Reasumując: przez swoją głupotę stała na płycie lotniska, gdzieś w środku tłoku ludzi, którzy racali albo wybierali się gdzieś. Ciemnowłosa czuła jak w gardle jej zaschło, w żołądku czuła kamień, którego za nic w świecie nie umiała się pozbyć. W końcu stanęła w miejscu, schowała telefon do kieszeni szarych dresów (tak, miała na sobie komplet szarych dresów i włosy związane w kucyk, bo miała wrażenie, że zapiętę pod szyję guziki koszuli, którą zazwyczaj nosi sprawi, że będzie się dusić!)
Wiecie co jest w tym wszystkim najzabawniejsze i najgłupsze jednocześnie? Dorosła, opanowana i zorganizowana kobieta, którą Meena jest nie powiedziała prosto z mostu, że boi się samolotów, że boi się nimi latać. Niby do Teksasu to jest maksymalnie 4 godziny lotu, ale to już dla niej było za dużo. Przez jej głowę nawet przeszła taka myśl aby spakować się do kartonu i wysłać w jakiejś paczce, ale nie była pewna czy zmieściłaby się w limitach, bo nie stać jej na dopłacanie na swój ciężki tyłek, eh.
- Będzie dobrze, przecież samoloty nie spadają z nieba codziennie. - powiedziała głośno sama siebie pocieszając, w nosie miała to czy ktoś weźmie ją za wariatkę. Po prostu...chciała sobie jakoś pomóc, jakoś sama się wesprzeć, ale to też nie pomagało. Bo halo, jak takie ciężkie maszyny mogą latać i to kilka kilometrów na ziemią, niby dwa silniki, ale to nie możliwe. Gdyby ludzie mieli ladać dostaliby skrzydła, a skoro ich nie mają to znaczy, że mają być na ziemi. Proste? Proste!
Rozejrzała się po lotnisku szukając swojego szefa, oczywiście starała się wylapać w tłumie mężczyznę ubranego w cholernie drogi garnitur bo w przeciwieństwie do niej Galen leciał na spotkanie służbowe, tak.
- Nie, no nie, nie dam rady. Powiem mu, że nie mogę lecieć, po prostu. - westchnęła i wolną ręką przetarła twarz, zaraz jednak z kieszeni tych swoich ukochanych dresów wyciągnęła telefon i wykręciła numer do szefa, jeden sygnał, drugi i trzeci, nie odebrał. I nie była wcale tym zdziwiona, rozejrzała się po raz kolejny i wtedy go zobaczyła.
- Jesteś w końcu, ile można na Ciebie czekać. - odezwała się bez żadnego przywitania, z racji tego, że miała na sobie trampki, a nie szpilki to musiała zadrzeć głowę zdecydowanie wyżej niż zazwyczaj aby spojrzeć na jego twarz.
- Zmieniłam zdanie, nie mogę lecieć. Boję się, że sąsiadka zaleje mi mieszkanie, a ona jest stara i może nawet tego nie ogarnąć. Poza tym nie kupiłam kowbojek, nie mam sukienki na ten bal charytatywny co organizują. - zaczęła wymieniać wszystko po kolei, może zachowywała się jak dziecko, ale wolała powiedzieć mu wszystko niż to, że się boi. Bo w jej świecie strach nie był niczym strasznym, ale nie chciała stracić w jego oczach. Nie chciała aby spojrzał na nią jakoś inaczej, głupie prawda?
Chociaż teraz naszła ją pewna myśl: co jeśli Galen te wszystkie wykręty odbierze tak jakby nie chciała wcale spędzać z nim czasu? Że się dystansuje od niego czy coś takiego? Nie chciała tego, wręcz przeciwnie - dalej czeka na kolejne spotkanie biznesowe tym razem w obiecanym jacuzzi, ale wiecie.
Bała się, po prostu.
Galen L. Wyatt