-
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkinietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Madox tylko się uśmiechnął, kiedy powiedziała, że ta dwa drinki to może być dla niej za dużo. Co prawda w Emptiness te drinki były zdecydowanie mocne, dobre, nie żałowali żadnego alkoholu, nawet tych fikuśnych likierów prosto z Kolumbii, a Noriega sam o to dbał. Ale jednak dwa drinki? Co to jest.
Madox znał takie dziewczyny, które w normalny dzień, w jakąś środę, wypijały cztery, a od święta, to nawet i osiem!
Ale Jamie była drobniutka, filigranowa, może rzeczywiście dwa mocniejsze cuba libre uderzyłyby jej do głowy, jak jakaś palma, albo... choinka? Palmy były charakterystyczne w Kolumbii, a w Kanadzie to chyba bardziej te choinki, chociaż Madox to się za bardzo na tym nie znał. Na faunie i florze Toronto. Zdecydowanie bardziej się znał na tej Medellin.
Za to na salsie to akurat się znał, jak mało kto, akurat każdy jego ruch w tym ognistym tańcu był jakiś taki naturalny, ciało samo układało się do rytmu, dłonie same wędrowały po jej rozgrzanym ciele. Starał się być delikatny, co w zasadzie nie było dla niego typowe, ale przecież on ostatnio odkrywał w sobie jakieś nowe pokłady emocji, i tej delikatności zresztą też. Więc nawet jej nie szarpał, prowadził ją lekko, biodro przy biodrze, a kiedy odchyliła się do tyłu, a on trzymał ją w talii, kiedy te jej kruczoczarne włosy zamiotły podłogę i kurz z niej wzbił się w powietrze niczym śnieg, to Madox parsknął. Sięgnął ręką, żeby zdjąć jej z włosów jakiś paproch.
- Ktoś tu chyba musi pogonić sprzątaczki - rzucił i aż pokręcił głową, bo ten ktoś to właśnie on, i zdecydowanie musi to zrobić.
Jego ciemne oczy na moment zatrzymały się na tych jej błyszczących, dużych, otoczonych kurtyną czarnych rzęs, ale finalnie to obrócił ją do siebie tyłem, tak, żeby plecami oparła się o jego wytatuowany tors. Oparł ręce na jej biodrach prowadząc ją, jego kolano wdarło się między jej nogi. Teraz z powodzeniem mógł zaciągnąć się zapachem jej perfum, jej ciała. Tego potu mieszającego się z perfumami i przyspieszonymi oddechami. Przesunął palcami po jej brzuchu, po żebrach zatrzymując je pod linią jej piersi, gdy znowu odwrócił ją do siebie, żeby jego dłonie spoczęły miękko na jej plecach.
- Całkiem nieźle, chyba jestem w stanie ci wybaczyć to whisky - rzucił i mrugnął do niej jednym okiem - a nawet w ramach prezentu, stawiam jeszcze cuba libre - znowu spojrzał jej wyzywająco w oczy, kiedy jego dłonie zjechały nieco niżej na jej pupę.
amigo de salsa
-
Urocza i wesoła Koreanka, trochę pracoholiczka. Uwielbia piec, tańczyć i robi najlepszą kawę w Toronto.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkityp narracjiTrzecia osobaczas narracjiCzas przeszłypostaćautor
Wirowali w tańcu przez kilka kawałków, które płynnie przechodziły jeden w drugi, dając uczucie jednego długiego utworu. Dobrze przygotowany set aż sam porywał. Niby weszli na parkiet w środku, ale każdy kolejny utwór podnosił rytm serca, wchodził głębiej w piersi i biodra. Zmuszał dłonie do szukania miejsc na ciele partnera i partnerki. A sama Jamie wydawała się być bardzo otwarta na dotyk w tańcu. Nie krępował jej, wręcz sama przywarła do niego plecami i pośladkami, kiedy odwrócił ją tyłem. Zsunęła się nieco, sprawiając że jej włosy uniosły się odsłaniając ramię, kark i zgrabną szyję. Jej dłonie zatrzymały się na jego biodrach, a chwilę potem kolana ustąpiły miejsca jego nodze. Aż zadrżała wyczuwalnie w tym momencie, kiedy jego dłonie obejmowały ją w talii, a potem zatrzymały się pod samymi piersiami. Serce krzyczało w tym momencie: WYŻEJ!, ale rozum jeszcze nie był zagłuszony alkoholem, więc oderwała się od nieznajomego i pozwoliła się dalej prowadzić, odzyskując trochę dystansu i spokoju ciała.
Jak partnerka wyczuwała co partner chciał zrobić, to nie było tak dużego ryzyka szarpania się. Razem tworzyli coś na wzór jednego ciała, które rozpoznawało niuanse w gestach, ruchach i ułożeniu stóp. Gorzej jest, jak partnerka nie umie tańczyć i koniecznie chce zrobić coś, co jej się podoba. Nie pozwala się prowadzić i w efekcie zaczynają się szarpania. Stawania sobie na nogach i przypadkowe kuksańce. Ale tutaj... Tutaj było zupełnie inaczej.
Przyciągnięta znów wpadła na jego klatkę piersiową, zatrzymując obie dłonie na jego piersi. Włosy opadły jej na twarz, zasłaniając oczy, ale rozchylone usta były bardzo blisko jego ust. Tylko na chwilkę. Ale dużo za długą. Odchyliła głowę do tyłu odsłaniając zupełnie szyję i twarz. Przywarła biodrami do jego bioder i pozwoliła się przechylić, aż zamiotła włosami podłogę. I przez chwilę przeszło jej przez głowę, że mogłoby być im równie dobrze w łóżku... Ale szybko odgoniła niesforną myśl. Przecież nie była z takich!
Oddychała ciężko, a jej pierś falowała, w próbie złapania oddechu. Na dekolcie zebrała się delikatna warstewka potu, co razem z temperaturą jej ciała rozsiało dookoła mocniej zapach wanilii. cedru, piżma, oraz bergamotki i kwiatu pomarańczy.
Ale kiedy jego dłonie zawędrowały na jej pośladki na moment zesztywniała, zaglądając mu w oczy. Nie było w jego geście nic nachalnego. Żadnego ściskania, po prostu sprawdzał, jak daleko może się posunąć, ale ona sama jeszcze nie wiedziała. Nie chciała tego przerwać, ale poczuła, że jej granica jest już naprawdę blisko.
- Czas na drinka... ale nie Cuba Libre... Coś z rumem, ale ciekawszego. Dasz radę? - zapytała, sięgając po jedną z jego dłoni.
W ten sposób wzięła go za rękę, nie przecinając bliskości fizycznej, ale jednocześnie oddalając decyzję o tym, jak daleko Madox może się dzisiaj posunąć. Pamiętaj Jamie! Trzeba z Tobą chodzić... Tylko kiedy?
chico guapo bailando salsa
-
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkinietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
I dzisiaj też płonął, a jego czarne już teraz oczy, wodziły po jej zgrabnym, filigranowym ciele. Jamie umiała się ruszać, musiał jej to przyznać. Może nie było w niej tyle ognia, co w niektórych Latynoskach, z którymi rzeczywiście czasem trzeba było się nieco poszarpać, ale Noriega to lubił, tą jakaś taką buntowniczość, w tańcu też. Jednak Jamie dawała się prowadzić, czuła rytm, a przede wszystkim czuła jego, a to też mu się podobało. To, że nie musiał sam kierować jej dłońmi, czy odpowiednio ją ustawiać, bo ona to wszystko wiedziała. Wiedziała gdzie położyć dłoń i gdzie ją przesunąć, wiedziała, że jej miejsce jest tuż obok jego. Ciało, przy ciele.
Było to całkiem przyjemne doświadczenie, coś takiego, co pozwoliło mu na moment nawet odpłynąć, zając czymś te myśli, które przecież kłębiły się w głowie. Zapomnieć na chwilę o Medellin, a nawet o tej imprezie, którą szykował na jutro.
Jego ciemne tęczówki spoczęły na jej twarzy, kiedy znowu wpadła w jego ramiona, a później na tych ustach, które zawisły tak blisko tych jego, i przez jeden krótki moment Madox nawet zastanawiał się, jak smakują, te jej pełne, ciepłe wargi.
Czy tak samo jak ten słodki zapach, który wdarł mu się teraz w nozdrza, który uderzył go tą rześką, a jednak cukierkową nutą. To pewnie ta wanilia, która drażniła, ale w jakiś taki przyjemny sposób, a Madox na co dzień wcale nie lubił takich uroczych nut.
Za to te dłonie na jej pośladkach, były już dla niego jakieś typowe, chociaż może rzeczywiście się zagalopował? Zapomniał, że nie tańczy z jakąś loca chica, że powinien trochę bardziej to wyważyć. Dopiero kiedy tak zesztywniała pod jego palcami, to na moment spojrzał jej w oczy, a potem strzelił nimi w sufit, ale się uśmiechnął, jeden kącik jego ust uniósł się ku górze. Pozwolił jej złapać się za rękę, tę drugą dłoń przesuwając powoli na jej talię, może i Madox był narwany i zawsze hej do przodu, a granice to praktycznie dla niego nie istniały, a już zwłaszcza w tańcu. Bo jak, kiedy ciało pragnie ciała, kiedy dotyk jest tutaj dyktowany rytmem, dyktowany czuciem, a Noriega uwielbiał czuć.
- Coś na odwagę? - zapytał, kiedy powiedziała o tym drinku, a później to sam ją szarpnął do baru, trochę energiczniej, bo jednak Madox był w gorącej wodzie kąpany. Z nim wcale nie trzeba było chodzić, nigdzie.
On lubił doświadczać, chociaż kiedy wyjął wysoką szklankę, żeby jej przygotować tego drinka, kiedy lał rum do szklanki, to jego myśli odpłynęły gdzieś daleko stąd. Gdzieś do pewnego drinka i czerwonej sukienki.
Dopiero kiedy Jamie oparła się o ladę przed nim, to wrócił na ziemię.
- Dulce y Peligrosa, słodka i niebezpieczna, myślę że ci zasmakuje... - powiedział powoli, chociaż on zdecydowanie był większym fanem tego drugiego, jakiegoś takiego niebezpieczeństwa. Przygody, której ciarki było czuć pod skórą. Nasypał do szklanki lodu, rum dopełnił sokiem z ananasa i tonikiem, do tego trochę malinowego syropu dla różowego koloru. Zamieszał drinka długą łyżeczką wprawiając w ruch kostki lodu, a kiedy wyjął tę łyżkę, oblizał ją i wrzucił do zmywaka.
- Dla mnie za słodkie, ale pasuje do Ciebie - znowu jej puścił oczko, a później ozdobił szklankę półplasterkiem limonki i w końcu podsunął jej pod nos tego drinka.
Tylko kiedy Jamie podniosła szklankę, to wpadła na nią jakiś pijany typ i pewnie tym drinkiem się oblała, chociaż Madox to wcale tego nie zobaczył, bo on już w trzy sekundy stał po drugiej stronie baru i ściskał tego pijanego gościa za koszulę.
- Jak kurwa łazisz? Wpadłeś na Panią - no i wskazał podbródkiem Jamie, tylko, że tamten coś prychnął i wcale się Madoxa nie bał, tylko się szarpnął i go odepchnął. I to był błąd. Bo Noriega zrobił krok do przodu, a kiedy facet się zamachnął, jakby chciał go uderzyć, to on zareagował od razu, a to bicie się to on miał we krwi, tak jak ognistą salsę. Złapał mężczyznę za rękę i wykręcił mu ją do tyłu, a już po chwili, to ta jego pijacka gęba wylądowała na barze obok Jamie, a Madox tylko docisnął go mocniej.
- Miałeś chyba przeprosić - warknął, a gość jeszcze próbował się wyswobodzić, a nawet go kopnąć, tylko, że Madox na takie rzeczy był przygotowany, mocniej szarpnął jego rękę, tak, że ramie prawie wyskoczyło mu ze stawy, i jeszcze mocniej docisnął go do lady - czekam... - burknął pochylając się nad typem.
No cóż, miało być miło, a wyszło jak zwykle...
dulce y peligrosa
-
Urocza i wesoła Koreanka, trochę pracoholiczka. Uwielbia piec, tańczyć i robi najlepszą kawę w Toronto.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkityp narracjiTrzecia osobaczas narracjiCzas przeszłypostaćautor
- Uważasz, że brakuje mi odwagi? - zapytała, drocząc się.
Złapanie za pośladki nie było nieprzyjemne. Wręcz było podniecające, ale nie znała go zupełnie. To jakoś ją zblokowało, więc może rzeczywiście jeden drink na odwagę sprawiłby, że sytuacja się poprawi. Tylko pytanie czy musiała się poprawiać. Bo tak jak było, z balansowaniem na granicy pomiędzy zmysłowością, a namiętnością, bardzo jej się podobało. Tylko pytanie czy nie straciłby nią zainteresowania, jeśli dzisiaj nie posuną się chociaż odrobinkę dalej? Czy to prawda, że dziewczyna powinna grać trudną do zdobycia? Myślę, że nie... To wszystko zależy od tego, czego szukamy i jak się ze sobą czujemy. Ale Jamie nie miała za dużo czasu na przemyślenia.
- Tak mnie postrzegasz? - mile to połechtało Jamie.
Słodka i niebezpieczna! Aż się prosiło o dumne wypięcie piersi i napięcie niewielkiego bicka, co jak nic sprawiłoby, że padłby ze śmiechu przed nią. Ale może przy następnej rundzie tańców, jak trochę ochłonie, to pozwoli mu na troszkę więcej...
Uniosła drinka do ust i zdążyła upić tylko łyk, by ktoś na nią wpadł, przez co drink rozlał się na ladę i na nią. Przez moment była bardziej zajęta ratowaniem swojego stroju, boże jak dobrze, że nie miała na sobie tego swetra, bo jak nic by go nie doprała potem. Chwilę w tym całym chaosie jej zajęło zorientowanie się, że stała się przyczynkiem do prawilnej bójki w klubie.
Patrzyła z niedowierzaniem na ruchy Madoxa i na to, jak pijany gość lądował twarzą na blacie tuż przed nią. Bohater chyba nigdy wcześniej nie widział tak wielkich oczu, jakie robiła teraz Jamie. Totalnie nie wiedziała jak zareagować, więc dłuższą chwilę przyglądała się z na pół otwartym dziobem.
- Ej... - Chryste, jak ten przystojniak ma na imię? - Sweetie, czekaj, złamiesz mu rękę!
Zaprotestowała, widząc czerwoną twarz gościa, który próbował wysyczeć przeprosiny przez zaciśnięte z bólu zęby i wargi.
- Puść go! Proszę! - powiedziała z rzeczywistą troską i niemałym przestrachem.
Ach Ci niegrzeczni chłopcy!
My Hero!
-
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkinietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Chociaż trzeba mu przyznać, że on wszędzie czuł się jak u siebie, a ta jego odwaga to często zakrawała o brawurę jakąś, ale on taki już był narwany, wybuchowy, dla niektórych może zbyt. Za bardzo po prostu.
- Na razie, jako słodką, a ta niebezpieczna to jeszcze się okaże, ale na to liczę - znowu puścił jej oczko, znowu te jego brązowe oczy zatrzymały się na jej uroczej buzi. Madox często kłamał, kręcił, zmyślał, nie dał się w ogóle poznać, ale tu akurat powiedział szczerą prawdę, bo on lubił ten dreszcz niebezpieczeństwa na plecach, może dlatego on zawsze prowokował te różne dziwne sytuacje, żeby się działo.
Chociaż teraz to bardziej to sprowokowała Jamie? Nie, bo w zasadzie gdyby to była jakaś inna ładna i miła dziewczyna, to Madox też by zareagował, bo on po prostu taki był, nie stałby i nie patrzył, tylko musiał wyrwać się do przodu. Jak zwykle, nie raz już za to przecież dostał, a ostatnio to nawet wstrząs mózgu sobie zafundował, kiedy dostał w łeb złotą tacą, jak tak dalej pójdzie to kiedyś oberwie za to i kulkę
Kiedy Jamie zrobił te wielkie oczy, to Madox aż strzelił swoimi i trochę poluzował ten uścisk, może rzeczywiście mało brakowało, a gościowi wyskoczyłby bark, zabolałoby, a potem to nastawianie, ale czy to jego problem?
- To niech przeprosi - rzucił, na te słowa Jamie, że złamie mu rękę, jakby chciał, to mógłby zawołać tych swoich ochroniarzy i jakby go wywlekli, to połamali by mu obie. Ale chyba nie chciał, bo kiedy facet rzeczywiście wysyczał jakieś przeprosiny, to Madox go w końcu puścił.
Tylko, że przecież to by było za piękne i za proste, gdyby facet odpuścił, bo kiedy Noriega chciał się już odwrócić do Jamie, to tamten się zamachnął i tym razem, to Madox dostał gdzieś w policzek, on to miał takiego farta, a może pecha? Ale zawsze dostawał w tą kość jarzmową i kiedy zszedł mu jeden siniak, to zaraz pojawiał się drugi. Dzisiaj też pewnie będzie takiego miał.
No ale to był kolejny błąd ze strony tego gościa, bo teraz jak Madox się na niego rzucił, żeby mu oddać, to już wcale mu nie wykręcał ręki, tylko sprzedał mu cios prosto w nos, taki, żeby mu go złamać. I może nawet złamał, zważając na to, że facet zalał się krwią, ale Noriega chwycił go jeszcze za koszulę, i co...?
I oczywiście musieli go odciągnąć ochroniarze, bo oni to najczęściej właśnie reagowali po to, żeby swojego szefa jednak przystopować, bo Madox to nie znał umiaru.
- ¡Maldito sea, échalo del club! - kurwa, wywalcie go z klubu, coś tam się jeszcze odgrażał po hiszpańsku, a później, w końcu, zwrócił się do Jamie.
- Nic Ci nie jest? - zapytał.
Zdecydowanie ktoś tutaj był niegrzeczny.
A za chwilę okazało się, że ten facet jeszcze odgraża się przed lokalem, że wzywa policję, więc Madox chciał, czy nie, to musiał coś z tym zrobić. A najlepiej to załatwić to bez policji, bo oni ostatnio byli na niego cięci.
- Musze iść, może... - zaczął i spojrzał na Jamie, a później wyjął z kieszeni swój telefon - wpiszesz mi swój numer? Umówimy się jeszcze kiedyś potańczyć, albo na drinka? - wsunął w jej drobne rączki komórkę, bo jednak liczył, że mu ten numer zapisze, przecież w końcu na parkiecie było całkiem miło - Madox jestem - przedstawił się jeszcze, chociaż mogła go przecież wpisać, jako jakiś tajemniczy nieznajomy. Bo jeśli mu ten numer zapisała, to on od razu wysłał jej jakąś buźkę, żeby też miała jego numer. Jeszcze na odchodne puścił jej oczko i poszedł przed klub, gdzie pewnie finalnie musiał gościa przeprosić, żeby nie wzywał policji... Albo musieli go trzymać ochroniarze, żeby się na niego nie rzucił, opcja są dwie.
Jamie Park
Spoiler
A nie chcę tak zostawiać rozgrzebanego na dwa tygodnie wątku, bo potem ciężko się do takich gier wraca.
Przepraszam i lovki!
Możesz zakończyć, to się dowiemy czy dała mu numer!
-
Urocza i wesoła Koreanka, trochę pracoholiczka. Uwielbia piec, tańczyć i robi najlepszą kawę w Toronto.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkityp narracjiTrzecia osobaczas narracjiCzas przeszłypostaćautor
Nie tylko świadkiem bójki, ale właściwie jej powodem, nawet jeśli nigdy nie chciała nikomu nadepnąć na odcisk, albo zrobić krzywdy. Uspokojona na dosłownie chwilę, kiedy "okiełznała Madoxa" - no, to znaczy, że jednak można było go uspokoić. Zaraz potem krzyknęła przerażona, kiedy Noriega obrywał sierpowym. Chwilę potem na jej oczach nos gbura eksplodował kaskadą krwi i dziwnie się przekrzywił, a ochroniarze zabierali tego gościa na zewnątrz.
- Ale nic mu nie zrobią? - zapytała z lekkim strachem, bo przecież oglądała filmy gangsterskie.
Dobrze wiedziała co robią tacy ochroniarze w klubach.
- Może lepiej, żebym nie wiedziała... Pokaż to! - powiedziała w końcu zajmując się ranami Latynosa.
Na szczęście nie było żadnych rozcięć, trochę lodu i pewnie całus żeby nie bolało rozwiązałyby problem. Może nawet powinna była tego całusa mu dać?
- Mój bohater. - powiedziała z rozczulonym rozbawieniem, zawijając w ściereczkę za barem trochę kostek lodu, żeby móc mu zrobić taki improwizowany kompres.
Ale jak widać wieczór miał się zakończyć z przytupem. Kto wie, co tam mogło się poza klubem wydarzyć. Natomiast Jamie, nie bardzo wiedząc dlaczego, bo kłębiły się w niej sprzeczne uczucia co do Madoxa, wpisała mu swój numer telefonu do komórki. Z jednej strony się go bała, ale z drugiej... Może w innej sytuacji nie był taki narwany? Tańczył wspaniale... Chyba jednak nie powinna była mu dać tego numeru. Ale jej gospodarz już zniknął załatwiać swoje sprawy.
- Ot i tyle z szalonego wieczoru... - westchnęła i zabrawszy swoje rzeczy ruszyła do wyjścia, zamawiając sobie taksówkę do domu.
Mimo wszystko, na jej buzi pełgał tajemniczy uśmiech.
Madox A. Noriega
(zt.)