Na szczęście nie była tu pierwszy raz. Jego pracownicy ją już znali, nie musiała się od nowa tłumaczyć. Przyjechała na miejsce przed czasem, więc z przyjemnością skorzystała z chwili na oddech w poczekalni. Jeszcze raz przejrzała materiały, którymi musiała się dziś zająć. Cierpliwie czekała na kawę, o którą poprosiła na recepcji i o zaanonsowanie jej u Wayatta. Zbliżający się grudzień był dla niej gorącym okresem. Z jej kalendarza wsypywały się spotkania, na szczęście głównie te kontrolne. To już nie był moment na kreowanie kampanii od zera. W grudniu ruszało wszystko z wielkim hukiem, trzeba było monetyzować święta jak najlepiej się dało. Zima to czas zarabiania wielkich pieniędzy, bicia rekordów zasięgów i wymyślania największych bzdur, by ocieplić wizerunki tych, którzy przez cały rok zdążyli sobie nagrabić.
Weszła w końcu do gabinetu, witając go uśmiechem. Próbowała ocenić, czy w ogóle pamiętał, że się dzisiaj widzą, czy dowiedział się o tym kwadrans wcześniej od swojej sekretarki. Usiadła przy biurku czy innym stoliku, przy którym zazwyczaj rozmawiali. Ułożyła na nim komputer i kawę.
— Cały rok byłeś niegrzeczny i pewnie teraz chcesz, żeby jakoś namówić Mikołaja, by przyniósł ci śliczny prezent, a nie cierniową rózgę i kilo węgla, co? — Rzuciła, spoglądając na niego znad ekranu. Powinna się pewnie na niego wściekać, ale na ten moment nie miała na to energii. Spodziewała się, że mogła zakończyć dzień kłótnią, ale przecież nie musieli tak zaczynać spotkania, prawda? Może wyjdzie z niego coś owocnego.
— Wybrałeś którąś z fundacji, które ci przesyłałam mejlem? Tylko mi nie mów, że chcesz zrezygnować z tej opcji, bo wtedy osobiście cię spakuję i odeślę na Biegun Północny. — Chajzerowanie w okolicach Świąt to klasyk social mediów. Przekazywanie wielkich sum na smutne pieski, dzieci, kobiety lub staruszków było cyniczne, ale Finch zdążyła się do tego przyzwyczaić. Ważne, że potrzebujący otrzymywali zastrzyk gotówki, a część komentujących w social mediach na moment zapominała, że osoba, która klepnęła ten przelew, na co dzień uchodzi za dupka.
Galen L. Wyatt