Już chciała powiedzieć, że wcale nie jest taka łatwa, że trzeba z nią chodzić, zanim w ogóle cokolwiek zacznie tą ręką robić, ale kogo ona chciała oszukać? Jej słowa i tak nijak trzymały się prawdy i April była najlepszym tego przykładem. Wystarczyło kilka kolorowych światełek, obrzydliwie zdradliwy trunek z budki na jarmarku i już rozkładała nogi. Ale trzeba zaznaczyć, że Teddy nie rozkładała ich przed każdym! I to wcale nie dlatego, że przez dyżury w remizie nie miała na to czasu, a kobiety z barów leciały tylko na jej mundur.
Leżała na boku, obserwując każdy ruch przyjaciółki z rosnącym rozbawieniem. Te wszystkie dramatyczne deklaracje naprawdę brzmiały jak scenariusz najdzikszej, najbardziej zwariowanej powieści romantycznej, jaką kiedykolwiek czytała. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, który pojawiał się czasem pod nosem, a czasem rozlewał się szeroko po twarzy. Patrzyła na April i nagle dostrzegła w jej oczach błysk twórczej pychy. Takiej nieudawanej, która zawsze sprawiała, że Finch była nie do powstrzymania. Teddy poczuła, że cała sytuacja jest kompletnie absurdalna. I chyba właśnie w tym tkwił cały uroku. Nie mogła się nadziwić, jak ktoś tak drobny i pozornie niegroźny potrafi opowiadać o podpaleniach i wyimaginowanej zazdrości z taką powagą, jakby malowanie palcami
barw wojennych na obojczyku było najnaturalniejszą rzeczą pod słońcem.
—
I tak po prostu złamałabyś mi serce i porzuciła? — obruszyła się, marszcząc brwi w wyrazie oburzenia. —
Czyli byłabym jedną z tych twoich panienek, w których się bujasz przez pięć minut? — prychnęła. I chociaż była kompletnie wyssana z palca, jej zakończenie dźgnęło ją prosto pod żebra. —
Tylko nie zasłaniaj się wierszami — ostrzegła lojalnie i tym razem to ona przycisnęła palec do obojczyka April. —
Co mi po nich, kiedy serce pęknie mi na milion kawałków? — westchnęła dramatycznie, spoglądając na nią z wyrzutem. Żeby takie rzeczy... I to nie tylko prosto w serce, ale i w duszę? Po tym wszystkim, co zrobiła dla niej ręką i językiem? Jak ona śmiała!
—
To ja nie chcę, żebyś się we mnie zakochiwała — oznajmiła, utrzymując poważny ton, a mimo to powoli chwyciła April pod kolanem i przerzuciła jej nogę przez swoje biodro. Mimo że były blisko, to wydawało się, że między nimi wciąż istnieje niewidzialny dystans, który Teddy desperacko próbowała zniwelować. —
I nie chcę zakochiwać się w tobie — dodała pewnie, wędrując palcami po jej gładkim udzie.
To wszystko w jej głowie było klarowne, proste i niepodważalne. Nie dopuszczać uczuć. Unikać dramatów. Żadnych złamanych serc. Plan perfekcyjny w swojej prostocie. Logiczny. Niezawodny wręcz. Tutaj nic nie mogło pójść nie tak. Wystarczyło tylko trzymać się instrukcji.
—
Ale z tym podpaleniem całego Toronto, to trochę cię poniosło — stwierdziła, pochylając się nad Finch. Zawisła nad jej ustami, ale nie pocałowała jej. —
Nie dość, że chcesz mi złamać serce, to jeszcze dokładasz mi roboty? Taka jesteś? — oczy Darling mimowolnie uciekły do rozchylonych ust przyjaciółki, żeby zaraz znów wychwycić spojrzenie zielonych tęczówek, które w przytłumionym świetle sypialni przybierały szarego odcieniu. Nigdy wcześniej tego nie zakodowała. Może dlatego, że zazwyczaj nie patrzyła jej w oczy z taką intensywnością.
April Finch