ODPOWIEDZ
30 y/o
For good luck!
168 cm
owner, nail stylist at Atelier N°9
Awatar użytkownika
In every change, in every falling leaf there is some pain, some beauty. And that's the way new leaves grow.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracji1os (bio), 3os (reszta)
czas narracjiprzeszły
postać
autor

2.
Jedną z poważniejszych wad rozkręcania własnego biznesu był brak czasu - zarówno na przyjemności, jak i dla bliskich. Dla Zelli był on jednak zbawienny, a możliwość zajęcia myśli czymkolwiek innym niż prawie-mąż spoczywający kilka metrów pod ziemią była niczym dar od losu. Z ulgą oddawała się swojej pracy, poświęcając może troszkę więcej niż powinna w celu osiągnięcia ustalonych celów. I tak nie mogła narzekać, bo studio stale się rozwijało, a pozytywne opinie spływały wraz z każdym nowym dniem i nowymi twarzami, które pojawiały się na miejscu. Była to jedna z niewielu rzeczy, która odciągała jej umysł od stałego, pesymistycznego stwierdzenia, że "nic w tym życiu nie osiągnie oprócz porażki i zawodów".
Wracając natomiast do wad, a zwłaszcza tej jednej konkretnej, dotyczącej czasu dla znajomych i bliskich - ta kwestia z początku nie doskwierała jej znacznie, ale ostatnimi czasy zaczęła zauważać jej skutki. Na swój pasek potrzeby socjalizacji nie musiała narzekać, bo praca z klientkami była wystarczająca do jego uzupełnienia, ale Gardner była dość... rodzinną osobą. Nie mówiąc tutaj o rodzicach, bo o nich się nie wspomina, ale rodzeństwo czy znajomi to zupełnie inna rozmowa. Zawsze starała się być tą, która pisała z zapytaniem czy wszystko okej, czy nie chcą się spotkać na jakiś rodzinny reunion i rzeczy tego typu. Pod presją ciągłej pracy, rozwoju studia i próbie zapomnienia o tłamszącym bólu po utracie ukochanego nieświadomie zaczęła się z tego wycofywać, tak samo jak i z utrzymywania innych, nieco ważniejszych niż te zwykłe relacji. Jedną z takich była znajomość z Georginą, żoną jej brata. Poniekąd to zaproszenie na wernisaż uświadomiło ją o tym, jak głęboko tkwiła już w swojej własnej, odosobnionej bańce. I że powinna była się z niej wydostać jak najprędzej.
Udało jej się znaleźć czas, by oczywiście z zaproszenia skorzystać, ale nie udało im się porozmawiać dłużej na samym wydarzeniu. Zella zdecydowała się zatem przejąć inicjatywę, zapraszając Georginę na niepozorny spacer do okolicznego parku. Mogła pomyśleć nad czymś ambitniejszym - kawiarnia, domowy obiad w jej mieszkaniu. Jesienna sceneria zachęciła ją jednak do tego, by spędzić ostatnie nieprzesiąknięte mrozem dni na zewnątrz. Zawsze mogły przenieść spotkanie pod dach - czy to jakiegoś fajnego, kameralnego lokalu serwującego kawę czy też pod ten należący do którejś z pań.
Na umówionym miejscu pojawiła się parę minut przed czasem, co postanowiła wykorzystać na znalezienie jakiejś wolnej ławeczki, by chwilę usiąść i odpocząć. Jesienne barwy przyjemnie mieniły się w delikatnym słońcu, a wzrok Gardner leniwie przesuwał się z jednej strony w drugą, podziwiając spokój kryjący się w scenerii parku. Absolutnie nie żałowała swojej decyzji o wybraniu takiego miejsca spotkania.

Georgina Gardner
Lin (shad0wlin_)
kierowanie moją postacią bez mojej zgody
31 y/o
For good luck!
170 cm
marszand, art dealer w Maison Aurélien
Awatar użytkownika
I'm dreaming of a white Christmas. But if the white runs out, I'll drink the red.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Georgina nie była najbardziej rodzinną osobą w Toronto. Jej własna w procesie dorastania sprawiła jej tyle przykrości, że gdyby tylko mogła – chętnie trzymałaby się od niej z daleka. Niestety nie mogła, nie była w stanie się zdystansować. A do tego teraz każdego jednego dnia coraz silniejsze stawało się wrażenie, że Percy z każdym kolejnym dniem coraz bardziej przypomina jej ojca… ze swoją ambicją i ego, miłością do pracy oraz dbaniem o pozory. Planowaniem każdego jednego elementu życia, żeby pasował do idealnego obrazka, który widział cały świat. Grała w tę grę, nie miała innego wyjścia… to było jej życie, ale coraz bardziej ją to męczyło. Spotkanie z Zellą wydawało się być miłą odmianą. Rodzinnym spotkaniem, które jednak nie będzie naznaczone tym wszystkim, co ją denerwowało, irytowało i powoli przerastało. Ale może dlatego, że młoda Gardner nie była tak… zepsuta tym wielkim światem śmietanki towarzyskiej Toronto? Cokolwiek to jednak było sprawiało, że Gigi ją uwielbiała, więc nawet pięciu minut nie zastanawiała się nad spotkaniem z nią.
Na miejscu pojawiła się o umówionej godzinie. Znaczy okej… miała kilka minut spóźnienia, bo znaleźć miejsce parkingowe w okolicy praktycznie graniczyło z cudem. A nie lubiła się spóźniać, dlatego już z daleka widząc Zellę pokręciła głową i z daleka artykułując swoje przeprosiny.
- Mam nadzieję, że nie czekasz za długo. – rzuciła, gdy już do niej dotarła i przywitała się krótkim muśnięciem damskiego policzka – Miałam dzisiaj kilka spotkań na mieście i jestem autem, a znaleźć miejsce parkingowe w okolicy właściwie graniczy z cudem. Myślałam, że jeszcze chwilę i będę musiała stanąć gdzieś za miastem. – prychnęła, poprawiając okulary przeciwsłoneczne na nosie i usiadła na ławce obok przyjaciółki – Wszystko w porządku? W ogóle spotkanie w parku brzmi dość… tajemniczo. Jakbyśmy miały rozmawiać o tajnych sprawach i nie chcesz, żeby ktoś nas podsłuchiwał. – kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu, ale naprawdę tak to widziała! Nie przywykła do spotkań w parkach (a przynajmniej tych w Toronto), ale cóż… to nie było nic nowego, że Gigi była trochę snobką, nawet jeśli próbowała wszystkich przekonać, że nie. Aczkolwiek trzeba było przyznać, że okoliczności przyrody były spektakularne.



Zella Gardner
30 y/o
For good luck!
168 cm
owner, nail stylist at Atelier N°9
Awatar użytkownika
In every change, in every falling leaf there is some pain, some beauty. And that's the way new leaves grow.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracji1os (bio), 3os (reszta)
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Mimo wszystko Zella również mogła uważać się za zepsutą, ale nie pod takim względem, jakim można było się spodziewać. Cały jej żywot, poprzedzający etap dorosłości, nie był usłany różami. Jej rodzice nie byli przykładnymi ideałami tych ról, a można wręcz powiedzieć, że nazwanie ich właśnie w ten sposób było wręcz przesadą. Dla niej funkcję rodziców pełniło rodzeństwo, co też nie było czymś naturalnym w klasycznych, rodzinnych realiach. Może to właśnie dlatego zawsze ciągnęło ją do tego, by samej przejąć pałeczkę i tym samym stać się tą opiekuńczą, rodzinną siostrą czy koleżanką. Tak bardzo obawiała się pójścia w ślady rodziców, że wykształciła w sobie ich zupełną przeciwność. Był to oczywiście pozytywny skutek całej traumy, którym nie każdy mógł się pochwalić, ale razem z nim istniało również ryzyko, że zacznie przesadzać w drugą stronę. Póki co, udawało jej się to wszystko trzymać w ryzach, choć poczucie winy towarzyszyło jej dosyć często, gdy omijało ją coś ważnego.
Z tego powodu też zdecydowała się nie tylko na udział w wernisażu Georginy, ale również i na spotkanie z nią. Chciała dowiedzieć się, co u niej, jak układało jej się życie z jej bratem. Sama znała go pewnie jak własną kieszeń, więc mogła snuć różne scenariusze, ale wolała poznać faktyczny stan rzeczy od jednej z zainteresowanych stron. Gardner uwielbiała pogawędki z klientkami na takie tematy, bo zaspokajało to jej wiecznie spragnioną ciekawość. Nie było jednak nic lepszego niż nowości od członków własnej rodziny.
Nie, coś ty. — gdy przywitała się z nią i obdarzyła Gigi sympatycznym uśmiechem, prawie natychmiast machnęła ręką, sprowadzając kwestię czekania do błahostki. Absolutnie nie przeszkadzało jej to, że musiała czekać nieco dłużej na jej przybycie. To nie klientka, by gonił ją czas i te sprawy. — Kurczę, naprawdę? Nie pomyślałam o tym w sumie. Ale finalnie udało ci się coś znaleźć? — dopytała, bo w razie czego mogła posłużyć pomocą. Co prawda sama nie miała samochodu i nie umiała prowadzić, ale nie raz i nie dwa doradzała klientkom gdzie zaparkować przed wizytą. — Wszystko gra. Chociaż te tajne sprawy… Może coś w tym jest. — zapewniła, finalnie zanosząc się krótkim, acz rozbawionym chichotem. Czasami rodzinne dzieje mogły być uznawane za te tajemne treści, o których nie każdy członek powinien był wiedzieć. — Ale nie, po prostu tak jakoś wpadłam na to patrząc na scenerię. Jakaś przyjemna ta jesień, więc chciałam się nią też nacieszyć. — wyjaśniła pokrótce, jednocześnie przesuwając wzrok z Georginy na otaczającą ich jesienną gamę barw.

Georgina Gardner
Lin (shad0wlin_)
kierowanie moją postacią bez mojej zgody
ODPOWIEDZ

Wróć do „Corktown Common”