30 y/o
REKORD SKOCZNI
167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
i powiedz czemu cię szukam w niej? inną ma buzię i inne ma oczy; o tobie śnię, kiedy z inną śpię, chcę wracać po kilometrach warkoczy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

W tej relacji, która teraz wydawała się całkiem skomplikowana, łatwo było się pogubić, kto jest czyim synem – w sensie metaforycznym, emocjonalnym, bo realnie przecież żadne więzy krwi tu nie istniały. A jak w ogóle ją określić? Przyjaźń z pewnymi benefitami? Tylko że te benefity też były niejasne — przecież przespały się ze sobą tylko raz. No, właściwie kilka razy, ale w ramach jednej nocy. Czy można to w ogóle nazwać jednorazową przygodą? I czy powinny o tym w końcu porozmawiać?
Na szczęście przez ostatnie dni Teddy była tak pochłonięta pracą, że nie miała czasu głębiej zastanawiać się nad tym wszystkim. Może to i lepiej, bo w tej sytuacji znacznie wygodniej było po prostu przejść do porządku dziennego, zamiast próbować na siłę uporządkować to, co się wydarzyło.
Nie starała się z chodzić z April jak z jajkiem, w pewnym momencie musiała mocniej docisnąć gazik do rany, żeby mieć pewność, żeby Finch nie dostała jakiejś gangreny czy innego cholerstwa. Oczywiście to była jedna z tych tragiczniejszych wersji, gdzie policzek najpierw zostaje objęty stanem zapalnym, później zakażeniem, a na końcu martwicą tkanki. Wolała jednak o tym wspominać. Już wystarczyła jej markotna mina przyjaciółki i to, z jakim przejęciem mówiła o domniemanej bliźnie.
Daj spokój, April — popatrzyła na nią pobłażliwie. — Zawsze wyglądasz obłędnie. Serio! A po tym otarciu nie będzie ani śladu, zobaczysz — zapewniła skinieniem głowy.
Cholera, Teddy myślała, że wzmianka o bliźnie poprawi jej humor, a to tylko pogorszyło sprawę. Zajrzała do apteczki, ale nie miała tam wybitnego asortymentu. Kilka plastrów, bandaże, spray chłodzący, który akurat będzie jak znalazł na stłuczenia i siniaki oraz jakaś maść na otarcia. Darling wycisnęła z tubki trochę gęstej substancji i wtarła ją w zaczerwieniony policzek.
Hej, to naprawdę nie wygląda aż tak źle — powtórzyła jeszcze raz, chcąc za wszelką cenę przekonać przyjaciółkę do swoich racji. Szkoda, że April nie była zbyt skora, żeby jej uwierzyć. — Ale ty wiesz, że w pracy nie zajmuję się opatrywaniem ładnych dziewczyn? — zapytała, podnosząc na nią wzrok. Tak się składało, że kiedy ratowała komuś życie, zwykle na miejscu byli również paramedycy, którzy przejmowali od strażaków poszkodowanych. To oni najczęściej przywracali funkcje życiowe, gdy Darling i jej koledzy walczyli z buchajacymi płomieniami. Wiadomo, od czasu do czasu zdarzało się, że Teddy musiała przeprowadzić reanimację, w końcu nie bez powodu przeszkolono ją z pierwszej pomocy, jednak to było naprawdę rzadkim zjawiskiem.
Gotowe! — oznajmiła, zaklejając ranę plasterkiem. Ale to nie był byle jaki plasterek, tylko taki czaderski, z dinozaurem! — Wyglądasz c u d n i e! — podsumowała i cmoknęła ją w czubek nosa. — Pomóc ci przy tych siniakach? Nie twierdzę, że mój dotyk magicznie uzdrawia, ale chyba łatwiej będzie mi je schłodzić tym sprayem. Szczególnie na plecach — stwierdziła z uśmiechem. To wcale nie tak, że chciała znowu ją rozebrać, okej? Teddy taka nie była! Zresztą, najpierw sama musiała zrzucić z siebie odzienie wierzchnie, bo tak zaabsorbowała się opatrywaniem ran wojennych Finch, że dalej była ubrana w kurtkę i czapkę, przez co zdążyła się zajebiście zagrzać.

April Finch
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
29 y/o
Welkom in Canada
157 cm
Head of Creative & Strategy Department
Awatar użytkownika
I like my girls just like I like my honey; sweet
A little selfish
I like my women like I like my money; green
A little jealous
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Trudno jej było w pełni uwierzyć w słowa przyjaciółki. Brzmiały jak pocieszanie kogoś, kto jest w beznadziejnej sytuacji. Z wieloma tragediami dało się funkcjonować. Można było nawet żyć bez nogi, ale April w pełni zrozumiałaby kogoś, kto po utracie kończyny nieco dramatyzuje. Daleko jej było do tak skrajnego stanu, ale też bardzo łatwo popadała w dramatyzm, więc sytuacja była właściwie z góry przegrana.
— To strasznie głupio. Ja bym skupiała się w pełni na ratowaniu fajnych lasek. W GTA działało. —Pociągnęła żałośnie nosem, mimo wszystko się uśmiechając. Jedna z pierwszych misji w San Andreas, w której CJ pomagał wyjść z płonącego domu jakiejś dziewczynie, wryła jej się w pamięć. Może dlatego że przed tym celem gracza jest podpalenie tego budynku? A może przez szok, który przeżyła, gdy grała w to po raz pierwszy i okazało się, że typiara staje się dziewczyną głównego bohatera? Trudno stwierdzić, ale mniej więcej w ten sposób wyobrażała sobie korzyści płynące z angażowania się w tak trudną pracę, jak Teddy. Odwaga, walka o ludzkie istnienia i próba ratowania wszystkiego, co człowiek może posiadać, to jakieś tam dodatkowe drobiazgi!
— O rany, to dopiero będzie szczypać. Ale chyba masz rację. Pomóż mi, proszę. — Podniosła się z miejsca z kolejnym smutnym westchnięciem. Rozsądek w takich chwilach musiał wygrywać. Teraz może chwilę poboli, a ona sama do reszty się już ośmieszy, ale przynajmniej potem poczuje się dużo lepiej. Teraz nie miała już zbyt wiele do stracenia. Zdjęła z siebie kolejną warstwę, odkładając ubrania na swoje łóżko. W samej bieliźnie stanęła obok łóżka Teddy, cierpliwie czekając, aż pozbędzie się własnych kilogramów ubrań. Zawstydzona opuściła wzrok, szukając ratunku w podłodze. Trochę inaczej wyobrażała sobie tę scenę, gdy dostała zaproszenie na wyjazd. A nietrudno było dostrzec, że faktycznie chyba sobie coś wyobrażała. Ich ostatnia wspólna noc była dla obu zaskoczeniem. Miłą niespodzianką, do której się nie przygotowywały. Finch miała wtedy na sobie niedopasowaną bieliznę, którą raczej nikogo by nie skusiła. Na nogach pewnie znalazłoby się kilka włosków za dużo, których nie zgoliła dzień przed Jarmarkiem z czystego lenistwa. No po prostu była taka... codzienna. Przed tym spotkaniem się przygotowała. Sporą część nocy poświęciła na pracę, ale ewidentnie skupiła się również na sobie. Spędziła w łazience zdecydowanie zbyt dużo czasu, mocując się z maszynką i balsamami do ciała, o których istnieniu we własnych szafkach wcześniej zapomniała. Stanik i majki ewidentnie pochodziły z jednego zestawu. Przynajmniej nie wybrała niczego skrajnie seksownego, czułaby się jak skończona kretynka, gdyby musiała tu teraz sterczeć w komplecie rodem z pisma dla dorosłych. Przeniosła wzrok na własne odbicie w oknie. Cóż, może nie wyglądała jak laska z kalendarza, ale była pewna, że wygląda bardzo dobrze. A przynajmniej wyglądała godzinę temu, zanim się tak nie potłukła.
— Ale musisz przyznać, że ten pierwszy zjazd był imponujący! Byłam pewna, że cię rozwalę. Z pokorą przyjmuję rolę łamagi, a nie bogini sportu. — Zdjęła z ręki zegarek i ostentacyjnie opuściła go na łóżko Teddy. Posłała mu ostatnie, tęskne spojrzenie. Potrząsnęła niepewnie nadgarstkiem. Dziwnie się czuła bez niczego.

teddy darling
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Werka
30 y/o
REKORD SKOCZNI
167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
i powiedz czemu cię szukam w niej? inną ma buzię i inne ma oczy; o tobie śnię, kiedy z inną śpię, chcę wracać po kilometrach warkoczy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Rozumiała wewnętrzną rozpacz April. Wiedziała, że w tej chwili pogodzenie się ze szramą na policzku było równie bolesne, jak próba pogodzenia się z porażeniem mózgowym. Łączyła się z nią w tym cierpieniu, chociaż po cichu próbowała stłamsić rozbawienie. Było coś niezmiernie uroczego w całej przesadnej tragice, na którą Teddy naturalnie zareagowała kamiennym wyrazem twarzy, pozwalając przyjaciółce trwać w swoim nieszczęściu.
Miałabym wtedy bardzo dużo lasek — stwierdziła po chwili namysłu i rozejrzała się po pokoju. — Wtedy musiałabym je zabrać z nami, a nie wiem, czy wszystkie zdołałyby się tutaj pomieścić — wetchnęła, bo jakby nie patrzeć, łóżka były tylko dwa. Od biedny w każdym zmieściłoby się po dwie sztuki, ale co z resztą? — Nie potrafię wyrwać jednej, a ty mówisz o wszystkich, które kiedykolwiek wyciągnęłam z płomieni. To mocna przesada, April — zauważyła, zresztą całkiem słusznie. Finch ewidentnie poniosła wyobraźnia. Chyba czasami zapominała, że życie to to nie-jebajka nie gry wideo, w których opcje romansu przychodziły zadziwiająco łatwo.
No bo spójrzmy na takie Simsy — wystarczyło poprzybijać z żoną kilka razy piątkę, aby wybaczyła ci zdradę. A Dragon Age: The Veilguard? Tam to dopiero było rozpostarcie! Flirtowało się z każdym, a później wybierało się najfajniejszą opcję, chociaż każdy wiedział, że jedyną słuszną była Nave.
Nie będzie szczypać — zapewniła, zrzucając z siebie ciężką kurtkę, którą odrzuciła na łóżko. — Ale będzie zimno — dodała i otarła wierzchem dłoni pot z czoła, bo czapka prawie wypaliła jej styki w mózgu. Chociaż chyba nie było aż tak źle, skoro nie patrzyła na April niczym wygłodniała zwierzyna na swoją potencjalną ofiarę?
Teddy naprawdę zapierała się w sobie, żeby nie przelecieć jej samym spojrzeniem. Gdyby ktoś zapytał, jaką bieliznę miała na sobie przyjaciółka podczas ich wspólnej nocy po jarmarku, Darling pewnie zmyśliłaby kolor i krój. W tamtym momencie nie miało to najmniejszego znaczenia. Wtedy we wszystkim wyglądała olśniewająco, a bez niczego to w ogóle najlepiej na świecie. Teraz było podobnie, ale teraz żadna z nich nie była pod wpływem tego obrzydliwego trunku, który stał się prowodyrem całej sytuacji. A przynajmniej Teddy usilnie starała się to sobie wmówić.
Nawet nie wiesz, jak mi zaimponowałaś tym pierwszym zjazdem, Finch — pokiwała z aprobatą głową i opuściła jej ramiączko od stanika, aby spryskać lodem a aerozolu stłuczone ramię. — Gdyby nie twoje popisy i szpanerskie akrobacje, wyścig byłby totalnie wyrównany — zażartowała, bo April chyba nawet jakby bardzo chciała, to celowo nie potrafiłaby wywinąć takiego koziołka. — Miałybyśmy remis i kto wie? Może zwyciężyłabyś w tej zawziętej rywalizacji? — skierowała spray w okolice lędźwi, dostrzegając, jak przyjaciółka odrzucała zegarek na łóżko. Doceniała ten gest, chociaż dalej twierdziła, że zważywszy na okoliczności, nie było to do końca fair. — A teraz odwróć się do mnie przodem — poprosiła, a kiedy Finch stanęła z nią twarzą w twarz, Darling przykucnęła, żeby schłodzić jej obolałe kolana. Równie dobrze mogła ją po prostu wpierdolić do śniegu, pewnie na jedno by wyszło.

April Finch
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
29 y/o
Welkom in Canada
157 cm
Head of Creative & Strategy Department
Awatar użytkownika
I like my girls just like I like my honey; sweet
A little selfish
I like my women like I like my money; green
A little jealous
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nabrała powietrza, chcąc skomentować dokoptowanie do pokoju jej potencjalnych szmat ocalonych aniołeczków, ale odpowiednio szybko udało jej się opanować. To raczej nie skończyłoby się za dobrze i na pewno doszłoby do jakiegoś koszmarnego nieporozumienia. A przecież tak miło spędzały czas! Prawie bez bólu.
— To chyba gorzej. — Nie była wielką fanką chłodu. Zima w górach była w porządku, ale w odpowiednio ciepłym ubraniu i z opcją rozgrzania się potem przy kominku albo w jacuzzi. A takie zimno dla zimna? Bez sensu. Ludzie, którzy codziennie rano brali lodowate prysznice, byli dla niej równie odklejeni od rzeczywistości co ci, którzy wybierali w The Veilguard kogos innego niż Neve. Na szczęście nie zadawała się zbyt blisko z takimi wariatami. Mijała ich pewnie codziennie na ulicy, z kilkoma pracowała, ale to tyle. Nie wpuściłaby ich do swojego życia na stałe, a na pewno nie za darmo.
Na szczęście wcale nie było zimno. A przynajmniej nie aż tak, by się tym przejąć. Właściwie to zrobiło jej się bardzo gorąco. Uśmiechnęła się, słysząc komplement odnośnie do swojego zjazdu. Nawet takie prozaiczne słowa potęgowały buchnięcia gorąca, które rozpalały jej klatkę piersiową, próbując wyrwać się przez żebra na zewnątrz. Przymknęła oczy, skupiając się na dotyku Darling, a niekoniecznie na tym, co mówiła. Ból zniknął wreszcie z pierwszego planu jej rzeczywistości, teraz była na nim tylko ona. April czuła, jak na jej skórze pojawia się gęsia skórka, ale zatapiając się w relaksującej chwili, kompletnie zapomniała się tym przejąć. Dopiero, gdy poprosiła ją, by się obróciła, odzyskała rezon. Posłusznie, ale o dziwaczne trzy sekundy za późno, przesunęła się. Ledwie wyczuwalny moment, w którym ich oczy się spotkały, sprawił, że się zarumieniła. Zakryła twarz dłonią, przekuwając niezręczny moment w udawany kaszel. Nie jesteś w kreskówce, debilko.
— Ale jednak trochę mi głupio, że w taki sposób zakończyłam nasze zawody. Miałam nadzieję, że jeszcze pojeździmy. Jak ty masz ochotę, to się nie krępuj. Ja sobie odpuszczę do końca wyjazd, żeby nie zrobić sobie większej krzywdy. — Skupiła się na gadaniu, by zachować trzeźwość umysłu. Wypuściła powietrze przez nos, rozluźniła mięśnie ramion – uspokoiła się. Nie może się przecież ciągle rumienić jak sygnalizacja świetlna. Rozejrzała się po pokoju, który zaczął wyglądać niesamowicie kusząco. Tak, to było dobre miejsce do gnicia aż do nowego roku. Jakoś przeżyje ten brak aktywności fizycznej. Zapisze się na siłownie. Od stycznia oczywiście.
— Nie wzięłam wprawdzie konsoli, ale mam blanty. No i tu jest jacuzzi, a tego z kolei nie mam w domu. Narzekać na pewno nie będę. — Wygląda na to, że ten wyjazd będzie jej urlopem w wersji 2.0. Pogra sobie w domu, robi to przecież na co dzień. Ale rzadko ma okazję odprężyć się w środku lasu i utonąć w wannie z hydromasażem. Spojrzała w dół na Teddy, uśmiechając się szeroko. Wygląda na to, że smutek wywołany utratą godności i ranami na twarzy właśnie odpłynął.

teddy darling
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Werka
30 y/o
REKORD SKOCZNI
167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
i powiedz czemu cię szukam w niej? inną ma buzię i inne ma oczy; o tobie śnię, kiedy z inną śpię, chcę wracać po kilometrach warkoczy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie miała pojęcia, kiedy dokładnie zaczęła reagować w ten sposób na spojrzenia przyjaciółki. Znały się przecież od tylu lat, a to wystarczająco, żeby uznać swoją obecność za coś oczywistego. I do tej pory nie było w tym absolutnie nic niepokojącego. Nic, co kazałoby się zatrzymać i przyjrzeć bliżej temu, jak serce obijało się o żebra, bo patrzyły sobie w oczy trochę za długo.
A jednak teraz Teddy czuła to wyraźnie. Niewinny uśmiech potrafił wytrącić ją z równowagi, a kolejne spojrzenie wywracało żołądek na lewą stronę. Zaczęła łapać się na tym, że unika jej wzroku. Albo przeciwnie — gapiła się na nią jak sroka w gnat. Jasne, jeszcze długo mogła sobie wmawiać, że tamta noc po jarmarku niczego nie zmieniła. Co jak co, ale okłamywanie samej siebie zawsze wychodziło jej co najmniej nieźle. Albo mogła tłumaczyć to wybujałą wyobraźnią i dopisywaniem czegoś, co w rzeczywistości nie istniało i było wyłącznie jej idiotycznym wymysłem.
Nie zaprosiłam cię tutaj, żebyś siedziała sama w pokoju — zaprotestowała, kierując strumień lodu w okolicy biodra. — Ale pewnie wyskoczę na stok o świcie, kiedy będziesz jeszcze spała. Nawet nie zauważysz, że mnie nie ma — dodała, pamiętając, że przyjaciółka lubiła się porządnie wyspać, kiedy miała wolne. W przeciwieństwie do Darling, która pozostawała rannym ptaszkiem nawet w trakcie urlopu. Praca na kilka zmian wyzwalała w człowieku dziwne instynkty. Oprócz pełnej gotowości o każdej porze dnia i nocy, Teddy potrafiła zasnąć w każdym miejscu i w różnych dziwnych pozycjach. To było całkiem wygodne, dopóki nie budziła się z usztywnionym karkiem.
Chyba skończyłam — oznajmiła, traktując zimnem ostatnie żebra pod piersią. — Jest lepiej? Tak przynajmniej odrobinę? Cokolwiek? — zapytała, podnosząc na nią wzrok. I znów trzustka, śledziona i woreczek złapały się za rączki i zatańczyły kankana. Teddy musiała sprzedać sobie w myślach plaska na otrzeźwienie. — Ale blantem to chyba się podzielisz, co? — zapytała i uśmiechnęła się zawadiacko. — Nie pamiętam, kiedy się porządnie spaliłam. Pewnie z tobą — stwierdziła z lekkim wzruszeniem ramion.
Na co dzień nie miała takich luksusów. Nawet w teoretycznie wolny dzień musiała być zwarta i gotowa, bo zawsze mogło się coś wyjebać — karambol na autostradzie, wybuch ładunku w centrum miasta, wykolejony pociąg na przedmieściach. Katastrofy nie brały urlopu i nie sprawdzały grafiku, upewniając się, czy Theodora Darling była akurat poza remizą. A gdyby zjawiła się na akcji na kompletnym haju, to co miałaby wtedy powiedzieć? Że przeprasza, ale dziś jest spalona, jak ten budynek naprzeciwko?
Skoczę na dół po jakieś przekąski. I nie wiem... Może wino? — zerknęła niepewnie na April, jakby chciała po samej jej minie wyczuć, jak się na to zapatrywała. W końcu obie pamiętały, jak skończyło się ich ostatnie wspólne spożywanie alkoholu. Może to wcale nie był najlepszy pomysł? Teddy potrzebowała potwierdzenia, zanim popełni jakąś głupotę, której potem obie będą żałować. Albo wcale nie? Trochę się w tym pogubiła.

April Finch
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
29 y/o
Welkom in Canada
157 cm
Head of Creative & Strategy Department
Awatar użytkownika
I like my girls just like I like my honey; sweet
A little selfish
I like my women like I like my money; green
A little jealous
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

— Tylko nie zrób sobie krzywdy — poprosiła łagodnym tonem. Jeszcze tego by brakowało, żeby Teddy zaliczyła podobną wywrotkę, co ona. I to w czasie, gdy smacznie spałaby pod ciepłą pierzyną. Przyjaciółka udowodniła dzisiaj, że jeździ bardzo dobrze, więc April nie chciała martwic się na zapas. Na pewno poradzi sobie doskonale. A ona będzie mogła w tym czasie się wyspać. Wstawanie tylko po to, by oddać się sportom kompletnie przekraczało jej wyobrażenie o idealnym urlopie. Istniały jakieś plusy tego potłuczenia się. Przynajmniej miała idealną wymówkę, by się aż tak nie nadwyrężać. Było jej szkoda wyłącznie wspólnego czasu, jakim mogłyby się cieszyć na stoku. Ale skoro Darling nie planowała jej zostawiać samej w pokoju na zbyt długo, to nie zdąży się stęsknić.
— Dzięki. Jest dużo lepiej, słowo. Nic mi nie jest, nie zamartwiaj się — mówiła pewnym i całkowicie szczerym tonem. Czuła się dobrze. Trudno stwierdzić, czy to bardziej zasługa bliskości przyjaciółki czy jej aptecznych specyfików. Była pewna, że nawet, gdyby w szpitalu ktoś nafaszerowałby ją morfiną, nie czułaby się tak błogo, jak po zaopiekowaniu przez Teddy.
— Jasne, że się podzielę. Przecież zawsze mam przy sobie zapas. Ale nie spodziewałam się, że do mnie dołączysz. — Od razu poczuła się podekscytowana. Mogła jarać niemalże dowoli, o prawie dowolnej porze, jeśli tylko nie była w pracy. Zawsze jednak wolała zapalić w towarzystwie. Nie przeszkadzało jej nigdy palenie, gdy Darling siedziała trzeźwa obok, ale tęskniła też za radością, którą czerpały ze wspólnego narkotycznego luzu. Dorosłość mocno ograniczyła tego typu wspólne posiadówki, przez co Finch celebrowała każdą z jeszcze większą przyjemnością i radością życia.
— Przekąski. W dużych ilościach. I wino. — Kiwnęła głową, w pełni zgadzając się na ten plan. Miały zajarać i do tego jeszcze pić? Cudownie! Z szerokim uśmiechem podeszła do swoich rzeczy i zaczęła się z powrotem ubierać. Siedzenie w samej bieliźnie wydawało jej się jednak dość niezręczne. Poza tym – po prostu nie chciała zmarznąć. Jakby od jutrzejszego poranka zaczęła jeszcze kichać, to chyba by ją pokręciło. A pokręciło tak czy siak, skoro tak ochoczo zgodziła się na wprowadzanie w stan nietrzeźwości. Sama prosiła się o kłopoty.
Kiedy Darling wyszła, zajęła się ogarnianiem. Nie chciała, by ich rzeczy leżały byle jak i byle gdzie. Miało to być chociaż minimalne odwdzięczenie się za opiekę. Połączyła się z wieżą stereofoniczną, która dała niedaleko telewizora i włączyła swoją własną playlistę do jarania. Otworzyła drzwi na balkon, naciągnęła na siebie bluzę. W torbie odnalazła papierośnicę, wyjęła z niej dwa skręty. Wyszła na balkon i odpaliła jednego. Zaciągnęła się, wpatrując się w zaśnieżone drzewa. Na moment pozwoliła myślom odpłynąć w stronę nocy po Jarmarku. Miała wrażenie, jakby zakładała na Teddy pułapkę. Jakby chciała ją dorwać i wprowadzić w tę sytuację raz jeszcze. Znaczy no, na pewno trochę chciała. Ale czy faktycznie czyhała na nią jak wygłodniały zwierz? Musi ją brać podstępem i używkami? I czy nie powinna się po prostu wycofać? Traktować tamtego dnia jako jednorazową akcję? Albo chociaż taką, która nie pojawia się średnio co dwa tygodnie.
— April, co ty, kurwa, robisz — mruknęła niezadowolona, oparłszy przedramiona o drewnianą balustradę. Czołem dotknęła zimnych desek, zastygając w tej żałosnej pozie, jak jakiś przygnębiony gargulec, który zapomniał, że ma straszyć, a nie przeżywać egzystencjalne rozterki. Zgasiła skręta w popielniczce, choć wypaliła zaledwie połowę. Musiała czymś zająć ręce. Zaczęła krążyć po pokoju, poprawiając poduszki. Zgasiła górne światło, zostawiając tylko boczne lampki, które dawały miękkie, ciepłe światło. Potem uznała, że to wygląda zbyt romantycznie, jak wstęp do taniego filmu porno, więc zapaliła z powrotem jedną jaśniejszą lampę przy biurku. Przesunęła stolik kawowy bliżej kanapy, żeby miały łatwy dostęp do jedzenia.
— Dobra, po prostu będę naturalna. O hej, totalnie nie zauważyłam, że wróciłaś, bo byłam zajęta poduchami. W ogóle nie wgapiałam się w niebo, jak pies z jakiejś durnej bajki, zastanawiając się, co się stanie, jak wrócisz. Fajnie, fajnie. Nie no, to brzmi jakbym była pierdolnięta. To może coś w stylu, dzięki za winko, ziomek. Ziomek, kurwa? Jaki ziomek, kto tak mówi? A może po prostu zasnę po jednej lampce i się nie narażę na kompromitację? – Poprawiając układ pokoju, gadała do siebie, odgrywając dialog podzielony na głosy. Może w tym sprayu były jakieś benzodiazepiny i teraz ją do końca odkleiło?

teddy darling
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Werka
30 y/o
REKORD SKOCZNI
167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
i powiedz czemu cię szukam w niej? inną ma buzię i inne ma oczy; o tobie śnię, kiedy z inną śpię, chcę wracać po kilometrach warkoczy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

April chyba musiała dostawać mini zawału za każdym razem, gdy Teddy wspominała o swoich porankach na siłowni albo joggingu po osiedlu. Niewątpliwie Darling miała w sobie coś ze sportowego świra, ale nie takiego nachalnego, a konsekwentnego i zdyscyplinowanego. Przede wszystkim jednak w swoim zawodzie nie mogła pozwolić sobie na bylejakość. Musiała dbać o formę, bo gdyby nie regularne treningi, chyba nigdy nie dałaby rady dźwigać ciężkiego sprzętu gaśniczego, który nierzadko był większy i cięższy od niej samej. Węże, butle, aparaty oddechowe — wszystko to i jeszcze więcej wymagało siły i wytrzymałości. Darling doskonale zdawała sobie z tego sprawę, dlatego ćwiczyła nawet wtedy, gdy bardziej kusiło ją zostanie w łóżku. Mimo to nigdy nie próbowała przekonywać innych do swoich przyzwyczajeń ani narzucać im własnego stylu życia. Byłoby to równie absurdalne, jak gdyby Finch nagle postanowiła namawiać ją do rezygnacji z jedzenia mięsa. Teddy nie miała w sobie tej potrzeby nawracania kogokolwiek. I sama też nie potrzebowała nawrócenia.
Och, czyli jednak wino? Zanotowała to skinieniem głowy, ale jeszcze zanim wyszła z pokoju, zmieniła spodnie narciarskie na wygodne dresy i zarzuciła na siebie bluzę z kapturem. Nie można przecież palić blantów bez buzy z kapturem! I cóż z tego, że schodząc na dół wśród wszystkich tych eleganckich ludzi, którzy siedzieli w restauracji, oczekując kolacji, wyglądała jak totalna żulica.
Na początku nie miała pojęcia, jakie przekąski wybrać. Było tego zbyt dużo. Menu restauracji wyglądało jak jebany katalog pokus — małe kanapeczki, chrupiące dodatki w postaci koreczków z warzywami i serem, słodkie i słone zakąski na raz, a wszystko opisane apetycznymi nazwami. Przesuwała palcem po liście, próbując wyobrazić sobie smaki i zapachy, ale im dłużej patrzyła, tym większy miała pierdolnik w głowie. Potrzebowały czegoś prostego, co dobrze sprawdzi się jako przekąska do jarania. Nic ciężkiego i nic mdłego. Chipsy i ciastka! Kurwa, genialne w swojej prostocie! Teddy to jednak miała łeb. Wzięła też talerz z kanapkami, trochę koreczków i wino. A właściwie dwie butelki wina, bo miała wrażenie, że z jedną było tak jakoś ubogo? Nieważne. Nie musiały wypijać obu flaszek, przecież nikt nie miał w planach nikogo upijać. Najprawdopodobniej.
Zabranie się z tym wszystkim na górę stanowiło niemałe wzywanie, ale w końcu dotarła na piętro, łokciem naciskając na klamkę. Zastygła w bezruchu, z paczką chipsów w zębach i butelkami pod pachami, wyłapując jedynie końcówkę tego, o czym April dyskutowała sama ze sobą.
Będzie mi przykro, jak zaśniesz po lampce wina — powiedziała po tym, jak wypuściła chipsy na stół. — Ale jestem cwana bestia, bo nie wzięłam kieliszków. I to wcale nie dlatego, że zabrakło mi rąk i ust — ułożyła na stoliku resztę przekąsek i opadła na kanapę obok przyjaciółki. — Ach, kurwa — mruknęła pochylając wychylając się przez podłokietnik, żeby dosięgnąć swojej torby, po czym wyciągnęła z niego swój wielofunkcyjny scyzoryk. Kto by pomyślał, że po trzydziestce człowiek staje się tak zajebiście zaradny? — Paliłaś beze mnie? — zmrużyła oczy, przyglądając się uważnie twarzy Finch. — Nie no, to jest już szczyt chamstwa. Niby pochodzisz z takiej porządnej rodziny, a teraz wychodzi z ciebie prostak — prychnęła, z zadziwiającą łatwością odkorkowując butelkę. To źle wróżyło. Pewnie było jakieś pojebane, jak tamten jarmarkowy trunek.

April Finch
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
29 y/o
Welkom in Canada
157 cm
Head of Creative & Strategy Department
Awatar użytkownika
I like my girls just like I like my honey; sweet
A little selfish
I like my women like I like my money; green
A little jealous
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

April byłaby zadowolona właściwie z czegokolwiek do jedzenia, póki nie musiałaby za to płacić. Znaczy nie miałaby nic przeciwko wzięciu czegoś nadprogramowego. Cały urok był w tym, że płaciło się w trakcie wymeldowywania, a nie wybierania. Taka swoboda by jej wystarczyła. Nie wpadła jednak na to, by dać Darling jakiekolwiek sugestie i podpowiedzi. A zresztą! Da radę, dorosła jest. No i znały się tak dłuo – na pewno pamiętała, co lubi. Póki nie przyniesie kilku kilogramów mięcha, to będzie dobrze.
Nie było natomiast dobrze z sercem Finch, które podskoczyło jej do gardła. Przestraszyła się głosu Darling, bo faktycznie zatraciła się we własnych przemyśleniach i kompletnie zapomniała, że trzeba być czujną. Wzwyż poleciał również jej telefon, na którym właśnie przewijała piosenkę. Zrobił salto w powietrzu, ale na szczęście ominął zderzenia z podłogą – Finch udało się go złapać. Gdyby tylko przy dbaniu o siebie była taka zwinna, jak przy opiece nad elektroniką.
— O hej, totalnie nie zauważyłam, że wróciłaś, bo byłam zajęta poduchami — wyrecytowała, ryzykując, że brzmi to względnie naturalnie. Reszta wypowiedzi, którą zaplanowała, musiała rozmyć się gdzieś po drodze. I bardzo dobrze. Marihuana jednak dobrze działała na bystrość jej umysłu. O dziwo! Dbała o to, by na teg typu wyjazdy zabierać odmiany, które raczej pobudzają ją do działania, a nie zmulają i otępiają. Jak dobrze, że teraz mogła to po prostu zrobić w sklepie. Trzymanie kciuków, że diler nie leci w chuja, było jednak męczące.
— Postaram się wytrzymać, ale wiesz, jednak obudziłaś mnie skoro świt i... czy ty nosisz przy sobie scyzoryk? Jak tatusiek w rybackiej kamizelce po pięćdziesiątce? — Prychnęła rozbawiona, obserwując jej zmagania ze sprzętem. Może było to bardzo mądre i praktyczne, ale jednak troszeczkę... nietypowe. Przynajmniej w świecie Finch. W życiu by nie wpadła, żeby wziąć ze sobą coś takiego. Chyba że przy stole w trakcie zabawy z innymi nerdami – w postaci zawsze była gotowa na wszystko. Ale to tylko mądre alter-ego Finch. Ona sama taka nie była.
— Chciałam ukoić ból. Nie wiem, czy pamiętasz, ale wystrzeliło mnie w powietrze na co najmniej dziesięć metrów, a potem jeszcze wpadłam w kolosalne ogrodzenie. — Zdecydowanie przesadzała. To nie było zwykłe potknięcie, ale też nie scena z filmu akcji. Po prostu była skończoną łamagą i nabiła sobie kilka sporych sińców.
Kiedy tylko Teddy odkorkowała butelkę, April wyjęła ją z jej dłoni i odstawiła z głuchym stuknięciem na stolik. Teraz miały ważniejsze sprawy. Złapała ją za dłoń i pociągnęła za sobą, a właściwie zmusiła do wstania. Prowadziła ją w stronę balkonu, kołysząc biodrami w rytm piosenki Wet Leg, która sączyła się z głośników w pokoju. Sięgnęła po nienaruszonego skręta, którego wcześniej przygotowała i odłożyła na parapecie. Wsunęła go między wargi, odpaliła zapalniczką, osłaniając płomień dłonią przed wiatrem, i zaciągnęła się głęboko. Przymknęła na moment oczy, pozwalając dymowi wypełnić płuca, po czym wypuściła go powoli, prosto w stronę twarzy Teddy, otulając ją słodkawą mgiełką. Wyciągnęła w jej kierunku skręta uśmiechając się łobuzersko. Oddawała jej to, co najlepsze, bo przecież od początku odpalała go z myślą o niej.
— Chyba faktycznie nie jesteśmy takie stare, co? Wino z gwinta i blanty, noc, która może trwać w nieskończoność, bo jutro nie mamy żadnych obowiązków... Jakbym miała jednak umierać, to przynajmniej w doskonałym nastroju. — Oparła się biodrami o balustradę, uśmiechając się do niej.

teddy darling
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Werka
30 y/o
REKORD SKOCZNI
167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
i powiedz czemu cię szukam w niej? inną ma buzię i inne ma oczy; o tobie śnię, kiedy z inną śpię, chcę wracać po kilometrach warkoczy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Cokolwiek Finch robiła z poduchami, wyglądały przyzwoicie. Nie były oklapłe ani zwiotczałe, wręcz przeciwnie — pulchniutkie i miękkie, i same zapraszały, żeby się na nich wygodnie ułożyć. Najwyraźniej miała swój własny sposób na ich tarmoszenie, ugniatanie i układane w odpowiedni sposób, tak by idealnie podpierały plecy. Teddy doceniała ten gest. Tym bardziej że jej plecy często błagały o drobny komfort. Miała już trzydzieści lat i oddech dyskopatii na karku.
Noszę przy sobie scyzoryk — powiedziała takim tonem, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Bo dla niej była. Kto nie nosił przy sobie wielofunkcyjnego narzędzia? Chyba tylko niespełna rozumu. — Mało tego - jem też plasterki jabłka prosto z noża, jak prawdziwy dziadysław. Wiek do czego zobowiązuje — wzruszyła ramionami. Była córką mechanika, więc w dzieciństwie zaobserwowała różne czynności, które z czasem weszły jej w nawyk. Potrafiła otworzyć puszkę bez otwieracza, a w kieszeniach często nosiła praktyczne drobiazgi, jak sznurek, agrafki czy nawet taśma klejąca. Czy można uznać to za dziwactwa? Pewnie tak. Czy te rzeczy kiedykolwiek przydały się Darling w cywilizowany świecie. Raczej nie, chociaż raz użyła taśmy do przetartego kabla w motocyklu!
Pokiwała głową, całkowicie rozumiejąc potrzebę przyjaciółki. Musiała uśmierzyć ból — to było jasne jak słońce. April mówiła to wszystko z takim przekonaniem, że Teddy zaczynała coraz bardziej wierzyć w powagę tego upadku, który we wspomnieniach zaczynał nabierać na sile. I choć sama była świadkiem tej katastrofy i w jej oczach wyglądało to naprawdę okropnie, pomimo ciągłych zapewnień, że w rzeczywistości nie było aż tak źle. Siniaki na ciele i szrama na policzku, którą teraz zakrywał plasterek z dinozaurem, mówiły coś zupełnie innego. To były autentyczne dowody na to, że wypadek rzeczywiście zrobił swoje. Finch miała ogromne szczęście, że niczego sobie nie zwichnęła.
Konkretnie wyjebało cię w kosmos — przytaknęła, ale kiedy ta wyrwała jej butelkę z dłoni, zanim Darling w ogóle zdążyła złapać łyk, posłała jej obruszone spojrzenie. A jednak bez protestów dała się złapać za rękę i pociągnąć w kierunku balkonu.
Narzuciła kaptur na głowę i krzyżując ręce na piersiach, również zaparła się biodrem o balustradę. Wciągnęła nosem mroźne powietrze, jednocześnie spoglądając ponad głową April na tętniącą życiem wioskę, za którą rozciągał się gęsty las.
Hej, oczywiście, że nie jesteśmy aż takie stare — zaprotestowała natychmiast, najpierw mrużąc powieki, bo przyjaciółka wypuściła w jej kierunku dym, a później przechwytując od niej blanta. Przyłożyła go do ust i zaciągnęła się powoli, pozwalając, aby dym rozpełzł się po płucach, a potem wypuściła go w kłębiastej chmurze. — Potrafimy się dobrze bawić! Upić się, zjarać się jak bąki i nie spać całą noc, żeby... — urwała, szybko zagryzając dolną wargę, żeby się nie zagalopować. A potem znów zaciągnęła się lolkiem, pochyliła w przód i wypuściła dym, tym razem na wysokości ust przyjaciółki. — Czujesz się staro, April? — zapytała przyciszonym tonem, wychwytując spojrzenie zielonych tęczówek. Zielono, to ona, kurwa, zaraz będzie mieć w głowie.

April Finch
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
29 y/o
Welkom in Canada
157 cm
Head of Creative & Strategy Department
Awatar użytkownika
I like my girls just like I like my honey; sweet
A little selfish
I like my women like I like my money; green
A little jealous
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Starcza wersja Teddy miała swój urok. Ta zaradność do niej pasowała. Dojrzałość aż furczała. Z taką to mozna iść na ślepo ciemną nocą w las! Na szczęście nie musiały się nigdzie ruszać. Ciepłe ściany pokoju zachęcały do wykorzystania pobytu w przyjemny sposób, a nie przerażający. Chodzenie po lasach lepiej zostawić sobie na potencjalną apokalipsę.
Śledziła ją wzrokiem, obróciła głowę w jej stronę, gdy stanęła obok. Słucha uważnie, rozbawiona tym, jak świetnie odnajdywały się w młodzieńczej energii. Tak, zdecydowanie potrafiły się dobrze bawić! To akurat nie zmieniło się ani na moment od tylu lat. April zawsze świetnie czuła się w jej towarzystwie i nigdy nie nudziła. Nawet jakby zaplanowały leżenie cały wieczór plackiem i gapienie się w sufit, na pewno byłoby fajnie. Czuła niebywałą wdzięczność do świata, że zesłał jej do życia kogoś takiego. Patrzyła na nią urzeczona, rozkoszując się tym uczuciem. Doskonale czuła się wtulona w jej nagie ciało, doskonale czuła się po prostu jako przyjaciółka. Gdzie więc leżała granica? I jak jej przez przypadek nie rozmyć?
— Nie. Tak tylko narzekam, dla zasady. — Odsunęła się od barierki, stanęła na przeciwko Teddy. Poczekała, aż się zaciągnie i odsunie skręta od ust. Dopiero wtedy objęła ją mocno w pasie i wtuliła twarz w jej włosy. Zastygła w bezruchu, oddając się w pełni tym czułym gestom. W ogóle nie było jej zimno, mimo że stały na mrozie bez kurtek. Może nadal bolało ją potłuczone lędźwie, ale mając ją tak blisko, czuła się w pełni bezpiecznie, jakby wszystkie problemy postanowiły wyjechać.
— Pachniesz wiosną. Nie, że jak kwiatki... po prostu lepszą porą roku — odezwała się po chwili słowami, które chyba miały sugerować, że marihuana zaczynała powoli działać. Rozmarzyła się na tym mrozie. Odsunęła się od przyjaciółki, ucałowała oba jej policzki. Sięgnęła po własnego na wpół wypalonego skręta. Rozpaliła. Nie będzie przecież biedak leżał zbyt długo smagany chłodnym wiatrem. Usiadła w progu drzwi balkonowych, chcąc zaznać nieco ciepła z wnętrza, jednocześnie nie zadymiając przy tym pokoju. Odruchowo uniosła rękę, spoglądając na nadgarstek. Napotkała tylko gołą skórę, zegarek leżał przecież na łóżku. Chyba faktycznie miała ze sobą jakiś problem.
— Nie podoba mi się to anulowanie zawodów. Nie dość, że nici z mojego bycia księżniczką, to jeszcze traktujesz mnie do przesady delikatnie. — Odchyliła się do tyłu, kładąc się na podłodze w pokoju. Zgięte nogi wciąż wystawały poza pomieszczenie, marznąc na balkonie. Chyba tyle z dbałości o kulturę i bezpieczeństwo pożarowe. Zaciągnęła się po raz kolejny, wydmuchała dym nad siebie. Uważnie obserwowała jak rozmywa się w powietrzu, kalając czystość i niewinność miejsca wybranego przez państwa Darling. Uśmiechnęła się do wspomnień na ich temat. Faktycznie dawno z nimi nie rozmawiała. Chyba nigdy nie zakładali, że sprowadza ich córkę na złą drogę. Uchodziła raczej za grzeczne dziecko, a ta nadmierna radość z życia, którą emanowała, była raczej przez wszystkich rodziców doceniana. No, oprócz Finchów. Rodziny przyjaciół i byłych April byli jej fanami. Własna familia – niespecjalnie.

teddy darling
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Werka
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Kanadzie”