- 
				 I’ve got 99 problems and some wine to ignore them all I’ve got 99 problems and some wine to ignore them all nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Mabel już od jakiegoś czasu tkwiła przy kuchennym stole, gapiąc się tępo w ekran laptopa. To niezdrowe co robiła. Rzuciła się w wir pracy, unikała ludzi i próbowała odwlec w czasie moment ponownego spotkania z rodziną i przyjaciółmi. Nie miała siły udawać przed nimi, że wszystko jest świetnie. Potrzebowała jeszcze chociaż kilku dni, aby się otrząsnąć i uwierzyć, że jest w domu. W bezpiecznym Toronto, gdzie żaden pocisk nie spadnie jej na głowę.
Do Kanady wróciła ledwie tydzień temu, a już zdążyła, wziąć na siebie pierdyliard tematów do przeredagowania, zepsuć ekspres do kawy, wylądować w szpitalu i spotkać tam swojego byłego. I nie, wcale nie wyglądało to jak w filmach. Była rozczochrana, blada, z wbitym wenflonem i w pieprzonej, szpitalnej piżamie w kratkę. Zdecydowanie nie tak chciała się zaprezentować na „spotkaniu po latach”. Miała wyglądać obłędnie i rzucić mu pewny siebie uśmieszek mówiący: „Zobacz, radzę sobie bez ciebie świetnie”!
A co zobaczył? Że prawie umarła, bo utknęła w ciemnej windzie.
Jęknęła i schowała twarz w dłoniach. Co za żałosna scena. Wszystko przez pieprzoną awarię prądu. Gdyby wtedy nie zgasło światło, nie dostałaby ataku paniki. Zawsze była twardzielką, ale od czasu gdy redakcja wysłała ją w sam środek wojny, nawet taka błahostka jak ciemność wprawiała ją w przerażenie. Instynktownie spojrzała na żarówkę nad głową, a potem przez okno. Nawet nie zauważyła, kiedy nastał wieczór. Chłodny i… czarny. Przeszedł ją dreszcz. Jeśli ta dyndająca żarówka się przepali i pochłonie ją mrok, znów może jej coś odbić. Kolejny raz wyląduje w szpitalu, dysząc, jak jej stare BMW na trzecim biegu pod górkę, robiąc przy tym piorunujące wrażenie na Romainie w swoich kapciach z króliczymi uszami, rozciągniętej koszulce z napisem „good girls want bad guys” i nieświeżymi włosami.
Zatrzasnęła laptopa.
Zeskoczyła z wysokiego krzesełka i zapaliła światło w pokoju dziennym. Oraz na korytarzu. I na schodach. Tak na wszelki wypadek. Po czym weszła pod prysznic, żeby zmyć z siebie kurz całego dnia… i wszystkie głupie myśli.
teddy darling
- 
				 easy, tiger, don't you cry easy, tiger, don't you cry
 people gonna love you, then thy're gonna leave you
 that's just the way of life nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Teddy gwałtownie wcisnęła hamulec, nie zważając na to, że ktoś mógł za nią jechać i zatrzymała samochód na środku ulicy. Ktoś wkradł się do domu Mabel. Nie było innego wyjaśnienia. Ktoś włamał się tam i właśnie plądrował jej dobytek. Podjechała bliżej krawężnika, parkując srebrną Toyotę bliżej prawie na chodniku, bo kompletnie nie umiała obchodzić się z mniejszymi pojazdami. Z wozem strażackim jak najbardziej, ale osobówki stanowiły dla niej prawdziwe wzywanie. Ale kto przejąłby się czymś tak nieistotnym, kiedy w pobliżu grasował włamywacz? Na pewno nie Darling.
W pierwszym momencie wpadła na pomysł, żeby po prostu wezwać policję, ale wtedy włamywacz mógłby się zorientować, że coś było nie tak i zdążyłby uciec, dlatego zadecydowała, że zrobi to po swojemu.
Wyciągnęła ze schowka gaz łzawiący i wysiadła z samochodu, przemieszczając się w stronę budynku niczym zawodowy ninja. Chwilę później stała już przed drzwiami, jednak wchodzenie od frontu było zbyt ryzykowne. Teddy zrobiła szybkie rozeznanie. Uchylone okno! W kuckach przemieściła się pod parapet, sprawnie podciągnęła na rękach i zaraz była już w środku. A dokładniej w sypialni. Zacisnęła mocniej palce na pojemniku z gazem i zrobiła kilka kroków, żeby zajrzeć przez uchylone drzwi do wnętrza domu. Pusto. Złodziej musiał być w innym pomieszczeniu. Najpewniej w salonie. Albo gdzieś na piętrze. Ostrożnie pchnęła drzwi, ale te zaskrzypiały złowieszczo, co sprawiło, że Darling skrzywiła się ostentacyjnie, wydając z siebie cichy pomruk niezadowolenia.
Mabel Ellery
- 
				 I’ve got 99 problems and some wine to ignore them all I’ve got 99 problems and some wine to ignore them all nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Nie miała też telefonu by wezwać pomoc. Podbiegła do okna. Może gdyby związała wszystkie ręczniki, udałoby się jej stworzyć linę, po której mogłaby spuścić się na dół? Taa… i złamać kark. Nie, to zdecydowanie głupi pomysł.
Przebiegła od okna do drzwi i przekręciła zamek. Po prostu poczeka tu, aż włamywacz wyjdzie. I opędzluje całe mieszkanie.
Jezus Maria! Laptop! – wyrwało jej się w myślach.
Na nim było wszystko, jej całe życie zawodowe, wywiady, artykuły, tysiące zdjęć. I oczywiście, że nie miała kopii zapasowych. W końcu Mabel i rozsądek rzadko chodzili w parze.
Nie odda laptopa! Będzie go bronić do ostatniej kropli krwi! Złodziej będzie mógł wyrwać go jedynie z jej martwych rąk, bo wtedy i tak już nie będzie jej do niczego potrzebny.
Spojrzała jeszcze raz w lustro, kiwnęła głową, dodając sobie odwagi, i otarła wierzchem dłoni resztki pasty. Zaczęła się rozglądać za czymś, co mogłoby jej posłużyć za broń, ale nic się nie nadawało. Kosmetyki, beżowy dywanik, pałeczki o zapachu magnolii, które miały działać relaksująco. No, była zrelaksowana jak cholera!
Myszkowała po szafkach i szufladach, aż wreszcie trafiła na coś, co miało potencjał.
– No proszę… – szepnęła. – W końcu się na coś przydałeś, Sinclair… – dodała i wyciągnęła z szuflady zapalniczkę. Zawsze je gubił. Pewnie miała ich kilkanaście pochowanych w szufladach w całym domu.
Zerknęła na szafkę i chwyciła lakier do włosów. Ha! Domowy miotacz ognia!
Tak uzbrojona była gotowa na spotkanie ze złodziejem. Odrzuciła ręcznik z głowy, pozwalając, by mokre włosy opadły jej na ramiona i przekręciła zamek w drzwiach. Po cichu wyszła na korytarz i skradała się w stronę schodów. Krzywiła się, gdy stare drewno zdradzało niemal każdy jej krok. Przystawała wtedy i, z głośnym biciem serca, nasłuchiwała odgłosów z dołu.
teddy darling
- 
				 easy, tiger, don't you cry easy, tiger, don't you cry
 people gonna love you, then thy're gonna leave you
 that's just the way of life nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Wyszła na korytarz i wyjrzała zza futryny. Tutaj też nikogo nie było. W dodatku wszystkie rzeczy wyglądały na nienaruszone. Nie było bałaganu, przegrzebanych szuflad ani pootwieranych w pospiechu szafek. Darling zaklęła pod nosem i przeszła obok łazienki. Wcisnęła do niej głowę i upewniając się, że jest bezpiecznie, załapała za mopa. Mokre frędzle smagnęły jej twarz. To musiał być naprawdę porządny przestępca, skoro zdecydował się po sobie posprzątać i wyszorować. Namierzyła schody i zaczęła po cichu pokonywać kolejne stopnie. Na półpiętrze wzięła głęboki wdech i spojrzała do góry. Strumień światła przenikał przez dolną szparę w drzwiach.
Resztę schodów pokonała w podskokach i wyciągając przed siebie pojemnik z gazem, po czym niepewnie nacisnęła na klamkę. Kurwa, zamknięte. Niby jakim cudem? Spróbowała otworzyć drzwi jeszcze raz, ale bezskutecznie. Nawet naparła na nie ramieniem, ale zamek nie puścił. Ktoś był w środku i właśnie od tamtej strony je zakluczył.
— No dalej — syknęła pod nosem, ponownie łapiąc za klamkę. W końcu zaczęła się z nią szamotać jak dzika. Może przynajmniej tym sposobem spłoszy złodzieja i ten będzie zmuszony poszukać innej drogi ucieczki. Na przykład przed okno. Prosto na wyłożoną betonem ścieżkę. Łamiąc sobie kark. To brzmiało dość optymistycznie.
Mabel Ellery
- 
				 I’ve got 99 problems and some wine to ignore them all I’ve got 99 problems and some wine to ignore them all nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Nagle ktoś szarpnął za klamkę. Tętno znów jej podskoczyło.
– Zajęte! – zawołała i natychmiast skrzywiła się, kręcąc głową.
Kurwa, jakie „zajęte”! Weź się w garść, Mabel. Musisz być groźna! Ostra jak przecinak, czy jakoś tak… Ścisnęła mocniej lakier do włosów, zapalniczkę i wycelowała w drzwi.
– Odejdź, bo strzelam! – wrzasnęła.
Chciała zabrzmieć hardo i groźnie, ale zapiszczała jak mała dziewczynka. Czy miotaczem ognia się strzela? A może zionie? Swoją drogą, nie powinna powiedzieć „Stój, bo strzelam?”. Cóż, nie miała wprawy w rzucaniu gróźb. I w strzelaniu. Za to strzelano do niej. I to całkowicie niedawno, bo widocznie niektórzy kamizelkę z napisem „Press” traktują jedynie jako ciekawy dodatek do ubioru dziennikarza. Może to ją tak zahartowało i dlatego ta cała sytuacja nie wydawała jej się aż tak niebezpieczna? O wiele straszniej byłoby, gdyby złodziej wyłączył korki. Mabel, którą znów pochłonęła ciemność, nie pyskowałaby mu zza zamkniętych drzwi. Pewnie leżałaby skulona na dywaniku i w ataku paniki walczyła o oddech.
Ellery musi się porządnie zastanowić nad ubezpieczeniem. Jej talent do przyciągania kłopotów można by przynajmniej zmonetyzować, gdy skończy się jej dziewiąte życie.
– I policja jest już w drodze! – dodała.
Od tego powinna była zacząć. Wspomnienie o policji powinno być dobrym straszakiem. Dumna z siebie, że wpadła na tak genialny pomysł, podeszła do drzwi i przyłożyła do nich ucho, nasłuchując. Jednocześnie w myślach pakowała już torbę, bo zdecydowanie nie zamierzała tu dzisiaj spać. Przynajmniej wreszcie się przyzna się rodzicom, że wróciła już do Toronto i zaszyje w swoim dziecięcym pokoju.
teddy darling
- 
				 easy, tiger, don't you cry easy, tiger, don't you cry
 people gonna love you, then thy're gonna leave you
 that's just the way of life nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Hej! — rzuciła twardo, przyciskając ucho do drzwi. — Kto tam jest?! — szarpnęła klamkę tak mocno, że aż drewno zaskrzypiało. — Otwieraj! — zażądała. — Ale już!
Po drugiej stronie usłyszała szuranie i desperacki wrzask.
Odejdź, bo strzelam!
Serce Darling wróciło na swoje miejsce. To była najgorsza, najbardziej nieudolna groźba, jaką kiedykolwiek słyszała. A jednak rozpoznała ten głos od razu.
— Mabel? — zapytała, dalej ciągnąć za klamkę. — Zwariowałaś? To ja, Teddy!
Cisza. Tylko przyspieszony oddech zza drzwi, jak syk powietrza wypuszczanego ze zbyt mocno nadętego balonu. Przestała się szamotać, przyłożyła czoło do drewna i westchnęła ciężko.
— Otwórz te drzwi, zanim zrobisz sobie krzywdę tym twoim… Czymkolwiek tam wymachujesz — powiedziała spokojniej, ale z nutą irytacji, która miała zagłuszyć ulgę. — Serio, myślałaś, że jestem złodziejem? — w odpowiedzi nie usłyszała nic. — Mabel — spróbowała jeszcze raz, siląc się na większy spokój i opanowanie w głosie. Zupełnie jakby mówiła do kogoś, kto właśnie stał na krawędzi dachu. I znowu ta cisza. Potem szuranie i przyspieszony oddech, który wbijał się Teddy w ucho, które przyciskała do drzwi. W końcu coś zgrzytnęło. Chyba metal o płytki?
— Tutaj nie ma żadnych włamywaczy. Słyszałaś kroki na dole? To były moje kroki. Włamałam się, bo myślałam, że ktoś włamał się do twojego domu! — o wow, to dopiero brzmiało absurdalnie. Sama poczuła ulgę, że do domu Ellery nie zakradł się żaden włamywacz. Jednocześnie zżerało ją poczucie winy, że w ogóle doprowadziła do tej farsy i wlazła do cudzego domu jak złodziej, zamiast po prostu zapukać. Wstyd mieszał się z lekkim rozbawieniem.
Mabel Ellery
- 
				 I’ve got 99 problems and some wine to ignore them all I’ve got 99 problems and some wine to ignore them all nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Dopiero gdy przystawiła ucho do drzwi, słowa stały się jakby wyraźniejsze:
— Włamałam się, bo myślałam, że ktoś włamał się do twojego domu!
Mabel zmarszczyła brwi. Ten głos brzmiał znajomo, zupełnie jak…
— Teddy…? — wymknęło jej się cicho, po czym wyprostowała się gwałtownie.
Nagle zrozumiała. Pacnęła się w czoło tak mocno, że aż zabolało. Przecież nie powiedziała przyjaciółce, że wróciła do Toronto. Teddy musiała zauważyć światło w domu i od razu wyobraziła sobie najgorsze. Zrobiło jej się ciepło na sercu, że Teddy stanęła w obronie jej dobytku. Co prawda, zupełnie niepotrzebnie i prawie przyprawiła ją o zawał, ale to nie ważne. Liczyły się szczere chęci.
Mabel wyobraziła sobie Teddy stojącą na zewnątrz, wahającą się, czy wezwać policję, czy działać sama. I oczywiście nie nazywałaby się Teddy Darling, gdyby nie wkroczyła do akcji osobiście. W jednej chwili absurd tej sytuacji rozbawił ją do łez, ale sekundę później nieprzyjemny chłód przebiegł jej po kręgosłupie. Co, gdyby któraś z nich naprawdę była uzbrojona? Takie głupie nieporozumienie mogło zakończyć się tragedią. I to wyłącznie z jej winy. Szybko odsunęła od siebie tę myśl.
Osunęła się na podłogę, dławiąc śmiechem. Zakryła usta dłonią, by uciszyć chichot. Kiedy odetchnęła, postanowiła jeszcze trochę podrażnić przyjaciółkę:
— Theodoro Darling! — zawołała z przesadną powagą. — Jeśli to naprawdę ty, podaj hasło!
Cóż, nie miały żadnego hasła. Niech kombinuje.
- 
				 easy, tiger, don't you cry easy, tiger, don't you cry
 people gonna love you, then thy're gonna leave you
 that's just the way of life nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Dziwnym zbiegiem okoliczności włamywaczem okazała się Mebel. W sumie nie aż tak dziwnym, w końcu to był jej dom i miała prawo tutaj przebywać. W przeciwieństwie do Darling, której nie powinno tutaj być.
— No coś ty, Ellery, nie wydurniaj się! — zabębniła pięściami w drzwi, żeby przyjaciółka w końcu je otworzyła. — Jak mam ci udowodnić, że to naprawdę ja? — odsunęła się nieznacznie i podparła ręce na biodrach.
A potem Mabel zapytała o hasło. To było jakieś hasło? Teddy wróciła myślami do dzieciństwa, próbując sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek umawiały się na coś takiego. Na pewno nie. Miała dobrą pamięć do takich ważnych spraw, a niewątpliwie byłoby to wtedy bardzo ważne.
— Co? — wypaliła, opuszczając bezwładnie ręce wzdłuż ciała. Zdurniała. — Kurwa, nie wiem... Ptaki latają kluczem? — wyrzuciła bez większego namysłu. Jak to nie było świetne hasło, które sprostałoby wymogom Ellery, to Teddy nie wiedziała, co innego mogłoby nim być. — Słuchaj, jak jestem zbyt mało wiarygodna, to mogę do ciebie zadzwonić, ale podejrzewam, że nie masz przy sobie telefonu. O, wiem! — Darling aż podskoczyła z tego olśnienia. Przecież wystarczyło wspomnieć jakiś szczegół z dziecięcych lat, o którym nie wiedział nikt, oprócz ich dwóch. — Pamiętasz, jak chciałyśmy bez wiedzy rodziców zrobić własną lemoniadę, żeby ją sprzedawać przed domem? — zapytała, nasłuchując jakiejś reakcji. — Tak, tę samą, która wybuchła w kuchni, bo nasypałyśmy do wody gazowanej sody oczyszczonej zamiast cukru? — Teddy uśmiechnęła się pod nosem, wspominając tamten moment.
Nabuzowana woda wystrzeliła do góry tak gwałtownie, że płyn znalazł się na całym, świeżo malowanym na granatowo suficie państwa Darling. Rodzice się wściekli, a one miały tak przekichane do końca wakacji. I to za co? Za to, że chciały sobie dorobić latem na drobne wydatki? Wtedy siedmioletnia Teddy przekonała się, że życie jest kompletnie niesprawiedliwe.
Mabel Ellery
- 
				 I’ve got 99 problems and some wine to ignore them all I’ve got 99 problems and some wine to ignore them all nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Na wspomnienie o nieudanej próbie zrobienia lemoniady roześmiała się w głos. Ale im się wtedy oberwało… Choć właściwie rodzice Teddy powinni być dumni. Nie dość, że w tak młodym wieku okazały się bardzo przedsiębiorcze i chciały dorobić do kieszonkowego, to przy okazji dokonały udanego, a nawet spektakularnego doświadczenia chemicznego!
Ostatkiem sił otworzyła drzwi. Była dosłownie spłakana ze śmiechu. Całe szczęście, że zdążyła wcześniej zmyć makijaż, bo wyglądałaby teraz jak trzęsąca się panda.
– Dla… dlaczego… takie rzeczy – wydyszała między kolejnymi wybuchami śmiechu – zdarzają się tylko nam?! – udało jej się wreszcie wykrztusić spoglądając na przyjaciółkę ze łzami w oczach. W tej jednej krótkiej chwili czuła się znowu jak dawniej. Brakowało jej takiej dawki śmiechu.
Wzięła głęboki wdech i oparła się o framugę drzwi. Poczuła, że musi się jakoś usprawiedliwić. W końcu ta cała akcja wyniknęła z jej winy.
– Przepraszam, że się nie odezwałam, kiedy wróciłam, ale… – urwała. Ale co? Nie miała siły udawać dawnej, beztroskiej Mabel? Nie po tym, co zobaczyła w Europie? Nie po tych niekończących się nocach spędzonych w schronie, kiedy miała wrażenie, że ziemia drży w samych podstawach i nie miała pewności, czy wyjdzie z niego cało?
Była pewna, że najbliżsi natychmiast wyczują zmianę, a tego właśnie chciała uniknąć. Nie zamierzała ich martwić, nie chciała słyszeć o „stresie pourazowym” ani pozwolić, by zaczęli ciągać ją po gabinetach lekarzy. Nie. Nigdy w życiu. Wmawiała sobie uparcie, że to tylko chwilowa… niedyspozycja. Że za kilka dni wszystko wróci do normy. Że ona wróci do normy.
– Ale musiałam się rozpakować, ogarnąć pocztę, reanimować kwiatki… wiesz, jak to jest – powiedziała i zmusiła się do uśmiechu.
– I zdecydowanie musimy ustalić jakieś hasło. Tak na wszelki wypadek – dodała, zabierając z rąk Teddy mopa i z konsternacją malującą się na twarzy, zastanawiała się dlaczego w ogóle przyjciółka chciała myć podłogę.
teddy darling
- 
				 easy, tiger, don't you cry easy, tiger, don't you cry
 people gonna love you, then thy're gonna leave you
 that's just the way of life nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Ale ty jesteś durna — skwitowała i gdy Mabel zaczęła te wszystkie tłumaczenia, chwyciła ją za ramiona, przyciągnęła do siebie i przytuliła mocno.
Nie widziały się wystarczająco długo, a ona nie potrzebowała wyjaśnień. Miała tylko mały żal, że Ellery nie dała jej znać, wtedy Teddy mogłaby jej jakoś pomóc w porządkach. Nawet teraz była w pełnej gotowości, dzielnie dzierżąc mopa w dłoni.
— Daj spokój — powiedziała tylko, kiedy wypuściła ją z ramion. — Nie musisz nic mówić. Poważnie. Opowiesz mi w swoim czasie — posłała jej ciepły uśmiech, ale zaraz uświadomiła sobie, że to Mabel może potrzebować jakiegoś sensownego wyjaśnienia, co właściwie Darling robiła w jej domu. — Słuchaj, nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie te zapalone światła. Byłam święcie przekonana, że ktoś plądruje ci dom. Przysięgam! Widzisz, jakbyś dała znać, to uniknęłybyśmy tej absurdalnej sytuacji, a ja nie musiałabym się zakradać do ciebie jak jakiś pierdolnięty złodziej — zaśmiała się krótko i odprowadziła wzrokiem kij, który Ellery odstawiła na bok. Następnym razem będzie chyba musiała pomyśleć o lepszym narzędziu do samoobrony.
— Zdaję sobie sprawę z tego, że jest już późno, ale od razu mówię, że nigdzie się stąd nie wybieram — zastrzegła z nadzieją, że przyjaciółka nie będzie chciała jej się zbyt szybko pozbyć. Nie mogły od razu nadrobić wszystkich zaległości, ale mogły przynajmniej przez chwilę nacieszyć się sobą i wypić jakąś herbatę.
Mabel Ellery

 
				