30 y/o
REKORD SKOCZNI
167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
i powiedz czemu cię szukam w niej? inną ma buzię i inne ma oczy; o tobie śnię, kiedy z inną śpię, chcę wracać po kilometrach warkoczy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Już niejednokrotnie zdarzało jej się słyszeć z ust przyjaciółki, że wygląda fatalnie. I faktycznie nie tylko tak wyglądała, ale również tak się czuła. Najczęściej zdarzało się to po długi, wyczerpujących służbach, w trakcie których właściwie nie zaglądała do remizy. Trudno wyglądać zjawiskowo, kiedy przez całą noc gasiło się pożar wieżowca albo odpompowywało wodę z zalanych kanałów. Gdyby wtedy April stwierdziła, że Teddy prezentowała się fenomenalnie, strażaczka mogłaby się mocno zdziwić.
Nie demonizuję go — zastrzegła natychmiast, odnośnie smartwatcha. — Co nie zmienia faktu, że niby miały służyć to do sprawdzania godziny, a są takim samym pochłaniaczem czasu, jak telefony — westchnęła, bo sama korzystała z zegarka kieszonkowego po dziadku, który traktowała jak talizman. Zresztą, nie tylko ona, chłopaki z jednostki również uważali, że przynosił szczęście. Zasada była prosta — zawsze przed akcją kładła zegarek na stole i zgarniała go z powrotem do kieszeni po powrocie z akcji. Trudno stwierdzić, czy to działało, ale na pewno stało się zwyczajem.
Kiedy April wygładziła materiał na jej plecach, Darling mimowolnie wstrzymała oddech. Zupełnie jakby ten drobny, niewinny gest miał w sobie zbyt wiele znaczeń. I po co jej to było? Przecież mogła po prostu narzucić kurtkę na podwiniętą koszulkę, zignorować chłód i najwyżej przeziębić sobie nerki. To byłaby uczciwa kara. Całkiem adekwatna do winy, jaką były uparte powroty myślami do tamtej nocy.
Odpowiedziała przyjaciółce przelotnym, nieco zbyt szybkim uśmiechem i pospiesznie naciągnęła na twarz fioletową kominiarkę. Materiał osiadł na policzkach, skutecznie maskując rumieńce. Albo przynajmniej taką miała nadzieję. Fiolet dobrze kontrastował z zielenią kurtki, tworząc zaskakująco spójną całość. Do kompletu miała jeszcze czapkę i rękawiczki w tym samym odcieniu. Jedynym neutralnym akcentem pozostawały białe gogle spoczywające na jej czole, pasujące do wszystkiego i do niczego zarazem. Idealne.
Naprawdę sądzisz, że nakręcam się na zwycięstwo? — Teddy spojrzała na Finch spod przymrużonych powiek i nałożyła na czapkę wypożyczony wraz z nartami kask. Narty były pierwszym sprzętem, na którym nauczyła się jeździć i nigdy jej nie zawiodły. Deska bywała zdradliwa, mocowanie do jednej platformy utrudniało manewrowanie przy zmianie kierunku i uciekała na zamrożonym śniegu. — Może masz rację, ale nakręcam się też na wiele innych rzeczy — dodała łobuzersko, naciągając na ocz gogle, pozostawiając April przez wyjaśnień. Przynajmniej wiedziała, jaką broń wybrała. — Gramy do trzech wygranych zjazdów. Jeśli ja wygram, to nie dotkniesz swoich elektronicznych gadżetów do końca wyjazdu. A jeśli ty wygrasz... — urwała i oparła narty o ramię. — To już sama sobie wymyśl nagrodę — nie mogła przecież zadecydować za przyjaciółkę. To miała być jej nagroda. Mogła równie dobrze zażyczyć sobie możliwość zatrzymania gadżetów przy sobie.

April Finch
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
29 y/o
Welkom in Canada
157 cm
Head of Creative & Strategy Department
Awatar użytkownika
I like my girls just like I like my honey; sweet
A little selfish
I like my women like I like my money; green
A little jealous
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

— No totalnie. A telefony powinny służyć do dzwonienia, a nie do jakichś Instagramów. — Przybrała ton porządnego boomera załamującego ręce nad dzisiejszą młodzieżą. Tylko się droczyła. Rozumiała, o co jej chodzi i nawet to popierała. W końcu nie spojrzała na zegarek od momentu wyjścia z restauracji! Wprawdzie w międzyczasie bawiła się jeszcze telefonem, ale to była siła wyższa. Nie szukała w nim rozrywki sama z siebie po prostu odpowiadała na wiadomość. Czyli to wszystko wina tej podstępnej Corinne! April jest święta, jak zawsze. Idealnie.
O ile dałaby radę odłożyć telefon na półkę, to nie mogła odmówić sobie uważnego obserwowania przyjaciółki. Nie było to takie proste, gdy starała się być przy tym nonszalancka i udawać, że wcale nie ma jej na oku. Przez to aktorzenie już sama nie wiedziała, czy wstrzymany oddech to prawdziwa reakcja czy tylko jej pobożne życzenie. A może to wina zimnych dłoni? Każdy by tak zareagował na kontakt z rozgrzaną skórą.
Nawet stojąc okutana w ciepłe ubrania w ciasnej wypożyczalni Teddy sprawiała wrażenie dojrzalszej. Może to te kolory? Albo ten odruchowy poziom pewności siebie, poniżej którego nigdy nie schodziła? Nigdy nie udało jej się tego od przyjaciółki nauczyć, to musiało być coś w genach. Nawet w gorszy dzień sprawiała wrażenie osoby, która zawsze jest górą. Tym bardziej musi postarać się z nią wygrać! To na pewno zbuduje w Finch nową warstwę pewności siebie. Raczej nie wygrywała w konkurencjach, które wymagały sprawności fizycznej. Cholera, mogła zaproponować jakąś grę wideo. Albo planszową! W tej drugiej dopiero by ją rozłożyła na łopatki. No nic, trudno. Weszła w to, nie będzie się przecież teraz wycofywać.
— Hm. Może wrócimy do tego noszenia na rękach? Jak piękną księżniczkę, którą przeciez jestem. No wiesz, tu mnie przeniesiesz przez próg, tu zrobisz herbatę... nawet postaram się nie być bezczelna w tym księżniczkowaniu! — No i to był porządny deal. Wyciągnęła w jej stronę rękę, by przybić sztamę i przypieczętować zakład. Teraz to już na pewno musi wygrać. Niekorzystanie z gadżetów nawet przez jeden dzień byłoby sporym wyzwaniem. Wolała nawet nie liczyć, przez ile godzin nie będzie w stanie odświeżyć Reddita, sprawdzić, czy jej biuro jeszcze stoi... O losie.
Wyszła na zewnątrz, ściskając w palcach wypożyczoną deskę. Obserwowała uważnie zjazd, próbując się nauczyć go na pamięć. Szkoda, że po drodze nie było żadnych przyspieszających platform ani monet do zbierania, które powiększały pasek wytrzymałości. To dopiero byłaby frajda. Zapięła buty, gdy znalazły się na samej górze i stanęła niepewnie na śniegu. No dobra, nie było aż tak źle. To chyba jak jazda na rowerze, tego się nie zapomina. Zresztą! O czym ona w ogóle myślała? Przecież nie miała czasu łamać nogi, ma na tydzień zaplanowane już sporo spotkań, kilka wydarzeń, na których powinna się pojawić, by skontrolować, że wszystko dzieje się tak, jak to sobie wcześniej zaplanowała... Brak mobilności nie wchodził w grę, był jej zwyczajnie nie po drodze. Przejechała kawałek w poprzek stoku, testując sterowanie. Lewo – działa. Prawo – działa. Podskoczyła w miejscu, sprawdzając fizykę gry. Grafika była niezła, klatkaż stabilny, a deska nie glitchowała się w teksturach śniegu. Będzie dobrze.
— Starsi przodem — zachęciła ją, wysuwając spod materiału zegarek, na którym uruchomiła stoper.

teddy darling
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Werka
30 y/o
REKORD SKOCZNI
167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
i powiedz czemu cię szukam w niej? inną ma buzię i inne ma oczy; o tobie śnię, kiedy z inną śpię, chcę wracać po kilometrach warkoczy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Naprawdę uważała, że smartfony i inne podobne urządzenia są ogromnymi pożeraczami czasu. Teddy nie żyła jednak pod kamieniem i nie unikała technologii za wszelką cenę — korzystała z telefonu, owszem, ale potrafiła też bez trudu odłożyć go na bok i zająć się czymś innym. A zwłaszcza w takim miejscu, gdzie możliwości zdawały się nie mieć końca. Były w górach! Wystarczyło rozejrzeć się dookoła, żeby znaleźć coś, co przyciągało uwagę bardziej niż ekran. Albo kogoś.
Mogły jeździć na sankach po stromych zboczach, urządzać bitwy na śnieżki albo właśnie ścigać się, kto szybciej dotrze na dół. A potem wracać na stok z czerwonymi od zimna policzkami. A kiedy robiło się zbyt zimno, schować się w pensjonacie, gdzie przy gorącej czekoladzie albo grzanym winie zagrają w karty i planszówki, które Teddy specjalnie zapakowała na wyjazd. W takim miejscu telefon naprawdę nie był do niczego potrzebny.
Klik. Pierwszy but wskoczył w wiązanie z satysfakcjonującym trzaskiem. Drugi chwilę się opierał, oczywiście, więc otrzepała podeszwę ze śniegu i spróbował jeszcze raz. Klik. Doskonale! Poruszył stopami, testując równowagę. Przód-tył zakres ruchu w normie. Na boki też stabilnie, żadnych dziwnych zachwiań. Oparła się na kijkach i wyprostował, czując znajome napięcie w łydkach. Spojrzał w dół stoku, oceniając trasę — kilka łagodnych zakrętów, potem szybszy odcinek, znowu łuk i meta u podnóża stoku.
Darling podjechała poprawiła gogole i ustawiła się na starcie.
Kto by pomyślał, że aż tak spodoba ci się noszenie na rękach — cmoknęła i pokręciła głową. Na pewno nie Teddy. Co wcale nie oznaczało, że nie chciała, żeby tak było. — Możesz jeszcze sobie wybrać, czy będę mieć na sobie stanik czy nie — dodała z zawadiackim uśmiechem i charakterystycznym błyskiem w oku, zajebiście pewna swego zwycięstwa. Wyciągnęła rękę i przypieczętowała zakład. Normalnie powinny jeszcze splunąć na rękawice, żeby dodać mocy ich umowie, ale potem kijki wyślizgiwałyby się z dłoni.
Do zobaczenia na dole! — zawołała i zasalutowała przyjaciółce w geście krótkiego pożegnania.
Nie chciała zwlekać ani chwili dłużej, po prostu odepchnęła się kijkami i ruszyła, a świat natychmiast zwęził się do białej wstęgi stoku i szumu śniegu pod nartami. Euforia — typowa dla kogoś, kto jest totalnie uzależniony od adrenaliny — natychmiast uderzyło jej do głowy.
W pierwszy zakręt weszła gładko, w drugi jeszcze lepiej. Trzeci natomiast był kluczowy i Darling wzięła go agresywniej, niż zamierzała. Nie mogła pochylać się za bardzo, bo wypadłaby z trasy, ale z kolei zbyt łagodny skłon nieodłącznie wiązał się z utratą prędkości. Ugięła kolana, a siła dośrodkowa docisnęła ją do stoku tak mocno, że aż zapiekły ją uda.
Na prostszym odcinku przestała hamować. Śnieg pod spodem zmienił fakturę, pozwalając na swobodny rozpęd, ale Teddy nie byłaby sobą, gdyby na stromszym fragmencie nie zaryzykowała i nie postawiła wszystkiego na jedną kartę. Weszła w zakręt, zostawiając sobie tylko ułamek sekundy na wyjście z łuku. Może to był błąd, bo w momencie, kiedy powinna zacząć hamować, nabierała jeszcze większego tempa, tracąc nieco kontrolę i rytm.
Zatrzymała się dopiero u podnóża stoku. Wbiła kijki w śnieg i poderwała głowę do góry, szukając przyjaciółki. Ile czasu urwała tym zjazdem? Na razie i tak musiała poczekać na April. To ona miała stoper i to ona decydowała, czy Teddy osiągnęła wynik, który sama uważała za ekstremalny.

April Finch
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
29 y/o
Welkom in Canada
157 cm
Head of Creative & Strategy Department
Awatar użytkownika
I like my girls just like I like my honey; sweet
A little selfish
I like my women like I like my money; green
A little jealous
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Uśmiechnęła się nieco zawstydzona ponowną opcją zobaczenia Teddy bez stanika. I to jeszcze w wersji trzymającą ją w ramionach. Nie ma opcji, że przegra – nie przy takiej cenie. Pomijając że kostki szmaciarkie.... ale nie wyprzedzajmy faktów. Na ten moment motywacja była na najwyższym poziomie a wizja zwycięstwa właściwie pewna.
Uruchomiła stoper, gdy Teddy ruszyła przed siebie. Ustawiła się tak, by dobrze ją widzieć, a przy okazji nikomu nie zawadzać. Obserwowała jej zjazd z podziwem. Szło jej naprawdę dobrze. Od razu było widać, że sport nie jest jej obcy i że panuje nad mięśniami w pełni świadomie, a nie po prostu liczy na fart. To akurat była wyjątkowo nudna strategia. Co z tego, że pewnie skuteczna? Zatrzymała czas, widząc, jak Darling hamuje. Przyglądała się zegarkowi nieco jednak niepewnie. To był niestety bardzo dobry czas. Pewność siebie to jedno, ale trudno było całkowicie olać zdrowy rozsądek. Czy na pewno da radę być szybszą?
Pomachała wyjątkowo zamaszyście, by przyjaciółka z dołu nie miała wątpliwości, że patrzy na sylwetkę April. Nałożyła gogle, wzięła głęboki wdech, uruchomiła nowe odliczanie. Ruszyła z kopyta, albo raczej z krawędzi. Nie bawiła się w eleganckie, techniczne skręty, które prezentowała Teddy. To była zabójcza gra na czas. Pochyliła się nisko, obniżając środek ciężkości i pozwoliła grawitacji zrobić swoje. Świat zamienił się w rozmazaną, biało-niebieską plamę. Czuła, jak deska wibruje pod jej stopami na zmrożonym śniegu, ale zamiast hamować, dociskała mocniej. Adrenalina uderzała jej do głowy, była gotowa głupkowato ryzykować. Ścięła zakręt tak ostro, że prawie zahaczyła rękawicą o zaspy. Mijała kolejnych narciarzy jak tyczki w slalomie, zostawiając za sobą tylko tuman śniegu. Wyhamowała tuż przed nosem przyjaciółki , wzbijając w powietrze chmurę białego puchu i uśmiechając się szeroko pod szalikiem. Zatrzymała czas. Poszło jej o niebo lepiej, niż sama zakładała.
— Ha! Jeden zero! — pisnęła radośnie, podsuwając ekran pod nos Darling. Nie spodziewała się, że różnica będzie aż tak duża. Zakładała, że poróżnią je co najwyżej dwa oddechy. Tak byłoby bardziej efekciarsko, jak w kreskówce. Pierwszym zjazdem zbudowała jednak dominację. Szczerzyła się jak durna, napawając się sukcesem. Czuła się wreszcie niepokonana. Była pewna, że dwa kolejne zwycięstwa właściwie ma w kieszeni i jazda to tylko formalność.
— No chodź, chodź. Mówiłaś, że do trzech zwycięstw, pamiętasz? Musisz jeszcze dwa razy tak przegrać. — Zaśmiała się, gdy ruszyły z powrotem na górę. Obserwowała drogę zjazdu, szukając miejsc, w których mogłaby się poprawić. Jakby nieco zboczyła z trasy i zahaczyła o tę śnieżną rampę, to dopiero byłoby coś! I na bank nie skończyłoby się źle.
— Mogę teraz ja? — zapytała na szczycie. Właściwie nawet nie czekała na jakiekolwiek pozwolenie. Sprawa była już postanowiona. Może gdyby dała sobie dłuższy czas na odpoczynek, zjazd poszedłby lepiej. Włączyła następne odliczanie. Powinna pamiętać, że pycha kroczy przed upadkiem. Chciała pobić swój własny rekord, więc docisnęła deskę jeszcze mocniej, ignorując fakt, że stok w tym miejscu był bardziej oblodzony. Wystarczył ułamek sekundy dekoncentracji. Złapała przednią krawędź i z impetem wyrżnęła twarzą w śnieg. Siła uderzenia wybiła jej powietrze z płuc, a gogle przekrzywiły się w groteskowy sposób, zasłaniając jedno oko. Walka o powrót do pozycji pionowej na śliskim stoku przypominała taniec pijanej foki. Deska uciekała, ręce się ślizgały, a sekundy uciekały nieubłaganie. Kiedy w końcu dotarła na dół, wyłączyła stoper, nawet na niego nie patrząc. Usiadła niezgrabnie na śniegu, odnalazła sylwetkę Darling na szczycie. Jeszcze przed jej startem wiedziała, że tę rundę przegrała.

teddy darling
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Werka
30 y/o
REKORD SKOCZNI
167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
i powiedz czemu cię szukam w niej? inną ma buzię i inne ma oczy; o tobie śnię, kiedy z inną śpię, chcę wracać po kilometrach warkoczy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Lista powodów, dla których Teddy przegrała pierwszą rundę była długa, logiczna i absolutnie przekonująca. Po pierwsze — śnieg był stronniczy. Pod nartami stał się mokry i ciężki, kiedy pod deską April puszysty i skłonny do współpracy. Przypadek? Absolutnie nie. Po drugie — kask uciskał w sposób rozpraszający. Może i był dobrze dopasowany, ale uwierał dokładnie w miejscu odpowiedzialnym za podejmowanie genialnych decyzji na stoku. Po trzecie — Finch wyglądała zbyt dobrze, a to zdekoncentrowało ją już na samym stracie. Jednak każde z tłumaczeń brzmiało sensownie, każde było trochę prawdziwe, ale żadne nie chciało przyznać, że przyjaciółka była po prostu lepsza.
Na pewno majstrowałaś przy tym ustrojstwie — stwierdziła, kiedy spojrzała na zatrzymany czas. Nie mówiła poważnie, przecież potrafiła przegrywać. Co jednak nie oznaczało, że lubiła być ostatnia.
Teddy nie zamierzała znów przegrać. Ani teraz, ani za drugim razem, co zresztą udowodniła podczas kolejnych zjazdów. Start miała dobry. Ruszyła dynamicznie, nie myśląc już za bardzo o technice i o tym, żeby nie popełnić głupich błędów. Tam, gdzie wcześniej hamowała, teraz utrzymywał równe tempo. No i narty tym razem współpracowały. Albo przynajmniej nie przeszkadzały, co okazało się bardzo przydatne, zwłaszcza na zakrętach. Na dole okazało się, że miała lepszy czas o przyjaciółki, co skwitowała kuksańcem w bok.
Trzeci przejazd był już zupełnie inny. Luźniejszy. Teddy pozwoliła sobie nawet na odrobinę szaleństwa w postaci małego wyskok na prostych nartach. Pewnie z obrotem wyglądałoby to naprawdę spektakularnie, ale wtedy straciłaby na czasie.
Ha! — uniosła ręce w zwycięskim geście, chociaż to jeszcze nie była główna wygrana. — Masz jeszcze jedną szansę — zauważyła, bo może i Teddy prowadziła dwa do jednego, to rywalizacja wciąż trwała. — Chyba aż tak nie zależy ci na tym, żebym nosiła cię na rękach — rzuciła zaczepnie, ruszając na górę. — Gołe cycki nie są wystarczającym motywatorem? — spojrzała na nią spod uniesionych gogli. Podpuszczała ją, ale kto wie, może akurat zadziała? I może nawet April chciała, ale kostki były innego zdania?
Przed zjazdem, który mógł być decydujący, Teddy skrzyżowała ręce na piersiach i stanęła z boku, dając przyjaciółce do zrozumienia, że znów może zjechać pierwsza. Sama zauważyła pewną zależność, że kiedy ruszała jako druga, to szło jej lepiej. Pewnie to tylko przypadek, ale Darling chciała podtrzymać tym sposobem swoją dobrą passę.
Dawaj, Finch, spróbuj się odkuć — rzuciła jeszcze na zachętę i puściła do niej oko. Nieważne, która z nich wygra, przynajmniej zabawa podczas zdrowej rywalizacji była przednia.

April Finch
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
29 y/o
Welkom in Canada
157 cm
Head of Creative & Strategy Department
Awatar użytkownika
I like my girls just like I like my honey; sweet
A little selfish
I like my women like I like my money; green
A little jealous
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Oszukiwanie na czasie było całkiem niezłym pomysłem. Może gdyby przejazd nie był tak skrajnie beznadziejny, mogłaby coś przykombinować. Biorąc pod uwagę liczbę błędów, które popełniła, przypłacając je żałosną glebą – no nie było takiej opcji. Nie no. Jak już walczyć, to uczciwie. Ceniła fair play, nie będzie przecież z tego rezygnować. To była tylko jednorazowa porażka, drobne potknięcie na wyboistej ścieżce prowadzącej prosto do zwycięstwa. Ta.
Drugi zjazd nieco podniósł ją na duchu. Wyciągnęła wnioski z poprzedniej katastrofy. Jechała szybko, ale z głową. Każdy ruch był przemyślany, każda krawędź wbita w śnieg z precyzją. Czuła na karku oddech rywalizacji i wiedziała, że jej czas jest naprawdę niezły. Na pewno lepszy niż przy poprzednim zjeździe. Była pewna, że tym razem Teddy nie ma szans. Zgubił ją jednak przedostatni zakręt. Wzięła go odrobinę za szeroko, chcąc uniknąć ryzyka ponownego upadku. To był ułamek metra, może dwa, ale przy tej prędkości te dodatkowe centymetry trasy przełożyły się na bezlitosne cyfry na zegarku. Zatrzymała czas w chwili hamowania, a wynik sprawił, że jęknęła z frustracji. Była wolniejsza o tyle, co nic. Ale to kolejna porażka na jej konto. 1:2. To bolało bardziej niż upadek w zaspę.
— A może ja ci po prostu daję fory? No wiesz, taka psychologiczna gra. Pomyślisz sobie, że już masz mnie w garści, a w ostatniej chwili cię dopadnę i wgniotę w zaspę. — Uśmiechnęła się, próbując uwierzyć w tę teorię. Prawie znalazła balans. Pierwszy raz był świetny. Drugi żałosny. Trzeci całkiem niezły. Czwartym musi po prostu zachwycić. Siebie, Teddy i najlepiej wszystkich turystów na stoku.
— Tylko nie zapatrz się na mój tyłek — zawołała do tyłu, uruchamiając kolejne odliczanie. Ruszyła. Musi teraz dać z siebie wszystko. Była w stanie wygrać, przecież raz się udało. To ostatnia szansa. Znaczy no nawet jak teraz wygra, to będzie musiała to powtórzyć, ale porażka już totalnie nie wchodziła w grę. Serce waliło jej jak młotem, nie ze zmęczenia, a emocji. Rywalizacja była uzależniająca i bardzo zgubna.
To był akt czystej desperacji. Chciała wejść w zakręt agresywnie, po mistrzowsku, żeby urwać te decydujące ułamki sekund. Niestety, śnieg w tym miejscu był miękki i zdradliwy. Krawędź deski wbiła się głęboko, blokując ruch, podczas gdy reszta ciała April wciąż pędziła do przodu. Siła odśrodkowa wystrzeliła ją w powietrze jak z katapulty. Świat zawirował w kalejdoskopie bieli i niebieskiego nieba. Przekoziołkowała kilka razy, obijając sobie bark i biodro, ale pęd był zbyt duży, by samo tarcie o podłoże mogło ją zatrzymać. Sunęła bezwładnie, prosto na jaskrawopomarańczową siatkę zabezpieczającą. Uderzenie było mocniejsze, niż wyglądało z daleka. Szorstki materiał przeorał jej policzek. Zaplątała się w to cholerstwo, czując pieczenie na twarzy. Wisiała tak przez chwilę, pokonana, poobijana i totalnie upokorzona. Wydostanie się z tego kokonu porażki bolało niemal tak bardzo, jak świadomość, że Teddy właśnie wygrała ten zakład, a April jutro nie wstanie z łóżka bez pomocy dźwigu. Podniosła się powoli, krzywiąc się przy każdym ruchu. Nic nie było złamane, ale czuła się, jakby przejechał po niej walec. Nie, stanie to głupi pomysł. Poczeka na Darling w wygodniejszej pozycji. Usiadła na śniegu, opierając się plecami o siatkę w części, której nie zdemolowała. Uniosła rękę, uśmiechając się ze wstydem do jakiejś przemiłej rodziny, która chyba obawiała się, że właśnie zostali straumatyzowani widowiskową śmiercią na stoku. Będzie żyła. Ale co to za życie. Miała obite dupsko, ranę na policzku, zdewastowane ego i odwyk od technologii. Nie pamiętała nawet, by wyłączyć stoper, który odliczał czas jej zjazdu.

teddy darling
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Werka
30 y/o
REKORD SKOCZNI
167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
i powiedz czemu cię szukam w niej? inną ma buzię i inne ma oczy; o tobie śnię, kiedy z inną śpię, chcę wracać po kilometrach warkoczy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

W momencie, kiedy April wspomniała o swoim tyłku, Teddy automatycznie zlustrowała ją wzrokiem. To było silniejsze od niej. Na szczęście przyjaciółka i tak nie mogła tego widzieć, bo już przygotowywała się do startu.
Z góry wszystko wyglądało wolniej, jakby stok był ekranem, a April nieco zbyt ambitnym bohaterem filmu, który właśnie skręca w złą stronę. Potem deska złapała krawędź, ciało wystrzeliło w powietrze, a serce Teddy zapadło się gdzieś pod żebra. Nie ścigała się już. Zakład przestał istnieć w tej samej chwili, w której April zaczęła koziołkować. Odepchnęła się kijkami i popędziła w dół, wybierając najprostszą z tras. Wraz z uderzeniem w siatkę wszystkie wnętrzności Darling podeszły do gardła. Przez głowę przeleciała cała kaskada czarnych scenariuszy — skręcony kark, połamane żebra i roztrzaskane kości czaszki. A przecież nie była poważna, kiedy pytała przyjaciółkę czy chciałaby połamać sobie z nią nogi!
Finch wisiała żałośnie w tej siatce jak złapana ryba, a potem osunęła się na śnieg. Teddy przyspieszyła, ryzykując własną wywrotkę, ale kompletnie ją to nie obchodziło. Zahamowała dopiero kilka metrów dalej, rozsypując wokół siebie biały puch i natychmiast odpięła narty.
April! — krzyknęła, już biegnąc d o niej w butach narciarskich, które wcale nie były stworzone do sprintu. Dopiero wtedy zobaczyła, że przyjaciółka żyje i opiera się o siatkę. Nawet machnęła ręką, uśmiechając się krzywo i trochę głupio. Ulga uderzyła Teddy z taką siłą, że aż zakręciło jej się w głowie. — Ty idiotko! — powiedziała, klękając przed nią w śniegu i łapiąc ją w ramiona. — Co ty sobie wyobrażałaś?! — dopiero po chwili dotarło do niej, że podnosiła na nią głoś, co było zupełnie nieproporcjonalne do sytuacji, bo April nie wywróciła się celowo.
Mimo to Darling puściła ją dopiero wtedy, gdy upewniła się, że barki są na miejscu, biodra też, a April reaguje względnie normalnie. Nawet dokładnie widziała trzy, a potem cztery wystawione palce, którymi Teddy wymachiwała przed jej oczami po tym, jak ściągnęła przyjaciółce gogle.
Zakład się nie liczy — oznajmiła stanowczo, klękając naprzeciwko niej w śniegu. — Nawet jeśli wygrałam, to właśnie oficjalnie go unieważniam. Myślałam, że... — zaczęła, ale zaraz urwała, kręcąc głową. — Po prostu następnym razem nie robimy żadnych głupich wyścigów — zatrzymała wzrok na przyjaciółce, na tych zielonych tęczówkach, które wciąż patrzyły na nią trochę zaskoczone, trochę urażone, a jednocześnie całkowicie żywe. Strach, który Teddy czuła przez ostatnie kilkadziesiąt sekund wciąż pulsował w jej piersi. — Bardzo cię boli? Mogę zrobić coś, żeby bolało chociaż trochę mniej? — zapytała. Każdy wiedział, że ojojane zawsze boli mniej, nawet strażacy. W dodatku chyba i tak nie obejdzie się bez tego noszenia na rękach, więc można stwierdzić, że April jednak coś tam wygrała.

April Finch
Ostatnio zmieniony sob gru 27, 2025 11:56 am przez teddy darling, łącznie zmieniany 1 raz.
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
29 y/o
Welkom in Canada
157 cm
Head of Creative & Strategy Department
Awatar użytkownika
I like my girls just like I like my honey; sweet
A little selfish
I like my women like I like my money; green
A little jealous
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie do końca do niej dotarło, że Teddy ruszyła. Chciała jej policzyć czas i sprawdzić, jak pójdzie, ale neurony w mózgu nie połączyły faktu zniknięcia jej ze szczytu z tym, że pewnie już szusuje w dół. Właściwie nie wyjaśniły niczego. Sylwetka po prostu zniknęła i tyle. Pomartwi się tym za chwilę. Chwilowo była obolała. Pomyliła się. To nie było jak gra wideo, raczej jak sesja RPG. Wreszcie zrozumiała, co czuje postać, której wypadło na kościach co najmniej 97. Krytyczna porażka nigdy nie była zwyczajną przegraną. To musiała być porażka z pierdolnięciem. A pierdolnęła ona o glebę. Gdzieś po drodze wypadła jej duma. Roztopiła się w śniegu i chyba jej już nie odzyska.
— Ałaa. Czemu mną telepiesz — jęknęła niezadowolona, gdy pojawiła się przed nią Darling. Nie dość, że nią szarpnęła, to jeszcze okrzyczała. Czy to dalsza konsekwencja krytycznej porażki? Los podesłał April wymagające Mistrza Gry. No trudno, z takimi jest przynajmniej najciekawiej. Oby ostatecznie okazał się uczciwy.
Posłusznie reagowała na wszystko, czego chciała od niej przyjaciółka. Kusiło ją przez moment, żeby powiedzieć, że najpierw widzi sześć palców, a potem dziewięć, ale sobie darowała. Też była bardzo ciekawa, czy wszystko z nią w porządku. Darling przecież oceni to dużo bardziej profesjonalnie. Mogło jej się tylko wydawać, że czuje się jako tako, a zaraz strażaczka poinformuje ją, że musi natychmiast jechać do szpitala i najlepiej jeszcze dzwonić do rodziny i notariusza. Ale nie, służba obywatelska była dla niej łaskawa. Będzie dobrze.
— Kiedy umrę, pochowaj mnie pod wierzbą — poprosiła cichym głosem, osuwając się nieco po siatce. Zamknęła nawet na moment oczy, by dodać dramatyzmu całej sytuacji. Oczywiście robiła sobie jaja. Humor zawsze był jej ulubioną bronią przeciwko skomplikowanym sytuacjom. Otworzyła niepewnie jedno oko, bo jakoś nie słyszała owacji w związku z tym dowcipem. Niezadowolona mina Darling nieco ją otrzeźwiła.
— Dobrze, dobrze, już sobie nie żartuje. Czuję się całkiem w porządku, naprawdę. Daj mi buzi, to przestanie boleć. — Usiadła z powrotem prosto. Na wstawanie było jeszcze troszkę za wcześnie. Potrzebowała jeszcze chociaż minutki. Może dwóch. Wyciągnęła rękę w stronę przyjaciółki, pogłaskała ją po policzku w uspokajającym geście. Nie chciała, żeby się martwiła. Żarty żartami, ale zdawała sobie sprawę, że jej wywrotka musiała wyglądać co najmniej niepokojąco. Sama pewnie wybuchłaby ze strachu, gdyby to Darling zaliczyła taki upadek.
— Z tym zakładem tak nie dramatyzuj. W locie psychicznie pogodziłam się z porażką. Zamiast odrywać myśli od obolałego ciała TikTokiem, będę do ciebie gadać. I wymagać odpowiadania mi! Caaaały dzień. — Wyszczerzyła zęby w szaleńczym uśmiechu Jokera. Zamiecenie zakładu pod dywan tylko pogorszyłoby jej stan. Wystarczająco nałykała się już wstydu, znowu wyszła przecież nie ofiarę. Ale trudno, była gotowa przyjąć na klatę konsekwencje, które z tego wynikały. Nie chciała podkreślenia katastrofy, którą zaprezentowała, zdejmowaniem jej z barków pokłosia tego blamażu.

teddy darling
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Werka
30 y/o
REKORD SKOCZNI
167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
i powiedz czemu cię szukam w niej? inną ma buzię i inne ma oczy; o tobie śnię, kiedy z inną śpię, chcę wracać po kilometrach warkoczy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie chciała na nią krzyczeć. To znaczy, chciała, ale tylko w tym szczególnym sensie, w jakim podnosi się głos z autentycznej troski, a nie z gniewu. Upadek April napędził jej strachu do tego stopnia, że myśli rozpierzchły się w panice, a podniesiony głos stał się jedyną słuszną reakcją. A tak reaguje ktoś, kto przestraszył się do granic możliwości i próbuje ukryć to za ostrym tonem, bo zależy mu bardziej, niż chciałby to okazać.
Na co dzień Teddy nie była taką panikarą. Nie mogła być, kiedy wbiegała w ogień i przeszukiwała zgliszcza. Ale teraz chodziło o jej przyjaciółkę, której wywrotka wyglądała naprawdę niepokojąco. Być może Darling wyolbrzymiała, przyćmiona wizją tego, że Finch mogłaby skończyć na wózku inwalidzkim i potrzebowała chwili, żeby ogarnąć, że jednak wszystko było w porządku.
Pod srierzbą, kurwa — klepnęła April w ramię mocniej, niż początkowo planowała. — Boże, przepraszam! — uniosła ręce w obronnym geście, aby przypadkiem nie wyrządzić jej jeszcze większej krzywdy. — Nie możesz żartować, że umierasz — ściągnęła brwi i zacisnęła usta w wąską linię. — Już i tak mam wystarczające wyrzuty sumienia, że zaprosiłam cię na wypad w góry i prawie zabiłam — dodała, przypominając sobie, jak śnieg przyjął April z entuzjazmem betonu.
Przymknęła oczy pod wpływem dotyku jej dłoni, a kiedy je otworzyła, to pierwszą myślą było wspomniane buzi. Nawet chciała musnąć usta przyjaciółki, ale finalnie złożyła słodkiego buziaka na jej niepoharatanym policzku. Tak było chyba bezpiecznie? Zresztą, skąd Teddy miała wiedzieć, o jakie buzi mogło chodzić?
Chodź, trzeba cię opatrzeć, zanim — tak dla odmiany — zamęczysz mnie swoim paplaniem — wyplątała ją z sitaki i pomogła wstać na równe nogi. Nawet otrzepała ją ze śniegu i zebrała sprzęt, bo przecież podczas akcji strażackich nie takie ciężary dźwigała na plecach. W zasadzie mogła ponieść również Finch, ale w takich warunkach pewnie poślizgnęłaby się albo potknęła o te wielkie buty skiturowe i skończyłoby się to niemniej bolesnym upadkiem. Dlatego jedynie użyczyła April swojego ramienia, przez drugie przerzucając jej deskę i swoje narty.
Przynajmniej droga do pensjonatu była łaskawa i odbyła się bez komplikacji. Nikt się nie wyjebał, a co najważniejsze — nikt nie zginął. Teddy musiała jeszcze tylko wygrzebać z bagażnika przenośną apteczkę, którą zawsze ze sobą woziła, nie spodziewając się, że ta przyda się akurat podczas tego wyjazdu.
Nie wierć się tak — poprosiła, kiedy już znalazły się już w pokoju. — Muszę to zdezynfekować — dodała, ujmując podbródek April w swoją dłoń. Nachyliła jej twarz w kierunku okna, aby móc lepiej przyjrzeć się ranie. Syknęła pod nosem, jednak dostrzegając minę Finch, od razu pokręciła głową. — Nie będę czarować, wygląda to paskudnie — rzuciła bez ogródek. — Ale otarcie nie jest na tyle głębokie, żeby została blizna — poinformowała, chociaż nie mogła mieć takiej pewności, przecież nie była lekarzem. — A nawet jeśli, to blizny są seksowne — dodała pokrzepiająco, jak na prawdziwą przyjaciółkę przystało. Popsikała gazik środkiem antyseptycznym i delikatnie przyłożyła go do rozciętego policzka.

April Finch
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
29 y/o
Welkom in Canada
157 cm
Head of Creative & Strategy Department
Awatar użytkownika
I like my girls just like I like my honey; sweet
A little selfish
I like my women like I like my money; green
A little jealous
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

— Dobrze, nie będę. Ale obiecaj, że wychowasz Theodorę na dzielną i znającą swoją wartość. — Oczywiście, że nie była w stanie odpuścić sobie jeszcze jednego żartu na temat potencjalnego zejścia z tego świata. Jeśli Darling nie chciała słuchać na temat wymarzonego pochówku, musiała chociaż zapamiętać, na czym się skupić w dbaniu o krowę, gdy zabraknie jej... matki chrzestnej? Drugiej matki? Cioci? Jak nazwać kobietę, która kupiła drugiej dziecko na wychowanie, ale nie jest z nią w związku, ale zna ją od lat i w sumie to też razem spały, ale to nie jest tak, że się mają na wyłączność? Coś nie mogła skojarzyć. Dobrze, że nie dostała takiego hasła w krzyżówce, bo pewnie by poległa.
Przyjęła jej ramię z ulgą. Podniesienie się do pozycji pionowej nie było aż tak straszne, jak się tego obawiała. Mruknęła niezadowolona, że w ogóle coś śmie ją boleć, ale była w stanie iść. Na pewno dałaby radę też doczłapać się do pokoju sama, ale nie chciała protestować. Pomoc była naprawdę miła, dodawała jej otuchy. Mogła natomiast protestować w kwestii noszenia sprzętu, ale widząc minę przyjaciółki, po prostu odpuściła. Niech sobie będzie rasową bohaterką. Za to jej przecież na co dzień płacą. Podatki April też na to idą!
Z ulgą zdjęła z siebie wierzchnią warstwę, gdy znalazły się w pokoju. Gruby materiał krępował jej ruchy. Dopiero teraz mogła porządnie zakręcić kółka ramionami i schylić się, by dotknąć palcami podłogi. Była w stanie to zrobić, niczego sobie przy tym nie skręciła. Zdjęła bluzę, żeby spojrzeć na ręce, brzuch i plecy w lustrze. To wyglądało nieco gorzej. Nie sączyła się na szczęście krew, znikąd nie wystawała kość. Czerwone otarcia jasno zwiastowały, że niedługo pojawią się na ich miejscu siniaki. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z rany na policzku. Wcześniej jakoś nie oddzieliła tego bólu od reszty ciała, nie zauważyła też krwi. To akurat jej się nie podobało. Siniaki mogła zakryć ubraniami. Co zrobi ze swoją niegdyś śliczną buzią?
— Paskudnie?! — Westchnęła żałośnie po zderzeniu z brutalną prawdą. Bolało bardziej niż zarycie w śnieg. No wspaniale. Tak się starała, by wyglądać na tym wyjeździe doskonale. W różowym miało być jej do twarzy, miała błyszczeć jak gwiazda polarna. A teraz co? Nie dość, że już raczej nie włoży na siebie sprzętu, bo nie nadawała się do jazdy, to jeszcze straci walory estetyczne na buzi? I skąd ona teraz wytrzaśnie taką maskę jak z Upiora w operze? Chciała być bardzo dzielna i nie wydać z siebie żadnego dźwięku, gdy Darling opatrywała jej policzek. Zachowała ciszę, ale nie powstrzymała zmarszczenia nosa, który wyraźnie pokazał, że trochę ją to zapiekło.
— Zawsze chciałam mieć taką bliznę przecinającą brew, bo one są seksowne. Ale tu? Jak jakiś spocony wojownik z ultramęskiej powieści fantasy. — Drgnęła jej dolna warga, ale jednak się nie popłakała. Odważne, ponętne wojowniczki z bliznami na łukach brwiowych przecież nie beczą nad takimi głupotami! Jeśli nie zostanie nią naprawdę, to musi zachować chociaż jej mental.
— Ty za to jesteś jak doskonała heroina prosto ze snów. Ale miałaś mieć urlop, a nie traktować mnie jak pracę. — Mimo wszystko uśmiechnęła się z wdzięcznością. Jakby jej coś spadło na łeb podczas samotnego wieczoru w mieszkaniu, jaki planowała, to skończyłaby pewnie gorzej niż poturbowana, ale pod okiem Teddy.

teddy darling
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Werka
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Kanadzie”