0 y/o, 0 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Cassian Lennox

— Naprawdę znowu chcesz się ze mną zakładać? — spytała, unosząc obie brwi do góry. Po paru sekundach parsknęła śmiechem, kręcąc przy tym głową. Nie spodziewała się tak szybko kolejnego wyzwania, które mógłby jej zaserwować. Wzięła głęboki oddech, spoglądając ze spokojnym uśmiechem — najpierw musiałbyś wziąć plecak i pojechać do mnie do dziczy. Co jest bardziej prawdopodobne moja cisza, czy nasze, kolejne spotkanie poza sądem? — ręce splotła ze sobą i ułożyła na stole. Łokcie na blacie, a głowę położyła na wierzchu dłoni, spoglądając na Cassiana prowokującym wzrokiem. Piętnaście minut było jak kropla w morzu. Nie była aż tak przesadną gadułą, by nie być w stanie nie przestraszyć ryb.
— Oh, naprawdę? — spytała, udając delikatnie zdziwienie. Wyprostowała się, próbując złapać kontakt wzrokowy z Lennoxem — nie pomyliłeś naszych twarzy? Jeszcze nie zdążyłam powiedzieć nic kąśliwego, panie ponuraku — zaczęła bawić się jednym kosmykiem włosów, nie wiedząc, co zrobić z rękoma. Wzięła szklankę drinka i upiła z niej spory łyk. Próbowała ukryć delikatną niezręczność, która wdarła się między nich spotkanie. Jednocześnie uwielbiała to dziwne przepychanie, z drugiej wolałaby porozmawiać z człowiekiem, a nie robotem zaprogramowanym na złośliwości. Im dłużej spędzała czas z Cassianem, tym bardziej wzięła sobie jeden cel. Sprawienia, by zachowywał się jak człowiek.
— To spróbuj z kolejną durniu. Na tym polega życie, szukasz osoby, która akceptuje wszystkie twoje zalety i wady. Kto wie, pewnie jest jakaś pani mecenas równie ponuracka jak ty — mówiła przekonującym tonem, sama tego poszukiwała. Różni ludzie przewijali się w jej życiu, ale nigdy na tyle, by coś kliknęło między nimi na dłużej. Mogła nie być jak rekin. Nie poszukiwała aktywnie swojej ofiary miłosnej, ale była otwarta na to, co mogłoby się wydarzyć w jej życiu. — przesadzasz — skwitowała krótką, gdy usłyszała, że robił z siebie ofiary — nie jesteś jakimś chodzącym Jezusem, tak praca prokuratora jest niebezpieczna, ale na ile przypadków faktycznie dzieje się coś złego? To nie powód, by zamykać się na ludzi — a na pewno na miłość. Praca Kovalski też nie należała do najprzyjemniejszych. Widziała się z różnymi osobami w więzieniu. Bywały momenty, kiedy kupowała szampon na wszy, bo bała się, że coś na nią przeskoczyło od klienta. Inaczej bywało, gdy miała za klienta gangstera. Za każdym razem bała się wyjść z biura, mając wrażenie, że jego ludzie ją obserwują. Bywała na świeczniku, ale nigdy by jej to przed niczym nie zatrzymało. Miała rodzinę, przyjaciół i to dla nich tak zapierdalała.
— A więc mamy do czynienia z autodiagnozą. Jednak mnie nie potrzebujesz — odparła, klaszcząc delikatnie w dłonie. Poprawiła swoje wyimaginowane okulary terapeutki — Aż zaczęłabym się zastanawiać, czy to ucieczka, czy obrona — zamilknęła na moment, przechylając głowę. Ciekawiło ją, co dokładnie działo się w głowie prokuratora — poświęcasz sporo energii, żeby z nią ćwiczyć. Wysoki masz ten mur, Lennox — uniosła swojego drinka i zaczęła go przechylać na jedną, czy drugą stronę. To był jeden z tych momentów, w których zastanawiała się, co powinna powiedzieć dalej. Czy to była pora na słaby żart, by rozluźnić atmosferę? Widziała przed sobą ponuraka, który z całych sił próbował nim zostać. Mógłby zapierać się rękoma i nogami, byleby nic nie zmieniać.
— Wiesz co, z tego co pamiętam to, ja przekonałam ławników — przyjęła minę myśliciela i zamilknęła na dobre dziesięć sekund — z tego wynika, że mówię z większym sensem niż ty — parsknęła krótko Kovalski, przekładając nogę na nogę. Już powoli sama nie wiedziała, w jaki sposób powinna siedzieć. Stukała cicho obcasem z delikatnego zdenerwowania. Takie pole bitwy wydawało się jej niemożliwe do obalenia. Na twarzy za to panował u niej spokój. Zaciągnęła się papierosem, po chwili wypuszczając dym z ust.
— Gwiazda — odparła miękkim tonem — świecę z daleka, bo nie dopuszczasz mnie do siebie — brzmiała, jakby żartowała. Jednak już wiedziała, że było to trafne stwierdzenie. Znowu zaciągnęła się dymem tytoniowym. Potrzebowała, chociażby na chwilę zatrzymać myśli w swojej głowie. Jednocześnie bawiło ją męczenie ponuraka, jak i męczyło. Momentami miała wrażenie, że zaczyna widzieć w nim prawdziwego człowieka nieowiniętego w pancerny mur.
— Oczywiście, zabijam wyłącznie z klasą. To czysta strategia — odparła, unosząc delikatnie kąciki ust do góry — A co do Europy… — wzięła ostatniego bucha i zgasiła szluga w popielniczce —Jeśli lubisz klimat noir i nieco egzystencjalnego smutku to Islandia. Jeśli wolisz zatapiać się w winie i cynizmie, polecam Lizbonę. Za to jeśli chciałbyś znaleźć siebie, to niestety, nie ma takiego kraju. — zaczęła się bacznie przyglądać Cassianowi, zastanawiała się, czy jej wypowiedzi były w jakikolwiek sposób trafne. Czy łechtała, chociażby odrobinę jego ego. Polubiła tę zabawę w kotka i myszkę.
gall anonim
34 y/o, 180 cm
prokurator w superior court of justice
Awatar użytkownika
I wish I never ever told you all about it, but I just had to let you know I never meant to hurt you though
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Cassian nawet nie podniósł wzroku znad kieliszka, kiedy uniosła brwi, był zbyt zajęty mieszaniem resztek lodu w whisky, jakby to miało mu pomóc przetrwać kolejny z jej słownych pojedynków. A może po prostu nie chciał dać jej tej satysfakcji, że go bawiła. Na jego twarzy nie pojawiało się nic, chociaż w środku czuł się rozbawiony ich wymianą zdań.
Oczywiście, że chciał się założyć. Tak działał. Zasłaniał emocje analizą, dystansem, ironią. Nie, nie miał plecaka gotowego i nie, nie lubił dziczy. Ale myśl o tym, że mógłby jednak pojechać do niej pojawiła się i zagościła w jego głowie na dłużej. Odpowiedź była prosta: bardziej prawdopodobne było to, że spotkają się znowu. Bo jego ciekawość wobec niej rosła z każdym jej zdaniem.
A co, boisz się? — zapytał nagle, bez emocji, ale też bez złośliwości. — Boisz się, że ci się uda? Że faktycznie osiągniesz to, co chcesz?
Spojrzał na nią krótko, z ukosa. W jego głosie nie było kpiny, bardziej brzmiał jak ktoś, kto właśnie coś zrozumiał. Dobrze wiedział, że to wszystko nie było przypadkowe. Miała plan. Może chciała go sobie owinąć wokół palca. Może testowała, ile da się z niego wyciągnąć. Ale gdyby naprawdę nie chciała z nim spędzać czasu, to nie zaprosiłaby go tu teraz. Nie próbowałaby wejść mu do głowy, rzucając realną propozycję kolejnego zakładu. On mówił ogólnikami, ona zaczęła rzucać konkretami.
Mimo wszystko, Charlotte, twoje milczenie nadal wydaje mi się mniej prawdopodobne niż to, że wpadnę do ciebie do lasu — przerwał na chwilę, by wziąć kolejny łyk — Więc tak. Stawiam na kolejne spotkanie.
Jej teatralne zdziwienie rozbawiło go bardziej, niż powinno. Prychnął cicho, to była jego jedyna odpowiedź. Oczywiście, że jeszcze nie powiedziała nic kąśliwego. Ale mówiła już kiedyś. I mówiła dużo. Pamiętał. Może właśnie dlatego wrócił. Może właśnie dlatego nadal tu siedział, zamiast zniknąć po pierwszym drinku.
Na jej kazanie o życiu i poszukiwaniu kogoś, kto zaakceptuje wady i zalety, parsknął krótko pod nosem. Ładna teoria. Brzmi dobrze na papierze i w bajkach dla dzieci. Ale życie nie działa w ten sposób. A jednak słuchał. Jakby coś w nim… chciało się zgodzić.
A co, ty jesteś chętna? — rzucił nagle, zupełnie bez przemyślenia, co oczywiście było winą alkoholu. Za bardzo się rozluźnił. Gdy zrozumiał co powiedział, zreflektował się, jakby powiedział coś głupiego. Zasłonił usta dłonią, odruchowo, jakby powiedział coś karalnego.
Tak, bardzo przesadzał i wszystko wyolbrzymiał. Ale bał się naprawdę, tak samo jak samotności. I właśnie dlatego nauczył się żyć sam, lepiej zbudować mur i mieć spokój, niż dać się zranić. A ona… przebijała się przez ten mur. Słowami. Tonem. Sposobem, w jaki patrzyła.
Ty mówisz, że przesadzam. Ja mówię, że jestem realistą. Kwestia perspektywy, nie? — Chciał zabrzmieć nonszalancko, ale coś w tonie zadrżało. Złapał się na tym, że przez sekundę poczuł, jakby się przed nią odsłonił bardziej niż zamierzał. Szczególnie denerwował go fakt, że zauważyła. Była pierwszą kobietą od kilku lat, która nie uciekała, gdy czuła, że pomiędzy nimi jest bariera. Brnęła w nią tak, że z każdym kolejnym jej zdaniem Cassian czuł coraz większy dyskomfort. Powinni zmienić temat i to prędko.
Gdy wspomniała o ławnikach, parsknął pod nosem, niemal z niedowierzaniem.
Tak, przekonałaś ich. Gratulacje, Charlotte. Nie wiem, jak to robisz, zawsze brzmisz, jakbyś nie miała planu i tylko głupio gadała, a potem okazuje się, że miałaś.
To go irytowało. Ale też fascynowało. Jakim cudem ktoś tak impulsywny był aż tak skuteczny? Nie spotykał się z tym często. W ogóle nie spotykał się często z kimkolwiek. A już na pewno nie z przeciwnikami procesowymi, była pierwszym, z którym wymienił więcej niż uprzejmości.
Denerwuję cię. Czy to znaczy, że ci na mnie zależy? — rzucił z uśmiechem, słysząc jej stukanie obcasem. Było ciche, ale nie trudne do zauważenia. Jej postawa ciała też się zmieniła. Wziął łyk ze swojej szklanki, nie przerywając z nią kontaktu wzrokowego. Ta cała randka chyba powoli zaczynała ją przypominać, chociaż Lennox nie był dobrą osobą do oceny tego stanu rzeczy. Tak wnioskował.
A może boję się, że przestaniesz świecić, jak zbliżysz się za blisko — dodał cicho, bardziej do siebie niż do niej. Nie rozumiał co w niego wstąpiło, że zaczynał mówić takie teksty. Działała na niego w dziwny sposób, zdążył nawet zauważyć, że drżały mu dłonie, gdy trzymał szkło w ręce.
Islandia brzmi fajnie. Zapamiętam to. Jak kiedyś wyjadę, pomyślę o tobie. Może nawet wyślę kartkę.
To był żart, ale… może nie do końca. Z jakiegoś powodu chciał zobaczyć, czy ona naprawdę się przedrze przez ten jego mur.
I może, cholera, naprawdę mu się to podobało.

Charlotte Kovalski
0 y/o, 0 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Cassian Lennox

Irytował ją. Ta cała pustka na twarzy, której nie była w stanie rozgryźć. Przegryzła swoją dolną wargę, próbując wymyślić plan na rozgryzienie go. Interesowało ją, co dokładnie siedziało pod jego głową. Ta czarna czupryna skrywała więcej, niż chciała pokazać. Miała niewątpliwą satysfakcję rozgryzania szachów 3D. Tylko ta biała plama na jego twarzy... chciała usłyszeć jego szczery śmiech. To było jedyne, czego potrzebowała do szczęścia.
— Czego mam się bać? — spytała, przechylając głowę. Wpatrywała się w niego zaskakująco długo — o co chciałbyś się założyć tym razem i jaka miałaby być twoja, i moja nagroda? — spytała całkiem szczerze, oczekując konkretnych rozwiązań. Nie bała sie go. Chciała móc spędzić z nim więcej czasu. Większość bogatych facetów była inna, prostsza. Bardziej przyrównywana do jej samej. Nie było w nich nic zaskakującego, nie miała, jak odkrywać kart. Przy Cassianie miała żywą rozrywkę, którą chciała realizować, kiedy tylko na niego spoglądała. Zastanawiała się jedynie, jak bardzo mogła go jeszcze bardziej zszokować.
— Nie sądzisz, że przy kolejnej sprawie będziesz miał problemy, by zmierzyć się ze mną w sądzie? — spytała lekko prowokującym tonem — ja mogłabym spędzić z Tobą weekend. Jesteś inny. Poza tym pytanie powinno brzmieć, które z nas chce tak naprawdę tego weekendu — znów zaczęła bawić się włosami, ale tym razem wyraz twarz odrobinę się jej zmienił. Wyglądała na pewniejszą siebie. Nie wiedziała, skąd się to wzięło. Cassian nie odmówił od razu wspólnej propozycji wyjścia na ryby, a to powoli zaczynało ją bawić. Pub wydawał się dla niego czymś dużo straszniejszym. Za to dla niej było wręcz odwrotnie.
Przy czym zgodziłaby się na oba.
Musiała odkryć, jakie myśli skrywały się w jego głowie.
— Wyglądasz, jakby spotykanie się ze mną było co najmniej karane dożywociem — skwitowała poważnym tonem, mierząc go wzrokiem. Wzięła większy łyk drinka. Powoli budowała napięcie, nie wiedząc przez moment co powiedzieć. Czy to był odpowiedni moment na rozdanie kart? Wzięła głęboki oddech, próbując rozgryźć, w jaki sposób powinna to rozegrać — ale tak, byłabym chętna. Inaczej bym Cię tutaj nie zapraszała — sekundę później odwróciła wzrok, skupiając się na światłach wywieszonych między drzewami. Nie chciała rozpocząć analizy. Tym razem się jej bała. Co miałaby mu powiedzieć w takiej chwili? Okłamać? Grać głupa? Szybko, by rozpoznał, że coś jest nie tak. Za to ona... faktycznie chciała poznać go bliżej.
— Nie — miała chłodny ton jak na nią — kwestia słabej psychiki. — wzięła głęboki oddech przed próba wytłumaczenia tego, co siedziało jej dokładnie w głowie — wcale nie jestem bezpieczniejsza. Zjebię sprawę jakiegoś gangusa, to mogą wziąć mnie na cel — raz dostała przepięknym tekstem, że taką niunię to każdy weźmie na mieście, kiedy się nie spisze. Uśmiechnęła się chłodno, odwracając wzrok. Momentami bała się własnej pracy. Nie każdy klient był wart walki, a kiedy była w nieswojej kancelarii nie zawsze kontrolowała zlecenia, które dostawała — myślę, że tkwisz w tym, tyko po to by nikt Cię nie zranił — odpowiedziała finalnie, opuszczając wzrok na kraniec własnej sukienki. Zaczął wydawać się jej bardziej interesujący niż Cassian. Kiedy zaczynała być szczera, za bardzo opuszczała gardę. Teraz bała się o samą siebie. Co prokurator mógłby zrobić z taką wiedzą? A była pewna, że jeszcze kilka razy zmierzą się w sądzie.
— Bo mnie nie doceniasz — zresztą jak każdy mężczyzna, dodała już w myślach — widzisz we mnie głupią blondynkę, którą nawet nie jestem. Za to ja patrzę na emocje i szczegóły, na które inni zwracają uwagę — na tym polegała reklama. Budziła uwagę, bo niosła za sobą jakiś przekaz. Kovalski za każdym razem próbowała zrobić to samo, wszelkimi możliwymi sposobami próbowała sprzedać własnego klienta — na przykład na twoją togę. Wygląda okropnie, powinieneś już ją zmienić, bo nikt nie bierze Cię na poważnie — nie było w jej tonie złośliwości. Wprowadziłaby zaledwie kilka zmian we wyglądzie Cassiana, by ludzie brali go bardziej na poważnie. Jego toga przypominała jej ubrania w rodzinach wielodzietnych. Prokurator, który nie potrafi ubrać jednej rzeczy porządnie, nie mógł być brany na poważnie. Innym aspektem sprawy dla niej wydawało się, wzbudzenie zaufania jako kobieta.
Musiała mówić, inaczej by się nie sprzedała.
— Lennox — rzuciła poważniejszym tonem — za krótko się znamy, żebyś rzucał mi takie wielkie hasła — dodała już spokojniejszym tonem. Mieli za sobą kilka spotkań w sądzie. Nie zależałoby jej na osobie, której nie zna. Za to poznanie Cassiana należało do eksperckiego poziomu trudności — bardziej bym powiedziała, że interesujesz — poprawiła go, ale tym razem pozwoliła sobie na badawcze spojrzenie — inny facet już by się zastanawiał, czy to pora na wyjście z pubu i seks, a ty... — była całkiem szczera, gdy o tym mówiła. Nie raz spotykała się z palantami, którzy tylko widzieli dwie pary jej oczu — odpychasz mnie rękoma i nogami — przegryzła przez moment dolną wargę, przerywając przez moment swój monolog — ciekawi mnie to — rzuciła finalnie. Mogłoby to zabrzmieć krótko: tak, zależy. Tylko znali się krótko, a on budował w niej ten dziwny rodzaj ekscytacji, który chciała poznać bliżej.
— A może pojedziesz ze mną? — zaśmiała się Charlotte, nie spodziewała się zaproszenia. Sama musiała się wszędzie wpraszać — już daj spokój, widzę, że Cię interesuję — dobra mina do złej gry. Wyprostowała się momentalnie i wpatrywała się w niego jak obrazek — na tyle że wyłapujesz drobne szczegóły, które ktoś inny by olał — czysta prowokacja. Interesowała ją jego reakcja oraz to w jaki sposób potoczy się reszta tego wieczoru. Nic już nie było pewne.
gall anonim
34 y/o, 180 cm
prokurator w superior court of justice
Awatar użytkownika
I wish I never ever told you all about it, but I just had to let you know I never meant to hurt you though
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Cassian siedział bez ruchu przez dłuższą chwilę. Palcami lewej dłoni spokojnie przesuwając po blacie, szukając jakiegoś zajęcia dla swojej dłoni. Gdyby miał oceniać, który moment jej monologu był punktem zwrotnym, nie umiałby zdecydować. Była zbyt dobra w rozbrajaniu ludzi na części pierwsze. Nie komentował jej wywodu od razu. Musiał uważać. Była jednocześnie przeciwniczką i kimś więcej. Uśmiechnął się krzywo, jak zwykle bez większych emocji w oczach.
Podniósł na nią wzrok. Zbyt długo siedział w ciszy.
Zakład? Skoro tak lubisz grać... dobrze. Jeśli wygrasz, zrobię wszystko, czego będziesz chciała. A jeśli ja wygram to… — przerwał na chwilę zastanawiając się czego naprawdę by chciał — powiem ci dopiero wtedy, jaka będzie twoja kara. — Dla hazardzisty, którym ewidentnie była sądząc po ilości i zamiłowaniu do ciągłych zakładów, taka niepewność była najlepsza. Mogła prawdopodobnie wygrać wszystko i przegrać nic, jeżeli on źle zadecyduje. Tutaj nawet nie było się nad czym zastanawiać, tylko mogła brać w ciemno, skoro była taka pewna swojej wygranej.
Odchylił się lekko w tył, opierając się na krześle.
I nie, nie sądzę, że miałbym problem zmierzyć się z tobą w sądzie. W końcu i tak czy siak na siebie wpadniemy, a ja lubię wygrywać. — Zaakcentował swoje ostatnie słowa, sugerując, że teraz po ich rozprawie wcale nie czuł się przegrany. Miał jeszcze wiele możliwości by zrównać ją z ziemią, ale na razie nie chciał tego wykorzystywać. Może wierzył, że polubi ją na tyle, że nie wniesie tej apelacji? — Ale jeśli kiedyś zechcesz usłyszeć moje szczere przegrałem... to raczej nie będzie na sali rozpraw.
Spojrzał na nią dłużej, jakby właśnie próbował rozpracować nie ją, a samego siebie.
Weekend, Charlotte? — zapytał, powoli, wyraźnie wymawiając każde słowo. — Myślę, że oboje wiemy, kto tego naprawdę chce. Ale ty nadal liczysz, że to ja powiem to pierwszy.
Spiął się lekko, gdy usłyszał, że jest chętna. Doskonale o tym wiedział, bo inaczej nie lgnęłaby do niego i nie szukała wymówek na spotkanie poza salą sądową czy palarnią. Ale pomimo świadomości czuł się trochę dziwnie, gdy przyznała to na głos. Nie wyobrażał siebie będącego w związku z kimkolwiek.
Więc co, ty byłabyś chętna by akceptować moje wady i zalety? — prychnął i pokręcił głową w rozbawieniu. — Miałem znaleźć panią ponuracką a nie świecącą gwiazdę, czy jak ty tam siebie określiłaś. — Jego naturalną linią obrony był atak, korzystał z tego od lat, nigdy go nie zawodziło. W tej sytuacji również nie mogło.
Skupił swój wzrok na niej, gdy ona go od niego odwróciła. Analizował każdy element jej twarzy, spojrzenie, kąciki ust. Nie potrafił powiedzieć, że była brzydka ani nieatrakcyjna, miała coś w sobie, może bardziej odpychał go jej charakter, bo była całkowicie od niego inna. Czasami wręcz męcząca. Oparł jedną rękę łokciem o blat, a na ręce swój policzek.
Masz rację, odkryłaś mnie — przyznał i kiwnął głową z uznaniem, a wolną ręką sięgnął po drinka, którego znów się napił. Nie miał siły, by znów zaprzeczać i szukać jakiś sprawnych wymówek na to wszystko. Było dokładnie tak jak mówiła, tkwił w tym tylko dlatego, że bał się, że ktoś go zrani. A może tylko chciał, aby poczuła, że ma rację? Chyba sam się zgubił na chwilę w sobie.
Nie jesteś głupią blondynką — przerwał jej chłodno, niemal niechętnie, jakby nie chciał dawać jej tej satysfakcji. — Ale czasem udajesz, że jesteś, żeby nie musieć przyznawać, że coś boli. — Znów przesunął wzrokiem po jej twarzy. Chciał zauważyć coś, cokolwiek, bo w końcu stosował jej taktykę. Potem, jakby zupełnie mimochodem, dodał: — Togi nie zmienię. Ludzie mają mnie nie lubić, nie ufać, a to mi pomaga.
Zmrużył oczy na jej następne słowa. Choć przez większość życia unikał tego typu rozmów, teraz nie potrafił powstrzymać się przed odpowiedzeniem.
Interesuje cię, bo się nie rzucam na ciebie jak reszta mężczyzn, prawda? — mruknął i uniósł kącik ust ku górze, wiedząc, że chyba trafił w ten punkt, w który chciał. — No to ja też się tobą interesuję, ale z większym oporem. Ale nie oczekuj, że się otworzę tylko dlatego, że masz ładne oczy. — Wzrok zawiesił na jej ustach, kiedy przegryzła wargę. Zbyt długo. Zbyt ostentacyjnie. Cofnął wzrok. Chciał dodać na sam koniec swojej wypowiedzi, że będzie musiała się bardziej postarać, ale dosłownie w tym momencie zaprzeczyłby samemu sobie. Bo to głupie przygryzanie wargi sprawiało, że coś w nim pękało.
Na pytanie o wspólny wyjazd zaśmiał się krótko pod nosem. Może nawet w głowie sobie gdzieś to wyobraził, chociaż na głos trudno byłoby mu się do tego przyznać. W końcu wrócił spojrzeniem do jej oczu.
Może i pojadę z tobą, Kovalski.

Charlotte Kovalski
0 y/o, 0 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Cassian Lennox

— To jedyne moje pytanie brzmi o co — powiedziała miękkim tonem, wpatrując mu się w oczy — nie wiadomo, kiedy znowu będziemy mierzyli się w pracy — a ona zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle chciała. Była gotowa puścić swoje psy gończe, żeby tylko wymiksować się z każdej takiej sprawy. Powoli przestawało ją obchodzić, jakim był prokuratorem, a zaczynała się zastanawiać, jakim był człowiekiem. Takie rozważania bardzo przeszkadzałyby w jej pracy. Bardziej interesujące dla niej zaczynało być jego spojrzenie, mimika twarzy i to jak silił się, by nie reagować na jej słowa.
— Też lubię wygrywać — przypomniała mu, zatapiając usta w drinku. Przez moment je przymknęła, nie do końca wiedząc, co powinna ze sobą zrobić. Wizja kolejnego zakładu wydawała się być od niej silniejsza. Podobnie jak silniejszą miała potrzebę udowadniania każdemu mężczyźnie, że jest od niego lepsza. Tylko wtedy jej ojciec wydawał się być nią zadowolony. Nawet jeśli jego niebieskie oczy bardziej ją interesowały, nie miała zamiaru dać się rozproszyć — rozumiem, że grając w Chińczyka, będę w stanie je usłyszeć? — zaśmiała się Kovalski, poprawiając sobie włosy. Zaczęła się głęboko zastanawiać, co musiałaby zrobić, by usłyszeć takie słowa z jego ust.
— Zabawne — parsknęła krótko — Mogłabym. Ale wtedy nie miałbyś tej satysfakcji, że to twoja decyzja. — uniosła delikatnie kąciki swoich ust, przesuwając dłoń na blat. Zaczęła rysować kółeczka, próbując znaleźć zajęcie dla swoich rąk. Podobało się jej to przejście Cassiana z czystej defensywy na prawdziwy atak. Czuła w tym swego rodzaj satysfakcji. Zaczął wchodzić z nią w tę grę, kto kogo bardziej znielubi.
— Spokojnie, rumaku — odparła niemalże od razu — jeszcze nie składam żadnych deklaracji, dopiero zaczęłam się uczyć, gdzie jest przepychanka, a gdzie zaczynasz się ty — mówiła spokojnym tonem, a na jej twarzy nie dało się odgadnąć, co dokładnie o tym wszystkim myślała — cóż, ponurackie nie chciały Cię znieść, więc los podsunął Ci plan B. — zażartowała, próbując wejść w rolę słodkiej blondyneczki na nowo. Wtedy ataki Lennoxa nie były tak skuteczne. Sama wolała lekko poluzować sytuację, bo zaczynała czuć się jak na przesłuchaniu w sądzie.
— Jak nie udaję głupiej blondynki, to ojciec robi ze mnie syna — przyznała, spuszczając wzrok — jego niespełnione marzenia o posiadaniu pierworodnego syna, a nie córki spaliło na panewce — po momencie przyznała mu rację — więc możliwe, łatwiej ukryć, kiedy coś zaboli — odkryła się przed nim delikatnie. Nie spowiadała się, jedynie zaznaczyła o własnych trudnościach. Rzadko kiedy narzekała na swoją rodzinę, ale pamiętała te dziwne aktywności z ojcem przez urodzeniem się reszty rodzeństwa.
— Powinni Cię lubić i Ci ufać, inaczej zaufają mi — sprostowała Charlotte, próbując mu dać krótką radę. Powinien jej zdaniem delikatnie popracować nad wizerunkiem. Miałby wtedy większe szanse.
— Nie jesteś interesujący, dlaczego że się nie rzucasz — poprawiła go Charlotte, przechylając głowę i marszcząc przy tym delikatnie brwi. Dla niej była to tylko jeden składowy element — ale jesteś, dlatego że usilnie próbujesz mi udowodnić, że Ci nie zależy — wyprostowała się, utrzymując kontakt. Mieli drobną słowną potyczkę, a to zaczynało ją bawić — w porządku, ja nie będę się odsłaniała, bo się bronisz przede mną — odparła, mówiąc stonowanym tonem. Nie chciała go przestraszyć, czy działać zbyt szybko. Zastanawiała się, czy powinna powiedzieć coś więcej, ale chyba nie. W sądzie będą mogli być bardziej wylewni.
Krótko uśmiechnęła się na ostatnie jego słowa.
— Chodź, Lennox — rzuciła Charlotte, dopijając swojego drinka i wstając od stołu — zabieram Cię na największe tortury — jeśli on myślał, że ona nie zmusi go do tańca, to się gorzko mylił. Chwyciła jego dłoń i mocno pociągnęła go w stronę parkietu. Poczuła dziwne mrowienie w brzuchu, ale dobrze wiedziała, że w ten sposób przekracza nie tylko jego granicę, ale też własne.
gall anonim
34 y/o, 180 cm
prokurator w superior court of justice
Awatar użytkownika
I wish I never ever told you all about it, but I just had to let you know I never meant to hurt you though
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Cassian uniósł lekko brwi, gdy usłyszał, jak spokojnie, zadała mu to jedno pytanie. Przesunął palcem po brzegu szklanki, nie spuszczając z niej wzroku, a w głowie zamrugało mu ostrzeżenie - nie zaczynaj myśleć o niej inaczej niż jak o przeciwniku. Tyle że tym razem jakoś nie działało. Nawet miło mu się zrobiło, coś go łaskotało w okolicach żołądka.
Gdy przypomniała, że też lubi wygrywać, uśmiechnął się, bardziej kącikiem ust niż całym wyrazem twarzy. Niby się zgadzał, ale przecież oboje dobrze wiedzieli, że u niej to wygrywanie znaczyło coś więcej.
Będziesz musiała bardzo się postarać, bo jestem dobry w planszówki — rzucił cicho, przekrzywiając głowę, gdy zapytała o chińczyka. Zbyt wiele było w tym pytaniu, by je uznać za niewinne.
Nie skomentował jej słów o decyzjach. Był dobry w zauważanie szczegółów, w końcu to robił na co dzień na sali sądowej, by obadać stronę przeciwną. Widział przecież to delikatne drżenie dłoni, gdy zaczęła rysować na blacie. Ten ruch był zbyt kontrolowany, żeby nie był wyuczony. I zbyt nerwowy, żeby nie był prawdziwy. Milczał, ale nie spuszczał wzroku, obserwował uważnie.
Kiedy nazwała go rumakiem, mimowolnie zacisnął palce na szklance, która już praktycznie była pusta. Nie dlatego, że go to uraziło, broń boże, po ilości wypitego alkoholu nawet zwracanie się po imieniu by mu nie przeszkadzało. Po prostu… nie umiał powiedzieć, kiedy ostatnio ktoś tak lekko do niego mówił. Nawet jeśli używała dziwnych określeń w jego stronę, to wciąż zrobiła więcej niż wszyscy ludzie, których poznał w ciągu kilku lat. Zawiesił na niej spojrzenie. Na pewno była dla niego planem B, albo C i D, którymkolwiek; ona w ogóle wysiliła się, by chcieć go poznać i przedrzeć się przez tę głupią ponuracką stronę.
Zmrużył oczy, gdy wspomniała ojca. Takich rzeczy nie mówiło się przypadkiem. Takie zdania wypowiada się, kiedy człowiek zaczyna chcieć, żeby ktoś je usłyszał, bo gdzieś coś mu wadzi na sercu. On mógł opowiedzieć jej całą historię rodzinną, bo też nie był traktowany sprawiedliwie. Zrozumieliby się. Ale pomimo zrozumienia Cassian nie wiedział co jej odpowiedzieć, dzisiaj chyba nie nadawał się do głębokich rozmów o rodzinie. Słuchał i jedynie kiwał głową, zastanawiając się czy przy dopiero następnej randce nie zacząć tego tematu.
I tak Ci zaufają – odpowiedział krótko, bez przekąsu. Po prostu fakt - Charlotte była typem, który potrafił przekonać do siebie każdego. Była piękną kobietą, która miała gadane. To chyba było wszystko, czego się oczekiwało od obrońcy. On mógł jedynie liczyć na siłę faktów. Jego wygląd bardzo mało zmieniał w tych okolicznościach. Ale włosy mógłby ściąć, zbierał się do tego od początku roku.
Zatrzymał się na moment, jakby musiał przetrawić to, co właśnie powiedziała. Spojrzał na nią z lekkim przekrzywieniem głowy, trochę z niedowierzaniem, trochę z uznaniem.
Wiesz… — zaczął cicho, pozwalając jej trzymać jego dłoń — myślałem, że nie rzucanie się na coś od razu to oznaka kontroli. Ale chyba ty wolisz, jak ktoś dla ciebie traci głowę.
On tracił dla niej głowę, z każdą chwilą coraz bardziej, ale nie był osobą, którą mogła omamić w jedną noc. Właśnie dla takich momentów budował sobie ten mur, by jak najrzadziej trafiały się takie adwokatki. Uniósł lekko brwi, ale bez złośliwości. Było w tym raczej coś, co zdradzało, że jej słowa trafiły dokładnie tam, gdzie bardzo nie chciał.
I faktycznie próbuję ci coś udowodnić — przyznał po chwili. Zamilkł na sekundę. Patrzył na nią uważnie, po chwili przenosząc wzrok na ich złączone ręce. Bez problemu dał się pociągnąć na parkiet, chociaż dawno powinien ją puścić, pokręcić głową a najlepiej wyjść z lokalu i zamówić taksówkę.
Objął ją w pasie, przysuwając do siebie, chociaż muzyka pewnie nie sugerowała tak bliskiego tańca. Wolną ręką sprawnie odsunął jej włosy i przysunął swoje usta do jej ucha, by jej powiedzieć:
Mogę brzmieć jak nudziarz, albo jak ktoś staroświecki, ale czasem człowiek musi się upewnić, że jak się odsłoni, to nie oberwie w samo serce. — Uśmiechnął się, chociaż zauważyć tego nie mogła. Po chwili dodał: — Pięć minut i zamawiam taksówkę, wystarczy mi wrażeń na dziś.


Charlotte Kovalski
0 y/o, 0 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Cassian Lennox

Zamilknęła, słysząc słowa na temat uno. Nie wiedziała, czy będzie miała jakąkolwiek szanse na zobaczenie go w podobnej scenerii. Chłonęła tę chwilę i obietnice kolejnych spotkań. Chociaż miała wrażenie, że nie było szansy, by faktycznie się ziściły. Cassian był tajemnicą, a ona jak śledcza próbowała go rozwiązać. Nie potrzebowała w tym momencie nic konkretnego od życia, oprócz spokojnej nocy. Powrót do codziennych obowiązków zwiastowałby tylko powrót na ścieżkę wojenną. W tym momencie nie miała takich problemów. Tak miało zostać, chociażby tej krótkiej nocy.
— Tobie też, by mogli — powiedziała łagodnym tonem — jesteś przystojny, słowny, a ludzie lubią takich mężczyzn jak ty — był idealnym prokuratorem, gdyby tylko chciał. Mogła być dobrą obrończynią, umieć obronić klienta przed najgorszymi zarzutami. Tylko nie miała to finalnie żadnego znaczenia, kiedy przemawiał język faktów, który porywał za sobą tłum — wystarczyłoby myśleć poza faktami — ściąć włosy, ogolić się, przyjść w nowych ubraniach. Wzbudzać zaufanie w decyzje mierzone za pomocą prawa. Sama wiedziała, że była to jedna z lepszych myśli przewodnich, które mogła przekonać innych ludzi.
Gdy ludzie nie zamykali się na innych, bardziej byli w stanie dotrzeć do swoich racji.
— Lubię, gdy ktoś dla mnie wariuje — przyznała, wpatrując się w Lennoxa — ale jeszcze bardziej, gdy ktoś udaje, że tego nie robi — nigdy nie była jednoznaczną postacią. Mogła udawać, że sama nie zatraciła swoich myśli dla niego. Próbowała grać mu na nosie, odpierać jego ataki, a końcowo przyznawała się do wszystkiego. Jasno, powiedziała mu, że jest nim zainteresowana. Pewnie zbyt jasno, widocznie była winna.
— To przestań — rzuciła, zanim pociągnęła go na parkiet. Spojrzała na ułamek sekundy na ich splecione dłonie. Serce szybciej jej zabiło, kiedy ciągnęła go. Wstyd byłoby się przyznać, że nie jest najlepsza tancerką, ale nie obchodziło jej to. Chciała móc poczuć, że ten wieczór należał tylko dla ich dwójki.
Lekko się spięła, kiedy objął ją w pasie. Sama chciała tańca, ale nie była przygotowana na taką bliskość. Czuła woń jego perfum, lub dezodorantu z zapachem szamponu dla włosów. Mogła wyłączyć się przez krótki moment. Przymknęła moment i dała ponieść się muzyce.
— Nie zranię Cię — odpowiedziała cicho, kładąc dłonie na jego ramionach — nie dzisiaj, więc daj się ponieść nocy — jedna z jej dłoni powędrowała wprost na jego kark, delikatnie jeżdżąc po jego karku i robiąc tam kółka — daj spokój, dobrze się bawimy, a nie wiadomo kiedy będzie kolejna okazja — odparła zrelaksowanym wzrokiem i odsunęła się na moment, by móc spojrzeć mu w oczy — i czy w ogóle będzie — nie była to tylko jej decyzja. Gdyby nie jego przegrana nie mieliby do dyspozycji tego wieczoru. Mimowolnie uwierało ją to w brzuchu. W końcu to może on próbował zakręcić ją wokół swojego palca? A ona tylko mu na to pozwalała — bądźmy dzisiaj swoimi randkami, jutro wrócimy do codzienności — powiedziała, ponownie się do niego przesuwając. Ułożyła głowę na jego torsie — mam mieć trudną sprawę i chcę przestać o niej myśleć — wymamrotała Charlotte. Nie zawsze miała okazję do prowadzenia ludzi, których lubiła, albo się z nimi zgadzała. To była jedna z nich. Nigdy nie lubiła walczyć o winnych, zwłaszcza tych wzbudzających w niej strach. Musiała zapomnieć, chociażby na krótki moment.
gall anonim
34 y/o, 180 cm
prokurator w superior court of justice
Awatar użytkownika
I wish I never ever told you all about it, but I just had to let you know I never meant to hurt you though
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Może faktycznie tylko tak gadał, bo już trochę wypił, ale z drugiej strony czuł w środku, w sobie, chęci by się z nią jeszcze raz zobaczyć. Ale może bez tej całej otoczki, którą tego wieczoru na siebie narzucił. Dała mu się teraz poznać jako ktoś, kto faktycznie jakkolwiek go polubił a on popełnił wiele błędów, próbując jak najbardziej ją odpychać. W pewnym sensie starał się kurczowo trzymać tej “otoczki” mrocznego, zimnego typa, którym tak naprawdę nie był. Ograniczał emocje w swoim życiu, ale wewnątrz czuł wiele. Odkryła go i rozpracowała, on zwyczajnie bał się, że w życiu zostanie skrzywdzony, dlatego dla każdego był chamem i prostakiem.
Na następne spotkanie zmieni w głowie tryb z tego prokuratorskiego na zwykłego Cassiana. Albo chociaż spróbuje.
Patrzył na nią przez moment, jakby oceniał, czy nie przesadza z tymi pochwałami.
Ludzie lubią słownych i przystojnych? — powtórzył cicho, z półuśmiechem. — To miłe, ale ja raczej wolę fakty niż sympatię tłumu. — Przesunął palcami po swoich włosach, w myślach obiecując, że faktycznie coś z tym zrobi.
Wiedział, że gdy jutro będzie sobie przypominał ten wieczór to większości rzeczy będzie żałował. Najbardziej wyjścia na parkiet, ale nawet jeśli wiedział, że popełnia błąd, to nie mógł przestać. Jego ręka wręcz idealnie pasowała do jego talii, a jej zapach był na tyle pociągający, że mógłby się od niej nie odrywać. Ale po wypowiedzeniu tego co chciał od razu się odsunął i obrócił ją, próbując tańczyć. Pewnie dla jakiejś trzeciej osoby oglądającej to wszystko musieli wyglądać komicznie, bo ani ona ani on nie byli zawodowymi tancerzami. Być może ona częściej bywała na parkiecie, on dosłownie ledwo się ruszał. Gdyby nie alkohol to stałby jak słup na samym środku.
Zignorował jej słowa, udając, że w ogóle ich nie słyszał. Tak, udawał przed nią, że nie wariuje na jej punkcie, bo tym jednym, głupim spotkaniem zamieszała mu w głowie, z myśli robiąc sieczkę. Tak, będzie o niej myślał, gdy wróci do domu i gdy będzie jadł rano śniadanie. Tak, będzie się sam okłamywał i na trzeźwo jeszcze bardziej ją odpychał od siebie, a to wszystko przez ten wieczór.
Nie wierzył w zapewnienia, że go nie zrani. Każda kobieta w życiu go zraniła, bo on łatwo dawał się zmanipulować. Chciał udawać, że jej wersja jest wiarygodna, ale nie miał czym ją poprzeć, bo słowa nie były odpowiednie. Można było mówić co się chce bez konsekwencji, nie zawierali ze sobą umowy o niekrzywdzenie.
Cztery minuty — mruknął cicho i prychnął. — To rozumiem, że jedziesz ze mną? Nie chcę tutaj dłużej być, męczą mnie lokale. I nie, nie zrobię dla ciebie wyjątku… — dodał od razu, jakby próbując wyprzedzić jej wypowiedź — ale proponuję ugodę. Dalszy wspólny wieczór, ale u mnie w domu.


Charlotte Kovalski
0 y/o, 0 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Cassian Lennox

— Ludzie lubią innych ludzi — dopowiedziała dodatkowo. Sympatia tworzona do prokuratora, lub do adwokata była niezwykle ważna, bo często mogła przesądzić o wyroku z jednej lub drugiej strony — Mógłbyś mieć oba. Zacząć przejmować się wyglądem i mówić językiem faktu — prawdopodobnie ona takim byłaby prokuratorem, gdyby kiedykolwiek o tym pomyślała. Przez sympatię można zacząć skłaniać się na jedną ze stron. Pytanie tylko brzmiało, na którą i z jakiego powodu. Charlotte nie mogłaby nic sobie zarzucić. Wolała przystosować się do danej sytuacji. Jeszcze w stu procentach jej nie widział, ale w zależności od ławy zmieniała własne koncepcje w głowie — większa szansa na wygraną — a Charlotte zdążyła już zapamiętać, że to akurat Cassian bardzo lubił. Zresztą, ona sama też. Podpowiadanie mu robiła z drobnym przymrożeniem oka. Gdyby nie chciała go poznawać, zamilknęłaby na cztery spusty.
Zaśmiała się wesoło, kiedy próbował ją obrócić. Lubiła w tańcu tę zwiewność, na którą jej pozwalał. Chciała się poruszać, pójść na przód, podskoczyć, a zamiast tego dała się dzielnie prowadzić Cassianowi. Mógł nie być to najbardziej porażający spektakl taneczny, ale dla niej wystarczający. Przymknęła na moment oczy, dając się ponieść mężczyźnie.
— Jeszcze będziesz mi wyliczał? — spytała słabym głosem, próbując złapać kontakt wzrokowy. Nie dość, że miała raptem pięć minuty, to przy każdej będzie jej o tym przypominał? To się nazywa prawdziwe piekło tancerzy — jeżeli to zaproszenie, to tak — odparła miękkim tonem — ale miałeś nie być panem prokuratorem — sama wypomniała mu słowa, które przytoczył na początku spotkania. Mimo wszystko słuchała go i była gotowa zmierzyć się z każdym jego słowem, gestem. Widocznie walka będzie trwała nadal, ale w innym miejscu.
Pojechali uberem razem.

z/t x 2
gall anonim
ODPOWIEDZ

Wróć do „Bar Poet”