— Wolałabym nie musieć chronić Ci dupy, musisz czasem dostać odrobinę autorefleksji i zastanowić się, jak twoje poczynania mogą na Ciebie wpłynąć. Jakbyś kogoś zabił, przysięgli, by Cię znienawidzili — skwitowała krótko, ale też oschle jak na nią. Uwielbiała Galena. Tylko zdawała sobie doskonale sprawę z tego, jak inni ludzie go postrzegają. Nawet wobec niej zachowywał się jak dupek, a ona jak suka do niego. Tylko znali się jak łyse konie, obcych ludzi nie byłoby tak łatwo przekonać, a z jego stanowiskiem sprawa byłaby bardzo medialna — skarbie, z luksusami, które potrzebujesz znalazłabym Cię wszędzie — zacmokała Charlotte, unosząc jeden z kącików ust do góry. Przede wszystkim wątpiła, by Galen nie wykupił sobie dużej posiadłości. To już sprawiało, że był na jej celowniku. Postawiłaby cały kontynent, by znaleźć takiego palanta. Wkurzona kobieta jest w stanie poruszyć całą ziemię, byle by dostać to czego tak naprawdę chce. Kovalski była wyjątkowo niebezpieczna, bo miała zaskakująco dużo środków na koncie, by dopiąć swego. Na całe jego szczęście wzbudzał w niej na tyle sporo sympatii, że nie miał się o co martwić.
Kiwnęła z zadowolenia głową. Nie wchodziła zbytnio w sprawy cywilne. Galen mógł mieć kogoś innego w sprawie molestowań i nieprzyzwoitych zachowań w pracy. Przyjęłaby to z ulgą. Nie lubiła babrać się z emocjami ludzi żywych. Nawet na sali rozpraw, gdy dyskwalifikowała w oczach przysięgłych ofiarę gwałtu, momentami robiło się jej niedobrze. W końcu mogłaby siedzieć na jej miejscu, a obnażała kobietę z najgorszych momentów życia. Stuknęła się szklanką z Galenem. Mieli tyle tych toastów jednego wieczoru, jakby co najmniej znajdowali się na weselu.
Roześmiała się, gdy tylko uderzył się w czoło. Musiała odpowiedzieć źle, a właściwie w mniemaniu Galena źle.
— Dwa drinki to wypijesz w pracy, a kolejnego w drodze do domu — poprawiła go Charlotte. Czasem miała wrażenie, że oboje mieli problem z alkoholem. Kiedy razem siadali do butelki, nic tylko by z niej pili. Najczęściej kończyło sie to jednym, wymiotami — uważaj, bo jak polecę, to nie wrócę sama do domu — parsknęła krótko Lotte, udając, że wstaje od stolika. Kovalski nie była łatwa, po prostu miała swoje potrzeby. Gdyby wypatrzyła odpowiedniego mężczyznę, nie zastanawiałaby się długo, by zabrał ją do siebie — ojeju, świat wrócił do normalności, a od Ciebie bije niebiański blask — rzuciła zadowolona, poprawiając jego okulary na swoim nosie. To właśnie te momenty przywracały ją do normalności. Wtedy przypominała sobie, dlaczego nie wskoczyłaby jeszcze raz do łóżka Galena. Jeśli byli zbyt pijani możliwe, że tak się stało. Tyle byli zbyt podobni do siebie, by mogło to się udać.
— Z taką szczegółowością poznaje akta sprawy, że nie ma na to szans — odparła, marszcząc przy tym delikatnie swoje brwi — po prostu nie dla każdego ważna jest moja uroda, albo za bardzo się boi we mnie zadurzyć i widzi we mnie trollice — westchnęła ciężko, dopijając resztę whiskey w szklance na raz. Z niemocą podsunęła ją do butelki, aż dało się usłyszeć dźwięk szkła. Powoli robiła się cięższa, a zamiast imprezowego nastroju zamieniła się w Charlotte płaczkę, zbyt martwiącą się o wszystkie szczegóły. Cassian owinął ją sobie wokół palca, nawet o tym nie wiedząc.
— Chciałabym mieć swojego księcia z bajki — wymruczała, kładąc się na stoliku i wywalając dolną wargę do przodu. Wyglądała, jak nieszczęśliwy kundel, który poszukuje właścicielka w schronisku. Totalnie ominęła kpinę ze strony przyjaciela — mogłabym zostać księżniczką, prawda? Byłabym taką najbardziej seksowną. Ktoś mógłby mnie nosić na rękach, doceniać mój umysł... — totalnie się rozklejała. Nie miała jeszcze trzydziestki, a strasznie rozczulała ją samotność. Tak pięknie i celnie punktowała z niej Lennoxa, że zapomniała o samej sobie. Miała niby dwa posty oraz kota. Ktoś czekał na nią w domu, ale potrzebowała przy sobie drugiej osoby. W takich chwilach przespałaby się z Galenem, tylko po to by myśli jej prysły. Fizyczność była dla niej wyjątkowa, miała w sobie pewien szczególny element. Tylko wtedy gdy odbywała się ze szczególną osobą, bliską jej sercu. Wtedy cały świat zamieniał się w coś prawdziwego.
Przysunęła się do przyjaciela, by popatrzeć na te dominy. Myślała, że rzuci oko na jakąś piękną kobietę, a zamiast tego jej twarz przybierała wyraz zwykłego obrzydzenia. W życiu by nie poszła na żadną z nich, nawet jeśli miałaby kutasa.
— Nie, ja żartowałam — odparła, kręcąc głową — ta modelka to wariatka, jeśli Ci tak powiedziała. Wziąłbyś ją w obroty i nie miałaby po tym sił, a ty mógłbyś po wszystkim pojechać szukać kolejnej ofiary — Charlotte nigdy nie lubiła modelek. Twierdziła, że gówno to mają w głowie. Jej oczami takie dziewczyny nic prócz wyglądu nie były w stanie sobą pokazać. Zresztą to było widoczne, skoro Galen dostał taki tekst. Jest tyle okazji, by dokuczyć mu lepszym komentarzem. Trzymał się dobrze. To wcale nie tak, że sama Lotte przed chwilą mu to wytknęła.
— Ale skąd wiesz, że podobno na Ciebie leci? — spytała jeszcze raz, marszcząc przy tym dość mocno swoje brwi — lecisz na nią. Przy mnie nie musisz się tego wypierać — zaśmiała się, dalej leżąc głową na tym stole. Myślała, że nic nie będzie w stanie ją obudzić, a jednak. Gdy usłyszała imię wybranka, wstała jak mumia z trumny i prawie że krzyknęła — ŻADNYCH ROZMÓW Z CASSIANEM — uderzyła, aż ręką w stół. Mówiła poważnie. Cały alkohol, który w siebie wlała, wydał się odlecieć jak za dotknięciem magicznej różdżki. W jej oczach pojawiły się wręcz płomienie. Wiedziała, jak to się skończy. Prokurator już słowem się do niej nie odezwie. Niby to normalne zwierzanie się przyjacielowi, ale wiedziała, oj doskonale wiedziała, że Galen musiał coś spierdolić w relacji z nim. Tak, zakładała to, gdy tylko usłyszała o szkolnej znajomości.
— No przyznaj, co przeskrobałeś — zaśmiała się Charlotte bez większego zastanowienia. Znała Galena. Gdyby miał dobrego kumpla, a nic by się nie wydarzyło, to by go znała. Cassiana nie znała, więc coś musiało być na rzeczy. Ciekawiło ją tylko co. Z tej pracy mózgu aż czknęła głośno. Faza smutnej dziuni zaczęła jej przechodzić. Rozpoczyna się pragnienie na kolorowe shoty.
— Każdy w liceum miał mniej, dorosłość dużo zmienia — rzuciła, wywracając oczyma. Przypomniała sobie samą siebie z grzywką, aż wzdrygnęła. Gdyby ktoś pokazał jej zdjęcie, dostałaby zawału. Większość ludzi po fazie szkolnej przechodziła na nowy poziom wyglądu. Nagle pięknieli, albo stawali się łysymi typami. Dziwny okres gdy przyjeżdża się do rodzinnego miasta, a ludzie zaczynają się tak zmieniać, że nie da się ich poznać.
— Całkiem dobrze, skoro wyjście na randkę skończyło się u jego w domu, nie uważasz? — zaśmiała się pod nosem. Z początku jeszcze opierał się jej urokom, ale im dłużej spędzali razem czasu tym atmosfera wydawała się przyjemniejsza.
— Jezu, przepraszam, ale patrz, patrz, patrz — to się nakręciła dziewczyna. Wyglądała, jakby napiła się za dużo soku z gumijagód — no czy mam czas w weekend, nie że mnie zabiera na weekend — poprawiła przyjaciela, sprzedając mu kuksańca. Dla niej to była bardzo poważna praca — odpiszę od razu. Wie, że jestem pod telefonem, taka praca Galen — rzuciła, machając przy tym ręką — nigdy nie wiesz, gdy ktoś trafi do więzienia — dodała po chwili, unosząc kąciki ust — dobra... czekamy na odpowiedź — odparła, kładąc telefon z powrotem na blat. Może minęła minuta, a on ponownie zawibrował. Lotte aż podskoczyła, czując zawał serca — no umrę — mruknęła, biorąc telefon z powrotem do rąk — chce się umówić na spotkanie służbowe w sobotę o osiemnastej. Ma mnie odebrać z mojego domu, żebyśmy dogadali umowę — westchnęła ciężko —chyba czas na kolejnego kota — wymruczała, klikając w ekran telefonu, by odpisać ponurakowi. Teraz to naprawdę popsuł jej nastrój.