34 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
psychoterapeuta w CAMH
Awatar użytkownika
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjitrzecioosobowy
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Mara uśmiechnęła się z wdzięcznością słysząc komplement ze strony Galena. Wbrew pozorom, ale rzadko to słyszała. Najczęściej pacjenci po prostu przytakiwali albo mówili, że miała w czymś rację i dziękowali jej za pomoc. Ale niewielu potrafiło pochwalić ją w taki sposób. To było miłe. Tym bardziej teraz, gdy ostatni rok sprawił, że zaczęła wątpić w swoje umiejętności. Bo czy na pewno znała się na ludziach, skoro nie zauważyła, że wyszła za kłamcę? Jak mogła pomagać ludziom, jeżeli sama nie dostrzegała wieloletniego romansu swojego męża? A może w głębi duszy coś podejrzewała, ale dusiła te myśli w środku? To było znacznie gorsze.
Ale to on tutaj był pacjentem i jej uwaga była skupiona na jego problemach, nie na jej własnych. Chociaż naprawdę ciężko się było skupić będąc masowanym przez sprawne ręce nie-Suri. Jednak jej badawcze spojrzenie wychwytywało każdy sygnał, że temat narzeczonej staje się dla niego niekomfortowy. Musiała się jeszcze tylko przekonać czy to jest ten moment, gdy powinna go pociągnąć jeszcze bardziej, aby dotrzeć do źródła czy może na chwilę odpuścić?
- Galen, a czy zapytałeś się jej o to? Dlaczego to powiedziała? Jaki dla niej ma to wydźwięk? W relacjach najważniejsza jest szczera komunikacja- zasygnalizowała wyraźnie, bo nie chciała wyrażać tak mocnych opinii na temat jego związku, gdy nie miała całości obrazu. Dlatego zadawała kolejne pytania. Aż role się odwróciły i to on jej zadał to, które całkowicie ją wybiło. Galen był dosyć szczery i bezpośredni, więc nie była az tak zaskoczona jego ciekawością, więc jej twarz pozostała niewzruszona. Jednak część jej myśli odleciało w niechciane zakamarki. Tym bardziej czuła, że kierunek spotkania skręca w złym kierunku, gdy mężczyzna zaczął w zły sposób interpretować jej słowa.
- Nie. To znaczy, że powinieneś z nią szczerze rozmawiać- podkreśliła to bardzo stanowczo, ale wciąż starała się być przy tym łagodna, bo już zauważyła , że to jest znacznie lepszy sposób na niego. Był nietuzinkową osobą. Charakter ich spotkań, miejsca - nie były typowe. Mara wiedziała, że tak łatwo nie jest w stanie do niego dotrzeć, więc uznała, że może nieco zdradzić coś o sobie. Kolejny szczegół.- I tego właśnie zabrakło w moim małżeństwie, bo mój mąż zapomniał mi powiedzieć, że zakłada rodzinę z kimś innym- posłała mu lekki uśmiech, ale był to ten z rodzaju mało optymistycznych. Jej oczy na chwilę zaszły pewnym smutkiem. Nie tęskniła już za mężem. Po prostu te kłamstwa wciąż na nią działały.
A ona była dosyć uczuciową kobietą. Płakała na Love is blind! Więc gdy nagle skrócił dystans między nimi zmuszając ją do położenia stopy na jego kolanie, poczuła że puls jej nieco przyspieszył. Na pewno z wielu powodów, bo przecież to wciąż była terapia. On był jej pacjentem. Nawet jeśli byli owinięci samym ręcznikiem, a w sali były osoby trzecie słuchające ich rozmowy. Poza tym bez żadnego skrępowania zajął jej przestrzeń osobistą wręcz nie dając jej drogi ucieczki. A skoro o ręcznikach mowa, to przez sekundę, a nawet jej ułamek, zastanowiła się czy Galen ma coś pod tym ręcznikiem. I wystarczyło tylko przesunąć trochę stopą dalej, aby się przekonać i poznać odpowiedź na swoje pytanie. Była jednak na tyle rozważna, że bez nawet drgnięcia powieki wpatrywała się w niego jak gdyby nigdy nic.
- Galen, musimy trochę przyhamować- powiedziała, gdy skończył swój monolog. Czy chodziło jej o kontakt fizyczny między nimi? Czy jego interpretację jej słów i szybkie podejmowanie decyzji? To już zostawiała do jego interpretacji. Poprosiła nie-Suri, aby również poszła po te olejki czy co tam chciał Galen i wyprostowała się patrząc na mężczyznę, gdy zostali sami. Już coraz bliżej prawdziwej terapii!
- Kilka minut temu powiedziałeś, że myśląc o narzeczonej czujesz miłość i to taką, że nie istnieje taka na świecie. Teraz dochodzisz do wniosku, że jednak jej nie kochasz. To są dwie skrajne deklaracje w bardzo krótkim czasie. Martwi mnie to- zaczęła miękkim głosem, bo taka była prawda. - Na chwilę odsuńmy na bok temat narzeczonej. Zróbmy w takim razie jeszcze jeden krok do tyłu. Zastanów się co Ci daje szczęście? Wymień trzy rzeczy, które pierwsze przychodzą Ci na myśl , gdy myślisz sobie szczęście?- spytała pochylając się trochę do przodu ciekawa jego odpowiedzi.


Galen L. Wyatt
Jakoś miło
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

- W relacjach najważniejsza jest... - zaczął Galen i aż nabrał w płuca powietrze, a jego klatka piersiowa uniosła się i opadła, bo finalnie nie powiedział nic. Bo skąd niby Galen Wyatt miał wiedzieć, co jest najważniejsze w relacjach, jak te jego opierały się wyłącznie na seksie, albo na kłamstwach. Aż wywrócił oczami na te myśli.
- Komunikacja... - powtórzył, ale wzruszył ramionami. Bo właśnie sobie przypomniał, jak kiedyś umawiał się z francuską, udawał, że nie zna francuskiego i to był chyba jego najbardziej udany związek, kiedy on ją rozumiał, a udawał, że nie, a ona nie rozumiała go wcale. Ale może też udawała? Aż przechylił na bok głowę myśląc nad tym, a te niebieskie oczy utkwił w twarzy Mary.
- Ja uważam, że powinienem to zakończyć i znowu być wolnym człowiekiem - stwierdził, jakby to on tutaj był terapeutą, nawet miał dodać coś jeszcze, otworzył już usta, ale kiedy Mara powiedziała o swoim mężu, to ugryzł się w język. Niebieskie tęczówki odnalazły jej duże, piękne oczy. I przez chwilę patrzył w nie jakby... ze zrozumieniem? Ale skąd Galen mógł rozumieć takie rzeczy, kiedy to on zazwyczaj był tym nie mówiącym prawdy?
- Myślę, że cię nie kochał Mara, przykro mi - stwierdził i nawet przez krótką chwilę chciał do niej sięgnąć, do jej dłoni. Bo przecież Galen Wyatt mimo swoich wielu wad i tego całego zbrakowania emocjonalnego, znał się na tych wszystkich gestach. Pokrzepiające muśniecie dłoni.
Dotknięcie skóry na policzku, które sprawia, że po plecach przechodzą ciarki. W takie rzeczy Galen był całkiem dobry. Ale jej nie dotknął. Przysiadł się za to tuż obok, tylko, że to wcale nie miał być jakiś gest, który oznaczałby, że ją podrywa, po prostu Galen nie rozumiał za bardzo pojęcia przestrzeni osobistej, granic. Takich jak oni teraz powinni mieć miedzy sobą jako pacjent i terapeutka.
- Ale teraz znajdziesz kogoś, kto cię będzie kochał, szanował, nie zdradzał przede wszystkim, bo jesteś piękną, mądrą kobietą - powiedział zaraz z jakimś takim zapałem i błyskiem w tych intensywnie niebieskich oczach. Bo Galen taki był, uwielbiał komplementy i pochwały, ale też kochał je prawić. A zwłaszcza gdy widział w kimś dobro, widział w kimś te pozytywne cechy. Galen był empatyczny, chociaż często chował się za maską dupka, ale jednak... On miał chyba to dobre serce, tak jak powiedziała mu Pilar.
Dopiero kiedy Mara powiedziała, że muszą przyhamować, to się odsunął, zdystansował.
- Wybacz... - rzucił od razu - ale ja czasem nie umiem się zatrzymać - dodał i aż wstał z tego krzesełka, żeby znowu się przejść po pomieszczeniu. Dopiero po chwili usiadł na miejscu nie-Suri, ale już nieco dalej od Lakefield.
- Miłość czasem jest skrajna i trudna - powiedział powoli Galen. Chociaż... czy on wiedział co to jest miłość?
Wydawało mu się, że tak. Ale teraz to już, że nie.
Pokręcił głową i na moment schylił głowę, żeby przejechać palcami po twarzy, oparł łokcie o kolana pochylając się do przodu.
- Wolność. Adrenalina. Bycie dobrym - zastanowił się może chwilę i odpowiedział na jej pytanie o szczęście. Jedną krótką chwilę. A zaraz kolejną, gdzie już znowu w jego głowie pojawiła się kolejna teoria.
- I może dlatego, jak będę wolny, to będę szczęśliwszy i będę mógł się umawiać z różnymi kobietami. Na przykład z Tobą Mara, albo z Suri, albo z Pilar. I to będzie ekscytujące, czyli odpowiednia dawka adrenaliny - znowu się do niej podsunął z tym krzesełkiem, ale jednak zatrzymał się ciut dalej i tylko te jego niebieskie oczy wpatrzone były w nią jakoś tak intensywnie. Według niego to był świetny pomysł. Bycie wolnym. I tu nawet nie chodzi o te randki na prawo i lewo, o kobiety, a o bycie sobą po prostu. Galen tego tylko chciał, żeby ktoś go brał takim jakim jest. Ale Cherry nie umiała przecież.
Adrenalina, żeby jednak coś się działo, serce biło, pompowało krew, tak jak teraz, kiedy to jego serce zabiło jakoś mocniej, na samą myśl tylko o tym szczęściu.
I bycie dobrym, bo Galen chciał być dobry. Nie zawsze to było po nim widać, bo jednak często chował tę dobroć za maską dupka. Prezesowie nie mogą być tak po prostu dobrzy. A jednak on się starał, działał charytatywnie, nie obnosił się z tym. Galen był dobry.
- A Ty, co Tobie przychodzi na myśl, gdy myślisz o szczęściu Mara? - wypalił, chociaż chyba nie powinien takich pytań zadawać swojej terapeutce? Ale to był Galen, on często robił to, czego nie powinien.

Mara Lakefield
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
34 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
psychoterapeuta w CAMH
Awatar użytkownika
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjitrzecioosobowy
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Cały czas uważnie obserwowała Galena. Jak się poruszał, nabierał powietrza, ale nic nie mówił. Jak wzruszał ramionami i powtarzał jej słowa, jakby musiał sam je wypowiedzieć na głos, żeby to do niego dotarło. Widziała jak intensywnie myśli nad tym, co mu powiedziała, co oczywiście ją satysfakcjonowało. Nie musiał od razu się ze wszystkim zgadzać, ale przynajmniej ją słuchał i brał pod uwagę to co mówi, a to był bardzo duży plus.
Jednak kiedy nagle ich role się odwróciły, a on rzucił taką opinią o jej małżeństwie, momentalnie się spięła. Wyprostowała się i uciekła spojrzeniem gdzieś w bok. Wszędzie byleby tylko nie dostrzegł, że te słowa miały moc. Chociaż czy sama jej reakcja nie była wystarczająca? Zaskoczył ją swoją bezpośredniością i szczerością i to w tak delikatnej sprawie. Rzecz w tym, że Mara sama błądziła we własnych myślach jeżeli chodzi o ten temat. Nigdy nie pozwoliła sobie na to, żeby usiąść i przepracować go tak jak to robi ze swoimi pacjentami. Gdy tylko tamta kobieta pojawiła się w jej drzwiach oznajmiając, że jest w ciąży z jej mężem, wszystko potoczyło się lawinowo i nawet bez żadnych awantur. Jej małżeństwo zakończyło się w mgnieniu oka, a przecież trwało dziesięć lat. Musiało to coś znaczyć, prawda? Ale nigdy się nad tym nie zastanawiała nie pozwalając sobie nawet na uronienie ani jednej łzy. Josh z jej życia zniknął tak jakby nigdy nie istniał, ale słysząc, że jej nie kochał… To zabolało. Dlatego ani nie przytaknęła ani nie zaprzeczyła, bo w tym momencie sama nie wiedziała czy miał rację. Z kolei na jego kolejne słowa momentalnie otworzyła usta.
- Galen, to tak…-nie działa. Ugryzła się jednak w odpowiednim momencie zerkając na niego niepewnie. Bo czy mówiąc to, nie wyszłaby teraz na hipokrytkę? Mówiąc, że bycie dobrym i ładnym nie gwarantuje nam, że w naszym życiu pojawi się ktoś, kto będzie nas kochał bezgranicznie i szanował. Życie tak nie działa. Chociaż momentami jej terapia może wyglądać jakby właśnie chciała tak głosić. Czy to znaczyło, że już była hipokrytką? A może sama potrzebowała terapii?- Dziękuję za te słowa. To bardzo miłe z Twojej strony- pokiwała głową z lekkim uśmiechem chcąc już zakończyć ten temat. To była jego terapia, nie jej, a w tym momencie poczuła się, jakby ten balans zaczął się zacierać. Schodzili na bardzo niebezpieczną ścieżkę.
Dlatego z ulgą przyjęła jego kolejne wypowiedzi. Widać było, że próbuje się odnaleźć. Że próbuje znaleźć drogę dla siebie. Nie przerywała mu, słuchała uważnie opierając się wygodnie o oparcie i zakładając nogę na nogę, nieco zapominając że wciąż ma na sobie tylko ręcznik. W dodatku gdzie te masażystki? Kącik ust jej lekko drgnął, gdy wspomniał, że mógłby się z nią umawiać. Ani w teorii ani w praktyce nie mogliby, to było nieetyczne. W dodatku teraz nie w głowie jej byli mężczyźni i randki.
- Czyli nie tyle, że chcesz zerwać z narzeczoną, bo jej nie kochasz, a po prostu będąc w związku czujesz się ograniczany?- spytała chcąc doprecyzować jego myśli. Nie była pewna czy taki był tego kontekst, więc zanim odpowiedział, kontynuowała. - Nie zrozum mnie proszę źle. Nie uważam, aby szczęście zależało od bycia w związku. Człowiek przede wszystkim musi czerpać radość z bycia samemu ze sobą. Musi być szczęśliwy będąc sam, żeby związać się z kimś, bo tego chce, a nie dlatego, że tego potrzebuje- a tego Mara się już naoglądała i nasłuchała. Mnóstwo par przychodziło na terapię dla par, a powinni zacząć od tych indywidualnych dla siebie, bo problem polegał, że mieli jakieś swoje nieprzepracowane demony, które następnie rzutowały na związek. - Z tego też powodu zależy mi, abyś się zastanowił dlaczego chcesz się rozstać? - bo czy problem był w związku i jak ta relacja wyglądała czy może to on po prostu nie chciał być w związku ? Przynajmniej takim monogamicznym. Lakefield oczywiście nie będzie go oceniać i namawiać do zostania z narzeczoną, skoro tego nie chce, a jak na razie brzmi bardzo pewnie w tym co mówi.
I znowu z tą pewnością siebie zaskoczył ją kolejnym pytaniem. Zaczynała się czuć niepewnie. Jakby na zmianę byli swoimi terapeutami, a przecież ona była szczęśliwa, spełniona, wolna… Czego chcieć więcej? - Miłość - powiedziała zanim w ogóle to przemyślała. Co ona wyrabiała?!- I nie chodzi tutaj tylko o miłość romantyczną, bo jestem szczęśliwa będąc singielką- zaczęła mu tłumaczyć, co było po części oczywiste prawdą.- Chodzi o ludzi, którzy Cię otaczają - przyjaciele, rodzice, rodzeństwo. Kochając i będąc kochana jestem szczęśliwa- zakończyła i poczuła się teraz już zupełnie jak na jakiejś sesji. A przede wszystkim brzmiała jakby próbowała go przekonać, że to prawda. Nie. Jakby próbowała siebie przekonać.- Ale przede wszystkim trzeba kochać samego siebie. Kochasz siebie Galen? Umówiłbyś się ze sobą?- szybko powróciła do SWOJEJ roli jego terapeutki.


Galen L. Wyatt
Jakoś miło
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Oczywiście, że Galen widział jak się zmieszała na tej jego słowa, bo może i Wyatt był chaotyczny, był egoistyczny, złoty chłopiec w swoim idealnym świecie. Ale przecież on był też dobry w wyłapywaniu takich niuansów. W dobieraniu słów też był zazwyczaj dobry... Może dlatego gdzieś tam między tymi płytkimi słowami o tym jak jest piękna i mądra, chociaż on tak uważał. A Galen na czym, jak na czym, ale na pięknie, to akurat się znał.
Dodał.
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że jeśli się kogoś kocha to jest się z nim szczerym... - rzucił w niebieskimi tęczówkami utkwionymi w jej oczach - komunikacja i szczerość, to jest chyba ważne... najważniejsze - westchnął ciężko, bo u niego i Cherry też tego brakowało, tej kompletnej szczerości, jak wtedy kiedy potrafili sobie skakać do gardeł, a później wyznać miłość, ale szczerze. Bez ciągłego gryzienia się w język, bez sztucznych uśmiechów i słów, które tak naprawdę dalekie były od prawy. Bardzo dalekie.
Jego wzrok padł gdzieś na ścianę za jej plecami, dopiero kiedy wypowiedziała jego imię, to powrócił do jej twarzy. Zmarszczył brwi, gdy tak urwała, jakby zastanawiając się nad tym, co chciała powiedzieć. A może wiedział? Bo Galen Wyatt nie był głupi, całkiem bystry, tylko przy tym tak bardzo pogubiony. Jak dziecko, które uczy się świata, on też się cały czas uczył, emocji, uczuć, które przecież przez całe życie były mu tak jakoś odległe, jak ta miłość, której on nie doświadczył jako dzieciak, ani później też wcale nie.
W jego świecie może rzeczywiście wystarczyło być ładnym, żeby kogoś zauroczyć. Zaciągnąć do łóżka. Ale przecież... To przecież nie jest miłość.
Chciał jeszcze coś powiedzieć, jeszcze zostać w tym temacie mi-łoś-ci.
Ale kiedy podziękowała, on też tylko skinął głową. Bo to akurat też zrozumiał, postanowił nie drążyć tematu, chociaż prawda jest taka, że kiedy patrzył w te jej duże, błyszczące oczy, to zastanawiał się czego w niej brakło temu jej mężowi. A czego w nim zabrakło Cherry?
Wszystkim tym kobietom, które tak łatwo go ze swojego życia usuwały, jakby nie istniał czasem.
A przecież Galen istniał aż za bardzo, nie był cichy, nie był nijaki, i dawał z siebie wszystko. Za mało może.
Znowu fiksował się na różnych myślach, znowu szukał tego błędu w sobie. I dopiero te jej kolejne słowa sprawiły, że mózg stanął w miejscu, Galen też stanął, zatrzymał się gdzieś w pół kroku, kiedy chodził po tym pokoju, ruszając po kolei jakieś olejki. Bo rozemocjonowany Galen nie umiał usiedzieć w miejscu, a dzisiaj siedziało w nim tyle tych różnych emocji.
Przez chwilę trawił jej słowa, układał je w głowie, w ten typowy dla siebie sposób.
- Poczekaj... - podszedł do niej, ale nie usiadł, stanął obok - a co jeśli będąc z kimś w związku nie jesteś wcale sobą? Albo jesteś taką wersją siebie, której nie lubisz? Tracisz siebie... przez nią - bo Galen właśnie to czuł, że nie był sobą, że tracił siebie, w tym właśnie związku z Cherry. A to chyba łączyło się z tym, że szczęście nie zależy od związku. No i z tym, że on się czuł ze sobą szczęśliwy, na swój sposób, wtedy kiedy był sobą. A przy Cherry nie umiał już być.
Nie spodziewał się, że Mara odpowie na jego pytanie, co jej daje szczęście, ale kiedy to zrobiła, to uśmiechnął się lekko, a te jego niebieskie oczy przybrały tę barwę bezchmurnego nieba, jakąś taką cieplejszą. Miło mu było, że się przed nim otworzyła. Chociaż to co powiedziała sprawiło, że Galen opadł ciężko na to krzesełko obok niej, pochylił się do przodu i westchnął tak ciężko, że ten ciepły oddech zawędrował po jej kolanie gdzieś w okolice uda ukrytego pod ręcznikiem.
- Masz takich ludzi Mara? - zapytał, ale wcale nie podniósł głowy - bo ja nie mam w ogóle - i to nie jest wcale tak, że Galen dramatyzował. Tylko takie były fakty, że nawet jak miał zawał, to jego rodzice mieli to gdzieś. Jego siostra kopnęła go w tyłek w najgorszym momencie życia. Narzeczona też. Przyjaciółka to samo. A teraz jeszcze Pilar…
Dopiero na jej kolejne słowa poderwał do góry głowę, wzruszył ramionami.
- Tak. Umówiłbym się... - powiedział powoli, bo przecież Galen Wyatt tak naprawdę zyskiwał przy bliższym poznaniu, inna sprawa, że mało kto w ogóle chciał go poznać. Że ludzie brali go tak jakoś bardzo powierzchownie, przez pryzmat tego, co o nim mówili. Przez pryzmat jego paskudnie drogich garniturów.
- A Ty umówiłabyś się ze mną? - zapytał przechylając na bok głowę - ale nie dlatego, żebym zabrał cię do najlepszej restauracji w mieście. Nie licząc na weekend w Paryżu, albo prezent wart tyle, co przeciętny Smith wydaje w ciągu miesiąca. Tylko dlatego, żeby się dowiedzieć jaki jest Galen Wyatt, żeby go poznać? Umówiłabyś się ze mną? - zapytał patrząc prosto w jej duże, zielone oczy.

Mara Lakefield
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
34 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
psychoterapeuta w CAMH
Awatar użytkownika
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjitrzecioosobowy
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Zwróciła uwagę na tą zmarszczkę między jego brwiami, gdy urwała w połowie. Podejrzewała, że może się właśnie zastanawiać nad jej słowami i zachowaniem. W końcu była jego terapeutką i powinna się dzielić z nim swoimi przemyśleniami. Tylko rzecz w tym, że ta granica w ich relacji zaczęła się pomału zacierać. To już nie była rozmowa tylko o jego życiu i jego emocjach. Zaczęli poruszać też jej sferę i to tą najdelikatniejszą , bo rozwodu. Nie mówiła mu też wszystkiego, bo ona wiedziała dlaczego Josh od niej odszedł. Inna kobieta dała mu to, czego ona nie mogła - dziecka. Chociaż starała się i walczyła ze wszystkich sił nie mogła zajść w ciążę, a dla jej męża najwyraźniej przekazanie swojego DNA było znacznie ważniejsze niż małżeństwo z nią. To był dla niej cholernie ciężki temat i była wdzięczna Galenowi, że go nie ciągnął.
Przechyliła głowę na bok przyglądając mu się teraz szczególnie, gdy zadał to pytanie. Było interesujące, a przede wszystkim to, dlaczego go zadał. Im bardziej się przed nią otwierał, tym miała wrażenie, że ma jeszcze więcej do odkrycia. Było w tym coś ekscytującego.- Jeżeli jesteś wersją siebie, której nie lubisz, to oznacza, że tak naprawdę nie jesteś szczęśliwy. A nie powinniśmy być w związku , który nas unieszczęśliwia - spojrzała na niego z dolu, gdy stanął tuż obok. - Warto się też zastanowić, dlaczego taki jesteś wtedy? Czemu zachowujesz się inaczej? Bo druga osoba tego oczekuje? Czy tylko myślisz, że tego oczekuje?- zasugerowała, bo według niej Galen przed wieloma osobami grał z obawy, że pokazując 100% siebie nie zostanie zaakceptowany. Czy to była trafne spostrzeżenie? Tego jeszcze nie była pewna.- Brak komunikacji rujnuje związki. Brak rozmowy o swoich potrzebach, emocjach, a także słuchanie siebie nawzajem i respektowanie siebie, swoich granic - dodała brzmiąc jako ekspertka związkowa, a przecież właśnie tego zabrakło w jej małżeństwie. Na pewno ze strony jej męża, ale czy ona też była całkowicie szczera? Czy była szczera sama ze sobą?
- Na całe szczęście mam. Mam rodziców, siostry- zaczęła odpowiadać na jego pytanie z lekkim uśmiechem aż na głos powiedziała o siostrach. Teraz w jej głowie zatańczyła Connie. Jej młodsza siostra, którą zawsze powinna chronić i o którą powinna dbać. Której pragnęła szczęścia. I do cholery, pragnęła również jej narzeczonego. Mara miała przejebane.- A także przyjaciół- dodała po krótkiej pauzie wdzięczna za Cynthie, która pocieszała ją zarówno po skończonym małżeństwie z Joshem, ale także po informacji, że Arthur zostanie jej szwagrem. Jednak zwróciła uwagę teraz na to, że Wyatt miał opuszczoną głowę, więc Lakefield zrobiła coś, czego nie powinna- dotknęła jego dłoni chcąc go pocieszyć. To był instynkt. Odruch bezwarunkowy.- Przykro mi, że Ty nie masz- jej głos był pełen empatii i szczerości, bo widziała, że pragnie mieć takich ludzi wokół.- Ale to nie oznacza, że nie pojawią się takie osoby w Twoim życiu. Tylko pamiętaj, że nie musi to być duże grono. Tak naprawdę wystarczy tylko ta jedna osoba, na którą możesz liczyć na dobre i na złe, a ona na Ciebie- zanim kontynuowała zabrała jednak swoją dłoń, żeby ta terapia nie robiła się już coraz mniej profesjonalna.
- Tak- powiedziała bez chwili zwątpienia patrząc równie intensywnie w jego oczy, które czuła jak prześwietlają jej wnętrze. Cholera, już teraz ta terapia nie była ani trochę profesjonalna. Ona nie była profesjonalna. Czy to w ogóle wciąż była terapia? Czy może spotkanie podczas masażu dwójki zagubionych w dzisiejszym świecie dorosłych ludzi, którzy pragnęli po prostu być kochanym takim jacy są? Z wadami, przywarami, chorobami. Ludzi, którzy pragną być po prostu sobą przy drugiej osobie i będąc za to kochanym. Mara jednak czuła, że musi coś dodać. Nie wątpiłaby w to, że umówiłaby się z Galenem. Wystarczyło na niego spojrzeć w tym idealnie skrojonym garniturze i z czarującym uśmiechem. To mu dodawało na pewno dużo punktów na start, ale i gdy otwierał usta miała chęć dowiedzenia się co jeszcze ma do powiedzenia? - W innym wszechświecie, w którym nie jestem terapeutką, a Ty moim pacjentem umówiłabym się z Tobą. I nie dlatego jak sam zauważyłeś, aby przekonać się jak bardzo bogaty jesteś, a żeby przekonać się, że ten pewny siebie, inteligentny i sprytny prezes wielomilionowej firmy jest po prostu człowiekiem z krwi i kości. Człowiekiem empatycznym i łaknącym miłości na dobre i na złe. Chciałabym poznać Galena, który nie musi się przy mnie zastanawiać co powiedzieć, a mówi to co myśli i czuje. Który może być po prostu sobą, bo będąc takim jakim jest może być kochany i może być też cholernie szczęśliwy będąc singlem- nie zauważyła nawet kiedy nieznacznie się nachyliła w jego kierunku. Może i była wciąż jego terapeutką, to mówiła szczerze. Był cholernie interesującym mężczyzną i gdyby spotkali się te kilka tygodni temu całkowicie w innych okolicznościach. Gdyby oboje byli singlami - umówiłaby się z nim. Ale teraz? On był jej pacjentem. Był w związku. Ona była jego terapeutką, której po głowie chodził od tygodnia narzeczony jej siostry. Mężczyzna, którego pragnęła od lat. Czy flirtując właśnie ze swoim pacjentem i to kiedy oboje mieli na sobie tylko ręczniki, nie było grubą przesadą?



Galen L. Wyatt
Jakoś miło
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Niebieskie tęczówki znowu spoczęły na jej twarzy, kiedy zadała mu te kolejne pytania, dużo pytań, na które Galen nawet chciał jej odpowiedzieć, i sobie przede wszystkim też. Jego klatka piersiowa znowu uniosła się w głębokim, ciężkim oddechu, który aż wprawił w ruch te jej rude kosmyki, kiedy stał tak nad nią.
- Bo wszyscy patrzą na mnie jak bym był... Nie wiem, księciem na białym koniu? - przechylił na bok głowę, coś było w tej wizji, którą przecież Galen Wyatt budował, w tych swoich idealnych koszulach i garniturach, z tym pewnym siebie uśmiechem przyklejonym do twarzy - jak starasz się cały czas być idealny, to później już musisz taki być. I D E A L N Y - to ostatnie słowo powiedział powoli, a potem wywrócił tymi swoimi niebieskimi ślepiami - a prawda jest taka, że nikt nie jest. Ja też wcale nie jestem - wzruszył ramionami. Bo to był tylko taki ładny obrazek. Mężczyzny, który ma wszystko, a tak naprawdę... nie miał teraz nic.
No dobra, nie licząc złotego zegarka, Porsche, Lambo… Pięknego apartamentu, całej szafy drogich koszul i garniturów. Stanowiska...
Ale co to było w porównaniu do tego, że Galen został sam? Że on naprawdę nie miał takiej osoby, której by na nim zależało.
Nawet jednej. Bo ostatnią, którą miał od siebie też odepchnął.
Kiedy Mara tak zaczęła wymieniać, rodziców, siostry, przyjaciół, to on przez jeden moment szczerze jej pozazdrościł. Wymienił by każdy swój bajeczny zegarek na chociażby jedną taką osobę. Wszystko by oddał za taką osobę, która by go jakoś tak szczerze lubiła. Wspierała.
A jednak kiedy Mara dotknęła jego dłoni, to Galen zaraz podniósł głowę, uśmiechnął się delikatnie, bo chociaż to był rzeczywiście miły gest, pokrzepiający. I chociaż Galen się tak przed nią otworzył, zawsze to robił, otwierał się przed nią, to zaraz zaciągnął w płuca to aromatyczne powietrze o zapachu jakiejś lawendy.
- Nie zależy mi... - skłamał. I siebie też próbował wiecznie okłamywać, że nie. Bo przecież to był Galen Wyatt, tacy ludzie jak on nie potrzebują wcale żadnego wsparcia. Był na szczycie, to mu wystarczyło. Powinno przecież.
Ale prawda była trochę inna.
Bo Galen to był jak dziecko, które tych uczuć pragnęło, zawsze. Tylko zawsze też chował to za maską tego dupka. Bogatego dupka ze złotym zegarkiem.
I teraz też, spoważniał jakoś nagle, odsunął się nawet, i tylko chyba w tych jego niebieskich oczach było widać, że jednak to jej tak, że by się z nim umówiła, też było dla niego ważne. Słuchał jej słów, chociaż twarz miał niewzruszoną, a jednak naprawdę miło połechtało to jego ego. Uderzyło gdzieś w prosto w serce, bo może rzeczywiście dało się go... polubić? Dało się wyciągnąć z niego coś więcej niż te pieniądze. Coś więcej w nim zobaczyć.
Tylko dlaczego nie w tej rzeczywistości, w której on tak bardzo tego łaknął?
Strzelił tymi błękitnymi ślepiami w sufit i aż odchylił się do tyłu na tym stołku.
- Chyba w tym innym wszechświecie byłbym szczęśliwym człowiekiem - stwierdził, bo już to gdzieś słyszał, w innej rzeczywistości, w innym wszechświecie, w innym życiu. W którym Galen wcale nie byłby może sobą?
Czyli może jednak, jego się nie da polubić, nie takiego, jaki jest? Kolejne pytania, kolejne wątpliwości.
- A jakbym wtedy nie był bogaty, tylko biedny to też? - zapytał nagle i zarzucił nonszalancko nogę na nogę, ale poprawił też ten swój ręcznik, żeby jednak nie było niezręcznie.
Chociaż już troszeczkę było, kiedy Galen znowu oparł łokieć na kolanie, znowu pochylił się do przodu, a ten jego ciepły tors przez moment musnął jej nagą łydkę, bo źle wymierzył po prostu tę odległość.
- Biedni ludzie mają chyba łatwiej, bo ich się lubi za to jacy są, a nie za to co mają - kolejne przemyślenia Galena Wyatta - myślisz, że jakbym udawał biednego przed jakąś kobietą, to ona by wtedy była ze mną bardziej... szczera? - i kolejny wspaniały pomysł. Bo Galen to jednak dużo myśli miał w tej głowie, tylko wcale nie miał się nimi z kim podzielić. A z Marą mu to jakoś tak naturalnie wychodziło, samo z siebie. Nawet jeśli czasem te jego przemyślenia były jakieś abstrakcyjne, jak teraz na przykład.
- Ale z drugiej strony to musiałbym ją wyciągnąć spod jakiegoś kamienia, żeby nie znała tej twarzy - oczywiście, że Galen wskazał na swój podbródek, który może nie był jakiś charakterystyczny, ale jednak ostatnio dość często pojawiał się w kolorowej prasie ze względu na ten jego rzekomy handel ludźmi, z którego przecież jeszcze nie został oczyszczony. Ale liczył na to, że to już nie długo, że niebawem może będzie znowu szokował czymś ciekawszym niż "swoimi kontenerami".
- A może... masz jakieś wolne przyjaciółki Mara? Takie wiesz... też ładne? - znowu jej spojrzał w oczy, i znowu posłał jej jakiś taki czarujący uśmiech. Galen czaruś, a nie użalający się nad sobą dzieciak. Chociaż on też tam był, siedział w nim gdzieś tam głęboko.

Mara Lakefield
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
34 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
psychoterapeuta w CAMH
Awatar użytkownika
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
typ narracjitrzecioosobowy
czas narracjiprzeszły
postać
autor

- Oczywiście, że nikt nie jest idealny. Życie byłoby wtedy zbyt nudne- posłała mu delikatny uśmiech, bo przecież właśnie, gdy coś się dzieje podwyższa się nasz poziom endorfin. Oczywiście też nie zawsze musiało się coś dziać, dlatego najważniejszy we wszystkim był balans. A także znalezienie tej odpowiedniej osoby, z którą można po prostu poleniuchować na kanapie przed netflixem, by za kilka tygodni nagle kupić ofertę last minute i wyjechać kolejnego dnia na wakacje. Osobę, z którą można się pokłócić o źle odłożony nóż do szuflady, aby potem namiętnie się godzić w tejże kuchni. Życie nie było idealne i w tym tkwiło jego piękno.
Uniosła głowę, by przyjrzeć mu się i zastanowić nad jego słowami. Faktycznie momentami zachowywał się, jakby był księciem na białym koniu. Musiała przyznać przed samą sobą, że po pierwszym spotkaniu z nim uznała, że on się po prostu za takiego uważa. A nie dlatego, że uważa, że takiego musi grać. To było dla niej niezwykle interesujące.- To w takim razie , dlaczego nie przestaniesz się starać być idealny? Co stoi na przeszkodzie?- spytała nieco domyślając się jego odpowiedzi, ale i tak musiała zadać to pytanie. Potrzebowała go nakierować do pewnych wniosków, które sam wysnuje, a nie poda mu gotowe na tacy. Bo przecież w terapii chodzi o to, żeby nauczyć się żyć też bez terapeuty, prawda?
Zauważyła, że jej gest dał mu pewien rodzaj wsparcia i pokrzepienia. Na tyle duże, że zrezygnował z okłamywania siebie i jej, że wcale nie potrzebuje nikogo bliskiego. To był bardzo ważny moment w całej terapii - szczerość z samym sobą. Zaprzestanie okłamywanie i powtarzanie tych samych wyuczonych wręcz słów. Galen miał w sobie odwagę na dostrzeżenie tego w obecności swojej terapeutki. Tej samej terapeutki, która sama swoje problemy chowała głęboko pod ziemią.
- Myślę, że i w tym świecie możesz być szczęśliwy- powiedziała to z pełnym przekonaniem, bo wierzyła w to. Większość zależała od niego samego. A słysząc jakie miał plany na odnalezienie tego szczęścia, nie mogła się nie zaśmiać. Wiedziała, że nie powinna i nie śmiała się z niego! Śmiała się z tego pomysłu, bo był dosyć abstrakcyjny, ale również zabawny. - Moim zdaniem Galen odpowiednia i dobra kobieta dostrzeże Twoje dobro niezależnie czy jesteś bogaty czy biedny- jej uśmiech wciąż był szeroki, ale ton głosu stanowczy, ponieważ nie chciała , żeby grał kogoś kim nie jest. Nie chodziło tylko o uczucia i emocje, ale także te garnitury, zegarki, auta, pieniądze - to także był Galen L. Wyatt. Ale w pewien sposób też rozumiała tą potrzebę. W końcu ludzie bardzo często kierują się pewnymi uprzedzeniami, a czy Galen właśnie nie chciał stworzyć nietypowej, własnej wersji jej ulubionego reality show Miłość jest ślepa?
Ale kolejne jego pytanie było oznaką, że jednak nie do końca uważał ją za tak ślepą. Posłała mu porozumiewawcze spojrzenie, bo przecież nie zdążył jeszcze zerwać z narzeczoną. Wytłumaczyła mu, że najpierw trzeba zakończyć jeden rozdział, aby zacząć pisać kolejny. Po chwili wróciły też ich masażystki, które chyba same robiły te olejki. Mara jednak nie narzekała na taki obrót spraw. Spędziła w końcu przemiły wieczór będąc masowana, rozmawiając o życiu i uczuciach, a na końcu jeszcze jej za to zapłacono. Żyć nie umierać!

KONIEC <3

Galen L. Wyatt
Jakoś miło
ODPOWIEDZ

Wróć do „Old Mill Toronto Spa”