną minę, no bo oczywiście sobie żartował. Bo może i prowadzili takie poważne rozmowy, ale Noriega to nie umiał być za bardzo poważny, chociaż...
Sięgnął ręką do jej dłoni, żeby oprzeć na niej palce.
- Nie wiem czy z moich ust to będzie jakieś pocieszające, ale... wyrosłaś na ludzi - tym razem powiedział to poważniej, patrząc jej znowu w oczy. Przez chwilę jeszcze trzymał dłoń na jej ręce, nawet pogładził jej wierzch kciukiem, delikatnie, miękko, w końcu jednak zabrał rękę, żeby przełożyć do niej kieliszek z szampanem i znowu się napić.
- Ale wciąż czekam aż mi pokażesz ten tatuaż, bo wcale mi się nie wydaje, że go masz - uniósł jedną brew rzucając jej wyzwanie. Chociaż może w samolocie to nie powinien rzucać takich wyzwań, skoro już byli podejrzewani o ruchanie przez spodnie.
Pilar Stewart
- 
				 lepiej strzela niż gotuje. lepiej strzela niż gotuje. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
I może faktycznie nie powinni, ale to nie zmienia faktu, że kiedy jebły te talerze, a stewardessa wyrosła przez ich stolikiem, Pilar mimowolnie miała ochotę potłuc kilka więcej. Najlepiej na jej głowie albo chociaż nodze, żeby już więcej tak tu do nich nie przychodziła. Bo ile to minęło czasu odkąd ich przenieśli? Godzina? Pól? A ona była nad ich stolikiem już trzeci raz. No chyba, że to było normalne w tej pierwszej klasie. Jeśli tak, to właśnie znalazła pierwszy mankament tego rarytasu. Chociaż widząc poirytowanie na twarzy Madoxa i rozumiejąc te jego hiszpańskie przekleństwa, jakoś tak mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem.
— ¿Estabas tan enojado porque ella vino, o ese tic-tac se convirtió en un hábito? — nie mogła jakoś przejść obok tego obrazka obojętnie i jeszcze zanim kobieta odeszła, Pilar spytała się go czy aż tak się zezłościł, że przyszła, czy może to te udawane tiki już tak mocno weszły mu w krew. Bo z tego co dało się zauważyć, stewardessa z pewnością myślała, że to ta jego choroba. Nawet popatrzyła na niego z jakimś dziwnym politowaniem i miną zbitego psa, a Pilar w sekundę sobie pomyślała, że ludzie, którzy faktycznie są chorzy, muszą mieć kurwa przejebane — każdy patrzy na ciebie jedynie z żalem, filtruje słowa, które do ciebie mówi i już na starcie obchodzi się z tobą jak z jajkiem. To musiało być okropne uczucie, widzieć w oczach innych ludzi ciągłe przypomnienie, że było się chorym.
Albo że spotkało cię piekło w życiu i mówili, że im przykro. Tak jak Madox w chwili, w której Pilar opowiedziała mu o życiu w bidulu. A bardziej jak tam trafiła, bo do życia tam wcale jeszcze nie doszła. A może gdyby to zrobiła przedwcześnie, Noriega wcale nie rzuciłby tym komentarzem że napierdalała dzieciaki w sierocińcu, jakby to ona była złoczyńcą.
Wiedziała, że zrobił to nieświadomie. Wiedziała, że wcale nie chciał jej dopierodlić. A jednak to zrobił. Ugodził gdzieś prosto w brzuch, a klatka piersiowa jakoś tak automatycznie się zapadła. No i przede wszystkim z twarzy Pilar zniknął ten ładny uśmiech, którym raczyła go przed ostatnią godzinę. Wzrok też odwróciła. Wbiła go gdzieś w stolik i niewielki stosik gazet.
— Gówno wiesz — jakoś tak się jej wypsnęło, gdzieś pomiędzy głębszym wydechem, a tym jak wyprostowała się na fotelu i podciągnęła kolana pod brodę. Nie była na niego zła, tylko przecież chciał zażartować, ale była zła na samą siebie. Że znowu pozwoliła sobie odgrzebać te rany i poczuć na skórze nieprzyjemne wspomnienia, kiedy szarpała się o to, by znowu nie potargali jej wszystkich ubrań. Ale z drugiej strony, co, miała kłamać? Wymyślić sobie jakąś historyjkę o szczęśliwej rodzinie i sprzedać Madoxowi? No tylko po co, skoro tego typu ściema mogła bardzo szybko wyjsć na jaw. A Pilar kłamcą akurat nie była.
Spojrzała gdzieś za okno i trwała tak przez moment, obserwując gładkie, nieskazitelnie czyste niebo. Ponad chmurami i tym całym zgniłym światem.
— To nie ja je napierdalałam — odezwała się w końcu. — Ja się tylko broniłam — dopiero po tych słowach przeniosła na niego spojrzenie, już takie bardziej smutne i odległe, jakby głową była w zupełnie innym miejscu niż jeszcze chwilę temu. No ale jak się powiedziało A, to teraz wypadałoby powiedzieć i B. — Dzieci z bidula są miłe tylko na wizytacjach rodzin i w telewizji. Za zamkniętymi drzwiami, niektórzy to prawdziwe potwory. A ja byłam ich kozłem ofiarny za to, jak wyglądałam. Obcinały mi włosy, topiły w kiblu, targały ubrania, zabierały wszystkie zabawki, a potem książki. Kiedyś nawet próbowały wypchnąć mnie przez okno — skrzywiła się na to ostatnie. Do teraz pamiętała te słowa swojego głównego oprawcy, Hudsona, kiedy mówił, że trzeba trochę posprzątać i pamiętała też na palcach ten wielki ból, kiedy desperacko trzymała się framugi, krzycząc głośno do momentu, w którym nie przyszła opiekunka. A potem jeszcze jej się oberwało za to, że nie potrafi się dogadać z innymi. Gówniane czasy. — Więc nie, Madox, nie napierdalałam ich dla zabawy, bo nie wystarczyło, że ktoś umieścił je w bidulu — zajrzała mu w oczy. Głęboko. — Musiałam się jakoś bronić. Nie tylko w Medellin trzeba było szybko dorosnąć — wzruszyła ramionami. Był dużym chłopcem i do tego całkiem kumatym, więc resztę mógł sobie już dopowiedzieć. Kto jak kto, ale akurat on powinien ją zrozumieć. Sam zapewne nie raz musiał się bronić i robić rzeczy, z których normalnie nie byłby dumny. Każde z nich walczyło o lepsze życie, tylko każde w nieco innych warunkach i sytuacji.
Spuściła wzrok na jego dłoń, która nagle musnęła knykciów Pilar. Nie zabrała swojej, ale też nic z nią nie zrobiła. Po prostu przyglądała się, jak jego kciuk sunie po nagiej skórze w akompaniamencie pokrzepiających słów.
— Wiem — rzucił krótko. Bo faktycznie wyrosła na ludzi, ale tez bardzo dobrze o tym wiedziała. Całe swoje życie postawiła do góry nogami, żeby to osiągnąć i jej się udało. Znała swoją wartość i nie potrzebowała niczyjego potwierdzenia w tej kwestii. Chociaż to Madoxa z pewnością wyszło z dobrego serca. — Teraz ja bronie słabszych i leje tych silniejszych — rzuciła tonem już o wiele bardziej przypominającym ten sprzed kilku minut i może nawet posłała mu wymowne spojrzenie, jakby tymi słowami znowu chciała nawiązać do całego żartu z Maddie i skopaniem tyłka Madoxowi. Bo przecież chyba nie będą teraz siedzieć i tak się tylko użalać nad sobą nawzajem w nieskończoność? Mała chwila słabości i można było spokojnie wracać do rzeczy
— Myślisz, że tak po prostu go sobie zobaczysz? — prychnęła delikatnie, dolewając sobie szampana. — Nie bez powodu powiedziałam, że nie każdy ma okazje — upiła pół kieliszka i zajrzała mu w oczy. — Trzeba sobie zasłużyć — nachyliła się delikatnie w jego kierunku, ale tylko po to, by zaraz potem odstawić szkło. — Między piersiami też mam — rzuciła, jakby właśnie mówiła o tym, że lubi kolor niebieski. Jakby ta cała rozmowa nie miała najmniejszego podłoża seksualnego, tylko dwóch ziomków rozmawiających o sporcie. A potem opadła na fotel, już na prosto, nie bokiem w jego stronę i przymknęła oczy. — I tutaj też — podniosła rękę i przycisnęła palce tuż pod prawym cyckiem, w miejscu gdzie kończyła się miseczka. Nie wiedziała, czy Madox nawet na nią patrzy. Mogła się jedynie domyślać.
Madox A. Noriega
- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor
Stewardessa rzeczywiście popatrzyła na niego z jakąś litością w spojrzeniu, ale później to tak trochę krzywo, kiedy on znowu wpatrywał się intensywnie w Pilar, tylko, że tego to już Noriega nie zauważył, no bo właśnie jego ciemne tęczówki utkwione były w twarzy Stewart, bo chyba jasno dali do zrozumienia, że nic już nie potrzebują? Oprócz siebie. Chociaż to brzmiało trochę może zbyt wzniośle, ale dobrze sobie radzili we dwójkę po prostu.
Chociaż może Madoxowi się tak tylko wydawało, bo nagle się okazało, że gówno wie, ale może w zasadzie to była prawda, bo gówno wiedział co siedziało w Pilar, gdzieś tam w środku, za tymi pięknymi uśmiechami, które mu sprzedawała, za tymi tekstami, które sobie rzucali. Gówno o niej wiedział. Dlatego jej powiedział, że mu przykro. Każdej innej osobie na świecie po takim wyznaniu też by to powiedział, bo tak wypadało. Przykro mi, dwa słowa które może i gówno znaczą, ale są na swoim miejscu w takich sytuacjach.
Chociaż... było mu autentycznie przykro, kiedy tak nagle przygasła, kiedy odwróciła się do szyby, bo czuł, wiedział, bo Madox nie był głupi, a zresztą czytanie ludzi opanował do takiej perfekcji, że ciężko było coś przed nim rzeczywiście ukryć, że chyba tym swoim tekstem trafił jakąś strunę jej duszy, której wcale nie chciał ruszać, bo zdecydowanie wolał, żeby ona mu dzisiaj grała jakaś wesołą melodię, salsę na przykład.
Nic nie powiedział tylko na nią patrzył, ale nie tak intensywnie jak wcześniej, jakoś łagodnie. Podniósł kieliszek z szampanem i na moment zawiesił nawet spojrzenie na tym złotym trunku, bąbelkach, które osiadły na ściankach kieliszka, jakby były jakieś interesujące. Nie były, interesująca była Pilar, nawet ten jej ból, którym się z nim podzieliła. Słuchał jej znowu ze spojrzeniem ciemnych tęczówek zawieszonym na jej twarzy, miękko.
Mógł sobie to wszystko wyobrazić, tylko Madox Noriega z tymi swoimi kuzynami, z tym złym, wściekłym ojcem, gdzieś tam w tle, z tym przynależeniem do jakiegoś gangu, to chyba stał po tej drugiej stronie barykady. I bardziej to on te dzieciaki gnębił, nie myśląc wtedy wcale o tym, co mogły przeżywać. Dzieci w ogóle nie są miłe, w ogóle nie liczą się z konsekwencjami i jakby ta empatia w nich też była dość głęboko zakopana, a przynajmniej u Noriegi była. On się dopiero później jej uczył, może bardziej w tym teatrze niż na ulicy, bo na ulicy panowało prawo dżungli, przetrwał i wygrał silniejszy, jak w bidulu. Jeśli nie nauczyłaby się bić, to może w końcu wylądowałaby za tym oknem?
On też musiał się nauczyć bić, tylko może kierowały nim inne pobudki, bo nie obrona, a raczej atak. Zupełnie inne pobudki. Patrzył jej w oczy z myślą, że może byli trochę podobni, a jednak też różni, zupełnie. Bo Pilar była dobra, chciała się bronić, chciała bronić słabszych, a on tych słabszych chciał zniszczyć, żeby umocnić swoją pozycję.
Może teraz mu się to trochę odmieniło, kiedy już tak nie musiał o to walczyć, kiedy prowadził ten swój klub i był tam osobą decyzyjną, ale... czy gdyby musiał kogoś zabić, żeby pokazać tam swoją pozycję, to by tego nie zrobił?
Może by zrobił. Może nawet powieka by mu nie drgnęła.
Drgnęły za to kąciki jego ust kiedy to powiedziała, że teraz ona leje tych silniejszych, bo przez myśl mu przeszło, że czasem prawdziwe bohaterstwo rzeczywiście rodzi się przechodząc przez piekło. Ale prawdziwe kurestwo też...
Dzieciństwo jednak dużo w nas kształtuje, a czasami podobne przejścia mogą zaprowadzić nas na zupełnie różne tory. Może ich właśnie zaprowadziły na różne? Pchnęły w zupełnie innych kierunkach.
Po tym koksie chyba naszło go na jakieś takie depresyjne myśli, na głębokie przemyślenia, rachunek sumienia. Bo kurwa, nagle pożałował, że kiedyś wcale o tym nie myślał, co czują inni ludzie. A teraz trochę starał się myśleć, czasem nawet mu to wychodziło. Chociaż i tak wciąż mu jeszcze brakowało do jakiegoś wrażliwca społecznego. Wciąż jeszcze czasami nie wiedział jak reagować i wszystko chował pod żartem, albo pod słowami, które według jakiś ustalonych norm były na miejscu. Przykro mi - było.
Nie wiedział za bardzo co ma zrobić i co powiedzieć w tej sytuacji, pogłaskać ją po włosach mówiąc, że jest świetna? Bo była. Przeszła przez to wszystko i teraz jeszcze potrafiła z tego wyciągać najlepsze lekcje, imponowała mu tym.
Wypuścił z płuc powietrze ze świstem, postanowił zmienić temat. Wrócić do tego tatuażu, do nastroju, który panował między nimi przed chwilą. I może nawet mu się udało, chociaż gdzieś z tyłu głowy wciąż myślał o tym wszystkim, co mu powiedziała. Chociaż później to troszkę zaczął też o tym tatuażu, a jego spojrzenie zatrzymało się gdzieś na jej biodrach.
- To teraz będę się cały wyjazd zastanawiał jak sobie na to zasłużyć - rzucił i podniósł wzrok na jej twarz, też się pochylił w jej kierunku, ale też tylko odstawił kieliszek, pusty już zresztą, na stolik, a później opadł na oparcie fotela. Na to wspomnienie o tatuażu między piersiami to już uniósł obie brwi.
- Ale ten powinnaś mi pokazać tak, jak ja Tobie lwa - puścił jej oczko, oczywiście, że sobie ten tatuaż wyobraził, chociaż przecież kompletnie nie wiedział jak wygląda. Patrzył na nią cały czas, więc kiedy pokazała miejsce kolejnego tatuażu, to tylko uśmiechnął się delikatnie, już sam nie wiedział, który z tych tatuaży najbardziej go interesuje.
Znowu chciał się trochę przysunąć do Pilar, ale zamiast tego poderwał się z miejsca jakby był opętany, bo znowu nad nimi stała ta stewardessa z tacą, na której miała dwie parujące zupy, tylko jedna, kurwa, właśnie wylądowała na Madoxie. Całe szczęście, że on tak sobie pół leżał na tym fotelu, to ten talerz wylądował mu na brzuchu. No i całe szczęście, że to była jakaś zupa krem ze szparaga, bo zanim jeszcze zdążyła wsiąknąć w materiał jego zajebistej koszulki, to Madox zdążył ją z siebie zrzucić.
- Ja pierdolę! - wyrwało mu się, ale w końcu miał tureta. A stewardessa stała obok z jakąś taką dziwną miną, w której mieszało się przerażenie, ale też pewien rodzaj satysfakcji. Może i Noriega szybko zareagował, ale zupa była gorąca i i tak na brzuchu pod tym tatuażem z napisem Medellín pojawiła się czerwona plama. Pięknie.
- O Jezu, przepraszam, bardzo przepraszam, potknęłam się i... - zaczęła się tłumaczyć stewardessa, ale o co ona się mogła potknąć, o własne nogi chyba tylko?
Pilar Stewart
- 
				 lepiej strzela niż gotuje. lepiej strzela niż gotuje. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Bo to właśnie ta zadziorność, dzikość i bezczelność chyba sprawiała, że tak dobrze było im w swoim towarzystwie. Że coś bez przerwy przyciągało ich do siebie. Te wydłużone spojrzenia, gęste powietrze, potrzeba bycia blisko i ciągłe wystawianie się na próbę — tego nie miało się z byle kim. A oni to mieli. I może właśnie dlatego nawet kiedy robiło się smętnie, potrafili odbić się od dna i przestać nad się nad sobą nawzajem użalać. Każde z nich strawiło pozyskane informacje we własnej głowie, bez zbędnych ckliwości. A przynajmniej Pilar zrobiła to z pewnością. I on chyba też, bo jego twarz przez moment sprawiała wrażenie, jakby myślał nad czymś mocno intensywnie.
Chociaż po chwili znowu wrócili do tego tatuażu i nastrój był już kompletnie inny. Ale to dobrze. Bo chyba żadne z nich nie miało zamiaru teraz siedzieć i się smucić przez cały wyjazd, bo lata temu w dzieciństwie, ktoś zrobił im krzywdę. Przeszłość powinna zostawać w przeszłości. Jasne, trzeba było do niej wracać i mieć jej świadomość, jednak kluczem było nie pozwolić jej przejąć kontroli nad teraźniejszością i tym, co teraz. A teraz to Madox zakręcił się na punkcie tego tatuażu w strefie bikini i widać nie miał zamiaru dać za wygraną.
— Na pewno znajdziesz jakiś sposób — mruknęła i w końcu otworzyła oczy, przyglądając mu się uważnie. Faktycznie cały czas na nią patrzył. Widziała to w jego spojrzeniu. Wyobrażał sobie te tatuaże? Czy może myślał już nad sposobem, jak je zdobyć? — …A może nie — wzruszyła ramionami, uśmiechając się delikatnie. Bo przecież taka opcja również była na stole. Nikt nie powiedział, że na tym wyjeździe musiało się cokolwiek zadziać, pomimo tego przyciągania i gęstej atmosfery. Może cały pobyt będą się jedynie torturować tą bliskością i testować granice? Może.
— A ten między piersiami, to może zobaczysz jeszcze dzisiaj — zaczęła zadowolona, łapiąc jego spojrzenie, zanim wyciągnęła się na fotelu. — Wzięłam taką jedyną sukienkę z wycięciem na dekolt… ale jeszcze nie zdecydowałam, czy ją dzisiaj założę — zarzuciła małą przynętę i uśmiechnęła się pod nosem. Pilar oprócz tej czerwonej, latynoskiej sukienki z falbanami i wycięciami do salsy, spakowała kilka innych, bardziej i mniej zwiewnych. Madox nie dał jej praktycznie żadnych konkretów jeśli chodzi o dresscode, więc zgarnęła też kilka mniej eleganckich pozycji jak jeansy i koszulki. I tak, wszystko zmieściła w tej jednej, podręcznej walizce. Jak widać Stewart była kobietą wielu talentów. Coś tam chciała jeszcze dodać do tej ich małej wymiany zdań, kiedy ta pizda w czerwonym mundurku znowu się pojawiła. I jeszcze chuj, że pojawiła, ale kiedy jedna z tych zup, które trzymała, wylądowała na Madoxie, Pilar aż podskoczyła.
— Kurwa mać — sama się wydarła, chociaż ona przecież touretta wcale nie miała. Ale może mogła mieć? Albo mogła też być po prostu wkurwiona, że jakaś baba na przykład wylała na jej świeżo upieczonego męża gorącą zupę. I całe kurwa szczęście, że Noriega w ostatniej chwili zrzucił z siebie to gówno, bo inaczej jeszcze cały by się poparzył. A to babsko dalej po prostu stało. Stało i się gapiło.
— No ale co nam z pani przeprosin? — odpaliła się w końcu. Nawet z miejsca wstała! Oczywiście jak na wkurwioną, troskliwą żonę przystało. — Nie dość, że pierwsze kompletnie ignorujecie złożony wniosek względem jego choroby, to jeszcze teraz pali go pani zupą. No proszę tylko na niego spojrzeć! — wskazała ręką na tego biednego, przemoczonego i UBABRANEGO Madoxa. Bo na tej koszulce to było już kurwa wszystko: zupa, szampan… jeszcze tylko brakowało dorzucić tam tego gila z nosa od typka, który wcześniej siedział obok nich i się na to zerzygać. — No bo co teraz? Ma siedzieć taki uciapany? A co przepraszam z tym poparzeniem? I z tą zupą w nogach? — zasypała kobietę taką ilością pytań, na które ona nie znała odpowiedzi, że przez moment sprawiała wrażenie, jakby miała się popłakać. I niby można było jej współczuć, bo przecież każdemu się zdarza, ale jej to chyba zdążało się aż za często. Poza tym, Pilar doskonale widziała to jej spojrzenie pełne satysfakcji, kiedy miska wylągowała na Madoxie. Wieć niech teraz już nie udaje natakiegno niewiniątka. Nie z tymi wariatami na pokładzie.
— Ja.. — zaczęła niepewnie, rozglądając się dookoła, za Bóg wie czym. — Mogłabym przynieść lód na ten brzuch i—
— No świetny pomysł, tylko nie rozumiem, czemu pani jeszcze tu stoi — przerwała jej praktycznie od razu i zrobiła wielkie oczy. I to chyba wystarczyło, żeby babka w końcu zerwała się z miejsca i pobiegła na tyły. Oczywiście z tą tacą w ręku z jedną, ostałą miską zupy. Pilar wróciła na swoje miejsce i nachyliła się w stronę Madoxa, Tylko zamiast przejąć się jego stanem, zgarnęła jedną grzankę z oblanej koszulki i wrzuciła ją sobie do ust.
— No ale zupa zajebista — stwierdziła, czując pod językiem całkiem przyzwoity smak. Może jak już ogarną tą sytuację, bo przyjdzie im ją faktycznie zjeść. Byłoby miło. Poniosła jeszcze głowę znad fotela i zajrzała do tyłu, by sprawdzić, czy przypadkiem babeczka już nie wracała z lodem. — To co będzie teraz? Może jakaś premium biznes klasa z łóżkami? — prychnęła pod nosem, bo chyba takie też tu mieli. Chociaż biorąc pod uwagę jak tutaj skakali nad klientami, to strach pomyśleć, co działo się tam. Może kurwa te stewardessy leżały z podróżującymi pod pierzynką albo siedziały przy łóżku, w razie gdyby ktoś potrzebował masażu stópek.
— Proszę bardzo, tutaj mamy worek z lodem — blondynka nachyliła się nad nimi i przekazała opakowanie… Pilar. No tak, przecież Madox miał tiki i baba pewnie bała się, że przez przypadek jeszcze by jej wyjebał tym lodem. Przyjęła go więc, posyłając jej lekko krzywy uśmiech, a potem jak na DOBRĄ ŻONĘ przystało, uniosła mu koszulkę, a dłoń lodem przystawiła delikatnie do poparzonej skóry. — I już tutaj Panu wszystko sprzątam! — obiecała stewardessa i w ułamku sekundy jebła na kolana tuż przed Madoxem. Trochę chyba za blisko. Bo sama blondynka zrobiła się cała czerwona, a Pilar aż zamrugała, zagryzając policzek od środka.
Madox A. Noriega
- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor
Tak siarczystym, że stewardessa może nawet przez moment myślała, że jej się odwinie i jakby był u siebie w klubie, to może nawet by to zrobił, ale nie był, więc tylko zgarnął na ziemie tę zupę, powachlował koszulką, żeby go jednak nie poparzyło, chociaż to i tak się stało, może nie za bardzo dotkliwie, ale jednak to czuł. Piekącą plamę w okolicach pępka.
Czuł też, że jakby Pilar się nie odezwała to tej stewardessie mógłby posłać całą wiązankę przekleństwa i wtedy to by sobie pomyślała chyba, że ma jakiś atak, bo nie dość, że się poparzył, to jeszcze koszulka zniszczona i trochę tej zupy spadło mu na buty.
Oczywiście jak Stewart kazała na niego spojrzeć tej stewardessie, to Madox zrobił smutną minę jakiegoś męczennika. Chory, brudny, biedny, zbity pies po prostu. A on tylko chciał sobie lecieć do Kolumbii do miasta karteli na gangsterskie wesele. Chociaż przecież ta blondynka wcale nie wiedziała po co oni tam lecą... a w podróż poślubną, czy coś, tak chyba wspomnieli. Fajny kierunek, taki... mało bezpieczny.
Podniósł rękę i rozmasował pulsy.
- Na buty też mi pokapał... - mruknął, bo tego to mu było chyba najgorzej żal, bo ze sobą miał tylko dwie pary butów, weselne i trampki upierdolone zupą i teraz jak wyjdzie z samolotu to będzie chodził w tych weselnych. Chociaż powiedzmy sobie szczerze nie takie rzeczy Madox już z tych butów spierał. Ciekawe co łatwiej schodzi świeża krew, czy świeża zupa?
Nic nie powiedział kiedy dziewczyna zasugerowała ten lód, bo mogłaby go już przynieść i dać im spokój, nawet chyba nie minęła połowa lotu, a oni już ruchali się przez spodnie, oburzyli tym pół samolotu, wypili prawie dwie flaszki szampana, pogadali o trudach dzieciństwa i jeszcze ta zupa...
- Jeśli tam dolecę w jednym kawałku, albo bez jakiegoś zawału, to będzie dobrze - rzucił chociaż może ten tekst brzmiałby zabawniej w ustach Galena, albo wcale nie...
Usiadł na swoim miejscu i popatrzył na tę plamę po zupie na koszulce, teraz był tam tylko łobuz, bo to o kochaniu było tak wypaćkane, że ciężko było to rozszyfrować, może nawet mu to lepiej pasowało?
Kiedy Pilar zgarnęła tą grzankę i ją zjadła, to uniósł jedną brew, ale zaraz się uśmiechnął.
- Myślę, że jednak dodałem tej zupie trochę zajebistości - stwierdził poruszając brwiami, ale później zaczął się wycierać o tę koszulkę, bo miał też brudne ręce i te nieszczęsne buty i nawet już tę zupę roztarł sobie gdzieś na twarzy - albo dożywotni zapas orzeszków i szampana - to w sumie też byłaby dobra opcja, zwłaszcza, że ten szampan wchodził im dzisiaj jak złoto. Madox już miał wstać i iść do toalety trochę się ogarnąć, powycierać chociaż papierem i może zmienić koszulkę, no i przede wszystkim wyczyścić te buty, ale wtedy przyszła stewardessa z lodem. Wyciągnął rękę, ale wcale nie dostał tego worka, więc znowu posłał dziewczynie jakieś groźne spojrzenie. Kiedy Pilar mu uniosła koszulkę, to nawet nie drgnął, dopiero jak przyłożyła ten lód do poparzonej skóry to dreszcz przeszedł mu po plecach wzdłuż kręgosłupa, dobrze jednak, że nie miał znowu tego tiku nerwowego nogą, bo teraz to by jej serio wyjebał, tej stewardessie, która już klęczała między jego nogami, tak, że głową to się nadziała na jego... kolano. Czołem prosto w kolano. A że tak jabła na te kolana wkładając w to sporo energii, to uderzyła naprawdę mocno, aż Madox poczuł jak przez nogę przeszedł mu prąd, więc dziewczynę trochę zamroczyło i wydała z siebie głośny jęk, a Noriega złapał ją za ramię, no bo jednak poczuł tę moc uderzenia, a drugą ręką to sięgnął do jej głowy, bo chciał sprawdzić czy nic jej nie jest. Z boku mogło to wyglądać trochę dziwnie, zwłaszcza, że blondynka chciała coś chyba powiedzieć, może znowu przeprosić, ale zamiast tego nabrała w płuca powietrze i zachłysnęła się własną śliną i zaczęła krztusić.
- Spokojnie, oddychaj... - rzucił, ale ta dziewczyna spłonęła jeszcze większym rumieńcem i zaczęła się jeszcze bardziej krztusić. A może ona robiła się czerwona, bo traciła w płucach dech? Madox nie wiedział, więc spojrzał na Pilar, bo może jak zaraz nie zareagują, to będą mieć kolejnego trupa na randce. To znaczy... To nie jest tak do końca randka, chociaż może trochę? Ale to ostatnio na pewno nie było randką, bo chyba by już musieli być kompletnie pojebani, żeby robić sobie randkę ze sztywnym Marco na podłodze. Chociaż oni przecież byli. I przyciągali kłopoty i dziwne sytuacje jak magnes. Tak jak teraz z tą stewardessą, która jeszcze próbując złapać dech to obie ręce oparła na kolanach Madoxa i pochyliła się do przodu.
- Jezu... - wyrwało mu się teraz cicho, bo jednak bał się, że ona serio tu wyzionie ducha! Tak to wyglądało, chociaż z punktu widzenia tych pasażerów, którzy siedzieli od niech na ukos i do tej pory nie dawali o sobie znać, to mogło to wyglądać zupełnie inaczej.
Pilar Stewart
- 
				 lepiej strzela niż gotuje. lepiej strzela niż gotuje. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
W pierwszej chwili, gdy ta stewardessa od siedmiu boleści jebła na kolana, Pilar tylko zakodowała to wzrokiem, ale jak PRZYJEBAŁA prosto z główki o kolano Noriegi, jakby chciała zrobić conajmniej jakiś zajebisty wsad piłką, to już kurwa Stewart wstrzymała oddech. Dałaby sobie rękę uciąć, że coś nawet chrupnęło przy tym uderzeniu, tylko chyba nikt nie wiedział, czy to jego kolano czy może gdzieś w jej głowie poszła jakaś chrząstka. Ale żyła. I Pilar nawet chciała zapytać się jej, czy wszystko dobrze, czy nie potrzebowała przypadkiem jakiejś pomocy, kiedy ta zaczęła się kurwa krztusić. Zaraz przy spodniach Madoxa. Jakby ktoś patrzył na to z boku, spokojnie mógłby pomysleć, że dławiła się jego kutasem.
I chociaż Pilar dobrze wiedziała, że tak NIE JEST, to jednak im dłużej na to patrzyła, tym dziwniej czuła się w tej całej sytuacji. Kilka osób zaczęło spoglądać w ich stronę, a ta idiotka cały czas się dławiła. Nawet stróżka śliny zaczęła spływać jej po brodzie, a kiedy Madox do tego wszystkiego jeszcze złapał ją za te włosy i ramiona..
— Ja pierdole — nie wytrzymała. Zerwała się na równe nogi, puszczając tym samym tą jego przemoczoną koszulkę i lód, który jakoś tak niefortunnie runął na jego kroczę. Ałć? No tylko nie było czasu na użalanie się nad Madoxem i ewentualnym dodatkowym BÓLEM przyrodzenia, bo Pilar już nachylała się w stronę pracownicy linii lotniczych.
Jednym gestem zamachnęła się z otwartej dłoni, jakby chciała jej wyjebać, i faktycznie, z impetem PRZYPIERDOLIŁA jej… w plecy. Chociaż mogła też w głowe, bo lasce ewidentnie się w niej poprzewracało. Dziewczynę aż pchnęło do przodu i znowu walnęła twarzą o kolano Noriegi, ALE przynajmniej przestała się krztusić. Bo to uderzenie od Pilar było przecież tylko i wyłącznie po to, żeby jej się ładnie odbiło.
I wszystko niby super, świetnie, tylko kiedy w końcu nastała cisza, nikt nie kaszlał, to dopiero zrobiło się dziwnie. Bo do przedziału weszła kolejna pracownica, tylko ta miała już o wiele bardziej elegancki mundurek i wyglądała bardziej jak finał boss tej hierarchii, niż kolejna stewardesa. Spojrzała w ich stronę. Zamrugała i zamarła. Bo w sumie jak wytłumaczyć komuś taki widok, w którym stewardesa klęczy tuż przy kroczu jednego z pasażerów, a on przytrzymuje ją za włosy i ramiona, podczas gdy jego towarzyszka stoi nad nimi z otwartą dłonią, ewidentnie wkurwiona. Ano nie dało się. Pilar wstrzymała powietrze.
— KAREN! — syknęła przez zęby starsza kobieta i gniewnym krokiem podeszła do ich foteli. Jej obcisła, długa, czerwona spódnica mocno ograniczała jej ruchy i ten wkurwiony chód bardziej przypominał dreptającego pingwinka niż szefową gangu
— Karen, a co ja ci mówiłam o przymilaniu się do gości?! — babeczka w sekundę zwisła tuż na nią i jednym ruchem złapała ją za UCHO, ciągnąć w górę.
— Ale ja wcale ni—
— Ciiicho, nic już nie mów.
— Ale on ma Tourette i ja—
— ZAMIIILCZ, głupia! Mało ci po tej ostatniej skardze?! Ten facet skończył w szpitalu po tym jak mu.. — zamilkła, jakby dopiero teraz doszło do niej, że wszyscy dookoła słuchali, a przede wszystkim Pilar i ten nieszczęsny Madox. Przyjrzała im się dokładniej, a jej mina z gniewnej zmieniła się na kompletnie potulną i sympatyczną. — Najmocniej Państwa przepraszam. Karen jest nowa i jeszcze nie do końca się odnajduj… — i znowu przestałą mówić, tym razem kiedy jej wzrok spoczął na kroczu Madoxa, worku z lodem, a potem jeszcze tej nieszczęsnej zupie, które była rozlana dosłownie już w s z ę d z i e. — Jesus Maria! A cóż tu się stało?! — zakryła usta dłonią. — KAREN! Uciekaj mi stąd! Już cię nie ma. Zawołaj Daisy i Pam. Niech tu posprzątają — machnęła na nią ręką i dosłownie pchnęła w stronę zaplecza. A potem znowu przeniosła spojrzenie na Pilar i Madoxa. — Jeszcze raz najmocniej przepraszam, zaraz przyjdą wykwalifikowane osoby, żeby to posprzątać. Państwu oczywiście zapewnimy odpowiednie odszkodowanie za ten.. incydent. Właściwie to — rozejrzała się po całym przedziale pierwszej klasy. Bo przecież po takim cyrku, to już nikt nie spał i nie zajmował się sobą, tylko każdy wpatrzony był w nich. — DRINKI DLA WSZYSTKICH NA KOSZT FIRMY! — oznajmiła donośnie i wymalowała na twarzy podekscytowany uśmiech. Ktoś z tyłu gwizdnął energicznie, a kilka miejsc dalej starsza kobieta zaklaskała z wielkiej ekscytacji. Niesamowite, jak kilka kropel alkoholu potrafiło dać ludziom szczęście. Chociaż chyba nie wszystkim, bo akurat Pilar i Madox to zapewne już woleliby zapłącić dwukrotną cenę tego jednego fikuśnego drinka niż przejść przez…to. Czymkolwiek to kurwa było. Bo na pewno nie niczym normalnym.
Ale stało się i trzeba to było jakoś strawić. Dlatego Pilar podziękowała ładnie pani szefowej i wróciła na swoje miejsce. A potem, kiedy Karen w końcu zniknęła z obrazka i nie wróciła, wszystko szło już jak po sznureczku — każdy dostał drinki z jakiegoś ekskluzywnego alkoholu, Daisy i Pam zabrały się za sprzątnie z chwilą, w której Madox poszedł się w końcu przebrać i umyć, i zrobiły całkiem dobra robotę, bo wszystko aż lśniło, jakby nigdy wcześniej nie było tam żadnej zupy. Kurwa, nawet przynieśli im po miseczce tego kremu ze szparagów i Pilar na początku planowała zaczekać z jedzeniem na Noriegę, ale tyle mu schodziło w tym kiblu a zupka tak pachniała, że ojebała swoją miskę w pojedynkę i jeszcze zapiła drineczkiem. I jak już taka najedzona i napita rozłożyła się na fotelu, to nie zauważyła nawet kiedy zasnęła w tym całym oczekiwaniu.
A przecież było tyle rzeczy, o których chciała jeszcze porozmawiać z Madoxem. Jak na przykład dyskusja na temat tego, co takiego Karen zrobiła poprzedniemiu mężczyźnie i dlaczego szefowa wcale nie zdziwiła się widząc ją na tych kolanach. To były mega ważne sprawy do przegadania, a jednak sen pokonał ją w kilka minut. Nie zakodowała nawet faktu, że jakoś tak się rozłożyła na tym fotelu, że rękę miała rozwaloną na podłokietniku Madoxa i jeszcze kolano zarzucone na jego miejscu. Ale może chociaż ta jedna ręką pod policzkiem, która wywaliła go do przodu sprawiła, że Pilar wyglądała chociaż trochę uroczo.
Madox A. Noriega

 
				