To był ciężki dzień, bo kiedy Galen wrócił do biura, to okazało się, że nie będzie pracował sam, bo jego współpracownik z Nowego Jorku, z którym mieli wejść w spółkę wysłał do niego na szkolenie swoją córkę. Wyatt wcale nie chciał uczyć biznesu jakiejś rozpieszczonej księżniczki, ale to był ważny kontrahent, któremu tak po prostu nie mógł odmówić. Musiał się zgodzić, zacisnąć zęby i jakoś to przetrwać.
Tak jak musiał przetrwać te wyrzuty, które wciąż i wciąż mu robiła Cherry używając tego słowa, które go tak mierziło. Bo słodziak to nie jest złe słowo - powtarzała, dla Galena było. A jeszcze gorsze było to, że on wcale nie potrafił Cherry przekonać do swoich racji. On był uparty, ale ona chyba jeszcze bardziej.
Naprawdę wolałby dzisiaj wrócić do swojego apartamentu, a jednak wrócił do tego Marshall, bo przecież mimo tych kłótni oni wciąż próbowali być razem i wciąż się kochali. Chociaż jak będzie chciała z niego na siłę robić pantoflarza to może być różnie. Bo chyba miłość to nie to, żeby kogoś na siłę zmieniać, a przynajmniej Galen tak myślał. A zresztą on nawet nie chciał się zmieniać i tak wiele już poświęcił dla Cherry, wiele swojego dawnego życia. Kiedy patrzył w lustro to zastanawiał się co mu zostało, oprócz tych intensywnie niebieskich oczu, a co zostanie jeśli ona wciąż będzie tak na niego naciskać?
Słodziak i pantoflarz, Galen Wyatt taki nie był i nie zamierzał być, nawet dla kobiety, którą kochał. A jeśli Charity tego w końcu nie dostrzeże, to może się to skończyć różnie. Ciągła walka też go już męczyła, zwłaszcza, że z sercem jeszcze wciąż nie było dobrze. Ta cała nerwówka odbiła się na ostatnich wynikach, o których on oczywiście nie powiedział Cherry ani słowa. Był pod kontrolą lekarza, starał się być odpowiedzialny, ale też starał się nie rezygnować zupełnie z siebie. Dużo rzeczy zmienił, poszedł na dużo ustępstw, ale były takie, których po prostu nie dało się przeskoczyć, nie dało się od tak ułożyć pod jej widzimisię. I taką rzeczą był ten słodziak i ten pantoflarz. Mogła się z nim kłócić, mogła mu wytykać, że to nie jest złe... Tak, kurwa, chyba w świecie słodziaków i pantoflarzy, bo na pewno nie Galena Wyatta.
Chodził poirytowany od kilku dni, bo po pierwsze lekarz znowu kazał mu uważać na serce, po drugie Cherry się denerwowała z byle powodu, po trzecie drażniła go Sky, a po czwarte brakowało mu...
Tak wielu rzeczy mu brakowało. To chyba denerwowało go najbardziej, jakiś taki cień przeszłości, który się za nim ciągnął, a do którego on wcale nie mógł wrócić. Chociaż...
Ktoś uważał, że mógł i że ta przeszłość dogoni go szybciej niż się spodziewał. Ktoś uważał, że wie co zrobił. Tylko, że tego nie wiedział nikt oprócz jego, Marcie i... Morgan?
Ale Morgan przecież nie żyła. To niemożliwe. To na pewno jakiś głupi żart.
Schował ten wymięty list, który czytał chyba sto razy, doszukując się w nim jakiegoś głębszego sensu, miedzy ubraniami w szafie u Cherry. I to był wielki błąd, bo kiedy wrócił do domu z biura, jeszcze zanim zdążył zdjąć marynarkę i odwiesić ją na wieszaku, to Cherry stała już przed nim z tym listem w dłoni. Poznał go od razu, zbyt wiele razy obracał go w palcach, żeby go nie poznać.
- Co to... jest? - mimo to zapytał unosząc jedną brew, a te niebieskie tęczówki spuszczając z jej rozgniewanej twarzy na dłoń, którą zaciskała na wysłużonym papierze.
Cherry Marshall

 
				
 
									