-
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisątyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Galen uważał, że wszystko zależy od punktu widzenia.
A on teraz starał się na to patrzeć trochę inaczej niż z prezesowskiego fotela, bo nawet go tutaj nie miał.
- Jak będziesz zamawiać tego hot-doga, to zapytaj się z jakiego psa jest... - rzucił z dość poważną miną, ale tak naprawdę to musiał się powstrzymywać, żeby nie parsknąć śmiechem. Bardzo chciał zobaczyć minę kasjerki, kiedy Cherry zada jej to pytanie. I minę Cherry, kiedy jednak okaże się, że hot-dog wcale nie jest zrobiony z psa. Ale nie zobaczył.
Na jej kolejne słowa strzelił tymi niebieskimi oczami.
- A skąd wiesz jak wygląda miejsce gdzie ktoś umarł, albo stolica gangu? - zapytał zaczepnie, bo akurat on się spodziewał, że Cherry ma na ten temat zerowe pojęcie. Stolica gangu, co to w ogóle znaczy? Że jakieś Medellin? Gdzie te gangi to pewnie były na każdym rogu?
A tutaj na tej stacji to było całkiem przyjemnie, fajne motocykle... Jak się później okazało też bardzo fajni ludzie.
Bo Kiedy już zrobili sobie te zdjęcia, to Galen jeszcze postał z nimi porozmawiał o motocyklach, w zasadzie nawet nie zwracając za bardzo uwagi na Cherry. Dopiero kiedy dała mu tego hot-doga to przeniósł na nią wzrok. Wbił w nią niebieskie tęczówki.
- Trzeba być otwartym na nowe doznania - rzucił Galen trochę zadziornie, ale on właściwie był. Miał w sobie coś takiego, że nie zastanawiał się za bardzo co się stanie, a po prostu brał. Wszystko dookoła. Nowe doświadczenia, nowe znajomości. I teraz tego hot-doga, kiedy ugryzł duży kawałek.
- Ale to dobre... - mruknął i tego hot-doga, to zjadł w kilku kęsach. Tak się zagadał z motocyklistami, że nawet nie zauważył, kiedy Cherry zniknęła.
Dopiero po chwili kiedy jego nowi koledzy zaczęli się zbierać w dalsza trasę, to Wyatt zaczął się rozglądać za Charity i nawet zapytał o nią dziewczynę za kasą, która mu powiedziała, że jest w toalecie. Galen zamówił kolejnego hot-doga.
- I co... mogę wybrać dwa sosy? - zapytał, a dziewczyna pokiwała głową - a trzy? - też mógł - a wszystkie? - finalnie wybrał dwa. Ale jeszcze postał chwilę przy kasie opowiadając historię swojego życia. A kiedy pojawiła się Cherry to pomachał kasjerkom, jakby znali się całe życie i poszedł ze swoją narzeczoną przed stację.
- I jak? - zapytał, chociaż wcale nie sprecyzował o co mu chodziło. Usiadł na jakiejś drewnianej ławce z boku stacji, żeby zjeść do końca hot-doga, a potem popić go redbulkiem, którego kupił w zestawie - wiesz, że można do tego hot-doga wziąć wszystkie sosy? - zapytał nagle - ale tamta dziewczyna poleciła mi dwa, chcesz spróbować? - zapytał Cherry i przysunął się do niej bliżej na tej ławce, naprawdę blisko. I kiedy oni sobie tak siedzieli, to na przeciwko nich zaparkowało jakieś głośne, ztiuningowane Audi, z którego słychać było muzykę chyba na kilometr stąd. Galen się tylko obejrzał na to auto, ale nic nie powiedział. Zjadł hot-doga i wstał.
- To idę jeszcze do toalety, chcesz coś Cherry? - zapytał, a po chwili zniknął na stacji.
I nie było go może pięć minut, bo Galen to się normalnie załatwił, umył ręce i wyszedł ze stacji. A wtedy już koło Cherry stał jakiś wytatuowany, łysy kark, opierał się o drewniany stolik i ją zagadywał. Z tego Audi, bo jakże by inaczej.
Galen wyrzucił po drodze do kosza papierowy ręczniczek, a już po chwili stanął sobie z drugiej strony Cherry i też się oparł o drewniany stolik, jak ten kark.
- Chyba musimy jechać Cherry... - rzucił i trochę mniej już był zadowolony, bo może Galen nie lubił Audi?
Cherry Marshall
-
Ho, ho, honieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracjiPrzeszłypostaćautor
Spoglądała na niego jak na największego zbrodniarza wojennego. JEDZENIE PSÓW. Jak on kurwa mógł? Widział w jej oczach coś na skojarzenie jakiegoś... obrzydzenia? To chyba było najbardziej trafne słowo. Nie była w stanie zrozumieć, jak on mógł to mówić z takim zadowoleniem.
— Chyba nie jesteś poważny — mruknęła finalnie Charity, kręcąc głową. Już wpisywała, z czego robi się parówki do hot-dogów. Te jej były z jakiejś drogiej szynki ze szczęśliwych świnek. Na pewno nie z psów. Chociaż może będzie musiała zmienić osobę, która robiła jej zakupy do domu, albo samodzielnie przejrzeć skład tego, co jadła. Chwilowo przeżywała kryzys egzystencjalny.
— Jak stare, obskurne miejsce... jak to — mruknęła, pokazując mu stację benzynową. Widać było, że z tym miejscem musiało być coś nie tak. Na pierwszy rzut oka przechodziły ją dreszcze. No, ale poszła przecież dalej. Do tej pierdzielonej kasy. Koniec końców wzięła jeszcze cztery małpki i trzy puszki cola-coli, które schowała do torebki. Potrzebowała się znieczulić i z pewnością to zrobi. Tylko zanim zdążyła chwycić za pierwszą, finalnie spytała.
— Przepraszam, a z jakiej rasy są te hot-dogi? — miała poważną minę, za to kasjerka niezbyt. Chyba niesamowicie ją to rozbawiło, bo powiedziała jedynie — z królewskiej — czyli z pudla. Mózg Charity od razu eksplodował. Zwłaszcza na to wspomnienie królewskiej... czyli jednak jej ukochany będzie jadł... braci i siostry Koko. Nabrała powietrza do płuc, by przez moment się uspokoić. Gdy do niego szła, widać było to znaczące spojrzenie na jej twarzy. Mieszająca się troska z niesmakiem oraz obrzydzeniem. Nie potrafiła wybrać, co bardziej ją drażniło. Moment przed bójką, czy zjadanie pudli... może były z tej samej hodowli, co jej suczka?
— No chyba jesteś niepoważny... — mruknęła, krzywiąc twarz, jakby zaraz miała zwymiotować. W pewnym momencie to ten jej vege hot-dog podszedł ku górze. Odwróciła się do niego tyłem. Nigdy nie sądziła, że będzie chciała zrobić kłótnie przez... upodobania smakowe własnego partnera. Jednak gdy odjadą, będą sami... zrobi. Podjęła taką decyzję. Jedzenie psów wołało o pomstę do nieba. Nie wybaczy mu tego. Chociaż tego wkręcenia... może też nie.
Tak jak straszna była wizyta w toalecie. Zdążyła z niej wyjść i wyjęła pierwsza małpkę. Na trzeźwo nie da rady. Galen jedzący pudle, miejsce odstraszające na sam widok, a dodatkowo gang motocyklistów. Przynajmniej on zniknął.
— To było straszne — wymruczała, spoglądając na niego podejrzliwym wzrokiem. Nigdy, kurwa, więcej. Może ten festiwal był złym pomysłem? Jednak coś mogło ją złamać — a wiesz, że te hot-dogi są z pudli...? — spytała poważnym tonem i później dodała, że kasjerka jej to potwierdziła. W Stanach Zjednoczonych mieli przedziwne zagrywki, których nie potrafiła zrozumieć w żaden sposób — to mogła być Koko — wybrzmiał oskarżycielski ton — jak ty tak beztrosko możesz to jeść? — i do nie dwa, a całe cztery hot-dogi. Odsunęła się od niego, a na jej twarzy pojawił się grymas,
Psy naprawdę były takie smaczne?
— Nie — mruknęła i kiedy tylko odszedł, wyjęła drugą małpkę. Nie da rady na trzeźwo. Praktycznie od razu wypiła całą zawartość butelki, zapijając ją colą. Dobrze, że wybrała smakowe, bo następny przystanek skończyłby się obok wściekłego łosia, kiedy Galen trzymałby jej włosy.
Zdążył odejść, a facet z audi do niej podszedł. Muzyka klubowa, jakaś techno zacinka leciała cały czas w tle. Od słowa do słowa okazało się, że jest fanem pudli. Cherry bez żadnego zastanowienia zaczęła pokazywać mu swojego. Tylko coś z tym gościem było nie tak. Chociaż lekko przeprocentowana Charity jeszcze nie wiedziała co.
— Ale jak to musimy? — spytała lekko rozgoryczonym tonem, jakby właśnie zabrał jej największą zabawkę w trakcie całego wyjazdu — Josh obiecał mi pokazać swojego pudla... nie możemy pojechać z nim? — zrobiła wielkie oczy w stronę narzeczonego. Zdążyła zatęsknić za Koko, za to Galen właśnie zjadł jej brata, lub siostrę. Oczywiście, że prezeska musiała skupić się na obcym mężczyźnie, skoro rozmawiał z nią o jej drugiej największej miłości życia, pudlach.
— Typie, weź ją zostaw — mruknął, kręcąc głową — dziunia woli jechać ze mną — zdążył podwinąć rękawy i czekał na reakcję. Za to Cherry miała minę tak skonsternowaną od dwóch małpek, psich parówek, toalety na stacji benzynowej, że teraz jej mózg przechodził aktualizację systemu. Windowsa nie da się zatrzymać.
-
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisątyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
No i Galen jakoś znowu w jednej sekundzie z takiego zadowolonego, beztroskiego człowieka, to patrzył na Cherry z uniesioną brwią.
Bo co znowu było straszne?
Jak dla niego wszystko tutaj było... ekscytujące, że aż te niebieskie oczy płonęły jakimś żarem, jak u takiego dzieciaka, który... pakuje się właśnie na najwspanialsze w życiu kolonie.
Kiedy Cherry powiedziała o tym, że hot-dogi są z pudli, to Galen aż nabrał w płuca powietrze, mocno, oparł dłoń na czole.
- Cherry, na pewno nie są z pudli - pokręcił głową, bo może na początku go to bawiło, ale teraz już trochę przestało. Chociaż jeszcze miał taką myśl, żeby ją zapytać, czy mogą zjeść Koko, ale to byłoby już chyba za dużo. Chociaż za chwile Cherry sama to zasugerowała, a Galen strzelił oczami. Wywrócił nimi dookoła tak, że omiótł całą stację.
- Może sobie zapytaj chata z czego są parówki - powiedział, ale potem sobie pomyślał, że ten chat Charity to pewnie jest wyczulony na jakieś makabryczne historie i jak jej powie, że hot-dogi i parówki są rzeczywiście z psów, to co wtedy? Jak on się wtedy jej wytłumaczy.
- Albo ci to wyjaśnię jak przyjdę - stwierdził zanim poszedł do tej toalety.
I on nawet już tam sobie obmyślił cały plan jak jej to wytłumaczyć, że parówki to są ze świni, jak bekon na przykład. Przyszedł jakiś taki zadowolony...
Chociaż mina momentalnie mu zrzedła na widok tego wytatuowanego gościa, a przede wszystkim to chyba na widok Cherry, która się do niego przymilała. A później zapytała, czy nie mogą jechać z nim. Galen aż też zrobił wielkie oczy i odchylił do tyłu głowę i już mu się cisnęło na usta, że to jest genialny pomysł. Już nawet chciał stąd po prostu zabrać Cherry i sobie pójść, oparł palce na jej nadgarstku, a wtedy ten łysy łeb się odezwał.
- Typie... - powtórzył i jego niebieskie oczy spoczęły na tym gościu - dziunia? - aż zmarszczył brwi. Co to w ogóle było za słowo?
- Przepraszam, ale nie rozumiem przygłupowego - odpalił zanim zdążył pomyśleć. I to miał być taki żart, trochę wysublimowany, ale okazało się, że przygłup załapał. A że rękawy miał już podwinięte, to on skoczył do Galena, tylko Wyatt zdążył się cofnąć i ten kark kiedy się zamachnął, a ta jego wielka jak bochenek chleba łapa, nie trafiła jednak w Galena, to wyrżnął na ziemię, a ten wielki jak garnek, łysy czerep uderzył z hukiem w ławkę.
- O kurwa... - mruknął Galen, bo to wyglądała kiepsko i ten kark się chyba wściekł, chociaż też go jakby zamroczyło. I Wyatt z tego skorzystał, nawet się nie odezwał, tylko złapał Cherry w pasie, żeby ją sobie przerzucić przez ramię i kiedy ona pisnęła i wierzgnęła nogami, to kopnęła w dupę tego łysola, tak, że on znowu tym łbem wywalił prosto w ławkę.
- Dobrze Cherry! - krzyknął Galen, jakby ona rzeczywiście to zrobiła specjalnie, a nie przez przypadek, ale to już w sumie nie miało znaczenia, bo Wyatt już ją niósł do samochodu, biegł do tego auta i postawił ją dopiero przed maską, żeby spojrzeć jej jeszcze w oczy.
- Szybko! - rzucił, a później to już biegiem do drzwi, kluczyki do stacyjki i kiedy Marshall tylko zamknęła za sobą drzwiczki, to odjechał z piskiem opon i ten kark jeszcze za nimi poleciał, a potem pobiegł do audi.
Galen to widział we wstecznym lusterku, więc, kiedy oni tylko wyjechali na drogę, to skręcił w jakąś ulicę, a potem w następną i jeszcze jedną, żeby jednak zjechać z tej głównej drogi.
I może w Toronto byłby to jakiś pomysł, całkiem niezły. Ale tutaj...
Wylądowali na jakiejś zadupiastej, polnej dróżce.
Ta to dopiero miała klimat jakiegoś horroru, brakowało tylko takiego znaku z napisem "Wrong Turn". Plus był jeden, że ten kark za nimi nie jechał, a właściwie to nic nie jechało, ani z przodu, ani z tyłu, a nawet we wstecznym lusterku już nie było widać świateł padających z tej drogi, z której zjechali.
- Cherry zobacz na nawigacji, czy gdzieś tędy dojedziemy - rzucił Galen, tylko, że tej drogi nawet nie było na nawigacji, a do tego była tak wąska, że nie było tutaj gdzie zawrócić, wiec jechali na przód. Jechali i jechali, aż w końcu przed nimi, jak gdyby nigdy nic, wyrosła jakaś chata. Galen zatrzymał auto, a reflektory oświeciły domek i po chwili w jednym z okien zapaliło się światło.
- Może pójdę się zapytać, gdzie tędy dojedziemy? - zaproponował Wyatt. Kolejny jego świetny pomysł. Ale w zasadzie... to te jego pomysły dzisiaj kończyły się jakoś dobrze, wiec może warto spróbować?
Postanowił jednak zaczekać na jakąś decyzję Cherry.
Cherry Marshall
-
Ho, ho, honieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracjiPrzeszłypostaćautor
— Kasjerka powiedziała, że rasa królewska — odpowiedziała z pełną powagą Charity, patrząc Galenowi prosto w oczy. Doszukiwała się w nich... sama nie wiedziała, nawet czego. Jakiegoś sensu? Wierzyła w swojego mężczyznę. W końcu nie jadłby parówek z psów. Naprawdę chciała móc w to uwierzyć, ale kasjerka jasno jej powiedziała. Rasowe. Królewskie. To co innego mogłoby być? Przecież nie ma takich krów i świń. Je mało kto obchodził, po prostu były szczęśliwe, dopóki nikt nie przerobił ich na burgera — królewska to pudle. Wiem, jakie mam psiecko w domu — jaką inną rasę mogłaby miec pierdolona królowa biznesu? Tylko najlepszą. Pudle są czyste, inteligentne oraz przede wszystkim były rasą wielu przywódców i królów. Wybór wydawał się być niesamowicie prosty.
— Żebyś wiedział, że się spytam — powiedziała poważnym tonem, unosząc wzrok na Galena. Już miała wyjmować telefon, wpisać w nim odpowiednią frazę, ale znów się odezwał. Z czystej ciekawości informacyjnej na całym świecie nikt, nigdzie nie robi parówek z psów. W niektórych miejscach Chin je jedzą, ale nie w takiej formie. Mogła wyjąć telefon, wtedy byłaby spokojniejsza przynajmniej o jedną rzecz —.... nie mów, że mnie wkręcałeś — odpowiedziała, słysząc, wyjaśnię, jak wrócę. Może zażądałaby konkretnych wytłumaczeń, ale on zniknął. Westchnęła cicho. Życie bez Galena byłoby zbyt nudne. Dawał ją zdrową adrenalinę, którą chciała kosztować raz, za razem. Przymknęła na moment oczy, a jak je otworzyła, to już na dobre rozmawiała z karkiem.
Charity była momentami głupia. Zwłaszcza gdy wypiła odrobinę zbyt dużo alkoholu w zbyt szybkim tempie. Tak jak teraz. Normalnie uważała na dawki. Nauczyła się pić przed spotkania biznesowe z mężczyznami. Niektórzy z nich nie robili na niej jakiegokolwiek wrażenia. Wewnętrznie przeżywała, że jej narzeczony je pieseczki. Dodatkowo całkiem ładne pieseczki. Może gdyby nie ta jedna myśl, co siedziała jej w głowie... nie zaczęłaby rozmowy z Joshem? Wydawał się jej całkiem w porządku typkiem. Może był łysy, wytatuowany, tylko czy to Galen musiał czas czas spijać najlepsze znajomości tego dnia? Widocznie musiał.
Charity chciała móc się odezwać, ale ta wymiana zdań spowodowała przeładowanie w jej mózgu. Patrzyła to na jednego, to na drugiego. Czuła się, jakby znalazła się w samym środku jakiegoś pierdolonego bałaganu. Jej mózg nie działał na szybkich obrotach. W slow-motion widziała całą akcję i poczuła się, jakby oglądała szybkich i wściekłych. Galen robi unik, a Josh już leżał na ziemi. Gdy miała pompony, to właśnie kibicowałaby swojemu mężczyźnie. Nic nie przebije uczuć kobiety, która martwi się o swojego ukochanego.
Zamknęła oczy i czuła się, jakby latała. Ona lata! Prawie jak w Shreku, ale zamiast unoszenia się w powietrzu Cherry pisnęła głośno, wymachując nogami. Dopiero po jakimś czasie uzmysłowiła się, kto tak naprawdę się nią zajął. Posłusznie weszła do auta, a gdy odjeżdżali z piskiem, wpatrywała się w lusterka.
Dopiero wtedy zdała sobie sprawę z własnej głupoty.
— Kochanie... — zaczęła drżącym tonem, spoglądając na Galena — przepraszam, jestem idiotką — wymruczała cicho pod nosem — mogłam z nim nie rozmawiać — może tak naprawdę nie nadawała się do normalnego życia? Skoro tacy ludzie mieli ich spotykać. Widziała tylko audi w lusterku i robiło się jej niedobrze. Powinna mieć wewnętrzny, czerwony alarm, który zwiastowałby jej kłopoty raz za razem.
— Nie mam zasięgu — mruknęła, kiedy znaleźli się na polnej drodze. Jej mina wydawała się być coraz bardziej nerwowa, nawet jeśli procenty odrobinę ją rozluźniły. Tutaj na pewno nie będzie chciała zostać pozostawiona sama sobie.
— Nie ma opcji, że zostanę tu sama — wymruczała, widząc tą przeuroczą chatkę. Marzyła, by znaleźli się na miejscu, ale jeszcze... minimum trzy godziny drogi. Na pewno nie minie to tak szybko, jakby sobie tego życzyli. Nabrała powietrza do płuc i wtedy wymieniła, co stało się... przez ostatnią godzinę? Może dwie. Szczęśliwi czasu nie liczą — gang motocyklistów, wściekłe łosie i jakiś kark — wymruczała lekko zdenerwowana — jedyne, czego nam brakuje to, kurwa, nie wiem — a może wojowniczych żółwi ninja? Odlotowych Agentek? Detektywa Pikachu? — fabryki narkotyków — ta myśl była zdecydowanie zbyt bardzo prawdopodobna. Przymknęła na moment oczy, zastanawiając się jeszcze nad jedną bardzo ważną sprawą.
— Zanim wyjdziemy powiedz mi jedno... — zaczęła poważnym tonem Charity — hot-dogi nie są z parówkami z psów, prawda? — domyśliła się. Coś miał jej do wytłumaczenia, a nie była w stanie przestać o tym myśleć. Gdy usłyszała odpowiedź, razem z Galenem poszła do drzwi chatki, trzymając go mocno za rękę. Zadzwoniła dzwonkiem, a wtedy dało się usłyszeć głosy około trzech osób? Może nawet więcej?
— A Państwo tu z jakiego powodu? — był spizgany jak messerschmitt i widać to było na pierwszy rzut oka. Gdzieś w głębi tlił się dym. Chudy typ z wielkimi źrenicami, jak pięciozłotówki. Jedyne o czym pomyślała teraz Cherry, to że sama chciałaby być w takim stanie. Schowała się szybko za Galenem, dając mu poprowadzić całą rozmowę. On miał szczęście do rozmówców, ona za to pecha. Kark mógł uprowadzić i pokazywać jej hodowlę pudelków. Jednak nawet ona była po prostu durna, a wystarczyły do tego dwie małpki oraz niezbyt pełny żołądek. Ten hot-dog wege wcale nie był taki dobry, jakby się spodziewała.
-
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisątyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
A jak ktoś jest najlepszy, to nie bywa zazdrosny.
A może bywa?
Czasem.
A jednak kiedy Cherry go zaczęła tak przepraszać i tłumaczyć się, to strzelił oczami, a potem te niebieskie tęczówki zawiesił na jej twarzy.
- Co ty mówisz Cherry? Za co mnie przepraszasz? - trochę się zdziwił, bo jednak on w stosunku do Cherry nie był nigdy zaborczy. Mogła sobie rozmawiać z kim chciała, z kim chciała spędzać czas. Chociaż... oglądanie pudli z Joshem, może niekoniecznie? On w ogóle hodował te pudle? Galen jakoś nie mógł w to uwierzyć.
- Bo mówiłem, żeby wziąć inną sieć, tamtą, która się reklamuje, że wszędzie mają zasięg - mruknął Galen, gdy powiedziała, że nie ma zasięgu, on też chyba nie do końca był taki życiowy, bo wierzył w takie reklamy. Odwrócił się do Cherry, kiedy powiedziała, że nie zostanie tu sama, bo tak podejrzewał, czuł to, że ona nie zostanie sama i w zasadzie to nawet nie chciał jej zostawić. Chociaż tutaj w lesie to co, najwyżej jakaś wiewiórka mogła się do niej przyczepić. No albo wściekły łoś!
- No to chodź - już chciał wysiadać z tego auta, zacisnął palce na klamce, ale wtedy Charity zaczęła wymieniać, co oni już tutaj widzieli i Galen się zatrzymał patrząc na nią - myślisz, że gotują tam metę? - zapytał z zaczepnym uśmiechem, bo to by było też jakieś ciekawe przeżycie, dość ekscytujące, chociaż gorzej, jakby ich od razu skasowali za to, że odkryli jakieś nielegalne laboratorium. Galen znowu się zamierzył do wysiadania, ale wtedy Cherry zapytała go o te hot-dogi, i on aż opadł plecami na oparcie, wbił niebieskie tęczówki w jej duże, brązowe oczy.
- Nie są Cherry, w ogóle nie robią parówek z psów - mruknął, a później aż przechylił na bok głowę - nie zjadłbym psa - dodał z poważną miną - myślałaś, że bym zjadł? - dopytał, bo jeśli tak, to może Cherry go miała za jeszcze gorszego człowieka, niż on był naprawdę?
Może by nawet kontynuował ten temat, ale wtedy w okienku chatki coś się poruszyło, więc Galen w końcu otworzył drzwi i powiedział, że idą.
Poszli prosto do tej chatki, która z zewnątrz wyglądała słabo, ale kiedy drzwi się otworzyły i stanął w nich Shaggy, to zrobiło się jakoś od razu przyjemniej, zwłaszcza, że od razu w nich uderzył ten przyjemny zapach.
- Cześć... Zepsuł nam się samochód - skłamał Galen, bo co miał powiedzieć, że pomylił drogę? Kiedy droga była jedna i prowadziła... tutaj.
- No i nie mamy zasięgu, może możemy od was zadzwonić? Macie w Play? - zapytał, a zanim chudy gość zdążył cokolwiek powiedzieć, to Wyatt już się pchał do środka ciągnąc za sobą Cherry. Tylko, że Kudłaty chyba nie miał nic przeciwko temu, bo ich wpuścił. A kiedy weszli we troje do salonu, to na stole stało bongo, które miało może z półtora metra. Bongo gigant. Galen nigdy takiego nie widział, wiec oczy mu od razu zaświeciły.
- Łooo, co to za gigant? - wydusił z siebie, a już po chwili to puścił rękę Cherry i stał obok tego stolika - jak to się pali? tutaj? - pochylał się obok gościa, który mu pokazał gdzie jest ustnik i spust - ale ten temat pachnie, chyba mocny nie? - już siedział na kanapie między jakimiś dwoma hipisami, a potem wyjął z kieszeni swojej Wallmartowej koszuli jakąś samarkę, tam też miał jakiegoś topa - kupiłem to na stacji, co myślicie? - i kiedy ten hipis obok Wyatta zaczął obracać w palcach jego zioło, to Galen już siedział przed bongo i chyba naprawdę zamierzał ściągnąć tego zabójczego bucha. Chociaż jeszcze spojrzał na Cherry. No bo jeśli on się teraz tutaj tak zjara, a ona sobie po kryjomu piła te małpki, o czym Galen nie wiedział, ale troszeczkę wyczuł, kiedy tak się do niej pochylał, zapach jej perfum mieszający się z wonią alkoholowej-wisienki. To nigdzie stąd nie pojadą, w tej chwili.
Cherry Marshall
-
Ho, ho, honieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracjiPrzeszłypostaćautor
Cherry momentami czuła się, jakby była jedyną dorosłą w ich związku. Za bardzo panikowała, brała dużo emocji do siebie i cokolwiek, by się nie wydarzyło, finalnie brała winę na siebie. Tak jak teraz w tej sytuacji, gdzie w zasadzie nic nie zrobiła. Chciała normalnie porozmawiać z randomowym gościem o jego hodowli pudli. Tylko doskonale zdawała sobie sprawę, że żadnej hodowli nie było. Widziała jego lubieżny wzrok, to obgryzanie warg, a mimo to nie strofowała go. Czuła z tego powodu wyrzuty sumienia, które wprost naciskały na jej żołądek.
Choć może był to alkohol?
— Za tę sytuację? — zaczęła dosyć nerwowym tonem — no... Widziałam, że mu się spodobałam i powinnam to uciąć — mogła, a jednak kontynuowała. Nie dawała mu żadnej większej uwagi poza hodowlą pudli. Nigdy nie leciała na pierwszą, lepszą bajerę. Zwłaszcza że ten kark absolutnie się jej nie podobał. Za to dla niego była wystarczająca. Losowa dziewczyna, którą zobaczył i zawiesił na niej oko — nie chciałam, żeby ktoś podnosił na Ciebie rękę... — wymruczała, spuszczając głowę na dół wprost na kolana. Mocno zacisnęła rękę na swoich dresach. Nienawidziła przepraszać. Tylko jak pojawiały się w niej wyrzuty sumienia, musiała to z siebie wydusić. Momentami jej własne uczucia potrafiły ją doszczętnie strawić.
— No to miałeś rację — mruknęła pod nosem. Nie lubiła komukolwiek przyznawać racji. Zawsze się o nią kłóciła. Dla niej sieć nie miała żadnego znaczenia. Przecież przebywała głównie w wielkich miastach, gdzie o zasięg nie musiała się martwić. Nigdy nie spodziewałaby się, że trafi do... takiego miejsca jak to na obrazku — skąd miałam wiedzieć, że ta ma taką słabą sieć? — nie ona była od sprawdzania takich rzeczy. Nigdy jej to nie obchodziło. Teraz zacznie bardziej sprawdzać na wypadek, gdyby... znowu znaleźli się w takim miejscu jak to. Nabrała odrobinę powietrza do płuc. Musiała się uspokoić, ale ten widok w ogóle nie dodawał jej pewności siebie. Bardziej więcej wątpliwości, czy ta podróż była dobrym pomysłem.
— Oby nie — stwierdziła, chwytając go mocno za rękę — chciałabym dojechać w jednym kawałku do tego domku i... — pociągnęła go na moment, by spojrzał jej w oczy. Zagryzła dolną wargę. Dalej jedno było w jej głowie. Trzy godziny przed nimi, a cały czas coś się działo. Nie było żadnej przerwy na jakikolwiek odpoczynek — zająć się moim narzeczonym? — wbiła przez moment wzrok w jego oczy, po czym pociągnęła go dalej w stronę domku. Wiele niemoralnych rzeczy miała teraz w głowie.
— Jak to? — poczuła się oszukana. Cały czas darł sobie z niej łacha. Popatrzyła na niego TYM wzrokiem, pełnym powagi — cały ten czas mnie okłamywałeś? — spytała krótko Charity, delikatnie mrużąc oczy, a później sprzedała mu kuksańca. Należy mu się siniak za takie solidne znęcanie się — ja Ci po prostu ufam, głupku — wymruczała pod nosem, nadymając policzki i wyjmując mu rękę. Musiała założyć rękę na rękę, by wyglądać jak prawdziwa, obrażona księżniczka. Brakowało jej tylko korony na głowie.
Stanęła przed tym domkiem i przyglądała się tej krótkiej wymianie zdań. Zdążyła zamknąć oczy, a już była ciągnięta w sam środek domku. Wielkie bongo. Tego się nie spodziewała. Czy to był czas na zobaczenie jeszcze wielkiego pomnika hot-doga?
— That's what she said — rzuciła krótko na stwierdzenie o gigancie. Oglądała przecież hity, które każdy znał. Nie znała hot-dogów, ale the office to byłaby już całkiem paskudna zbrodnia przeciwko ludzkości. Nagle wszystko zaczęło dziać się w jakimś niewyobrażalnym tempie dla jej głowy, która pracowała na procentowych oparach. Musiała się wtrącić. Sama zajarałaby z bongo, ale... mieli misję do wykonania — kochanie... — zaczęła Cherry, lekko łamiącym się głosem. Musiała się przyznać. W publicznej toalecie nie da rady przebywać na trzeźwo — bo ja piłam alkohol. Nie wyjedziemy stąd, jeśli zajarasz — wydukała z siebie, brzmiąc jak dziecko spodziewające się kary — a się śpieszymy na pogrzeb ciotki Marietty — wymruczała, próbując brzmieć przekonująco. Za to wtedy faceci zaczęli się śmiać. Zjarane typki. Pewnie nawet nie wiedziały, z czego dokładnie jest ta beka.
-
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisątyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
- A może powinienem się zapisać na jakiś kurs samoobrony? Albo nie wiem potrenować trochę? Wiesz skoro ktoś wysyła mi listy z pogróżkami - zaproponował i może rzeczywiście powinien to sobie wziąć do serca? Bo co jeśli ktoś chciał mu rzeczywiście coś zrobić?
Kiedy Cherry przyznała mu rację, to Galen aż uniósł jedną brew, spojrzał na nią dziwnie z ukosa, a później wyciągnął rękę, żeby oprzeć ją na jej czole.
- Chora jesteś? Masz gorączkę czy coś? - zapytał, bo nie wierzył w to co usłyszał. Przejechał dłońmi po jej policzkach, rzeczywiście były zaczerwienione i jakieś ciepłe, ale chyba nie od gorączki, tylko od tej ognistej wisienki, którą sobie dziabnęła. Ale jeśli ona tak działała na Charity Marshall, że ona się nagle z nim zgadzała, to może Galen powinien kupić jej całą skrzynkę?
Już miał wysiadać, kiedy Cherry go złapała za rękę i powiedziała to, że chciałaby się nim zająć, i chociaż Galen oblizał wargi i na moment zagapił się w jej pełne usta, to w końcu strzelił oczami.
- Mieliśmy tu coś sprawdzić, pamiętasz Cherry? Seks maraton możemy zrobić sobie w domu - stwierdził i w końcu wysiadł. W końcu ruszyli do tego domku, Galen przodem, jak gdyby nigdy nic.
- Ja... myślałam, że to ty się ze mnie zbijasz... - powiedział wbijając w nią te niebieskie tęczówki i... używając jej taktyki przeciwko niej, czyli odwracając kota ogonem - no przecież to aż nie do uwierzenia, żebyś nie wiedziała z czego robi się hot-dogi - zrobił duże oczy jakby rzeczywiście tak było, jakby myślał, że ona się zgrywa z niego. Ale nie było już więcej czasu na dyskusję, bo oni w końcu stanęli na progu tego domku.
A już za chwilę znaleźli się w środku i tam było to wielkie bongo, nie było wielkiego pomnika hot-doga, ale za to... był wielki dog niemiecki, który miał na imię Scooby i zaraz zaczął wąchać Cherry po tyłku, bo chyba wyczuł Koko.
Galen już nachylał się do tego ustnika, ale wtedy Charity zaczęła to kochanie, a on już wiedział, że jak jest kochany, to na pewno nie będzie tak fajnie, aż wstał z tej kanapy i podszedł do Cherry, złapał jej rękę, a te niebieskie tęczówki utkwił w jej twarzy.
- Ale Cherry, takie wielkie bongo... kiedy ja będę miał okazję jeszcze takie zapalić? Nigdy na pewno - powiedział i aż zamrugał, a później przysunął się do niej, a tę jej rękę, którą ściskał, oparł sobie na karku - a ciotka Marietta skoro już umarła, to na pewno na nas nie czeka - hipisi znowu parsknęli śmiechem, za to Wyatt był śmiertelnie poważny. I taki poważny patrzył jej głęboko w oczy.
- Proszę cię, no błagam cię, Cherry - jęknął jak jakieś dziecko, a później to już ją ciągnął do tej kanapy, żeby posadzić ją sobie na kolanach, objął ją w talii ramieniem - to może na pół? Albo po studencku? - zapytał i teraz to on spojrzał jej w oczy z tym drapieżnym błyskiem. Liczył, że teraz Cherry się złamie. No może mieli misję, ale jak ją przesuną o jakieś dwie godziny, to przecież nic się nie stanie. Chociaż...
Do pokoju weszła właśnie jakaś śliczna dziewczyna z wiankiem na głowie i pomachała samarką, w której miała dużo ślicznych, kolorowych kartoników.
- Uuuu... - wyrwało się Galenowi, zresztą nie tylko jemu, bo też jeden hipis z kanapy od razu się podniósł robiąc dziewczynie miejsce koło Wyatta. Mogli tutaj zrobić sobie konkretną próbę przed tym festiwalem, w tej hipisowskiej komunie.
Cherry Marshall
-
Ho, ho, honieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracjiPrzeszłypostaćautor
— Kochanie... — zaczęła Charity, spoglądając mu prosto w oczy — ale świadomie zaczęłam tę zabawę, a nie powinnam... Ty jesteś ważniejszy, przystojniejszy i najlepszym, co mnie w życiu spotkało — alkohol mógł jej strzelić do głowy. Tylko doskonale wiedziała, czego chciała od życia. Chciała Galena. Sama zrobiłaby mu dramę życia, gdyby zobaczyła go w takiej scenerii. Leciałyby bluzgi, a może nawet te już puste małpki. Nienawidziła czuć się niewystarczająca, a sama mu to zaserwowała. Był dla niej wszystkim. Jedną z niewielu osób, którymi naprawdę się przejmowała.
— A może... — zaczęła niepewnie, unosząc na niego swój wzrok — wynajmiemy prywatnego ochroniarza? Albo wynajmiemy jakiegoś trenera? Nie wiem Galen, jeśli ktoś naprawdę będzie chciał się Ciebie pozbyć, to taki kurs go nie powstrzyma — powiedziała smutnym tonem, wbijając wzrok w podłogę. Mogła być nietrzeźwa, ale dalej czuła, że powinna o niego dbać. Nie chciała zostać matką, opiekunką, ale... cholera chciała móc przeżyć z nim całe życie. Może nie budować pierdolonego domku w lesie na skraju Toronto, za to bardziej na przedmieściach. Chciała go widzieć przy małym Galenie, jak się będą bawili.
Pogróżki czy nie. Wykorzystałaby wszystkie swoje pieniądze, byle mogli czuć się bezpiecznie i by zmieść osoby, które chciały w jakikolwiek sposób im zagrozić.
— A weź mnie nie denerwuj — wymruczała, odsuwając jego dłonie własnymi — to nic takiego. Każdemu z nas się kiedyś zdarzy — wysyczała Cherry, wywracając oczami. Każdemu kiedyś zdarzy się zgodzić z partnerem. Nawet jej. Jeśli uważała, że Galen mógł mieć rację, była w stanie to przyznać. Przecież nie będzie prowadziła jakiejś wielkiej kłótni o wybieranie sieci. To była błaha sprawa. Wcale nie warta uwagi.
I myślała, że już go będzie miała. Widziała to oblizanie warg, ten błysk w oku. Już chciała go namawiać na coś więcej w aucie, ale westchnęła ciężko. Seks maraton odwołany? Jak się nawet nie zaczął. Pierwszy raz od dawna mieli okazję spędzić ze sobą większą ilość czasu. Na co dzień zajmowali się inwestorami oraz biznesem, a on tak jej to zabijał... na rzecz tajnej misji.
W sprawie hot-dogów pewnie rozbrzmiałaby wielka kłótnia. Kiedyś mu to wypomni. W najmniej spodziewanym momencie. Kiedy nie będzie się tego spodziewał i zostanie to gwoździem do jego trumny. Wbitym mocno i skutecznie. Charity była jak słoń. One pamiętają każdy szczegół, kiedy zostaną zranione.
I prawdopodobnie ten wielki dog tak naprawdę kupił Charity. Była typową psiarą. Nawet nie zastanawiała się, kiedy ukucnęła w dresach w słowiańskim przykucu, zaczynając miziać psiaka. Przez moment zdołała zapomnieć o Galenie. Tylko oni byli na misji. Byli jak odlotowe agentki bez specjalnych gadżetów.
— Kupię Ci takie i zaprosimy kogoś — wymruczała Marshall. Przecież mieli kasy jak lodu. Mogłaby mu kupić apartament, gdzie postawiłaby na każdym metrze jedno takie bongo. To nie było żadne wytłumaczenie. Za to dużo lepszym było to, jak z nią postąpił. Widziała coś w tych niebieskich oczach. Coś co kiedyś spowodowało, że przed nim uklęknęła. Wywróciła oczami, słysząc śmiech na sali. Już miała ochotę go stamtąd zabierać, byle tyle powodów przeciw. Misja, serce i jej pijana głowa.
Tylko to dziecięce proszę, błagam cię. To w jaki sposób ciągnął ją do kanapy. Niewiele rzeczy działało na nią w taki sposób, jak jego dotyk. Koił jej nerwy, wyrzucał jakiekolwiek wątpliwości.
— Po studencku... — powiedziała w końcu, czując się odrobinę winna? Nie powinna się zgadzać. Czuła to we własnych żyłach. Mogło mu to zaszkodzić, ale kiedy tak ją ładnie prosił, nie miała serca mu odmówić. Jaką kobietą by była, żeby odmawiać?
Może kurwa mądrą.
Sprzedała mu niemalże od razu kuksańca w bok, mierząc hipiskę oschłym wzrokiem. Od stóp do głów. Nie miała w sobie nic z uroku. Ten wianek to mogła sobie w tyłek wrzucić, bo na pewno... go nie miała. I już chciała zaciągnąć się tym bongosem, ale... nie wiedziała jak. Normalne życie nie było dla niej.
-
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisątyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Ale może to wszystko dlatego, że on się nie czuł zagrożony jakimś tam karkiem, on się nigdy nie czuł zagrożony. Żeby to poczuć, to on może musiałby trafić na jakiegoś drugiego lwa, tygrysa może, albo chociaż orkę? Ale o jakiegoś gościa, który jeździł Audi?
No nie.
Dopiero na jej kolejne słowa, to Galen zacisnął rękę w pięść i uderzył nią w drugą, otwartą dłoń.
- Mistrza Jedi od razu Cherry - rzucił i wywrócił oczami - wystarczyłoby, żeby ktoś pokazał mi kilka jakiś ciosów, albo jakieś pozycje z samoobrony. Znasz kogoś kto się umie bić? - zapytał i nawet zaczął się zastanawiać, czy on zna. Ale przecież większość jego znajomych, to zamiast bijatyk uwielbiała jakieś kluby golfowe, albo właśnie miała prywatnych ochroniarzy. Chociaż może...
I on już chciał powiedzieć, że Pilar by go pewnie nauczyła walczyć, ale ugryzł się w język, a potem to już sprawdzał, czy Cherry jest chora. Bo ona mu tutaj dzisiaj słodzi, przyznaje rację, i jak tak dalej pójdzie, to on naprawdę będzie musiał ją zawieść na pogotowie, albo wezwać archiwum X.
- Mnie się nie zdarza, ja bym się kłócił, bo jestem okropny - powiedział i znowu strzelił tymi niebieskimi oczami, bo to ona się tak z nim przecież wykłócała, a on jej ustępował trochę. Wbił w nią te niebieskie spojrzenie i aż pochylił się w jej kierunku.
- To co? To jakaś zamiana ról? Po tym jak pozwoliłem ci byś na górze? To był taki jednorazowy kaprys Cherry, nie przyzwyczajaj się - puścił jej oczko i nawet uśmiechnął się zadziornie. Ale później to już wysiadali.
I może nawet dobrze, bo Cherry to wiedziała jak go kusić, jak go podejść, a Galen akurat na to był bardzo podatny, i jemu nie było dużo potrzeba, żeby jego myśli z tajnej misji, to jednak znowu wkroczyły na jakąś... seksmisje.
Na szczęście po przekroczeniu progu tego zacnego przybytku, to misja znowu się zmieniła. I teraz to już była... WIELKIE BONGO.
Tylko Cherry nie chciała dać mu go zajarać i Galen patrzył na nią z wyrzutem.
- Kogo niby? - zapytał kiedy powiedziała, że mu takie kupi i kogoś zaproszą. Tylko, że oni nie mieli przecież żadnych znajomych hipisów. Kogo oni mogli zaprosić? Może Pilar z Madoxem?
Albo może Elliotta? Albo Charlottę?
Lotta, to by może się jeszcze na to skusiła, ale to też mogłoby się skończyć źle.
Więc Galen już nawet nie czekał na odpowiedź, tylko ciągnął Cherry na tę przytulną, miękką kanapę, już ją sadzał sobie na kolanach uśmiechając się pięknie do tej hipiski, która siedziała obok.
- We trójkę? - zapytał jeszcze, ale wtedy dostał od Cherry taki cios prosto w zebra, że aż go zgięło, aż zakasłał i przez chwilę go zatkało - dobra, to nie. Po studencku - i jak to powiedział, to zrzucił Cherry ze swoich kolan, tak, że ona musiała aż tą hipiskę przepchnąć i usiadła obok niej. Ale dziewczyna też do Cherry uśmiechnęła się słodko, bo chyba była naćpana. Na pewno raczej. Galen się zerwał z tej kanapy. Zasłonił spust i pochylił się nad ustnikiem tego gigantycznego bongo, a jakiś hipis musiał mu go aż odpalić. I kiedy Wyatt się zaciągnął, to w tym flakonie zebrało się tyle dymu, że aż już od tego mogło zakręcić się w głowie. Galen ściągnął do płuc tyle ile mógł, aż zamknął na moment oczy, a kiedy ten dym już tak przyjemnie osiadł na płucach, kiedy już masował mózg, to odwrócił się do Cherry, klęknął przed nią na tej wątpliwie czystej podłodze, złapał ją pod kolanem i przyciągnął do siebie, tak że znalazł się między jej udami. Sięgnął rękami do jej policzków, przesunął po nich delikatnie opuszkami palców, a później przekazał jej tego buszka całując miękko jej pełne, ciepłe wargi. Raz za razem, tak, że ten dym rozpłynął się między nimi, wychodził nosami, osadzał się na płucach i na wargach w tym długim pocałunku o smaku zioła.
I dopiero po chwili się od niej odsunął, otworzył oczy, a te jego niebieskie tęczówki spoczęły miękko na jej twarzy, ręce zjechały na jej biodra. A oczy mu znowu błyszczały jak u jakiegoś dzieciaka.
- Zajebiste... to bongo - i on już stał przy nim, a potem wyciągnął rękę do Cherry - twoja kolej baby - no bo według Galena, to ona sobie nie mogła tego odmówić - czy ona? - zapytał i wskazał na tę skwaszoną hipiskę we wianku, która już zaczęła się podnosić, ale zanim to zrobiła, to jeden z jej kolegów ją przytrzymał, mówiąc, że ona nie, ale za to zapytał, czy oni też chcą kwas. A Galen już znowu patrzył na Cherry wielkimi oczami. Bo on to chciał... wszystko.
Cherry Marshall
-
Ho, ho, honieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracjiPrzeszłypostaćautor
Strzeliła oczami podirytowana, słysząc tego Mistrza Jedi. Może Yoda poukładałby Galenowi o spokoju i uzyskałby jakiś wewnętrzny zen? Przecież tak to mogło wyglądać. Chociaż czy na pewno? Przechyliła głowę, zastanawiając się, czy jej facet w ogóle potrafił się bić. Jechali poznać tajemnice pogróżek, a wyglądali jak ekipa wścibskich dzieciaków rozwikłująca tajemnicę.
— Znam, ale... — przerwała, zastanawiając się, czy powinna wymawiać tych mężczyzn — nie wiem, czy chcesz się czegoś uczyć od facetów, z którymi spałam — uniosła lekko rozbawiona kąciki swoich ust. Policjant, właściciel klubu... raczej Wyatt wolałby ich unikać. Bawiła ją ta sytuacja. Znała ludzi, którzy wiele potrafili, ale do Galena by ich nie dopuściła. Nie dlatego ze była zazdrosna, albo że by zrobił sobie krzywdę. Żadna kobieta nie chciałaby widzieć spotkania jej obecnego z poprzednimi. Było to nie na miejscu. O czym by sobie pogadali? O cyckach Cherry?
— Skończ z tym okropnym — mruknęła, wywracając teatralnie oczyma. Nie był. Momentami traktował ją jak królową. Tylko żaden związek nie jest łatwy, a ich już zdecydowanie. Przepychanki w walce o dominację. Powinni się już do tego przyzwyczaić, ale Charity wolała nauczyć się odpuszczać. Nie każda niezgoda wymagała prawdziwej walki. — jednorazowa? Porozmawiamy o tym w sypialnii — prychnęła Marshall, kręcąc głową. Była gotowa, pełna werwy, by tym razem... odrobinę bardziej porządzić? Galenowi oddawała się w całości, ale ani razu nie pokazała pazurków.
— Nie wiem, ktoś na pewno by się skusił — odparła, kręcąc głową. Co mogła mu powiedzieć więcej? Westchnęła cicho pod nosem. Mieli znajomych. Może bongo z jej braćmi? Ciekawe, jakby ich przeżył. Małego, ale butnego Corvina. Cyrusa, który siedział we więzieniu i Cordiana, niespełnionego gitarzysty. Wyglądałoby to na całkiem dobre zapoznanie z braćmi. Z dużo większym luzem.
Wywróciła oczyma. Ile razy mogła mu przypominać kwestie trójkątów? Teraz gdy znała konsekwencje jednego z nich, tym bardziej wolała trzymać się na większy dystans. W ten sposób... nikt nie trafi ponownie do jeziora. Ani on, ani ona. Przepchnęła biodrami hipiskę i wbijała w nią intensywne, wrogie spojrzenie. Wywróciła oczami, widząc jej przesłodki uśmiech. Aż miała ochotę zwymiotować.
Chwilę później już Galen zaciągał się bongosem. Marshall mimowolnie zaświeciły oczy. Nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła taką ekscytację. Może zaczęła przejmować nastrój od ukochanego. Oczy się jej zaświeciły i patrzyła na niego z dziwnym spokojem w oczach. Sam zapach wydawał się ją odprężać. Przymknęła na momenty oczy, zaciągając się nim mocniej. Czuła te imprezy studenckie do szóstej rano, w których szalała jak zdziczała kotka. Wtedy, i tylko wtedy nie przejmowała się czystością, a bawiła się w najlepsze. Dlatego dała mu się tak gładko poprowadzić. Nie była trzeźwa, alkohol zdążył zdominować całe jej ciało. Schyliła się, by móc kosztować jego ust oraz tego bucha. Ułożyła mu delikatnie dłonie na policzkach, uśmiechając się szeroko. Ten dym spływał wprost do jej płuc. Chociaż w trakcie pocałunku zaśmiała się, przypominając sobie naukę zaciągania się na: mama idzie. Oczy się jej świeciły, a na twarzy malował się ten najbardziej radosny z wyrazów twarzy.
Kiwnęła głową na zajebistość bongo. Może faktycznie było w nim coś magicznego? Cały stres wydawał się z niej ulatywać, nie zostawiając żadnej negatywnej myśli. Marshall już chciała wstać, gdy usłyszała pytanie o kwas. Kącik jej ust zdążył niebezpiecznie drgnąć. Jakby przywoływał wszystko, co działo się w Toronto. Jego serce. Aż nasunęły się jej pytanie... czy Galen miał ze sobą adrenalinę? Pokręciła głową. Tego nie mogli, bała się o niego. Nawet niezbyt trzeźwa, chciała o niego dbać.
— Ja... — zaczęła Marshal finalnie — pójdę się przewietrzyć, baw się kochanie... — odparła, starając się być radosną. Potrzebowała momentu ochłonięcia. Najlepiej papierosa. Wyszła, wyciągając z torebki awaryjną paczkę. Zapaliła papierosa i zaciągnęła się nim mocno. Zawsze powodowały delikatne otrzeźwienie, którego w tym momencie potrzebowała. Wcisnęła zapaliczkę, zaciągając się mocno papierosem. Galen mógł się bawić... nie wiedział tylko, że pijana Cherry to bardzo melancholijna wersja jej samej. Raz już tak wyszła poszukiwać odpowiedzi zapisanych w gwiazdach. Teraz też na nie liczyła. Za to hipisi w najlepsze namawiali Galena na kwas, baba poszła to przecież nie zauważy. Tam się sporo działo, bo wiankowa kobieta postanowiła wziąć przykład z pary i właśnie dopytywała o studenckiego bongosa każdego po kolei.