ODPOWIEDZ
27 y/o, 164 cm
primabalerina | The National Ballet of Canada
Awatar użytkownika
part me from my heart, my fate is sealed. offering my soul for something real
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

we must be killers
children of the wild ones
outfit
Toronto było głośne.
Każde wydarzenie, które odbywało się w mieście odbijało się echem od ścian jej apartamentu w Parkdale. Nigdy wcześniej nie czuła potrzeby, by w nich uczestniczyć. Obserwowała je z daleka - tłumy ludzi tłoczące się na ulicach w sposób, w który zrobiłoby jej się słabo. Pstrokate ubrania i połączenia kolorów, które nigdy nie miały iść ze sobą w parze. Wrzask dzieci domagających się przekąsek z budek z jedzeniem wątpliwej jakości i zdecydowanie zbyt mocnych zapachów. Muzyka, donośna, huczna, nie z rodzaju tych, które uspokajały jej umysł, a które pobudzały go w nieznośny sposób niosąc się ulicami nawet do jej zakątków życia. Spoglądając na uczestników z daleka, zawsze zastanawiała się jak to jest odnajdywać tyle prozaicznego, niczym nieobwarowanego szczęścia w jednym miejscu.
I czy ona kiedykolwiek byłaby w stanie znaleźć je w miejscu takim jak to.
Nie wiedziała, dlaczego Bowie namówił ją by udała się z nim na karnawał. Stylówki, które jej wysyłał, były bardziej wyuzdane niż najbardziej skąpe, plażowe bikini, albo tak dziwne, że przypominały wyjęte z cyrkowego show. Nieco sceptycznie podchodząc do tematu - oraz wnętrza swojej bardzo spokojnej i monochromatycznej szafy - zaraziła się jego entuzjazmem. Przeglądała internet, odsiewając wszystkie jego propozycje i gdy tego właściwego dnia spojrzała na siebie w lustrze, wręcz nie mogła się doczekać przed wyjściem na zewnątrz.
Do czasu, gdy dotarła na miejsce - i odkryła, że większość ludzi ubrana była zupełnie normalnie.
A Bowie'mu coś wyskoczyło mniej więcej w połowie jej drogi do jakiejś parady, do której pchał ją tłum ciągle posuwających się do przodu ludzi.
Żadna ilość rzuconych pod nosem przekleństw nie miała wynagrodzić jej tego, że znalazła się w tym miejscu, otoczona ludźmi, hałasem, milionem zapachów i dźwięków. Nagle odczuła na swoich barkach bolesną świadomość tego, że wpakowała się w sytuację, która mogła ją przerosnąć. Jakby tego było mało, gdy tylko odwróciła się na pięcie, przepychając przez tłum by znaleźć ucieczkę z tego szaleństwa, dostrzegła kobietę pokazującą ją palcem i zamarła, spodziewając się najgorszego.
Nie spodziewała się jednak tego.

- Mamo, mamo, to ona! Baletnica! Ta co byłyśmy ostatnio! - krzyk jakiejś małej, pulchnej siedmiolatki rozbiłby jej bębenki uszne gdyby te nie przywykły do huku muzyki i gwaru ludzi wokół. - Telefon! TELEFON!
Wrzask bachora domagającego się swojego ulubionego akcesorium w niczym nie przeszkodził Elenie uśmiechnąć się serdecznie do kobiety i jej córki, gdy te podeszły blisko. Spotkanie to byłoby miłe - gdyby nie poczuła się zupełnie osaczona.
- Pozwoli pani? - zapytała kobieta, jakby podeszła do klatki z małpą w zoo i oczywistym było, że będzie mogła zrobić jej zdjęcie. Jej córka natychmiast podeszła bliżej, wyciągając rękę do gwiazdy przyszytej do materiału jej d r o g i c h spodni.
- Przepraszam najmocniej, nie mogę - odsapnęła, odsuwając się lekko od dziecka. Myśl o tym, że ktoś miałby zrobić jej zdjęcie w pewien irracjonalny sposób wzbudziła w niej strach - w końcu to jej oblicze widniało na plakatach promujących występy.
- No jak to? Dziecku pani odmówi? - naciskała kobieta, podczas gdy Elena w panice rozejrzała się wokół.
I natrafiła swoim błagającym spojrzeniem znajome tęczówki.

ernest salvatore
meow
nuda
33 y/o, 182 cm
mamma mia chef i właściciel Archeo
Awatar użytkownika
mnie nie wkurwiaj
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Toronto było głośne.
W zupełnie inny sposób niż głośny był Mediolan, do którego tak tęsknił od dekady prawie Ernest, budząc się codziennie w Kanadzie z kurwą na ustach, bo znowu tutaj i co. I nic, bo przez dłuższy czas nie bardzo miał jakikolwiek wybór, zresztą oswoił się szybko, co nie znaczy że nie tęsknił. Ożenił się i knajpę założył, nie było już do czego wracać skoro sobie życie układał w Kanadzie.
Rodzinę planował powiększyć, ale chuj z tym wszystkim, została mu tylko la famiglia, ale w niej mu żaden członek potomka nie urodzi.
Do tego zadania musi być baba godna a prawda była taka, że większość, które Ernest znał się w jego mniemaniu nie kwalifikowały absolutnie, żonę miał jeszcze niedawno idealną, ale mają ideały to do siebie, że przestają nimi być, kiedy się do czegoś przyznają.
Ernest, wychowany w duchu zapyziałego patriarchatu miał względem kobiet wymagania bardzo wysokie, wyższe rzecz jasna niż względem siebie samego, chociaż i te błahe nie były.
Może powinien je czasami zawyżyć względem tego co do ust wkładał, ale ciężko kucharzowi narzucić takie ograniczenia, próbował wszystkiego chętnie, dzisiaj padło na bezalkoholowe piwo, które spodziewał się, że będzie smakować jak każde inne piwo bez procentów, okazało się zaskakująco smaczne, ale nie byłby sobą, gdyby w ankiecie po spożyciu nie wypunktował co powinni poprawić.
Zawsze to darmowe nawodnienie w takim upale. Nie, żeby mu pieniędzy brakowało.
Zgnieciona puszka ląduje w śmietniku, bo był człowiekiem kultury prawda, odwracając się, żeby powrócić na ścieżkę między tłum natrafia spojrzeniem na znajomą buzię śliczną, sekundy przed tym, nim odetnie jej widok na swoje tęczówki, zsuwając z czoła na nos ciemne okulary.
Dama w opałach, oczywiście, bo one wszystkie zawsze są w opałach.
Nie potrzeba długich kalkulacji aby zorientował się w sytuacji, przecież widzi (i słyszy) w czym rzecz i wiele nie trzeba, żeby podszedł bliżej. I tak by to zrobił. Aby się przywitać. A teraz musiał interweniować widząc szanownej kuzynki wzrok błagalny.
Ciemne okulary pasują do wizerunku ochroniarza, kolorowa koszula w kwiaty egzotyczne nie bardzo, ale rolę i tak przyjmuje, wyciągając dłoń do łokcia Santorini i wchodzą między nią, a kobietę i jęczącą o zdjęcie dziewczynkę.
- No, no, no. - Wolną dłonią pomachał lekko kobiecie z telefonem przed nosem w przeczącym geście.
- Żadnych zdjęć przed premierą. - Czy była jakaś? Chuj, nie wiedział. Małe to miało znaczenie.
Najlepiej było się ewakuować więc trochę pcha Elenę dalej w tłum, odgradzając od niespodziewanych fanek, prawie słysząc jak dziewczynce serce pęka, że nie dostanie zdjęcia, o którym po tygodniu zapomni.
- Jeśli i tak ci zrobią to mam prawniczkę, która je szybko dojedzie. Nie zatrzymuj się. - Głos ściszył, ale nie musiał w tym tłumie, zwłaszcza, że dotarł do nich płacz dziecka.
- Nie można mieć w życiu wszystkiego, lepiej, żeby się o tym szybko przekonała. - Mruknął, chociaż wciąż bardziej do Eleny, oglądając się jeszcze na matkę z córką.

Elena Santorini
27 y/o, 164 cm
primabalerina | The National Ballet of Canada
Awatar użytkownika
part me from my heart, my fate is sealed. offering my soul for something real
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Spośród wszystkich miejsc, w których spodziewała się znaleźć swojego kuzyna, festiwal taki jak ten nie był jednym z nich. Może dlatego, że zbyt przywykła do widzenia go w restauracji, w której czasem pojawiała się - zaproszona - by zjeść porządny posiłek. Santorini lubiła jego towarzystwo, choć nie do końca wiedziała co łączy go z Giovannim w szczególe - wiedziała jedynie, że ich wszystkich spajały więzy krwi, choć nie miała pojęcia co do tego jak ciasne. Salvatore nie należał do ludzi wylewnych, nie przepadali również za spędzaniem czasu we własnym towarzystwie a cokolwiek łączyło z nim Ernesta, siłą rzeczy go dotyczyło - więc Elena nie pytała.
Przytakiwała jedynie, tak jak teraz, gdy pojawił się obok, gdy chwycił jej łokieć i pociągnął ją w inną stronę. Myśl tego, że jako baletnica miałaby ochroniarza, wydawała jej się na tyle zabawna, że z trudem powstrzymała cisnący się na usta uśmiech. Jej koleżanki i koledzy w balecie w większości potrzebowali drugiej pracy, w kawiarni czy za barem, żeby w ogóle przetrwać - wyłącznie odpowiednia pozycja w hierarchii gwarantowała jej godziwą zapłatę i pewne udogodnienia.
Wciąż nie równało się to z życiem, które wiodła w Mediolanie.
- Ale przecież... - wykrzyknęła za nimi kobieta, a świadomość jej wściekłości wzbudziła zadowolenie w umykającej Santorini, w tej części jej osobowości, której nie pokazywała na zewnątrz. Ta sama cząstka wprost uradowała się na dźwięk wrzasku dziecka, które zostawiali za sobą. - To tylko zdjęcie, zaczekaj! ZACZEKAJ, MÓWIĘ!
Granice jej komfortu były dość cienkie. Widząc wpatrzoną w nią z uwielbieniem dziewczynkę odwzajemniła swój uśmiech, zrobiło jej się ciepło na sercu. Gdy jednak ta wparowała w jej przestrzeń osobistą, a jej matka zaczęła dopytywać - nie, domagać się zdjęcia, którego nie miała prawa zrobić, ciepło w sercu Santorini szybko przeistoczyło się w ogień wściekłości.
- Dziękuję, kuzynie - rzuciła cicho, po włosku, gdy wsunęli się w tłum ludzi rozpraszających się w pięciu różnych kierunkach. - Ludzie w tym kraju nie mają żadnego taktu.
Strzepnęła niewidoczny pyłek z jeansów, które dotknęła dziewczynka - jakby, nie daj boże, zostawiła na nich ślad swoich tłustych paluchów, które wcale nie były tłuste, ale teraz w oczach Eleny dziecko przeistoczyło się w źródło wszelkich nieszczęść.
Stanęła na uboczu, gdy już umknęli na wystarczająco daleką odległość. Tłum nadal wzbudzał w niej niepokój, ale obecność Ernesta odrobinę poprawiła jej samopoczucie. Zarówno on, jak i nieszczęsny, zimny Giovanni, wydawali jej się czymś znajomym pośród całego, obcego morza jakim było Toronto. Przywodzili jej na myśl dom, kulturę, z której pochodziła, ciepło i chłód zmieszane ze sobą w dawce, która przywodziła na myśl dzieciństwo.
- Ernest, widzę, że lubisz festiwale - uśmiechnęła się, zbliżając do mężczyzny by teraz, mając przestrzeń do oddechu, przywitać się z nim w prawidłowy sposób - wspinając na palce, by uścisnąć go lekko, muskając ustami policzek w rodzinnym powitaniu. - Spotykasz się tutaj z kimś? - dodała, nie chcąc zajmować mu czasu, jeśli ten przeznaczony był dla kogoś innego.
Elena bowiem wychowała się w tej samej kulturze, a dla niej takt był wszystkim w relacjach z ludźmi, których uważała za będących na tym samym poziomie, co ona.


ernest salvatore
meow
nuda
33 y/o, 182 cm
mamma mia chef i właściciel Archeo
Awatar użytkownika
mnie nie wkurwiaj
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Na operze się znał. To, to tak pani kochana. Obudź go w środku nocy zapytaj jaki nosi tytuł drugi akt Tosci i o czym jest, to ci powie, chociaż to nawet nie jego top pięć.
Ale o balecie zbyt wiele nie wiedział, na pewno coś kiedyś widział idąc za ciosem, miłością do sztuki scenicznej, ale nie jego bajka jednak, nie do końca, chociaż przyszedłby na pewno chętnie popatrzeć na Elenę. Może już nawet miał to na liście odhaczone.
Im dalej w tłum tym głośniej baba za nimi woła, tym bardziej Ernest pruje do przodu, może mimowolnie mocniej palce zaciska na łokciu Eleny, niespecjalnie no, siłą rzeczy.
Lezie za nami? – Musi się obejrzeć przez ramię ale tłum jest tak gęsty, że nie jest już w stanie stwierdzić, która z tych twarzy to kobieta. Nie, że ogólnie kobieta, tylko ta jedna konkretna. A może w końcu się poczuła w odpowiedzialności żeby się swoim dzieckiem ryczącym zająć. Mało to Ernesta interesowało dopóki byli z dala od tamtej dwójki i już gromadzącego się pewnie powoli tłumu gapiów, co to nie rozpoznali w Santorini żadnej celebrytki, ale skoro ktoś inny to zrobił to znaczy, że sławna pewnie.
Ach, nie ma za co. – Mogli rozmawiać swobodnie ze sobą w jedynym słusznym języku - języku cesarzy i opery. I makaronu. Mamma mia.
Bo to pierdolone Toronto moja droga, w tym mieście psy dupami szczekają, nikt tu nie ma ani taktu ani kultury. – Nie to, co oni.
Puścił Elenę w końcu oddając jej osobistą przestrzeń, chociaż do naruszania takiej u osób wszelkich miał tendencje wyniesione jeszcze z domu rodzinnego, nic na to nie poradzi, nawet nie zamierzał. Nie bardzo go interesowały te wszystkie nowomodne wymysły młodego pokolenia, pytanie o zgodę i szanowanie granic.
Dzień dobry, witam. – Elena jedna przynajmniej potrafiła się przywitać jak człowiek kultury, a widząc jak się zbliża uśmiechnął się szeroko, okulary na czoło podsuwając, na krótką chwilę jeszcze kładąc dłoń na talii kobiety.
Ktoś mu ostatnio powiedział, że powinien z domu wyjść, bo co to za zamykanie się na miesiąc prawie, a bo to jemu pierwszemu baba rogi dorobiła. Czas był już najwyższy zaplanować zemstę i wrócić do żywych.
Nie, żeby faktycznie nie wychodził przez miesiąc, bo zdechłby bez pracy, ale zdecydowanie ludzie w najbliższym otoczeniu odnotowali brak Ernesta i jego stanu wiecznie wzmożonej irytacji.
A nie, widzisz, samego mnie przywiało. Zjeść coś chciałem, jest tutaj taki jeden - i tylko jeden… – Warto zaznaczyć, Ernest aż palec unosi przyglądając się uważnie Elenie, żeby zapamiętała – … food truck warty uwagi z kubańską kuchnią, chciałem sprawdzić, czy się w tym roku nie zepsuli, bo by mi serce pękło. – Nie prawda, ale ktoś tu miał skłonności do wyolbrzymiania.
A ty sama? Odprowadzić cię gdzieś słoneczko? – Co by ją żadne paparazzi nie zeżarło po drodze.

Elena Santorini
27 y/o, 164 cm
primabalerina | The National Ballet of Canada
Awatar użytkownika
part me from my heart, my fate is sealed. offering my soul for something real
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Na co dzień nie miała świadomości tego, jak bardzo brakowało jej posługiwania się ojczystym językiem - ta powracała dopiero gdy spotykała kogoś, z kim mogła robić to płynnie. Ernest był tego typu osobą, co jedynie wzmagało jej poczucie komfortu związane z przebywaniem z rodziną. Chociaż nigdy wcześniej nie spotkała go we Włoszech, nie znali się przed jej przybyciem do Toronto, jednocześnie wydawał się łączyć ją z przeszłością cienką nitką, która nie łączyła jej z nikim innym.
Poza Giovannim, choć tej nitki nie dostrzegała zbyt często, ani zbyt chętnie.
- Chyba dała sobie spokój - odrzuciła, również oglądając się za ramię. W tym tłumie łatwo było zaginąć - coś, co wcześniej wprawiało ją w niepokój gdy została otoczona przez ludzi, pozostawiona z informacją o tym, że Bowie nie dotrze na miejsce w ogóle.
Przejście kilku metrów w tych warunkach wydawało się równie skutecznie separować ich od problemów, jak dziesięciokrotność tego na pustym polu.
Kąciki jej ust uniosły się wyżej w lekkim uśmiechu na dźwięk jego kulturalnych słów. Poniekąd, pomimo tego, że Salvatore był równie ordynarny, co bezpośredni, mogła się z nim zgodzić. Nawet przekleństwa nie łamały dla niej wrażenia kultury, w której znacznie bardziej istotnym było zachowanie, wyczytywanie społecznych wskazówek i podążanie za nimi.
Nie wypadało jej jednak odpowiadać tym samym, dlatego kiwnęła głową, niemo dając przyzwolenie na słowa, które ona sama wypowiedziałaby wyłącznie pod osłoną nocy, w samotności.
Ich relacja była, na swój sposób, wyjątkowa w jej życiu. Santorini nigdy nie pozwalała, by ktoś znalazł się w jej przestrzeni osobistej bez jej wyraźnej zgody - i miało to mniej wspólnego z nowymi wymysłami młodego pokolenia, a więcej z przesadną, chorobliwą ostrożnością. Czym innym była jednak rodzina. Przywykła w dzieciństwie do luźnego pojęcia tej przestrzeni zawsze, gdy przebywała wśród swoich - i to samo uczucie wzbudzało w niej pojawienie się kuzyna.
- Umówiłam się z przyjacielem, ale nie mógł dotrzeć - westchnęła, przerzucając rozpuszczone, długie włosy na swoje plecy, kompletnie odporna na ciepło, od którego wszyscy wokół zdawali się rozpływać. - Zamierzałam się stąd zmyć, ale.... - boleśnie odczuła pustkę w żołądku. Bowie obiecał jej niesamowitą kuchnię, więc niczego nie zjadła przed wyjściem. - Kubańska kuchnia brzmi dobrze. Może wybierzemy się tam razem?
Rozejrzała się wokół, jakby spodziewając dostrzec wspomniany food truck w pobliżu.
- Dobrze wyglądasz - wyznała gdy ruszyli w odpowiednim kierunku, kompletnie nieświadoma wszystkich, ciężkich chwil, które przeżywał Ernest. Być może nie wychodził zbyt często - ale oni nigdy nie widywali się codziennie. Ich znajomość była równie zażyła, jak to w rodzinie, co zupełnie powierzchowna - w miksie, który bardzo jej odpowiadał. - Co u Meredith?

ernest salvatore
meow
nuda
ODPOWIEDZ

Wróć do „The Toronto Caribbean Carnival”