31 y/o, 170 cm
ratownikcza medyczna, która po godzinach ratuje życie typom spod ciemnej gwiazdy
Awatar użytkownika
Obsession is the devil, it will take you to the dark side.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

#11
Morze o tej porze dnia przypominało taflę szkła - pociągniętą złotem i srebrem jednocześnie, jakby ktoś rozsypał na niej drobinki pyłu. Lazurowe Wybrzeże potrafiło być hałaśliwe, pełne turystów, jachtów i wyścigu o najlepsze miejsca w marinach, ale ich tydzień tutaj wyglądał inaczej. Marco trzymał się z dala od tłumów, wybierał porty i zatoczki, które dawały poczucie prywatności, a jednocześnie miały w sobie tę odurzającą mieszankę luksusu i prostoty.
Byli już w Nicei, gdzie przez godzinę siedzieli na murku Promenade des Anglais, dzieląc się butelką wina i milcząc - pierwszy raz odkąd się znali, cisza między nimi nie brzmiała jak zagrożenie, tylko jak ulga. W Saint-Tropez zgubili się w bocznych uliczkach i trafili na tawernę, gdzie gospodarz zamiast menu przyniósł im to, co akurat wyciągnął z pieca. Był wieczór, wino lało się do późna, a Sloane parsknęła śmiechem, kiedy Marco próbował francuskiego, mieszając go z rosyjskim i angielskim tak, że właściciel tawerny kiwał głową tylko z grzeczności.
W innym dniu popłynęli w zatoczkę, gdzie skały osłaniały plażę od wiatru, a woda była czysta jak szkło. Marco pływał długo, głębiej niż większość ludzi odważyłaby się zejść, a ona patrzyła na niego z leżaka, nie przyznając głośno, że na widok jego zanurzenia serce zabiło jej szybciej. Odpłacając mu pięknym za nadobne, innego dnia wskoczyła na motocykl, który wynajęli w Cannes, i prowadziła ostrożniej niż w Toronto, ale wystarczająco pewnie, by Marco wreszcie pozwolił sobie uśmiechnąć się szerzej niż zwykle.
Między nimi nie było pocałunków, nie było deklaracji - tylko to coś, co budowało się w drobiazgach. Jej ramię ocierające się o jego, kiedy pochylali się nad mapą. Jego dłoń kładąca się na oparciu jej krzesła, gdy rozsiadała się wygodniej. Palce muskające się przy kieliszku. Spokój, którego nie szukała, a który znalazła właśnie tutaj, na pokładzie jego jachtu.
Teraz, ósmego dnia, słońce chyliło się ku zachodowi. Powietrze było ciężkie od soli i ciepła, fale kołysały łagodnie, jakby same wzięły urlop. Sloane leżała na leżaku, w białym bikini, z granatową koszulą narzuconą luźno na ramiona. Okulary przeciwsłoneczne zsunięte na czubek nosa, w dłoni szklanka z drinkiem - cytrusowym, cierpkim, orzeźwiającym. Po raz pierwszy od dawna naprawdę odpoczywała. Jej skóra złapała już odcień słońca, a mięśnie rozluźniły się w sposób, o jaki nigdy by siebie nie podejrzewała.
Marco siedział obok, bardziej wyprostowany, z książką, której nie czytał już od kilku minut. Spoglądał na nią, na morze, na niebo - i z powrotem na nią. Kiedy sięgnęła po szklankę, jej palce musnęły jego dłoń. Ledwie, jakby od niechcenia. Ale wystarczyło, żeby nie odsunął ręki.
- Jeżeli zamierzasz zamienić ten drink w talizman i trzymać go godzinami - odezwała się, spokojnym tonem wskazując na jego wódkę z lodem - to będę zmuszona ci go skonfiskować. - Uniosła lekko brwi, a kącik jej ust drgnął w półuśmiechu. – Marnujesz lód, Todorowski.
Uśmiech zatańczył w kąciku jej ust, gdy zsunęła okulary całkiem i spojrzała na niego spod przymrużonych powiek.
- I pomyśleć, że wystarczyło mnie wyciągnąć z miasta - dodała po chwili ciszy, która pachniała solą i rozgrzanym drewnem pokładu. - Tydzień. A ja naprawdę… odpoczywam.
Odłożyła szklankę obok i przesunęła dłonią tak, że ich palce znów się zetknęły — niby przypadkiem. Ale nie cofnęła jej od razu.

Marco Todorovski
Slo
kiedyś tego nie było
41 y/o, 185 cm
Właściciel sieci klubów
Awatar użytkownika
Można ostatecznie oswoić się z Rosją, ale Rosja oswoić się nie da.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Odkąd tylko Sloane opowiedziała mu o swoim marzeniu i opuściła go w tak widowiskowy sposób, nie mógł o tym zapomnieć. Przygotowanie całej wycieczki zajęło mu pięć dni, w końcu doświadczenie w planowaniu posiadał całkiem spore. Piątego dnia podjechał po Sloane pod szpital i odwiózł ją do domu, jednocześnie komunikując tak, jak to tylko on miał w zwyczaju, że ma dwadzieścia cztery godziny na spakowanie się na dwa tygodnie. Wtedy też przedstawił jej opiekunkę, która miała w tym czasie dbać o babcię kobiety - oczywiście, zatrudniona była z odpowiedniej, profesjonalnej agencji i miała doświadczenie, umiejętności oraz konieczne referencje. Pomyślał o wszystkim i to tak, że Sloane naprawdę zostało tylko spakować się, zabrać dokumenty i wsiąść następnego dnia do jego auta.
Lecieli pierwszą klasą, bo nie był aż tak rozrzutny, by czarterować dla siebie cały samolot, chociaż przez chwilę o tym myślał. Uznał jednak, że lepiej te pieniądze spożytkować na jacht. Gdy więc wylądowali, czekał już na nich samochód, którym spokojnie dotarli do pierwszego celu ich podróży i przenieśli się na wodę.
Nie sądził, że będzie bawił się tak dobrze. To naprawdę był leniwy, całkowicie spokojny czas, w którym nie musieli się niczym martwić. A już na pewno Sloane mogła tylko odpoczywać - to jej przecież obiecał. I z każdym dniem, który upływał, a który spędzali tak, jak chcieli, coraz bardziej zachwycał się tą kobietą. Potrafiła działać na niego wyłącznie swoją obecnością i nawet milczeniem, tak całkowicie odmiennie od tych wszystkich, które poznawał, a które usilnie próbowały go zainteresować swoim wyglądem, hałasem i idiotycznymi podchodami. Odkrył, że życie z kimś może być przyjemne i nie potrzebuje ciągle wznosić swojej tarczy. Mogli po prostu być, milczeć, dzielić się jedną butelką i czerpać z tego dużą satysfakcję.
Nie opowiedział jej jednak o swoim lęku, który pojawił się, gdy znów zanurzył się w morzu. Nurkował głębiej, ale nie dłużej, chociaż przecież mógł - wciąż w pamięci miał ból rozrywający płuca, kompletną ciemność dookoła siebie i najgorsze z możliwych: poczucie bezradności, gdy musiał polegać wyłącznie na swoim partnerze. Odsunął to w głąb swojego umysłu i cieszył się obecnością Sloane, która koiła napięte nerwy, jak i zwyczajnie pokazywała mu, że wystarczy być, by coś w życiu się zmieniło.
Dzisiejszego wieczora nie mógł oderwać od niej spojrzenia. Wodził wzrokiem pomiędzy niebem i morzem, ale to do niej ciągle wracał. "Mistrz i Małgorzata", w rosyjskiej wersji, nie był w stanie utrzymać jego uwagi na dłużej niż kilka sekund. Nawet nie zwracał uwagi na to, że od dłuższej chwili wyłącznie obejmuje dłonią szklankę ze swoim alkoholem, w ogóle jej nie unosząc do ust. Zauważył to natomiast ktoś inny.
- Obawiam się, że bardzo szybko byś padła po takiej konfiskacie - odpowiedział równie żartobliwie i uśmiechnął się, gdy odezwała się do niego po nazwisku. Brzmiało to... bezczelnie. I zdecydowanie nikomu innemu by na coś podobnego nie pozwolił. - Stać mnie, Marlowe - rzucił, uderzając w ten sam ton i uśmiech, co ona. Nie zamierzał pozostawać jej dłużny.
- I pomyśleć, że bardzo wymyślałaś kolejne problemy, które miały Ci uniemożliwić wyjazd tutaj... - Na szczęście, dała się ostatecznie przekonać i nie musiał jej porywać prosto z pracy. Tego też jej nie powiedział, ale miał przygotowany także ten plan. - Dzisiaj mamy nocleg w Villefranche-sur-Mer. W domu z okiennicami i balkonem... - Delikatnie złapał jej dłoń, gdy ich palce znów się zetknęły i uniósł tylko po to, by przesunąć po jej skórze ustami. Tym razem jednak nie w tradycyjnym, uprzejmym geście, a w delikatnej pieszczocie przełamującej dystans, jaki do tej pory utrzymywali.
- Zamieszkaj ze mną - powiedział, unosząc głowę i spoglądając jej w oczy. To nie była żartobliwa propozycja, a słowa człowieka, który był ich całkowicie pewien. Ba, gdyby chciał, jej rzeczy już mogłyby być w jego apartamencie, a ona miałaby do powiedzenia niewiele. Ale nie mógł tak zrobić. Po raz pierwszy chciał uzyskać dobrowolną zgodę i po raz pierwszy chciał wywrócić swoje życie do góry nogami.

Sloane Marlowe
Można ostatecznie oswoić się z Rosją, ale Rosja oswoić się nie da.
Kahea (dsc: kahea.)
Przemoc wobec zwierząt i dzieci
31 y/o, 170 cm
ratownikcza medyczna, która po godzinach ratuje życie typom spod ciemnej gwiazdy
Awatar użytkownika
Obsession is the devil, it will take you to the dark side.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Powietrze pachniało solą i gorącym drewnem pokładu, a ich dłonie zetknęły się znowu - tym razem nie przez przypadek. Zanim zdążyła zorientować się, co się dzieje, uniósł jej rękę i jego usta musnęły jej skórę. Nie w chłodnym, uprzejmym geście, jak wcześniej, ale w czymś, co rozgrzało jej ciało szybciej niż słońce nad Lazurowym Wybrzeżem. Patrzyła na niego, nie odrywając wzroku, jakby chciała sprawdzić, czy naprawdę to robi. Serce przyspieszyło, powietrze w gardle zawisło, a usta mimowolnie otworzyły się w niemej reakcji. Zaskoczenie przyszło gwałtownie - nie takiej sceny się spodziewała. Nie tu, nie teraz. Nie od niego.
- Obawiasz się, że padłabym po konfiskacie? - powtórzyła jego słowa z cieniem kpiny, choć głos wciąż był lekko zachrypnięty. - Uwierz mi, to byłaby chwalebna śmierć.
Nie pasowało jej to, że tak łatwo wychwytywał każdy niuans, a jeszcze bardziej nie pasowało, że zaczynała to lubić. Uśmiech, który wysłał w jej stronę, sprawił, że musiała na moment odwrócić spojrzenie w stronę morza - za długo patrzenie w jego oczy kończyło się tym, że traciła grunt.
Kiedy rzucił Stać mnie, Marlowe, uniosła brew i prychnęła pod nosem. - Jasne. I właśnie dlatego skończyłam na twoim jachcie - Brzmiało to ostrzej niż planowała, ale maskowała w ten sposób napięcie, które zaczynało ją zdradzać.
- Wolałam mieć pewność, że moja babcia nie zostanie z jakimś hochsztaplerem. - Uśmiechnęła się krzywo. - Ale muszę przyznać: pomyślałeś o wszystkim. I to mnie wkurza.
Kiedy wspomniał o Villefranche, w jej głowie natychmiast pojawił się obraz balkonów z drewnianymi okiennicami, wąskich uliczek pachnących jaśminem i słoną bryzą. Nie pozwoliła sobie jednak na to, by brzmiała jak ktoś, kto naprawdę się cieszy.
A potem padło: Zamieszkaj ze mną.
Serce zamarło na ułamek sekundy. Słońce, fale, lekki wiatr - wszystko nagle stało się tłem, nieważnym i nieruchomym. Patrzyła na niego, usta otworzyły się mimowolnie, jakby próbowała coś powiedzieć, ale język odmówił posłuszeństwa. Szok. Niedowierzanie. Czuła ciepło w piersi, drżenie palców i oddech, który nie chciał się wyrównać.
Zakręciła szklanką tak, że resztki lodu zabrzęczały cicho, tylko po to, żeby zająć dłonie i nie zdradzić, jak bardzo drżą jej palce.
- Ja? Jako twoja współlokatorka? - powtórzyła, starając się, by zabrzmiało to lekko, choć język ledwie nadążał za myślami. - Przecież kontrolujesz nawet powietrze, którym oddychasz.
Parsknęła cicho, próbując przykryć ten śmiechem, ale sama słyszała, jak cienka była ta warstwa.
- Wyobrażasz to sobie? - dodała po chwili, odwracając wzrok z powrotem na linię horyzontu. - Ja rozrzucająca swoje ciuchy po całym apartamencie, ty z linijką odmierzający równo odstępy między kieliszkami w barku…
Przez moment naprawdę to zobaczyła. I ten obraz, absurdalny i nierealny, uderzył ją mocniej niż sama propozycja.
Westchnęła, opierając się z powrotem o oparcie leżaka. Słońce tonęło coraz niżej, a fale odbijały światło w sposób, który niemal ją uspokajał. Niemal. Bo on wciąż był obok, zbyt blisko, z tym spojrzeniem, które mówiło więcej, niż chciałaby usłyszeć.
Zacisnęła usta w wąską linię, a potem, już ciszej, bardziej do siebie niż do niego, mruknęła:
- Ja nie jestem typem, który się wprowadza. Ja nawet walizek nie umiem dobrze spakować.
I może właśnie to było najbliżej prawdy, co mogła mu teraz dać.

Marco Todorovski
Slo
kiedyś tego nie było
41 y/o, 185 cm
Właściciel sieci klubów
Awatar użytkownika
Można ostatecznie oswoić się z Rosją, ale Rosja oswoić się nie da.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Spoglądał na nią uważnie, wyłapując każde najmniejsze drgnięcie i grymas. Dostrzegał jej napięcie, które tak bardzo starała się przed nim ukryć. Nie naciskał jednak, by się odkryła, zostawiając jej tyle przestrzeni, ile potrzebowała do tego, by czuć się przy nim swobodnie. Chciał, żeby wiedziała, że nie musi się przy nim pilnować bądź bać jego reakcji. Oczywiście, gdyby zaszła taka potrzeba, to potrafiłby ją skrzywdzić - ale świat musiałby stanąć na głowie, a oni musieliby znaleźć się w środku apokalipsy, by w ogóle taka opcja przyszła mu do głowy.
- Wkurza Cię moje planowanie? Muszę przyznać, że to dla mnie nowość. - Uśmiechnął się lekko. Potrafił działać spontanicznie i szybko dostosowywać się do sytuacji, takie rzeczy zostają we krwi, lecz jeśli tylko mógł się do czegoś doskonale przygotować, to tak właśnie robił. I nie zamierzał tego zmieniać, bo niejeden raz uratowało mu to cztery litery. W branży, w jakiej się obracał, planowanie było podstawą udanych interesów.
A potem padły słowa, które wypowiedział właśnie pod wpływem impulsu. Nie planował ich, nie rozmyślał nad nimi zbyt długo - po prostu wypowiedział myśl, która tkwiła w jego głowie za każdym razem, jak na nią patrzył. Chociaż zapewne kobieta obok niego nie podejrzewała go o coś podobnego.
- Zamieszkaj ze mną Sloane. Nie jako współlokatorka - powtórzył, nieco mocniej akcentując dwa słowa, by dotarło do niej kontekst tego, co chciał przekazać. Sam na chwilę także odwrócił wzrok, ale po chwili znów jego szare oczy skupiły się na niej. Nie mógł i nie chciał obecnie patrzeć na nic oraz nikogo innego.
I nie powstrzymał cichego parsknięcia rozbawienia, które było reakcją na wizję, jaką przed nim zarysowała. Umiał to sobie wyobrazić. Ba, wiedział, że był w stanie tak żyć. Chaos, jaki wprowadzała Sloane był dla niego akceptowalny, razem z całą jej osobą. Gdyby wiedział, że nie da rady, nigdy w życiu by jej tego nie proponował. Ale w czasie tych dni, które ze sobą spędzali, zrozumiał, że ciężko będzie mu wracać do pustego, całkowicie sterylnego mieszkania. To ona roztapiała jego chłód i to jej uśmiech chciał oglądać każdego dnia.
- To ich nie pakuj. Ja się tym zajmę. - Podniósł się ze swojego miejsca i po kilku krokach przyklęknął tuż obok niej, opierając ręce o podłokietnik jej leżaka. Rozpięta biała koszula odsłaniała jego tors oraz bliznę na żebrach, ale tym się teraz nie przejmował. Skupił się na niej, ale nie powstrzymał przed dotknięciem jej skóry - zwłaszcza, że teraz byli naprawdę bardzo blisko siebie. Jego chłodne palce powoli przesuwały się po odkrytym przedramieniu, wędrując w górę i w dół - od nadgarstka, po łokieć i z powrotem. Wzrok jednak miał skupiony na jej oczach.
- Nie będę Cię natrętnie przekonywał. Ale chociaż to rozważ - powiedział cicho, nieco przybliżając głowę, ale nadal nie przełamał tej jednej, małej granicy, która jeszcze trzymała ich na dystans.

Sloane Marlowe
Można ostatecznie oswoić się z Rosją, ale Rosja oswoić się nie da.
Kahea (dsc: kahea.)
Przemoc wobec zwierząt i dzieci
31 y/o, 170 cm
ratownikcza medyczna, która po godzinach ratuje życie typom spod ciemnej gwiazdy
Awatar użytkownika
Obsession is the devil, it will take you to the dark side.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Jego słowa zawisły między nimi jak sieć, w którą wpadła, choć przecież jeszcze przed chwilą była pewna, że potrafi się wymknąć.
- Wkurza mnie twoje planowanie - powtórzyła z lekkim przekąsem, choć tym razem ton był mniej obronny. - Bo za każdym razem okazuje się, że i tak miałeś rację. - Zacisnęła usta, jakby nie mogła uwierzyć, że wypowiada takie zdanie na głos. Jej. Wobec niego.
A potem to powtórzył. Już nie żartem, nie półsłówkiem, tylko wprost, z naciskiem na słowa, które zabrzmiały jak obietnica i ostrzeżenie w jednym. Nie jako współlokatorka.
Ciało zareagowało szybciej niż głowa - ciepło przeszło od karku aż po koniuszki palców, a serce przyspieszyło jak po gwałtownym biegu. Patrzyła na niego, wiedząc, że właśnie przekroczyli niewidzialną linię, i że ona wcale nie chce się cofnąć.
- Nie pakuj… - powtórzyła za nim, unosząc brew. – Wszystkie moje koszulki nagle będą wyprasowane, a ciuchy do pracy odplamione - A jednak jej głos zadrżał lekko, bo kiedy jego palce przesunęły się po jej przedramieniu, ciało odmówiło współpracy. Dreszcz przebiegł po jej skórze, a zamiast cofnąć się - wolną dłonią dotknęła jego koszuli, zaczepiając o krawędź materiału na jego torsie. Niby lekko, niby od niechcenia, ale wystarczająco, by pokazać, że nie tylko on decydował o tym dystansie.
- Ale przyznaję - dodała, przesuwając spojrzenie z jego oczu na ułamek sekundy niżej, ku bliznom na żebrach, a potem z powrotem. - Podoba mi się, jak próbujesz.
Sama miała bliznę, która ciągnęła się od jej lewej piersi aż do lewego biodra. Była cienka i widoczna tylko z bliska lub wtedy, kiedy odbijało się od niej światło. Blizna, której historia łączy się z tym, że teraz nie lubi, kiedy ktoś dotyka jej twarzy. Jedyna rzecz, która ją zniszczyła.
Pochyliła się do niego tak blisko, że ich nosy się zetknęły, ale zamiast dotknąć jego ust, uniosła spojrzenie, żeby spotkać jego oczy. Uniosła kąciki ust w subtelnym uśmiechu.
- Pomyślę o tym - szepnęła, nachylając się nieznacznie, tak że ich oddechy mieszały się ze sobą. Nadal patrzyła mu w oczy. Kolejny dzień, kiedy przyciągają się i odpychają jakby nie chcieli przekroczyć tej granicy zza której nie będzie już powrotu. Chciała go posmakować, chciała przejechać językiem po jego dolnej wardze, gdzie jego smak będzie mieszał się z alkoholem i słonym powietrzem tego miejsca.
Musnęła swoimi wargami jego dolną. Subtelnie, nienachalnie cały czas patrząc mu przy tym w oczy. Uśmiechnęła się jednak po chwili i wróciła do poprzedniej pozycji. Zerknęła na zegarek na telefonie.
- Zaraz schodzimy z pokładu - stwierdziła podnosząc się z leżaka. Poprawiła sznurek od bikini na biodrze. Nie miała ochoty na takie sceny na pokładzie tego jachtu na którym była przecież obsługa.
- Idę się przebrać, mam nadzieje, że tym razem w Villefranche-sur-Me wziąłeś nam jeden pokój - rzuciła przez ramię nim zniknęła pod pokładem, żeby założyć na siebie sukienkę.
Wiedziała, że tej nocy będzie jęczeć do ucha jego imię w chłodnych murach i białej pościeli. Na tę myśl poczuła skurcz w dole brzucha.
Kiedy zeszła pod pokład, od razu sięgnęła po sukienkę, którą zabrała z walizki - prostą, lekką, w odcieniu głębokiej zieleni, z rzędem drobnych guzików biegnących wzdłuż przodu. Materiał miękko opływał jej sylwetkę, zatrzymywał się na udach, odkrywając łydki i ramiona. Nie miała pod spodem niczego - żadnej warstwy, która mogłaby ją oddzielać od chłodnej tkaniny. Guziki rozpinały się łatwo, wystarczyłby jeden ruch, jedno pociągnięcie, żeby materiał zsunął się z ramion i osunął do stóp.
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze małej kabiny - rozsypane włosy, skóra jeszcze muśnięta słońcem, oczy, które wyglądały teraz inaczej niż w Toronto. Nie było w nich zmęczenia dyżurem, tylko ten błysk, którego sama do końca nie rozumiała.
Wyprostowała się, poprawiła ramiączko sukienki i uniosła brodę. Wiedziała, że kiedy wróci na górę, jego spojrzenie zatrzyma się na niej w ten sam sposób, w jaki zatrzymywało się już tysiąc razy w ciągu ostatnich dni. I że tej nocy nie będzie już żadnych półśrodków.

Marco Todorovski
Slo
kiedyś tego nie było
41 y/o, 185 cm
Właściciel sieci klubów
Awatar użytkownika
Można ostatecznie oswoić się z Rosją, ale Rosja oswoić się nie da.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

- To po prostu kwestia doświadczenia - powiedział, unosząc kącik ust w namiastce swojego uśmiechu. Nie dodał, że domyśla się, że Sloane najzwyczajniej w świecie boi się oddawać kontrolę nad wszystkim w cudze ręce, ale przecież na tym urlopie nie wychodziła tak źle... I prawdopodobnie to również ją uwierało. Byli swoimi całkowitymi przeciwieństwami i może dlatego tak mocno się przyciągali. Obserwując ją, zauważył, jak zareagowała na jego słowa. Miał więc już pewność, że wypowiedziana myśl trafiła na podatny grunt - nie wiedział tylko, co powstrzymuje ją przed podjęciem decyzji.
- Nie widzę w tym żadnych wad - stwierdził, lekko rozbawiony jej podejściem do czystych i złożonych rzeczy. Nie wyjaśnił jeszcze, że trzy razy w tygodniu jego apartament i wszystkie rzeczy się w nim znajdujące ogarnia ekipa sprzątająca - takie fakty wolał zatrzymać dla siebie, bo podejrzewał, że mogą być nieco peszące.
- Zapamiętam i być może jeszcze powtórzę... - obiecał jej, cichym szeptem, który niósł w sobie wiele różnych emocji. Dzisiaj zdecydowanie był o wiele bardziej rozluźniony i pewny tego, co chciał osiągnąć. Nie naciskał, ale pokazywał wyraźnie, że nie chce już tkwić w tym zawieszeniu, w jakim trwali od ich pierwszej randki.
Nie odrywał od niej swojego stalowoszarego spojrzenia, gdy tylko ich twarze się spotkały. Nie uśmiechał się, ale nie musiał - po prostu czekał, dając jej swobodę i możliwość podjęcia decyzji co do tego, co chce zrobić i jaki sygnał wysłać w tym momencie. Czy chciał ją pocałować? Oczywiście. I myślał o tym od dawna. Ale miał też coś, z czego wiele osób nie do końca zdawało sobie sprawę - żelazną silną wolę, dzięki której powstrzymywał się przed jakimkolwiek gwałtownym ruchem, nawet wtedy, gdy jej usta wreszcie dotknęły jego wargi. Nie spuścił z niej wzroku nawet wtedy, gdy się cofnęła, ponownie nabierając dystansu i przypomniała o tym, że dookoła nich świat nadal istniał, a oni mieli w nim pewne obowiązki.
- Wziąłem nam cały dom - rzucił za nią, rozbawiony jej podejściem. Chciała wypić kawę na balkonie, mieć sypialnię z okiennicami, a on nie mógł znaleźć odpowiedniego apartamentu. Za to dom, to było coś zupełnie innego i o wiele prostszego do znalezienia. Wybrał więc tę opcję, która całkowicie spełni jej marzenie. Gdy zeszła pod pokład, wrócił na swój leżak i ponownie wrócił do lektury. Sternik zajął się przybijaniem do nabrzeża, a jemu - o dziwo - o wiele łatwiej było się skupić na tekście. Być może dlatego, że Sloane nie było w zasięgu jego wzroku. On sam nie musiał się przebierać, wystarczyło jedynie, że zapiął koszulę i poprawił szorty, by wyglądać jak standardowy turysta.
Wreszcie przybili i silnik umilkł, a jacht został unieruchomiony oraz zabezpieczony. I tak gdy kobieta pojawiła się na pokładzie, spojrzał na nią, w ten sam sposób, w jaki spoglądał odkąd spotkali się w restauracji - jak na najcenniejszy klejnot, który kiedykolwiek widział w swoim życiu i którego nie chciał stracić. Pomógł jej zejść z pokładu, po czym objął dłonią w talii i lekko do siebie przyciągnął w całkiem opiekuńczym geście.
- Chcesz się zgubić w uliczkach? Iść na kolację? Zamknąć się w naszym chwilowym domu i coś zamówić? - Nie spieszył się, pozwalając jej wybrać i zastanowić się nad dostępnymi opcjami. Mogła też sama coś zaproponować, jeśli tylko chciała. W końcu cały ten urlop był ułożony wyłącznie pod nią.

Sloane Marlowe
Można ostatecznie oswoić się z Rosją, ale Rosja oswoić się nie da.
Kahea (dsc: kahea.)
Przemoc wobec zwierząt i dzieci
31 y/o, 170 cm
ratownikcza medyczna, która po godzinach ratuje życie typom spod ciemnej gwiazdy
Awatar użytkownika
Obsession is the devil, it will take you to the dark side.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Kiedy przyciągnął ją do siebie przy zejściu z pokładu, ciało zareagowało od razu. Miała wrażenie, że zaraz się wyrywie, że nie zniesie tego poczucia prowadzenia, ale stało się coś zupełnie odwrotnego. Dała się poprowadzić zaskakująco łatwo, jakby to było najbardziej naturalne na świecie. Złapała się na tym, że nie pamięta, kiedy ostatnio czuła się tak kobieco i delikatnie. To było obce uczucie, a jednak wcale nie chciała go od siebie odsunąć.
- Czy ja dobrze usłyszałam, że wziąłeś cały dom? - Zapytała, chcąc się upewnić czy słuch nie płata jej figli. Zmarszczyła przy tym brwi. Zamieniał się w św. Mikołaja na pełen etat, czy jak? Będzie musiała przy nim trzymać buzie na kłódkę, bo jak tak dalej pójdzie to biedaczka nie będzie już mała o czym marzyć.
Kiedy zapytał, co chciałaby teraz zrobić, nie potrzebowała nawet sekundy namysłu. Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek, a jej uśmiech stał się wolniejszy, bardziej świadomy.
- Chce nacieszyć się tym domem - odpowiedziała bezpośrednio. - Kolacja może poczekać, uliczki nigdzie nie uciekną. Posiedzieliśmy dzisiaj na powietrzu wystarczająco dużo.
Przez sekundę pożałowała własnej szczerości, ale tylko przez sekundę. Zaraz potem wsunęła dłoń w jego, splatając ich palce. Ten z pozoru banalny gest w jej wydaniu znaczył więcej niże jej ukochane zgryźliwe poczucie humoru, żarty i riposty razem wzięte.

Uliczka, którą szli, była wąska i pachniała jaśminem. Ciepłe światło latarni rozlewało się na bruk, a po lewej stronie rysowały się tarasy restauracji, z których dobiegał gwar rozmów i dźwięk kieliszków. Sloane nie patrzyła jednak na to, jej uwaga skupiała się na ciepłej dłoni Marco, która obejmowała jej palce tak pewnie, jakby naprawdę zamierzał już nigdy ich nie puścić.
Dom znajdował się kilkadziesiąt metrów wyżej, na końcu schodów wijących się między kamiennymi murami. Gdy otworzył drzwi, przywitał ich chłód wnętrza, kontrastujący z rozgrzanym wieczorem. Salon miał wysokie sufity, białe ściany i otwarte okna z drewnianymi okiennicami, przez które wpadał zapach morza.
Zsunęła ze stóp buty, zostawiając je przy wejściu i pozwoliła sobie na to, żeby poczuć chłód kamiennej posadzki pod stopami. Rozejrzała się, przejeżdżając palcami po krawędzi stołu, po chłodnym parapecie. Wszystko tutaj było inne niż Toronto. Prostsze. Cichsze. Intymne. W tym wnętrzu nie było nic, co domagało się jej uwagi, żadnych pisków karetek, telefonów, które rozdzierały ciszę, żadnych ludzi patrzących na nią z nadzieją, że zaraz naprawi ich świat.
Podniosła głowę, żeby spojrzeć na belki pod sufitem, na cienie tańczące od światła lampy przy oknie. Wzięła głęboki wdech, jakby chciała zatrzymać w płucach ten obraz, ten zapach, tę chwilę. Uśmiechnęła się sama do siebie, tak prawdziwie i lekko, jakby pierwszy raz od dawna naprawdę niczego nie musiała.
- Tu jest... pięknie - wyszeptała, bardziej do siebie niż do niego, ale wiedziała, że ją słyszy. Zsunęła dłonie po materiale sukienki, pozwalając, by na biodrach załopotał przy ruchu. - Wiesz, że ja nigdy... nigdy tak naprawdę nie miałam urlopu? Zawsze coś. Dyżury, kursy, zastępstwa, jakieś sytuacje awaryjne… - Pokręciła głową, a jej włosy rozsypały się po ramionach. - W sumie cieszę się, że mnie porwałeś.
Zrobiła kilka kroków, bosymi stopami po kamiennej podłodze, jakby testowała, czy to miejsce naprawdę istnieje, czy tylko jej się śni. Zatrzymała się przy oknie, otworzyła szerzej okiennice i wyjrzała na zewnątrz - w dole widać było port, światła odbijające się w wodzie.
- To naprawdę wygląda jak pocztówka - przyznała, opierając dłonie o parapet. Jej sylwetka odcinała się w kontraście do nocnego nieba, a cienka sukienka układała się na niej miękko, podkreślając każdą linię ciała. - Gdyby ktoś mi to opowiedział, nigdy bym nie uwierzyła.
Odwróciła głowę w jego stronę. Patrzyła na niego tym spojrzeniem, w którym mieszało się niedowierzanie, wdzięczność i porządnie, które rosło między nimi przez cały ten tydzień. To spojrzenie było ciężkie, głębsze, jakby w końcu coś w niej pękło. Widziała, jak stoi w progu, z koszulą rozpiętą do połowy i tym samym spojrzeniem co ona, którego najwidoczniej oboje nie byli już w stanie kontrolować. Wiedziała też, że jeśli jeszcze raz odwróci głowę, jeśli znowu pozwoli sobie na ucieczkę, ta noc rozpadnie się na tysiąc niedopowiedzeń.
Podniosła brodę, zrobiła krok, a potem drugi, aż dzieliły ich już tylko centymetry. Czuła ciepło jego ciała, zapach soli i alkoholu mieszający się z czymś, co było wyłącznie jego. Uniosła dłoń i wsunęła palce w jego włosy, zaciskając je lekko, tak jakby chciała mieć pewność, że się nie cofnie.
Pocałowała go.
Nie delikatnie, nie badawczo lecz namiętnie i głodnie, jakby wreszcie odważyła się sięgnąć po coś, czego od dawna pragnęła. W tej gwałtowności była też czułość, coś miękkiego, co sprawiało, że jej wargi wracały do jego ust jeszcze raz i jeszcze raz, jakby nie mogła się nimi nasycić. Trzymała go blisko, palcami wplątanymi w jego włosy, drugą dłonią opartą o jego tors, nie pozwalając mu odsunąć się choćby na milimetr.
Świat za oknem zniknął. Został tylko on, ciężar jego oddechu, dotyk, smak, i to uczucie, że w końcu pozwoliła sobie na coś, czego od dawna sobie odmawiała.

Marco Todorovski
Slo
kiedyś tego nie było
41 y/o, 185 cm
Właściciel sieci klubów
Awatar użytkownika
Można ostatecznie oswoić się z Rosją, ale Rosja oswoić się nie da.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

- Mhm - mruknął potwierdzająco, jakby to nie było nic niezwykłego, że tak po prostu wynajął im dom na dwie noce. I, w zasadzie, nie było - tylko najczęściej nie korzystały z takiej możliwości dwie osoby, a minimum cztery. On się jednak nie przejmował takimi drobiazgami. - Nie mogłem znaleźć apartamentu, który by odpowiadał Twojemu opisowi z restauracji. - Najwyraźniej dokładnie zapamiętał każde jej słowo, a nie tylko ogólny kierunek i wcielał to w życie. Tak naprawdę, starał się jednak, by to wszystko nie przytłoczyło jej aż nazbyt, a jedynie trochę. Po raz pierwszy od bardzo dawna robił coś miłego dla kogoś i to całkowicie bezinteresownie. Zaś w odpowiedzi na jej słowa o spędzeniu czasu, jedynie kiwnął lekko głową. Skoro tak chciała, to tak dokładnie będzie. I na potwierdzenie, delikatnie ścisnął jej dłoń. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy z tego, jak taki mały gest może poprawić czyjś nastrój, zawsze było mu to obojętne i nawet unikał kontaktu fizycznego. Wychodziło jednak na to, że najzwyczajniej w świecie, brakowało mu tej właściwej osoby.

Gdy otworzył drzwi ich tymczasowego lokum, oczywiście puścił kobietę przodem. Sam wszedł chwilę po niej i jednym ruchem odciął ich od świata zewnętrznego, pozwalając zanurzyć się w tutejszej atmosferze. A musiał przyznać, że zdjęcia oddawały rzeczywistość i wszystko było dokładnie tak, jak to wyczytał oraz obejrzał. Zaraz jednak skupił swoją uwagę na Sloane. Ten zachwyt oraz szczęście, które malowały się na jej twarzy, sprawiły, że coś drgnęło w jego wnętrzu. Po raz pierwszy ktoś nie udawał, że się cieszy tylko po to, by wywrzeć na nim odpowiednie wrażenie bądź wkupić się w łaski. Ona naprawdę była szczęśliwa dzięki temu, co zrobił, a przecież to nie było tak wiele. Pokazało mu jednak, że czasami uszczęśliwienie ludzi jest lepsze niż ciągłe trzymanie ich w szachu. Co prawda, nie znaczyło to, że dla świata nagle zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni, ta część jego natury pozostawała zarezerwowana wyłącznie dla niej.
Nie odzywał się. Stał w milczeniu, przyglądając się kobiecie wędrującej po salonie, jak posąg postawiony zaraz przy drzwiach. I im dłużej się jej przyglądał, tym bardziej nie mógł pohamować pożądania, jakie odczuwał na jej widok. Może i miał żelazną siłę woli, wyćwiczoną przez lata surowej dyscypliny, ale w głębi był człowiekiem i jako taki posiadał emocje oraz pragnienia. Tutaj i teraz, po prostu, pozwolił im dojść do głosu.
Obserwował, jak zbliża się powoli, czekając w bezruchu, aż znajdzie się tuż przy nim. Mimo to nie ruszył się nawet gdy podeszła. W pierwszej kolejności to ona musiała podjąć decyzję, a on nie zamierzał jakkolwiek na nią naciskać. Wszystko zmieniło się, gdy ten jeden ruch wykonała. Objął ją momentalnie, również nie pozwalając cofnąć się nawet na milimetr. I tak samo jak ona, odpowiedział na ten pocałunek równie namiętnie, nie pozwalając, by ich usta rozstały się na dłużej niż pół sekundy.
Wreszcie jednak rozplótł ręce, które przytrzymywały do tej pory jej kruche ciało i złapał ją za uda, podnosząc jednym ruchem, tak, by mogła spokojnie opleść nogi wokół jego bioder, jeśli by chciała. Ćwiczenia nareszcie przydały się do czegoś innego niż bójki, chociaż nie mógł powiedzieć, by Sloane była nad wyraz ciężka. Nie przerywając pocałunków, skierował się w stronę schodów i ruszył na piętro. Tylko w czasie tej drogi, nie zatrzymywał się już wyłącznie na jej ustach - przesuwał się także na szyję i obojczyki.
Sypialnia była bardzo podobna do pokoju na dole, ale okno otwierało się na balkon, który serwował widok na morze. Teraz jednak nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, skupiony tylko i wyłącznie na Sloane. Położył ją na łóżku, by zaraz znaleźć się obok - nie chciał jej przygniatać swoją osobą. Ale, nim ich usta ponownie się spotkały, pozwolił sobie krótkie podziwianie kobiety, którą miał przed sobą. Dopiero wtedy, przy kolejnym pocałunku, sięgnął ręką do guzików sukienki i nie przejmował się za bardzo powolnym ich rozpinaniem - przejechał dłonią z góry w dół, niemal je rozrywając.

Sloane Marlowe
Można ostatecznie oswoić się z Rosją, ale Rosja oswoić się nie da.
Kahea (dsc: kahea.)
Przemoc wobec zwierząt i dzieci
31 y/o, 170 cm
ratownikcza medyczna, która po godzinach ratuje życie typom spod ciemnej gwiazdy
Awatar użytkownika
Obsession is the devil, it will take you to the dark side.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


Marco Todorovski
Slo
kiedyś tego nie było
41 y/o, 185 cm
Właściciel sieci klubów
Awatar użytkownika
Można ostatecznie oswoić się z Rosją, ale Rosja oswoić się nie da.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Spoiler
Gdy granica, która do tej pory ich powstrzymywała, została przekroczona, nie umiał już tak dobrze nad sobą panować. Zabrakło mu odrobiny cierpliwości, zwłaszcza na powolne rozpinanie każdego guzika - dlatego pozbył się ich jednym mocnym ruchem. Jej śmiechem wcale się nie przejął, a jedynie uniósł kącik ust tak, jakby mówił, że przecież jutro może kupić jej nową - i to wcale nie jedną. Gdy jednak znalazła się przed nim naga, zamarł na kilka sekund, chłonąc ten widok tak, jakby chciał zapamiętać ten moment do końca świata i jeden dzień dłużej. Teraz gdy jej ciało nie było już niczym osłonięte, podobała mu się jeszcze bardziej, a wręcz był nią zachwycony.
Przejechał dłonią po jej bliźnie, z góry na dół, ale nie zapytał. Zamiast tego przeciągnął palcami dalej, do jej biodra i uda, jakby chciał się nacieszyć miękkością jej skóry i jakby nie mógł uwierzyć, że wreszcie ją dotyka. Po chwili jednak cofnął dłoń i pozwolił jej tak samo badać swoją skórę, ba, wydawać się mogło, że w tej chwili pragnie wyłącznie każdego jej dotyku i gestu. Dał jej tyle czasu na oswojenie się z nim, ile potrzebowała. I tak wiedział, że nie będzie trwało to długo, bo sam już ciężko trzymał się w ryzach.
Uśmiechnął się lekko, gdy już całkowicie straciła cierpliwość do rzeczy, które miał na sobie. Ale też pomagał jej ich się pozbyć, bo sam również chciał się ich pozbyć jak najszybciej. Działali wspólnie, jak dobrze zgrany mechanizm, by osiągnąć to, czego dzisiaj najbardziej pragnęli. Lekko odchylił głowę do tyłu, a jego oddech nieznacznie przyspieszył, gdy poczuł, jak jej usta dotykają jego skóry. Dlatego też całkowicie nie spodziewał się nagłego dotyku, a delikatna dłoń na jego członku wyrwała z jego ust gardłowe jęknięcie. Spojrzał na nią z napięciem i czystym, nieco wręcz dzikim, pożądanie, jakby tym jednym gestem obudziła głęboko skrytą część jego natury.
Przyciągnął ją do siebie i pocałował, przesuwając palcami po jej skórze. Badał każdy łuk jej ciała, dłuższą uwagę poświęcił piersiom, jakby chciał zapamiętać ich najdrobniejszy szczegół - najpierw ręką, ale po chwili to właśnie jego usta zsunęły się po szyi i obojczyku, by obsypać je pocałunkami. Zębami lekko przygryzł jej sutki, by zaraz przejechać po nich językiem. I lekko, ale dość stanowczo, złapał ją za biodra i nieco uniósł, pokazując, że może znaleźć się na nim, jeśli tylko tego chce. Sam był gotów aż nadto, a wręcz niecierpliwie oczekiwał na jej ruch.
Sloane Marlowe
Można ostatecznie oswoić się z Rosją, ale Rosja oswoić się nie da.
Kahea (dsc: kahea.)
Przemoc wobec zwierząt i dzieci
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Świecie”