-
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkinietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Ale jeśli jednak miała? Jeśli rzeczywiście wchodziła w jakieś układy z Wyattem? W zasadzie Noriegi nawet to nie obchodziło, czy je miała, czy nie, bo on i tak stanąłby po jej stronie. Powinien. Chciał. Ale im więcej myślał o tych kontenerach, tym bardziej głupiał.
Najpierw zginął Marco, który też wspominał nazwisko Wyatta, gdy przyszedł tutaj do klubu, gdy przyszedł porozmawiać z Madoxem o rozprowadzaniu prochów w Emptiness. A potem Todd Sandoval, Tod Sandoval to był dopiero pojeb, ale elegancik, coś pokroju tego Seeleya, w drogim garniturze, ale z psychopatycznym zacięciem.
Kiedy oni tak rozmawiali, Tony zwodził, a Pilar wciąż powtarzała o tych kontenerach, to Madox zaczął się zastanawiać, co może ich wszystkich łączyć. No i wnioski same nasuwały się od razu, pieniądze. Jakieś paskudne pieniądze, bo zawsze o to chodziło. Wszystko opierało się na forsie, prochy, dziwki, wszystko to sprowadzali dla pieniędzy, bo po co?
Nie dla rozrywki, tylko po to, żeby to przepchnąć dalej i spieniężyć.
Dopiero kiedy Pilar spojrzała na Madoxa, jakby on tutaj rzeczywiście coś robił, może handlował żywym towarem, to zrobił jakiś krok w bok. Odsunął się i wreszcie przejechał wierzchem dłoni po twarzy, ścierając tę szminkę, a może tylko rozmazując ją na policzku, razem z krwią, którą zebrał z rozwalonej wargi, albo policzka? Nie widział swojej gęby, dopiero, kiedy stanął przy barze, mógł spojrzeć na lustra znajdujące się za nim. Za tymi półkami zastawionymi różnymi flaszkami. Zmazał tą szminkę i nawet poprawił włosy, zanim Laine im polał.
Tutaj w Emptiness rzeczywiście wszystko było w ruchu, cały czas się coś działo. Rzadko kiedy można było posiedzieć i porozmawiać, może to za sprawą kokainy? A może po prostu kiedy masz na sumieniu tyle grzechów, co goście tego klubu ciężko jest usiedzieć w miejscu?
Tony'emu było ciężko.
A kiedy zniknął w tym kiblu, to Madox był pewny, że on jeszcze tam wciągnie kreskę, a może od razu dwie i znowu będzie pierdolił, i znowu będzie kręcił.
Aż Madox przez chwilę zastanawiał się czy on też nie powinien wciągnąć, dla rozjaśnienia myśli. Bo kurwa w tej chwili to miał w głowie prawdziwy chaos. I nawet ten zawód w oczach Pilar jakoś za specjalnie go nie ruszył, bo on cały czas się zastanawiał ile prawdy było w tym co mówił Laine. Może nic. A może sama prawda. Bo tacy ludzie jak Galen Wyatt też nie są wcale dobrzy. Może nawet gorsi niż Noriega, bo jeszcze ładniej potrafią wszystko ubrać w słowa. Sprzedać.
Sprzedać każdego za odpowiednią kwotę.
Z każdym jej słowem, kolejnym żalem, jakoś mocniej zaciskał palce na jej nadgarstku, mimo, że się cofnęła. Patrzył intensywnie w te jej piękne, brązowe oczy, takie pełne zawodu. I może nawet by go to dotknęło. Powinno go chyba dotknąć?
Tylko, że kiedy powiedziała to jakbyś mnie wcale nie znał, to Madox aż puścił jej rękę. Bo czy on ją znał?
Przez te trzy dni wydarzyło się tyle, że myślał, że zna.
Tylko, że on znał zupełnie inną Pilar, nie taką, która kazała mu się nie dotykać. Nie zbliżać.
I on też aż zrobił krok w tył, odchylił do tyłu głowę.
A jednak w momencie, w którym to ona ruszyła na niego, kiedy wbiła mu ten palec w klatkę piersiową, to jego spojrzenie znowu padło na jej oczy, znowu jakieś takie ogniste. Bardziej znajome niż przed chwilą, kiedy za każdym jebanym razem posyłała mu to chłodne spojrzenie, jakby był obcy.
- To ty mi każesz się nie dotykać, nie przyjeżdżać, odpychasz mnie, jakby to nic nie znaczyło, a mnie to pierdoli, kto nas widzi, kto co sobie pomyśli, bo ja jestem po twojej stronie - powiedział i chwycił tę jej rękę, przesunął ją sobie na szyję i przez chwilę chciał ją sobie oprzeć na karku, ale kiedy ona powiedziała, że chyba nic tu po niej, znowu... To Madox się cofnął.
- Cały czas będziesz mi uciekać? Ja nie chcę się bawić w kotka i myszkę - warknął i aż wywrócił oczami, a później odwrócił się na pięcie.
Bo Madox z tą swoją gorącą krwią, z tym wiecznym ruchem i biegiem, tym uzależnieniem od dziania się potrzebował może czegoś więcej niż tych pięciu smsów na krzyż, które wymienili w zeszłym tygodniu. Może chociaż jakiegoś jebanego tęskniłam, cześć Madox, jak się masz? Albo może chociaż tego jednego pocałunku skradzionego w cieniu. Bo w Medellin oni potrafili się za sobą stęsknić w kilka godzin, bo w Medellin nie było ważne gdzie, ważne tylko było, żeby mocno, intensywnie, do utraty tchu, ale to przecież nie było Medellin.
Znowu się do niej zwrócił i znowu zrobił krok w jej kierunku, tak, żeby te ciemne oczy utkwić w jej twarzy.
- Mogłaś mi... - zaczął, ale oczywiście znowu nie skończył, bo pojawił się Tony, jeszcze bardziej wesoły, jeszcze bardziej wystrzelony.
I kiedy Pilar na niego ruszyła, to Madox nawet nie ruszył się z miejsca, chociaż kiedy Laine się zamachnął, to zrobił ten krok do przodu, a jednak Stewart sama sobie poradziła. Noriegę to wcale nie zdziwiło, bo przecież... znał Pilar.
I ufał jej, nikomu tak nie ufał, jak jej.
Stanął z boku i skrzyżował ręce na piersi, tak, że te jego tatuaże wystawały spod tej białej koszuli. Przebijały przez materiał. Zwłaszcza ten lew.
- Powiedz jej to, co mi powiedziałeś Tony, ona nie żartuje - powiedział spokojnie, chociaż Laine jeszcze się szarpał, ale Madox tylko pochylił się nad nim, znowu tak blisko Pilar - naprawdę mam na górze kogoś, kto chce Cię odjebać - dodał.
Może i Tony Laine był dupkiem, nie można było mu ufać, ale był w bardzo podobnej sytuacji jak Madox, bo on też nie mógł ufać już nikomu.
- Dobra powiem! Puść mnie - mruknął Tony i jeszcze raz się szarpnął, ale kiedy Stewart poluzowała uścisk, to przestał. To poprawił tę Madoxową czarną koszulę, przejechał rękami po klacie i oblizał wargi.
- Jesteś pierdolnięta. Lubię takie - i znowu posłał Pilar lubieżne spojrzenie, tylko kiedy ona posłała mu to mordercze, to Tony przeczesał palcami te swoje jasne włosy. Oparł się o ladę i zaczął bawić szklanką, ale w końcu się odezwał.
- Przed świętami będą jeszcze dwa transporty, ale to Seeley wyznacza daty, ustala je z Wyattem, czy kimś tam. Nie wiem kim, bo zawsze mówią SZEF - Tony aż strzelił oczami - no i ten szef, kazał zabić Marco i Toda - podniósł rozbiegane spojrzenie na Pilar, jakby chciał z niej cokolwiek wyczytać, bo z niego dało się w tym momencie wszystko, a przede wszystkim to strach, jakby było go czuć w powietrzu. Bo mimo, że Tony był idiotą, to wiedział, że szef teraz dał zlecenie na niego. Wszyscy to wiedzieli.
- Marco przez ciebie - tu wskazał na Madoxa - no i ta mała dziwka miała cię w to wrobić... Bo Ruby też może wie więcej niż ci się wydaje... - powiedział znowu patrząc na Noriegę, ale kiedy zerknął na Pilar, to aż strzelił oczami, bo widział chyba po jej minie, że znowu odchodził od tematu. A może sam do tego doszedł, że nie o to go pytała. Przesunął szklanką po ladzie.
- Seeley przekazuje informacje na temat transportu dwa dni przed, nigdy wcześniej. Chyba... dzwoni do tego szefa, nie wiem, ale teraz szykują się na coś dużego... I Seeley śmiał się, że Wyatt będzie miał niespodziankę na bankiet. Nie wiem, może on sobie te dziewczyny sprowadza i trzyma pod ziemią w tej willi za miastem, a później robi z nimi jakieś... bankiety? - spojrzał to na jedno, to na drugie, a Madox parsknął. Nie powinien się z tego śmiać, ale rozbawiły go jednak te bankiety i trzymanie...
- Northex co roku robi ten bożonarodzeniowy bankiet, dwa lata temu impreza była w Emptiness, w zeszłym roku w The Shop, a w tym nie wiem - wzruszył ramionami, bo szczerze go to nie obchodziło. Co prawda dwa lata temu nieźle na tym zarobił, ale ile później było sprzątania, po tej bawiącej się elicie, Madox obiecał sobie, że nigdy więcej.
Tony pokiwał głową i sięgnął po butelkę, żeby jeszcze sobie nalać, ale Madox znowu wbił w niego spojrzenie.
- Powiedz jej o nagraniach - rzucił, a Laine się wzdrygnął, bo chyba nie miał zamiaru. Spojrzał na Noriegą z wyrzutem, aż przez jego całą twarz przeszedł jakiś spazm.
- Już - warknął Madox - bo inaczej nikt ci nie da ochrony - dodał stanowczo. I tak mu nie da, chociaż... w tej chwili to dawał mu ją poniekąd Madox. Siedział sobie bezpiecznie w tej piwnicy.
Tony westchnął ciężko i aż usiadł na barowym stołku.
- Mam takie filmiki z Quebec, jak Seeley, i inni zabawiają się z tymi dziewczynami. Dużo różnych zdjęć i dużo filmów - na potwierdzenie swoich słów nawet wyjął swój błyszczący, bajerancki telefon i go odblokował, wszedł w galerię, ale miał tam tylko kilka jakiś skrinów, rzeczywiście z filmików, a na jednym z nich była Marie - bo Tony Laine nie jest taki głupi... Też się zabezpieczył - dodał, a Madox znowu parsknął. Tony tylko pokręcił głową.
- No powiedz jej kurwa co zrobiłeś... - powiedział Noriega i jego ciemne tęczówki z Tony'ego przeniosły się na Pilar. Ale Laine chyba nie zamierzał tego powiedzieć, zamiast tego nalał sobie rumu prawie do pełna i upił kilka łyków.
- Este idiota amenazó a Seeley con llevar estos videos a la policía si no le pagaban - ten idiota zagroził Seeleyowi, że zaniesie te filmiki na policję jeśli mu nie zapłacą, wyjaśnił jej spokojnie Madox - i teraz chcą go odjebać, bo wiedzą, że on coś na nich ma... - dodał i wzruszył ramionami, a Tony chociaż tej pierwszej części pewnie nie zrozumiał, to aż jęknął.
Pilar Stewart
-
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3 osczas narracjiprzeszłypostaćautor
Czego nie można było powiedzieć o Madoxie. Wystarczyło kilka zdań, żeby zasiać w nim ziarnko niepewności, żeby spoglądał teraz na Pilar podejrzliwym spojrzeniem, jakby wcale jej nie znał. A kurwa znał. Bo akurat ona z tego całego towarzystwa przynajmniej zostawała sobą. Cholernie narwaną, impulsywną i wyolbrzymiając wersją siebie, ale przynajmniej autentyczną.
Bo Madox chyba zapomniał, że nawet z tym nie dotykaj mnie, to nie tak, że w Medellin nigdy tak do niego nie powiedziała. Ba, ona powiedziała mu dokładnie to samo, słowo w słowo, kiedy zobaczyła na parkiecie, jak całował się z dziewczyną Alvaro. Jej reakcja była wręcz identyczna, z tą różnicą, że wtedy jeszcze tak bardzo nie zależało jej na Noriedze i ten widok nie ugodził jej tak bardzo, jak tego wieczoru.
I nawet to z tym uciekaniem — pod jakim kątem to było nowe? Przecież wtedy w łazience, kiedy powiedział jej, że ją kocha też chciała uciec. Przecież wyszła, nawet chciała iść się spakować, a jednak wróciła. Bo nie potrafiła go zostawić. I może teraz też nie potrafiła? Może chciała to zrobić tylko dlatego, żeby on mógł ją zatrzymać? Żeby pokazał, że jemu wciąż zależy. Nie na Lainie i tej całej sprawie, tylko na niej. Bo Pilar była w tych wszystkich uczuciach zupełnie nowa, samotna z własną głową i przez większość czasu naprawdę nie wiedziała, jak powinna się zachować, bo to rozszalałe w piersi serce prowokowało do samych głupot z tej miłośći.
Miłości, którą ona tak mocno tłamsiła ten cały tydzień, którą katowała raz za razem, żeby trzymać się w ryzach, kiedy każdą wolną chwilę tęskniła za Madoxem w jebanych katuszach tylko po to, żeby teraz dowiedzieć się, że on miał wątpliwości co do jej intencji, że to Pilar była ta zła, która wszystkiego zabraniała i dla której to wszystko nic nie znaczyło. Aż złapała w płuca kolosalną ilość powietrza i tym razem spojrzała na niego z wyrzutem.
— Życie bym za ciebie oddała, idioto — warknęła prosto w jego usta. I znowu mógł poczuć ten żal, jakim emanowała. Bo taka była prawda — zrobiłaby to, dla niego. Już zrobiła w Medellin, kiedy rzuciła się na Rosę i o mały włos nie zarobiła kulki w głowę. Tak bardzo kurwa go kochała i mu ufała. A on jeszcze miał czelność stać przed nią i mieć wątpliwości. Aż prychnęła mu prosto w twarz.
I naprawdę chciała stąd już iść. Dowiedzieć się, co trzeba i po prostu pojechać do domu, żeby tam wypuścić z siebie te obrzydliwe emocje, które kotłowały się jej pod piersią. A była ich cała masa. Wszystkie ze sobą sprzeczne i tak kurewsko nieprzyjemne, aż do bólu. I całe szczęście, że pieprzony Tony Laine w końcu zaczął gadać, bo jeszcze od tych właśnie emocji finalnie roztrzaskałaby mu głowę o chłodny blat. Słuchała go uważnie, wzrok trzymając wbity w jego turkusowe spojrzenie, tak intensywnie, że mógł to poczuć na całym ciele.
Dwie dostawy przed świętami.
W końcu. W końcu jakiś konkret. Punkt zaczepienia, wokół którego mogliby odpowiednio popracować, żeby ustalić dokładną datę. Bo skoro Seeley dzwoni zawsze dwa dni wcześniej, mogłoby to posłużyć za wskazówkę.
Puściła kompletnie koło uszu ten komentarz o Gelenie, a nawet przewróciła na niego oczami. Na dobrą sprawę, jeśli uda im się przechwycić transport i mieć czarno na białym dowody, a przy okazji uratować kilka cennych żyć, to jej w zupełności wystarczyło na start. Bo potem to już pójdzie jak po sznureczku, jedno zaprowadzi do drugiego i będzie można w końcu rozwiązać tą sprawę.
Na wspominkę o Ruby uniosła spojrzenie na Madoxa. Niby Laine nie powiedział nic nowego, bo przecież sami razem doszli do tego, że ktoś ją próbował w to zaangażować i że miała wplątać w to Noriegę, ale jednak to, że wiedziała o wiele więcej, niż mu się stawało, akurat pozostawiało przestrzeń na zagwozdki. W końcu Pilar również przyłapała ją na kłamstwie, kiedy zarzekała się, że miała rodzinę do nakarmienia i dwie siostry, a w bazie policyjnej widniała jako jedynaczka i to bez rodziców. Ruby z pewnością swoje ukrywała, a to, że tak przymilała się do Madoxa mógł świadczyć tylko o tym, że miała w tym jakieś głębsze intencje, niekoniecznie szczere. Stewart aż skrzywiła się na samo wspomnienie tego przeklętego pocałunku i zawiesiła na moment na ustach Noriegi. Trwało to krótko, jednak z pewnością nie uszło to jego uwadze.
Dopiero kiedy zaczęli rozprawiać o bankiecie Pilar znowu wróciła na ziemię. Chcieli sprowadzić dziewczyny na imprezę firmową Northex? Tylko po co? Ściągnęła brwi, znowu nic tu się nie dodawało. Nigdy nie była na tego typu evencie, ale przecież zapewne będzie tam masa ludzi, więc prawdopodobieństwo, że któraś z tych dziewczyn zaczęłaby gadać, było ogromne. Dlaczego chcieli ryzykować? A może chcieli po prostu wrobić w to wszystko Galena? Cóż, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, żadna dostawa nawet nie dotrze na żaden bankiet, bo zdążą to ładnie przechwycić, więc bałagan sam się posprząta. Może dlatego zostawiła to bez komentarza, zresztą jak wszystko inne, co mówił Tony — bo mu nie ufała. Nie chciała żeby zmał chociaz ułamek z jej przemyśleń, a tym bardziej planów. Dlatego słuchała wszystkiego w milczeniu i dopiero, gdy padł temat nagrań, a on wyciągnął swój telefon, Pilar podeszła bliżej i otworzyła usta.
— Pokaż mi to — aż serce zabiło jej mocniej, gdy wyrywała mu komórkę z ręki, a już po chwili samodzielnie przewijała te wszystkie nagrania. A było ich dość sporo. I jeszcze jak niektóre były jedynie obrzydliwym wykorzystywaniem seksualnym, tak kilka z nich przedstawiało najbardziej bestialską stronę bogaczy — niektórzy bili te dziewczyny, podduszali, a kiedy zobaczyła jak Seeley ciska jedną z nich o ścianę, jakby była zwykłą szmatą do podłogi, to aż wstrzymała oddech. I chociaż Pilar była nienaganna w chowaniu swoich emocji, tak patrząc w ten telefon kompletnie nie mogła zapanować nad wzbierającym się gniewem ale i też smutkiem, a przede wszystkim to nad tymi przeklętymi oczami, które całe się zaszkliły. Aż musiała zagryźć policzek od środka do samej krwi. Okropne to było. Widziała przecież w życiu tak wiele, a jednak były rzeczy, które ruszałby ją, jakby oglądała je po raz pierwszy.
Pociągnęła nosem, przywołując się do porządku, przelotnie spojrzała jeszcze na Madoxa tymi smutnymi oczami, a potem ruszyła z telefonem przez pokój, zaznaczając kilka z nagrań.
— Hej, co ty kurwa robisz?! — Laine od razu ruszył za nią, tak jak myślała. — Oddawaj mój telefon, psie — całe szczęście Pilar była wystarczająco szybka i nim on znalazł się przy niej, już wysłała sobie kilka nagrań na służbowy telefon, który po chwili zawibrował w torebce. Nie uszło to uwadze Tonego, aż otworzył szerzej oczy i wyrwał jej swoją komórkę. — Ty głupia suko — cały aż kipiał. W jednej chwili złapał Pilar za szyję, podduszając i pchając ją na ścianę. Chociaż szczerze? Mógł ją teraz nawet pobić w tej piwnicy, ale fakt, że miała namacalny dowód na Seeleya i tak był wystarczającą nagrodą. Jak sie jednak szybko okazało, ten uścisk nie był na tyle mocny, by pozbawić ją kompletnie panowania nad ciałem i momentalnie odciąć, zapewne dzięki ilości koksu, w jaką Tony w siebie wsypał, dlatego była w stanie odpowiednio zareagować i zamachnąć się kolanem prosto w jego kroczę.
W ułamku sekundy Laine zwolnił palce na jej szyi, łapiąc się między nogami i krzywiąc niemiłosiernie. Rzucał też jakimiś obelgami w stronę Stewart, tylko kto by się tym przejmował? Na pewno nie ona. Przystanęła na moment z boku i pochyliła w przód, by potrzeć palcami okolicę szyi i złapać nieco więcej powietrza w płuca.
— Masz kurwa usunąć te nagrania! — Lain jeszcze się szarpał w jej kierunku, ale całe szczęście Madox odpowiednio go przytrzymał. — Albo…
— Albo co? — odezwała się w końcu, prostując i podchodząc bliżej. — Przecież chciałeś współpracować z policją. A skoro byłeś na tyle durny, żeby im jeszcze o tym powiedzieć, to nie dziw się, że teraz już nie masz wyjścia, Laine — wbiła w niego ciemne, ogniste spojrzenie. Chciała go uderzyć. W głowie wciąż miała te wszystkie nagrania, a skoro Tony był tam z nimi, to chociaż nie było go widać na nagraniach, przecież łatwo szło się domyślić, że on również brał udział w tym wszystkim. I może by to zrobiła, tylko Tony mógł im się jeszcze przydać.
— Także dziękujemy za współpracę, twoja pomoc okazała się nieoceniona — zaczęła spokojnie, chociaż oddech wciąż miała nierówny. Chwile jeszcze na niego patrzyła, a potem sama podeszła do barku i nalała do jednej ze szklanek alkoholu, po tym wyzerowała wszystko jednym łykiem. — Ode mnie to wszystko na dzisiaj — podeszła bliżej w jego stronę, widząc zaskoczenie. — Jutro spróbuje załatwić ci ochronę, a na ten wieczór dla ciebie impreza kończy się już teraz. Ktoś tam na górze chce ci upierdolić łeb, więc potrzebujemy, żebyś ulotnił się stąd jak najszybciej, najlepiej wyjściem przez zaplecze i pojechał do domu albo do innego klubu, najlepiej za miasto, jak chcesz sobie jeszcze poszaleć. Gdziekolwiek tylko nie tutaj. I to nawet nie podlega dyskusji, Laine.
Madox A. Noriega
-
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkinietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Chociaż to to najprawdopodobniej zrobił dla kasy, liczył na to, że Seeley się wystraszy i mu zapłaci, ale to dowodziło tylko temu, że ten cały Arthur, to chyba był trochę bardziej groźny niż się wszystkim dookoła wydawało.
A na pewno Madoxowi, bo jemu się wydawało, że ten Seeley to jest jakiś elegancik, który na niczym się nie zna, a tu proszę, jakiś gangster. I to taki, którego może oni powinni się zacząć obawiać? I może Noriega nawet też, problem jednak był w tym, że on to się niczego nie bał. I teraz też się nie bał Pilar powiedzieć o tych wątpliwościach, bo jemu jeśli coś leżało na wątrobie, to on to zaraz mówił, zaraz pytał.
Nie chował wszystkiego gdzieś tam w sobie.
Grał, owszem, a jednak z panowaniem nad emocjami zawsze miał jakiś problem, bo bywał i agresywny, i narwany. I czasem mówił za dużo, często mówił za dużo. Bo on nie lubił, kiedy powstawały jakieś niedopowiedzenia, wolał już żeby zostało powiedziane za wiele, niż coś, co powinno, żeby zostało niewypowiedziane.
Chociaż dzisiaj on wcale nic nie mógł dokończyć, bo cały czas się coś działo, ktoś wchodził mu w słowo, chociaż, kiedy Pilar powiedziała to życie bym za ciebie oddała, idioto, to zdążył jej mruknąć to:
- Wiem - bo przecież wiedział. I on też by za nią oddał, życie, wszystko. Nawet klub by za nią oddał.
I dzisiaj tak go właśnie trochę poświęcał, żeby ona mogła tutaj porozmawiać z Lainem, bo w każdych innych warunkach on by przecież miał to w dupie. I Tony'ego, i to, że chciał współpracować z policją, a przede wszystkim te kontenery. Co go to obchodziło?
Chociaż teraz też już w tym trochę siedział, może nawet w pace by już za to siedział, gdyby nie Pilar.
Ale przecież to on zaczął węszyć ze względu na nią właśnie. Chociaż może Marco i tak by do niego przyszedł?
Można było gdybać, ale to już wszystko była przeszłość. To już się wcale nie liczyło.
Bo teraz liczyły się te dwa transporty przed świętami, chociaż dla Madoxa to one jednak nie miały znaczenia. To już bardziej zainteresowało go to, że Ruby jednak mogła wiedzieć coś więcej, bo on miał właśnie jakieś takie przeczucie, dlatego tu ją zostawił, pod nosem.
Ciemne tęczówki padły na Pilar w momencie, w którym ona też na niego spojrzała, na te usta chyba właśnie. Nie zmazał jeszcze tej szminki? Aż znowu przejechał wierzchem dłoni po wargach, a później zerknął przez ramię Laina na te lusterka za barem.
I może dlatego, że on się tak przeglądał w tych lusterkach i oglądał właśnie tego krwiaka na policzku, który nabrał jakiejś sino-czerwonej barwy, to nie ruszył się od razu, gdy Pilar zabrała Tony'emu telefon, kiedy ruszyła z nim przed siebie, a za nią ten pieprzony Laine. I dopiero kiedy Tony złapał Stewart za szyję, to Madox doskoczył do niego, tylko, że ona była szybsza, oczywiście, a jednak Noriega złapał Laina za kark, kiedy ten się tak złożył w pół, i przez chwilę to nawet chciał tym jego łbem wyrżnąć o posadzkę, żeby przeprosił, ale tego nie zrobił, za to ten jego blond łeb przycisnął do ściany.
- Zamknij się Laine, i mnie nie wkurwiaj... - wycedził Madox przez zęby, kiedy ten tak chętnie zaczął się odgrażać Pilar, a przecież mieli nie pokazywać, że cokolwiek ich łączy, chociaż w Madoxie to aż się gotowało i naprawdę miał wielką ochotę rozwalić Lainowi ten jego pusty łeb. I nawet przycisnął go do ściany trochę mocniej niż powinien chyba.
- I ty po stronie tej policyjnej suki Madox? - jęknął i znowu się szarpnął, a wtedy Noriega w końcu go puścił - bekniesz za to - jeszcze się odgrażał poprawiając swoje jasne włosy. Ale jego to akurat Madox nie bał się wcale, nic, a nic.
Tony za to znowu wbił w Pilar to rozbiegane spojrzenie, kiedy oznajmiła, że to wszystko na dzisiaj i żeby się stąd zmył. Znowu doskoczył do niej i może nawet nie chciał wcale jej ponownie uderzyć, ale Madox i tak go szarpnął i stanął przed nim, a był od niego trochę wyższy, ale przede wszystkim to lepiej zbudowany i silniejszy.
- No i co ja mam teraz zrobić? - jęknął Tony.
- Słyszałeś co ci powiedziała. Wypierdalać - warknął Noriega, ale Tony spojrzał na niego tym rozbieganym spojrzeniem, a później wyjrzał mu przez ramię na Pilar.
- Mam więcej nagrań, więcej świadków... Wszystko ci powiem, tylko mnie im nie wystawiaj. Będę zeznawał i znajdę ci kogoś, kto też będzie... Mam informacje, które ci się przydadzą, Pilar - pała chyba trochę zmiękła i zaczął się prosić, nawet znowu zrobił krok w jej kierunku, ale Madox nie ruszył się z miejsca, tylko ściągnął go z bara, żeby się cofnął. Zrobił to, ale zaczął grzebać po kieszeniach, jakby czegoś szukał.
- Oni za mną pójdą, rozpierdolą mi łeb, wszystkich obserwują, ciebie, i ciebie, i mnie - zaczął po kolei na nich wskazywać, bo chyba kokaina zaczęła trochę z niego schodzić, albo może przegiął? I teraz zamiast tej pewności siebie, to Tony się kulił jak jakiś szczur, bo chyba weszła mu jakaś fobia, jakieś lęki. Tylko, że prawda jest taka, że on naprawdę miał czego się bać.
Madox w końcu zrobił krok do przodu.
- Chodź, wyprowadzę cię tyłem - rzucił do Tony'ego, a ten jeszcze się bronił, jeszcze próbował ją prosić, i Madox wtedy też obejrzał się na nią przez ramię - espérame por favor - poczekaj na mnie, proszę, rzucił, a potem to już chwycił tego Tony'ego za koszulę i pociągnął go do drzwi. Ale zanim oni zdążyli przez nie wyjść, to te otworzyły się z hukiem. Uderzyły z impetem o ścianę i do środka wpadła Ruby. Sama, tak jak Madox prosił, ale w drobnych dłoniach ściskała pistolet i to wcale nie tak niepewnie jak wtedy, gdy udawała, że nie zna się na broni. A przecież jeszcze dzisiaj tak się wzdrygnęła, kiedy Madox brał swój pistolet, no to już wiadomo dlaczego.
Zanim oni zdążyli zareagować, to ta pierdolnięta Ruby już chwyciła Tony'ego, wykręciła mu rękę tak samo sprawnie jak Pilar i przyciskała mu do blond łba lufę, obejmując go ramieniem, dobrze, że miała te swoje szpilki, bo przecież Ruby była drobna. Była słaba, a jednak kiedy Tony spróbował się jej wyrwać, to uderzyła go tą lufą w skroń i doskonale wiedziała gdzie, żeby to poczuł. Madox za to sięgnął za swój pasek, ale wtedy Ruby wbiła spojrzenie w niego, a później w Pilar.
- Tylko spróbujcie coś zrobić, a go rozwalę - krzyknęła i cofnęła się chowając za Lainem, ale przy okazji też przesuwając palec na spuście. Chyba Ruby rzeczywiście była w to wszystko trochę bardziej zamieszana niż im się wszystkim wydawało.
- Noriega, broń, którą masz za paskiem, na ziemię już! - warknęła, ale Madox wcale po nią nie sięgnął, cofnął się tylko krok w kierunku Pilar, i chyba Ruby to zauważyła, na pewno, zresztą Madox w klubie to wcale się nie krył z tą swoją słabością do Stewart. Bo zaraz Ruby wymierzyła w Pilar.
- Dawaj, bo ją rozwalę... - i może nawet Madox by jej tą broń oddał i mogliby tu jeszcze trochę podyskutować. Może nawet dojść do jakiegoś porozumienia, ale los sprawił, że to wszystko później potoczyło się jakoś szybko.
Bo kiedy Ruby odsunęła lufę od głowy Tony'ego, ten się szarpnął i uderzył ją z główki, a ona wtedy wystrzeliła na oślep, i na linii ognia rzeczywiście była Pilar, tylko, że Madox wyrwał się i ją zasłonił. I dostał, w bok, a na tej białej koszuli Tony'ego, w od razu wykwitł szkarłatny kwiat, większy z sekundy na sekundę, aż Madox się zatoczył na ten bar, czuł w ustach smak krwi. I czuł ten przeszywający ból, ale to w tej chwili nie było najważniejsze, bo przy tych drzwiach na ziemi klęczał Tony, a pierdolnięta Ruby tym razem celowała w ten jego blond łeb i jeśli Pilar teraz nie zareaguje, to będą mieli tutaj dzisiaj trupa.
Albo dwa jak Madox się jednak wykrwawi, bo kiedy dotknął swojego brzucha, to na ręce miał już pełno krwi.
Krwi, której zapach uniósł się w powietrzu.
Zapach krwi i Śmierci.
A na górze impreza trwała w najlepsze, bo te piękne welurowe ściany były kompletnie wyciszone.
Pilar Stewart
-
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3 osczas narracjiprzeszłypostaćautor
Z agresji przeszedł na przerażenie. Jakby do tej jego naćpanej głowy dopiero po chwili zaczęło docierać to, co się właśnie działo. Bo Tony Laine może i był jakoś tam w miare dobrze postawiony w tej gangsterskiej hierarchii, ale po pierwsze przejebał sobie u Seeleya tym zastraszaniem i sam wcisnął głowę pod gilotynę, a teraz jeszcze zamiast współpracować z policją, która była jego jedyną deską ratunku odgrażał się, że ich też powybija, a to spowodowało, że nagle nie miał po swojej stronie żadnych sprzymierzeńców. I to przeraziło go do tego stopnia, że zaczął desperacko rzucać obietnicami na lewo i prawo z podkulonym ogonem.
Więcej nagrań, więcej światków… Gadał jak najęty, tylko Pilar już sama nie była pewna, czy powinna mu wierzyć. Znała ten typ. Taki, który w chwili zagrożenia powie wszystko, co tylko druga strona chciała usłyszeć. Dlatego spoglądała na niego z politowaniem i już miała oznajmić, że na dzisiaj i tak wystarczy, tylko wtedy Madox zrobił to za nią i już zaczął prowadzić go w stronę wyjścia, prosząc ją, by na niego zaczekała.
— Esperaré — zaczekam, złapała z nim ostatnie przedłużone spojrzenie, już o wiele bardziej takie w ich stylu, o wiele bardziej ciepłe i wymowne niż te wszystkie wcześniejsze, którymi raczyli się od samego początku imprezy. Może nawet w końcu uda im się porozmawiać? Gdzieś w środku bardzo na to liczyła. Uwierał ją ten konflikt gdzieś między żebrami i przede wszystkim w sercu. Nie chciała tak tego zostawiać. Chociaż z drugiej strony, może tak byłoby łatwiej znowu odejść?
Niestety, nie było jej dane poznać odpowiedzi na te pytania, nawet się nad nimi dłużej zastanowić, bo drzwi nagle otworzyły się z hukiem a w środku stanął nie kto inny jak pierdolona Ruby. I bronią w ręku.
Oczywiście.
Oczywiście kurwa, że ona była po i c h stronie. Przecież Pilar powtarzała to od samego początku, mówiła mu, że zatrzymanie jej w klubie to był błąd, że już wtedy w gabinecie kłamała jak z nut, ale Madox sobie coś upierdolił, tak wielce chciał jej pilnować i co? Wtajemniczył ją kurwa we wszystko jak ostatni amator i teraz ktoś przypłaci za to życiem i najprawdopodobniej będzie to Tony Laine.
Najprawdopodobniej, bo nagle z celowania w skroń zdrajcy, Ruby przeszła na Madoxa, a zaraz potem na Pilar. I jeszcze jak ich dwójka potrafiła zachować się w tej podbramkowej sytuacji zimną krew, tak Tony okazał się pierdolonym narwańcem. W sekundę zaczął się wierzgać i przyjebał z główki na oślep, a potem już wszystko działo się w zastraszającym tempie; palce Ruby osunęły się po spuście, kula wystrzeliła w powietrze, podczas gdy Madox zerwał się z miejsca. Po pokoju z opóźnieniem wybrzmiał charakterystyczny dźwięk postrzału.
Pilar w pierwszej chwili stała jak wryta, zresztą jak oni wszyscy z barmanką włącznie, jakby żadne z nich nie wiedziało, gdzie ona tak naprawdę wylądowała. Dopiero kiedy Madox osunął się na bar, a czerwona plama zalała bok białej koszuli, do Pilar dopiero doszło co się stało. I chociaż jej serce na moment się zatrzymało, a ciało kompletnie zamarło na ten widok. tak sama musiała działać. Nie mogła pozwolić, żeby widok postrzelonego Noriegi znowu namieszał jej w głowie, kiedy ta wariatka wciąż miała w dłoniach broń.
Tony zaczął krzyczeć. Tak kurwa głośno, jakby to on co najmniej oberwał, a wtedy ona zamachnęła się na niego brzegiem pistoletu i wyjebała mu w głowę, żeby się uciszył. Te kilka cennych sekund, podczas gdy oni wykonywali te czynności były dla Pilar bezcenne, by w zwinnym geście wyciągnęła z torebki własny pistolet i bez jakiegokolwiek namysłu wymierzyła, a zaraz potem wystrzeliła nim w Ruby.
Tylko Stewart w przeciwieństwie do niej umiała celować, nienagannie wręcz i chociaż przecież mogła ją zabić w geście samoobrony, tak zamiast w serce, strzeliła jej prosto w przedarmię. Kula najprawdopodobniej przeleciała na wylot lub osadziła się gdzieś w kości, rozrywając ją na kawałki, co w ułamku chwili spowodowało, że Ruby wypuściła z ręki pistolet. Z jej gardła wydarł się głośny krzyk bólu. Pilar jeszcze przez moment celowała jej w głowę rozważając, czy nie powinna rozpierdolić suki za to co, co zrobiła, ale nim zdążyła się zdecydować, Laine zerwał się z miejsca. W pierwszej chwili, Stewart myślała, że sięgnie po broń należącą do Ruby, ale on wtedy… uciekł. Spierdolił prosto przez te szeroko otwarte drzwi, w których po kilku sekundach pojawiła się para ochroniarzy i Maddie.
— Słyszałam strza… Co jest kurwa?! — tylko tyle zdążyła z siebie wyrzucić, podczas gdy jej oczy próbowały wizualnie ogarnąć ten cały rozlew krwi. Ale Pilar nawet nie zwróciła na nią uwagi, bo już rzuciła się w stronę Madoxa. I chociaż w środku wszystko w niej szalało, na zewnątrz zachowywała zimną krew, w dodatku na całej tej adrenalinie. Złapała za pierwszą, lepszą ścierę z blatu i przycisnęła ją do miejsca krwawienia. — Pilar, kurwa — Maddie podbiegła tuż obok i musiała ją szarpnąć za ramię, by Stewart w końcu przeniosła pełne emocji spojrzenie z Noriegi na nią.
— Ta idiotka go postrzeliła. Weźcie ją stąd zanim ją rozpierdole — warknęła, nawet nie patrząc w jej kierunku, bo przecież wciąż za siebie nie ręczyła. Miała wrażenie, że jedno spojrzenie na Ruby mogłoby obudzić w niej instynkt prawdziwego mordercy. Szczególnie, że wciąż nie było wiadomo, co z Madoxem. — Przytrzymaj tu i uciskaj. Ja zadzwonię na pogotowie — przystawiła dłoń Maddie do czerwonej już szmaty i wyciągnęła telefon, by wybrać numer alarmowy. Tylko ten jej telefon nagle zniknął z jej dłoni, a zaskoczona Pilar uniosła spojrzenie. — Co jest kurwa?
— Żadnego pogotowia — nagle ton prawej ręki Noriegi zmienił się w o wiele bardziej stanowczy i oschły, a Stewart spojrzała na nią jak na pierdolniętą. Jak to żadnego pogotowia? Przecież on się tu kurwa wykrwawiał! — Sama dobrze wiesz, że rana postrzałowa od razu ściągnie tu psy i to kurwa całą masę psów, która tylko czeka, żeby zamknąć ten lokal.
— Chyba sobie żartujesz — aż prychnęła głośno. — Myślisz, że cokolwiek z tego obchodzi mnie bardziej niż on?! — wskazała dłonią na Madoxa, jakby go tam wcale nie było i jakby w ogóle nie brał udziału w rozmowie, bo w sumie co on miał tutaj do gadania? — Oddawaj mój telefon, Maddie. Trzeba wezwać do niego pomoc.
— Nie.
— Zaraz i tobie rozpierdole łeb, przysięgam. Oddaj mi ten pierzony telefon i pozwól mi mu kurwa pomóc! — wydarła się już o wiele głośniej, gotowa naprawdę się na nią rzucić. W tamtej chwili nie liczyło się dla niej nic innego niż żeby pomóc Madoxowi. W dupie miała konsekwencje, jakie poniesie klub czy nawet ona sama, że przyszła tutaj kompletnie sama, znowu na własną rękę i bez wsparcia.
— Pilar, proszę cię — uniosła w górę dłoń, a potem złapała Stewart za brodę, żeby ta na nią spojrzała. — Błagam cię nawet. Przecież on wciąż jest przytomny, może nie jest aż tak źle. Możemy chociaż sprawdzić, jak to wygląda? Proszę, kurwa — była stanowcza, chociaż w jej tonie było słychać nutę przerażenia, pomieszanego z desperacją. I chociaż Pilar z początku nie miała zamiaru jej ulegać, tak kiedy spojrzała w ciemne oczy Madoxa i to jego kurewsko błagalne spojrzenie, naprawdę się zawahała.
Powinni jechać do szpitala.
Z każdą kurwa raną powinno się pojechać do pierdolonego szpitala.
Tak po prostu należało zrobić.
— Okej — a jednak ona miała zamiar przystać na ten chory pomysł. — Ale jeśli uznam, że ta rana jest głęboka albo za mocno krwawi, dzwonię na pogotowie. I w piździe mam, co się potem stanie — wystawiła palec w stronę Maddie, a ta jedynie przełknęła głośno ślinę i oddała jej komórkę, robiąc przy okazji miejsce przy Noriedze. — I zaświećcie mi tu wszystkie światła — rzuciła przy okazji, podczas gdy biodrami już wchodziła pomiędzy uda Noriegi, leżącego w połowie na barze. Kurwa, dlaczego ona się w ogóle na to zgodziła?!
— Hej, kontaktujesz? — uniosła dłoń do jego policzka, a zaraz potem na brodę i zajrzała mu głęboko w oczy. Miał nieco przymglone spojrzenie, tylko to równie dobrze mogło być spowodowane szokiem. Serce waliło jej jak szalone. — Odsunę ci teraz ten ręcznik i zobacze, co jest, okej? — poinformowała go, jakie miała zamiary, sama nie widząc po co, przecież kurwa był cały czas obok i chyba jeszcze kontaktował, ale chuj. Ona też za wiele nie myślała, bo jednak jechała na tej wysokiej adrenalinie i trwała w jakimś dziwnym amoku, nastawionym na działanie.
Delikatnie odsunęła szmatę od koszulki, czując od razu jak jej ciężar zmienił się diametralnie pod wpływem nasiąkniętej krwi. Koszula też była już cała czerwona na boku. Pilar sięgnęła do jej krawędzi i spokojnie podwinęła, by przypadkiem nie pogorszyć sytuacji. Aż wstrzymała oddech nim popatrzyła dokładnie na miejsce rany, próbując nie słuchać tych stęknień, wychodzących z gardła Madoxa, które lądowały gdzieś na jej przestraszonym sercu. A kiedy zobaczyła, dziurę w tym jego wielkim, grubym, skórzanym pasku, to aż poczuła jak zalewają ją poty.
— Przeszło przez pasek — wydyszała, podpierająć się na moment na jego udzie. Musiała złapać kilka oddechów. Nie chciała sie za bardzo łapać złudnej nadziei, a jednak istniała bardzo duża szansa, że… — Musiało to chociaż trochę zatrzymać tą kulę — znowu złapała w płuca kolosalną ilość powietrza i lekko roztrzęsioną dłonią odpięła mu pasek, a zaraz potem zsunęła ostrożnie materiał spodni. Przysunęła niewielką lampkę jeszcze bliżej. Rana była brzydka, ale całe szczęście nie głęboka. Widać było pod skórą ciemny, okrągły punkt – to musiała być kula, zatrzymana tuż pod powierzchnią. Nie było tragicznie. Można powiedzieć, że nawet dobrze. Aż kurwa zajęczała z tej ulgi, kiedy ogromny kamień spadł jej z serca.
— I co?! Pilar, kurwa, mów do mnie — Maddie ponownie szarpnęła ją za ramię. — Pilar!
— Jest okej — wydyszała, próbując zapanować nad tym rozszalałym sercem i zszarganymi nerwami, kiedy jeszcze chwile temu gotowa była zobaczyć coś o wiele gorszego.
— Okej? Co to znaczy, to jednak ten pasek pomógł? Czy ta kula jest…
— Do wyciągnięcia — aż oparła głowę o jego ramię, żeby się na moment przytrzymać. Bo powoli zaczynało do niej docierać, to co właśnie się stało i jak źle mogłoby być, gdyby ta kula nie trafiła w jego cholerny, skórzany pasek. — Potrzebuje apteczki i trzeba go jakoś przenieść na górę, najlepiej do łóżka.
— Nie ma potrzeby iść na górę. Tutaj też jest. W pokoju obok.
Madox A. Noriega
-
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkinietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Ruby.
Ta zawiodła go najbardziej, chociaż Madox to tego się właśnie po niej spodziewał, że jest jakaś pierdolnięta, bo kiedy on ją od siebie odpychał, to ona nalegała jeszcze bardziej. I może Madox nie był jakiś szczególnie inteligentny, ale jednak miał jakieś to swoje przeczucie i do niej właśnie je miał, że ona jeszcze namiesza. A skoro tak, to wolał mieć ją na oku.
Miał ją na oku. Nawet teraz kiedy ona celowała z tej broni najpierw do niego, a później do Pilar.
Mogli ją zagadać, mogli to rozegrać na spokojnie. Mogliby gdyby Laine nie był naćpany i przerażony. A Ruby też nie żartowała, od razu było widać, że przyszła tu z konkretnym celem, miała zabić. Nie ich może, Tony'ego, ale przecież gdyby któreś z nich stanęło jej na drodze, to ona też by się nie zawahała. Czego przecież zaraz dała świadectwo, gdy strzeliła. Na oślep, ale może to nawet dobrze, bo ta kula wystrzeliła gdzieś w kosmos, i w pierwszej chwili Madox naprawdę tak myślał, bo ta adrenalina krążyła w żyłach, ale zaraz poczuł ten piekący ból w boku, a już kiedy sięgnął tam palcami i zobaczył krew, to aż przeklął.
- Kurwa... - mruknął i w pierwszej chwili to spojrzał jeszcze na Ruby, która walnęła Laina, i nawet chciał sięgnąć do tego swojego pistoletu za paskiem, tylko jak się ruszył, to poczuł jak ta rana się cięgnie. Jak pulsuje gorącem i bólem, jakby ktoś wbijał mu tam rozżarzony pogrzebacz, prosto w brzuch, nad paskiem. I kiedy na tej dającej po oczach białej koszuli zaczęło mu się robić mokro od krwi, to poczuł na karku jakieś zimne poty, a potem zrobiło mu się słabo. Jakoś dziwnie w oczach, aż musiał się oprzeć o ten bar, a później to nawet nie wiedział kiedy się po nim osunął, bo ugięły mu się nogi.
Tylko, że później znowu huknął wystrzał, gdzieś tam obok, trochę jakby odległy, kiedy Madox na moment przymknął oczy, ciemność i ten odległy wystrzał, ale zaraz te oczy znowu otworzył i wbił spojrzenie w Ruby, która już krzyczała z bólu, która łapała się za ramię. I Noriega nawet się zastanowił czy on też powinien tak przeraźliwie krzyczeć?
Ale ten jej pisk, to jej wycie, to wbijało mu się gdzieś pod czaszkę i gryzło, irytowało, tak jak ta piekąca rana. Nie wiedział czy bardziej go wkurwiała ta rana, czy to darcie Ruby. Jakby mógł wstać to by ją jebnął, żeby się zamknęła, ale nie mógł, bo kiedy się ruszył, to znowu to poczuł, jakby ktoś mu ten rozżarzony pogrzebacz wbijał coraz głębiej, grzebał nim w tej ranie. A to jak Pilar przycisnęła do niej jakąś szmatę wcale, a wcale, nie pomogło, zadziałało tylko tak, że go aż wzdrygnęło, aż jęknął, bo teraz to tak jakby jeszcze ten pogrzebacz ktoś docisnął. To on już wolał jak ta krew mu tak leciała na brzuch, aż sięgnął do tej dłoni Maddie i oparł na niej palce, kiedy Stewart kazała jej przyciskać tę szmatę, i nawet nie zwrócił uwagi na to, jak one sobie ten telefon zabierały. I dopiero to pogotowie go jakoś sprowadziło na ziemię.
- Nie pogotowie, żadne pogotowie - powtórzył po Maddie, a potem podniósł rękę ubabraną całą we krwi, żeby nią przejechać po jej blond włosach, oczywiście, że je ubrudził, ale Maddie to jednak była taka mądra. Wiedziała co robić, nawet Madox chciał jej to powiedzieć, ale zrobiło mu się jakoś niedobrze, a potem Pilar powiedziała to myślisz, że cokolwiek z tego obchodzi mnie bardziej niż on, i Madox na nią spojrzał i teraz chciał też sięgnąć do Pilar, tylko jak się poruszył, to ten ból znowu przeszył go na wylot i znowu aż syknął i opadł tymi plecami luźno na ladę, bo tak było najwygodniej jak plecy były luźne. Tylko, jak on miał w ogóle luźno siedzieć, jak one mu cały czas kłóciły się koło głowy o ten telefon. A kiedy Pilar kazała go Maddie oddawać, to on nawet przez chwilę jej chciał dać swój. Tylko, że znowu każdy ruch, jakikolwiek, sprawiał, że ta rana piekła, paliła żywym ogniem, na wylot, aż Madox w pewnej chwili to sięgnął do tyłu, żeby sprawdzić, czy to jest na wylot, ale nie było. Chyba nie było, bo on nawet nie mógł się schylić, żeby to zobaczyć, więc w końcu to mimo tego, że to tak kurewsko zabolało podniósł rękę i sięgnął do policzka Pilar, na którym też oczywiście zostawił ten czerwony ślad.
- Sprawdź to Pilar... - mruknął i spojrzał w te jej ciemne, piękne oczy. Ach, jakie te jej oczy były piękne, chyba najpiękniejsze na całym świecie.
Tylko, że później zaświeciły się te wszystkie światła nad ich głowami i Madox aż przymknął jedno oko. Bo teraz to mu się zrobiło jakoś niedobrze, za dużo kurwa światła. A jednak kiedy Pilar uniosła dłoń do jego policzka i zapytała, czy kontaktuje, to pokiwał głową. Niby to wszystko do niego docierało, ale jakoś tak jak przez mgłę, albo jakby był pod wodą, w jakimś zwolniony tempie, jakoś jakby z boku, bo na pierwszym miejscu był ten piekący, ciągnący ból, który rozlewał się po tej ranie i po brzuchu, a do tego to jasne drażniące światło.
- Tylko wolno - powiedział, na te jej słowa, że odsunie ręcznik i zobaczy co jest, tylko Madox nawet nie wiedział dlaczego wolno, może lepiej szybko, tak jak zrywa się plaster?
Spuścił głowę, a każde spięcie mięśni powodowało, że te na brzuchu też się spinały i bolały, paliły, bo siedział w nich pierdolony pocisk. A to, że Pilar robiła to tak powoli, delikatnie, jednak wcale nie pomagało, bo każde muśniecie przez nią skóry sprawiało, że przechodził po niej dreszcz, i ten dreszcz lądował też gdzieś tam w tej ranie. I chociaż Madox nie mógł się kręcić, to to zrobił, przesunął się jakoś i stęknął, gdy Pilar sięgnęła do jego paska. On sięgnął do jej ręki i zacisnął palce na jej nadgarstku.
- Szybciej Pilar - rzucił i nawet zastanowił się przez chwilę, czy on jej już kiedyś tego nie mówił, żeby szybciej mu rozpinała pasek. Tylko, że wtedy ona zsunęła ten materiał spodni i kiedy przejechał po skórze, to Madox znowu syknął, i drugi raz, kiedy on też się chciał schylić, żeby zobaczyć tę ranę. No ale nie mógł się tak zgiąć, więc wyprostował się i pozwolił to zrobić Stewart.
A gdy z jej ust padło to jest okej, to on też odetchnął z jakąś ulgą. Bo przecież jej wierzył i jej ufał.
Ale wtedy ona powiedziała, że kula jest do wyciągnięcia, a Madox sięgnął do tej rany, jakby chciał tam włożyć palec, tylko, że Stewart go złapała za rękę.
- Ona tam jest? - zapytał i wbił w nią ciemne tęczówki - wyciągnij ją Pilar - poprosił, ale kiedy jej głowa opadła na jego ramię, to sięgnął ręką do jej szyi, przesunął po niej palcami. Palcami, na których wciąż miał krew. Bo Madox w jednej chwili, z kolejnym oddechem, to czuł ten przeszywający ból, ale kiedy tak wstrzymał powietrze, kiedy ciało nie pracowało, to nawet go nie czuł. I na chwilę wstrzymał to powietrze, ale kiedy Pilar powiedziała, że trzeba go przenieść na górę, to wypuścił je z płuc, mocno, aż znowu poczuł ten ból, znowu się skrzywił i wzdrygnął. A jak się wzdrygnął to znowu zabolało mocniej, i znowu syknął.
Na szczęście Maddie czuwała i wpadła na to, że oni rzeczywiście tutaj mają ten pokój.
- Do pokoju życzeń? - wypalił Madox, ale tak w zasadzie nazywali ten pokój, bo to było takie miejsce, gdzie ci gangsterzy mogli sobie czegoś zażyczyć. Tylko jak przychodzili ze swoimi panienkami, bo tancerki Madoxa, to co najwyżej mogły się tutaj powyginać na róże. Ale prawda to jest taka, że jak go tutaj nie było, to pewnie i one lądowały w tym pokoju życzeń, akurat za nie to Madox nie dałby sobie nawet palca obciąć.
- Czekaj, czekaj, czekaj... - mruknął znowu, kiedy Maddie i Pilar się odsunęły, a tych jego dwóch goryli go chciało wziąć za fraki i podnieść, ale Madox już sobie wyobrażał, jak to zaboli. Chwilę rzeczywiście musiał się zebrać w sobie, ale w końcu wyciągnął rękę do jednego z tych ochroniarzy, a kiedy w końcu go podnieśli, to Madox jeszcze sięgnął po butelkę z rumem, z której polewał im Tony. Zanim jeszcze ci jego goryle go zaprowadzili do tego tajemniczego pokoju z wielkim łóżkiem, łańcuchami i takimi tam... To on już po drodze pił ten rum, bo chyba musiał się trochę znieczulić, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że zaraz Pilar będzie mu w tej ranie grzebać.
W międzyczasie ktoś przyniósł apteczkę, a ktoś inny jakąś lampę, bo to oświetlenie w tym pokoju było jakieś słabe. Ale za to łóżko było wygodne i może Madox by się na nim wyciągnął. Tylko, że te kilka kroków, które on musiał zrobić, zadziałało tak, że ta rana znowu piekła. Paliła kurewsko, aż bał się oddychać, bo każde jedno nabranie powietrza w płuca sprawiało ból. I te oddechy rzeczywiście miał jakieś takie urwane, płytsze. Zrzucił z siebie tą białą, splamioną szkarłatem koszulę na podłogę, a Maddie podłożyła na materac jakiś ręcznik, zanim Madox się położył. Potem to już wywaliła tych jego ochroniarzy, ale sama została spięta przy drzwiach, bo cały czas pytała Pilar, jak ona jej może pomóc. I cały czas też powtarzała Madoxowi, że będzie dobrze, a jak nie to mu nakopie do dupy. A mogła to zrobić.
Dopiero jak Noriega tak bez ruchu opadł plecami na ten miękki materac, dopiero jak wstrzymał powietrze, to poczuł, że to jakoś mniej boli. I wtedy też zacisnął palce na tej czarnej sukience Pilar, żeby ją przyciągnąć do siebie, tak, żeby się nad nim pochyliła, aż jej włosy połaskotały go w szyję.
- Bądź delikatna, dobrze? - znowu te jego ciemne tęczówki spoczęły na jej czekoladowych, dużych oczach. A usta znowu zawisły tak blisko tych jej pełnych warg. Tylko, że oczywiście Maddie już siłowała się z apteczką, wcale nie zwracając na nich uwagi, a potem jeszcze szurnęła jakimś stolikiem, żeby podstawić go do łóżka, żeby położyć na nim narzędzia. Bo Maddie to w ogóle nie miała w sobie nic delikatności. Chociaż w pewnym momencie, to usiadła koło Madoxa na brzegu łóżka, a potem złapała go za rękę, lekko. Ale znowu za chwilę pokazała Noriedze drewnianą łyżkę, którą mu przyniosła i powiedziała, że to w zęby. A Madox aż uniósł obie brwi, ale od razu pomyślał sobie, że tak, teraz to dopiero będzie napierdalać.
Pilar Stewart
-
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3 osczas narracjiprzeszłypostaćautor
Mieli przecież tylko spotkać się z jednym ze świadków, porozmawiać i dalej łudzić się, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Jeszcze w samolocie, kiedy o tym rozmawiali, kiedy Madox mówił, że miał nadzieję, że nie trzeba będzie używać broni, a Pilar odpowiedziała mu, że zrobi wszystko co w swojej mocy, żeby tego nie robić, naprawdę miała taki plan. Starała się. Kurwa jak ona się starała trzymać te szalejące nerwy na wodzy i spluwę w torebce, tylko kiedy on dostał do Ruby, Stewart naprawdę nie mogła zrobić nic innego. I tak zachowała się w miarę grzecznie, bo przecież w każdym innym wypadku, wycelowałaby tej suce prosto w głowę. Naprawdę musiała w sobie znaleźć wszystkie pokłady samokontroli, żeby jej nie zabić za to, co zrobiła.
A i tak skończyło się na tym, że ona miała tylko dziurę w ręce, podczas gdy Madox wykrwawiał się na pierdolonym barze, nie mogąc nawet utrzymać się na nogach. I całe, kurwa, szczęście, że te jego goryle zabrali ją do innego pomieszczenia, bo jeszcze Stewart rozszarpałąby ją na strzępy.
Z początku nawet nie dochodziło do niej co się stało, jakby jej głowa na moment wyparłą z głowy to wszystko kim dla niej był Madox i jak wiele do niego czuła, traktując go jak każdego innego postrzelonego. Dopiero kiedy tak energicznie kłóciła się z Maddie, kiedy krzyczała te wszystkie rzeczy, że na niczym innym jej tak nie zależy jak na nim, kiedy spojrzała w te jego przepiękne, ciemne oczy i usta, które prosiły ją, żeby sama wyciągnęła mu tą kulę, poczuła, jak te wszystkie emocje się w niej zbierają. Jak serce zaczyna boleć, a wszystkie narządy zaciskają się na sobie w tym samym momencie, powodując autentyczny ból.
Chciała być przy nim cały czas, nie odpuszczać nawet na krok. Odsunęła się dopiero, kiedy jego ochroniarze podeszli bliżej, żeby go przenieść. Pilar wykorzystała te kilkanaście sekund na nalanie sobie szklanki rumu po sam brzeg szklanki i wlanie go w siebie w kilka łyków. Nie tylko on potrzebował się znieczulić.
Kurwa.
Na co ona się zgodziła?
Przecież ona nigdy w życiu nie wyciągała nikomu rany z ciała. Jak ona miałą to zrobić? Co jeśli coś mu tam uszkodzi? Co jeśli on zacznie się wykrwawiać? Myśli mnożyły się w jej głowie, kiedy w końcu weszła do tego całego pokoju życzeń. Rozejrzała się dookoła i pewnie w normalnych okolicznościach, rzuciłaby nie jednym zaczepnym tekstem związanym z ilością łańcuchów i zabawek erotycznych, ale jakoś nikomu nie było aktualnie do śmiechu, a już na pewno nie jej. Jak to się stało, że odkąd skłamali w Medellin, że była lekarzem, to Stewart nagle musiała wykonywać same medyczne czynność? Kurwa, będzie go musiała szyć DRUGI raz w ciągu ostatnich ośmiu dni, gdzie całe sześć nawet się nie widzieli. Pojebane.
Zanim goryle opuścili pokój, Pilar spytała ich jeszcze, czy któryś nie miał przypadkiem papierosa, a kiedy ten wyższy ją jednym poczęstował od razu umieściła go w ustach i pozwoliła mu go opalić. Zaciągnęła się mocno, aż zapiekło ją w płucach. Chodziła po pokoju, porządkując myśli i przyglądając się, jak Maddie rozkłada ręcznik i co chwile po coś biega. Krew była już prawie wszędzie, a scena, jaką Stewart miała przed sobą pod żadnym względem nie przypominała tej z Kolumbii, kiedy jedyne, co trzeba było opatrzyć, to niewielką ranę na ręce. Teraz on miał w sobie jebaną dziurę. I jakim cudem ona zgodziła nie zadzwonić na pogotowie? No kurwa idiotka. I D I O T K A.
Zgasiła peta w jakiejś małej doniczce z roślinką i podeszła już o wiele spokojniejsza do Madoxa. A przynajmniej takie sprawiała wrażenie, bo w środku cała wrzała. Przysiadła na brzegu łóżka i spojrzała na niego jakoś czule. Dopiero kiedy zacisnął palce na jej czarnej sukience, teraz równie ujebanej krwią, co wszystko inne, podniosła się z materaca i przysunęła się jeszcze bliżej, siadając na nim okrakiem. Westchnęła ciężko, gdy poczuła na udach jego ciało, gdy znowu znalazła się tak blisko, a wspomnienie malowniczego Medellin powróciło do niej z taką intensywnością, że aż musiała na moment przymknąć oczy, by przywrócić się do porządku. Tylko wtedy on przyciągnął ją sobie jeszcze bliżej, osadzając to bądź delikatna na jej ustach, a Stewart mimowolnie zaciągnęła się jego zapachem.
— Będę — wyszeptała prosto w jego usta, a kiedy Maddie tak zaszurała stołem, to Pilar odsunęła się nieznacznie, by tym razem móc zajrzeć mu w te piękne, czekoladowe oczy, które tak bardzo lubiła. — Zawsze przecież jestem — to niewinne kłamstwo akurat powiedziała specjalnie, lekko zaczepnie, by chociaż trochę spuścić z tej gęstej atmosfery panującej dookoła. Bo zaraz miało zrobić się kurewsko ciężko i niemiło, a przecież nie było sensu się jeszcze bardziej dołować. Nawet uniosła dłoń do jego policzka i osadziła palce miękko na jego skórze, a potem pogłaskała delikatnie, żeby pokazać mu, jak delikatna miała zamiar być.
— Musisz mi zaufać, Madox — dodała już pół tonu ciszej, tak, że nawet Maddie mogłaby mieć problem, żeby to dobrze usłyszeć. Bo te słowa były przeznaczone tylko dla niego. Mógł sobie myśleć, co chciał, mógł mieć wątpliwości, ale teraz chciał czy nie chciał, musiał jej zaufać. Bo nikt inny z tego całego towarzystwa nie był na tyle pierdolnięty, żeby podjąć się wyjęcia mu z brzucha pierdolonej kuli.
Westchnęła głośno i wyprostowała plecy, by przez moment złapać kilka głębszych oddechów i pokręcić szyją na lewo i prawo dla rozluźnienia mięśni. A kiedy skończyła, przyjrzała się tylko tej wielkiej łyżce, którą Maddie umieściła w ustach Noriegi.
— Serio? — spytała bez większego przekonania. — Nie wiem, czy to jest dobry pomysł — wiedziała, że trzeba sobie coś wsadzić w zęby, w razie silnego bólu, ale kurwa łyżka? Przecież na tym można sobie było połamać zęby. Chwile jeszcze tak mu się przyglądała, a po chwili sięgnęła do tego rozpiętego paska i powoli wyciągnęła go ze szlufek. Starannie złożyła go na cztery części i spojrzała na Madoxa. — Wypluj tą łyżkę — zarządziła, a kiedy zrobił to, o co prosiła, znowu się do niego nachyliła i tym razem umieściła pasek w jego ustach, przy okazji muskając jego zakrwawione wargi opuszkami palców. — Złap go za rękę — ostatnie słowa skierowała do Maddie, która siedziała tuż obok i chociaż raz kurwa w życiu, ona faktycznie posłuchała Pilar i bez zbędnego pierdolenia zrobiła to, o co ją poprosiła.
Kolejny głęboki oddech.
I kolejny.
— Dobra — przejechała jeszcze dłońmi po jego klatce piersiowej, jakby tam szukała jakiegoś ukojenia, a potem odchrząknęła, sięgnęła do apteczki po płyn do dezynfekcji ran i jeszcze rzuciła Madoxowi ostatnie spojrzenie w oczy. — Pierwsze ci to odkażę, może trochę szczypać — poinformowała, a nim on zdążył cokolwiek na to odpowiedzieć, czy zareagować, to Pilar już zaczęła zalewać tą ranę, szybko, jak ten plaster, który powinno się czym prędzej oderwać, żeby nie miał czasu się przypadkiem nakręcić. Poza tym i tak najgorsze jeszcze było przed nimi. A raczej przed Madoxem.
Przechyliła się na moment, by pogrzebać w apteczce i znaleźć pensetę. Odkaziła ją zdecydowanie zbyć dużą ilością płynów, ale przecież ostrożności nigdy za wiele. A może tak bardzo chciała odwlec to w czasie? Poprawiła jeszcze lampę, tak, żeby dobrze widziała i upewniła się, że ta kula faktycznie jest na widoku. Z rany wciąż sączyła się krew, ale już o wiele mniej. Pewnie dużo z tego tamował sam postrzał. Nachyliła się do Noriegi, ujmująć jego brodę i jeszcze poprawiając mu ten pasek w ustach.
— Posłuchaj mnie teraz uważnie — zajrzała w jego ciemne oczy. — Będzie boleć, okej? Kurewsko, albo jeszcze gorzej… ale potrzebuje, żebyś postarał się nie ruszać. Możesz to dla mnie zrobić? — nie mógł mówić, ale potrzebowała, by chociaż skinął głową, by w jego oczach mogła zobaczyć jakiekolwiek potwierdzenie, że i on się postara, bo ona miała zamiar dać z siebie wszystko, by zrobić to najbardziej bezboleśnie, jak tylko się dało. Tylko czy się dało? Przecież tam były same otwarte tkanki, wrażliwe, unerwione. Chuj. Nie chcieli jechać do szpitala, to teraz musiał to jakoś wytrzymać. Spojrzała mu ostatni raz w oczy, głeboko, a potem nachyliła się do dziury w jego brzuchu. Przystawiła pensetę bliżej i nim zdążyła chociażby dotknąć czegokolwiek on już cały się spiął. Kurwa.
— Madox… — rzuciła spokojnie, jakimś błagalnym tonem, a potem wolną dłoń przyłożyła do jego nagiego brzucha, żeby się przytrzymać ale i też dlatego, żeby chociaż w minimalnym stopniu go rozproszyć. A potem skończyło się pierdolenie ze strony Pilar, wtedy Maddie podłapałą temat i zaczęła go rozpraszać, gadaniem jakiś głupot, Stewart znalazła się w środku rany. Oczywiście Noriega w sekundę zawył, kiedy chłodny medal spotkał się z jego rozdartą skórą.
Starałą się to ignorować, kurwa, jak ona się starała. Z chirurgiczną wręcz precyzją wcisnęła brzegi pęsety pomiędzy tkanki i złapała za kulę.
— Mam ją — wydyszała. — Błagam nie ruszaj się. Jeszcze trochę — wystarczyło, żeby się teraz zerwał, spiął nieco mocniej, a mogła się z tego dopiero zrodzić jakaś tragedia. — Wyciągam — ostrzegła, bo tak naprawdę to teraz miał zacząć się ten najgorszy ból. I chyba tak właśnie było, bo gdy tylko kula drgneła, z gardła Madoxa wybrzmiał obrzydliwy krzyk. Aż Pilar zmrużyła oczy i cała spięła się w sobie, żeby wyciągnąć to do końca.
Nie była pewna ile dokładnie trwało to wyciąganie, ale z chwilą, w której kula w całości wyszła z ciała, a z dziury zaczęła sączyć się krew, Pilar ekspresowo rzuciła wszystko na bok, przycisnęła do niego szmatę, a potem już tylko podniosła się na plecach, wyrwała mu z zębów ten przeklęty, cały zagryziony pasek i bez ostrzeżenia wpiła się w jego usta. Spijając cały ten przeszywający ból. To cholerne cierpienie, które teraz ogarnęło całe jego ciało i kumulowało się przy ranie. Przycisnęła mocno usta do tych jego, prosząc się o to, by przekazał jej chociaż trochę tej agonii. Albo żeby chociaż mogła dodać do tego odrobinkę ulgi i zapomnienia.
Madox A. Noriega
-
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkinietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej, żeby jeszcze przez chwilę patrzeć w te jej błyszczące, piękne oczy, jego błyszczały tak samo, a może nawet bardziej, od tego bólu, i od tej jakiejś takiej niemocy. Bo chciał jej powiedzieć, że dobre sobie, ona zawsze delikatna, ale zamiast tego tylko pokręcił delikatnie głową, bardzo wolno, ale jeden kącik jego ust drgnął do góry. Ona nigdy nie była delikatna, ale przecież on za to tak ją kochał, dlatego tak dla niej oszalał, bo była porywacza, narwana, intensywna, do bólu. Jedyna w swoim rodzaju.
A później on cały drgnął, kiedy Pilar dotknęła jego policzka, kiedy go pogłaskała, i to przecież byłby taki jakiś przyjemny dreszcz, idący po kręgosłupie, to dzisiaj był wyjątkowo nieprzyjemny. Ale tylko dlatego, że sprawiał mu ten jebany ból.
Ale nie taki jak wtedy, gdy zaciskała zęby na jego rozgrzanej skórze, kąsała ciepłe wargi, nie taki jak wtedy, gdy sunęła paznokciami po jego plecach, do krwi, tylko taki, który wbijał się tak mocno w mózg, że wychodził na pierwszy plan. Ten ból. Kompletnie nieprzyjemny.
A kiedy powiedziała to musisz mi zaufać, Madox, to zacisnął palce na jej dekolcie, na materiale sukienki, który był już sztywny od krwi, zaschniętej i świeżej, ale był czarny, więc nie było tego widać, tak jak te jego spodnie, jak piękna pościel na tym łóżku, wszystko czarne, bo ten biały ręcznik, który podłożyła Maddie, biały już nie był. Czerwony. Ich kolor.
- Ufam - wyszeptał prosto w jej usta, i tak bardzo chciał je poczuć. Te jej ciepłe pełne wargi, na swoich, na ten jeden pierdolony moment. Tylko, że oczywiście nie było mu to dane, bo już na łóżku obok siadała Maddie, a Pilar się wyprostowała, a Madox aż jęknął, ale tym razem nie z bólu, tylko z tego jebanego zawodu. Tylko, że Maddie odebrała to chyba zupełnie inaczej, bo już mu wcisnęła w zęby tę drewnianą łyżkę, która smakowała jakoś błotem. A kiedy Pilar wyciągała ten pasek ze szlufek, to Madox naprawdę zacisnął na niej zęby, na tej łyżce, ale to był moment, bo zaraz ją wypluł tak jak kazała Pilar, a przy okazji to jakiś kawałek drewna, który odgryzł, który miał na języku. A później to już miał w ustach ten pasek, który też miał jakiś dziwny smak, smak krwi, metaliczny, dziki. Aż przymknął na moment oczy, bo to był taki znajomy smak, i ten znajomy dotyk na jego wargach. A potem jeszcze znajomy, mocny i jakiś słodki zapach Maddie, która się nad nim pochyliła i złapała go za rękę. W normalnych warunkach to kazałby się jej odsunąć, bo wiecznie jej mówił, że to za słodki zapach, że go od niego mdli. Ale dzisiaj go nie mdliło.
Spojrzał w oczy Pilar, kiedy oznajmiła, że odkaża ranę i aż zacisnął zęby na tym pasku, mocno, bo przecież wiedział jak to zapiecze. Piekło, paliło, żywym ogniem, jakby mu tam lała benzynę i jeszcze ją do tego podpalała. Ale to przecież był dopiero początek, a mimo to ciało się spięło, a to zaowocowało tylko tym, że bolało bardziej.
Kiedy ona szukała tej pęsety, to w pewnym momencie Madox już wtulał się w uda Maddie, przytulał policzek do jej uda, a ona głaskała go po tych jasnych włosach, bo Maddie też nie bardzo wiedziała co ma zrobić. Dopiero gdy Pilar, znowu oparła mu dłoń na brodzie, gdy poprawiła ten pasek i kazała mu słuchać, to te jego czarne już oczy, czarne i błyszczące spoczęły na jej twarzy. Słuchał jej uważnie.
Chciał się nie ruszać, ale teraz już robił to jakoś mechanicznie, odruchowo, już nawet nie umiał się zmusić do tego, żeby się nie ruszać, bo on teraz się kręcił, jakby chciał się na tym łóżku ułożyć, a wcale nie mógł. Pokiwał głową i naprawdę starał się rozluźnić te spięte mięśnie, starał się, przycisnął głowę do poduszki, a palce zacisnął na dłoni Maddie, dobrze, że nie była delikatna, i też ścisnęła go mocno, aż Madox to poczuł, a później poczuł tą pęsetę i chciał, czy nie, to się spiął.
Dopiero kiedy usta Pilar opuściło to jego imię, a jej dłoń dotknęła jego brzucha, to jakoś tak opadł na to łóżko. I naprawdę teraz to walczył z tym, żeby się nie spiąć, żeby się nie ruszyć. A to, że Maddie zaczęła mu nawijać o tym, że jej syn, którego Madox był przecież ojcem chrzestnym, to chce się za niego przebrać na zabawę choinkową, trochę pomagało. I w normalnych warunkach to pewnie Madox śmiałby się z tego głośno. Ale teraz to się nie śmiał, tylko głośno zawył, a później ścisnął rękę Maddie tak mocno, że ona też krzyknęła. A jeszcze później krzyknęła Pilar, że ma ją, i naprawdę Madox aż wstrzymał powietrze, żeby się nie ruszyć, chociaż czuł jakby ta kula wychodząc z jego ciała znowu rwała tą każdą żywą tkankę, kroiła ją na pół, na dziesięć razy, roz-ry-wa-ła.
Maddie drugą rękę oparła na jego czole, żeby się rzeczywiście nie ruszył. I może się nie ruszył, a może ruszył, bo jak czuł tę pęsetę i tę kulę, która przecież wychodziła z tego jego brzucha, to miał wrażenie jakby ona się w niego wbijała, raz, drugi, setny, powodując ten kurewski ból. Jakby to się nigdy miało nie skończyć.
I wtedy rzeczywiście z jego gardła, gdzieś tam z samego dna, jakby z samej głębi wyrwał się ten krzyk.
On nawet nie wiedział, kiedy ta kula wyszła w całości, bo to wciąż bolało tak, jakby tam siedziała, albo jakby Pilar tam grzebała, tą zimną pęsetą, w tej ranie, nawet nie zauważył kiedy docisnęła do niej tą szmatę, nie zauważył też tego, że Maddie aż wstała. Dopiero kiedy Pilar wyrwała mu z ust ten pasek, w który wbijał zęby, zaciskał je tak mocno, że na skórze na pewno zostały ślady, że czuł na języku teraz smak tej swojej krwi, z tego paska, który nią tak przesiąknął. A potem poczuł jej smak. Jej smak pomieszany z krwią, tych jej pełnych, miękkich warg. I przez chwilę Madox nie wiedział, czy to są jakieś omamy z tego bólu. Czy go może pojebało? A może umarł?
Bo jakby umarł, to na pewno na języku by miał właśnie ten smak, jej smak, raju. Tylko, że jak otworzył oczy, to ją zobaczył, jej twarz, tuż przy tej swojej. Jej ciepłe wargi, na tych swoich, tych, które wciąż drgały od tego bólu. Sięgnął ręką do jej policzka, oparł na nim palce, i pocałował ją, dla tej odrobiny ulgi, odrobiny zapomnienia.
Bo te jej usta smakowały tak obłędnie, tak dziko, i tak znajomo. I ten smak mu chodziły po głowie przez ten cały jebany tydzień bez niej. Tak bardzo mu się w wwiercał w mózg, że chyba nawet bardziej niż ten cały ból.
Teraz na pierwszym miejscu gdzieś w jego głowie to był ten smak, i to jej ciepło, ona cała.
Przez tę jedną chwilę.
Bo potem Maddie krzyknęła, że krew.
I rzeczywiście tej krwi było jakoś jeszcze więcej, a Madox roztarł ją już chyba wszędzie gdzie się dało, na policzku Pilar i na jej udzie. Na tym udzie, na którym chciał zacisnąć palce, ale jego ręką zsunęła się po nim na materac, bo chociaż teraz to już tak nie bolało, nie tak bardzo, to czuł, jakby to ciało, które cały czas walczyło, cały czas się spinało, w jednym momencie jakoś tak opadło z sił. Przestało walczyć. I Madox nie wiedział, czy to jest lepsze, czy jeszcze gorsze. Bo teraz to wcale nie mógł się ruszyć i tylko jego ręka przesunęła się na kark Pilar, przycisnął ją do siebie, żeby oparła czoło o jego szyję, żeby poczuć na skórze jej oddech, bo ten jego był bardzo płytki. Coraz bardziej. A to czerwone światło, które zalewało pokój zaczęło jakoś dziwnie wirować, krążyć, widzenie mu się rozmyło, chociaż chciał jeszcze na nią spojrzeć.
Walczył, chciał walczyć, ale czuł, że odpływa, że chyba zaraz go odetnie.
Pilar Stewart
-
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3 osczas narracjiprzeszłypostaćautor
W tej całej sytuacji było tak wiele rzeczy, które mogły pójść nie tak, że Pilar nawet nie chciała się nad tym zastanawiać. Zaczynając od zakażenia, a kończąc na autentycznym wykrwawieniu się. I chociaż wszystko wydawało się iść zgodnie z planem, bo przecież kula wyszła w całości, tak dopiero wtedy z tej rany zaczęła sączyć się krew. Było jej dużo, nawet bardzo, bo teraz Madox miał tam faktyczną dziurę, której już nic nie tamowało. Całe szczęście Pilar była na to przygotowana i w następnej chwili już przyciska szmatę do cieknącego miejsca. Mocno. Trzeba było zatamować krwawienie.
A potem już spijała z jego ust ten cały ból. Chowała pod własnymi wargami te gardłowe stęknięcia, czuła na własnych udach, jak musiało go boleć, kiedy zaciskał palce na jej nagiej skórze, zostawiając czerwone ślady, nie tylko od krwi. I chociaż zazwyczaj ten ból, to oni dzielili między sobą po równo, powodując to intencjonalnie dla czystej przyjemności, tak teraz nic z tego nie było przyjemne. W żaden sposób to cierpienie nie przypominało wcześniejszych chwil uniesienia, a jednak Pilar miała nadzieję, że chociaż trochę tym pocałunkiem uśmierzyła mu ból, chociaż minimalnie. Że mógł poczuć jak bardzo ona chciała przejąć go na siebie, współodczuć, żeby nie był w tym sam. Bo przecież ona była tu tylko i wyłącznie dla niego.
Wszystko co głupie robiła dla niego.
Za. Każdym. Jebanym. Razem.
Raz prawie przypłaciła za to życiem, a najgorsze w tym wszystkim było to, że ona wcale tego nie żałowała. Że gdyby ponownie została postawiona przed taką sytuacją, zrobiłaby dokładnie to samo. I nawet z tą cholerą kulą… przecież mówiła, żeby zadzwonić na pogotowie, mówiła, że trzeba jechać do szpitala, a jednak została tutaj i grzebała mu w ciele, kompletnie wbrew sobie, bo tak jej kurwa na nim zależało. I po co? Żeby zaraz, kiedy ona tak czule smakowała jego usta, Maddie wydarła się głośno, że krwi było coraz więcej.
Pilar w ułamku sekundy się od niego oderwała i spojrzała w dół. Biała szmata, którą trzymała mocno przyciśniętą do jego ciała, teraz była w połowie czerwona. Faktycznie tracił trochę krwi, ale nie na tyle, żeby Maddie musiała się aż tak wydzierać. I nawet miała to oznajmić, tylko wtedy poczuła jak jego dłoń opada bezwiednie na jej ramię, a zaraz potem na materac. Uniosła spojrzenie na jego twarz.
— Ej, Madox, co jest? — wolną ręką ujęła jego twarz i przyjrzała się jej dokładnie. Oczy miał zamglone, a spojrzenie kompletnie nieobecne, jakby zaraz faktycznie miał stracić przytomność. — Hej, patrz na mnie — poprosiła już z nieco większą paniką w głosie, a następnie poklepała go kilkakrotnie po policzku dla rozbudzenia. Kurwa. Nie było dobrze.
— Maddie, chodź tu — przywołała do siebie zestresowaną kobietę i przycisnęła jej dłonie do szmaty. — Uciskaj mu to, mocno — rozporządziła i w końcu mogła w pełni użyć obu dłoni. Złapała go za policzki, tak, by miała pełną kontrolę nad jego głową i skierowała to zamglone spojrzenie na twoją twarz.
— Madox, kurwa, patrz na mnie — jej głos był nerwowy, roztrzęsiony nawet. Może i lekarzem nie była, ale swoje szkolenia przeszła i dobrze wiedziała, że po takiej utracie krwi, organizm mógł faktycznie zacząć wysiadać, ciśnienie spadało, a ciało przechodziło w ten niebezpieczny stan. Jeszcze jakby to było spowodowane samym bólem, może wtedy po prostu by zemdlał, ale przecież przy obecnej sytuacji, jeśli zaśnie, już mógł się nie obudzić. A patrząc na jego twarz i wiotkość, właśnie na to się zabierało. — Kurwa, zaraz go odetnie — zerwała się w miejsca i zeskoczyła z łóżka.
Myśl, Pilar.
Tylko jak ona kurwa miała myśleć, kiedy on schodził na jej oczach, a serce waliło w piersi jak oszalałe? Przetarła twarz zakrwawionymi dłońmi, rozcierając tą przeklętą krew już dosłownie wszędzie, czując metaliczny smak pod językiem. W pierwszej kolejności trzeba było spowodować, żeby mózg dostał więcej krwi, a potem go ogrzać. No i przede wszystkim nie dopuścić, żeby stracił przytomność.
— Madox — warknęła głośno, by na nią spojrzał. — Ani mi się kurwa waż zasypiać — nachyliła się nad łóżkiem, żeby złapać kilka nieużywanych poduszek. Wszystkie zaczęła umieszczać zaraz pod zgięciem jego kolan i łydkami. A potem zawisła tuż na nim, żeby i tą spod jego głowy wyciągnąć. — To pomoże — obiecała, chociaż przecież nie miała już żadnej pewności, czy cokolwiek z tego, co robiła, było dobre.
I kiedy on tak leżał na płasko z uniesionymi nogami, Pilar ponownie dotknęła jego twarzy, by utrzymać na sobie jego spojrzenie. Tylko że ta jego twarz była już cała blada, a do tego kurewsko zimna, zresztą jak i jego dłonie, które zaraz potem sprawdziła.
— Trzeba go ogrzać — tym razem zwróciła się do Maddie, która gestem ręki wskazała jej komodę, w której była zapasowa pościel. Pilar wyszarpała ją jednym ruchem, a po chwili już otulała go szczelnie, nie pozwalając Maddie nawet się ruszyć i wciąż uciskać ranę. W całym tym szaleństwie zauważyła jego delikatnie unoszącą się dłoń. Złapała ją mocno i przysiadła się obok, tak, że mógł oprzeć twarz o jej nagie udo.
— Hej — potarła w dłoniach szorstką skórę. — Jestem tu, skup się na mnie — poprosiła spokojnie, chociaż w środku cała aż wrzała. Ostatkami sił trzymała się w ryzach, żeby nie wpaść w panikę, bo dobrze wiedziała, że nikomu by to w niczym nie pomogło. Potrzebował jej. I Maddie zresztą też, bo było po niej widać, że cała aż drżała z przerażenia. — Oddychaj — przeniosła dłoń na jego czoło, a potem włosy. Głaskała go delikatnie, cały czas nachylajac się do przodu za każdym razem, gdy jego wzrok uciekał. — Przysięgam, jak tylko zamkniesz te oczy, to dzwonię na pogotowie — odgroziła się, chociaż on przecież i tak nie miał tu już nic do gadania, Maddie zresztą też. Nie miała zamiaru pozwolić mu umrzeć. Nie kurwa kosztem klubu, policji na karku, niczego. Aktualnie nie było dla Pilar rzeczy ważniejszej niż Noriega i zawiezie go do tego szpitala, chociażby miała sama wyzionąć ducha, jeśli zaraz mu nie przejdzie.
Ponownie sprawdziła jego puls — wciąż był słaby, ale wydawał się stabilny. Twarz chociaż blada, nie robiła bardziej jasna, chociaż do oryginalnych kolorytów było jej naprawdę daleko. Musnęła jego wciąż chłodny policzek. Martwiła się. Kurwa, jak ona sie o niego martwiła. Zachodziłą w głowę, czy mogła zrobić coś jeszcze, wertowała te wszystkie lekcje pierwszej pomocy, które przeszła, ale nic więcej nie przychodziło jej do głowy, a jedyna myśl, jaka się tam koptowała to; nie możesz pozwolić mu zasnąć.
Więc pierwsze wyklinała jego imię, prosiła go, by na nią patrzył, bu nie spał, by oddychał spokojnie, bo przecież nic takiego się nie działo, bo wszystko było dobrze, tylko on raz po raz na moment jej uciekał i Pilar za każdym razem czuła, jak serce zaciska się jej w piersi. Musiała czymś zająć jego głowę.
— Krokodyle nie potrafią wystawić języka — rzuciła po chwili, ponownie łapiąc jego uwagę, a siedząca z boku Maddie aż spojrzała na nią jak na idiotkę. — Ich język jest przyrośnięty do dna jamy ustnej, czy coś tam, więc nie mogą go wysunąć jak inne zwierzęta — próbowała przywołać wszystko, co przeczytała na jednej z tych przeklętych naklejek po czekoladzie, którą zajadali się w samolocie, a której kilka sztuk Pilar spakowała sobie do torebki i zabrała do domu. Oczywiście zjadła wszystkie w przypływie smutku na raz i oczywiście, że po sto razy czytała te pieprzone ciekawostki z naklejek. I teraz to mogło się faktycznie przydać, bo on nagle patrzył na nią jakoś zupełnie inaczej, jakby naprawdę miała jego uwagę.
— Ośmiornice mają trzy serca — rzucała, co pamiętała, nachylając się do niego jeszcze bardziej, tak, że kosmyki jej ubabranych od krwi włosów muskały jego szyję. Już naprawdę nie wiedziała, co jeszcze mogła zrobić. — A słonie potrafią słyszeć kurwa stopami.
Madox A. Noriega
-
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkinietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Jej zapach tak intensywnie unosił się w powietrzu, była wszędzie, i Madox przez chwilę czuł, jakby właśnie ta cała krew mu odpłynęła gdzieś z głowy, a później to nawet zrobiło mu się jakoś tak słabo, jakby sen miał teraz przynieść ulgę. Bo może by przyniósł? Jakby zamknął oczy i trochę się zdrzemnął, a później obudził, może bez tej rany wcale. Tylko, że Madox chyba też wiedział, że jakby teraz usnął, to może już wcale by się nie obudził.
Przecież widział niejeden postrzał, i sam też już raz dostał, gdzieś tam w ramię, pod tatuażami miał bliznę. Ale to było otarcie, kule przeszła na wylot, a nie siedziała w ciele. Chociaż ta teraz też już przecież nie siedziała. Nie było jej.
Spać.
Tak bardzo chciało mu się spać, że powieki same zaczęły opadać, ale wtedy Pilar zaczęła go klepać po policzkach, i sięgnął jakoś nieskoordynowanie do jej ręki, żeby ją zsunąć ze swojej twarzy, po szyi, na klatkę piersiową.
- Nie... - mruknął, ale bardziej mu chodziło o to, żeby go tak nie klepała, a może, że nie będzie na nią patrzył?
Ale patrzył przecież, teraz jednym okiem na przykład, bo to drugie było ciężkie, powieka była ciężka, i ta ręka Maddie na jego boku też była ciężka. Ale już tak nie bolało. Bolało jak rana, jak dziura, ale nie tak, jakby ktoś tam grzebał pogrzebaczem, tylko jakby mu ten pogrzebacz wbił.
Popierdolona Ruby, jak już stąd wyjdzie, to sam ją zbije. Ale chyba nie powinien, Maddie na nią naśle na przykład.
I kiedy on sobie tak odpływał myślami gdzieś do tej walki Maddie i Ruby w klatce, to Stewart znowu chwyciła go za twarz, a te jego ciemne, zamglone oczy, trochę nieobecne, spoczęły na jej twarzy. Pięknej, ale jakiejś takiej zatroskanej. Najpiękniejszej jaką widział.
Już sięgnął ręką do jej policzka, chciał sięgnąć, ale zaplątał się w pościel, pierdoloną czarną pościel. Bo na czarnym nie widać krwi.
I znowu ta krew odpływająca z głowy, wypływająca z rany, na te jasne ręce Maddie zakończone czerwonymi, długimi paznokciami. Czerwony to był ich kolor. Tylko, że Madox wcale nie widział tej czerwieni, bo on już patrzył gdzieś w sufit, w te... czerwone też lampy. Tylko, że ta nad nimi dawała jeszcze to jasne światło, mieszało się z czerwienią, tworząc jakaś specyficzną barwę, dziwną poświatę, której Madox nawet nie umiał nazwać. Tuż nad głową Pilar, kiedy znowu się tak nad nim pochyliła. I już otworzył usta, bo jej chciał powiedzieć, że jest piękna, ale ona mu wtedy zabrała tę poduszkę i opadł plecami na ten chłodny materac, zimne, czarne prześcieradło, aż po plecach znowu przeszedł dreszcz i rana znowu zapiekła, a on syknął.
Ale te poduszki pod nogami może coś pomogły, bo może ta krew rzeczywiście zaczęła napływać do głowy? Aż wypuścił mocniej z płuc powietrze, ale poczuł to w tej ranie, to mocne westchnienie. Wszystko tam czuł, a potem poczuł na policzku znowu jej rękę, i teraz to nawet udało mu się palcami sięgnąć do jej dłoni, złapać za nią, ale rzeczywiście ona była w tym momencie taka ciepła, przyjemna, bo jemu było zimno.
Ale kiedy Pilar zarzuciła na niego kołdrę, też czarną, to zrobiło się jakoś przyjemniej, chociaż pierwsze zetknięcie tej chłodnej pościeli z zimną skóra było nieprzyjemne, tak nieprzyjemne, że Madox przekręcił się jakoś na bok, ale Maddie nie puściła rany, przesunęła się tylko bardziej na brzeg materaca. Chociaż ona też wyglądała blado, jak jakiś duch, w tej swojej blond szopie, ze śladami krwi na włosach. Wyglądała strasznie i Noriega na pewno by to skomentował, ale mu się teraz nie chciało. Bo kiedy zaczęło się robić cieplej, to jemu nagle zaczęło się znowu chcieć spać, więc sięgnął ręką do Pilar, a ona doskonale to odczytała, bo zaraz go za tą dłoń złapała i usiadła obok. A on właśnie tak bardzo chciał, żeby usiadła obok. Oparł głowę na jej nagich udach, wtulił w nie policzek, a tę jej rękę wreszcie oparł sobie na karku.
- Podrap - mruknął, ale może to wcale nie był taki najlepszy pomysł, bo kiedy go tak głaskała, kiedy przesunęła paznokciami po karku, po skórze na głowie wplatające palce w te jasne, krótkie włosy, to zrobiło mu się jakoś przyjemnie, tak jakby ten ból znowu zszedł na dalszy plan. Błogo.
Może za błogo?
Drugą ręką sięgnął do jej biodra, żeby ją objąć, żeby się do niej przytulić, kiedy tak mu kazała oddychać. Przecież to robił, lekko, bo jak zaciągał to powietrze mocniej, to bardziej bolało, chociaż w pewnym momencie, to znowu się zaciągnął tym jej znajomym zapachem. Takim bliskim, takim, którego mu przez ten tydzień tak brakowało, że aż się skrzywił. Nie przez zapach, bo ten był intensywny, wymieszany z metalicznym zapachem krwi, ale z bólu.
- Tylko dziesięć minut Pilar... - mruknął cicho prosto w to jej udo, które musnął wargami. Bo mogła mu przecież dać teraz to dziesięć minut odpocząć. Przespać się.
Ale chyba nie mogła, bo zaraz powiedziała, że ja zamknie oczy, to ona dzwoni po pogotowie. A on wtedy tymi oczami, które wciąż się kleiły, to aż wywrócił, bo co ona by im powiedziała, że bawiła się w lekarza i mu wyciągnęła kulę, bo jej kazał.
- Loca - znowu mruknął. Ale powieki wciąż mu ciążyły, bo ta krew teraz krążyła w organizmie tak jakoś powoli. Wolniutko, zupełnie nie w jego stylu. Zimna, wolna krew. I kiedy on znowu zamknął na moment oczy, to wtedy Pilar wypaliła z tymi krokodylami, a Madox najpierw spojrzał na nią jednym okiem, ale zaraz drugim też, no bo przecież on te ciekawostki to pamiętał prawie wszystkie. Ale tej o krokodylach nie pamiętał, więc spojrzał na nią, ale nie jak Maddie, tylko z prawdziwym zainteresowaniem.
- Krokodyle - powtórzył po niej, a potem to on wystawił jej czubek języka. Te jego ciemne tęczówki spoczęły na jej twarzy, na jej czekoladowych, pięknych oczach, a kiedy powiedziała o tych trzech sercach ośmiornicy, to uśmiechnął się delikatnie. Wciąż blado jakoś, ale jednak.
- Trzy serca - aż zerknął na Maddie, czy ona też jest taka zainteresowana, ale chyba nie była, bo Maddie zrobiła jakieś wielkie oczy. Ale może właśnie z powodu tych trzech serc?
Chyba te poduszki rzeczywiście zdziałały cuda, a może to te ciekawostki? A może to wszystko razem, no i jeszcze to, że Pilar znowu była tak blisko, bo kiedy powiedziała o tych słoniach, to Madox sięgnął do jej policzka i oparł na nim palce, ale już tak bardziej zdecydowanie.
- Ciekawe z tymi stopami, nie? - znowu na nią spojrzał - a wiedziałaś, że koliber jest jedynym ptakiem, który potrafi latać do tyłu? - to też była ciekawostka z tych czekoladek, taka którą Madox zapamiętał jeszcze zza czasów dzieciaka. Maddie spuściła z płuc powietrze, kiedy on tak powiedział więcej niż te dwa słowa. I on też się poczuł trochę lepiej, tak, że spojrzał na Maddie.
- Ale wyglądasz chujowo Mads - blondynka najpierw nadęła usta, ale potem parsknęła - a ty nie lepiej - rzuciła od razu, ale widać po niej było, że odetchnęła z ulgą. I Madox też trochę odetchnął, bo naprawdę zrobiło mu się lepiej. I te powieki wcale już nie były takie ciężkie, a serce jakoś szybciej zabiło, gdy on znowu wtulił policzek w udo Pilar, a potem wbił w nie też palce i nawet chciał ją ugryźć, ale na języku wciąż miał ten smak krwi. Zacmokał dwa razy.
- Jest coś do picia? - zapytał i zerknął na jedną i na drugą, spojrzenie zatrzymał na Pilar - nie wyleje się dziurą? - zażartował nawet sobie. Ale Maddie walnęła go za to lekko.
- Przyniosę ci sok - powiedziała, ale Madox jęknął coś, że fuj, a Maddie te niebieskie oczy utkwiła w Pilar - no a co? - i czekała, jakby to właśnie Stewart miała zadecydować co.
- Rum - i on też spojrzał na Pilar, bo teraz to już ona trzymała tę szmatę przy jego ranie, a Maddie rzeczywiście sobie poszła. I wreszcie zostali sami.
- Nie leci już? - zapytał Madox, i nawet sięgnął do jej ręki, żeby tam zajrzeć, i ta krew rzeczywiście już przestała lecieć, już tylko się sączyła. Pilar pewnie zaczęła coś tam, że trzeba założyć opatrunek, albo szyć, bo przecież ona to się tak na tym znała, że Madox był trochę w szoku. Ale z drugiej strony, to dobrze, bo on tutaj dzisiaj prawie zszedł. Już nawet zastanawiał się jak będzie w raju.
Dobre.
Bo on przecież do raju to na pewno by nie trafił, chyba, że po to, żeby wziąć stamtąd klucze do swojej kwatery, gdzieś na samym dnie piekła.
Nie pozwolił jej nawet dokończyć, tylko podniósł ręką tą czarną pościel, pod którą leżał i przesunął się, żeby jej zrobić miejsce koło siebie.
- Na chwilę, zanim Maddie przyjdzie - powiedział i spojrzał jej w oczy jakoś tak błagalnie, więc chyba nie mogła mu odmówić, nawet mimo tego, że wciąż trzymała tą zakrwawioną szmatę na jego boku. I kiedy wreszcie się koło niego położyła, kiedy mógł się do niej tak po prostu przytulić, to aż westchnął ciężko w jej szyję.
- Ale mi tego brakowało kurewsko - znowu zaciągnął się jej zapachem, tylko znowu to większe nabranie w płuca powietrza zaowocowało bólem, a Madox się delikatnie skrzywił - tego nie - przesunął palcami po jej ręce, tej która spoczywała na jego boku, ale później sięgnął do jej szyi, musnął ciepłą skórę opuszkami, które zacisnął na jej podbródku, tak, żeby ją do siebie przyciągnąć, żeby znowu się do niego pochyliła i musnął wargami jej pełne, gorące usta. Raz. Drugi. I trzeci.
- I tego też, najbardziej - powiedział między tymi pocałunkami. Które były tak przyjemne, ale jednak też bolesne, bo każde te jebane drgnięcie i spięcie mięśni bolało. Bolało w tej ranie. Sercu jednak przynosząc prawdziwe ukojenie.
- Zamkniesz drzwi? - zapytał znowu wbijając ciemne tęczówki w jej oczy. Bo może...
Maddie wcale już nie była im tutaj potrzebna?
Pilar Stewart
-
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3 osczas narracjiprzeszłypostaćautor
Nie mogła pozwolić mu zasnąć i nawet kiedy mówił to tylko dziesięć minut, Pilar, nie miała zamiaru się na to zgodzić. Nawet na kurwa minutę. I była gotowa okładać go po twarzy, by to się nie stało. Ba, nawet jakby było trzeba, byłaby w stanie wsadzić ponownie palce do tej rany i ją całą rozgrzebać, byle go jakoś rozbudzić.
Tylko po chwili on rzucił to loca i Pilar jakoś tak mimowolnie wypuściła z ust ogromną ilość powietrza. Jakby to wszystko siedziało w niej przez ten cały ten czas, gdy on milczał, gdy było z nim coraz gorzej, a teraz… chyba było nieco lepiej? Bo kiedy ona rzucała mu te wszystkie ciekawostki, on spoglądał na nią z pewnym zainteresowaniem. Słuchał jej. Uważnie. Świadomie. I chociaż spojrzenie ciągle mu latało, na ułamki sekund uciekając pod ciężkie powieki, tak Stewart widziała poprawę. I to na tamten moment jej wystarczyło.
Ciekawe z tymi stopami, nie?
Kiedy wypowiedział to pełne zdanie, pierwsze od dobrych dwudziestu minut, a potem jeszcze ujął dłonią jej policzek, to Pilar aż poczuła, jak oczy ja szczypią. Uśmiechnęła się ciepło, również lustrując jego jest i sunąc palcami po jego kującym zaroście.
— Zajebiście ciekawe — mruknęła, czując, jak od tego dotyku przez jej kręgosłup wędruje przyjemny prąd. Wydawał się cieplejszy. Może ta gruba, czarna pościel faktycznie pomogła? Aż nachyliła się nieznacznie i przykryła go jeszcze szczelniej, podczas gdy on tak rozprawiał się na temat tego koliberka. — Chyba już gdzieś to słyszałam — rzuciła spokojnie, a potem tą jego rękę ze swojego policzka przesunęła wzdłuż szyi na dekolt, gdzie spokojnie na upierdolonej sukience osadził sie łańcuszek, w którym schowane było maleńkie piórko, prosto z malowniczego Medellin. I chociaż oczami z pozoru nie można było prowadzić rozmów, tak to spojrzenie, które między sobą wymienili, mówiło więcej niż tysiąc słów. Bo w tamtej chwili Pilar dałaby sobie rękę uciąć, że myśleli właśnie o tym samym. Że oboje wspominali to drzewo mango i gorące pocałunki, które tam dzielili i cały ten bajecznie spędzony czas na kochaniu. Mocnym. Aż do bólu.
I teraz również ból, ale już zupełnie inny, Madox chciał w sobie zdusić alkoholem. Zapić to pulsujące nieprzyjemnie miejsce i odpowiednio się znieczulić. Pilar z początku zastanawiała się, czy nie powinni władować w niego tabletek przeciwbólowych i najlepiej też tych przeciwzapalnych, ale wtedy przypomniała sobie, że on i tak wlał w siebie pół butelki, więc nic by to nie dało.
— Przynieś mu ten rum — odezwała się w końcu, łapiąc porozumiewawcze spojrzenie z Maddie. Chyba obie wiedziały, że tu nawet nie było sensu tego dyskutować? Było mu lepiej i skoro ten rum miał go utrzymać przy lepszym samopoczuciu, so be it. — I przy okazji ogarnij mu jakieś ciuchy na zmianę — poprosiła, bo przecież ta biała koszula była już cała czerwona, ujebana do granic możliwości i po prostu do kosza. Sukienka Pilar pewnie też, bo chociaż była czarna, to było na niej widać te wszystkie plamy, nie mówiąc już o tym jak materiał cały zesztywniał. Chociaż ta krew to była wszędzie, nie tylko na ich ciuchach ale i twarzach oraz włosach. Te Stewart to aż całe się kleiły. Gdyby ktoś tak teraz popatrzył na nich z boku, pewnie wyglądali, jakby wyszli z jakiegoś taniego horroru kategorii B.
Kiedy Maddie zebrała się z łóżka, Stewart przejęła od niej szmatę, dociskając odpowiednio, a potem razem z Noriegą zajrzała pod materiał na ranę. Nie wyglądała najlepiej. Dookoła zrobił się rumień, a krew wciąż się lała, chociaż teraz jedynie sączyła się powolnym ciurkiem. Dobry znak. Nawet kurwa bardzo dobry i on mógł to zobaczyć w uldze, która zawitała na jej twarzy.
Trzeba to było porządnie opatrzyć, nie powinien tak siedzieć za długo z tą szmatą i Pilar nawet chciała się za to zabrać, tylko on wtedy zrobił miejsce obok siebie i spojrzał na nią tymi swoimi pięknymi, ciemnymi oczami, prosząc ją, by się koło niego położyła. I jak ona miała mu odmówić, kiedy jeszcze przed chwilą myślała, że go straci? Westchnęła głośno.
— Ale tylko na chwilę — zagroziła mu nawet palcem, tylko w następnej sekundzie już układała się obok niego, czując okropne ciepło bijące spod pościeli i jego ciała. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jaka ona sama była lodowata. Jedną ręką wciaż przytrzymywała szmatę, natomiast drugą umieściła na jego twarzy, głaskając ją w tym niepodobnym do siebie delikatnym geście, który tego wieczoru używała częściej, niż czegokolwiek innego. A kiedy on tak się w nią wtulił, mocno i czule, to zamknęła go w szczelnym uścisku, nachylając się do jego twarzy, by złożyć na ciepłej już skroni kilka pocałunków.
— Mi też — rzuciła prosto w jego skórę, wciąż pozostawiając na niej mokre ślady. Bo jej przecież też tego k u r e w s k o brakowało. Tej bliskości, jego zapachu i samej obecności. Nawet nie zauważyła kiedy wyparowała z niej ta cała złość za te wszystkie niedopowiedzenia, za to z Ruby na balkonie i wszystkie kłótliwe smsy, które wymienili kilka dni temu. Bo te rzeczy były tak bardzo nieistotne, błahe przy tym, co przed chwilą miało miejsce. Chociaż ta jedna rzecz nie dawała jej spokoju…
— Zdajesz sobie sprawę, że to co zrobiłeś, było kurwa szczytem bezmyślności? — musiała go za to skarcić, no kurwa musiała, chociaż prawda była taka, że ona zrobiłaby dla niego dokładnie to samo. W sumie nawet zrobiła, tylko ten jej postrzał po prostu przesunął się po płatku ucha, a przecież mogła skończyć jak Madox albo i nawet gorzej. W piachu dokładniej. — Ja pierdole, Madox, ja naprawdę myślałam przez moment, że… — zawahała się. A może końcówka tego zdania po prostu nie mogła jej przejść przez gardło? I chociaż słowa ugrzęzły jej w środku, on z pewnością mógł poczuć to jej przerażenie w sposobie, w jaki nagle się spięła, jak jej serce zabiło mocno w piersi, która teraz była mocno przyciśnięta do tej jego, a potem w sposobie, w jaki go pocałowała. Raz za razem. Czule. Jakby od tego zależało całe jej życie. Smakowała go powoli, dokładnie, milimetr po milimetrze i chociaż to wszystko mieszało się z krwią, która była dosłownie wszędzie, również na ich wargach, tak żadne z nich o to nie dbało, bo ta chwila była wszystkim, czego potrzebowali. Takim moment zatrzymania się na moment i po prostu byciu. Razem. W całym tym chaosie.
Odsunęła się dopiero, gdy zapytał czy zamknie drzwi.
— A co ty byś chciał tu robić przy tych zamkniętych drzwiach, kaleko? — za szybko na żarty? W ich wypadku chyba na nic nie było za szybko, biorąc pod uwagę w jakim tempie rozwijała się ich cała relacja. — Zamknę — zgodziła się jednak, niechętnie wysuwając spod ciepłej pierzynki, nakierowując jego rękę na szmatę, żeby sam mógł ją sobie przytrzymać. Ruszyła do drzwi i faktycznie je zakluczyła, co na dobrą sprawę było kurewsko głupie, bo przecież gdyby cokolwiek się stało, to nikt nie byłby w stanie tu wejść. Ale chuj. Nie była to pierwsza bezmyślna decyzja z ich strony tego wieczoru.
Wróciła do łóżka i chociaż chciała znowu wcisnąć się pomiędzy jego ramiona i zatracić na kolejne kilka minut, resztki trzeźwego umysłu jasno podpowiadały jej, że trzeba mu było założyć porządny opatrunek.
— Wiesz, że muszę to zrobić — spojrzała w jego ciemne oczy, a potem delikatnie odkryła. I zaraz ponownie siedziała na nim okrakiem, już sięgając do tej butelki z płynem do odkażania. — Zachowuj się, to potem ogarnę ci jakąś naklejkę dzielnego pacjenta. Wiem, że lubisz — obiecała, a następnie przejęła od niego szmatę i ostrożnie odsunęła od rany. — Będzie szczypać — ale to już wiedział, chociaż może nie będzie aż tak źle jak ostatnim razem? W końcu nie tracił już krwi. Jeszcze zanim wylała płyn, nakierowała jego dłonie na swoje nagie uda. — Tu sobie zaciśnij — puściła mu przelotne oczko, a potem już faktycznie zabrała się za odkażanie. Nie pieniło się jak za pierwszym razem, chociaż z pewnością nie było to nic przyjemnego. Wytarła nadmiar wody gazikiem, a potem złapała kilka czystych i umieściła je w ranie. Nie głeboko, ale jednak trochę musiała to ścisnąć. Na koniec ucięła trzy paski białego plastra i wszystko starannie okleiła, żeby przypadkiem mu się to nie uszkodziło.
— Już już…koniec. I jak tam? — spytała, przysuwajac się nieznacznie bliżej, by móc złożyć na jego ustach kolejny już tego wieczoru powolny pocałunek. — Jest okej? Naprawdę starałam się być delikatna — bo przecież na co dzień wcale nie była i to wszystko co tego wieczoru odprawiała naprawdę wymagało od niej niemałego skupienia i jeszcze większych pokładów energii, gdy była narwaną sobą. Przycisnęła czoło do tego jego, by oboje mogli uspokoić przyśpieszone oddechy, a potem przymknęła powieki. — Wiesz, że trzeba to będzie w końcu zaszyć?
Madox A. Noriega