ODPOWIEDZ
27 y/o, 164 cm
primabalerina | The National Ballet of Canada
Awatar użytkownika
part me from my heart, my fate is sealed. offering my soul for something real
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

there's an empty space inside my heart
where the weeds take root
outfit
Nigdy nie uważała się za palacza. Nawet gdy paczka papierosów znajdowała swoje miejsce w każdej z jej torebek i stała się tak stałym ich elementem, jak pomadka do ust czy klucze, w głowie Santorini nie pojawiały się lampki ostrzegawcze. Odskocznia wciąż nie przekroczyła bariery nawyku - nie sięgała po nie odruchowo, w poszukiwaniu zajęcia dla swoich dłoni, choć w pewnym momencie zawsze zapragnęła mieć je przy sobie. Na zaś.
Z reguły nie paliła w towarzystwie. Chowała to jak wstydliwy sekret, choć dla wielu wokół niej papierosy były wyłącznie elementem codzienności. W jej rodzinnym domu palenie nie pojawiało się w jej głowie nawet w formie koncepcji potencjalnego buntu chociaż jej brat palił jak smok. Kobieta jej statusu nigdy nie powinna zniżyć się do tego wysoce niedamskiego zajęcia. Papierosy śmierdziały, ich dym gryzł ją w płuca i wdzierał się do tapicerki mebli. Wciąż w głowie słyszała wysoki, podniesiony ton głosu jej matki gdy wyrzucała brata na balkon.
Myśl niepostrzeżenie błysnęła w jej głowie ze swoim wspomnieniem. Obrazy letnich wieczorów w ich ogrodzie mieszały się z chłodem Kanadyjskiego wiatru muskającym jej skórę. Mimo środka lata, nie potrafiła przywyknąć. Trzydzieści Włoskich stopni wydawało jej się kompletnie różne od tylu samu w Toronto, jakby pomimo żaru lejącego się ze słońca, podmuchy powietrza niosły ze sobą groźbę nadciągającej zimy.
Westchnęła, wciągając do nozdrzy zapach miasta, którego nadal nie potrafiła nazwać swoim. Nie była palaczem - toteż nie chciała, by jej mieszkanie śmierdziało tytoniem. Zamiast tego, kierowana odległą zależnością stworzoną przez jej matkę, zawsze, gdy miała ochotę zapalić, wychodziła tutaj. Nie potrzebowała zbyt wiele czasu by polubić ten mały wybieg. W przeciwieństwie do drugiej strony budynku, balkon nie wychodził na główną ulicę, a na wewnętrzny dziedziniec. Huk jeżdżących samochodów i gwar rozmawiających na chodniku ludzi zlewał się w kakofonię dźwięków żyjącego miasta, docierających do niej zza grubego betonu. Przeźroczysta, mleczna osłonka oddzielająca jej balkon od innych zarosła gęstym bluszczem, izolując ją od sąsiadów, których nie spotykała zbyt często.
A niektórych wręcz nigdy.
W tym małym kokonie czuła się bezpieczna - pod osłoną nocy, gdy większość innych mieszkańców tkwiła zbyt pochłonięta wieczornymi rutynami bądź snem by wyglądać za okno. Nie czuła na sobie ich spojrzenia wychodząc na zewnątrz, w przeciwieństwie do środka dnia.
Jej dłonie odruchowo wyciągnęły jednego, wąskiego papierosa z paczki i wsunęły go do ust. Wyszukała w kieszeni spodni wysłużoną zapalniczkę, podejrzanie lekką i pustą w środku, co skrzętnie zignorowała.
Raz, drugi, trzeci - wpatrując się z nadzieją w iskrę, która nie prowadziła do płomienia.
- Cholera - warknęła pod nosem, machając zapalniczką jakby miało to w magiczny sposób napełnić ją paliwem.

James A. Rutherford
meow
nuda
28 y/o, 188 cm
artysta + barman the shop
Awatar użytkownika
colors run through my mind like a dream
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

#3
Druga w nocy wybiła na zegarze, a jego ciężkie, zmęczone powieki samoistnie uniosły się do góry. Nie denerwował się, nie próbował z tym walczyć, nie przekręcił się na bok, by podjąć się próby dalszego spania. Wypróbował już te wszystkie możliwości i wiedział, że jedyne, co może mu pomóc, to wstanie i zaznanie świeżego, chłodnego, miastowego powietrza.
Jego gołe stopy znalazły się na starym, zniszczonym parkiecie, a dłoń po omacku, drogą, z którą była świetnie zaznajomiona, powędrowała do niewielkiej szuflady w szafce nocnej. Wyciągnął z niej całe oprzyrządowanie i ospale podniósł się do góry, by udać się w stronę niewielkiego balkonu.
Znalazłszy się na nim, pozostawił za sobą szeroko uchylone okno balkonowe, by namiastka orzeźwienia mogła wedrzeć się do rozgrzanych murów mieszkania. Rozejrzał się po niewielkiej, zamkniętej przez bujną roślinność przestrzeni, szukając dla siebie najodpowiedniejszego miejsca. Jego zmęczone i ociężałe ciało pragnęło udać się na niewielkie, wygodne siedzisko, jednakże z obawy o niechcianą drzemkę na balkonie, postanowił zrezygnować z tej możliwości. W zamian za to podszedł do barierki, osunął się do dołu, oparł się o nią swoimi plecami i wyprostował. Cienkie pręty wbiły się w jego ciało, a zimne płytki sprawiły, że otworzył szerzej oczy. Ten chwilowy moment pobudzenia miał sprawić, że druga część nocy będzie w pełni przespana.
James nawet nie musiał zerkać na zegarek, żeby wiedzieć, że była druga. Przebudzał się stale o tej samej porze, jakby jego organizm został tak odgórnie zaprogramowany. Nie wiedział dlaczego, czy przyczyna powinna być dla niego klarowna, czy chowała się w odmętach jego umysłu? Czy to zawsze musiała być ta sama godzina? To było jeszcze dziwniejsze. Czemu druga w nocy? Przecież wszyscy doskonale wiedzieli, że nic dobrego nie działo się po drugiej w nocy. Jednak Rutherford szczerze wątpił, że powodem jego nocnego roztrzęsienia był stary sitkom, który oglądał ponad dekadę wcześniej. To byłoby zbyt cudaczne, nawet jak na niego.
W topiącym go półmroku wyciągnął dłonie przez siebie, zręcznie, z manualnym wprawieniem, tworząc charakterystyczne zawiniątko. Nie był z siebie dumny, nie mówił o tym głośno, ale ten wybór dawał mu schronienie.
Niespodziewanie usłyszał ruch otwierających się drzwi, a zaraz po nim lekkie, płynące kroki, co mimowolnie sprawiło, że zatrzymał się w bezruchu. Jego źrenice nabrały na czujności, jakby nagle czuł potrzebę ukrycia się ze swoim małym występkiem przed obcą mu osobą. Był tak często i powierzchownie oceniany, że przynajmniej na balkonie w środku nocy wolał uniknąć nieprzyjemnych komentarzy o rozległej deprawacji młodego pokolenia.
Jednakże pierw usłyszał bardzo charakterystyczny dźwięk, a później przekleństwo, które tym bardziej zwróciło jego uwagę. Nie ze względu na chęć umoralniania sąsiadki, tylko na sposób jego wypowiedzenia, który nie wydawał mu się znajomy, a jako osobnik uwielbiający poznawać i odkrywać wszystko, co nowe, nie mógł pozostać incognito.
Najpierw słyszalnie odchrząknął, żeby nie wystraszyć kobiety swoją obecnością, a zaraz potem stuknął trzykrotnie zapalniczką w metalowy pręt i zamkniętą w dłoni wysunął w stronę sąsiedniego balkonu, pomiędzy gęstymi zaroślami.
— Nadchodzę z sąsiedzką pomocą — powiedział cicho, lekko zachrypniętym po spaniu głosem, wychodząc z tym gestem dobrej woli wobec swojej – jak mu się wydawało – nowej sąsiadki. — Jestem niemal pewien, że jeszcze całkiem niedawno z tego mieszkania docierało do mnie soczyste la puta mierda zacytował, próbując naśladować ten charakterystyczny, hiszpański ton, jednak wyszło mu to mało realistycznie. Nie był też pewien, czy czegoś nie przekręcił, jednak nie jego zdolności językowe były tutaj istotne, tylko sam fakt pewniej zmiany, która zaszła w mieszkaniu obok. — Może nie do końca pewien, co do tego niedawno, bo mogło być jeszcze wtedy zimno... albo kwitły już wtedy kwiaty dębu... trudno sprecyzować, jednakże twoje cholera brzmi o wiele bardziej nieznajomo — powiedział, wręcz wyjaśnił na głos swój sposób rozumowania. James tak miał, że jego myśli natychmiast układały się w słowa i opuszczały jego usta, nim zdążył dobrze się nad tym zastanowić.
— Nowa, zbłąkana dusza w Parkdale czy tylko zmuszona do przelokowania w ramach idei nowego początku, który zmieni wszystko? — zapytał, kierowany ciekawością. Zazwyczaj opcja numer dwa była tą najczęstszą, gdyż ludzie niczym zabawki bywali przerzucani z jednego mieszkania do drugiego ze względu na nowe prawa socjalne czy przepisy, które miały im pomagać, a realnie wprowadzały tylko więcej niechcianego chaosu do ich życia.

Elena Santorini
james
27 y/o, 164 cm
primabalerina | The National Ballet of Canada
Awatar użytkownika
part me from my heart, my fate is sealed. offering my soul for something real
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Druga w nocy była godziną duchów.
Nie, żeby kiedykolwiek wierzyła w nadprzyrodzone. Ci, których straciła nawiedzali ją we snach i wspomnieniach, nie mieliby więc czelności zjawiać się w jej świecie w kolejnej, tym razem niematerialnej formie. Czuła na sobie ich wzrok wtedy, gdy sięgała po papierosa czy wychodziła z mieszkania na kolejną, przypadkową randkę zapełniającą jej wieczór. Pora dnia nie miała znaczenia - w mroku nocy czuła się równie komfortowo, jak za dnia.
Czyli umiarkowanie.
Subtelne odchrząknięcie mężczyzny nie było głośne, lecz przedarło się przez jej myśli z impetem wystrzału. Podskoczyła lekko, gdy panika chwyciła jej serce w swe szpony nim racjonalność spróbowała ją nadgonić. Zapalniczka wyleciała jej z dłoni, ze stukotem odbijając się od wysłużonych, balkonowych płytek gdy jasnym stało się, że nie była sama. Tutaj, w miejscu, w którym odnajdywała w samotności komfort, obca osoba zaznaczyła swoją obecność. Rozdarła bańkę jej myślenia o tym miejscu jako kameralnym, na zawsze zmieniając sposób, w jaki spoglądała na swoje drzwi balkonowe.
Przynajmniej dopóki nie dostrzegła męskiej dłoni z błyszczącym przedmiotem skrytym między palcami. W pierwszym odruchu spojrzała w bok - na dzielącą ich ściankę, obrośniętą bluszczem, który już dawno wymknął się założeniom poprzedniego lokatora. W szparach tej zasłony zieleni dostrzegła sylwetkę, ale była zbyt niewyraźna, wybrakowana w szczegóły by była w stanie odgadnąć, czy widziała go wcześniej na klatce schodowej, czy nie.

- Z gardłem Isabel podejrzewam, że pół naszego bloku ma ją za bezpośrednią sąsiadkę - wyrwało jej się, choć przecież postanowiła milczeć. Podeszła do barierki, sięgając po wyciągniętą w jej stronę zapalniczkę - chwilowo ignorując własną, zapomnianą na ziemi. Chwyciła przedmiot, przyglądając się męskiej dłoni, która go dzierżyła. Wyglądała młodo - a przynajmniej młodo w jej kategoriach spoglądania na świat i kontraście Isabel, mającej co najmniej sześćdziesiątkę. - Dziękuję.
Iskra uciekła z zapalniczki z trzaskiem, rozniecając płomień. Wetknęła papierosa do ust, zaciągając się lekko znajomym, mentolowym aromatem. Gdy jego końcówka rozjarzyła się w mroku, oddała mężczyźnie zapalniczkę - i cofnęła się od barierki o pół kroku, niczym spłoszone zwierzę.
Miał przyjemny, niski głos, którego chciało się słuchać. Ani w jego tonie, ani słowach nie dostrzegła złych intencji i gdyby spotkali się na korytarzu, w blasku dnia, być może zamieniłaby z nim kilka, uprzejmych zdań. Porozmawialiby o pogodzie, o głośnej sąsiadce, życzyliby sobie miłego dnia i ruszyli w swoją stronę. W mroku nocy, na balkonie, na którym przywykła do samotności i całkowitej izolacji od świata zewnętrznego, czuła się skonsternowana. W każdej nowości, w każdym odbiegnięciu od swojej rutyny dostrzegała potencjalne zagrożenie dla porządku i spokoju własnego ducha. Mimo tego, nie ruszyła do wyjścia wiedząc, że gdyby zbiegła w tej chwili, byłoby to bardziej podejrzane niż odpowiedzenie na jego - prawdopodobnie - niewinne pytanie.
- Zwabiło mnie piękno krajobrazu - odrzuciła leniwie, pochylając się by podnieść zapalniczkę. Ich dziedziniec można było nazwać cichym i kameralnym - w nocy - ale z pewnością nie był piękny. - Istnieje szansa, że niskie koszta wynajmu miały w tym swoją rolę. Ale mała.
Obracała zapalniczkę w palcach, zaciągając się kojącym, lekkim dymem. Nie pamiętała kiedy ostatnio paliła prawdziwego papierosa - brudnego, ciężkiego, po którego sięgają wszyscy mężczyźni choćby po to, by coś sobie udowodnić. Musiała być bardzo pijana.
- Brzmisz na stałego bywalca - zauważyła, dostrzegając sposób, w jaki nazwał ją nową twarzą Parkdale. Nie była nowa - nieszczególnie. Ale określiłaby się mianem wyjątkowo nieinwazyjnej, a pory jej treningów czy spektakli sprawiały, że z reguły opuszczała mieszkanie w porach, w których inni ludzie jeszcze tkwili w łóżkach. - Czy jesteś tym starym piernikiem, który przybiegł zapukać do moich drzwi gdy sąsiedzi z naprzeciwka sprawili sobie psa?


James A. Rutherford
meow
nuda
ODPOWIEDZ

Wróć do „#11”