outfit
A ona się nie pojawiła. Nie podjęła ryzyka i wyzwania rzuconego jej nonszalancko do stóp na skrawku papieru zapisanym jego stylem pisma — a może jedynie grała w inny rodzaj gry.
Bo ciężko byłoby mu uwierzyć, że . z a p o m n i a ł a .
Mimo wszystko ta cicha odmowa z jej strony bynajmniej go nie zniechęciła. Nie zdemotywowała, nie rozdrażniła ani nie wzbudziła czegoś tak przyziemnego — i dla Roberta odległego — jak zawód. A przede wszystkim: nie odsunęła mu sprzed oczu wyznaczonego celu. Właściwie nawet bardziej go zaintrygowała, mimo że już po pierwszym spotkaniu czuł w klatce piersiowej to subtelne, szarpiące się w jej stronę uczucie.
Dlatego jeszcze na jachcie, w chwili wytchnienia od tych błahych rozmów — i tych zdecydowanie mniej, które subtelnie przetykały opinie o kursach walut, emocje dotyczące ostatnich wyścigów konnych i wrażenia z wakacji na Arubie — zamknąwszy się w swojej kabinie ze szklanką dobrego rocznika whisky, Robert zarezerwował pojedyncze miejsce na następny spektakl z jej udziałem, z tyłu głowy układając kolejne fragmenty planu w skomplikowany wzór. Tylko on, scena i jedna dziewczyna do rozgryzienia.
Jeden cel do osiągnięcia przy użyciu Eleny Santorini.
A później odłożył tę sprawę na bok i wrócił do swojego życia. Niemal o niej zapomniał — chociaż o niczym tak po prostu nie zapominał — aż do dnia, w którym w jego kalendarzu pojawiła się informacja o zbliżającym się wydarzeniu. Przed wyjściem z apartamentu ze zwyczajną starannością wybrał garnitur na tę okazję, wykonał kilka telefonów i przełożył wszystkie plany na kolejny dzień, wyraźnie przy tym zaznaczając asystentce, że dzisiejszego wieczora nie istnieje dla świata i że cokolwiek to będzie, może poczekać na świt.
Ponieważ ten wieczór zamierzał spędzić wyłącznie w jej towarzystwie.
Pierwszy raz oglądał balet z czymś więcej niż zwykłą zadumą albo fascynacją artystycznym przekazem; z nietypową dla siebie niecierpliwością wijącą się pod skórą, pod wpływem której niemalże zerkał na zegarek oplatający nadgarstek. I pierwszy raz wyszedł przed zakończeniem, nie czekając na finałową scenę oraz następujące po niej oklaski, skorzystawszy z faktu, że dla tancerzy widownia była tylko czarną, nieruchomą masą w ostrym świetle oślepiającym ich z góry. Wykorzystując znajomość z dyrektorem artystycznym teatru, nie niepokojony przeszedł przez pomieszczenia dla personelu, nie zwracając uwagi na biegające po korytarzach dziewczyny w błyszczących trykotach.
Wiedział, że jedyna, która ma jakiekolwiek znaczenie, wciąż jest na deskach sceny.
Z tego powodu, nie zatrzymując się i nie rozglądając, przeszedł aż do wyjścia dla personelu i nacisnął na klamkę. Dopiero na zewnątrz przystanął, wziął głęboki wdech. Żeby . z n o w u . na nią czekać.
Szczęśliwie Robert był cierpliwym człowiekiem — co zresztą czyniło go bardziej niebezpiecznym.
Pierwsze szczebioczące między sobą dziewczyny opuszczające teatr wyrwały go z zimnego letargu, w który zapadł, oparty barkiem o ścianę; wydało mu się, że minęła zaledwie chwila, ale w rzeczywistości musiało minąć dobre kilkadziesiąt minut. A upłynęło ich nawet więcej, zanim z budynku wyszła ta, dla której tu przyszedł.
Fakt, że szła z kimś, bynajmniej mu nie przeszkadzał i nie zbił go z pantałyku.
— Idealne fouettés, panno Santorini — odezwał się w ramach powitania z enigmatycznym uśmiechem i rękami wciąż skrzyżowanymi na klatce piersiowej, przy tym zupełnie ignorując zarówno faceta idącego zbyt blisko niej, żeby mógł być przypadkowym znajomym, jak i fakt, że prawdopodobnie Elena miała plan . g d z i e ś . z nim wyjść. — Wiedziałem, że nie odnajdujesz się w przeciętności od chwili, w której cię zobaczyłem — dodał, tym razem wreszcie przenosząc wzrok na jej towarzysza.
Chociaż oczywiście nawiązywał do odgrywanej przez nią głównej roli.
Elena Santorini