-
W te Święta dostałem Od Was w prezencie
12 robaków
11 dzieciaków
sąsiadów okropnych
9 lat bezrobotnych
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
— Czyli ostatni raz zaliczyłaś tego typu akcję w liceum? No to dobra, wierzę, że wspomnienia mogą być rozmyte. — Starała się brzmieć tak bardzo obojętnie, jak tylko było to fizycznie możliwe. Odwróciła nawet na moment wzrok i od niechcenia kopnęła butem jakiś losowy kamyk. Potem zdała sobie sprawę, że ma na sobie tylko skarpetki i siedzą w mieszkaniu, a nie na chodniku, więc ten ruch musiał wyglądać wyjątkowo idiotycznie. Skarciła się za niego w myślach, znów nie chcąc dać po sobie poznać, że dotarła do niej bezsensowność tej akcji. Na szczęście na co dzień również była często dziwaczna i bez sensu, więc może Bonnie nawet nie poczuje różnicy? Oby.
— Daj spokój, nie zgrywam się. Powinnaś emanować pewnością siebie co najmniej na poziomie Cardi B albo losowej drag queen. — Obróciła się tyłem do blatu, opierając się o niego plecami. Śledziła Miller wzrokiem w drodze na kanapę, zastanawiając się nad przyczyną rumieńców na jej policzkach. Już się nawaliła? A może jednak przyjęła ten komplement z większą przyjemnością niż klasyczną pochwałę od kumpeli?
Przygryzła nerwowo dolną wargę, obserwując żarzącą się końcówkę skręta. Czuła się nieco jak niewinna nastolatka, której serce zaczyna bić dwa razy szybciej na samą myśl o takich treningach całowania ze swoją skrytą crush. Opróżniła kieliszek, zrzucając winę za reakcję organizmu na alkohol.
— Ja w liceum namówiłam kumpelę, żebyśmy poćwiczyły razem całowanie się, zanim znajdziemy sobie porządnych chłopaków. Żadna z nas do tej pory nie znalazła sobie faceta, więc nie wiem, czy treningi mogę uznać za udane. — Uśmiechnęła się do tego wspomnienia. Dzisiaj trudno było jej uwierzyć, jak durnowate to było. I jak durnowata sama była, wmawiając wszystkim wokół (głównie sobie), że jest najzwyczajniejszą i najporządniejszą heteroseksualną dziewczyną, jaką widziało Toronto.
— A coś się stało czy tak po prostu cię naszło? — Przymknęła oko i zajrzała w głąb swojego pustego kieliszka, szukając na dnie szczęścia albo sensu życia. Czegokolwiek właściwie. Na pewno nie alkoholu, bo tego się przecież przed chwilą pozbyła. Odchyliła głowę, przechyliła szkło i otworzyła szeroko usta, wlewając w nie ostatnie kropelki, leniwie spływające po naczyniu. Oblizała wargi po kontakcie z tą smutną nicością i odłożyła pusty kieliszek na blat. Śmiało ruszyła w stronę Bonnie. Usiadła po turecku naprzeciwko niej, moszcząc się na stoliku kawowym.
— Jakbyś zmieniła zdanie, to ja się zawsze chętnie z tobą zeszmacę. — Mruknęła konspiracyjnym szeptem, nachylając się w jej stronę.
Bonnie Miller