-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
- Jak Ci minął czas od naszego ostatniego spotkania, Galen?- spytała nie patrząc nawet na niego, co nie było również ani trochę standardowe. Starała się zawsze patrzeć swojemu rozmówcy w oczy, ale teraz było to niezwykle utrudnione, gdy leżała na brzuchu, a jej plecy były z niesamowitą precyzją masowane przez profesjonalistę.
- Czy jest coś, co chciałbyś szczególnie dzisiaj poruszyć?- zawsze pytała o to pacjentów. Czasami z niektórymi nie mogła o to zapytać wprost, a musiała naprowadzić ich do tego, ale rezultat chciała otrzymać ten sam. Dawała możliwość swoim pacjentom, aby to oni najpierw zdecydowali czy w ich życiu zadziało się coś tak istotnego, co koniecznie chcą omówić już teraz. Jeżeli nie - Mara kontynuowała w tym miejscu, gdzie skończyli poprzednio. Prędzej czy później i tak do wszystkiego dotrze i o wszystkim się dowie. Była pewna swoich umiejętności.
Chociaż ostatnie wydarzenia w jej życiu sprawiły, że w głębi siebie straciła nieco swojej pewności siebie. Dawniej sądziła, że doskonale zna się na ludziach i potrafi ich czytać. Potrafi rozgryźć ich intencje. Jednak będąc przez co najmniej dwa lata oszukiwaną przez męża, przez jej najbliższą osobę, ciężko nie podważyć własnych zdolności. Lecz praca była jedynym aspektem w jej życiu, który jeszcze dodawał jej motywacji i nie pozwalał się załamać. Ona się nigdy nie załamywała. Zawsze szła z podniesioną głową i wypiętą piersią do przodu. Ale może trochę przestała być aż tak profesjonalna jak dawniej? Bo czy dawniej zgodziłaby się na sesję w SPA? Nawet jeśli okoliczności były cholernie przyjemne, a dotyk masażysty niezwykle kojący, to nie było ani trochę profesjonalne. Uciszała jednak swoje sumienie, że robi to dla dobra Galena. Skoro jej pacjent czuje się tutaj dobrze, to ona musi się dostosować do tego. Oczywiście w odpowiednich granicach, bo już doszły ją słuchy, że z poprzednią terapeutką łączył ją romans. Mara jednak nie zamierzała przespać się ze swoim pacjentem. Była profesjonalistką. Przecież to widać, prawda? Prawda?
Galen L. Wyatt
-
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisątyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Galen był ostatnio jakiś spięty, nie tylko mózg miał spięty i te myśli galopowały w nim jakoś tak szybciej niż zwykle. Ale po prostu chodził pospinany, dlatego zasugerował ten masaż. Chociaż on go nie zasugerował, on go opłacił i wysłał Marze zaproszenie i przelew z okrągłą sumką. Nie spodziewał się, że przyjdzie, bo była profesjonalistką, a jednak... Ale to nawet dobrze, że potrafiła go zaskoczyć, bo Galen lubił niespodzianki. Lubił jak ludzie potrafili go czymś zaskoczyć, zawsze to był dla niego taki mały plusik. No i Mara też go dzisiaj miała. Chociaż trzeba też przyznać, że po prostu dobrze mu się z nią rozmawiało. Lepiej niż z tą terapeutką, z którą rozmawiał mało, a więcej...
Poznali się dość dogłębnie, ale rozmawiali nie dużo. Z Marą zdecydowanie więcej, chociaż nie widzieli się już kilka dni, może tydzień? A u Galena tyle się przez ten czas wydarzyło, że nie wiedział od czego zacząć.
- Możesz być delikatniejsza? - mruknął, kiedy ta tajlandzka masażystka zaczęła go masować - gdzie jest w ogóle Suri? Ona robiła to lepiej - musiał się poskarżyć, ale masażysta zagęgała coś po tajsku, a Galen ściągnął obie brwi, bo nie zrozumiał ani słowa.
- Odprężyć się, bardzo pospinany - rzuciła, a Galen wypuścił z płuc powietrze, ale wcale się jakoś nie odprężył. Skupił się za to na tym, o co zapytała go Mara.
- Chujowo - rzucił od razu, bez ogródek. Ale przecież już mu sama kiedyś powiedziała, że może być z nią kompletnie szczery. Tylko że teraz oprócz nich były tu jeszcze dwie inne osoby.
- Nie słuchaj Suri, to prywatna rozmowa - powiedział do tej swojej masażystki, ale ona nawet nie miała na imię Suri, a po drugie to jak miała go nie słuchać, nawet sobie uszu nie mogła zasłonić, bo przecież go masowała wcierając mu w plecy jakieś olejki.
- My nie rozumieć kanadyjski akcent - mruknęła, chociaż przecież zrozumiała co Galen mówił, a on miał ten kanadyjski akcent. A jednak musiało mu to wystarczyć. Sam zaproponował to miejsce, to przecież nie mógł już narzekać. No i chciał z Marą dużo rzeczy poruszyć. Mógł zacząć od momentu, w którym ostatnio skończyli, kiedy leżąc na tej jej kozetce opowiadał jej o dramatycznym spotkaniu z jego matką, gdzie na koniec oboje się powyzywali, a ona potem dostała jakiegoś ataku serca. Ale od tego czasu tyle się wydarzyło. Galen też miał atak serca, dlatego przełożył kilka spotkań. Chyba jednak nie widzieli się dłużej niż tydzień. Może miesiąc?
- A co było ostatnio? - zapytał, ale nawet nie poczekał na odpowiedź - no nieważne, bo jednak chcę porozmawiać o tym co się wydarzyło kilka dni temu. Zaatakował mnie niedźwiedź - zaczął, a ta jego masażystka prychnęła, bo chyba wcale mu nie wierzyła. Mara też mu może nie uwierzyć, więc chyba musiał jej to bardziej zobrazować. Chociaż to nie o tym ataku niedźwiedzia chciał rozmawiać, nie pozostawił on na nim żadnej traumy, czy czegoś w tym rodzaju.
- Pojechaliśmy z narzeczoną na Scarborough i tam był niedźwiedź - wyjaśnił, co miało już jakiś większy sens niż atak niedźwiedzia w Toronto. Bo Scarborough to dzicz, ostatnio Galen się właśnie o tym przekonał i wcale już nie chciał tam mieszkać, biorąc pod uwagę fakt, że on tam prawie spadł z klifu i musiał go stamtąd ściągać helikopter. Ale tego już postanowił nie mówić, nie przy tej masażystce, która zaraz uzna go za jakiegoś wariata. Marze może kiedyś opowie.
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
- Co dokła…- zaczęła pytać nieco skonsternowana jego poleceniem bycia bardziej delikatnym. Sądziła, że rozpoczęła spotkanie dosyć spokojnie, a pytanie sformułowała w taki sposób, aby dać mu swobodę wypowiedzi. Może się jednak pomyliła? Chyba jednak nie, bo w połowie zdania zdała sobie sprawę, że wcale nie mówił do niej, a do masażystki. Tak to właśnie jest , gdy na sesji obecne są osoby trzecie, których wcale tu nie powinno być.
Z drugiej strony trzeba było przyznać, że takie okoliczności dawały jej szersze spojrzenie na Galena oraz jego zachowanie z innymi osobami. Mogła pewne spostrzeżenia i diagnozę wysnuwać nie tylko na podstawie tego co jej mówił w gabinecie za zamkniętymi drzwiami, ale też jak się zachowuje w innym środowisku i w kontakcie z innymi osobami. Tak w tym przypadku akurat - z usługodawcą. Mara przysłuchiwała się tej krótkiej wymianie zdań robiąc sobie szybkie mentalne notatki w głowie. Miała cichą i nieco pokręconą nadzieję, że masaż nie okaże się tak niesamowity, że nie będzie potrafiła się skupić na pacjencie. Eh, jednak to nie są wcale takie przyjemne te warunki pracy.
Kiedy zapytał się co było ostatnio, nie była pewna czy wciąż mówi do masażystki czy może już do niej? Ciężko to wyłapać nie widząc go, ale z kontekstu dalszej wypowiedzi wywnioskowała, że teraz jej kolej. Teraz na niej skupia swoją uwagę. W końcu!
- Niedźwiedź?? Nic Ci się nie stało?- spytała z nieukrywanym przerażeniem w głosie i aż się podniosła na łokciach, by na niego zerknąć. Oczywiście, że nie nie stało się nic takiego groźnego skoro był tutaj i nie wyglądał na pierwszy rzut oka na mocno poturbowanego, ale może miał jakieś obrażenia, których na pierwszy rzut oka nie dostrzegała? Nie mówiąc o tych emocjonalnych, bo te na pewno powstały i Mara będzie musiała nad tym z nim popracować.
- Chujowo dlatego, że zaatakował Cię niedźwiedź czy dlatego, że wyjechałeś do Scarborough? Czy może dlatego, że wyjechałeś z narzeczoną?- była już nieco spokojniejsza kładąc się z powrotem i pozwalając masażystce wymasować jej spięte mięśnie. Trzeba przyznać, że ta wizyta w SPA to był strzał w dziesiątkę. W końcu Mara również była cholernie pospinana w ostatnim czasie. W sumie to nawet przez ostatnie lata. Jednak ostatni rok był fatalny, a jeszcze w zeszłym tygodniu się dowiedziała, że jej dawny przyjaciel. Ten, z którym zawsze chciała czegoś więcej, jest właśnie zaręczony z jej siostrą. Ten, który podobno kochał życie wiecznego kawalera. Ten sam, z którym bezczelnie flirtowała wiedząc już, że jest zajęty. Marze ewidentnie potrzebny był ten masaż. Może odprężone i wymasowane mięśnie wleją jej trochę oleju do głowy. Jak to możliwe, że ona radzi innym jak sobie samej nie potrafi pomóc? Dobrze, że Galen ontym nie wie, bo wcale by tyle jej nie płacił.
Galen L. Wyatt
-
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisątyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
- Nic, ale samochód ucierpiał, a dopiero co odebrałem go z salonu, wiesz ile sobie liczą za usunięcie śladów po pazurach z matowej karoserii? Dużo... - mruknął, a jego płuca opuściło ciężkie westchnienie, gdy Suri (właściwie to nie Suri) przesunęła się wyżej po jego plecach - ale miło, że pytasz - dodał, bo przecież miał jej się trochę uzewnętrznić. A to właśnie wyszło gdzieś tam z jego środka, z wnętrza, które zostało miło połechtane tym pytaniem.
- Bo narzeczona to mnie tylko zjechała od góry do dołu i jeszcze chciała zostawić niedźwiedziowi na pożarcie, a to wszystko tylko dlatego, że... - urwał, bo teraz poczuł te sprytne ręce masażystki na karku, a na karku miał chyba najwięcej tych wszystkich spiętych mięśni. Bo w zasadzie to Galen miał ostatnio na karku dużo różnych problemów. Czuł, że one się nawarstwiają, a teraz poczuł jakąś dziwną ulgę, kiedy masażystka wbiła palce w te mięśnie i zaczęła kręcić jego głową na boki, żeby jednak to rozluźnić. Tak się rozluźnił, że w pewnym momencie stracił wątek i dopiero te pytania Mary sprawiły, że wrócił do niej myślami, a właściwie do tej akcji z niedźwiedziem. Zastanowił się przez moment.
- Myślę, że to jednak jest problem z narzeczoną... - mruknął i chciał powiedzieć coś jeszcze, a jednak ta obecność Suri i jej koleżanki, która masowała Marę sprawiała, że się zamknął. Tylko, że Galen to był Galen, poderwał się na tej leżance tak, że Suri aż odskoczyła, a on usiadł, dobrze, że na biodrach miał ręcznik i dobrze, że go przytrzymał ręką. Obejrzał się na swoją masażystkę.
- Zasłoń uszy Suri - rzucił i jeszcze spojrzał na tę drugą dziewczynę koło Mary - i Ty też - zarządził, jakby był u siebie, ale zważając na to, że one znały Galena, który bywał tu pewnie ze dwa razy w tygodniu, bo takie prowadził stresujące życie, to wywróciły oczami, ale to zrobiły. A Wyatt pochylił się nieco w kierunku Mary, żeby odezwać się do niej ciszej.
- Ona nazwała mojego penisa słodziakiem i jeszcze się obraziła, że wyszedłem. Ja nie wiem czy to jest normalne Mara? - aż pokiwał głową, bo według Galena nie było. Ale też trzeba wspomnieć, że on był jakiś uczulony na tego słodziaka, no i na to kiedy Cherry twierdziła, że jest uroczy i wtedy się miotał. Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w Marę, ale w końcu machnął ręką, że mogą kontynuować i położył się na tej leżance z powrotem.
- Bo może to ja jestem jakiś przewrażliwiony? - jeszcze dopytał, a kiedy Suri oparła na jego ciepłej skórze chłodne palce, to syknął, ale nic nie powiedział. Czekał na jakiś werdykt Mary, bo on im dłużej o tym myślał, to tym więcej miał wątpliwości. Może on z tym swoim dysfunkcyjnym podejściem do związków, do kobiet w ogóle, się po prostu na tym nie znał?
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Mimo wszystko teraz była w pracy. Będąc masowaną w tym czasie czy nie, ale była terapeutką Wyatta i musiała się skupić na nim. Nieważne jak ciężkie to było i to nie tylko przez przyjemne dłonie koleżanki nie-Suri, ale samą postać jej pacjenta, który był dosyć interesującym człowiekiem. Był niezwykle nietuzinkowy i cholernie ciekawym przypadkiem. Gdy masażystki zakryły uszy, a on się nachylił, sama się obróciła w jego kierunku przytrzymując ręcznik. Już i tak dużo ciała odkrywała. Jeszcze by było jakby świeciła piersiami przed pacjentem. I to akurat wtedy, gdy wspominał o swoim słodziaku. Mara ledwie się powstrzymała przed uśmiechnięciem się szeroko. Zamiast tego pokiwała głowę przytrzymując mocniej ręcznik. Pozostała na boku, na chwilę dając sobie spokój z dalszym masażem.
- Galen, wszystkie Twoje emocje są normalne- zaczęła spokojnym, kojącym tonem. Chciało jej się śmiać na to sformułowanie, bo było ono… urocze. Ale wiedziała, że mężczyzn się nie nazywa uroczymi, a ich męskości słodziakami. Przynajmniej większości. Nie śmiała się jednak z tej sytuacji ani tego jak się z tym poczuł. Miał prawo do takiej reakcji i nie było w tym nic złego.
- Dostrzegam tutaj kilka kwestii, które powinniśmy dzisiaj poruszyć- tutaj jej ton stał się już bardziej stanowczy. Nakreślił jej obraz , co się działo u niego ostatnio i znalazła od razu punkty zaczepne. Była w swoim żywiole. - Pierwszą wspomnianą przez Ciebie jest atak przez niedźwiedzia. Nawet jeśli w tej sytuacji na pierwszy rzut oka ucierpiał tylko samochód, powinniśmy się przyjrzeć temu jak bardzo wpłynęła na Ciebie ta strata poczucia bezpieczeństwa i znalezienie się w tak dużej sytuacji zagrożenia- według Mary to było naprawdę spore przeżycie i oczywiście, że się zmartwiła nie tylko jako terapeutka, ale po prostu jak drugi człowiek.- A dodatkowo porzucenie przez ukochaną osobę- doprecyzowała przyglądając mu się teraz jeszcze bardziej uważnie. Była ciekawa jego reakcji na to, co miała teraz do powiedzenia.- I tutaj zmierzamy do kolejnej kwestii jaką jest Twoja relacja z narzeczoną i myślę, że to jest wątek, któremu powinniśmy się w tym momencie bliżej przyjrzeć. Chyba, że nie czujesz się na tyle komfortowo i wolisz się dzisiaj skupić na ataku- tutaj spojrzała wymownie na masażystki. Może nie będzie przy nich chciał poruszać tematu słodziaka i tego jak się z tym czuje. Dlatego Mara postanowiła podejść do tego tematu ze znacznie szerszej perspektywy.
- Powiedz mi jak się czujesz myśląc o swoim związku. Jakie emocje Ci towarzyszą na wspomnienie o tej relacji?- spytała i w oczekiwaniu na jego odpowiedź położyła się z powrotem na brzuchu, ale tym razem głowę oparła na łokciach, by móc się przyglądać Galenowi. Może uda się jej dostrzec jakieś sygnały wysyłane z jego ciała?
Galen L. Wyatt
-
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisątyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Słuchał jej uważnie, z policzkiem opartym na dłoni, z niebieskimi tęczówkami utkwionymi gdzieś na wysokości jej rudej burzy włosów.
- Nie boję się zagrożenia - rzucił, ale zaraz podrapał się po brodzie - bo wiesz, wszystkim się wydaje, że jak siedzisz w biurze, to tam się nic nie dzieje, ale jak podpisujesz kontrakty na miliony dolarów, to jednak... jest trochę groźnie - chociaż to nie atak niedźwiedzia. Ale jednak nielegalna wyprawa do burdelu w Quebec, albo na kolację z jakimś typem spod ciemnej gwiazdy, już tak. A Galen wszedł w to bez żadnego zawahania, tylko o tym to nawet swojej terapeutce nie mógł powiedzieć. Ale może mógł jej powiedzieć o Pilar? Aż nabrał powietrze w płuca, ale zaraz wypuścił je ze świstem na te jej kolejne słowa.
- Ukochane osoby chyba tak nie robią, nie? - zapytał, bo Galen to akurat o tym wiedział tyle co o... chodzeniu na szczudłach. No nic kompletnie o tym nie wiedział.
- Myślę, że możemy się skupić na narzeczonej, bo jednak ona jest czasami gorsza od tego niedźwiedzia - stwierdził, a Suri wbiła mu palec gdzieś w łopatkę, ale każdy kto znał Cherry to przyznał by mu rację. Tylko, że ona pewnie chodziła na jakieś bardziej luksusowe masaże, jak bała się iść na zakupy do Wallmartu, żeby czegoś nie złapać. Charity to jednak była trochę... jak matka Galena.
- Myślisz, że jak moja narzeczona jest podobna do mojej matki, to jest jakieś... chore? - zapytał nagle, bo zaczęło mu to chodzić po głowie. Bo jemu wydawało się to dziwne, a nawet można się pokusić o stwierdzenie, że kiepskie. Galen w końcu chciał się odciąć od matki, a teraz wchodził w związek z kobietą, która była tak do niej podobna pod wieloma względami. Zamyślił się na kolejne pytanie Mary, aż przymknął na moment powieki wsłuchując się w swój własny oddech.
- Złość, jakieś... niezrozumienie? Ale też miłość i to taką, że nie ma takiej na świecie. W jednej chwili kocham Cherry nad życie, a w drugiej ją nienawidzę - no bo taki był w ogóle Galen, bardzo skrajny, wystarczyła chwila, żeby on nagle zmienił zdanie, wystarczyła iskra, żeby się odpalił. A jak już coś robił, to na sto procent, bo przecież nie dało się na pół gwizdka. Może dlatego on też tak kochał na zabój? Ale wściekał się też do oporu?
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Miała jednak nadzieję, że chociaż trochę im pomaga, bo większość swoich pacjentów szczerze lubiła i kibicowała im, żeby nauczyli się żyć szczęśliwie i radzić sobie z przeciwnościami losu. Każdy w końcu z nich walczył z jakimiś swoimi demonami, które wpływały na ich życie. Nawet nie zdawali sobie sprawy jak bardzo. Czasami jedno słowo wypowiedziane przez rodzica w dzieciństwie kładło się cieniem na całe dorosłe życie. Kiedyś Mara marzyła o dzieciach i wierzyła w to, że będzie dobrą matką, lecz oczywiście stres i jej czasami towarzyszył. Skoro jednak wszechświat miał wobec niej inny plan w tym temacie, to najwyraźniej jednak prawdopodobnie nie byłaby takim cudownym rodzicem. Może lepiej sobie radzi z naprawianiem szkód, niż z ich unikaniem?
Dlatego pora się skupić w pełni na terapii z Galenem. Problemy osobiste czy nie. Masaż czy nie, ale była w pracy.- Wydaje mi się, że czasami atak niedźwiedzia może być groźniejszy. Nie prowadzę żadnej firmy, prócz swojego gabinetu, ale jest on dość mały - uśmiechnęła się lekko, nieco przepraszająco, chociaż nie miała kompleksów, że jej prywatna praktyka była… skromna. Z drugiej strony jej grafik był w każdym tygodniu napięty, więc może ten mały jednoosobowy gabinet wcale nie świadczył o wielkości?- Jednak, gdy atakuje Cię dzikie zwierzę można w pewien sposób przewidzieć jego ruchy. Natomiast podczas negocjacji biznesowych? To jest zagrożenie, którego na pierwszy rzut oka nie widać, ale ono tam jakieś jest. Czasami większe, czasami mniejsze. Dlatego uważam, że jesteś odważną osobą na wielu płaszczyznach, stając do walki z niewidzialnym zagrożeniem . A jeżeli czasami się przestraszysz, to nie stanie się nic złego. Masz do tego pełne prawo- jej głos był łagodny, ale także stanowczy i pewny, chcąc mu okazać należny szacunek i podziw. To nie była z jej strony typowa psychologiczna zagrywka czy łechtanie ego klienta, a faktyczne odczucia. Ona nie nadawała się do korporacji. Nie potrafiłaby grać w tą grę. A może tak jej się tylko wydawało i jako psycholog miała świetne predyspozycje ku temu?
- Tak jak miała do tego Twoja narzeczona. Nie chcę jej teraz bronić, bo nie znam jej perspektywy, ale całkiem możliwe, że to porzucenie wynikało z jej lęku o swoje życie. Ludzie w sytuacji zagrożenia robią naprawdę przeróżne, ciężkie potem przez nich nawet do wytłumaczenia, rzeczy. Myślę, że powinieneś jej zadać pytanie, dlaczego to zrobiła- kontynuowała wypowiedź nie chcąc decydować za bardzo w tej kwestii skoro nie miała pełnego obrazu. W dodatku nie była jakimś sędzią czy coś.
Tak podejrzewała, że będzie chciał się on skupić właśnie na narzeczonej. Mara też uważała, że dzisiaj jest to odpowiedni kierunek. Zaskoczył ją tym porównaniem do matki, więc nie do końca jej się udało zachować kamienną twarz, więc jej prawa brew delikatnie drgnęła.
- Nie, Galen. Myślę, że to jest całkowicie normalne. Większość związków tak wygląda- pozwoliła sobie na znacznie szerszy uśmiech, bo zawsze ją bawiło to zaskoczenie u ludzi, gdy zdawali sobie sprawę, że ich partner przypomina jednego z rodziców. A to było bardzo częste zjawisko.- Instynktownie lgniemy do tego, co nam znane albo czego nam brakuje. Kobiety, które wychowywały się bez ojców, często wybierają na partnerów starszych mężczyzn bądź takich, którzy otoczą je szczególną opieką, której zabrakło im w dzieciństwie. Mężczyźni szukają natomiast czasami w partnerkach emocji , które dawała im ich pierwsza kobieta w życiu, czyli matka- wytłumaczyła nie spuszczając z niego spojrzenia i uznała, że chyba muszą zrobić jeszcze jeden krok do tyłu.- A co czujesz myśląc o swojej relacji z matką?- spytała nagle jeszcze baczniej przyglądając się jego gestom i mimice. Temat jego dzieciństwa był poruszany wielokrotnie i Mara się też zapoznała z dokumentacją od poprzedniego terapeuty, ale chciała to dotknąć dzisiaj jeszcze raz, skoro sam zauważył podobieństwa. Co więcej, uczucia mu towarzyszące na myśl o narzeczonej były bardzo interesujące i skrajne.
Galen L. Wyatt
-
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisątyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Słuchał słów Mary z głową opartą na przedramieniu, bo już tak sobie na tej ręce leżał, żeby lepiej ją widzieć. Masaż był przyjemny, Galen czuł to już w całym ciele, jak to napięcie schodzi, ale Wyatt też lubił patrzeć swojemu rozmówcy w oczy, a przede wszystkim to lubił, kiedy ktoś patrzył w te jego, intensywnie niebieskie, a teraz Mara sobie nie mogła nawet ich zobaczyć, a one się w jednej chwili jakoś tak rozchmurzyły, kiedy Galen się uśmiechnął.
Jemu naprawdę wystarczyło powiedzieć dwa miłe słowa, żeby on już się cieszył jak dziecko, Wyatt tak naprawdę był bardzo prosty w obsłudze, tylko ludzie często skreślali go już na starcie, bo on jednak często chował wszystko za maską tego dupka, na którego się kreował. No bo przecież nie mógł prowadzić negocjacji o te grube miliony, jako ktoś, kto może się czasem przestraszyć.
- Akurat w negocjacjach biznesowych, to ja jestem dzikie zwierzę... Lew - powiedział pewnym siebie tonem, bo tego to akurat Galen był mimo wszystko wciąż pewny. I kiedy wchodził do swojego biura, to jak ten lew, innej opcji nie było. Tam się nie mógł bać niczego.
Dopiero kiedy Mara zaczęła mówić o Cherry, to Wyatt aż przekręcił się na bok, a Suri odsunęła, podparł łokieć na leżance, a głowę ułożył na ręce.
- A chcesz znać moje zdanie Mara? - zapytał, ale nawet nie poczekał na odpowiedź, czy chciała, czy nie, i tak jej je powie - mnie się wydaje, że ona to zrobiła mi na złość. Ona bardzo lubi robić mi na złość... I wie doskonale, że ten słodziak mnie denerwuje, a to robi - powiedział i chociaż Suri nie wiedziała jaki słodziak... Pewnie wiedziała, bo podsłuchiwała, bo kiedy to powiedział zrobiła jakąś dziwną minę, na co Galen strzelił oczami i przekręcił się na plecy.
- Teraz przód, zacznij od skroni, może będę mógł lepiej myśleć - rzucił, a potem nawet zamknął oczy, kiedy zręczne palce masażystki dotknęły jego czoła. Tylko, że kiedy Mara powiedziała, że większość związków tak wygląda, to Galen znowu przekręcił się na bok, żeby na nią spojrzeć.
- Twój związek też tak wygląda? - zapytał od razu, bo Galen czasami tak miał, że walnął coś, zanim zdążył się dobrze nad tym zastanowić. Zastanowić na przykład, czy nie przekracza jakiś granic, pacjent-terapeutka. Ale był ciekawy. A poza tym Galen Wyatt był bardzo kiepski w utrzymywaniu jakiś granic i często je przekraczał, nawet nieświadomie.
Z jej kolejnymi słowami wypuścił mocno powietrzę z płuc, aż Suri mogła to poczuć na dłoniach.
- Ja pierdole... Wybacz za słownictwo, ale jeśli to co mówisz to prawda i ja podświadomie szukam sobie partnerki jak moja matka... To lepiej jednak w ogóle nie szukać, może mógłbym wrócić do tych różnych partnerek, niektóre były całkiem normalne, a niektóre nawet nie znały dobrze angielskiego - zaczął się głośno zastanawiać, aż ta masażystka popatrzyła znowu na niego krzywo, ale Galen tylko puścił jej oczko, bo teraz już leżał na plecach, a jego niebieskie tęczówki krążyły gdzieś po jej twarzy.
Jednak na to kolejne pytanie Mary, to Galen znowu przekręcił się do niej, a Suri zaczęła coś mruczeć, że jak ona ma pracować.
- Ramiona - poinstruował ją tylko Wyatt - nie mówiłem ci, że moja matka jest popierdolona? - Galen w ogóle nie przeklinał, ale kiedy myślał o matce to tak, bo on na nią nie znajdował innych, lepszych słów. To pasowało do niej idealnie.
- Jak ostatnio odwiedziła nas w mieszkaniu narzeczonej, to tak się pokłóciły, że Cherry, ta moja narzeczona, nazwała moją matkę... wywłoką. To jest podobno jakiś paskudny chrząszcz - stwierdził i znowu te jego niebieskie ślepia zrobiły wielkie koło, no przecież Galen wiedział co to wywłoka i to tłumaczenie Cherry było... - zresztą Cherry powiedziała, że moja matka jest paskudna, bo trochę jest - nawet bardziej niż trochę, ale Galen chyba nie chciał teraz tego tłumaczyć Marze, kiedy ta Suri tak nad nim zawisła masując mu ramiona. Ale coś mu przyszło do głowy.
- I moją matkę też czasem kochałem i nienawidziłem jednocześnie... - westchnął i aż znowu przekręcił głowę do rudowłosej - czyli jednak masz rację Mara - że te kobiety i te matki i te emocje, wszystko pasowało. Tylko, że Galen chyba nie chciał znowu przechodzić przez to co za dzieciaka.
- Co z tym zrobić? - zapytał w końcu, jakby naprawdę liczył, że Lakefield da mu teraz jakąś świetną, złotą radę. Tyle jej płacił, że mogłaby. Poradzić mu, jak nie wchodzić drugi raz w to samo bagno.
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
- Dlaczego sądzisz , że zrobiła Ci na złość?- spytała obserwując uważnie kolejne jego ruchy. Widziała, że nie może się skupić na masażu. Była to wina rozmowy? W końcu mężczyźni mają bardzo często problem z robieniem dwóch rzeczy na raz. Bycie masowanym i rozmawiać? To mogło być dla nich wyczynem. A może temat rozmowy był dla niego bardzo niekomfortowy i szukał drogi ucieczki? - Co jest także złego w tym sformułowaniu?- czemu tak bardzo nie chciał, aby jego penis był słodziakiem? Miała ku temu pewne swoje podejrzenia, ale chciała też zadać kilka pytań zanim wygłosi swoją opinię. W sesji nie chodziło o to, żeby terapeuta odpowiedział na pytania jak żyć i dał gotową instrukcję. Taka nawet niestety nie istniała. Ale poprzez odpowiednie pytania, nakierowywała pacjentów do samodzielnego radzenia sobie z emocjami i sytuacjami.
Tak jak ona poradziła sobie w tym momencie. Czy prawidłowo? Tego nie była taka pewna.- Niestety nie wybrałam męża na wzór ojca, bo moi rodzice do dzisiaj są razem szczęśliwi, a ja rozwiodłam się rok temu- powiedziała po krótkiej chwili ciszy. Zastanawiała się czy odpowiedzieć na to pytanie. Było ono bardzo osobiste, a to nie ona była na terapii, ale on. Jednak z drugiej strony czasami ciężko zyskać czyjeś zaufanie, samemu nie dając nic tajemniczego od siebie. Dlatego zdradziła co się wydarzyło w jej życiu, bez zagłębiania się w szczegóły.
Natomiast gdy się rozgadał o matce i narzeczonej, Mara już mu ani razu nie przerwała. Słuchała bardzo uważnie, aby nie przegapić żadnej ważnej informacji. - Poczekaj Galen. Na chwilę zatrzymajmy się w tym punkcie, ponieważ poruszyłeś wiele istotnych kwestii. Przede wszystkim jeżeli chodzi o związek - widząc podobieństwa między swoją narzeczoną, a matką, nie podejmuj od razu pochopnej decyzji o rozstaniu. Przecież oświadczyłeś się tej kobiecie, więc żywisz do niej prawdziwe, głębokie uczucia- podkreśliła to głośno i wyraźnie. Czuła podskórnie , że tej parze przydałaby się terapia dla par. Było tam wiele obszarów do opracowania. Wstała też i przeszła na fotel prosząc swoją masażystkę o zajęcie się jej stopami. Po godzinach codziennie spędzanych na szpilkach, uciskanie odpowiednich miejsc na pięcie przyjęła z cichym westchnięciem. - A czemu nazwała Twoją matkę wywłoką?- dopytała jeszcze szybko, zanim przeszła dalej. - A to że wybrałeś podświadomie kobietę na wzór matki może być spowodowane nie tym, że dawała Ci ona ukojenie i spokój, a relacja Twoich rodziców to jest jedyna znana Ci relacja z dzieciństwa. Pierwsza, z którą miałeś styczność, więc stawiasz ją sobie za wzór - świadomie bądź nie. Spróbuj się zastanowić czy widzisz podobieństwa między Twoim związkiem, a związkiem Twoich rodziców?- przypomniało jej się w tym momencie pytanie Cynthi o jej relację z rodzicami w kontekście tego, że całe lata wzdychała do pewnego mężczyzny. Te podobieństwa naprawdę były momentami straszne.
Galen L. Wyatt
-
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisątyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
- Dzięki Mara. A Ty znasz się na ludziach - powiedział powoli, bo to akurat był fakt. Musiał być, skoro Lakefield tak doskonale wiedziała jak go podejść, jak sprawić, żeby Galen Wyatt w jednej chwili poczuł się jakoś tak... lekko. Dobrze?
Jakby ten masaż dobrze zadziałał na jego spięte ciało, ale słowa rudowłosej dobrze zadziałały na mózg, na serce może nawet? Albo na duszę?
Galen nie umiał tego sprecyzować, ulokować w jednym miejscu. Bo przecież on miał z tym wielki problem, z tym, że nikt go nie chwali i nie widzi w nim jakiś pozytywów. Zaczynając od rodzinnego domu, przez narzeczoną, a kończąc na jego firmie.
Kiedy Mara zapytała o Cherry, to Galen znowu nabrał w płuca powietrze, znowu wypuścił je nosem.
- Często robiła... - powiedział po prostu, a wzrok utkwił gdzieś w suficie. Chyba rzeczywiście temat Charity Marshall zrobił się dla niego jakiś niekomfortowy.
- A jak myślisz Mara? Może samo sformułowanie nie jest złe, a tu bardziej chodzi o używanie go w wydźwięku złośliwym? Chociaż... Lwy nie są słodziakami - dodał, a później to już usiadł na tej leżance przytrzymując sobie ręcznik - dobrze Suri, znudziłem się, przynieś teraz te olejki eteryczne, tylko nie ten od którego kręci mi się w głowie - pośpieszył ręką masażystkę, a kiedy chciała go zapytać od którego kręci mu się w głowie, bo przecież nie każdy tutaj wie, to ta druga dziewczyna, która masowała Marę rzuciła tylko, żeby zapytała o to na recepcji. Galen zostawił tutaj tyle pieniędzy, że mogli to sobie akurat zapamiętać.
Ściągnął brwi i te niebieskie tęczówki wbił w Marę.
- Czemu się rozwiodłaś? To znaczy, że ja też powinienem się rozstać z Cherry? Lepiej szybko oderwać plaster... Coś w tym jest - stwierdził Wyatt i zamyślił się, chociaż przecież to wcale nie były słowa Lakefield, tylko jego. Ale czy on się tym przejmował? Nie, wcale.
Tak samo Galen nie za bardzo przejmował się tym, co Mara powiedziała później. Przeszedł się po tym małym gabinecie zakładając ręce na kark, rozciągając się jeszcze.
- Masz rację, ja jednak jej wcale nie kocham - powiedział, chociaż Mara przecież nic takiego nie zasugerowała. Ale Galen to jednak czasem sobie trochę dopowiadał, albo wyciągał z rozmowy co chciał.
W ogóle robił co chciał, więc on już po chwili chwycił sobie jakiś stołeczek, na którym zazwyczaj siedziały masażystki i przysunął się z nim do rudowłosej. Usiadł ramię w ramię z masażystką Mary, która uciskała jej stopy. Aż dziewczyna obejrzała się na niego skrzywiona, ale Galen się do niej ładnie uśmiechnął. Czarująco jakoś, a później zwrócił się do Mary.
- Bo moja matka jest wywłoką, zresztą to nieważne - wzruszył ramionami - związek moich rodziców był całkiem do dupy - znowu przeklął, aż sam spojrzał z ukosa na masażystkę, ale ona się za bardzo tym nie przejęła, więc Galen też kontynuował - nie znam żadnych dobrych związków - bo taka była prawda. Ludzie których znał Galen raczej unikali zobowiązań, albo mieli jeszcze większe problemy niż on. Same dramaty. Przysunął się z tym krzesełkiem jeszcze bliżej, tak, że Mara już chciała, czy nie, to musiała oprzeć drugą stopę, tę której nie masowała nie-Suri, na kolanie Wyatta, ukrytym pod ręcznikiem. Jeszcze mu ją mogła oprzeć na ramieniu, więc z dwojga złego to już chyba lepiej to kolano? Bo Galen nie zostawił jej nic w ogóle przestrzeni.
- Ale wiem, co mnie pociąga w kobietach, powiedzieć Ci? - i kiedy o to zapytał, to już się pochylał nad jej kolanem, ale ta jej masażystka parsknęła, a Galen się momentalnie wyprostował. Nie poczekał na żadne potwierdzenie ze strony Mary, tylko sam kontynuował.
- Jak są dobre. Kobieta powinna być dobra, prawda Suri? - obejrzał się na brunetkę, a ona wzruszyła ramionami, ale uśmiechnął się lekko - a ani Cherry, ani moja matka nie są - zakończył, a jego palce musnęły nagą skórę na stopie Mary, lekko, bo Wyatt był delikatny, w momencie, w którym Galen odstawiał ją na swoje miejsce, bo potem się odsunął robiąc miejsce masażystce.
Mara Lakefield