ODPOWIEDZ
29 y/o
Welkom in Canada
157 cm
Head of Creative & Strategy Department
Awatar użytkownika
I like my girls just like I like my honey; sweet
A little selfish
I like my women like I like my money; green
A little jealous
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Przyłożyła zegarek do terminala i podziękowała skinieniem głowy barmanowi za drinka. Miała się dzisiaj nie upijać, ale ten wieczór zdecydowanie szedł nie tak, jak powinien. Miała spędzić miło czas, nastroić się już na świętowanie nowego roku. Z przyjemnością przyjęła zaproszenie Jacoba na mini imprezę w jednym z ich ulubionych barów. Kumpel świętował awans w pracy i z tej okazji planował chyba przepuścić tutaj całą premię. Myślała, że będzie to bardziej kameralna posiadówka, ale w barze zrobiło się dość tłoczno. Co ciekawe, większość tych osób to faktycznie ziomki Jacoba. Koleś był popularny, to na pewno. Towarzystwo było mocno mieszane, większość pochodziła chyba z kompletnie innych środowisk i musieli radzić sobie z wrzuceniem do jednego gara, w którym wspólnym mianownikiem był świeżo upieczony manager. Wszystkie szoty szły na jego rachunek, więc tłumek szybko zaczynał wrzucać na luz i się między sobą mieszać.
Finch chciała trochę posiedzieć, pogadać, a potem na trzeźwo zmyć się do domu. To się jednak nie sklejało. Miała wrażenie, że przy każdym dialogu robi z siebie kretynkę i jakoś nie może wbić się w żaden dialog. Rozmawianie na trzeźwo z pijanymi ludźmi nigdy nie sprawiało jej większego problemu, ale dzisiaj szło koszmarnie.
Los podpowiadał jej od rana, że będzie źle. Przy robieniu śniadania zacięła się w palec, na którym miała teraz plaster z Bulbasaurem. W pracy oblała się kawą i do końca dnia chodziła w poplamionej bluzce. Rzuciła wyjątkowo nieodpowiednim żartem do gościa, który okazał się przedstawicielem jakieś absurdalnie wielkiej firmy, z którą agencja April miała podpisać kontrakt. Zostawiła w biurze klucze do mieszkania, więc musiała się wracać. Zanim przebiła się przez miasto, ogarnęła, zjadła i przebrała – była oczywiście spóźniona. To ostatnie na szczęście nie okazało się problemem, Jacob nawet tego nie zauważył.
Kręciła się moment po barze, odbijając się od ściany do ściany i sącząc swojego drinka. Chwilę kiwała głową w rytm huczącej z głośników Beyonce, ale taniec też jakoś jej do siebie nie przyciągnął. Nogi skierowały ją z powrotem w okolicę baru, przy którym zauważyła nieznaną jej damską sylwetkę. Dziewczyna stała przy ladzie sama, co było dobrą podkładką do startu rozmowy. Zawsze lepiej zagadać do pojedynczego ogniwa niż całej grupki, nie? A może potem typiara ją w coś wprowadzi.
— Wiedziałaś, że homary sikają sobie nawzajem na twarze, żeby się komunikować przed walką albo schadzką? Obserwuję tę imprezę od dłużej chwili i, jak słowo daję, mam wrażenie że jesteśmy o krok od osiągnięcia tego poziomu ewolucji — palnęła, dumna, że zapamiętała cokolwiek z ostatniej nocki zarwanej przy scrollowaniu YouTuba i skręcaniu nieprzyzwoicie grubych jointów. Oparła się łokciem o ladę obok dziewczyny i nawet się nie ześlizgnęła! Zrobiła to zadziwiająco zgrabnie. Problemem okazał się przód jej ofiary. Ze wszystkich ludzi na planecie musiała zagadać akurat do Abby Wallace? I to przez to, że po prostu nie rozpoznała jej tyłka w tym marnym świetle? O losie.
— Znaczy się no, wcale że nie — Wydukała, próbując wycofać się z tej sytuacji homarem rakiem. Obróciła się w inną stronę i przyssała do rurki, licząc, że jak będzie udawać, że nie widzi Abby, to dziewczyna wyparuje.

Abby Wallace
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Werka
26 y/o
For good luck!
171 cm
rezydentka w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor


001.
we used to have fun.


Abby Wallace chociaż nie była imprezową bestią, lubiła po ciężkim dyżurze skończyć dzień w barze, przy kolosalnym kuflu piwa — odprężyć głowę, wyciszyć się i uspokoić szalejące w piersi serce.
Od początku tygodnia wiecznie dostawała zmiany na intensywnej i chociaż nie przerastał jej nadmiar roboty, tak przypadki, które się trafiały, potrafiłyby ruszyć nawet człowiekiem o najbardziej stalowych nerwach. Abby nie miała stalowych nerwów nawet w pięciu procentach. Wciąż wszystkiego się uczyła — głównie panowania nad emocjami — co drugi dzień kończąc w kiblu dla personelu, rzygając jak kot.
I chociaż dzisiaj wcale nie wyzbyła się obiadu ani zajebistej kanapki z tuńczykiem, którą dostała od Tommiego za to, że pobrała za niego krew pacjentowi z łóżka numer siedem, wciąż mogła zaliczyć ten dzień do ciężkich. Nie było więc nic dziwnego w tym, że kolejny wieczór z rzędu wylądowała w barze. Sama. Przy wysokiej ladzie, obracając się raz po raz na obrotowym stołku.
Obcowanie wśród lekarzy i tworzenie znajomości z ludźmi związanymi z medycyną wiązało się z tym, że kiedy ty miałeś wolne, inni pracowali, a synchronizacja kalendarzy była najzwyczajniej w świecie niemożliwa. A dzisiaj wszyscy oprócz niej robili dwunastkę.
To co miała zrobić? Iść do domu?
A skąd.
Zamiast tego sączyła już drugie piwo, zagadując barmana. Bo akurat w gadaniu Abby nie miała sobie równych. Po pięciu minutach już wiedziała, gdzie facet mieszkał i chodził po bułki z samego rana, a po pół godziny potrafiła wymienić jego ulubione seriale i imiona ciotek od strony ojca. I może wciąż by sobie tak zawzięcie dyskutowali, gdyby facet nie musiał iść obsłużyć większego zamówienia. Dziwne, co najmniej jakby był w pracy.
Rozsiadła się więc wygodnie, chowając twarz w telefonie, sunąc palcem po Instagramie. Dopiero kobiecy głos wyrwał ją ze stanu zamyślenia, a słowa, które dziewczyna z siebie wyrzuciła, sprawiły, że z gardła Abby wybrzmiał miękki, szczery śmiech.
Czyli mówisz, że jesteśmy o krok od sikania sobie po twarzach? — podłapała temat praktycznie od razu, wciąż jeszcze śmigając palcem po ekranie, by wyłączyć zbędną aplikacje. — Nie wiem jak ty, ale mnie osobiście wystarczy… — nie dokończyła. Głos ugrzązł jej w gardle w sekundzie, w której ciało przekręciło się nieznacznie w lewo, a oczy napotkały doskonale znajome, ciemne spojrzenie. Serce zabiło mocniej w piersi, chociaż na twarz Abby wymalowało się jedynie zaskoczenie.
April? — spytała głupio, bo przecież doskonale wiedziała, kogo miała przed sobą. Jak mogłaby zapomnieć? Dobra, może ktoś z alzheimerem albo wrodzoną prozopagnozją faktycznie by mógł, jednak Wallace nie należała do żadnej z tych grup. I pamiętała ją doskonale, razem z całym zestawem randek, na jakie się wybrały. Pamiętała również tą ostatnią, po której Abby bawiła się tak dobrze, że kiedy wróciła do domu… usunęła jej numer.
Dlaczego?
Prawdopodobnie z czystej głupoty. Tępego przeświadczenia, że tylko ją zrani, szczególnie gdy widziała, jak bardzo Finch była zaangażowana. Wallace stwierdziła wtedy, że dziewczyna zasłużyła na coś więcej niż laska, która ucieka do pracy na całe dwanaście godzin, a potem odsypia drugie tyle w ciągu dnia.
Miały się nigdy nie spotkać.
Cóż, los jednak bywał przewrotny.
Chociaż sądząc po reakcji April, wcale nie miała zamiaru do niej zagadywać i przełamywać ich rozłąki, biorąc pod uwagę jak odwróciła się nagle na pięcie i zaczęła kierować się w przeciwnym kierunku.
Ej, gdzie idziesz? — Abby w momencie zerwała się z krzesła. Z walącym w piersi sercem doskoczyła do dziewczyny, torując jej drogę. — Przychodzisz tutaj mówić mi o sikaniu po twarzach, a teraz sobie idziesz? — wbiła w nią piwne spojrzenie, przy okazji wykonując krok w przód, by nie zniwelować dzielący ich dystans. Tylko raz zrobiła taktyczne półtora w tył, bo może April wcale sobie nie życzyła?

April Finch
kasik
postów z AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
29 y/o
Welkom in Canada
157 cm
Head of Creative & Strategy Department
Awatar użytkownika
I like my girls just like I like my honey; sweet
A little selfish
I like my women like I like my money; green
A little jealous
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

W normalnej sytuacji taka próba zagadania do obcej dziewczyny na pewno skończyłaby się świetnie. Po kilku chwilach rozmowy zostałyby najlepszymi przyjaciółkami albo wdałyby się w płomienny romans. To naturalna kolej rzeczy po tym, jak ktoś opowiada ci bez powodu o zwyczajach godowych homarów. Ta sytuacja była jednak wyjątkowo daleka od normalnej. Popełniła ten sam błąd już drugi raz. Ponownie zdecydowała się na kontakt z Abby, bo dziewczyna sprawiała wrażenie wyjątkowo sympatycznej. No i przy okazji po prostu była w jej typie. Okrutny los zadrwił z Finch, nie dając jej znowu żadnych sygnałów ostrzegawczych. Ostatnio skończyło się pokuszonym serduszkiem, teraz pokruszoną dumą. Chyba będzie musiała popracować trochę nad bilansem karmy, skoro życie zrzucało jej na łeb takie sugestie. Ewidentnie nagrzeszyła i teraz ma za swoje.
Dźwięk własnego imienia sprawił, że coś drgnęło w jej wnętrzu. Głupia! Żeby ucieszyć się, że typiara, która tak bezczelnie cię zghostowała, pamięta, jak masz na imię? Finch zbyt łatwo przychodziło znajdowanie w życiu pozytywów, a w ludziach dobrych stron. To chyba jakiś wyjątkowo smutny przypadek desperacji. Na szczęście taki drobiazg nie wystarczył, by wymazać wspomnienia. Uparcie uciekała z tej sytuacji, choć niespecjalnie było gdzie. Mogłaby po prostu wyjść z baru i zniknąć w ciemnych uliczkach. Mieszkały jednak w Toronto, a był przecież grudzień. To nie było takie proste. Najpierw trzeba było odebrać ubranie wierzchnie z szatni, opatulić się w to wszystko, znieść pierwsze uderzenie mrozu w twarz... szkoda gadać. Dramatycznych wyjść w tym kraju nie dało się uskuteczniać jak na amerykańskich filmach.
— Chciałam po prostu zagaić z kimś rozmowę, dzieląc się fascynującym pięknem karcynologii. Nie poznałam od tyłu, że to ty — mruknęła, wbijając wzrok w jakąś ścianę obok, by uniknąć jej wzroku. Czuła się już wystarczająco zmieszana. Obawiała się, że pod naporem jej spojrzenia mogłaby się już kompletnie posypać, a przecież powinna uchodzić za taką, co jej w ogóle nie zależy i jest przy tym niezwykle bystra, tajemnicza i seksowna. Tylko jak się robi chociaż jedną z tych rzeczy?
— Inne gatunki to nawet nie potrafią porządnie siknąć na pożegnanie, więc czemu miałabym ci mówić... — Obróciła się w jej stronę, bo próby zachowania dystansu w przypadku April nigdy nie trwają zbyt długo. Próby zachowania godności też najwyraźniej nie. Zawiesiła głos, bo dopiero, gdy to zdanie rozpłynęło się w powietrzu między nimi, zdała sobie sprawę, co właściwie bredzi. Jęknęła zażenowana, ukrywając na moment twarz w dłoni. W ten sposób na pewno jej nie zaimponuje i nie udowodni, że żyje jej się świetnie mimo tej olewki.
— Dobrze cię widzieć w jednym kawałku. Założyłam, że porwali cię kosmici albo jakiś seryjny morderca. Ewentualnie, że z dnia na dzień totalnie zapomniałaś, jak się mówi po angielsku. A tu proszę, luzujesz sobie wieczorem w barze. Świętujemy odzyskanie zdolności mowy? Hura, cheers! — paplała dalej wszystko, co jej ślina na język przyniosła. Odrobinkę wylewała na nią dzisiejsze frustracje, ale trudno. Zasłużyła sobie! April uniosła swojego drinka w geście toastu, uśmiechając się przy tym słodko aż do przesady, po czym upiła z niego kilka łyków.

Abby Wallace
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Werka
26 y/o
For good luck!
171 cm
rezydentka w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

April mówiła dużo. O wiele za dużo. Prawie jakby wyrzucała z siebie wszystko, co tylko przyszło jej na język. I może komuś normalnemu by to przeszkadzało, ale przecież to był jeden z głównych powodów, dla których urzekła Abby w pierwszej kolejności. Wallace zawsze była przekonana, że nie było na świecie osoby, która była w stanie ją przegadać. Cóż do czasu, aż pewnego dnia nie poznała Finch.
I nawet teraz, kiedy na dobrą sprawę April chciała się od niej uwolnić, a jednak nie potrafiła przestać nawijać, Abby słuchała jej uważnie, rejestrując każde wypowiedziane przez nią słowo i każdą pauzę na głębszy oddech. W tym całym jej gadaniu było wszystko naraz: ironia, pretensja, próba obrony, próba ataku i jednoczesna chęć zniknięcia. I Wallace nie musiała aż tak dobrze się znać na ludziach, aby to zauważyć, bo sama znała ten mechanizm dość dobrze. Dokładniej z autopsji.
Przez chwilę naprawdę chciała wejść na fale, na których nadawała Finch. Chciała rzucić czymś równie lekkim, dowcipnym, przykleić plaster w postaci żartu i ciągnąć maskaradę dla ich własnego zażenowania, byleby tylko nie przejść do ciężkich konkretów i realiów, które kryły się głęboko pod skórą. Do konfrontacji tego, co zostawiła w przeszłości, a teraz wróciło jak żywe, ciążąc jej na żołądku.
Ej, ale karcynologia jest naprawdę spoko — odezwała się w końcu, wchodząc April w słowo w sposób i tak dość niezręczny, jakby to miało uchronić je przed rozmawianiem o tym, co było. A raczej o tym, czego finalnie nie było wcale. — W sensie, no wiesz… to nie był zły start rozmowy. To bardzo ciekawa dziedzina i bardzo niedoceniana — pokiwała przy tym głową, jak gdyby chciała podkreślić, że to jakiś niepodważalny fakt, z którym nie sposób się spierać. — A wiedziałaś, że krewetki czyszczące prowadzą takie swoje… stacje? — pociągnęła, może w pewnej desperacji, nie chcąc dać ciszy możliwości zapanowania między nimi. Byłaby zapewne niezręczna i zbyt ciężka do zniesienia. — Ryby ustawiają się w kolejce do nich jak na myjnię samochodową, mówię poważnie. Krewety wyjadają im pasożyty nawet z pyska i nikt przy tym nigdy nie ucierpiał.
Powinna poważnie zastanowić się nad listą swoich zainteresowań i sposobie spędzania czasu wolnego, bo ilość znanych jej losowych faktów z życia morskiej fauny, była nieco przytłaczająca. Tym bardziej, kiedy miała świadomość, że to nie było wszystko, a w rękawie trzymała jeszcze kilka asów, które należały do jej desperackiej linii obrony monologiem.
Dopiero, gdy wyrzuciła z siebie te kilka ciekawostek, spojrzała na Fimch nieco uważniej. Nie musiała być specjalistką od ludzkich relacji (wystarczyło, że była świeżo upieczonym lekarzem), aby zauważyć napięcie zamknięte w jej mięśniach. I dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że sama pewnie nie wygląda lepiej. Zwłaszcza w obliczu rzuconej przez nią uwagi o tym, że inne gatunki to nawet sikać nie potrafią. Cóż…
Ta, chyba faktycznie nie jestem tym homarem, co sika na pożegnanie — dodała pod nosem, bardziej do siebie niż do niej. Uświadomiła sobie, że powiedziała to na głos dosłownie chwilę później. Wtedy podniosła głowę, z umysłu wyciągając kolejny, adekwatny dla tematu fakt. — A słyszałaś, że krab pustelnik potrafi porzucić muszlę i spierdalać nagi, jak czuje zagrożenie — po prostu porzuca cały swój dobytek, żeby ratować swoją skórę. No bo co innego jej zostało? — O, albo równonogi! Te się zwijają i udają martwe i potrafią tak leżeć naprawdę długo. Który mi bardziej pasuje? — czy na naprawdę zadała do pytanie? Oczywiście, że tak. Wysiliła się na uśmiech, próbując to jakoś obronić. Chyba nie wyszło, bo grymas wyszedł równie niezręczny, wręcz adekwatny do całej tej sytuacji. Bo jak się po chwili okazało, April wcale nie skończyła. A i nawet jawnie przytoczyła ich przeszłość i pretensje, które również z niej wyszły.
No ba, porwali mnie porwać, bo zajebiście pobieram krew i uznali, że im się przydam — mruknęła w końcu, wracając spojrzeniem do April. — Ale nie dałam im wyprać mi mózgu i uciekłam z ich statku. Tylko wiesz, nie mów nikomu. Lubię swoją pracę i raczej nie chcę zmieniać jej zbyt szybko i przenosić się do roboty na strefę pięćdziesiąt jeden. Podobno mają tam kiepski socjal — zażartowała sucho, sięgając po kufel. Upiła spory łyk alkoholu, próbując jakoś zapanować nad szalejącym w piersi sercem, podczas gdy ciemne oczy wciąż były intensywnie wbite w te April. — A tak serio to przepraszam, że się przestałam odzywać — dodała już po chwili, cała czerwieniąc się na twarzy. Bo przecież obie wiedziały, że ich znajomość zakończyła się tylko i wyłącznie z winy Abby.

April Finch
kasik
postów z AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
29 y/o
Welkom in Canada
157 cm
Head of Creative & Strategy Department
Awatar użytkownika
I like my girls just like I like my honey; sweet
A little selfish
I like my women like I like my money; green
A little jealous
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Gdyby wiedziała, kiedy należy się zamknąć, miałaby dużo prostsze życie. Uniknęłaby wielu nieporozumień oraz niezręczności, chociażby jak ta tutaj. Odezwała się do niej przypadkiem, ale przecież można było z tego wyjść z twarzą. Wybrnąć jakoś inteligentnie, a potem ulotnić się jak dym z papierosa, by zachować aurę tajemniczości. Teraz raczej było już na to wszystko za późno. Z tej sytuacji nie ucieknie, musi po prostu w niej trwać i łapać każdy skrawek godności, jaki tylko zauważy. Szkoda, że nie dostrzegała ich zbyt wiele.
— Każdy głupi to wie — mruknęła, nonszalancko wzruszając przy tym ramionami, jakby wiedza na temat krewetek była wtłaczana dzieciakom w taki sam sposób, jak odróżnianie czerwonego światła od zielonego. Faktycznie słyszała już kiedyś ten fakt. Nie spodziewała się po Abby, że ona również. Nie sprawiała wrażenia dziewczyny, która interesuje się morskimi stworzeniami. Chyba że Krakenem albo inną Gorgoną, do których pewnie się chce upodobnić! No dobrze, bez przesady. Nie uważała jej przecież za skończone okropieństwo. Nigdy nie poszłaby na pierwszą randkę z kimś nieciekawym, a potem by po tym kimś nie przeżywała mini żałoby.
— Żebyś chociaż uciekała nago... — rzuciła, wbijając wzrok w swój drink. Zaczęła majtać w nim słomką, licząc, że dzięki temu łatwiej będzie się jej skupić i wreszcie wykaże się jakąś inteligencją. Najgorsze w tym wszystkim było to, że fakty trafiły się naprawdę ciekawe. Nie czytała nigdy na temat równonogów, a może powinna. Korciło ją trochę, by dopytać, czy Abby wie coś więcej na ten temat. Czy tylko zbierała losowe ciekawostki z TikToka albo dziwnej strony z memami, czy faktycznie lubiła zdobywać wiedzę na tak nieprzydatne nikomu do niczego tematy? I czy ma ulubionego bezkręgowca? Ach, mogłaby jej zadać tyle niesamowitych pytań, gdyby tylko znajdowały się w innej sytuacji. Albo gdyby przyznała się do tych zainteresowań na drugim spotkaniu, gdy jeszcze wszystko wydawało się w porządku. Nie znały się na tyle długo, by zdążyć się świetnie poznać. Gadały sporo, bo w towarzystwie April nie da się przesiedzieć zbyt długo w ciszy, ale nie dotarły jeszcze do najskrytszych fragmentów swoich dusz. Wiedza na temat traum z dzieciństwa i historii przeglądania w bezsenne noce wciąż były owiane tajemnicą.
Podniosła na nią wzrok, nie potrafiąc ukryć zainteresowania próbą wyjaśnienia sytuacji. No dobrze, to dużo powiedziane. Wallace obróciła sytuację w żart. Nie była to komedia wysokich lotów, ale wystarczyła, by April musiała przygryźć policzek od środka, by się nie uśmiechnąć. Nie chciała tak szybko dawać za wygraną, musiała być twarda i asertywna. Zaraz przecież miała trzydziestkę – to najwyższa pora, by się tego wszystkiego nauczyć.
— Przestałaś? Ano tak, w sumie nawet nie zauważyłam. — Uciekła na moment wzrokiem gdzieś na bok, chcąc w ten sposób ułatwić sobie wypowiedzenie tego kłamstwa. Było jednak zbyt banalne i idiotyczne. Pokręciła głową z zażenowaniem nad samą sobą i znowu spojrzała na Abby, uśmiechając się przepraszająco za ten głupi tekst.
— No dobrze. A wyjaśnisz mi chociaż, o co poszło? Zrobiłam coś nie tak? Wystarczyło powiedzieć, nie byłabym przecież zła. — Rozluźniła mięśnie ramion, czując spokojną falę ulgi. Proste i szczere pytanie przyszło jej dużo łatwiej niż te wszystkie złośliwości. Przyglądała się dziewczynie już bez paraliżującego stresu i wstydu. Była autentycznie zainteresowana odpowiedzią. Oczy wciąż miała smutne, ale to chyba naturalna reakcja na konfrontacje z odrzuceniem.

Abby Wallace
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Werka
26 y/o
For good luck!
171 cm
rezydentka w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

W pierwszej chwili, gdy April powiedziała, że mogła chociaż uciekać nago, Abby chciała się zaśmiać. Rzucić jakimś równie trafnym tekstem, żartem, który rozładował by atmosferę, jednak czy to na pewno był odpowiedni moment? Bo przecież one nawet podczas wymieniania się bezsensownymi ciekawostkami na temat morskich stworzeń były dziwnie pospinane, a niezręczność dało się namacalnie czuć w powietrzu. Wallace więc szybko doszła do niegłupiego wniosku, że może faktycznie najwyższy czas skończyć żartować.
Szczególnie, że przecież to nie było tak, że nie lubiła Finch. Wręcz przeciwnie; April naprawdę wpadła jej w oko. Jej sposób bycia, wieczne gadulstwo i ten obłędny uśmiech — Wallace kupowała to wszystko od pierwszego spotkania, nawet kurwa pierwszego spojrzenia. I chyba to tak bardzo ją przeraziło. Ta myśl, że Finch najzwyczajniej w świecie była za fajna, za dobra i w ogóle ZA wszystko, żeby marnować swój potencjach dla kogoś, kto połowę swojego życia jak nie sześćdziesiąt procent spędzi w szpitalu podczas dyżurów.
Tylko czy Wallace była gotowa podzielić się tym faktem na głos? Że spieniała? Wzięła głęboki oddech i przez moment po prostu patrzyła w zielone oczy Finch, wciąż piękne i błyszczące jak kiedyś.
A wyjaśnisz mi chociaż, o co poszło?
Zrobiłam coś nie tak?

To nie ty, to ja — powiedziała to. Zanim nawet zdążyła pomyśleć, powiedziała na głos to jedno zdanie, którego obiecała sobie, że nie powie. Wyszło z niej kompletnie niekontrolowanie i niechcianie do tego stopnia, że Wallace w sekundę zrobiła sie czerwona na twarzy. — Nie, kurwa, wróć. Nie to miałam na myśli — dodała szybko, tylko nato było już zdecydowanie za późno. Bo to nie była żadna gierka komputerowa, gdzie można było na nowo odpalić sobie level i przejść go w odpowiedni sposób, tutaj każde wypowiedziane słowo już na zawsze zostawało w powietrzu i nie dało się go cofnąć. Ale dało się za to, schować twarz w dłonie. I to właśnie zrobiła Abby.
Ja pierdole, wszystko nie tak — a potem jeszcze oparła łokcie o ladę, próbując złapać oddech i może trochę licząc na to, że ten wstyd po prostu przejdzie? Albo w ogóle April sobie pójdzie od słuchania tych bzdur. Tylko nic z tego nie miało miejsca, więc Wallace zgarnęła kolejny głęboki wdech i wyprostowała się, spoglądając na Finch.
Chuj. Raz się żyje.
Głęboki wdech.
Nie zrobiłaś nic źle — zaczęła na nowo, już bardziej w sposób, w jaki chciała to zrobić od samego początku. — To ze mną jest coś nie tak. To znaczy nie olałam cię dlatego, że nie byłaś super, bo byłaś i to właśnie aż za bardzo i to dlatego. Rozumiesz? — wyrzucała z siebie słowa, kompletnie nie kontrolując ich przebiegu. Mówiła na jednym wdechu, nawet nie próbując oddychać, jakby chciała już mieć za sobą tą okropną część, w której człowiek wychodził ze strefy komfortu i faktycznie mówił, co mu siedziało na sercu. Tylko April wcale nie wyglądała, jakby rozumiała, więc Wallace była zmuszona kontynuować. — Kurwa, wróć. Chodzi mi o to, że ty jesteś mega zajebista, a ja… a ja jestem lekarzem. I nie wiem April. Nie chciałam, żebyś… — ciężko jej było znaleźć słowa, a zazwyczaj po alkoholu szło jej najzwyczajnie lekko. Dlatego żeby się jeszcze docisnąć, wyzerowała swoje piwo. — Żebyś marnowała czas na kogoś, kto nie miałby go wystarczająco dużo, okej? A że zrobiłam to w najbardziej chujowy sposób, w jaki się dało, to już inna kwestia. I wcale nie tych kosmitów, co chcieli mnie porwać.

April Finch
kasik
postów z AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
29 y/o
Welkom in Canada
157 cm
Head of Creative & Strategy Department
Awatar użytkownika
I like my girls just like I like my honey; sweet
A little selfish
I like my women like I like my money; green
A little jealous
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Uniosła brwi, słysząc to nie ty, to ja. No to już była lekka przesada. Rozejrzała się niepewnie, spodziewając się, że tak naprawdę jest ukrytej kamerze i ktoś okrutny robi jej miłosnego pranka. Nie dało się chyba wymyślić nic bardziej sztampowego i bezpłciowego. Nie odnalazła jednak żadnych kamer. Abby nie wyglądała, jakby miała w uchu słuchawkę, przez którą ktoś podpowiada jej te wszystkie teksty. To była smutna rzeczywistość? To, co usłyszała później, wcale nie poprawiło sytuacji. Tym razem zmarszczyła brwi, kompletnie już nie pojmując, w jakiej znalazła się sytuacji. I czemu Wallace zakładała, że teraz wszystko powinno być jasne? Czyżby Finch faktycznie była taka durna i nie docierały do niej jakieś oczywistości?
Kiwała głową ze zrozumieniem, sącząc powoli alkohol przez słomkę. W rzeczywistości nadal nie ogarniała wszystkiego w stu procentach, ale przynajmniej powolutku ta rozmowa robiła się coraz jaśniejsza. To wszystko nadal było dziwaczne, bardzo dalekie od stylu bycia April. Miała dobre serce, potrafiła z kimś empatyzować. Co ona zrobiłaby na miejscu Abby? Pewnie napisałaby bardzo długi list, który z prostego wyjaśniania powodów zerwania znajomości, szybko przerodziłby się w emocjonalny wysryw, kilka wyznań intymnego zauroczenia i zbiór drobnych dygresji na temat dziecięcych traum. To dopiero byłoby dziwaczne! W alternatywnej rzeczywistości to Abby patrzyłaby na nią teraz jak na kosmitkę, a ona plątałaby się w wyjaśnieniach.
— Okej, chyba nadążam — podsumowała, gdy dziewczyna skończyła mówić. Przysłała się na moment do rurki własnego drinka, wypijając ostatnie łyki. Siorbnęła niekulturalnie, próbując wysączyć ze szklanki pozostałości po roztopionym lodzie. Brakowało jeszcze świerszczy w tle. Albo tego suchego krzaka z westernów. Oba prawdopodobnie gdzieś tu były, tylko ginęły w marnym świetle i głośnej muzyce.
— A nie pomyślałaś, że byłoby lepiej, gdybym sama mogła zdecydować, czy chcę marnować czas? — Uśmiechnęła się nieśmiało, w końcu patrząc na nią bez złości. To jeszcze nie był moment puszczenia win w niepamięć, ale chwilowo zeszły z niej emocje, których miała w nadmiarze. Wyrównało jej się w środeczku do rozsądnych ilości. Nic nie wylewało się uszami, ale nadal było nagromadzone do przesady.
— Moi rodzice są wziętymi prawnikami. Jestem przyzwyczajona do miłości na odległość — dodała, nieświadomie otwierając się troszeczkę za bardzo niż było to teraz konieczne. Zamrugała niepewnie, bo dopiero, gdy usłyszała własny głos, dotarło do niej, jakich zdań użyła. Właśnie po takich tekstach od ciebie uciekają, April.
— Znaczy nie mówię, że miałyśmy się od razu kochać, to tylko takie porówananie... Znaczy nie, że kochać w sensie seksualnym, bo do tego, by pewnie doszło, tylko kochać, że miłość... Nie, czekaj, przepraszam, nie mówię, że jesteś łatwa! Po prostu mi się podobasz i wydawało mi się, że sposób, w jaki flirtujemy kieruje nas w stronę łóżk... — Słowa wylatywały same. Chyba nawet tego nie kontrolowała. Gubiła się w każdym kolejnym odniesieniu, plącząc się w próby bycia uprzejmą i niezbyt natarczywą. Wychodziło okropnie. W końcu zawiesiła głos w połowie słowa, wzięła głęboki wdech i na sekundę zamarła. Ale jak już ustaliłyśmy, to nie była gra komputerowa. Nie dało się trwać na pauzie w nieskończoność, rozważając, jakby tu z tego wybrnąć.
— Napijesz się czegoś? Ja stawiam. — Zanim Abby zdążyła odpowiedzieć, dopadła do lady i zawołała barmana. Może jak ją upije, to zapomni o tym spotkaniu i Finch będzie mogła spać spokojnie?

Abby Wallace
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Werka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Woody's and SAILOR”