ODPOWIEDZ
27 y/o
Welkom in Canada
164 cm
primabalerina | The National Ballet of Canada
Awatar użytkownika
i am the summer sinking through the cold december of your soul
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

wipe those tears off
and make your'pa proud
outfit
Nigdy nie sądziła, że rocznice staną się dla niej trudnym zagadnieniem. W poprzednim życiu była ich ogromną fanką.
Jej kalendarz przepełniony był okazjami do świętowania, małymi i dużymi. Oczywiste, takie jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc, zapisywała na czerwono. Mniejsze, jak osobiste upamiętniania swoich osiągnięć czy relacji, markowała na niebiesko. W normalnych warunkach nie miałaby do tego specjalnie dwóch pisaków, ale tylko w ten sposób mogła zaznaczać szansę na to, że jej ojciec zjawi się na celebracjach. Czerwona - na pewno, inaczej matka nie da mu spokoju aż do następnego roku. Niebieska - prawdopodobnie wyśle kwiaty i prezent w przeprosiny, zajmując się rodzinnym biznesem. Był dla niego wszystkim, choć czasem miała wrażenie, że nie całość tego sformułowania, a ta biznesowa część trafiała do niego bardziej.
U niej było odwrotnie.
Uwielbiała świadomość rodziny zbierającej się w ich posiadłości, ich obecność, ich ż y c i e przedzierające się przez ściany niezależnie od tego, który pokój okupowała. Uwielbiała celebrować bliskich, cieszyła się ze spontaniczności, którą oferowali. Rocznice i święta przełamywały rutynę jej wysoce uporządkowanego życia, wprowadzały coś więcej niż pobudkę o szóstej, treningi i próby od dziewiątej do siedemnastej, wciśnięte między to wartościowe (lub mniej) posiłki i pełne wyczerpania noce. Robiły to w podobny sposób jak spektakle, które z tego samego powodu stały się jej ulubionym elementem nowego życia i pracy w Toronto.
Teraz rocznice były cierniem w jej boku, o którym za wszelką cenę starała się zapomnieć.
Udawała, że nie pamięta, ile lat miałby teraz jej starszy brat. Jeszcze wczorajszego dnia tak samo udawała, że wcale nie pamięta daty jego urodzin - grudniowych, bezsensownych, w końcu są tak blisko świąt, że nie można odpowiednio ich celebrować. Po pierwszej lampce wina błysk gwiazd wymalowanych na ścianach zdobionego atrium obserwatorium, w którym się znalazła, stał się lekko przyćmiony. Po drugiej pomyślała, że w ostatnich latach przestał pijać je do obiadu, przerzucił się na mocniejszy trunek, pieprzony alkoholik.
Taniec pod gwiazdami, organizowana przez kogoś z obserwatorium gala dobroczynna, zapierał jej dech w piersiach gdy otrzymała na nie zaproszenie. Gdy musiała umieścić jego datę w miejscu zaznaczonym na czerwono, jej entuzjazm nieco przygasł, ale dystans do wydarzenia napawał ją złudnym przekonaniem, że nie wpłynie to na jej plany w żaden sposób. Teraz tkwiła, pośród tego blichtru, pośród uśmiechniętych ludzi, skrzętnie szukających z nią kontaktu wzrokowego, z trzecią lampką wina w dłoni i zerową świadomością muzyki, którą zwykle dostrzegała na przyjęciach takich jak to.
Za to z całkowicie niezaburzoną percepcją gdy kątem oka zauważyła organizatorkę wydarzenia, mknącą do niej po raz trzeci przez szerokość sali. Wiedziała, że chciała z nią porozmawiać o wkładzie, którą Santorini mogłaby wnieść w tę fundację. Wiedziała też, że w przeciwieństwie do większości, nie mówiła tego w formie wypełnienia ciszy w rozmowie, biznesowego musimy się kiedyś spotkać, a - niestety - naprawdę chciała od niej wiążących odpowiedzi. A Elena nie miała dla niej odpowiedzi, nie miała odpowiedzi nawet dla siebie w tym momencie - miała jedynie potrzebę dzierżenia kieliszka z winem jak oręża, którym miała przedrzeć się przez hordę osób uprawiających zwykle lubiany przez nią networking, który teraz wbijał szpilki w jej trzewia.
- Cholera, przepraszam - wyrwało jej się, gdy zrobiła gwałtowny odwrót szukając ucieczki przed organizatorką - i wpadając prosto na stojącą obok kobietę, niemal wylewając na nią wino. Niemal, bo nawet jej chwilowe nieokrzesanie miało jakieś granice. - Potrzebuję się schować - dodała z nutą rozbawienia, okrążając kobietę pod pretekstem nawiązanej przez nich rozmowy - stawiając ją przy tym pomiędzy nią, a jej nadciągającą matką.
O czym nie wiedziała.

Remy Blythe
meow
nuda
28 y/o
CHRISTMASSY
165 cm
mechanik w Scarborough Auto Care
Awatar użytkownika
In the end even the stars
choose destruction over life.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona / jej / ją
typ narracjitrzecioosobowa / pierwszoosobowa
czas narracjiprzeszły / teraźniejszy
postać
autor

003
The night is young
outfit


Nigdy nie przepadała za publicznymi eventami. Jeszcze za czasów szkolnych, gdy do uczestniczenia w nich zmuszały ją społeczne konwenanse, robiła wszystko, aby uniknąć brania udziału w sztywnych, oficjalnych wydarzeniach i jak dotąd jej niechęć wcale nie zelżała. Wręcz przeciwnie, wraz z biegiem lat Remy jedynie nabrała przekonania, że tego typu imprezy nie były dla niej. Tłumy obcych ludzi, twarze wykrzywione w sztucznych, często fałszywie uprzejmych grymasach i cały ten niepotrzebny przepych — wszystko to sprawiało, że jej ramiona sztywniały, a włoski na jej karku stawały dęba.
Dziewczyna przesunęła spojrzeniem po zebranych w sali osobistościach, mimowolnie oceniając ich postawy i szykowne stroje, których wymagał podniosły charakter wydarzenia. No właśnie… Dresscode był jedynie kolejnym minusem na wydłużającej się z każdą chwilą liście powodów, przez które wolałaby być teraz gdziekolwiek indziej. Odruchowo poprawiła długi rękaw topu, a jej palce zacisnęły się na nóżce kieliszka z wyraźną frustracją. Dwuczęściowa sukienka, którą miała na sobie była efektem kompromisu, na który Ava ostatecznie zgodziła się pójść, gdy jej córka stanowczo odmówiła wciśnięcia się w pstrokatą kreację, którą wskazała jej kilka dni wcześniej w jednym z butików w centrum handlowym. Rems mogła albo pojawić się ubrana na własnych warunkach, albo nie pojawić się wcale i ten argument zapewnił jej wygraną w dyskusji, ale satysfakcja, którą czuła w związku z tym małym sukcesem rozpłynęła się, gdy tylko przekroczyła próg obserwatorium i uświadomiła sobie, że charytatywna zbiórka została przygotowana na znacznie szerszą skalę, niż się spodziewała.
Blythe cofnęła się instynktownie, kiedy jedna z uczestniczek imprezy obróciła się gwałtownie tuż przed jej nosem. Sapnęła w zaskoczeniu, oparła się dłonią o wysoki stolik dla równowagi i obrzuciła kobietę czujnym spojrzeniem. Rozluźniła się nieco dopiero, gdy wino w kieliszku brunetki przestało kołysać niebezpiecznie, grożąc zachlapaniem.
Moment później rysy Remy złagodniały. Prześlizgnęła się wzrokiem po sukience, którą nieznajoma miała na sobie, a potem powędrowała nim do kobiecej twarzy. Nie rozpoznała jej, ale nie znała tak naprawdę większości zaproszonych gości, więc nie przejęła się tym jakoś szczególnie. Tym, co zwróciło jej uwagę był wyraz twarzy jej towarzyszki, który emanował czymś na wzór desperacji albo paniki - nie była w stanie do końca stwierdzić.
Brwi Rems uniosły się. Zerknęła ponad ramieniem kobiety, a gdy ta odsunęła się chcąc ją wyminąć, dostrzegła wreszcie zbliżającą się ku nim matkę i jej oczy błysnęły zrozumieniem. Tak, cóż, Ava Blythe potrafiła tak działać na ludzi…
To jest nas dwie — wymamrotała podobnym tonem i odrywając obcas od posadzki, obróciła się zwinnie na podeszwie. Wsunęła wolne ramię pod łokieć nieznajomej, zanim ta zniknęła w tłumie i już razem z nią zrobiła kilka kroków do przodu.
Kiedy mijały niewielką grupkę pogrążonych w rozmowie urzędników, Rems dostrzegła swoją szansę. Nie był to może sposób na uniknięcie pościgu, ale na pewno idealna metoda na jego spowolnienie. Nie zastanawiając się nad tym zbyt długo, przybrała na twarz uprzejmy uśmiech i dotknęła ramienia jednego z mijanych mężczyzn. Zwolniła, zmuszając swoją towarzyszkę w niedoli do tego samego.
Dyrektorze Powell! — zagadnęła swobodnie i skinęła w kierunku sali, gdzie jej matka uparcie lawirowała między pozostałymi gośćmi, zdeterminowana, aby dopaść swoją ofiarę. — Ava ma z panem do przedyskutowania kilka istotnych kwestii… O! Właśnie tu idzie, w takim razie zostawiam ją w pana rękach — oznajmiła wesoło i posłała rodzicielce znaczący uśmiech, po czym przylgnęła do nieznajomej u swojego boku, odciągając ją pospiesznie w kierunku korytarzyka.
Musimy się pospieszyć, to nie zatrzyma jej na długo — ostrzegła i westchnęła lekko, na wpół zrezygnowana, na wpół rozbawiona.
Uwolniła ramię nieznajomej i poprowadziła ją wąskim przejściem do kolejnej, mniejszej salki, a potem schodami na piętro, skąd miały dobry widok na trwającą w najlepsze imprezę i jednocześnie mogły pozostać poza zasięgiem większości gości, jeśli tylko zbytnio nie zbliżą się do barierki.

Elena Santorini
Remy
na pewno metagaming i posty pisane przy pomocy AI (szanujmy się), co do reszty - za długo by wymieniać; dam znać
27 y/o
Welkom in Canada
164 cm
primabalerina | The National Ballet of Canada
Awatar użytkownika
i am the summer sinking through the cold december of your soul
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Ucieczka z miejsca takiego jak to nie należała do rzeczy wysoce skomplikowanych. Drzwi stały otworem, tłum, choć gęsty i przytłaczający, nie stanowił nieprzeniknionej ściany utrudniającej poruszanie się. Ludzkie przeszkody stojące jej na drodze wymagały wymijającego za chwilkę podejdę, inne - te schowane w objęciach nocy z papierosami w dłoniach i poważnymi konwersacjami na ustach - przeprosin, wczesnej pobudki następnego dnia bądź złym samopoczuciem.
Problem był w tym, że ucieczka, której potrzebowała Santorini, była zupełnie innego rodzaju.
Nie zamierzała przyznawać przed sobą, że ściany obserwatorium zaczynały ku niej napierać, powietrze robiło się gęste, parne, niemożliwie słodkie od przesytu używanych przez gości perfum. Lubiła miejsca takie jak to - oryginalne, interesujące, inne niż te, do których chadzała codziennie. Lubiła gości takich przyjęć, eleganckich, elokwentnych, prowadzących interesujące dla niej konwersacje. Ten dzień nie był przecież inny niż zwykle, ta gala nie różniła się od innych, na które uczęszczała - nawet jej sukienka nie była nowa, założyła ją na wydarzenie tego typu kilka miesięcy temu. Wszystko wokół niej było znajome, na tyle znajome na ile mogło być cokolwiek w Toronto.
Wyjść na zewnątrz oznaczało przyznać, że coś było nie tak. Więc zamierzała zostać, nieważne za jaką cenę - i nieważne ile kieliszków wina miała osuszyć, by płacenie jej okazało się znośne.
Jakaś jej cząstka wzdrygnęła się, gdy kobieta wsunęła swoje ramię pod jej łokieć w śmiałym, bezpośrednim geście - ale czy ona sama nie zaburzyła jej przestrzeni osobistej jako pierwsza, niezdarnie na nią wpadając? Ulga, którą odczuła gdy pociągnęła ją w innym kierunku zagłuszyła pojawiające się w jej umyśle zwątpienie z równą skutecznością, jak chlupoczące w jej kieliszku wino.
- Dziękuję - rzuciła ukradkiem, jeszcze nim dotarły do miejsca docelowego - za samo wykazanie inicjatywy, wskazanie jej kierunku, a zarazem stworzenie wymówki, dla której utrzymywanie kontaktu wzrokowego z organizatorką gali okazało się niemożliwe.
Nie sposób było nie zauważyć sposobu, w jaki brunetka poruszała się po przyjęciu - ani znajomych twarzy, które rozpoznała w tłumie kompletnie obcych dla Santorini ludzi. Gdyby nie jej strój, który, choć może niestandardowy, nadal wpasowywał się w eleganckie ramy w oczach Eleny, założyłaby, że być może pomagała przy organizacji tego wydarzenia. Event plannerzy rzadko jednak zbierali owoce własnych przedsięwzięć, a przynajmniej Santorini nie widywała ich przy stolikach z przekąskami, czy z kieliszkami alkoholu w dłoni, ubranych w ten sposób.
- Nie byłabym taka pewna naszego bezpieczeństwa. Ostatnio weszła za mną do łazienki - zauważyła z nutą rozbawienia, wchodząc do wnętrza wskazanego jej pomieszczenia. Cisza otuliła jej zmysły gdy muzyka stała się przytłumiona dodatkową warstwą ściany, a gwar przekształcił w odległy pomruk. - Widzę, że orientujesz się w tym miejscu lepiej ode mnie.
Odwróciła się, teraz, bez bezpośredniego zagrożenia na horyzoncie, móc przyjrzeć się kobiecie dokładnie. Wydawała się stosunkowo młoda, a coś w jej spojrzeniu i ułożeniu ciała podpowiadało Santorini, że nie bywała w takich miejscach zbyt często - a przynajmniej nie wydawała się w nich lubować.
- To które cię tu przywiodło? - zagadnęła, zerkając na jeden z ozdobnych plakatów, które zawędrowały nawet do tej małej sali. - Gwiazdy czy taniec?

Remy Blythe
meow
nuda
28 y/o
CHRISTMASSY
165 cm
mechanik w Scarborough Auto Care
Awatar użytkownika
In the end even the stars
choose destruction over life.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona / jej / ją
typ narracjitrzecioosobowa / pierwszoosobowa
czas narracjiprzeszły / teraźniejszy
postać
autor

Remy cofnęła się kilka kroków, a kiedy dotarła do ściany, wsparła grzbiet na miękkiej, burgundowej kotarze i wypuściła przeciągłe, pełne ulgi westchnienie. Ostrożnie odstawiła kieliszek z szampanem na okrągły stolik w kącie i zerknęła na jeden z dwóch, strzegących go po obu stronach, antycznych foteli. Pochodziły z epoki wiktoriańskiej albo edwardiańskiej, nie była w stanie przypomnieć sobie dokładnie i ściągnęła brwi w zamyśleniu, z którego wyrwał ją dopiero komentarz kobiety.
Tak, cóż, nie mam dla niej żadnego wytłumaczenia — odpowiedziała i z lekkim zażenowaniem przesunęła dłonią po twarzy. Zamarła w połowie tego ruchu, przypominając sobie w ostatniej chwili, że makijaż na jej oczach - jakkolwiek lekki - był podatny na uszkodzenia. Jej ramię opadło luźno i Blythe odchyliła głowę z wyraźną frustracją. — Spróbuj jej jednak wybaczyć. Kiedy w grę wchodzą wszystkie te szlachetne cele — wskazała niedbałym machnięciem dłoni w kierunku głównej sali w dole — zapomina, że nie wszyscy muszą podzielać jej entuzjazm w takim samym stopniu.
Zanotowała sobie w duchu, że po powrocie do domu będzie musiała odbyć z matką poważną rozmowę na ten temat. Dobre chęci nie zawsze będą w stanie usprawiedliwić jej niekonwencjonalne metody. Na litość boską, nie była przecież cholerną lichwiarką, próbującą ściągnąć stare długi, więc nie powinna była zachowywać się w ten sposób.
Przytłoczona zarówno całym eventem, jak i poczynaniami Avy, Rems wreszcie odepchnęła się od ściany. Przesunęła opuszkami palców po pozłacanej ramie, zdobiącej oparcie fotela, po czym obeszła go leniwie i opadła na poduchę, kompletnie ignorując plakietkę nie siadać, zabytek ustawioną na długiej stopce tuż obok stolika.
Przechyliła głowę i na moment podchwyciła wzrok nieznajomej. O dziwo, nie poczuła się wcale skrępowana intensywnością spojrzenia, które przesunęło się po jej sylwetce. Nie była może fanką bycia centrum cudzej uwagi, ale wierzyła w zasadę quid pro quo i skoro sama wcześniej nie miała oporów, aby przyglądać się kobiecie, była jej winna podobną kurtuazję.
Kiedyś pewnie odpowiedziałabym, że gwiazdy — mruknęła i zaśmiała się cicho. Pochyliła się nieznacznie, aby poprawić ułożenie materiału spódnicy zanim zarzuciła nogę na nogę, dla wygody wysuwając kolano przez rozcięcie. — Niestety, padłam ofiarą Avy Blythe jeszcze zanim upatrzyła sobie ciebie. Można więc powiedzieć, że jestem tu jako jej lewa ręka — oznajmiła, wykrzywiając usta w zbolałym grymasie, który dla wprawnego oka mógł być sygnałem świadczącym o tym, że raczej nie zjawiła się na wydarzeniu z własnej, nieprzymuszonej woli.
Zawsze jednak mogło być gorzej… Bycie prawą ręką Avy wiązało się zapewne ze znacznie dłuższą listą obowiązków. Na szczęście ta przykra rola przypadła w udziale jej asystentce i Remy nie mogłaby być chyba bardziej wdzięczna za jej istnienie niż w chwilach takich, jak ta.
Wiesz… — zagadnęła po chwili, sięgając po kieliszek z szampanem. — Jeśli chcesz, mogę wyprowadzić cię stąd tylnym wyjściem. Nikt pewnie nawet nie zorientuje się, że zniknęłaś — zaproponowała, zaraz potem upijając spory łyk alkoholu. Nie mogła w końcu wiedzieć, że kobieta nie ma żadnych oporów przed wymaszerowaniem z obserwatorium głównymi drzwiami. — Jest tu więcej tancerzy, będących w stanie skupić na sobie jej uwagę — dodała z nieznacznym rozbawieniem, zdradzając tym samym, że sama Blythe nie ma większych wątpliwości co do tego, co przywiodło tu brunetkę.
Jej dedukcja była prosta... Abstrahując już nawet od postawy typowej dla praktykantów zawodowych, parkietowych pląsów, gdyby kobietę przywiodły tutaj gwiazdy, Rems przynajmniej kojarzyłaby jej twarz.

Elena Santorini
Remy
na pewno metagaming i posty pisane przy pomocy AI (szanujmy się), co do reszty - za długo by wymieniać; dam znać
27 y/o
Welkom in Canada
164 cm
primabalerina | The National Ballet of Canada
Awatar użytkownika
i am the summer sinking through the cold december of your soul
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Sposób, w jaki kobieta wypowiadała się na temat organizatorki wydarzenia wydawał się poufały. Prawdopodobnie jeden, lub dwa kieliszki wina temu Santorini dostrzegłaby podobieństwo ich rysów, ale w obecnej chwili zrzuciła to na karb wspólnej pracy, czy też innego rodzaju znajomości. Może też alkohol nie byłby dla niej przeszkodą, gdyby nie była w tej chwili pochłonięta samą sobą - w ten egoistyczny sposób pozwalając, by jej wzrok zawieszał się na losowych punktach przestrzeni, myśli powracały na terytoria, z których za wszelką cenę starała się je wypędzić.
Gdy nieznajoma ruszyła w stronę zabytkowych foteli, bezwiednie podążyła za nią. Jej spojrzenie prześlizgnęło się po ich miękkim materiale i zdobionych ramach. Wyglądały pięknie, choć jednocześnie zastanawiała się nad tym co robiły w miejscu takim jak to - kojarzącym jej się z patrzeniem w przód, a nie w tył.
Gdy brunetka niespodziewanie wtargnęła w jej pole widzenia, zamarła na ułamek sekundy - wtedy, gdy, z niemal o b o j ę t n ą miną zajęła jedno z dwóch siedzisk, które przecież ewidentnie były tutaj wyłącznie elementem wystawy. Nie wiedziała, co wzbudzało w niej większy protest - ryzyko, że siedząca na nich kobieta mogłaby w jakiś sposób uszkodzić tak piękny element historii, czy też bezpośrednia tabliczka zabraniająca robienia tego, co właśnie robiła.
Santorini jednak potrafiła zachować zimną krew i nie skomentowała tego ani słowem, choć z pewnością w jej oczach odmalowało się zaskoczenie.
- Interesujesz się astrologią? - zagadnęła, pozwalając, by kąciki jej ust uniosły się w wyrazie rozbawienia. W jej oczach żart ten był elokwentny - głównie dlatego, że o astronomii i gwiazdach nie wiedziała kompletnie nic, ale wiedziała, że nie są tym samym, co horoskop dołączany do porannej gazety. - Pracujesz tutaj? - dodała, notując lewą rękę w swojej głowie i przyglądając się kobiecie w tej nowej soczewce, którą dla niej odsłoniła.
Drugi z foteli aż prosił się, by na nim usiadła - Santorini zamiast tego uniosła kieliszek do ust, upijając z niego drobnego łyka. Zabytkowy, piękny mebel był dla niej wspomnieniem czegoś, co było - echem świetności, która nie miała nigdy powrócić. Zwykła tego typu wspomnienia rzeczy pielęgnować i czcić, a myśl, że miałaby ubrudzić materiał, lub - co gorsza - wylać na niego wino skutecznie trzymała ją z dala.
- Nie chciałabym nikogo urazić. A podejrzewam, że ze wszystkich osób, ta jedna natychmiast zorientowałaby się, że wyszłam - machnęła ręką, uśmiechając się do kobiety lekko. - Dziękuję za propozycję.
Niewdzięczna to słowo, którym nigdy nie lubiła być opisywana - a taka właśnie się czuła. Nie było żadnego powodu, dla którego miałaby uciekać z pięknego, wystawnego balu, na którym organizatorka chciała spotkać się z nią i porozmawiać o pomaganiu potrzebującym. Dziura w jej trzewiach była nieracjonalna, a Santorini nie lubiła zachowywać się nieracjonalnie.
- Jestem Elena - przedstawiła się wreszcie, w swoim odczuciu nieco zbyt późno, i wyciągnęła do kobiety dłoń. - Na ogół mniej narzekam.

Remy Blythe
meow
nuda
28 y/o
CHRISTMASSY
165 cm
mechanik w Scarborough Auto Care
Awatar użytkownika
In the end even the stars
choose destruction over life.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona / jej / ją
typ narracjitrzecioosobowa / pierwszoosobowa
czas narracjiprzeszły / teraźniejszy
postać
autor

Jeszcze kilka lat temu Remy prawdopodobnie zareagowałaby dokładnie w taki sam sposób, przed potencjalnym zbezczeszczeniem fotela biorąc pod uwagę zarówno jego wartość estetyczną, jak i historyczną. Ba! Istniało całkiem spore prawdopodobieństwo, że gdyby zjawiła się w obserwatorium w jakichkolwiek innych okolicznościach, zajęcie tego miejsca w ogóle nie przeszłoby jej przez myśl, bo też nie byłoby powodu, aby zaszywać się w tej alkowce, jak robiły to obecnie…
Poszanowanie dla reguł było w niej zwykle głęboko zakorzenione i Blythe nie zwykła kwestionować cudzych zasad, szczególnie jeśli miały na celu chronić, a nie tylko ograniczać dla cudzego widzimisię, jednak stres i dyskomfort, które odczuwała w związku ze swoim aktualnym położeniem sprawiały, że jej prywatny kompas moralny zaczynał szwankować.
Bynajmniej — odpowiedziała i zaśmiała się cicho, bo już sama myśl o tym wydawała jej się wystarczająco absurdalna. Nie miała pewności czy jej towarzyszka należy grona osób wierzących w wyższość astrologii ponad faktyczne i udowodnione metody badawcze, więc zaraz nakryła usta wierzchem dłoni i odchrząknęła, nie chcąc jej przypadkiem urazić. Chociaż, gdyby brunetka rzeczywiście okazała się fanką horoskopów, byłoby na to pewnie odrobinę za późno. — Ale jak teraz o tym myślę, moje życie byłoby zdecydowanie prostsze, więc może warto to rozważyć? — mruknęła z rozbawieniem, posyłając nieznajomej znaczące spojrzenie.
Zaraz potem pokręciła przecząco głową i ściągnęła łopatki, prostując nieco kręgosłup. Jej postawie daleko było do swobodnej elegancji, z jaką poruszała się czy - w tym przypadku - stała druga kobieta, jednak nawet Rems potrafiła zachowywać pozory, jeśli tylko odpowiednio się skupiła.
Nie, ale spędzałam tu całkiem sporo czasu jako dziecko — przyznała wreszcie z lekkim ociąganiem, a jej spojrzenie mimowolnie prześlizgnęło się przez salę. Coś, być może cień sentymentu, odbiło się na moment w jej rysach, zanim ponownie skupiła swoją uwagę na towarzyszce.
Nie przejmuj się, to była tylko luźna propozycja — zapewniła, w żadnym razie nie mając w planach brać sobie do serca jej odmowy. Szczególnie, że brunetka zdawała się mówić szczerze, co było całkiem miłą odmianą.
Blythe zakołysała leniwie kieliszkiem, a jej wzrok zsunął się na wyciągniętą dłoń. Podjęcie decyzji o jej ściśnięciu zajęło jej może ułamek sekundy, resztę poświęciła na wewnętrzną walkę o to czy powinna się w tym celu podnieść, czy też nie. W końcu jednak oparła obie stopy na drewnianym parkiecie i dźwignęła się do pionu. Ujęła palce kobiety i odnalazła jej spojrzenie.
Remy — przedstawiła się w odpowiedzi i parsknęła lekko. — Na ogół nie jestem wcale lepszym wsparciem moralnym.
Gdy znalazła się bliżej barierki, zerknęła w dół, na zgromadzonych na parkiecie gości, choć mniej z ciekawości, a bardziej w celu rozeznania się w sytuacji. Jakby na zawołanie, jej matka uniosła głowę i mrużąc oczy posłała córce wymowne, pełne irytacji spojrzenie. Rems uśmiechnęła się odruchowo i delikatnie szturchnęła biodrem Elenę.
Musimy chyba poszukać nowej kryjówki — mruknęła, ale zamiast się ruszyć, upiła długi łyk szampana, całkowicie opróżniając swój kieliszek.


Elena Santorini
Remy
na pewno metagaming i posty pisane przy pomocy AI (szanujmy się), co do reszty - za długo by wymieniać; dam znać
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Kanadzie”