Baby, I'm thinking it over
 what if the way we started made it something cursed from the start?
STATUS: AKTUALNE | 13.10

 
 
 Zalewając kawę, zawieszam na tobie wzrok kolejny raz kiedy namiętnie wczytujesz się w swoją książkę pewnie o jakiejś teorii kochania, jakbyś chciał wyczytać z niej coś, co mogłoby nas uratować. 
Nie mówię nic, bo kolejny dzień z rzędu, nasze interakcje są minimalne. Patrzę w nadziei, że wszystko się jeszcze ułoży. 
Wrzątek zalewa mi palce trzymające kubek, ale pogrążona w zamyśleniu reaguje dopiero wtedy, kiedy mi o tym uświadamiasz. 
„Georgia” - mówisz cicho i niezwykle kojąco, że nie zwracam uwagi na nic innego - „Georgia, co Ty robisz?” - masz na myśli wrzącą wodę, ale ja myślami wędruję w zupełnie w innym kierunku. 
„Chyba sama już nie wiem” - odpowiadam beznamiętnie, spoglądając na palce swojej dłoni, która zaraz odkłada czajnik elektryczny na swoje miejsce. 
Wlewam do kawy mleko, wsypuje cukier i mieszam, a dźwięk obijanej o ceramiczny kubek łyżki rozdrażnia względny spokój pomieszczenia. 
„Co myślisz o pójściu na terapię?” - pytasz, na co ja unoszę brew w zapytaniu. 
„Małżeńską?” - dopytuje, unosząc kubek z gorącą kawą do ust. 
„Niekoniecznie. Uważaj, wydziabiesz sobie oko” - jak zwykle komentujesz moje picie z łyżką w środku.
„Terapią?” - śmieje się cicho, bardziej do siebie niżeli męża, choć doskonale wiem, że żadne z nas nie jest w nastroju na żarty. Tak jak i oboje wiemy, że na tę rozmowę było prawdopodobnie za późno. 
A może jedno z nas zdawało sobie z tego sprawę bardziej niż drugie. 
„Myślę, że ta terapia mogłaby ci pomóc” - ignorujesz mój nieśmieszny żart, minę mając jakbyś właściwie się o niego trochę bardziej zezłościł. 
„Mi?” - pytam. 
„Tak, tobie. Wiesz, że jestem pewny tego małżeństwa i chce je naprawić” 
„Tom, tutaj nie ma czego naprawiać. Wszystko jest w porządku, mówiłam ci.” - odpowiadam wyuczona, z równe dopracowaną i przekonującą mimiką. 
„Nic nie jest w porządku. Traktujesz ten dom jak hotel i zaczynam mieć wrażenie, że to przez to, że starasz się mnie unikać. Cholera, przecież to jest najdłuższa konwersacja jaką mieliśmy przez tygodnie.” - choć jesteś daleko, niemalże czuję drżenie twojego głosu na swojej skórze. Serce przyspiesza, a policzki zaczynają płonąć z poczucia winy. Oboje wiemy, że to co się z nami dzieje, było wyłącznie moją winą. 
Podchodzę do ciebie powoli i wyciągam książkę z twoich palców, by odrzucić ją na stolik do kawy. Spotykam się z niezadowolonym mruknięciem ale także zdziwionym spojrzeniem, w którym przebija się pewna tęsknota bliskości. 
Pakuje się więc na twoje kolana i ujmuje zarośniętą twarz swoimi delikatnymi w kontraście dłońmi.
„Po prostu potrzebuje czasu i przestrzeni” - mówię - „Możesz to dla mnie zrobić, Tommy?” 
„Czasu na co, Georgie?” - pytasz jednak, choć znacznie wolałabym byś milczał. Tak byłoby najprościej. 
„Na poukładanie sobie w głowie” - odpowiadam niemalże wbrew woli, przykładając palec do twoich ust zanim się oburzysz - „Dusze się, Tommy. Moje życie to jak mały ciemny pokój a ja mam klaustrofobię” - proszę, nie pytaj. Nie jestem gotowa i jestem pewna tego, że ty również. 
Zamykam ci więc usta pocałunkiem, a kiedy odwdzięczasz się jeszcze bardziej spragnionym, wiem, że nie masz ochoty teraz kontynuować rozmowy. 
Wzięliśmy ślub zdecydowanie zbyt wcześnie - pod presją rodziców i katolickiego otoczenia. 
Mieliśmy być perfekcyjni - na obrazku i w praktyce - i przez długi czas nam się to udawało. 
Teraz sama nie wiem, czego powinnam chcieć. Czy może ten czas i przestrzeń o którym mówią ci wszyscy ludzie wystarczy, żeby wszystko wróciło do n o r m y?
Choć, czy ta norma była czymś, czego chciałam ja?