- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
- To może być trudne, ale spróbujemy - może powinien zatrudnić detektywa, który znalazłby Yvonne? Będzie musiał o tym pomyśleć.
Skoro co do Rexa się zgadzali, to tylko kiwnął głową. W sumie Galen mógłby mieć drugiego psa, albo dziesięć, ale po prostu nie miałby na to czasu, zwłaszcza w momencie, w którym musiał wspierać Cherry.
Zajebiście ją wspierał.
Ich relacja zmieniała się jak w pierdolonym kalejdoskopie. W jednej chwili mogło być słodko, miło, rodzinnie, a w drugiej znowu skakali sobie do gardeł. Za dużo emocji i za dużo ognia, ale przede wszystkim to chyba chodziło o to, że oboje byli tak bardzo uparci, że żadne z nich nie potrafiło ustąpić, chociaż Galen przez moment się starał, ale wystarczyła iskra, żeby znowu jego złość eksplodowała, jak teraz. Miał jej dość, czuł, że najlepsza opcja to po prostu wyjść, wrócić za kilka godzin, gdy ochłonie, ze spokojną głową. Ale jak teraz miał to zrobić?
- Ja... nie możesz mnie szantażować dzieckiem - rzucił, ale od razu pożałował tych słów, nie możesz, bo jesteś ojcem mojego dziecka. Ale w słowniku Galena nie było stwierdzenia - nie możesz. Kto miał mu cokolwiek zakazać? A teraz... to miało się zmienić?
- Nie wkurwiaj mnie Cherry, jaką tajemnicą lekarską, chyba ojciec dziecka ma prawo wiedzieć, co się z nim dzieje? - jeśli wpisze go jako ojca, jeśli pozwoli. A jak tak dalej pójdzie, to różnie może być. Ale Galen sam do tego dążył, żeby ją po prostu znowu dotknąć do żywego, tak jak ona jego. Ich seks był dziki, a ich kłótnie chyba na tak samo żarliwym poziomie. Miłość wybuchła nagle i trawiła wszystko dookoła, złość też wybuchała nagle...
- Nie masz o co się bać, jakby było jakieś zagrożenie, to przecież bym w to nie wchodził, bo spodziewasz się mojego dziecka? Bo Cię kocham i chcę się z Tobą ożenić? - tylko jedno stwierdzenie w tej wypowiedzi się nie zgadzało, to pierwsze z zagrożeniem. Bo reszta była jak najbardziej prawdziwa. Kochał ją, chociaż momentami denerwowała go jak nikt inny na świecie, sprawiała, że krew w żyłach w momencie robiła się gorąca jak lawa.
- Chciałem Ci wszystko powiedzieć, ale się obraziłaś, to... - chciał jej powiedzieć, że to jej wina, ale w momencie, w którym się skrzywiła i złapała za brzuch, to już było nieważne. Wszystkie te słowa, które padły jakby nagle zbiły się w ogromną kule, która utkwiła mu w gardle. Galen Wyatt nie bał się jechać do Quebec, ale bał się, że mogłoby się coś stać Cherry.
- Cherry kurwa, jak nie, jesteś blada, boli Cię brzuch, na co Ty chcesz czekać? - już wbijał na telefonie numer alarmowy, mimo, że nie chciała o tym słyszeć, zanim jednak nacisnął słuchawkę, to zapytała czy zaniesie ją do łóżka. Zastanowił się przez chwilę.
- Albo do samochodu, pojedziemy do szpitala? - ale Cherry pokręciła głową, więc co miał zrobić, zmusić ja do tego szpitala? Wzywać pogotowie? Westchnął ciężko i wziął ją delikatnie na ręce, zaniósł do tego łóżka, a kiedy ją na nim kładł, kiedy jeszcze pochylił się nad nią, żeby pogłaskać jej policzek, zimny i ciepły jednocześnie, to powiedział.
- Zadzwonię po lekarza, ale jeśli każe mi, Cię wieźć do szpitala, to to zrobię - powiedział, a później jeszcze przykrył ją kocem i wrócił do salonu po telefon, który leżał na podłodze. Po drodze z powrotem już rozmawiał z lekarzem rodzinnym, który u Wyattów bywał wyjątkowo często, bo matka Galena miała nawracające migreny, w ogóle była pierdolnięta i wiecznie na jakiś prochach.
- Dobrze, czekamy, wyślę adres - rozłączył się i wklepał w wiadomość jej adres, a później już usiadł na brzegu łóżka obok Cherry. Było mu głupio, cholernie źle i żałował wszystkiego co jej powiedział.
- Przyjedzie doktor Quinn(XD), nasz lekarz rodzinny - rzucił i przysunął się do niej jeszcze bliżej - jak się czujesz Cherry? - zapytał spojrzenie zatrzymując na jej twarzy. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś jej się stało, albo dziecku. Ale też nie wybaczyłby sobie, gdyby nie pojechał do tego Quebec.
Cherry Marshall
- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
— To nie jest szantaż — powiedziała, unosząc głos. Wbiła w niego ostre spojrzenie. Momentami wręcz chłodne — przypominam Ci, że będziesz ojcem, to jest różnica — była zła na Galena. Całkowicie wykluczył ją i dziecko z całego procesu decyzyjnego. Jechał sobie niczym jakiś W11 na tajną misję, czy inny tajny agent. Naprawdę myślał, że ona w żaden sposób nie będzie potrafiła się odegrać? Ignorował jej uczucia na rzecz własnego ego. Tak czuła. Im dłużej go słuchała, tym bardziej się o tym przekonywała.
— Póki dziecko jest w moim brzuchu, nie masz do niego żadnych praw, nawet informacji nie uzyskasz, czy ze mną, lub z nim jest wszystko w porządku, bo jak przypomniałeś — aż uniosły się jej kąciki ust ze złości — nie jestem twoją żoną. Moi rodzice będą decydować, jeśli będę nieprzytomna. Albo, o zgrozo, Corey — wbijała mu szpileczki. Skoro sam tak bardzo przypominał jej, że jest dla niego nikim. Wcześniej ćwierkał ze zadowolenia, twierdząc, że ona jest jego. Tylko czy to miało jakiekolwiek przyłożenie? Skoro jej wątpliwości zostały zlane? Może naprawdę powinna poradzić sobie sama bez niego.
— Galen chcesz się wtrącać w interesy ludzi, którzy handlują ludźmi. Moje zmartwienia mają wystarczająco dużo uzasadnienia — a skoro on nie potrafił tego zrozumieć, przetrawić jej uczuć, to czy na pewno powinni być razem? Tak długo upierała się nad nim, zrezygnowała z wygodnego zabezpieczenia, a teraz? Teraz zwyczajnie miała dosyć. Wszystkiego po kolei.
— Nie będę leżała w obcym łóżku — powiedziała z trudem, marszcząc przy tym brwi. Nie chciała też tracić jakiegokolwiek dnia w pracy. Spotkania miała od dawna poumawiane. Jedyne co jej zostało to pójście dalej i nie przejmowanie się niczym. Tylko jak miała się nie przejmować, wiedząc, że Galen będzie mieszał się w śledztwo? Przecież jeszcze tak niedawno siedział w areszcie. Mogli go oskarżyć, a ona pozostała by sama. Został uderzony przez... kogoś z policji. Tego sama się domyślała. Jak mogłaby go puścić z własnych ramion? To musiały być nerwy.
Nigdzie nie chciała jechać, będzie siedziała tylko we własnym łóżku.
Stąd zawsze mogłaby pracować.
Na łóżku skuliła się w pozycję embrionalną. Potrzebowała odrobiny relaksu.
— Nie przyjmą mnie, jak się sama na to nie zgodzę — odpowiedziała, wbijając w niego chłodny wzrok. Czy go karała? Zdecydowanie. Chociaż powinien być zadowolony, bo wyraziła zgodę na lekarza. Mogła go też odmówić. Mogła też wyrzucić Galena z domu. Co z tego że miał kartę, jak mogła zadzwonić po policję? Poprosić o interwencję. Okropne myśli chodziły jej po głowie, ale finalnie poddała się. Jednak dbał o nią, a ona chciała mu zaufać.
Otworzyła usta, chcąc powiedzieć mu coś nowego.
Zamknęła je, wzdychając ciężko po chwili.
Już sama nie była pewna, co robiła. Troszczył się o nią. Mogła być i dalej będzie na niego zła, ale... powinna mu pozwolić być obok?
— Zrobisz mi herbatę, termofor i mnie przytulisz? — spytała finalnie słabym tonem, wtulając swoją głowę w poduszkę. Jeszcze się razem pokłócą. Zdecydowanie.
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
- Cherry... - rzucił z wyrzutem. Ale miała rację, że nie był jej mężem, a jak w szpitalu by powiedział, że jest jej partnerem od dwóch dni, to też pewnie by go wyśmiali, mógłby się powoływać jedynie na to, że jest ojcem dziecka.
- Nie jesteś jeszcze moją żoną, jeszcze, bo będziesz nią. Chciałbym, żebyś była, ale... bardzo to utrudniasz wszystko - pokręcił głową. Jak tak dalej pójdzie, to pokłócą się jeszcze na ślubie i wtedy dopiero będzie wesoło. Jeśli w ogóle dojdzie do tego ślubu w końcu, bo na razie, to robili dwa kroki do przodu, wspólne mieszkanie, decyzja o zapoznaniu z rodziną, a później zaraz krok w tył, ta bezsensowna kłótnia. Może Cherry miała rację i to wszystko toczyło się za szybko?
A może za wolno?
Galen zgłupiał, bo jakby był jej mężem, to mógłby decydować, no ale nie był, i nie załatwi tego w dwa dni. A może by mógł?
- To są też moje interesy, jak mam stać z boku i nic nie zrobić, kiedy... coś mogę - nie rozumiał tego, nie rozumiał jej wcale. Przecież trochę go znała, na tyle, żeby wiedzieć, że on się tak łatwo nie poddaje, że nie stoi z boku i nie czeka, aż ktoś zrobi coś za niego. Cieszył się, że Pilar do niego napisała, że może mieć na to śledztwo jakikolwiek wpływ, sam przejrzał w wolnych chwilach już setki dokumentów, starał się łączyć jakieś poszlaki, a teraz kiedy wiedział, że to wszystko dzieje się w Quebec, nie mógł usiedzieć tutaj na miejscu. Nawet jeśli Cherry tego od niego wymagała.
- Cherry... - zaczął i chciał jej powiedzieć, że jak ona to sobie wyobraża, że rodzić też będzie we własnym łóżku? Wiadomo zresztą, że pewnie nie pojechaliby do pierwszego lepszego szpitala, tylko do jakiejś prywatnej kliniki, bo było ich na to stać, bo zasługiwała na wszystko co najlepsze i to łóżko to takie rzeczywiście lepszej jakości. Kiedy się zwinęła na materacu, to dotknął jej pleców.
- Cherry nie możesz taka być. Bo musisz zadbać o siebie i o dziecko, a nie że się nie zgodzę - znowu wcale jej nie rozumiał, i znowu czuł się bezsilny z tym, że nie miał żadnego prawa żeby decydować. Tak jak wtedy na Lanzarote, jakie on miał prawo decydować o jej ślubie? A teraz jakie miał prawo decydować o jej dziecku, czy o niej? Żadne.
Siedział na brzegu łóżka, z niebieskimi tęczówkami utkwionymi w jej sylwetce. Nie wiedział co ma teraz zrobić, czuł się tak, jakby w ogóle był tutaj nie na miejscu. Nie chciał z nią walczyć, a jednak to sprowokował. Zrobił jej krzywdę. A co jeśli tak będzie zawsze, jeśli będzie zawsze ją krzywdził?
Kiedy zapytała o tę herbatę, to wstał od razu opierając ręce na kolanach.
- Zrobię - powiedział i poszedł do kuchni, po drodze zastanawiając się co to jest termofor. Wygooglował to, tylko nigdzie nie rzucił mu się w oczy. Włączył wodę na herbatę, znalazł jakiś kubek.
Wrócił do Cherry i miał ją zapytać o ten termofor, ale w sumie to przecież chciał coś jeszcze, więc najpierw usiadł obok niej i ją pogłaskał po plecach, a potem się koło niej położył i przytulił ją do siebie.
- Nie złość się na mnie - wyszeptał jej do ucha i odgarnął z niego włosy - Cherry musimy po prostu, znaleźć w pewnych kwestiach kompromis, bo tak się nie da - no nie da się funkcjonować tak, że każde z nich chce za wszelką cenę postawić na swoim, a tak to między nimi wyglądało, ale tak chyba bywa, kiedy lew spotyka na swojej drodze lwicę, to czasem... może się polać krew.
Musnął palcami jej szyję, delikatnie, a później podciągnął na niej koc, pewnie leżałby tak z nią dłużej, gdyby nie to, że najpierw zagotowała się woda, a później zadzwonił dzwonek do drzwi i Koko zaczęła szczekać. Galen zerwał się na równe nogi i od razu poszedł otworzyć. Nie był u siebie, ale mimo to zaprosił Doktor Quinn do środka.
Kiedy byli już przy łóżku, to znowu usiadł obok Cherry na brzegu.
- Cherry, doktor Quinn Cię obejrzy okej? - zapytał, a doktorka od razu się przywitała i zaczęła zadawać pytania. Galen cofnął się do tyłu, cały czas głaskał Koko, która chyba czuła ten dziwny klimat i usiadła tuż przy jego nodze, jakby też czekała na jakieś informacje.
Cherry Marshall
- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
— Ja utrudniam? — fuknęła z irytacji, bo ta kłótnia doprowadzała ją do bólu głowy — czy ty się słyszysz? — dopytała, unosząc obie brwi do góry. Głośno, w jej oczach była widoczna wściekłość, której nie dało się ukryć — chciałabym, żebyś kierował się dobrem nas, a nie własnym — wycedziła przez usta. Jej nie obchodziła jego zła sława. Mógłby być nawet szefem burdelu, a ważne by był przy niej, kiedy tego potrzebuje. Co jeśli nie wróci z tego wyjazdu? Albo jeśli ktoś podrzuci mu dowody go obciążające? Z jakiegoś powodu dostał zakaz opuszczania miasta, nie była to zwykła podróż, a nie-bez-pie-czeń-stwo.
Kobieta w ciąży, wie o czym mówi, to ten szósty zmysł.
Ten odpowiadający za ochronę własnej rozmowy.
— Czyli w tym wszystkim chodzi jedynie o twoją męską dumę? — spytała finalnie i chyba to zdanie ją aż nadto zabolało. Mogliby wybierać ubranka, zabawki, a tak? Będzie się zastanawiała, kiedy wróci i czy na pewno będzie miał wszystkie palce. Dla niej ta sprawa wydawała się aż nadto jasna. Nie było o czym tutaj mówić. Każda jej komórka ciała znowu panicznie bała się go stracić. Ostatnio podobnie czuła się w areszcie, gdzie motywowała go do walki. Może znowu chciał ją podjąć? Walczyć dla niej? — ja Cię potrzebuję tutaj, a nie tam — głos jej słabnął. Czuła, że to ziarno goryczy aż za bardzo się przelewa. Przymknęła delikatnie swoje oczy, zastanawiając się, co właściwie powinna powiedzieć, w jaki sposób zareagować.
A może ona chciałaby urodzić w domu? W basenie? Jeszcze miała mnóstwo czasu, by dowiedzieć się, w jaki sposób będzie wyglądać jej poród. O ile do niego dojdzie. Zbyt mocno bolał ją brzuch, by była w stanie racjonalnie myśleć.
— Przecież się położyłam — nie miała nawet siły chwycić za telefon, gdy usłyszała dźwięk przychodzącego powiadomienia. Przymknęła oczy, wdychając mocno powietrze, które miała w swoich płucach. Próbowała się uspokoić. Chciała, ale czuła, że nawet te beztroskie słowa, pełne zmartwienia były jak sztylet wbijany w jej ciało — to już chyba wiesz, jak się czuję — wymruczała pod nosem, bo ona czuła się wręcz identycznie. Ktoś mógł reagować z dumą, a drugie się martwiło. Nawet nie wiedziała, czy był w stanie to usłyszeć. Nie potrafiła się na tym skupić, kiedy brzuch ją pobolewał.
— Dziękuję — wymruczała, przymykając oczy. Potrzebowała tej chwili w ciszy, by móc ułożyć sobie myśli. Tylko one pędziły w takim tempie, w jakim nie dałaby rady ich zatrzymać. Wszystko działo się zbyt szybko, zbyt mocno. Sama nie wiedziała, co powinna mu powiedzieć i w jaki sposób się zachować.
Może robił to faktycznie dla ich dziecka?
A może dla własnej dumy?
— Jaki jest kompromis między jadę tam zadrżeć ze złymi ludźmi, a nie jadę by zająć się rodziną? — wymruczała, próbując zrozumieć, do jakiego kompromisu miało to doprowadzić. Mieli dwie opcje. Jedną, lub drugą. Czy mogłoby być coś pomiędzy? — jak tak bardzo chcesz, to proszę bardzo jedź — brzmiała jak ten Mruk, który z niczego nie jest zadowolony. Odnajdywała się w takiej chwili — ale będę umierać, jak Cię nie będzie... — co nie zmieniało faktu, że nie będzie w żaden sposób z tego zadowolona. Wyglądała na obrażoną osobę, dosłownie umierającą z bólu. Podobnie wyglądała, kiedy przyjechał do nich lekarz.
— Mhm — mruknęła, a doktor Quinn poprosił o chwilę prywatności z nową pacjentką. Może widział, co między nimi zaszło? A raczej dlaczego Charity wyglądała nie tyle na obolałą, a obolałą i śmiertelnie obrażoną. Chwilę trwało badanie. Galen miał zaczekać w salonie. Pod sam koniec doktor spytał, czy może coś mu powiedzieć, a ona jedynie kiwnęła głową i wtuliła się w poduszkę.
— Panie Wyatt, kim ona właściwie jest? — spytał doktor, kiedy wszedł z powrotem do salonu. Uniósł delikatnie kąciki ust — Nie masz, czym się martwić. Charity nie może się stresować, prawdopodobnie to ból na poziomie stresowym. Zaparz jej rumianek, włączcie film i może niech jutro nie idzie do pracy. Dobrze by było, żeby odwiedziła ginekologa — proste łatwe sformułowania. Każdy powinien być z nich zadowolony — a każdym razie zero stresu — dodał finalnie i jego wzrok utkwił dość mocno. Po czym podziękował za wizytę i wyszedł.
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
Nie odpowiedział nic, bo co miał jej powiedzieć, że kieruje się dobrem ich wszystkich? Jej, żeby nie wychodziła za mąż za kryminalistę, dziecka, żeby nie przyjęło nazwiska gościa zamieszanego w handel ludźmi, swoim, bo chciał oczyścić swoje nazwisko, no i jeszcze dobrem tych kobiet, które mogły być następne?
- Nie. Chodzi o... - zaczął, ale nie wiedział już jak ma z nią rozmawiać. Bo może miała rację? Może chodziło o męską dumę? Ale w zasadzie Galen Wyatt często nie przejmował się tymi swoimi skandalami, miał gdzieś co mówią o nim w firmie, co mówią o nim ludzie, zaczął bardziej ze względu na Cherry. Dlatego, że chciał się jej oświadczyć, że chciał się z nią ożenić, stworzyć rodzinę. Właśnie dlatego chciał tam jechać, żeby potem to wszystko mogło się odbywać jakoś tak inaczej, a nie pod znakiem zapytania zbudowanym z jego zarzutów, z łatki przestępcy i z plotek, które nie cichły.
Galen popatrzył na nią marszcząc brwi, i co wystarczy się położyć, żeby nagle cudownie ozdrowieć? Jakoś nie chciało mu się wierzyć. Liczył w głowie do dziesięciu, nie będzie się z nią kłócił. Nie będzie się odzywał.
To co powiedziała później uderzyło w niego chyba najmocniej. To wiesz jak się teraz czuję. Ale przecież on nie robił jej na złość całym tym wyjazdem. To nie był jakiś wymysł, którym chciał ją zdenerwować, którym chciał zagrać jej na nosie. Znowu liczenie do dziesięciu ze spojrzeniem spuszczonym gdzieś na podłogę. Jednocześnie kochał ją, martwił się o nią, i tak niesamowicie go drażniła. Tak jak on drażnił ją. Kiedy patrzył na Cherry, to czasami miał wrażenie, że przegląda się w lustrze, potrafiła idealnie odwrócić kota ogonem. Odbić piłeczkę i stosować jego własne zagrywki, przeciwko niemu. Była zbyt dobrym przeciwnikiem, żeby z nią walczyć. On nie chciał z nią walczyć, chciał tylko tego, żeby mu czasem zaufała, czasem poszła z nim na ten kom-pro-mis.
- To może... pojadę, ale nie będę się narażał? - zapytał, bo to mógł być przecież całkiem dobry konsensus, między jednym a drugim. Tylko ciekawe czy Wyatt zdoła go dotrzymać? No ale zawsze może spróbować, a najwyżej później będzie ponosił odpowiedzialność za niedotrzymanie umowy. Znowu go szantażowała, jedź, ale będziesz mnie miał na sumieniu. Nie chciał mieć jej na sumieniu, nie chciał, żeby umierała, ale nie chciał też odpuścić tego wyjazdu. Nie wiedział jak ma z nią rozmawiać, na szczęście przyszedł lekarz. Kiedy poprosił go żeby wyszedł, to Galen kręcił się po salonie w jedną i drugą stronę, jak lew w klatce, tylko tym razem nie taki czekający na swoją ofiarę, a taki, który czekał na werdykt, albo na skazanie. Gdy pojawił się lekarza, to od razu zapytał co z nią, a na jego pytanie zamyślił się, ale to był lekarz, który znał jego rodzinę od lat, a Galena chyba nawet od dziecka.
- Charity spodziewa się mojego dziecka, i zostanie moją żoną - może nawet zaproszą doktora Quinna na ślub? Kto wie. Kiedy lekarz powiedział, że nie ma się czym martwić i dał te swoje zalecenia, to Wyatt zanotował je w głowie. Całkiem proste, wykonalne, tylko... ten stres. Łatwo powiedzieć.
Zamiast herbaty zrobił jej rumianek, a do tego znalazł ten termofor, bo trochę się rozejrzał po mieszkaniu, zastanawiając jak to ugryźć, co zrobić, żeby jej nie stresować. Czasu już nie cofnie, niepotrzebnie jej o tym mówił, ale powiedział. Znowu usiadł na brzegu łóżka, parujący kubek postawił na szafce nocnej, a termofor podał Cherry.
- Lekarz powiedział, że masz wypić rumianek i nie iść jutro do pracy, i odpocząć - powiedział opierając jej rękę na nodze - jak się czujesz Cherry? - ile jeszcze razy ją o to dzisiaj zapyta? Pewnie dużo, wyrzuty sumienia jednak go gryzły.
Cherry Marshall
- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Ona też mu nie robiła na złość.
Nie wywołała bólu brzucha na zawołanie. Zwyczajnie wszystko ją ścisnęło. Chciała nie wywoływać na jego twarzy zmartwienia, jakiegoś rodzaju troski. Tylko to wyszło samo. Nawet nie wiedziała, czy jej słowa faktycznie można by nazwać jakimkolwiek wyrzutem. Pewnie tak. Wszystko wyglądało na to, jakby miało zaboleć. Widziała jego minę. Wiedziała, że ma rację. Oboje o siebie nie dbali i dawali priorytet pracy. Poleży ten wieczór w łóżku, a rano wstanie i będzie dobrze funkcjonować. Przecież każdy może dostać nagłych bólu brzucha, prawda?
Tylko że ona mu ufała... nie ufała za to światu.
— A jak chcesz się narażać w biurze? — spytała, odwracają się, by wbić w niego intensywne spojrzenie. We wszystkim potrafiła doszukać się problemów — kłamałeś mnie z tym? — miała słaby głos, ale uwielbiała wygrywać jakiekolwiek przepychanki słowne. Nawet jeśli leżała, zwijając się z bólu. Tylko nawet ten kompromis nie brzmiał już wiarygodnie. Wolała by Galen milczał. Przytulił ją mocno we swoje ramiona i nic nie mówił. Tego w tym momencie potrzebowała, a nie powrotu do kłótni. Może dlatego tak cieszyła się, że... lekarz wyprowadził Galena z pokoju. Nie chciała się już kłócić, nie miała na to siły. Nawet rozmawiać o tym wyjeździe już nie chciała. Wolałaby być głaskaną po głowie, drapaną po plecach i zapewnianą, że nic złego się z nią nie dzieje.
Zdążyła się podnieść do siadu. Najgorszy ból zdążył już jej przejść. Mogła przez moment się zrelaksować, nie myśląc o następnym wieczorze. Przymknęła oczy, próbując przywołać się w jakikolwiek sposób do porządku. Tylko już nie była w stanie. Westchnęła cicho. Potrzebowała spokoju i możliwości wtulenia. Nic skomplikowanego, ani trudnego. Przynajmniej ona tak sądziła.
— Wiem, powiedział mi to samo — stwierdziła, kurcząc się, jak mały zwierzak, który potrzebował tak mocno ciepła — dziękuję — za rumianek, termofor, który leżał na jej podbrzuszu. Za to, że po prostu był obok niej, kiedy tak bardzo go potrzebowała.
— Słabo — stwierdziła, unosząc wzrok z powrotem na Galena, przegryzając swoją dolną wargę — lepiej by było, jakbyśmy obejrzeli razem komedię romantyczną i robiłbyś mi za żywy termofor — wywaliła tym razem dolną wargę do przodu, wyglądając jak smutny piesek. Nie potrzebowała nic innego, prócz Wyatt'a obok. Nic innego się już nie liczyło.
Przecież i tak by go nie zatrzymała?
I tego się bała.
Że mógłby ją zostawić.
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
- Nie kłamałem, po prostu w Quebec jest ten burdel, na pewno mają ludzi w firmie, więc... To może być odrobinę niebezpieczne, dlatego jadę tam z obstawą policji - teraz to skłamał i powieka mu nawet nie drgnęła. Będzie się za to smażył w piekle. Ale z drugiej strony miał jej nie denerwować, więc kłamał dla jej dobra. Może będzie się smażył w pół piekła? Albo zostanie mu to w ogóle wybaczone, skoro to wszystko jednak dla dobra jej i dziecka?
Kiedy lekarz wyszedł, a Galen mógł usiąść przy Cherry, to miał już zupełnie nastawienie. Bardziej wyrzuty sumienia, niż chęć jakiejkolwiek kłótni. Żałował tych słów, które jej powiedział, a przede wszystkim żałował, że tak się nimi przejęła, tak bardzo wzięła je do siebie. Dobrze, że to skończyło się tylko tak, a nie szpitalem, ale i tak w ogóle nie powinno tak być, ten wieczór zapowiadał się zupełnie inaczej. Mieli zjeść kolację, a potem kochać się, dwa razy, żeby było też na jutro, a potem zasnąć w swoich objęciach. I wtedy Wyatt miałby naładowane baterie na ten jutrzejszy ciężki dzień, a tak czuł się jakiś wypompowany. Jakby przejechał po nim czołg. A do tego jeszcze mu nawrzucał i grał na emocjach.
- No to zostaniesz jutro w domu? Może zadzwoń do któregoś brata i poproś go o zastępstwo? - zapytał, miał nadzieję, że już nie będzie taka uparta i się zgodzi. Jednak lekarz sobie nie wymyślał, może faktycznie powinna trochę odpuścić?
Na jej kolejne słowa, to wpakował się obok niej do łóżka i objął ją ramieniem przytulając do siebie, też tego potrzebował. Po tej kłótni, po tym strachu, który jeszcze gdzieś tam cisnął na dnie żołądka. Tak po prostu ją do siebie przytulić.
- A co chcesz oglądać? W ogóle nie znam się na komediach romantycznych - stwierdził zerkając na nią z góry. Komedie romantyczne to był chyba ostatni typ filmów jakie wybierał. Ale dzisiaj już postanowił się z nią nie dochodzić, może następnym razem? Kiedy będzie w lepszej formie, ale to tak tylko po to, żeby się z nią podroczyć, a nie znowu rozpętać kłótnię życia.
Cherry Marshall
- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Zdecydowanie nie była głupiutka. Potrafiła łączyć ze sobą fakty, dostrzegać powiązania. Inaczej nie zostałaby panią prezes. Była w stanie zauważyć, gdy ktoś ją blefuje. Inaczej mogłaby już dawno pomarzyć o tym stanowisku. Sama praca na nic się zdawała. Musiała mieć w sobie ten błysk w oku, który był widoczny w najbardziej krytycznych sytuacjach. Takich jak teraz. Nawet słaba Charity Marshall była tą, która z dumą zadzierała głowę do góry.
— Powinieneś mnie przeprosić — wymruczała finalnie Cherry — za kłamstwo — i za kolejne, którego się właśnie dopuszczał. Chociaż o nim jeszcze nie wiedziała. Za to miała w głowie pewne wątpliwości. Raz ją okłamał w żywe oczy. Kiedy zrobi to kolejny raz?
Poza tym czuła się bardzo niekomfortowo, jej mężczyzna w burdelu.
To nie mogło nie działać na jej wyobraźnię.
— Żaden z moich braci nie jest na tyle kompetentny, lub wart zaufania — stwierdziła Cherry, patrząc na Galena wzrokiem typowej pracoholiczki. Nie zatrzymasz mnie w domu. Nigdy. Przenigdy. Jej motorem do życia była praca — ale może odwołam mniej ważne spotkania i popracuję w domu — to był jej kompromis. Mogła zabrać laptopa, wysyłać maile i polecenia z łóżka. Była w stanie to zrobić. Z jakiegoś powodu w pracy ludzie nazywają ją suką.
Automatycznie wtuliła się w jego ramiona. To w tym miejscu czuła się bezpiecznie. Przymknęła delikatnie oczy, próbując skupić się na rytmie jego serca. Tak łatwo zapominała o bożym świecie, gdy ukrywała się w nich. W jego cieple, perfumach, a nawet w tej niezbyt oficjalnie koszulce. Tak mogłaby zostać do końca świata, a może i jeszcze dalej?
— Bridget Jones? — spytała ze słyszalną nadzieja w głosie — albo lepiej... Harry Potter! — prawie jak zaklęcie na każde lęki jej serca. Przechyliła się lekko, by móc chwycić za pilota. Wtedy wielki ekran wraz z rzutnikiem pojawiły się przed nimi, zasłaniając przepiękny widok Toronto.
— Galen jeszcze jedno... — zaczęła poważnym tonem, a jej oczy zabłysnęły czymś w rodzaju siły — spojrzysz nieodpowiednio na jakąś kobietę, albo ją dotkniesz, a utnę Ci jaja. Zapamiętaj to, twoja kobieta jest zazdrosna i nienawidzi się dzielić — tego jeszcze o niej nie wiedział. Cherry nie była łatwą partnerką dla Galena, ale i vice versa. W głowie miała inne kobiety, z którymi sypiał. Ta myśl nie potrafiła z niej tak po prostu wyjść, a teraz miał jechać do burdelu? Mogła mu ufać, tylko miała na to za słabe serce.
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
- Przepraszam? - tylko za co ją przepraszał? Za kłamstwo? A może za to, że kłamał wciąż? Już sam nie wiedział nic. Cherry chyba naprawdę sprawiała, że wariował, gadał, nie myślał, a potem się dziwił, że ona łapie go za słówka.
- To może wyślę do Ciebie kogoś ode mnie? - tylko kogo, skoro on teraz nikomu nie mógł ufać? Skoro jego najlepsza pod słońcem sekretarka się zwolniła?
- Chociaż moja asystentka się zwolniła i nie wiem, czy ktoś inny się nada... - na pewno nie nieudolna Cindy, która zastępowała Meenę, ona nie nadawała się do niczego, chociaż... Do jednej rzeczy może by się nadała, ale tego to już Galen postanowił nie sprawdzać, bo od niszczarki miał już Cala.
- To dobry pomysł - stwierdził na te jej słowa, że może popracować z domu. Powinna i gdyby nie ten wyjazd do burdelu, o którym sam jej geniusz powiedział, to by jej przypilnował. A tak tylko mógł tu ewentualnie wysłać Lucitę, żeby w ciągu dnia sprawdziła czy wszystko z Cherry jest w porządku. Może nawet to zrobi?
Kiedy ją przytulał to serce biło mu spokojnie, wolno, chociaż jeszcze przed chwilą było w tym coś nerwowego, ale to wszystko zniknęło w momencie, w którym wziął ją w ramiona, całe te nerwy. Gładził jej włosy, a policzek oparł o jej głowę i dopiero, kiedy powiedziała, że chce oglądać Bridget Jones, to zerknął na nią z góry. Uniósł jedną brew z wymalowanym na twarzy niemym - serio? Kiedy jednak padło na Harry'ego Potter'a, to aż parsknął śmiechem.
- Yhm… Bardzo romantyczna komedia. Moja ulubiona scena, jak Ginny podrywa Harryego na sznurówkę - znowu parsknął, bo może i Galen był małym paniczykiem, ale wychował się na Harrym Potterze, czytał wszystkie części, bo to była książka jego czasów. Zsunął się trochę niżej, żeby wygodniej się położyć, a Cherry, żeby mogła oprzeć się na jego klacie. Mogło być miło, ale to jeszcze jedno sprawiło, że się mimowolnie spiął. Uniósł brew i utkwił spojrzenie intensywnie niebieskich oczu w jej twarzy.
- Daj spokój Cherry, żadna inna kobieta nie jest tak gorąca jak Ty - powiedział to tym swoim pewnym siebie tonem. Przez chwilę chciał ją jeszcze dopytać co to znaczy nieodpowiednio i w którym momencie jeszcze jest odpowiednio, a w którym już nie, ale przecież miał jej dzisiaj nie denerwować. Chwycił ją za rękę z pilotem i wyciągnął go delikatnie z jej dłoni, żeby włączyć Netflix.
- To która część? - zapytał i spojrzenie przeniósł na ekran, tym samym kończąc temat tych innych kobiet. Z żadną inną kobietą Galen nie oglądał Harryego Pottera, nie licząc jego siostry, kiedy była mała. Ale to się chyba rzeczywiście nie liczy, chociaż przypomniało mu się jak mała Yvonne chciała dostać swój list z Hogwartu. Mały Galen też chciał.
Cherry Marshall
- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
— To jest pytanie, Galen? — dopytała, unosząc jedną ze swoich brwi dość wysoko. Przymknęła oczy i wydawała się być tak, czy siak zadowolona. Powiedział to. Może jeszcze go sobie wychowa? Co prawda był stary, sześć lat i zmieni mu się liczba na 4, a jednak... Wydawało się jej, że przy niej był kompletnie inną osobą.
— Galen naprawdę uważasz, że przychodzenie do mojego domu obcych osób jest odpowiednie? — spytała całkiem szczerym, bez pretensji głosem. Wolała spędzić ten czas we własnym sosie z Koko. Miała własnych ludzi. Sama była bogolem, a tego typu kwestie wcale nie robiły na niej żadnego wrażenia. Wolałaby ten czas koić w świętej ciszy z delikatnie przymkniętymi oczami, gdy w tle leciał jakiś serial. Może teraz nie była zbyt rozgarnięta, zapraszając do siebie Galena, a jednak... czuła, że serce bije jej bardzo w jego stronę.
— A może lepiej pójdę do pracy? — oczy się jej zabłysnęły, bo miała sensowny powód znalezienia się tam — Ciebie nie będzie, a mój asystent, brat, miałby przynajmniej na mnie oko. Jeśli wydarzyłoby się coś złego — dla niej ta opcja wydawała się być równie sensowna. Nie musiała wychodzić spoza gabinetu. Może wyjątkowo ubrałaby płaskie buty. Tylko w nich... rzadko kiedy czuła się pewna i seksowna, nie mówiąc już o patrzeniu swoim partnerom biznesowym prosto w oczy. Cherry miała drobną, delikatną naturę. Szczupła dziewczyna, niska. Potrzebowała czegoś, co wspierałoby jej aurę bycia suką w pracy. Nie dopuściłaby do tego, by wyglądać źle.
Szczególnie w firmie, gdzie każde jej słowo i czyny były oceniane.
Walnęła go delikatnie w ramię. Nienawidziła być oceniana. Ona też miała w sobie coś z... no właśnie kobiety, która wierzyła w miłość. Może dlatego lubiła wracać do klasyków? By móc naprawdę uwierzyć w miłość.
— To słaba scena — stwierdziła Cherry, układając się wygodnie na jego torsie. Przymknęła oczy, zastanawiając się, jaka była jej — wiesz, ja jednak wolę pierwszą rozmowę Syriusza z Harrym, jak wyszli z Wrzeszczącej Chaty, lub lot na Hardodziobie —to były jej dwie ukochane sceny. Zresztą nie skłamałaby, gdyby powiedziała, że to jej ulubiona część. Lubiła inne, ale w tej odnalazła coś naprawdę rodzinnego, beztroskiego. Coś, czego samej jeszcze tak niedawno jej brakowało.
— Wiesz Galen, powinieneś uważać, bo z twoją zazdrością będzie gorzej — wymruczała Cherry, nawet nie otwierając jeszcze oczu. Podniosła je dopiero po chwili — jestem biseksualna, ale nie myśl o jakimkolwiek trójkącie — dodała po chwili, bo nigdy mu o tym nie mówiła. Nie było okazji, a Cherry doskonale wiedziała, jak spowodować zazdrość u mężczyzny. Galen mimo wszystko był stosunkowo łatwym celem. Przynajmniej jej zdaniem.
Nie zdawał sobie sprawy, jak wyglądało jej życie przed nim.
— Trzecia, ale to jest na maxie — rzuciła spokojnym tonem. Nie wszystkie dzieła świata można było znaleźć na jednej platformie. Gdy Cherry miała zły dzień, puszczała sobie magiczne przygody w Hogwarcie. Doskonale wiedziała, gdzie ma ich poszukiwać.

